Dziś kolejny wyścig z cyklu Bike Maraton. Tym razem z Myślenicach. W tych okolicach na rowerze jeszcze nigdy nie byłam, a tym bardziej na maratonie. Pogoda od samego rana znakomita - ciepło i słonecznie. Dążąc do zrobienia generalki dziś znów startuje na dystansie mega, wynoszącym 42 km.
Początek wyścigu to jakieś 6 km podjazdu. Pierwsze 3 km to podjazd asfaltem, a
kolejne terenem. Na około 4 km
(trochę zdziwiona) wyprzedzam Kamila z naszej drużyny, który startował z 4
sektora. Po podjeździe kilka km zjazdu, po czym jakiś kilometr ostrego podjazdu
po płytach do bufetu, który ulokowany był na 9 kilometrze. Kawałek
na bufetem rozjazd MiniMega. Za rozjazdem parę krótkich interwałów i od około 12 km mniej więcej 2 km zjazdu, po czym od 14 km jakieś około 4 km podjazdu do schroniska na
Kudłaczach. Następnie około 2
km technicznego, trudnego zjazdu, (który jak dla mnie
był więkoszości zejściem) do bufetu umieszczonego na 20 km trasy. Za bufetem około 1 km
podjazdu, po czym techniczny kamienisty zjazddo około 24 km po masywie Kamiennik. Podczas zjazdu na 23 km spotykam Łukasza, który ma dziś problemy z piastą, a kawałek dalej naszego prezesa Mikołaja, który z winy innego zawodnika złamał karbonową ramę. Dalej około 3 km podjazdu i od 27 km zjazdu i od 27 km znów zjazd po kamieniach do bufetu na 31 km. Za bufetem asfaltowy podjazd , potem kilka terenowych interwałów i od około 37 km zjazd terenem. ostatnie 3 km przed metą już po płaskim wzdłuż rzeki.
Na trasie wyścigu
Gdzieś na trasie maratonu Ciekawostką dzisiejszego wyścigu okazał się dla mnie fakt taki, że od około 12 km jechałam równo z pewną zawodniczką, którą ja wyprzedzałam na każdym podjeździe, a ona mnie na zjazdach. Przy każdym wyprzedzeniu krótka wymiana zdań i każda z nas jechała dalej swoim tempem. Dopiero na jakimś 34 km z rozmowy wynikło, że owa zawodniczka, to ta sama dziewczyna, która podczas pamiętnego dla mnie zeszłorocznego maratonu w Krynicy, zatrzymała się, by mi pomóc, podczas gdy ja zaliczyłam bardzo mocny upadek. Dopiero po roku, ale mogłam jej osobiście podziękować za ten gest :)
Kilka fotek z galerii FotoMaraton:
Sporo zawodników po wyścigu mówiło, że Myślenice były trudniejsze od Wisły. Wg mnie podjazdy były jednak łatwiejsze, gdyz w porównaniu do Wisły, większość udało mi się pokonać w siodle. Miejscami tylko musiałam pchać rower. Zjazdy owszem były bardziej techniczne i jak dla mnie trudniejsze. Najważniejsze, że do mety udało się dotrzeć bez żadnego upadku :)
Ostatecznie uplasowałam się na miejscu 6 z 8 w K2 Mega i 237 z 383 Open. Dodatkowo dodam, że Bikehead wywalczył dziś 2 miejsce drużynowo w klasyfikacji Muszkieterów. Szkoda, że nie wszyscy którzy punktowali załapali się na podium, ale chyba dla większości z nas pudło drużynowe było dziś sporym zaskoczeniem :)
Rano do pracy, w trakcie pracy służbowy kurs do OHP, a po pracy powrót do domu.
Po południu razem z mamą i Alkiem na Plac Biegańskiego na jubileuszową setną już Częstochowską Masę Krytyczną. W dzisiejszej masie udział wzięło aż 821 rowerzystek i rowerzystów. Do tysiąca brakło niewiele :) Trasa przejazdu: Plac Biegańskiego, Aleje NMP, plac Daszyńskiego, Aleja NMP, Kościuszki, Armii Krajowe, Szajnowicza - Iwanowa, Okulickiego, Św. Rocha, Pułaskiego, rondo Mickiewicza, Wolności, Focha, Śląska, Plac Biegańskiego.
Po masie powrót do domu w towarzystwie Kasi i Mario66.
Nie chciało mi się dziś zbytnio jechać samemu, więc jakieś pół godzinki przed wyjazdem napisałam do Kasi. Uzyskałam pozytywną odpowiedź, więc pozostało mi jedynie samotnie dojechać do skansenu. Dalej już we dwójkę.
Najpierw przez Kucelin, potem ścieżką wzdłuż rzeki do Bugaja i dalej wzdłuż rzeki do Słowika. Następnie asfaltem przez Słowik, Korwinów, Nową Wieś, Poczesną, Wanaty, Kamienicę i Jastrząb. Dalej obok zalewu do Poraja. Tutaj na chwilę do sklepu po czekoladę i dalej asfaltem przez Choroń i Biskupice. Przed skrętem w pożarówkę mała scysja z jednym kierowcą, który wyskoczył na nas z wielkimi pretensjami, że jeździć nie umiemy i chamsko wyprzedzał nas podczas skrętu - który wcześniej zasygnalizowałam. Cóż... Dalej pożarówką, po czym asfaltem koło Guardiana i ścieżką wzdłuż rzeki (gdzie mijamy się z Abovo) na Kucelin. Na Alejce Pokoju żegnam się z Kasią i dalej samotnie do domu.
Bardzo fajny popołudniowy wypad w spokojnym tempie. Spontany są jednak fajne :)
W
planach na dziś był wypad do Ojcowa ze Skowronkami, ale w sobotę
okazało się, że nie będziemy dziś dysponować takim dużym zasobem czasu.
Początkowo mieliśmy mieć możliwość pójścia na rower tak by wrócić około
16, a jak okazało się z rana, to dopiero o 16 mieliśmy czas by na rower
pójść, dzięki czemu udało nam się zgadać na rower z Tomkiem, z którym
umawiamy się już od dawna i ciągle coś na przeszkodzie stoi.
Najpierw
jedziemy Aleją Pokoju i przez Kucelin. Potem przez Cmentaż Żydowski i
Legionów. Do umówionej godziny mamy jeszcze trochę czasu, więc kierujemy
się do kamieniołomu Prędziszów. W kamieniołomie zjazd i na samym dole
spotykamy znajomych z Clubu CONA (Częstochowski Oddział Niezależnego
Airsoftu), którzy dziś mają w planie nakręcić krótki filmik o swoich
zainteresowaniach. Kilka prób podjazdu i zjazdu i czas kierować się na
miejsce spotkania. Na Legionów Tomek już czekał. We trójkę atakujemy
podjazd na Ossona, a potem pokonujemy jeszcze kilka singlowych podjazdów
i zjazdów. na jednym ze zjazdów Alek łapie kapcia w Rockym, więc jest
okazja przetestować moją pompkę na naboje. Kierujemy się na ostatni
podjazd na Ossona (ten krótki, a stromy). I tutaj jak dla mnie paradoks -
na Cube, który waży niecałe 10 km nie podjechałam, a na Rockym o wadze
blisko 12 km się udało :D Przyzwyczajenie do sprzętu. Później zjazd z
Ossona, po czym
czerwonym rowerowym na Zieloną Górę, gdzie atakujemy dwa podjazdy.
Pierwszy dużo trudniejszy, drugi już lżejszy. Całości podjechać nie
dałam rady, ale i tak podjechałam więcej niż dotychczas. Następnie zjazd
do czerwonego rowerowego i do Kusiąt. Kawałek asfaltem i za górką w
prawo w teren w stronę Towarnych. Podjazd pod jaskinię, potem kawałek na
nogach na szczyt i zjazd do polany. Dalej na szczyt Gór Towarnych.
Chłopaki podjeżdżają trudniejszym podjazdem, ja jadę łagodniesjzym
dookoła. Następnie zjazd i asfaltem do Olsztyna. Przejeżdżamy koło
leśnego i wjeżdżamy na Biakło - a dokładniej - chłopaki pokonują całość
podjazdu, a ja około połowę. Ostatni dziś zjazd i powrót. Widok na zamek w Oslztynie - fot. Alek
Podjazd na Góry Towarne
Kawałek
asfaltem, a potem przeciwpożarówką do poczatku rowerostrady. kawałek
terenem do torów, po czym asfaltem koło nastawni i Guardiana. Wzdłuż
rzeki na Kucelin i potem Aleją Pokoju, gdzie mijamy Rafała z synem. Koło
Jagiellończyków żegnamy Tomka i wracamy we dwójkę do domu.
Bardzo
zakręcony ten dzisiejszy dzień, ale fajnie, że udało się wyrwać na
rower choćby na te dwie i pół godzinki. Siły pomału wracają, a to cieszy :)
Sił w dalszym ciągu jak na lekarstwo, poobdzierana ręka jeszcze chwilami boli i w dodatku ten upał. Na trening nie było więc po co iść. Postanowiłam pojechać do kumpeli na pogaduchy.
Trasa asfaltowa przez Korkową, potem przez Brzeziny Kolonia, Sobuczynę, Nieradę, Rększowice, Konopiska i Wygodę na Kijas. Godzinka babskich plotek i powrót przez Dźbów, a potem z uwagi na objazd ulicami Malowniczą, Zdrową i Żyzną do Wypalanek.
Podczas powrotu już trochę chłodniej, temperatura spadła z 29 stopni do 25, a zachodzące słońce skryło się za niewielkimi chmurkami. Prawdziwa ulga.
Tak jak w zeszłym roku maraton w prażącym słońcu. Rok temu jechałam trasę mini, w tym roku postanowiłam spróbować sił na dystansie mega. Trasa maratonu dość ciężka, na 5 podjazdów w zasadzie pierwszy i ostatni dało radę podjechać, pozostałe trzy w dużej mierze pokonane na piechotę. Zjazdy praktycznie wszystkie w siodle, jedynie na ostatnim zjeździe kawałek na nogach.
Maraton z przygodami - na pierwszym podjeździe - po około 3,5 km upał spowodował u mnie małą rewolucję żołądkową, w dalszej części wyścigu na 19 km po szybkim asfaltowym zjeździe i wjechaniu na szuter złapałam kapcia, na którym straciłam z 20 minut czasu. I gdyby nie pomoc innego zawodnika pewnie skończyłabym tutaj swój dzisiejszy wyścig. O miejsce nie było już sensu walczyć, więc pozostało jedynie dojechać do mety. Z każdym kilometrem i każdym kolejnym podjazdem (czyt. podejściem) sił było coraz mniej. Na szczęście udało się jakoś to wszystko pokonać i pozostał ostatni zjazd. Może gdyby było sucho pokonałabym go w całości, ale z uwagi na to, że na szlaku było dość mokro, kilka metrów zjazdu pokonałam pieszo, po czym resztę już jadąc.
Jeden z szybszych zjazdów
Kilka fotek z galerii FotoMaraton:
Już widziałam przed sobą linię mety i czekającego na mnie Alka,
gdy nagle ni stąd ni zowąd mając na liczniku prędkość około 30 km/h
wylądowałam na kostce brukowej... A wszystko za sprawą innego zawodnika
(z numerem 811), który dosłownie kilka metrów przed linią mety na mostku
zaczął wyprzedzać mnie z lewej strony, dodatkowo rozpychając się ręką, i
to bez żadnego wcześniejszego uprzedzenia, mając wolną całą prawą
stronę. Totalny brak myślenia...
Dowód niesportowego zachowania...
I efekt zdarzenia
Jeszcze filmik z tegoż zdarzenia:
Po burzliwej końcówce wyścigu i przekroczeniu linii mety okazało się, że niestety najlepiej mi dziś nie poszło. Wynik: miejsce 10 z 12 w K2 Mega, 474 Open.
Pogoda całkiem fajna, więc popołudniu wybrałam się na rower. W założeniu miał być siłowy trening, ale sił jakoś było mało i jechało mi się bardzo topornie, tak więc stwierdziłam, że dziś tylko Olsztyn.
Początek asfaltem przez Kucelin, koło Guardiana, koło nastawni (gdzie mijam się z Agnieszką - Abovo), potem przez Kusięta (tutaj pod koniec wioski mijam się z Rolandem) do Olsztyna.Z siłami dziś ciężko, nogi jakieś takie ciężkie, jakby nie moje. Chociaż w Olsztynie po 19 km licznik pokazał średnią prędkość 23,4 km/h. Byłam troszkę zdziwiona, ale pozytywnie.
W Olsztynie kieruje się najpierw zobaczyć pewien kawałek drzewa na placu zabaw, który już ostatnio przykuł moją uwagę. Okazuje się, że owe drzewo to fragment ponad 400 letniego klonu, który do 2010 roku rósł w Czatachowej, ale musiał zostać ścięty. Wykorzystano go jako pomnik poświęcony Janowi Pawłowi II. Następnie próba podjazdu na ruiny zamku. Podjazd pokonany z jedną przerwą. W dalszym ciągu nie mogę pokonać zakrętu po dość sporych kamolach. Może kiedyś. Krótka sesja rowerku i zjazd - pokonany w całości :)
Rocky przy fragmencie 400-letniego klonu, stanowiącego pomnik poświęcony Janowi Pawłowi II
Tabliczka na pomniku
Ruiny zamku w Olsztynie
Rocky na tle zamku
Rocky na tle zamku
Czasu może byłoby na więcej km, ale energii brak, więc powrót. Asfaltem w stronę Biskupic, potem pożarówką. Po drodze, koło ławeczek na pożarówce mijam się z Arkiem (arusb). Dojeżdżam do początku rowerostrady, dalej terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny i przez Błeszno do domu. Po drodze jeszcze na chwilę na myjkę. I to tyle.
Mam nadzieję, że siły szybko powrócą. Byle do weekendu :D
Przez cały tydzień była rewelacyjna, słoneczna pogoda. Niestety w piątek w ciągu dnia i w nocy w okolicach Wałbrzycha przeszły bardzo silne ulewy. To zwiastowało tylko jedno - błotny armagedon na trasie. W samym Wałbrzychu tuż przed startem było dość ciepło i bez opadów. Cały czas zastanawiałam się jaki dziś wybrać dystans. Ostatecznie uznałam, że decyzję podejmę już na trasie maratonu. W efekcie wybrałam dystans Mega.
Początek wyścigu to długi podjazd (ok 10 km) z dwoma króciutkimi zjazdami w miedzy czasie. Na 7 km podjazdu kawałek na nogach po schodkach. Po podjeździe około 2km zjazdu po rynnach, którymi w wyniku opadów prawie płynęła rzeka. Na 12 km pierwszy bufet. Dalej kawałek podjazdu i na 15 km rozjazd Mini / Mega. Za rozjazdem od 17 km jeszcze jakieś 3 km podjazdu, po czym około 7 km zjazdu do kolejnego bufetu zlokalizowanego na 27 km trasy. Następnie znów około 3 km podjazdu, po czym zjazd. Od około 32 km znów jakieś 5 km podjazdu, na którym zaczynam odczuwać ból kolana. Podczas podjazdu słyszę grzmoty, które powodują nagły przypływ sił :D Mijam bufet na 35 km. Za bufetem krótki zjazd, a potem znów podjazd aż do 42 km do rozjazdu Mega / Giga, który de facto był już zamknięty. Od rozjazdu jedziemy tą samą częścią trasą, którą dziś już pokonywaliśmy, ale tym razem trasa prowadzi w odwrotnym kierunku. Na około 44 km krotki, ale stromy podjazd po trawie i błocie. Podjazd pokonuję w siodle mijając kilku facetów, którzy prowadzą rowery. Rozmowa dwóch z nich bezcenna: - Ty zobacz laska jedzie, - No co Ty i tak nie da rady, - Patrz, jednak podjechała, a my idziemy :D Przed metą jeszcze kawałek podjazdu i na koniec już zjazd do samej mety. Około 2 km przed metą wyprzedza mnie Adam (który jechał dystans Giga). Adam informuje mnie, że Alek jest już pewnie na mecie, bo na rozjeździe zjechał na trasę Mega. Domyślam się, że zbyt dobrego wyniku dziś nie uzyskam, ale najważniejsze dla mnie dziś by cało dotrzeć do mety, co na szczęście się udaje.
Na trasie maratonu
Jeden ze zjazdów
Kolejny zjazd
Jeden z niewielu suchych odcinków trasy
Jeszcze jeden suchy odcinek
Na podjeździe
Walka z własnymi siłami
Gdzieś na trasie maratonu
Przejazd przez błotną kałużę
Na
metę dotarłam cała uchlapana w błocie. Rower również wyglądał jak po
błotnej kąpieli w SPA. Od razu skierowałam się w stronę myjek. Gdy
czekałam w kolejce przyjechał przebrany już i umyty Alek. Popilnował mi
roweru, a ja poszłam trochę się obmyć do pobliskiej rzeczki, która dziś
była bardzo oblegana przez zawodników. Niektórzy nawet płukali w niej rowery. To co najbardziej zapamiętam z dzisiejszego maratonu to błoto, błoto i jeszcze raz niekończące się błoto. Trasa ogólnie bylaby bardzo fajna gdyby było sucho :D
W planach na dziś był terenowy wypad w babskim gronie. Niestety okazało się, że zarówno Daria jak i Kasia nie dały dziś rady wybrać się popołudniu na wycieczkę, więc postanowiłam samotnie trochę pojeździć. Początkowo jakoś tak mozolnie (może na sprawą mocnego wiatru, a może braku energii) przez Alejkę Pokoju i asfaltem przez Kucelin i Legionów.
Następnie w teren do kamieniołomu Prędziszów. W kamieniołomie najpierw zjazd, a później dwie próby podjazdu, którego dotychczas nie udało mi się pokonać. Pierwsza nieudana. Druga z prób zakończona powodzeniem :) Udało się :) Pozytywnie naładowana udałam się na Ossona. Podjechałam za pierwszym razem, po czym wdrapałam się na sam szczyt. Następnie zjazd singielkiem. Pomyślałam sobie, że skoro pokonałam podjazd w Prędziszowie to może i spróbuję pokonać zjazd w całości. Dotychczas mi się to nie udało, bo hopka z betonowych płyt jakoś mnie przerażała na sam jej widok. Przełamałam się i zjechałam :) Co prawda tempem powolnym ale jednak :) Następnie jeszcze zjazd po schodkach i w stronę czerwonego rowerowego. Po drodze postanowiłam powalczyć jeszcze z jednym - krótkim, ale stromym i trochę kamienistym podjazdem na Ossona (po lewej stronie od ścieżki), który dotychczas był poza zasięgiem moich zdolności. Nie spodziewałam się, że mi się uda, ale jednak :) Dobry dziś dzień :D Dalej terenem skierowałam się czerwonym rowerowym w stronę Zielonej Góry. Tuż przede mną szlakiem rowerowym jechał jakiś idiota samochodem. Kompletny brak mózgu. Podjazdu na Zieloną Górę w dalszym ciągu nie potrafię pokonać w całości, ale za każdym razem brakuje mi coraz mniej. Może kiedyś. Za to zjazd z Zielonej (ten między skała zwaną młotem, a jaskinią) udało się pokonać bez problemu. Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i za górką w prawo w teren w stronę Towarnych. Jaskinię mijam dziś bokiem i wyjeżdżam na polanę. Następnie podjazd na szczyt Towarnych i zjazd. I to tyle terenu na dziś.
Czas gonił, więc przez ten wzgląd powrót asfaltem możliwie jak najszybciej. Najpierw w stronę rynku, a potem kawałek główną, po czym rowerostradą do końca. Terenem do torów, potem przez lasek i asfaltem przez Bugaj. Dalej przez Michalinę do DK1, na chwilę na myjkę i przez Błeszno do domu.
I tak oto dziś powalczyłam z niektórymi dotychczasowymi słabościami, które od dziś tymi słabościami być nie powinny. Mam nadzieje, że pokonanie ich nie było kwestią jednorazowego przypadku, a tego, że coraz lepiej sobie radzę z techniką jazdy w terenie. Czas wszystko zweryfikuje. Teraz przydałoby się jeszcze pokonać strach związany z prędkością na zjazdach :D
Umówiłyśmy się z Darią i Kasią na górce na Błesznie w celu popołudniowej przejażdżki. A że sił ostatnio jakoś mniej niż być ich powinno to wybrałyśmy się spokojnym tempem do Olsztyna. Na początek przez Błeszno, a potem kawałek asfaltem przez Bugaj. Za mostem nad rzeką skręcamy w prawo i kawałek terenem wzdłuż rzeki. Następnie w lewo i po betonowych płytach do torów. Po drugiej stronie torów terenem w stronę nastawni i potem kawałek asfaltem w stronę Kusiąt. Skręcamy w lewo i jedziemy ponownie terenem w stronę czerwonego rowerowego, po czym czym czerwonym szlakiem do Kusiąt. Od Kusiąt asfaltem do Olsztyna. W między czasie zaczyna padać deszcz. Najśmieszniejszy był fakt, że dookoła błękitne niebo, tylko nad nami mała chmurka, która towarzyszyła nam całą drogę od Kusiąt. Postanowiłyśmy przeczekać deszcz w leśnym. Dosiedliśmy się do Helenki i Krzyśka, by trochę porozmawiać. W międzyczasie dosiedli się do nas także Roland i Tomek. W leśnym było dzis także sporo szosowców, ale siedzieli przy osobnym stoliku.
Padać przestało, więc czas było się zbierać z powrotem. Powrotna ekipa powiększyła się o Helenkę z Krzyśkiem i Tomka. Zatem w szóstkę najpierw asfaltem w stronę Biskupic, a potem drogą przeciwpożarową aż do początku rowerostrady. Następnie prosto przez drogę główną i terenem do asfaltu w pobliżu nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana i przez Kucelin do Alei Pokoju. Tutaj żegnamy się z Kasią. Następnie koło świateł w swoją stronę odbija Daria. Z resztą ekipy żegnam się za światłami i już samotnie Jagiellońską jadę do domu.
Pomimo deszczu wycieczka całkiem fajna. Tempo jazdy spokojne. W sumie to nawet dobrze, bo jakoś ostatnio sił mało. Choć kolano już wróciło do normy to mimo wszystko czarno widzę sobotni maraton...
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.