Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2013

Dystans całkowity:282.73 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:12:40
Średnia prędkość:16.66 km/h
Maksymalna prędkość:45.05 km/h
Suma podjazdów:1390 m
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:47.12 km i 4h 13m
Więcej statystyk

Zakończenie roku 2013

Wtorek, 31 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Już jakiś czas temu zaświtał mi w głowie pomysł że skoro nie ma innego planu na sylwestra, to można spędzić by go rowerowo w Olsztynie. Pomysł ten spodobał się również Skowronkom. Informację o planowanym wypadzie Daria zamieściła również na CFR. Na miejscu spotkania o 22,30 pod Jagiellończykami poza naszą czwórką stawił się także Mateusz. Nie odstraszyła nas nawet padająca mżawka.


Ruszyliśmy w drogę. Najpierw Aleją Pokoju, potem asfaltem przez Kucelin, koło Ocynkowni i Guardiana. Drogi miejscami oblodzone, tak więc postanowiliśmy uciec w teren. Koło torów, potem kawałek zielonym rowerowym i dalej przeciwpożarówką. Gdy byliśmy już bliżej niż dalej od celu Rafał złapał kapcia. Czas mijał, więc szybka zmiana dętki i pędem dalej, by zdążyć na czas. Po wyjeździe z lasu asfaltem w stronę rynku w Olsztynie. Gdy przejeżdżaliśmy koło leśnego, w którym bawili się szosowcy było około 23.55. Daria zaproponowała, by zamiast rynku udać się do leśnego i nowy rok powitać razem z szosowcami. Zdążyliśmy na czas. Naszykowaliśmy szampany, maseczki sylwestrowe, by powitać nowy rok. Zostaliśmy bardzo miło powitani przez grono szosowców, za co serdecznie dziękujemy :)



Sylwestrowy kapeć



Z Alkiem, Darią, Ewą i Mateuszem



W karnawałowym wydaniu



Spiderman



Życzenia noworoczne w męskim gronie
Fotki by Skowronek


Tak zakończył się rowerowo rok 2013. Czas by go podsumować:
Przejechałam w sumie 6421 km, generalnie ponad tysiąc km mniej niż w roku poprzednim, ale biorąc pod uwagę czas poświecony na jazdę wynik ten uważam za zadowalający. Wycieczek o dystansie ponad 100 km w tym roku odbyłam 8, w tym jedna powyżej 200 km. Mowa o objeździe Tatr w jeden dzień razem ze Skowronkami w czerwcu. Podczas tej wycieczki udało się jednocześnie pobić aż dwie życiówki: max dystans wynoszący 215,20 km, oraz max sumę przewyższeń, która wyniosła 2880 metrów. W tym samym miesiącu udało się również pobić kolejną życiówkę - miesięczny dystans, który wyniósł 1021,80 km. Chciałabym również wspomnieć o innych osiągnięciach, których statystycznie wyrazić się nie da: razem z narzeczonym byłam z rowerem nad morzem, pierwszy raz jechałam rowerem po plaży - ze Świnoujścia do Międzyzdrojów, oraz ze Świnoujścia do Ahlbeck w Niemczech, tak więc byłam również rowerem poza granicami kraju. Dodam również, że na początku tegoż roku dołączyłam do klubu BIKEHEAD MTB TEAM i wspólnie z jego innymi członkami wystartowałam w cyklu maratonów Powerade MTB Marathon. Zajęłam m.in. 3 miejsce w kategorii K2 Mini w Piwnicznej w bardzo błotnych warunkach, oraz 4 miejsce w kategorii K2 Mega w Krynicy. W generalnej klasyfikacji zajęłam 8 miejsce w kategorii K2 na dystansie Mega.


A teraz czas na podziękowania:
Ogromne podziękowania dla wszystkich osób, które przede wszystkim we mnie wierzyły, dodawały otuchy i wiary w siebie, które razem ze mną pokonywały kolejne km, dzięki którym mogłam zwiedzić nowe miejsca i poznać nowe trasy. Bez Was tak wiele bym nie osiągnęła. Jeszcze raz serdeczne dzięki :)

Sylwestrowa przejażdżka

Wtorek, 31 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Umówiliśmy się dziś pod skansenem na poranną przejażdżkę z Kasią i Kamilem. Chyba wszyscy myśleliśmy, że będzie nieco cieplej niż się faktycznie okazało. W planie miał być Poraj, ale tam nie dotarliśmy bo skróciliśmy nieco trasę. Ale może od początku.


Najpierw pojechaliśmy przez Kucelin, a potem ścieżką wzdłuż rzeki. I tutaj na moście pewna atrakcja. Okazało się, że na moście było dość ślisko. Pierwsza jechała Kasia, potem ja, Kamil i na końcu Alek. Kasia przejechała, ja zaliczyłam dość mocny ślizg i wylądowałam na glebie. Kamil również w wyniku hamowania poleciał, ale nie tak ostro jak ja. Alkowi udało się uratować. Chwila przerwy na pozbieranie się i dalej w drogę. Asfaltem przez Bugaj i potem terenem niebieskim rowerowym. Następnie kawałek dziurawym asfaltem koło Monaru i potem w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy. Pomarańczowym szlakiem do Zawodzia. Następnie asfaltem przez Zawodzie, Korwinów i Słowik. Dalej po betonowych płytach do Bugaja i przez Michalinę do DK1. W tym miejscu pożegnaliśmy się z Kasią i Kamilem i udaliśmy się jeszcze na myjkę umyć rowery, po czym już prosto do domu.


Dopiero w domu okazało się, że w wyniku upadku trochę się poobdzierałam. Poleciałam na lewy bok. Dawno nie zaliczyłam takiego niekontrolowanego ślizgu. Cóż, zdarza się. Podsumowania sezonu jeszcze nie piszę, bo na dziś wieczór w planie jest jeszcze wycieczka do Olsztyna.

Grudniowa setka - na zachód od Częstochowy

Niedziela, 29 grudnia 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Po wczorajszej pieszej wycieczce w góry dziś czas na rower. Tym razem wycieczka na zachód od Częstochowy w okolice Koszęcina. Przewodnikiem dzisiejszej eskapady został Jacek, z którym umówieni byliśmy na godzinę 8:15 w Konopiskach koło Urzędu Miasta. Z Częstochowy jechało nas więcej, więc spotkaliśmy się koło Straży Pożarnej na Sabinowskiej.


W siedmioosobowym składzie - Daria, Rafał, Kasia, Kamil, Gaweł, Alek i ja pojechaliśmy asfaltem, najkrótszą drogą do Konopisk - przez Dźbów i Wygodę. Gdy dotarliśmy na miejsce Jacka jeszcze nie było, ale nie musieliśmy na niego długo czekać.  Ruszyliśmy w drogę. Jacek poprowadził nas w zasadzie od razu terenem. Na początek niebieskim / zielonym rowerowym, gdzie już na samym początku wycieczki zatrzymujemy się koło jednego z bunkrów.



Bunkier


Obejrzeliśmy bunkier i jedziemy dalej terenem przez Aleksandrię. Wyjeżdżamy na asfalt w Olszynie i kawałek nim jedziemy. Po drodze zatrzymujemy się przy klonie jawor (na którym wg. opowieści wieszano powstańców w 1863r), a potem przy diabelskim kamieniu. Z Alkiem i Gawłem wjeżdżamy między drzewami, by obejrzeć diabelski kamień z bliska. Reszta ekipy czekała na nas na asfalcie. Z owym kamieniem wiąże się pewna legenda - Otóż dawno temu w Olszynie istniał drewniany kościółek. Pewnego dnia proboszcz parafii pokłócił się z diabłem. Ten poprzysiągł się zemścić i postanowił, że zburzy kościół zrzucając na niego wielki głaz znajdujący się w pobliskiej Hadrze. Była jednak zima i diabeł nie zdołał dociągnąć głazu. Do dziś na kamieniu są ślady łańcuchów, którymi diabeł próbował go ciągnąć.



Klon Jawor - fot. by Skowronek



Diabelski Kamień


Dalej jedziemy znów terenem przez Kierzki między stawami hodowlanymi i wyjeżdżamy w miejscowości Mochale. Kawałek asfaltem do Droniowic, gdzie znów wjeżdżamy do lasu i kierujemy się do Wierzbia. Tu chwila przerwy, by zobaczyć pałacyk, którego właścicielem jest Włoch.



Stawy koło Kierzków - fot. by Skowronek



Pałac we Wierzbiu - fot by Skowronek


Po przerwie Jacek ponownie prowadzi nas terenem, tym razem do Rusinowic. Prowadzi tu bardzo przyjemna, polna dróżka. Od Rusinowic kawałek asfaltem do Piłki, gdzie podjeżdżamy na mały posiłek w bardzo klimatycznej knajpce. Z zewnątrz lokal wygląda co prawda jak jakaś typowa mordownia, jednak jej wnętrze naprawdę zadziwia swoim klimatem.



Rowerowe zabytki przed knajpką w Piłce



Zwierzaczek w środku knajpki :D


Po przerwie "obiadowej" jedziemy znowu lasem do Krywałdu. Trochę czasu spędzamy nad rzeką Mała Panew i oryginalnym źródełku, z którego wypływa woda podziemna o specyficznym siarkowym zapachu. Przy źródełku znajdują się drewniana wiata i ławeczki, przy których można sobie posiedzieć i odpocząć.



Mała Panew



Z Alkiem nad źródełkiem



Nad źródełkiem - fot. by Skowronek



Ekipa nad źródełkiem - fot. by Skowronek


Po krótkiej sesji zdjęciowej dalej w drogę. Terenem jedziemy do rezerwatu Jeleniak Mikuliny. Nie robimy tutaj zbyt długiego postoju, tylko kilka zdjęć i w drogę.



Alek nad rezerwatem Jeleniak-Mikuliny


Cały czas terenem udajemy się do Koszęcina. Tutaj asfaltem jedziemy do drewnianego kościółka Św.Trójcy. Część ekipy, w tym ja i Alek wchodzimy na chwilę do kościółka. Następnie podjęliśmy próbę zwiedzenia pałacu w Koszęcinie, ale niestety ciągle trwa remont, a ochroniarz nie wpuścił nas nawet na teren parku.



Kościół Św. Trójcy w Koszęcinie



Wnętrze kościoła - Apostołowie


Opuszczamy Koszęcin. Jedziemy terenem do Strzebinia. Po drodze na ścieżce przyrodniczej zatrzymujemy się przy jednym z pomników przyrody - Dębie Szypułkowym.



Pomnik przyrody - Dąb Szypułkowy



Z Kasią i Kamilem



Zalewisko w pobliżu ścieżki przyrodniczej - fot. by Skowronek


Dojeżdżamy do Strzebinia. Jedziemy asfaltem przez Łazy do miejscowości Mzyki. W Mzykach Jacek wskazuje nam, gdzie należy poszukiwać źródeł Liswarty, jednak ta atrakcja nie była przewidziana w planie dzisiejszej wycieczki, więc jedziemy potem leśnymi ścieżkami, mniej lub bardziej dzikimi do Okrąglika. Następnie asfaltem udajemy się do Starczy, gdzie przy okazji przerwy sklepowej, możemy zobaczyć przynajmniej z zewnątrz kościół Mariawitów.



Przed kościołem Mariawitów w Starczy


Dalej już w zasadzie cały czas asfaltowo w stronę Częstochowy, przez Własną, Klepaczkę, Zawisną (gdzie opuszcza nas Jacek i kieruje się w stronę Poczesnej), Mazury, Młynek, Sobuczynę i Brzeziny. Następnie ulicą Żyzną. Koło Poselskiej rozdzielamy się - Skowronki i Gaweł jadą w stronę Straży, a my z Kasią i Kamilem jedziemy przez Wypalanki.



Droga powrotna


Po wczorajszej pieszej eskapadzie górskiej i dzisiejszej rowerowej setce zmęczenie dało się we znaki. Jednak warto było poznać nowe miejsca i spędzić niedzielę w miłym towarzystwie z ludźmi dzielącymi taką samą rowerową pasję :) Dziękuję wszystkim za towarzystwo i Jackowi za pokazanie nowych ścieżek i ciekawych miejsc.

Błatnia, Klimczok, Szyndzielnia

Sobota, 28 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy

Ponad rok czasu nie udało mi się zdobyć żadnego z górskich szczytów na piechotę. Dawniej dość często chodziłam po górach, więc gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, bo Daria zaproponowała nam pieszą wycieczkę, od razu się zdecydowaliśmy. Wstaliśmy wcześnie rano, wpakowaliśmy się w piątkę do auta (Daria, Rafał, Magda i my) no i w drogę do Wapienicy. Tutaj rozpoczęliśmy pieszą wędrówkę.


Na początek niebieskim pieszym przez Palenicę do Błatniej. Praktycznie od samego początku mieliśmy dość strome podejście do Palenicy. Pomimo tego, że wiało bardzo mocno, to ubrani byliśmy za grubo, więc po drodze zrzucaliśmy z siebie niepotrzebne ciuchy. Ku naszemu zdziwieniu na szlaku w ogóle nie było ani grama śniegu. Na Palenicy zrobiliśmy sobie mały bufet i już po bardziej płaskim terenie udaliśmy się na Błatnią (917 m.n.p.m.). Tutaj dłuższy postój w schronisku.


W drodze na Pilicę - fot. by Skowronek



Z Darią w drodze na Pilicę


Alek na Pilicy


Bufet :D - fot. by Skowronek


Po przerwie w schronisku udaliśmy się żółtym pieszym na Klimczok. Początkowo szliśmy przez polanę, na której praktycznie nie było drzew. Wiało tak mocno, że podmuchy wiatru miotały nami jak marionetkami. Dobrze, że to był dość krótki odcinek drogi, więc sprawiło nam to jedynie nieco frajdy :D Dalej weszliśmy znów w las. I tutaj się zaczęło :D Na szlaku pojawił się śnieg. I nie było go wcale tak mało. Aby atrakcji przed wdrapaniem się na Klimczok było więcej, to po drodze musieliśmy jeszcze pokonać leżące na szlaku drzewa połamane podczas ostatniej wichury.


Na Błatniej - fot. by Skowronek


W drodze na Klimczok - fot. by Skowronek


Powalone drzewo na szlaku


W drodze na Klimczok



W drodze na Klimczok - fot. by Skowronek


Wichura - fot. by Skorwonek


Z dziewczynami na Klimczoku


Na Klimczoku z Alkiem :* - fot. by Skowronek


Na Klimczoku - fot. by Skowronek


Na Klimczoku (1117 m. n p.m.) chwila przerwy i bez zatrzymywania się w schronisku dalej w drogę na Szyndzielnię. Tym razem powędrowaliśmy szlakiem żółtym / zielonym pieszym. Ten odcinek naszej wędrówki był dość płaski. Trochę śniegu, lodu, trochę błotka, ale szło się przyjemnie. Nawet nie wiem kiedy byliśmy u celu. Szyndzielnia (1126 m. n.p.pm.) była ostatnim na dziś szczytem do zdobycia. Po dotarciu na szczyt znów dłuższa przerwa w schronisku.


Po przerwie pozostało nam już tylko zejść z powrotem do Wapienicy. Najpierw szlakiem czerwonym pieszym, a potem żółtym. Śniegu na szlaku już nie było. W zamian pojawiła się masa liści. Zupełnie inny świat, zima zamieniła się w późną jesień :D Pod sam koniec wędrówki przez las mogliśmy podziwiać przepiękny zachód słońca. Końcówka wycieczki to już dojście asfaltem do auta, a potem powrót do domu. I te niezapomniane pierogi ze stacji :D

Dywan z liści - fot. by Skowronek


Kąpiel w liściach :D


Zachód słońca nad górami - fot. by Skowronek


W sumie pokonaliśmy dziś 19 km po górach na piechotę. Ogromne dzięki za wspólną wycieczkę i super towarzystwo :) Bardzo brakowało mi takiej pieszej wędrówki po górach. I choć pewnie jutro nogi będą trochę boleć to było naprawdę warto :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie okazja wybrać się wspólnie na jakąś górską eskapadę.

94 Częstochowska Masa Krytyczna

Piątek, 27 grudnia 2013 · Komentarze(0)

Po przerwie od roweru i świątecznym obżarstwie postanowiliśmy dziś wybrać się na Masę Krytyczną. Dojazd na Plac Biegańskiego przez Jagiellońską, Bór, Niepodległości, Wolności (gdzie po drodze zgarniamy Gawła z serwisu), Sobieskiego i Śląską.


Trasa przejazdu 94 Częstochowskiej Masy Krytycznej: Plac Biegańskiego, II i I Aleja NMP, Plac Daszyńskiego, I Aleja NMP, Kościuszki, Jasnogórska, Nowowiejskiego, Aleja Jana Pawła II, Dąbrowskiego, III Aleja NMP, Pułaskiego, Kopernika, Wolności, Waszyngtona, Śląska, Plac Daszyńskiego.


W grudniowej Masie udział wzięło 77 rowerzystów i rowerzystek. Być może uczestników masowego przejazdu byłoby więcej, gdyby policja nie spóźniła się aż o 40 minut na właściwą godzinę. Aby grudniowej tradycji stało się zadość uczestnicy Masy jechali przez miasto w mikołajkowych czapeczkach.


Powrót z Masy częściowo w towarzystwie Kasi i Kamila taką samą trasą jak wcześniej.

Pilica Siwuchowymi ścieżkami

Niedziela, 22 grudnia 2013 · Komentarze(7)
Uczestnicy

Za drugim podejściem udało się umówić na planowaną już dawniej wycieczkę razem ze Skowronkami i Siwuchem w okolicach Zawiercia. Tym razem nic nie stanęło na przeszkodzie i o 9,30 wszyscy stawili się na dworcu głównym w Zawierciu. Skowronki przybyły PKP, my z Alkiem autem z DG, a Siwuch który miał najbliżej dojechał rowerkiem.

Ruszyliśmy w drogę. Najpierw asfaltem przez centrum, a potem przez Kromołów. Z Kromołowa kawałek terenem zielonym rowerowym do Skarżyc, skąd mieliśmy bardzo ładny widok na Okiennik. Dalej asfaltem przez Żerkowice i znów terenem czerwonym pieszym przez wąwóz do Karlina.


Zjazd w stronę Skarżyc
Zjazd w stronę Skarżyc © EdytKa


Jedziemy przez wąwóz
Jedziemy przez wąwóz © EdytKa


Przejazd przez wąwóz
Przejazd przez wąwóz © EdytKa


Od Karlina jedziemy kawałek asfaltem przez Kiełkowice, po czym znów terenowym szlakiem do Giebła. Od Giebła ponownie asfaltem (mijając po drodze kościół) do Biskupic. Chociaż raz do Biskupic było z górki :D Niemożliwe, ale jednak :D Dalej Siwuch prowadzi nas ponownie terenem przez pola, gdzie robimy sobie postój na jedzonko. Jadąc wzdłuż pola docieramy do skraju lasu i wjeżdżamy na znaną z opowieści Siwucha ścieżkę S300. Naprawdę ciekawa dróżka.


Siwuch prowadzi, więc jedziemy wzdłuż pola
Siwuch prowadzi, więc jedziemy wzdłuż pola © EdytKa


Na szlaku S300, w drodze do Pilicy
Na szlaku S300, w drodze do Pilicy © EdytKa


Szlakiem S300 dojeżdżamy do Dzwonowic, po czym jedziemy dłuższy kawałek asfaltem, aż do Pilicy. W Pilicy odbijamy na Zarzecze, by zobaczyć ruiny dawnego kościoła zakonu szpitalników, o których powiedziała nam Daria. Nawet nie wiedziałam, że takie ruiny tutaj się znajdują, a są naprawdę interesujące. Szkoda tylko, że niszczeją, bo nikt się nimi nie zajmuje. Nie ma nawet żadnej tabliczki informującej o tym, co to są za pozostałości.


Ruiny dawnego kościoła zakonu szpitalników
Ruiny dawnego kościoła zakonu szpitalników © EdytKa



Przed ruinami kościoła zakonu szpitalników
Przed ruinami kościoła zakonu szpitalników © EdytKa



Ruiny kościółka
Ruiny kościółka © EdytKa

Obejrzeliśmy ruiny i trzeba było jechać dalej. Asfaltem w stronę Kocikowej, a potem w teren. Najpierw czerwonym pieszym, a następnie niebieskim pieszym / czerwonym rowerowym do Podzamcza. Przed dojazdem do ruin zamku skręcamy w prawo i wyjeżdżamy na asfalt, którym kierujemy się w stronę Ogrodzieńca. Po drodze zatrzymujemy się w Podzamczu przy Sanktuarium Matki Boskiej Skałkowej, które zostało zbudowane przy skale. Przejeżdżałam tutaj tak wiele razy, a nigdy nie zwróciłam uwagi na owe sanktuarium. A jest co podziwiać.


Alek przed Sanktuarium Matki Boskiej Skałkowej
Alek przed Sanktuarium Matki Boskiej Skałkowej © EdytKa


Ostatnia wieczerza
Ostatnia wieczerza © EdytKa


Widok na ruiny zamku ogrodzieniec - fot. by Alek
Widok na ruiny zamku ogrodzieniec - fot. by Alek © EdytKa

Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy chodnikiem wzdłuż głównej mocno ruchliwej drogi, przez Ogrodzieniec do Fuagsówki. Asfalt mokry, więc jesteśmy dość uchlapani. W Fugasówce skręcamy w lewo na boczną dróżkę, którą docieramy do Zawiercia w pobliżu znanego samolotu. Dalej jedziemy chodnikiem wzdłuż drogi 78 do centrum Zawiercia. Kierujemy się jeszcze na myjkę, by umyć rowerki po sporej dziś dawce błotka. Po umyciu sprzętów udajemy się na dworzec kolejowy, gdzie żegnamy się z towarzyszami dzisiejszej wycieczki. Skowronki wsiadają w pociąg, my pakujemy rowerki do auta, a Siwuch wraca do domku na rowerze.


Wypad zaliczam do udanych :) Nie zabrakło podjazdów, które z powodu ogólnego przemęczenia dały mi dziś popalić (szczególnie pod koniec wycieczki), dodatkowo nie brakowało sporej dawki terenu, śniegu, błotka, wody lejącej się spod kół mimo błotników :D Było wszystko czego rowerzysta może sobie zażyczyć :D Zdarzyły się także dwa - na szczęście niegroźne - upadki na lodzie - pierwszy Darii podczas jazdy przez pola, drugi mój podczas zjazdu na szlaku S300. Ale najważniejsze było wspaniałe towarzystwo :) Dziękuję wszystkim za świetną wycieczkę :)


Poraj i Olsztyn po przerwie

Niedziela, 15 grudnia 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Po trzytygodniowej przerwie od roweru (nie wliczając ostatniego spinningu) dziś udało się wreszcie wybrać na przejażdżkę. I to w dodatku w dość licznym składzie. Oprócz mnie i Alka pod Jagiellończykami stawili się także - Daria, Rafał, Gaweł, Mateusz, Rafik, Seger i Siwuch. Co prawda z nieba siąpił deszcz, ale z jazdy nie zrezygnowaliśmy.

Ruszyliśmy w drogę. Najpierw Aleja Pokoju, Kucelin, potem ścieżką wzdłuż rzeki i koło Guardiana. Następnie kawałek zielonym rowerowym i potem przeciwpożarówką i niebieskim rowerowym do Dębowca. Dziurawym asfaltem koło Monaru, przed torami w lewo i wzdłuż torów do Poraja. Dalej asfaltem przez Choroń i Biskupice do leśnego. Podjazd w Choroniu mnie zabił. Kompletna niemoc, wtoczyłam się na samym końcu za resztą ekipy. Nie wiem czy to na skutek przerwy, czy zmęczenia po całym sezonie. Przez Biskupice jechaliśmy w gęstej mgle, ale to i tak nas nie pokonało. Do leśnego dotarliśmy z Alkiem również jako ostatni. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, ogrzaliśmy się herbatką, zjedliśmy babeczki urodzinowe od Darii i trzeba było wracać.

Najpierw kawałek asfaltem, a potem terenem przez Skrajnicę. Przecięliśmy asfalt na Skrajnicy i dalej terenem poprowadził nas Rafik. Przyjemną leśną dróżką dotarliśmy do żółtego pieszego. Tak więc żółtym szlakiem, a potem pożarówką do początku rowerostrady, zielonym rowerowym do torów, przez lasek do Bugaja i asfaltem przez Bugaj, gdzie opuścił nas Siwuch skręcając na Korwinów. Dalej przez Michalinę do DK1 i na myjkę. Nie wszyscy rowerki umyli, ale towarzystwa dotrzymali. Dalej między blokami do chodnika wzdłuż trasy. Tutaj żegnamy się ze Skowronkami i jedziemy w stronę estakady, gdzie odłączamy się z Alkiem od reszty ekipy i kierujemy się Jagiellońską w stronę domu.

Jakoś bardzo ciężko mi się dziś jechało. Kompletny brak energii. Dobrze, że to już koniec sezonu, trzeba będzie odpocząć. Jednak mimo tego warto było się ruszyć na wycieczkę, tym bardziej w takim towarzystwie :)

Ekipa pod leśnym - foto by Rafał © EdytKa


Ekipa pod leśnym - foto by Alek © EdytKa

Spinning

Niedziela, 8 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Na dworze szalał Orkan, a po prawie dwóch tygodniach przerwy od roweru ochota na kręcenie była ogromna. Tak więc dziś jazda na rowerze w czterech ścianach - dwie godziny spinningu w Fitness Club Salsa razem z teamem Bikehead i znajomymi z klubu Banimex. Dzięki za towarzystwo :)