Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2014

Dystans całkowity:637.32 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:22:48
Średnia prędkość:20.87 km/h
Maksymalna prędkość:59.18 km/h
Suma podjazdów:2395 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:35.41 km i 2h 32m
Więcej statystyk

Mstów

Wtorek, 30 września 2014 · Komentarze(0)
Dziś udało się wyjść z pracy wcześniej, w wyniku czego parę minut po 16 mogłam już wyjść na rower. Zasoby czasu miałam jednak ograniczone, więc postanowiłam jedynie wyskoczyć na szybko do Mstowa po kilka jabłek.

Początek standardem przez osiedle, Alejkę Pokoju, Kucelin, Cmentarz Żydowski, Legionów, Brzyszowską i dalej przez Srocko i Siedlec do Mstowa. Tak mi się fajnie jechało, że w Mstowie po 20 km jazdy miałam średnią 25,84 km/h :) Dalej trochę terenu, szlakiem niebieskim pieszym obok sadów owocowych. Zebrałam kilka jabłek i udałam się w drogę powrotną.

Jesienne barwy
Jesienne barwy

Rocky w jesiennej wersji
Rocky w jesiennej wersji

Terenem niebieskim pieszym do Małus. Dawniej bardzo lubiłam ten terenowy odcinek, jednak ostatnio jazda nim nie sprawia mi już takiej przyjemności. Szlak rozjeżdżony przez traktory, pełno wielkich kamieni. Trzeba uważać, by nie złapać kapcia. Następnie dłuższy odcinek asfaltem przez Małusy, Brzyszów, Kusięta i Odrzykoń. Dalej kawałek wertepami wzdłuż torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny do DK1 i przez Błeszno do domu. Na Rakowskiej kierowca autobusu linii 19, numer pojazdu 104, jadącego w kierunku Grabówki mija mnie tak blisko, że o mały włos nie uderzyłam w krawężnik przy torach tramwajowych. Widać, że ów kierowca chyba nigdy rowerem nie jeździł. Zatrzymuje się na chwilę by stres opadł i dalej już bez przygód do domu.

Jabłuszka
Jabłuszka

W domu wypakowałam jabłka z plecaka i dopiero wtedy policzyłam ile tak naprawdę udało mi się ich zabrać z sadów. Zbyt wiele ich nie ma, ale mam nadzieję, że jak co roku będą smaczne :)

Park Zielona i Pogoria IV

Niedziela, 28 września 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Ostatni dzień urlopu, jutro trzeba wracać do pracy, więc pogoda zrobiła się bardzo ładna. Do południa były inne plany, zatem na rower wyszliśmy dopiero popołudniu. Nie było innego pomysłu, więc tylko krótka przejażdżka po okolicy.

Na początek przez osiedle, kawałek przez park i w stronę molo przy Pogorii III. Następnie do Parku Zielona. Mieliśmy nadzieję, że spotkamy tutaj jakieś wiewiórki, ale chyba wszystkie się gdzieś pochowały. Pokręciliśmy się chwilę w parku i ruszyliśmy dalej.

W Parku Zielona
W Parku Zielona

Ścieżką wzdłuż Przemszy w stronę Pogorii IV. Ścieżka trochę zarosła od ostatniego czasu, kiedy nią jechaliśmy. Albo jest rzadko uczęszczana, albo żadne służby miejskie o nią nie dbają i zarasta chaszczami. Dodatkowo uważać trzeba na wykopane w niektórych miejscach doły.

Na wiadukcie kolejowym
Na wiadukcie kolejowym nad Przemszą

Przejechaliśmy wiaduktem kolejowym nad rzeką na drugą stronę i dotarliśmy do Pogorii IV. Objechaliśmy zalew dookoła najpierw asfaltem, potem terenem, przez las i znów asfaltem. Zaczęło się robić chłodno, więc uznaliśmy, że wracamy do domu.

Pogoria IV
Pogoria IV

W jesiennej scenerii
W jesiennej scenerii

Kawałek terenem i przez tory do Pogorii III, a potem ścieżką rowerową w stronę molo. Dalej przez park i przez osiedle do domu. W terenie błoto już trochę obeschło od słońca, ale miejscami dalej zalega sporo kałuż. Mimo, że kilometrów zbyt wiele nie wyszło, to fajnie było się ruszyć choć na chwilę.

W roli kibica na Skandia Maraton Dąbrowa Górnicza

Sobota, 27 września 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Nadeszła sobota. Dziś Skandia Maraton w Dąbrowie. Mieliśmy nawet zamiar wystartować, ale ostatnie dość mocne opady deszczu i serwis rowerów po poprzednim wyścigu skutecznie nas zniechęciły do dzisiejszego startu. Jak się okazało póżniej - nie była to wcale zła decyzja. Postanowiliśmy dziś pokibicować innym zawodnikom i przy okazji cyknąć kilka fotek na najtrudniejszym zjeździe.

Na początek przez centrum udaliśmy się do Parku Hallera na start wyścigu. Ulice były jeszcze mokre, ale padać już przestało. Tuż przed startem przejechaliśmy w pobliże Pałacu Kultury i Nauki, by zrobić zawodnikom kilka zdjeć tuż po starcie. Nasze rowerki także załapały się na zdjęcie.

Nasze rowerki
Nasze rowerki

Następnie również przez centrum, później kawałek przez park do Pogorii III, ścieżką wzdłuż zbiornika, znów kawałek terenem, po czym asfaltowo wzdłuż Pogorii IV skierowaliśmy się w stronę Ujejsca. Na wyjeździe z Pogorii IV również kilka fotek zawodników, po czym przez Ujejsce w stronę Bukowej Góry. Szutrówkami dojechaliśmy do najciekawszego zjazdu na trasie wyścigu. Na zjeździe z rynnami i w błocie nie zabrakło dziś upadków. Na sam koniec sama postanowiłam zjechać tym zjazdem, jednak dużo ostrożniej niż zawodnicy startujący w wyścigu. Nie powiem, żeby też w jednym miejscu nie ślizgnęło mi się koło, ale udało się zjechać bez upadku.

Rocky w leśnej scenerii
Rocky w leśnej scenerii

Korony drzew
Korony drzew

Najtrudniejszy zjazd na wyścigu
Najtrudniejszy zjazd na wyścigu

Następnie analogiczną trasą - szutrówką do Ujejsca, potem asfaltem koło Pogorii IV, kawałek terenem, ścieżką rowerową wzdłuż Pogorii III i przez centrum udaliśmy się z powrotem do Parku Hallera na metę wyścigu. Gdy zobaczyłam jak wyglądał rower kumpeli, która startowała w dzisiejszym maratonie to byłam zadowolona, że jednak zrezygnowałam dziś ze startu. Pomimo tego, że podczas samego wyscigu świeciło słońce to na trasie i tak zalegało sporo błota, co widać na fotce poniżej.

Czysty i brudny rower
Czysty i brudny rower

Na sam koniec postanowiliśmy jeszcze odprowadzić Emi kawałek w stronę Sosnowca. Najpierw przez centrum, potem koło Sztygarki i przez parking koło Decathlonu i Auchan w Sosnowcu. Tutaj żegnamy się i wracamy przez Sosnowiec Zagórze do centrum Dąbrowy. Takim oto sposobem udało się wykręcić dziś 50 km, nie ubłocić się i dodatkowo przejechać kawałek trasą maratonu Skandia :)

Miasto

Czwartek, 25 września 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dziś miastowe kilometry w celu załatwienia kilku spraw. Najpierw na myjkę, potem na serwis do Gawła i do Bikemanii. Następnie przez Aleje i Warszawską do sklepu, który jak się okazuje został przeniesiony w pobliże Galerii Jurajskiej i dziś ma być tam oficjalne otwarcie. Tak więc znów Warszawską, potem nową ścieżką rowerową wzdłuż Jana Pawła i duktem wzdłuż Warty do parku na Zawodziu. W parku trwają jakieś zawody rowerowe dla dzieci. Z parku ścieżkami rowerowymi koło Galerii. Sklep jak się okazuje jeszcze zamknięty. Na koniec jeszcze raz na serwis, a później już prosto do domku.


Kaczuchy nad brzegiem Warty

Łowicz, Arkadia, Skierniewice

Środa, 24 września 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Po prawie trzymiesięcznej przerwie udało się nam umówić na dziś na wycieczkę ze Skowronkami w okolice Skierniewic. Rano zapakowaliśmy się do auta i w drogę. Po godzinie 10 byliśmy już w Skierniewicach. Rafał zaparkował auto na parkingu przy cmentarzu. Chłopaki zdjęli rowerki z bagażników i ruszyliśmy zwiedzać.

Na początek dłuższy odcinek asfaltowy. Praktycznie cały czas po płaskim przez Skierniewice, Mokrą Lewą, Mokrą Prawą, Wolę Makowską, Sielce, Stachlew, Polesie, Parmę, Zielkowice do Łowicza. Tutaj na pierwszy rzut odwiedzamy basztę w Łowiczu. Baszta Klickiego należy zespołu romantycznego w Łowiczu. Dawniej miała mieścić bibliotekę wojskową. Na zwieńczeniu baszty z krenelażem znajdował się taras widokowy. W ścianę wieży wmurowano elementy epigraficzne z zamku prymasowskiego. Po II wojnie światowej przeszło 30 lat mieściła się tu Komenda Hufca ZHP. W latach 90tych XX wieku obiekt została przejęta przez władze miasta, następnie sprzedana. Obecnie znajduje się na terenie placu zabaw.


Przed basztą w Łowiczu

Następnie kierujemy się na rynek, gdzie wstępujemy do informacji turystycznej by zapytać o jakieś mapy okolicy. Dostajemy jedynie mapy w wersji plakatowej, z których musimy sobie sami zrobić normalną mapę. Na rynku uwagę zwraca też Bazylika Archikatedralna.


Bazylika Archikatedralna - fot. Skowronek


Alek przed Bazyliką

W następnej kolejności kierujemy się przez miasto do ruin zamku w Łowiczu. Obecnie ruiny są w rękach prywatnych, ogrodzone drewnianym murem, zza którego nic nie widać. Zwiedzanie zaledwie kilku ścian muru kosztuje krocie, więc ze zwiedzania rezygnujemy, by mieć czas i pieniądze na pozostałe dzisiejsze atrakcje zaplanowane przez Skowronków.


Informacja o zamku w Łowiczu

Dalej Rafał prowadzi nas najpierw przyjemnym terenem wzdłuż rzeki Bzury, szlakiem czerwonym rowerowym (zwanym również szlakiem szabli i mieczy), a później kawałek asfaltem drogą główną na pierwszy w Europie stalowy most spawany. Owy most znajduje się na rzece Słudwi.


Na czerwonym szlaku - fot. Skowronek


Rzeka Bzura


Rzeka Bzura


Alek na spawanym moście

Wracamy do Łowicza analogiczną trasą - drogą główną i terenem wzdłuż Bzury. Po drodze okazuje się, że Alkowi zeszło całe powietrze z amortyzatora. W Łowiczu odwiedzamy więc serwis rowerowy z nadzieją, że będzie można pożyczyć pompki do amortyzatora, jednak okazuje się, że serwis nie jest w takową pompkę wyposażony. No nic, Alkowi zostaje tylko jechać dalej na blokadzie skoku z prawie całkiem schowanymi goleniami.


Powrót do Łowicza - mostek nad rzeką Bzurą

Jedziemy więc szlakiem niebieskim rowerowym, początkowo asfaltem przez Zielkowice, a później terenem do parku romantycznego Arkadia. Ów park należy do najlepiej zachowanych zespołów w Polsce. Można powiedzieć, że park jest dziełem fantazji i ambicji jednej osoby – Heleny z Przeździeckich, księżnej Radziwiłłówny. Park miał być miejscem spokojnym, samotnym i romantycznym. Nadano mu nazwę Arkadia - mitologicznej krainy szczęśliwości. Projekt wg wytycznych Heleny Radziwiłłówny stworzył Szymon Bogumił Zug – architekt na dworze Stanisława Augusta. Park powstał w latach 1778-1820. Rafał został przed bramą parku, a my w trójkę zwiedzamy poszczególne zabytki w parku - Świątynię Diany, Domek Gotycki, Dom Murgrabiego, Przybytek Arcykapłana i Akwedukt. Zwiedzanie zajmuje nam prawie godzinę, jednak w tak pięknym miejscu naprawdę można się zapomnieć o mijającym czasie.


Z lwem koło Świątyni Diany


Świątynia Diany


Rzeźba w Świątyni Diany


Rzeźba w Świątyni Diany


Wnętrze Świątyni


Malowidło na suficie Świątyni Diany


Rzeźby w Świątyni Diany


Z Alkiem na tyłach Świątyni


Domek Gotycki


Alek przy Domku Gotyckim


Łuk grecki


Domek gotycki od drugiej strony


Dom Murgrabiego


Z Alkiem przed domem Murgrabiego


Dom Murgrabiego z tyłu


Rowerek przy Domu Murgrabiego


Studnia w parku


Przed Przybytkiem Arcykapłana


Alek przy Przybytku Arcykapłana

Przybytek Arcykapłana
Przybytek Arcykapłana

Akwedukt w parku Arkadia
Akwedukt w parku Arkadia

Na Akwedukcie
Na Akwedukcie

Akwedukt
Akwedukt

Rzeka Skierniewka przepływająca przez park Arkadia
Rzeka Skierniewka przepływająca przez park Arkadia

Świątynia Diany widziania z drugiej strony stawu
Świątynia Diany widziana z drugiej strony stawu

Następnie kierujemy się ponownie szlakiem niebieskim rowerowym, początkowo asfaltem przez Mysłaków, potem kawałek wertepami i znów asfaltem do Nieborowa, gdzie znajduje się pałac. Pałac jest budowlą dwukondygnacyjną, z piętrem w mansardzie, pochodzącym z przebudowy w roku 1922. Wzniesiony został na planie prostokąta, z dwiema narożnymi wieżami od strony północnej. Wieże zdobią boniowania, pilastry, gzymsy i blendy. Kryte są hełmami barokowymi. Elewacje południowa i północna posiadają pozorne ryzality na osi, dzielone gzymsem po bokach. Ryzality zawierają tympanony z płaskorzeźbami stiukowymi i kartuszami herbowymi. Środkowa część budynku z sienią na osi, jest jedyną pozostałością po dawnym dworze z XVI wieku. Niestety zwiedzanie parku jak i pałacu podobnie jak zamku w Łowiczu kosztuje zbyt wiele, więc odpuszczamy. Robimy jedynie kilka fotek przed bramą i udajemy się do pobliskiej restauracji na pyszny obiadek.

Pałac w Nieborowie
Pałac w Nieborowie

Przed pałacem w Nieborowie
Przed pałacem w Nieborowie

Po obiadku dalej w drogę. Asfaltem przez Nieborów do autostrady, następnie nad autostradą na drugą stronę, po czym przyjemnymi leśnymi szutrami przez Puszczę Bolimowską. Najpierw jedziemy szlakiem czarnym rowerowym mijając po drodze dworek myśliwski, dalej szlakiem zielonym, przy którym Alek znajduje kilka maślaków i kozaków, udaje się nam także znaleźć dwie kanie. Na sam koniec podążamy szlakiem niebieskim rowerowym, który prowadzi do samych Skierniewic.

Dworek myśliwski w Puszczy Bolimowskiej
Dworek myśliwski w Puszczy Bolimowskiej

Okazuje się, że Skierniewice są bardzo ładnym miastem. Nawet nie miałam pojęcia, że w Skierniewicach jest aż tyle ciekawych miejsc. Na pierwszy rzut Rafał prowadzi nas na dworzec kolejowy, który sam w sobie jest bardzo gustowny. Dodatkowo na jednym z peronów spotkać można nawet Stanisława Wokulskiego, bohatera powieści "Lalka" Bolesława Prusa. W polskiej kulturze Wokulski stał się niejako symbolem przedsiębiorczości.

Dworzec kolejowy w Skierniewicach
Dworzec kolejowy w Skierniewicach

Ze Stanisławem Wokulskim
Ze Stanisławem Wokulskim

Po odwiedzinach u Stanisława jedziemy do skierniewickiego parku, który także urzeka swoim pięknem. W parku znajdują się eleganckie ogrody, piękne rzeźby oraz pałac arcybiskupów gnieźnieńskich, który niestety jest już zamknięty, więc nie mamy możliwości zwiedzania. Z zewnątrz również niewiele da się zobaczyć. Obecnie pałac stanowi siedzibę Instytutu Warzywnictwa.

Ogrody w parku w Skierniewicach
Ogrody w parku w Skierniewicach

Jedziemy przez park
Jedziemy przez park

Pałac arcybiskupów gnieźnieńskich
Pałac arcybiskupów gnieźnieńskich

Brama parkowa
Brama parkowa

Czas w miejscu niestety nie stoi, więc kierujemy się już w stronę parkingu, po drodze zahaczając jeszcze o wieżę ciśnień. Zanim udaje się nam dotrzeć do auta trochę błądzimy, na szczęście Daria w ostatniej chwili dostrzega właściwy parking. Chłopaki montują rowery na dach i jedziemy do Rawy Mazowieckiej, gdzie mieliśmy jeszcze zobaczyć zamek. Jednak jest już ciemno i do domu daleka droga, a Skowronki jutro muszą iść do pracy, więc odpuszczamy dalsze zwiedzanie i wracamy do Częstochowy. Może będzie jeszcze okazja przybyć w te okolice i zwiedzić to na co dziś brakło czasu.

Wieża ciśnień w Skierniewicach
Wieża ciśnień w Skierniewicach

Wieża ciśnień w Skierniewicach
Wieża ciśnień w Skierniewicach

Dzisiejsza wycieczka była bardzo przyjemna. Było dość chłodno, ale na szczęście nie padało ani przez chwilę. Udało się zobaczyć sporo nowych miejsc, o których wcześniej nie miałam nawet pojęcia. Dziękuję bardzo za towarzystwo i mam nadzieję do następnego wspólnego wypadu :)

Bike Maraton 2014 - Polanica Zdrój

Sobota, 20 września 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Przedostatni już wyścig z cyklu BikeMaraton. Tym razem w Polanicy Zdroju. Cały tydzień piękna słoneczna pogoda, a w sobotę z rana akurat przed wyścigiem musiało dość mocno popadać. Już jadąc do Polanicy wiedzieliśmy, że bez błota na trasie się nie obędzie, pomimo iż podczas startu i całości wyścigu już nie padało. Start zorganizowany był w Parku Zdrojowym. Dziś startowałam z trzeciego sektora wywalczonego w Poznaniu. Przyznam, że start z trzeciego sektora był o wiele lepszy niż z piątego. Tuż przed startem obawiałam się jeszcze, czy nie jechać mini z powodu potrzaskanego kolana, jednak podczas wyścigu kolano o dziwo przestało boleć, więc wybrałam dystans mega.

Pierwsze około 3 km przebiegały asfaltem. Na początek krótki podjazd potem w miarę po płaskim. Następnie szutrowy podjazd pod Piekielną Górę, krótki zjazd do Szczytnej i znów podjazd w kierunku Wolarza. Na 12 km zlokalizowany był rozjazd (który wg. profilu trasy miał znajdować się na 10 km). Do rozjazdu jechałam praktycznie równo z Sandrą, która póżniej zjechała na mini. Za rozjazdem mini / mega około 3 km podjazdu do pierwszego bufetu, który również znajdował się dwa km dalej niż na profilu trasy. Na tym podjeździe wyprzedziła mnie Agnieszka z Orbea. Po podjeździe trudny jak dla mnie błotnisto - kamienisty zjazd singlem do Dusznik (około kilometra), na którym mija mnie Marcin z teamu.


Pierwszy podjazd


Na podjeździe

Następnie rozpoczyna się szuter, na początku którego zatrzymuje się, by pożyczyć Agnieszce imbusa do przykręcenia mostka. Niestety żadne z zawodników nie chciał się zatrzymać i pomóc. Po chwili ruszamy dalej. Trasa biegnie szerokimi szutrami raz pod górę, raz w dół aż do 21 km, czyli do drugiego bufetu. Trochę byłam zaskoczona faktem, że kolejny bufet był tak szybko, tym bardziej, że wg profilu miał znajdować się 2 km dalej. Co więcej następny bufet dopiero po kolejnych 18 km.


Gdzieś na trasie


Szybki zjazd

Za drugim bufetem, na którym porywam tylko banana, trasa prowadzi dalej szutrami i lasami. Najpierw lekko pod górę, potem w dół do rozjazdu mega / giga zlokalizowanego na 33 km trasy. Mega skręca w prawo, giga jedzie prosto na kolejną pętlę. Za rozjazdem zaczynają się coraz trudniejsze zjazdy i podjazdy, wokół Kamiennej Góry, na których nie brakuje błota, korzeni i kamieni. Na 39 km ostatni bufet. Wiedząc, że do mety tylko 10 km porywam tylko kubek wody i jadę dalej. Jakbym wcześniej wiedziała, że te ostatnie 10 km (wspólne z trasą mini) będzie się dłużyć bardziej niż poprzednie 40 km to na pewno na bufecie bym coś jeszcze zjadła. Zaraz za bufetem ciężki zjazd czerwonym szlakiem do DW Malwa, którego nie udało mi się pokonać w całości jadąc.


Na jednym ze zjazdów musiałam miejscami rower prowadzić


Błotny zjazd


Na zjeździe

Następnie kilka technicznych interwałów starą trasą Grand Prix MTB. Kilka sztywnych podejść, na których zmęczenie dawało się już we znaki (nie wiem czy niektóre z nich ktokolwiek dziś podjechał) i zjazdów po kamieniach, korzenaich i błocie. Ostatni krótki podjazd udało mi się pokonać jadąc. Trzeba było dodatkowo uważać na zawodników, którzy jeszcze jechali końcówkę trasy mini. Na sam koniec został jeszcze jeden zjazd do parku Zdrojowego i końcówka trasy przez park do mety.


Podejście pod górę, na którym chyba każdy zawodnik rower pchał lub niósł


Błotny zjazd


Błotny zjazd


Przejazd przez strumyk


Końcówka przejazdu przez strumyk


Zjazd do mety

Po dotarciu do mety ustawiłam się od razu w kolejce na myjkę nieopodal mety. Chwilę pogadałam z Agą. Jednak kolejka była tak długa, że zrezygnowałam i postanowiłam umyć tylko trochę samą siebie wodą z pękniętego węża strażackiego. Chwilę po tym jak się umyłam na metę dojechał Alek. Po tym jak on również się umył pojechaliśmy do biura odebrać dyplomy i dowiedzieć się, które zajęliśmy miejsca, Okazało się, że ja zajęłam miejsce 6 w K2 Mega i 314 Open, a Alek 7 w M3 Giga. Jak na takie warunki wynik całkiem dobry :)

Profil trasy (początek nieco się różnił od danych na wykresie):

Na Mirów wzdłuż rzeki

Czwartek, 18 września 2014 · Komentarze(0)
Dziś umówiony wcześniej popołudniowy wypad z Olą, do którego postanowił dołączyć również Piotrek. Początkowo miał być Olsztyn, ale na miejscu spotkania pod Jagiellończykami zmieniliśmy zdanie i udaliśmy się w stronę Mirowa.

Najpierw Alejką Pokoju, potem świeżo wyasfaltowaną ulicą Rejtana, wzdłuż trasy i później koło rynku na Zawodziu w stronę nowego wiaduktu koło Tesco. Tutaj musieliśmy przeprawić się trzykrotnie przez bandy oddzieląjące pasy na nowym wiadukcie, gdyż kompletnie nie wiedzieliśmy którędy dostać się na drugą stronę rzeki. W końcu udało się :) Przy nowym wiadukcie zrobiono kawałek nowej asfaltowej, w miarę szerokiej ścieżki pieszo - rowerowej, którą mieliśmy przyjemność jechać. Dalej terenem wzdłuż rzeki w stronę Mirowa. Miejscami było sporo piachu. W pewnym miejscu przy przejeżdżaniu przez piaskowe koleiny ujechało mi nagle przednie koło i stanęło prawie że bokiem. Nie zdążyłam nic zrobić i poleciałam w przód zahaczając koszulką o kierownicę i uderzając prawym kolanem w mostek. W wyniku tegoż upadku kolano dość mocno się strzaskało i nawet kierownica nieco się obróciła. Uderzenie musiało być mocne skoro nie obyło się bez użycia imbusa, by z powrotem ustawić kierownicę.

Jadąc wzdłuż rzeki dojechaliśmy do Mirowa. Dalej kawałek asfaltem w stronę Zawodzia, po czym w lewo w ulicę Turystyczną, którą najpierw asfaltem, a potem terenem dotarliśmy na Ossona. Zjazd z Ossona kamienistym zjazdem. Czas poganiał, więc skierowaliśmy się już w stronę domów. Legionów, potem Cmentarz Żydowski, Kucelin i Aleja Pokoju. Koło Jagiellończyków zegnamy się z Piotrkiem i razem z Olą jedziemy dalej - ja na myjkę, a Ola do auta na parking. Na koniec chwila pogaduch i każda z nas udaje się w swoją stronę.

Po dzisiejszym upadku nasuwa mi się jedna myśl - trzeba mieć albo wyjątkowego pecha albo wybitne zdolności by tak się poobijać i to nie dość że na piachu to w dodatku dwa dni przed kolejnym maratonem... Mam nadzieję, że okłady z altacetu szybko pomogą i do soboty będzie już lepiej.

Praca

Czwartek, 18 września 2014 · Komentarze(0)
Rano do pracy, a po pracy prosto do domu. Poranki są już niestety dość chłodne, a popołudnia jeszcze ciepłe, więc nie wiadomo jak się ubrać.

Praca i miasto

Środa, 17 września 2014 · Komentarze(0)
Rano do pracy. Poranki są już dosyć chłodne. Po pracy na Rynek Wieluński, gdzie umówiona byłam z Olą. Krótka rundka po kilku sklepach, a potem razem z Olą (z rowerem w aucie) na Plac Daszyńskiego. Tutaj znów do kilku sklepów, po czym powrót do domu Krakowską, wzdłuż rzeki, Bór i wertepami wzdłuż torów. Wiatr nie odpuszcza.