Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:859.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:42:55
Średnia prędkość:19.23 km/h
Maksymalna prędkość:50.90 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:50.56 km i 2h 40m
Więcej statystyk

Kilka spraw na mieście, a wieczorem 73 Częstochowska Masa Krytyczna

Piątek, 30 marca 2012 · Komentarze(0)
Najpierw około 5 km rowerem brata razem z PRZEMO2 i STi do Przemka kolegi na Stradom, by pożyczyć rower na Kraków. Sprzęt brata został pod zastaw. Potem pożyczoną Meridą do domu, szybka zmiana opon i montaż błotnika przez Roberta. Na koniec jeszcze do kilku sklepów i przy okazji przetestować rower.

Wieczorem jeszcze kilka km podczas 73 Częstochowskiej Masy Krytycznej. Na tę masę przybyło w sumie 60 rowerzystów. Przy okazji 2-krotnie przeszkodziliśmy w odbywającej się w alejach drodze krzyżowej - może nas za to nie ukrzyżują... Była to moja pierwsza, oficjalnie wiosenna masa, choć pogoda zbyt wiosenna nie była. Dopiero marzec, może za miesiąc będzie lepiej.

ustrzelona na Placu Biegańskiego:

fot. Leszek Pilichowski

Podczas przejazdu:


szprychówka - made by Sebiq:

Do Olsztyna przez Mstów - strasznie dziś wiało

Środa, 28 marca 2012 · Komentarze(4)
Planowana na dziś dłuższa wycieczka z Maćkiem nie wypaliła - on późno w nocy wrócił do domu, mnie nie chciało się rano wcześnie wstawać. Zwlekłam się sporo po 9 z łóżka i umówiłam się około 11 z STi, aby pomógł zmienić opony w moim rowerku, a później na jazdę testową. W międzyczasie na CFR Piksel zapytał czy ktoś się gdzieś wybiera, więc umówiliśmy się na przejażdżkę we troje.

Spotkaliśmy się pod skansenem. Ruszyliśmy asfaltem przez Rejtana, wzdłuż DK1, obok rynku na Zawodziu, do Mirowskiej, dalej koło oczyszczalni Warta w stronę Mstowa. Następnie górka Przeprośna terenowym podjazdem. Dalej czerwonym pieszym / czarnym rowerowym asfaltem przez Siedlec do Mstowa. W Mstowie tylko przejazd przez rynek i dalej w teren. Niebieskim pieszym pod górkę przez Małusy do Turowa. W Turowie asfaltem do Olsztyna - wiało przeokropnie, ciężko było kręcić.

W Olsztynie przy rynku rozdzieliliśmy się - Piksel pojechał przez Kusięta, a my z Robertem terenowym podjazdem na Skrajnicę i dalej terenem obok ambony. Chwila przerwy na łonie natury i dalej ścieżką. Wjechaliśmy na asfalt niedaleko rowerostrady. Na końcu rowerostrady terenowo do torów, na drugą stronę i dalej przez lasek do Bugaja. Asfaltem do przejazdu kolejowego, przez Michalinę na Błeszno. Na Rakowskiej, gdzie budują linię tramwajową dopadła nas burza piaskowa, a zjazd z górki na Jesiennej przypominał dziś walkę z wiatrakami. Jeszcze nigdy tak ciężko nie zjeżdżało mi się z górki.

Generalnie wiało dziś przeokropnie, wyjeżdżając z domu nie sądziłam, że będzie aż tak strasznie wiać. Warunki jak na trening ciężkie, wiatr wyciskał wszystkie siły. Na szczęście daliśmy radę, przecież nie mogło być inaczej, z resztą jak to mówią - co nas nie zabije to nas wzmocni :)

Spontan do Olsztyna i miasto

Poniedziałek, 26 marca 2012 · Komentarze(2)
Cała dzisiejsza jazda była jednym wielkim spontanem. Od samego rana nie wiedziałam, czy wyjdę dziś na rower czy nie. Z początku miałam jechać około godz. 13 z Maćkiem gdzieś dalej, pod warunkiem, że będę mieć siłę do jazdy po wczorajszej setce... Ale rano było tak zimno i tak wiało, że zrezygnowaliśmy i dłuższy wyjazd przenieśliśmy na środę.

Już o 8 rano dzwonił do mnie Przemek (zresztą obudził mnie) z pytaniem czy gdzieś jadę. Pierwsza reakcja - chyba nie, mam być w biurze o 12, zanim się zbiorę, wieje, nie to nie ma sensu. Położyłam się z powrotem do łóżka. Pozbierałam się, zjadłam śniadanko, po 10 telefon z biura, żebym jednak przyjechała jutro. Tak pomyślałam, skoro i tak nie śpię, zadzwonię do Przemka dowiem się gdzie jest. Był z Agnieszką koło Guardiana, jechali do Olsztyna.

Było około 10,20. Szybko się przebrałam w ciuchy na rower, nie chciało mi się samej gonić Przemka i Agnieszki, więc namówiłam Roberta by też jechał. Koło skansenu spotkaliśmy się i we dwoje ścieżką wzdłuż rzeki, potem koło Guardiana i przez Kusięta dojechaliśmy do Olsztyna. Dołączyliśmy do Przemka i Abovo, którzy spijali poranną kawkę. Oni spotkali też wcześniej Poisonka przy rynku, jednak my musieliśmy się minąć gdzieś w drodze.

We czwórkę - ja, Agnieszka, Przemek i Robert ruszyliśmy z powrotem do domów. Asfaltem przez Brzyszów, Srocko do Legionów. Myślałam, że mnie zwieje z drogi. Postanowiliśmy jeszcze wspólnie zahaczyć o Złotą Górę. Na Legionów niedaleko TRW ekipa drogowa malowała na ścieżce linie do przejazdu do TRW, w sumie nie wiem po co, bo ścieżka idzie tam ciągiem, no ale niech będzie, że były potrzebne. Pozostali zjechali na jezdnię, ja jechałam dość szybko ścieżką (coś koło 35 km/h) zanim usłyszałam od Pana, który malował "nie po białym" to zdążyłam przejechać między nimi. Przemo tylko później mi powiedział, że któryś z tych malujących określił mój przejazd jako "jaki Kubica". Dojechaliśmy na Złotą Górę. Kilka fotek i wracamy.

Jak ja lubię ten zjazd ze Złotej Góry :D Mimo tego, że biegnie tam ścieżka rowerowa zjeżdżaliśmy asfaltem. Przy Legionów Agnieszka pojechała w stronę miasta, my we troje dalej. Pojechaliśmy przez rondo przy Legionów w lewo, na tym rondzie niestety bardzo łatwo o stłuczkę, bo kierowcy jeżdżą tam tak, jakby prawo jazdy kupili na ryneczku ;/ Dalej obok stadionu Włókniarza, potem Przemo się odłączył. Na moment do Roberta i potem pozałatwiać na mieście kilka spraw.

Najpierw do Urzędu Skarbowego po pity dla Gawła - miałam wziąć z domu, ale zostały na biurku. Dalej Legionów, wzdłuż trasy, pod mostem do Kanału Kohna, skrótami do Ogrodowej. Na końcu z rowerami przez kładkę na drugą stronę, do ronda Mickiewicza. Do serwisu do Gawła, oddać pity i odebrać oponki pożyczone od Piksela. Na chwilę przez Wolności, Sobieskiego i Pułaskiego do parku jasnogórskiego, zobaczyć, czy już kwitną tam kwiaty. Zaczynają się pojawiać.

Powrót III Aleją, przez Plac Biegańskiego, do II Alei. Przy skrzyżowaniu z Wolności spotkaliśmy się z Arkiem. Wracał z pracy, dołączył do nas podczas powrotu. Pojechaliśmy przez II Aleję, Piłsudskiego, Katedralną do Krakowskiej. Na końcu na ścieżkę wzdłuż rzeki i do Bór. Dalej Niepodległości, gdzie Arek od nas odłączył, Jagiellońską i przez osiedle do domu.

Nie pamiętam już od dawien dawna tak spontanicznego dnia. Czasem coś nieplanowanego może przynieść pozytywną odmianę. Suma sumarum wyszło 47 km nieplanowanej, ale pozytywnie pokręconej jazdy.

Ekipa na Złotej Górze:


Prawie na skraju:


Wiosna w parku jasnogórskim:

Bobolice i Mirów - pierwsza setka na dzień i pierwszy tysiąc w roku :)

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(8)
W ramach treningu przed Krakowem pomyślałam, że można by było wykorzystać niedzielę i pojechać gdzieś dalej, aby sprawdzić swoje siły i możliwości. Myślałam parę dni nad trasą i wymyśliłam cel - Bobolice - nigdy wcześniej nie byłam tam na dwóch kółkach. O godzinie 9:00 pod skansenem zjawili się poza mną: GAWEŁ, Piksel, STi i szeju (Daniel). Był też PRZEMO2, który kręcił już od 6:30 - nie wiem, jak mu się chciało wstawać :D Postanowił dotrzymać nam przez kawałek towarzystwa. Trasę modyfikowaliśmy wspólnie na bieżąco, aby każdy był zadowolony. W efekcie wyszło pomieszanie asfaltu i terenu :)

Spod skansenu ruszyliśmy w stronę Olsztyna. Do huty, ścieżką wzdłuż rzeki, obok Guardiana, kawałek terenu do rowrostrady, przez Skrajnicę - (gdzie Przemo się odłączył i pojechał w stronę domu) - do Olsztyna. Następnie przez to, co kiedyś nazywano rynkiem, mijamy zamek i kierujemy się do czerwonego pieszego. Krótki postój, aby uwiecznić mój pierwszy tysiąc i dalej przez Sokole Góry czarnym rowerowym do Zrębic. Od Zrębic przez Krasawę (częściowo terenem, częściowo asfaltem) czerwonym rowerowym, kawałek niebieskim rowerowym i znów powrót na czerwony rowerowy. Następnie zielonym rowerowym, którym dojechaliśmy do drogi głównej kawałek za Ostrężnikiem.

Za Złotym Potokiem asfaltem przez Zawadę, Czatachową, Żarki, następnie zielonym rowerowym do Łutowca, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój dłuższy niż kilka minut. Z Łutowca czarnym / zielonym rowerowym mijając Mirów do Bobolic. Cel osiągnięty :) Chwila przerwy pod zamkiem, kilka zdjęć i powrót do Mirowa tym samym szlakiem. W Mirowie ponownie chwila przerwy i ruszamy dalej - oczywiście w ostatniej chwili doszło do mnie, że się zatrzymujemy, a z górki jakoś przyjemnie się zjeżdżało, przez co pozostawiłam na asfalcie ślad po mojej obecności :D

Zielonym rowerowym przez Niegową. Mieliśmy pojechać przez największą górkę w Gorzkowie, ale pojechaliśmy nie tak jak trzeba było. W efekcie, jadąc asfaltem zielonym rowerowym przez Moczydła, następnie przez Trzebiniów i Ludwinów dotarliśmy do Gorzkowa Nowego, ale już za ta słynną górką. No cóż, trudno, może jeszcze będzie okazja zaliczyć tę górkę. Z Gorzkowa dalej asfaltem do Złotego Potoku. Chwila odpoczynku nad Amerykanem na uzupełnienie płynów, przy okazji troszkę się pobujaliśmy na molo :)

Ze Złotego Potoku postanowiliśmy wracać terenem. Przez aleję klonową, dalej niebieskim rowerowym do Pabianic. Kontynuując jazdę terenową kawałek czarnym rowerowym, następnie niebieskim / czerwonym pieszym dojechaliśmy do Zrębic. Dalej przez Sokole Góry czarnym rowerowym, potem zielonym / czarnym pieszym do żółtego pieszego. Wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed dawnym barem u kota. Byliśmy głodni, więc zatrzymaliśmy się pod zamkiem w Olsztynie w nowej rowerowej knajpie, by coś zjeść.

Z Olsztyna terenowy podjazd pod Skrajnicę, koło kapliczki dalej terenem, obok ambony i wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed rowerostradą. Na końcu rowerostrady przed torami rozdzieliliśmy się. Gaweł, Piksel i szeju pojechali w stronę Guardiana. Ja i Robert przeszliśmy na drugą stronę torów i przez lasek dojechaliśmy do Bugaja. Następnie już asfaltem przez Błeszno do domów.

To była kolejna udana wycieczka. Doborowe towarzystwo, jak zawsze masa śmiechu :) ruiny zamków jurajskich, czyli to co EdytKa bardzo lubi (co by nie napisać, że najbardziej) :D W dodatku wycieczka "statystyczna" - moje pierwsze sto km na dzień i pierwszy tysiąc km w tym roku. Tempo wycieczki również niczego sobie :) Myślę, że do Krakowa dam radę zajechać...

Trzeba było uwiecznić - w okolicach Olsztyna:


Gdzieś na szlaku w okolicach Krasawy:


W Łutowcu - pierwszy dłuższy postój:


Do celu coraz bliżej:


Dojechaliśmy :)


Pierwszy raz na rowerze w Bobolicach:


Zahaczyliśmy również o Mirów:


W Mirowie również mój rowerowy debiut:


Ślad na asfalcie po moim hamowaniu - opona cała :D


Cudowne rozmnożenie:


ekipa na molo nad Amerykanem:


Ach te fotki z zaskoczenia - podobno najlepsze:


Ostatni kawałek terenem - na Skrajnicy:

Popołudniowa wycieczka do Ostrężnika

Piątek, 23 marca 2012 · Komentarze(6)
Pogoda dziś była świetna, w końcu mamy wiosnę :D tak więc po załatwieniu spraw na mieście postanowiłam wsiąść na rower i sprawdzić, czy przebiśniegi jeszcze kwitną. Namówiłam STi na wspólną jazdę no i w drogę :) Byłam troszkę osłabiona po wczorajszej przejażdżce, ale szkoda było siedzieć w domu.

Wyruszyliśmy w stronę huty, minęliśmy skansen, dalej ścieżką wzdłuż rzeki i potem koło Guardiana. Asfaltem przez Kusięta - oj jak ja lubię tamtędy jechać :D Przed wjazdem na rynek w Olsztynie odbiliśmy w lewo obok cmentarza. Dojechaliśmy do ronda. Przy okazji minęliśmy się z Kasią. Za rondem chwila przerwy i kilka fotek przy pewnej ruinie, która wzbudziła moje zainteresowanie. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej.

Jechaliśmy asfaltem główną drogą - przez Przymiłowice, Zrębice, Skowronów, Piasek, Janów do Złotego Potoku. Nie zatrzymywaliśmy się w Złotym bo czas nas gonił. Pojechaliśmy od razu na Ostrężnik poszukać przebiśniegów - udało się, jest ich jeszcze pełno :) Tempo, które rozwinęliśmy od wyjazdu do Ostrężnika było dla mnie szokiem - fakt, jechało się jakoś tak szybko, ale średnia 23,36 km/h na dystansie 35,82 km lekko mnie zdziwiła :D Chwilę odpoczęliśmy podziwiając kwitnące przebiśniegi i udaliśmy się z powrotem.

Zatrzymaliśmy się na chwilę obok bramy Twardowskiego - lubię to miejsce. Kilka fotek i jedziemy. Troszkę odpuściliśmy z tempa. Asfaltem przez Siedlec, Krasawę do Zrębic. W Zrębicach za zabytkowym kościołem w lewo w teren. Czarnym rowerowym przez Sokole. W pewnej chwili odczułam dość znaczny spadek sił, ale trzeba było jechać dalej. Zielonyn / czarnym pieszy i dojechaliśmy do zółtego pieszego. Przed słynnym barem u kota wjechaliśmy na asfalt. Następnie terenowy podjazd pod Skrajnicę - coś mi dziś to wolno poszło, ale wtoczyłam się.

Chwila odpoczynku przy kapliczce i ruszamy. Asfaltem przez Skrajnicę do rowerostrady. Kawałek terenem do torów. Przenieśliśmy rowery na drugą stronę - Robert za-pozował do fotki na moim żółtym rowerku i pojechaliśmy laskiem do Bugaja. Potem już przez Błeszno do domu.

Jakoś tak dziwnie zmęczyła mnie dzisiejsza wycieczka. Sama nie wiem, czy nie zdążyłam zregenerować w pełni sił po wczorajszej wieczornej wycieczce, czy to z niewyspania, czy może z powodu szybszego tempa do Ostrężnika. Może wierząc w przesądy to dlatego, że to 13 wycieczka w tym miesiącu :D Jutro dzień odpoczynku. Mimo wszystko wycieczka miła i przyjemna. Coraz bliżej pierwszego tysiąca :D

Kilka fotek z wycieczki:
Wejdę nawet tam, gdzie wjechać nie jest tak łatwo:


Opuszczona ruina za Olsztynem:


Nie chciał jechać tam gdzie ja, więc musiał dostać karę:


Cel wycieczki namierzony - przebiśniegi jeszcze kwitną:


Mała sesja podczas przerwy:


Koło bramy Twardowskiego również widać wiosnę:


przed bramą Twardowskiego:


Strong Women - oj, ciężko było go utrzymać:


W Sokolich Górach:


Bo już nie miałam siły :D


Ostatni postój - protestuję - dalej nie jadę :D nie no żart - odpoczęłam i pojechałam:

Wieczorową porą do Ostrów nad Okszą

Czwartek, 22 marca 2012 · Komentarze(4)
Planowaliśmy z Maćkiem (CSA) wyjazd do Ostrów już na wtorek. Wtedy się nie udało i uznaliśmy, że pojedziemy dziś rano. Dziś również siła wyższa lekko zmieniła mi plany, ale na szczęście tym razem udało się :) Co prawda wyjechałam z domu o 17, ale Ostrowy zaliczone.

Umówiłam się z Maćkiem na 17,30 przy Hali Polonia. Przez miasto wzdłuż linii tramwajowej poturlał się ze mną Robert. Niedaleko reala odłączył się i wrócił - był już umówiony z Arkiem. We dwójkę - ja i CSA pojechaliśmy dalej. Cały czas asfaltem, przez Kiedrzyn, Antoniów, Wolę Hankowską, Czarny Las, Kuźnicę Kiedrzyńską, Nową Wieś (tutaj przez 6 km asfalt w opłakanym stanie - jazda prawie jak w terenie) do Ostrów. W Ostrowach na chwilę nad zalew, nawet udało nam się zobaczyć 2 dorodne łabędzie.

Było późno, robiło się chłodniej z każdą chwilą, więc pojechaliśmy z powrotem. Przez Ostrowy, Łobodno, Kamyk, Białą, w Białej odbiliśmy z głównej drogi w stronę Grabówki - asfalt w stanie tragicznym :( Z Grabówki przez Rocha, przy skrzyżowaniu z Wręczycką Maciek pojechał w stronę Tysiąclecia, a ja dalej pojechałam sama. Dalej przez Rocha, obok trójkąta, do Jasnej Góry, przez III Aleję, w II Alei wjazd na asfalt. Pełno policji kręciło się dziś po mieście. Jeden patrol jechał prawie cały czas za mną od alei aż do Katedralnej. Następnie Krakowską, przy końcu zjechałam na ścieżkę wzdłuż rzeki. Dojechałam do Niepodległości, a potem już Jagiellońską i do domu.

Wieczorne wycieczki znów zaczynają wchodzić mi w krew :D Jechało się całkiem przyjemnie, czasem tylko pod wiatr. Maciek podsumował wycieczkę w 4 słowach "bardzo elegancka wycieczka, dzięki!" Ja również mogę tylko podziękować - za towarzystwo, za równe tempo jazdy, bez przymusu gonienia się wzajemnie, chociaż Maciek miał łatwiej, bo niemalże całą drogę siedział mi na kole :D


Nad zalewem:


Łabędzie, które przypłynęły, by nas przywitać:

Wieczorem po mieście

Środa, 21 marca 2012 · Komentarze(4)
Po całym dniu spędzonym nad papierami wieczorny wypad na rower okazał się być jak zbawienie. Razem z STi wybraliśmy się na wieczorną przejażdżkę po miejskich parkach.

Wyruszyliśmy ode mnie z pod domu, na skróty przez lasek pod wiaduktem na Jagiellońskiej, następnie Bór do linii tramwajowej. Chyba dawno nie jechałam rowerem przez wiadukt na Niepodległości, bo ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam znak zakazu wjazdu dla rowerów, i pojechaliśmy drugą stroną ulicy przy torach tramwajowych. Wzdłuż linii tramwajowej do Promenady, Promenadą do końca, na około lasku Aniołowskiego.

Następnie po wyjeździe z lasku asfaltem przez Wyzwolenia, obok M1, prosto przez Szajnowicza-Iwanowa, koło OBI, Popiełuszki do parku Jasnogórskiego. Na Szajnowicza, niedaleko skrzyżowania z Jana Pawła znów ogarnęło mnie zdziwienie, gdy zobaczyłam znak drogowy, jakiego nigdy przedtem nie widziałam - droga dla rowerów / droga dla samochodów. W parku chwila przerwy na ławeczce i z powrotem.

Przez III Aleję NMP, Plac Biegańskiego, do II Alei - tam wjazd na ulicę, gdyż środek alei rozkopany. Następnie Katedralną do Krakowskiej, na końcu na ścieżkę przy rzece, i ścieżką do Bór. Wzdłuż linii tramwajowej do Jagiellońskiej i do domu.

Bardzo cieplutki wieczór, prawie bez wiatru. Mimo, że nic nie wskazywało na to, że dziś wsiądę na rower, to jednak udało się. Idealne zakończenie dnia :)

Wreszcie coś robią na Niepodległości:


Pierwszy raz napotkałam taki znak - no chyba, że wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi:


Jasna Góra nocą:

Spontanicznie na Polanę Gąszczyk - by uczcić pierwszy dzień wiosny

Wtorek, 20 marca 2012 · Komentarze(2)
Tak na sam początek - zanim opiszę dzisiejszą wycieczkę - skoro już mamy astronomiczną wiosnę, to pozwolę sobie dodać utwór Marka Grechuty:


Po krótkim wprowadzeniu w wiosenny nastrój czas na opis dzisiejszej przejażdżki:
Planowałam na dziś razem z Maćkiem (na forum jako CSA) wycieczkę do Ostrów nad Okszą. Niestety okazało się, że mój przewidywany wolny czas nieco się skrócił i do 13 musiałabym wrócić z powrotem. Cóż są rzeczy ważne i ważniejsze, więc Ostrowy przełożyliśmy wstępnie na czwartek.

Od rana świeciło dziś słonko. Przebudziłam się, i chwilę po tym jak wstałam z łózka STi zaproponował przejażdżkę do Olsztyna. Wiało dziś dość mocno, nie zbyt chciało mi się znów jechać na Olsztyn, więc wymyśliłam krótszą, spokojną wycieczkę terenową w stronę Przeprośnej, gdyż dawno w tamtych rejonach nie jeździłam.

Wyruszyliśmy w stronę skansenu, potem przez hutę, na rondzie w lewo i do ścieżki rowerowej na Legionów. Następnie przez Ossona, po czym terenem w stronę Przeprośnej. Przed podjazdem skręciliśmy w lewo na Polanę Gąszczyk, by poszukać pierwszych oznak wiosny. Zostawiliśmy rowery między drzewami i wdrapaliśmy się na górę, gdzie docierało więcej słońca. Pierwsze przylaszczki już się pojawiają między suchymi liśćmi. Parę dni i będzie fioletowo :)

Czas nas gonił, zrobiliśmy kilka zdjęć i trzeba było wracać. Początkowo tak samo jak dojechaliśmy do Polany, jednak potem wjechaliśmy na czerwony rowerowy. Szlak wygląda niezbyt ciekawie - rozjeżdżony przez jakieś traktory i inne pojazdy. Wyjechaliśmy na asfalt, którym dojechaliśmy do Legionów. Z każdą chwilą wiało coraz mocniej. Następnie przez hutę, obok skansenu i do domu.

Pierwszy dzień astronomicznej wiosny za nami. Teraz już będzie coraz cieplej :) Lubię ten okres w roku, gdy przyroda budzi się do życia po zimowym letargu.

W drodze na Przeprośną:


Cel pierwszej oficjalnie wiosennej wycieczki:


Rower nie chciał dobrowolnie współpracować:


Chciałam się schować, ale nie udało mi się:


Zaczynają się już pojawiać wiosenne kwiaty:


Pasażer na gapę:


Ach te górki...


Wśród brzóz - zawsze te drzewa szczególnie lubiłam:

Poraj, Żarki Letnisko

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(0)
Planowałam wczoraj krótką niedzielną wycieczkę do Olsztyna. Na CFR zaproponowałam dla innych chętnych godzinę 10, miejsce spotkania skansen. Na miejscu spotkania poza mną, STi i mario66 zjawili się również poisonek, szczepan, zbyszko61 i piter umówieni na wycieczkę do Poraja. Mario66 przekonał mnie i Roberta, żeby również wybrać się na Poraj - i tak też zrobiliśmy. Nie chcieliśmy gonić za drugą ekipą, więc we troje pojechaliśmy inną trasą i nieco wolniej.

Spod skansenu ruszyliśmy w stronę Huty, odbiliśmy na ścieżkę wzdłuż rzeki. Podczas, gdy jechaliśmy tą ścieżką zadzwonił Tomas_1982, który pod skansen przyjechał o 10:02 - zbyt punktualnie wyjechaliśmy. Powiedziałam mu którędy jedziemy i że troszkę zwolnimy więc nas dogoni. Przy tamie uznaliśmy jednak, że zaczekamy na niego chwilę. Postanowiłam zadzwonić i mu to zakomunikować. Okazało się niestety, że Tomas na asfalcie w kierunku Kusiąt dojrzał kogoś podobnego do mnie i pognał za tą osobą. Jak się potem okazało, nie byłam to jednak ja. Po kolejnym telefonie Tomas powiedział, żebyśmy nie czekali tylko jechali i gdzieś w drodze na Poraj się spotkamy.

Ruszyliśmy dalej w stronę Słowika. W Korwinowie kawałek za dworcem PKP odbiliśmy w teren, którym dotarliśmy do Zawodzia. Następnie częściowo pomarańczowym rowerowym, częściowo leśną ścieżką między brzozami, po błocie obok odlewni żelaza dotarliśmy do Osin, gdzie wbiliśmy się na asfalt. Główną drogą dojechaliśmy do Poraja. Po kolejnym telefonie od Tomasa, okazało się, że się nie spotkamy. Podczepił się pod szosowców, chwilę z nimi jechał, niestety chcąc zrobić fotkę dzięciołom przeskoczył niefortunnie przez rów i obciążył kolano i w efekcie skrócił wycieczkę do Olsztyna.

Z Poraja pojechaliśmy asfaltem wzdłuż zalewu do Masłońskch, gdzie na plaży nad zalewem zrobiliśmy chwilę przerwy. Mario zaproponował dalszą wycieczkę do Żarek Letnisko. Było jeszcze wcześnie więc pojechaliśmy terenowo, przy okazji poznałam nowe ścieżki. Najpierw kawałek czarnym pieszym, potem żółtym rowerowym, następnie zielonym rowerowym. Wylądowaliśmy gdzieś w Żarkach nieopodal sztucznego zbiornika, jednak kompleks wypoczynkowy był jeszcze zamknięty. Ruszyliśmy więc z powrotem.

Ścieżką rowerową z beznadziejnej kostki brukowej równoległej do drogi głównej dojechaliśmy do Masłońskich. Kawałek przez las do zalewu, asfaltem wzdłuż zalewu do Poraja. Z Poraja kawałek asfaltem, potem terenem. Najpierw pomarańczowym rowerowym, potem niebieskim rowerowym do torów. Przed torami w prawo na żółty pieszy, następnie asfaltem obok Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki, do skansenu i do domu.

Dziś pierwsza wycieczka w krótszych, cieńszych spodenkach i zarazem ostatnia tej "zimy". Pogoda dziś rozpieszczała rowerzystów. Kolejna przyjemna i ciekawa wycieczka :)

Między brzozami:


odpoczynek w Masłońskich:


Jadąc wzdłuż zalewu:


Uchwycona w drodze:

Leśniów, Złoty Potok, Olsztyn

Sobota, 17 marca 2012 · Komentarze(5)
Na CFR Zbyszek z okazji swoich imienin i zapowiadanej świetnej pogody, zaproponował na dziś wycieczkę do Leśniowa lub dalej do Bobolic. Decyzja miała zapaść w trakcie jazdy z uwagi na ograniczający czas. Na miejscu spotkania pod skansenem zjawili się również: Darek (darsji), Robert, Wojtek, no i ja.

Spod skansenu ruszyliśmy w stronę Huty, ścieżką wzdłuż rzeki do Guardiana, następnie kawałek terenem do rowerostrady. Potem rozpoczął się dłuższy odcinek asfaltem. Przez Skrajnicę dojechaliśmy Olsztyna. Za Olsztynem chwila przerwy - Robert złapał gumę. Wtedy też dołączył do nas pietro1978, który pojechał z nami kawałek przez Biskupice. Potem my odbiliśmy na Zaborze, a on w stronę Poraja. Następnie jechaliśmy przez Przybynów, Wysoką Lelowską, Żarki do Leśniowa.

W Leśniowie chwila odpoczynku na jedzonko i zaczerpnięcie wody ze źródełka, nazwanej przez Wojtka "wodą z trupka" :D Zapadła decyzja, że odpuszczamy Bobolice i kierujemy się na Złoty Potok. Ruszyliśmy dalej asfaltem przez Żarki, Zawadę do Potoka. Zatrzymaliśmy się na moment w Ostrężniku, ale nie udało mi się znaleźć przebiśniegów :( Niedaleko Ostrężnika minęliśmy się z Iwonką. W Złotym zatrzymaliśmy się nad Amerykanem w celu uzupełnienia płynów i wrzucenia czegoś na żołądek. Nakarmiliśmy przy okazji kaczki paluszkami :D

Nastał czas powrotu. Zdecydowaliśmy się by tym razem było więcej terenu. Ze Złotego pojechaliśmy zielonym rowerowym. W Siedlcu wyjechaliśmy na asfalt. Następnie przez Krasawę do Zrębic. w Zrębicach za mostkiem w lewo w teren na czarny rowerowy. Odbiliśmy potem w Sokolich na zielony / czarny pieszy i terenem dotarliśmy do Olsztyna. Pod zamkiem w knajpie znów chwila odpoczynku i z powrotem do domu.

Z Olsztyna terenowy podjazd pod Skrajnicę, potem asfaltem do rowerostrady, przy rowerostradzie Darek się odłączył, bo chciał wolniej dojechać. Następnie kawałek terenem do asfaltu przy Guardianie, za Guardianem na ścieżkę wzdłuż rzeki i dalej już asfaltem do skansenu. Pod skansenem podziękowaliśmy sobie za wspólną wycieczkę i każdy ruszył w swoją stronę do domów.

Pogoda była dziś wyśmienita. Wycieczka jak najbardziej udana. Oby było więcej takich dni jak dziś. Może to zabrzmieć nieco narcystycznie, ale jestem z siebie dumna po dzisiejszym dniu :)

Szybkie klejenie dętki - jaka to była dziura :D


W Leśniowie:


trzeba się napić cudownej wody:


Cała ekipa przed Sanktuarium:


W Potoku nad Amerykanem:


Kaczka, którą karmiliśmy paluszkami:


Ale to ta woda z Leśniowa?


przyłapana podczas picia cudownej wody :D


W nowej knajpie rowerowej też jest kot:


Ostatni przystanek:

fotki by STi & voit