Wpisy archiwalne w kategorii

2) 30 - 60 km

Dystans całkowity:14157.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:669:57
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:68278 m
Maks. tętno maksymalne:179 (92 %)
Maks. tętno średnie:134 (69 %)
Suma kalorii:4363 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:42.26 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Droga do i z pracy, a potem Mstów i Olsztyn

Wtorek, 3 kwietnia 2012 · Komentarze(1)
Widząc za oknem świecące słonko, które patrzało na mnie prosząc zostaw dziś auto z samiuśkiego ranka po 10,20 wsiadłam na rower i pojechałam do pracy, a później w samo południe około 15,30 wróciłam do domku :D Obiadek na szybko, bo wracając wczoraj z Jasnej Góry umówiłam się z mario66 na wypad do Mstowa. Pod skansen dojechałam 5 min spóźniona, ale mario66 na szczęście poczekał na mnie.

Ruszyliśmy duktem wzdłuż rzeki na Zawodzie, potem kawałek ścieżką przy DK1, koło rynku, asfaltem koło oczyszczalni Warta. Kawałek za oczyszczalnią zjechaliśmy z asfaltu w lewo na ścieżkę wzdłuż rzeki mijając na moje szczęście podjazd z kostki brukowej, którego niezbyt lubię. Wyjechaliśmy na asfalt już za tym wzniesieniem. Dalej zielonym rowerowym, pod Przeprośną podjazd asfaltowy, potem skręciliśmy w lewo do sanktuarium i w dół terenem po kamienistym zjeździe. Następnie już asfaltem zielonym rowerowym przez Siedlec na rynek w Mstowie, gdzie na kilka minut usiedliśmy na ławce uzupełnić płyny i wrzucić coś na żołądek.

Z Mstowa również zielonym rowerowym przez Siedlec, ponownie asfaltem pod Przeprośną, tylko od drugiej strony, na zjeździe z górki rozpędziłam się do 55 km/h, ale zaraz trzeba było hamować, gdyż chcieliśmy skręcić w stronę czerwonego rowerowego. Jeszcze kawałek asfaltem, kolejna tym razem mniejsza górka, zrzucając z przodu na najmniejsze przełożenie niestety spadł mi łańcuch tak niefortunnie, że pobrudziłam sobie łapki zakładając go z powrotem. Dalej terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt (w terenie już na szczęście sucho, a nierówności jakie ostatnio były na szlaku wyrównane są jakimś grysem). W Kusiętach mario namówił mnie by jeszcze zahaczyć o Olsztyn, więc pojechaliśmy asfaltem do Olsztyna, gdzie tuż przy rynku zostałam prawie uderzona drzwiami od jakiegoś auta, które stało pod sklepem na ulicy ;/ ludzie nie patrzą w lusterka... Chwila przerwy na powietrzu na ławce przy nowym barze leśnym i powrót.

Na szczęście pozostała już ostatnia górka tego dnia, ale tym razem terenowa - Skrajnica. O dziwo w porównaniu do poprzednich górek asfaltowych bardzo łatwo udało mi się podjechać. Dalej już asfaltem przez Skrajnicę do rowerostrady, na końcu ścieżką do torów. Za torami kawałek przez lasek do Bugaja i asfaltem do przejazdu kolejowego. Dalej obok Michaliny i wzdłuż DK1 do estakady. Pod estakadą mario66 pojechał na Raków a ja jak zwykle przez Jagiellońską wróciłam do domku.

Sporo dziś było podjazdów pod górę, odzwyczaiłam się chyba od ciężaru mojego roweru. Dużo krótsza wycieczka, a zmęczyła mnie z początku bardziej niż Kraków. Podjazd pod Przeprośną i Kusięta wycisnęły ze mnie sporo energii. Na szczęście powrót już poszedł o wiele łatwiej :) W gruncie rzeczy cieszę się, że dałam się namówić również na Olsztyn, gdyż taką drogą z Mstowa tam jeszcze nie jechałam. Fotorelacji z wycieczki nie stwierdzono.

Do Olsztyna przez Mstów - strasznie dziś wiało

Środa, 28 marca 2012 · Komentarze(4)
Planowana na dziś dłuższa wycieczka z Maćkiem nie wypaliła - on późno w nocy wrócił do domu, mnie nie chciało się rano wcześnie wstawać. Zwlekłam się sporo po 9 z łóżka i umówiłam się około 11 z STi, aby pomógł zmienić opony w moim rowerku, a później na jazdę testową. W międzyczasie na CFR Piksel zapytał czy ktoś się gdzieś wybiera, więc umówiliśmy się na przejażdżkę we troje.

Spotkaliśmy się pod skansenem. Ruszyliśmy asfaltem przez Rejtana, wzdłuż DK1, obok rynku na Zawodziu, do Mirowskiej, dalej koło oczyszczalni Warta w stronę Mstowa. Następnie górka Przeprośna terenowym podjazdem. Dalej czerwonym pieszym / czarnym rowerowym asfaltem przez Siedlec do Mstowa. W Mstowie tylko przejazd przez rynek i dalej w teren. Niebieskim pieszym pod górkę przez Małusy do Turowa. W Turowie asfaltem do Olsztyna - wiało przeokropnie, ciężko było kręcić.

W Olsztynie przy rynku rozdzieliliśmy się - Piksel pojechał przez Kusięta, a my z Robertem terenowym podjazdem na Skrajnicę i dalej terenem obok ambony. Chwila przerwy na łonie natury i dalej ścieżką. Wjechaliśmy na asfalt niedaleko rowerostrady. Na końcu rowerostrady terenowo do torów, na drugą stronę i dalej przez lasek do Bugaja. Asfaltem do przejazdu kolejowego, przez Michalinę na Błeszno. Na Rakowskiej, gdzie budują linię tramwajową dopadła nas burza piaskowa, a zjazd z górki na Jesiennej przypominał dziś walkę z wiatrakami. Jeszcze nigdy tak ciężko nie zjeżdżało mi się z górki.

Generalnie wiało dziś przeokropnie, wyjeżdżając z domu nie sądziłam, że będzie aż tak strasznie wiać. Warunki jak na trening ciężkie, wiatr wyciskał wszystkie siły. Na szczęście daliśmy radę, przecież nie mogło być inaczej, z resztą jak to mówią - co nas nie zabije to nas wzmocni :)

Spontan do Olsztyna i miasto

Poniedziałek, 26 marca 2012 · Komentarze(2)
Cała dzisiejsza jazda była jednym wielkim spontanem. Od samego rana nie wiedziałam, czy wyjdę dziś na rower czy nie. Z początku miałam jechać około godz. 13 z Maćkiem gdzieś dalej, pod warunkiem, że będę mieć siłę do jazdy po wczorajszej setce... Ale rano było tak zimno i tak wiało, że zrezygnowaliśmy i dłuższy wyjazd przenieśliśmy na środę.

Już o 8 rano dzwonił do mnie Przemek (zresztą obudził mnie) z pytaniem czy gdzieś jadę. Pierwsza reakcja - chyba nie, mam być w biurze o 12, zanim się zbiorę, wieje, nie to nie ma sensu. Położyłam się z powrotem do łóżka. Pozbierałam się, zjadłam śniadanko, po 10 telefon z biura, żebym jednak przyjechała jutro. Tak pomyślałam, skoro i tak nie śpię, zadzwonię do Przemka dowiem się gdzie jest. Był z Agnieszką koło Guardiana, jechali do Olsztyna.

Było około 10,20. Szybko się przebrałam w ciuchy na rower, nie chciało mi się samej gonić Przemka i Agnieszki, więc namówiłam Roberta by też jechał. Koło skansenu spotkaliśmy się i we dwoje ścieżką wzdłuż rzeki, potem koło Guardiana i przez Kusięta dojechaliśmy do Olsztyna. Dołączyliśmy do Przemka i Abovo, którzy spijali poranną kawkę. Oni spotkali też wcześniej Poisonka przy rynku, jednak my musieliśmy się minąć gdzieś w drodze.

We czwórkę - ja, Agnieszka, Przemek i Robert ruszyliśmy z powrotem do domów. Asfaltem przez Brzyszów, Srocko do Legionów. Myślałam, że mnie zwieje z drogi. Postanowiliśmy jeszcze wspólnie zahaczyć o Złotą Górę. Na Legionów niedaleko TRW ekipa drogowa malowała na ścieżce linie do przejazdu do TRW, w sumie nie wiem po co, bo ścieżka idzie tam ciągiem, no ale niech będzie, że były potrzebne. Pozostali zjechali na jezdnię, ja jechałam dość szybko ścieżką (coś koło 35 km/h) zanim usłyszałam od Pana, który malował "nie po białym" to zdążyłam przejechać między nimi. Przemo tylko później mi powiedział, że któryś z tych malujących określił mój przejazd jako "jaki Kubica". Dojechaliśmy na Złotą Górę. Kilka fotek i wracamy.

Jak ja lubię ten zjazd ze Złotej Góry :D Mimo tego, że biegnie tam ścieżka rowerowa zjeżdżaliśmy asfaltem. Przy Legionów Agnieszka pojechała w stronę miasta, my we troje dalej. Pojechaliśmy przez rondo przy Legionów w lewo, na tym rondzie niestety bardzo łatwo o stłuczkę, bo kierowcy jeżdżą tam tak, jakby prawo jazdy kupili na ryneczku ;/ Dalej obok stadionu Włókniarza, potem Przemo się odłączył. Na moment do Roberta i potem pozałatwiać na mieście kilka spraw.

Najpierw do Urzędu Skarbowego po pity dla Gawła - miałam wziąć z domu, ale zostały na biurku. Dalej Legionów, wzdłuż trasy, pod mostem do Kanału Kohna, skrótami do Ogrodowej. Na końcu z rowerami przez kładkę na drugą stronę, do ronda Mickiewicza. Do serwisu do Gawła, oddać pity i odebrać oponki pożyczone od Piksela. Na chwilę przez Wolności, Sobieskiego i Pułaskiego do parku jasnogórskiego, zobaczyć, czy już kwitną tam kwiaty. Zaczynają się pojawiać.

Powrót III Aleją, przez Plac Biegańskiego, do II Alei. Przy skrzyżowaniu z Wolności spotkaliśmy się z Arkiem. Wracał z pracy, dołączył do nas podczas powrotu. Pojechaliśmy przez II Aleję, Piłsudskiego, Katedralną do Krakowskiej. Na końcu na ścieżkę wzdłuż rzeki i do Bór. Dalej Niepodległości, gdzie Arek od nas odłączył, Jagiellońską i przez osiedle do domu.

Nie pamiętam już od dawien dawna tak spontanicznego dnia. Czasem coś nieplanowanego może przynieść pozytywną odmianę. Suma sumarum wyszło 47 km nieplanowanej, ale pozytywnie pokręconej jazdy.

Ekipa na Złotej Górze:


Prawie na skraju:


Wiosna w parku jasnogórskim:

Poraj, Żarki Letnisko

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(0)
Planowałam wczoraj krótką niedzielną wycieczkę do Olsztyna. Na CFR zaproponowałam dla innych chętnych godzinę 10, miejsce spotkania skansen. Na miejscu spotkania poza mną, STi i mario66 zjawili się również poisonek, szczepan, zbyszko61 i piter umówieni na wycieczkę do Poraja. Mario66 przekonał mnie i Roberta, żeby również wybrać się na Poraj - i tak też zrobiliśmy. Nie chcieliśmy gonić za drugą ekipą, więc we troje pojechaliśmy inną trasą i nieco wolniej.

Spod skansenu ruszyliśmy w stronę Huty, odbiliśmy na ścieżkę wzdłuż rzeki. Podczas, gdy jechaliśmy tą ścieżką zadzwonił Tomas_1982, który pod skansen przyjechał o 10:02 - zbyt punktualnie wyjechaliśmy. Powiedziałam mu którędy jedziemy i że troszkę zwolnimy więc nas dogoni. Przy tamie uznaliśmy jednak, że zaczekamy na niego chwilę. Postanowiłam zadzwonić i mu to zakomunikować. Okazało się niestety, że Tomas na asfalcie w kierunku Kusiąt dojrzał kogoś podobnego do mnie i pognał za tą osobą. Jak się potem okazało, nie byłam to jednak ja. Po kolejnym telefonie Tomas powiedział, żebyśmy nie czekali tylko jechali i gdzieś w drodze na Poraj się spotkamy.

Ruszyliśmy dalej w stronę Słowika. W Korwinowie kawałek za dworcem PKP odbiliśmy w teren, którym dotarliśmy do Zawodzia. Następnie częściowo pomarańczowym rowerowym, częściowo leśną ścieżką między brzozami, po błocie obok odlewni żelaza dotarliśmy do Osin, gdzie wbiliśmy się na asfalt. Główną drogą dojechaliśmy do Poraja. Po kolejnym telefonie od Tomasa, okazało się, że się nie spotkamy. Podczepił się pod szosowców, chwilę z nimi jechał, niestety chcąc zrobić fotkę dzięciołom przeskoczył niefortunnie przez rów i obciążył kolano i w efekcie skrócił wycieczkę do Olsztyna.

Z Poraja pojechaliśmy asfaltem wzdłuż zalewu do Masłońskch, gdzie na plaży nad zalewem zrobiliśmy chwilę przerwy. Mario zaproponował dalszą wycieczkę do Żarek Letnisko. Było jeszcze wcześnie więc pojechaliśmy terenowo, przy okazji poznałam nowe ścieżki. Najpierw kawałek czarnym pieszym, potem żółtym rowerowym, następnie zielonym rowerowym. Wylądowaliśmy gdzieś w Żarkach nieopodal sztucznego zbiornika, jednak kompleks wypoczynkowy był jeszcze zamknięty. Ruszyliśmy więc z powrotem.

Ścieżką rowerową z beznadziejnej kostki brukowej równoległej do drogi głównej dojechaliśmy do Masłońskich. Kawałek przez las do zalewu, asfaltem wzdłuż zalewu do Poraja. Z Poraja kawałek asfaltem, potem terenem. Najpierw pomarańczowym rowerowym, potem niebieskim rowerowym do torów. Przed torami w prawo na żółty pieszy, następnie asfaltem obok Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki, do skansenu i do domu.

Dziś pierwsza wycieczka w krótszych, cieńszych spodenkach i zarazem ostatnia tej "zimy". Pogoda dziś rozpieszczała rowerzystów. Kolejna przyjemna i ciekawa wycieczka :)

Między brzozami:


odpoczynek w Masłońskich:


Jadąc wzdłuż zalewu:


Uchwycona w drodze:

Wiosenna wycieczka do Olsztyna

Czwartek, 15 marca 2012 · Komentarze(4)
Grzechem byłoby nie wykorzystać dzisiejszej pięknej wiosennej pogody, dlatego razem z STi postanowiliśmy pojechać terenem do Olsztyna. Ostatnio było kilka wycieczek po szosie, więc odmiana była potrzebna :)

Przez Błeszno pojechaliśmy asfaltowo do Bugaja, gdzie odbiliśmy w teren na zółty pieszy. Na leśnych ścieżkach ciągle miejscami sporo błota i piachu. Ciepło, coraz więcej zieleni, aż przyjemnie było jechać w terenie :) Ze szlaku wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed Olsztynem. Chcieliśmy odpocząć na zamku, ale prawie z każdej strony jakieś roboty drogowe. Pojechaliśmy przez rondo drogą na Janów z boku zamku i tam relaksowaliśmy się na ławeczce podziwiając ruiny.

Przyjemnie się odpoczywało, jednak z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej i zaczęło trochę wiać, więc zebraliśmy się z powrotem. Terenowo przez Skrajnicę, następnie rowerostradą, przez lasek do Bugaja i asfaltem przez Błeszno do domu.

Pogoda coraz lepsza, coraz więcej słonka - wiosna nadchodzi wielkimi krokami, oby tak dalej :) Od razu pojawia się uśmiech na twarzy :)

Takie ładne iglaki :)


na żółtym pieszym:


Odezwały się młodzieńcze wybryki :D


Dla takich widoków warto jeździć:


relaks pod zamkiem:

Szybki spontan do Olsztyna, a później kilka km po mieście

Poniedziałek, 12 marca 2012 · Komentarze(9)
Maciek (na forum jako CSA) zaproponował mi wczoraj spokojną wycieczkę. Na miejscu spotkania pod skansenem zadecydowaliśmy, że Olsztyn asfaltem będzie w sam raz, na krótką i spokojna jazdę. Nie przeszkodził nam nawet wiejący wiatr i mżawka :D

Pojechaliśmy całkowicie asfaltowo, od skansenu, przez Hutę, Kusięta do rynku w Olsztynie. Jak na "spokojną" wycieczkę to tempo do Olsztyna było dla mnie szokiem - dojechaliśmy ze średnią 21,89 :D Posiedzieliśmy chwilę w knajpie pod zamkiem i ruszyliśmy z powrotem. Troszkę z tempem odpuściliśmy, żeby się nie zajechać. Najpierw błotny podjazd pod Skrajnicę, potem asfaltem, rowerostradą, znów odcinek po błocie do asfaltu przed hutą. Przy Rejtana Maciek pojechał w swoją stronę, a ja do Roberta (bo zgadaliśmy się, że skoczy ze mną na miasto). Bilans wyprawy do Olsztyna - 33,51 km, średnia 20,73 :D Szok, nie sądziłam, że uda mi się w ogóle to osiągnąć. Fakt, że na asfalcie jest prościej, ale i tak uważam to za duże osiągnięcie.

Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy z STi przez miasto do BDC Bike obejrzeć ramę. Coraz bardziej zaczynało padać więc szybko do domku się wysuszyć. Denerwują mnie ludzie, którzy nie zwracają uwagi na to gdzie łażą - inaczej tego nazwać się nie da. Niewiele mi dziś brakło do rozjechania pewnego faceta, który wlazł mi wprost pod koła przy przejeździe rowerowym przez aleję Jana Pawła.

Dzisiejszy dzień również jest dla mnie motywacją, by nie przestawać w dążeniu do zamierzonych celów i z konsekwencją je realizować :)

błotko na końcu rowerostrady:

Asfaltem do Poraja i Olsztyna - a wiatr chciał mnie porwać

Niedziela, 11 marca 2012 · Komentarze(5)
Na niedzielne przedpołudnie zaproponowałam na CFR wycieczkę do Poraja. Chętni na wspólną jazdę mieli przybyć pod skansen na Rakowie. Rano troszkę padało, ale na szczęście tuż przed wyjazdem wyjrzało słońce :) Poza mną na miejscu spotkania zjawili się również GAWEŁ, Piksel i STi. Uznałam, że skoro wczoraj było sporo terenu, to dziś będzie wycieczka asfaltowa - nie było sprzeciwu, więc ruszyliśmy w drogę.

Spod skansenu pojechaliśmy w stronę huty. Odbiliśmy na ścieżkę wzdłuż rzeki, która zaprowadziła nas na Bugaj. Następnie dojechaliśmy do Słowika. Dalej pognaliśmy asfaltem przez Nową Wieś, Poczesną, Wanaty, Jastrząb do samego Poraja. Chwila wytchnienia nad zalewem, kilka zdjęć, krótki odpoczynek w lesie i jedziemy dalej. Było jeszcze wcześnie, więc stwierdziliśmy, że zahaczymy przy okazji Olsztyn. Asfaltem przez Choroń, Biskupice dotarliśmy do celu. W miejscu gdzie dawniej był rynek Piksel odłączył się od nas, a my zatrzymaliśmy się na chwilę w knajpie pod zamkiem. Uzupełniliśmy płyny i ruszyliśmy z powrotem. Terenowy podjazd na Skrajnicy, następnie asfaltem przez Skrajnicę i rowerostradą do torów. Dalej ścieżką przez lasek do Bugaja, asfaltem do przejazdu kolejowego, obok Michaliny do Błeszna i do domu.

Biorąc pod uwagę zmęczenie po dniu poprzednim i zaledwie trzy godziny snu jechało mi się dziś wyjątkowo dobrze. Do Poraja średnia prędkość jazdy mile mnie zaskoczyła - wyniosła 21,4 km/h. W dalszej części wycieczki jazdę zaczął utrudniać silny wiatr, towarzyszący nam w zasadzie aż do domu. Dwa dość ciężkie dla mnie podjazdy w Choroniu i Biskupicach w rezultacie obniżyły całościową średnią. Na zjeździe z górki w Biskupicach miałam wrażenie, że podmuchy wiatru porwą mnie razem z rowerem.

Pomimo wszystkich przeciwności mogę śmiało napisać, że jestem z siebie dumna po dzisiejszym dniu :) Ten dzień jest dla mnie sporą motywacją do nieustannej walki z własnymi słabościami i motywacją do dalszego rozwoju.

Gaweł testujący mój rower, a w zasadzie przerzutkę, którą od niego dostałam:


Ekipa w Poraju:


Nad zalewem:

Na zachód - Kamyk polnymi ścieżkami

Sobota, 10 marca 2012 · Komentarze(2)
Na Częstochowskim Forum Rowerowym padła propozycja terenowej wycieczki w stronę Kamyka. Na miejsce spotkania na Dekabrystów dojechałam razem ze STi ścieżkami rowerowymi wiodącymi przez miasto. Poza nami przybyli także pomysłodawca wycieczki - konarider i Piksel. W czwórkę ruszyliśmy w drogę.

Przez miasto przebiliśmy się do Cmentarza Komunalnego. Następnie wjechaliśmy na terenowe ścieżki. Po drodze mijaliśmy tor quadowy i bunkier w Parku Lisiniec. Nasza trasa wiodła praktycznie cały czas ścieżkami polnymi przez Białą, Lgotę (gdzie na chwilkę zatrzymaliśmy się na wzgórzu na moment wytchnienia) aż do Libidzy. Wtedy wyjechaliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do Kamyka. Zjeżdżając asfaltową górką rozpędziłam się do 47,5 km/h. W Kamyku krótki odpoczynek przed sklepem i zapadła decyzja o powrocie.

Wracaliśmy tą samą drogą, po drodze w Libidzy mieliśmy okazje podziwiać dwie sarenki. Podczas powrotu terenowa ścieżka na Lisińcu zaprowadziła nas do Alei Brzozowej. Po przejechaniu pewnego odcinka alejki konarider i Piksel uznali, że jadą na myjkę. Pożegnaliśmy się, i ja z Robertem ruszyliśmy dalej Aleją Brzozową w stronę domów. Pomknęliśmy przez jasnogórski park, 3 aleję, Dąbrowskiego, przez Stradom do domku.

Miał być lekki teren - w sumie ciężki nie był, tylko miejscami trochę błota, piasku, pagórków, no i ten wiatr. Dzisiejsza wycieczka trochę mnie zmęczyła (o czym świadczy niska średnia) jednak warto było, bo wiosna nastraja pozytywnie i warto było poznać nowe ciekawe ścieżki :)

Przy okazji miałam okazję przetestować licznik, który dostałam od Piksela. Działa prawidłowo. Jeszcze raz dziękuję.

Wiosna już nadeszła:


Chwila odpoczynku:


Zamyślona, zadumana? Już sama nie wiem - uchwycona z zaskoczenia:

Mstów - 13tka tym razem wcale nie była pechowa :)

Sobota, 3 marca 2012 · Komentarze(5)
Zarażona umawianiem się kolegów z CFR na wspólny wyjazd postanowiłam także wykorzystać dzisiejsze piękne słońce i przy okazji sprawdzić rower po ostatnich pracach konserwacyjnych :) Szybko namówiłam STi na wspólne kręcenie. Co prawda było dość wietrznie, ale to w niczym nie przeszkodziło. Idealny dzień na bogatą dokumentację fotograficzną wycieczki :)

Pojechaliśmy duktem wzdłuż rzeki na Zawodzie, później zjechaliśmy na asfalt. Koło oczyszczalni Warta w stronę Mirowa, nad rzeką krótka przerwa na parę zdjęć i dalej w drogę. Zielonym rowerowym obok Przeprośnej do Mstowa. Krótka przerwa przy Skale Miłości, chwila zabawy na schodach i odpocząć nad zalewem. Parę zdjęć i powrót. Przez Siedlec, Srocko do Legionów na ścieżkę rowerową. Na ścieżce napotkany jeziu. Odwrócił głowę, żebyśmy go nie rozpoznali, ale nie udało mu się :D

Biorąc pod uwagę, że było dość wietrznie jestem bardzo zadowolona z wykręconej średniej :) W sumie była to 13ta wycieczka w tym roku i w tym wypadku 13tka wcale nie była pechowa - wręcz przeciwnie :)

Efekt prac Roberta - czyściutka piasta i wolnobieg:


Mój zółty rumak:


Panorama z Mirowa:


Szkoda, że nie było jak podjechać i trzeba było się wdrapać:


troszkę mnie wytrzęsło:


Nad zalewem:


Rower też chciał się powygłupiać:


Przez szprychy:


A może by tak po tym pojeździć?


Czas na relaks:


Wygłupy na molo:


Ale że już wracamy?? :(

Ciężko było, ale nie zawsze musi być łatwo

Niedziela, 26 lutego 2012 · Komentarze(5)
Na forum Piksel zaproponował poranną niedzielną wycieczkę do Złotego Potoku. Miejscem startu była Galeria Jurajska. Do galerii jechałam razem z STi. Spod domu ruszylismy asfaltem do linii tramwajowej, następnie wzdłuż rzeki, aż do ścieżki rowerowej, prowadzącej do samej galerii. Pod mostem przy rzece ogromna kałuża, i musieliśmy na drugą stronę przejść górą przez tory.

Na starcie pod Galerią Jurajską stawili się jeszcze: Mr. Dry, Gaweł i Mateusz (endecja_czwa). W sumie było nas sześć osób. Celem wycieczki docelowo miał być Złoty Potok, jednak większość z nas była ograniczona czasowo i wycieczka w trakcie uległa skróceniu i zakończyła się w Zrębicach.

Z miejsca startu pomknęliśmy przez miasto do Legionów do ścieżki rowerowej. Na dość oblodzonym zakręcie Gaweł rozpoczął serię upadków na glebę (to była jego pierwsza gleba tej zimy). Szybko się pozbierał, na szczęście obyło się bez uszkodzeń ciała. Wjechaliśmy w teren na czerwony rowerowy, obok Zielonej Góry, gdzie kolejne spotkanie z ziemią przeżył Mr Dry. Szlakiem dojechaliśmy do Kusiąt. Następnie kawałek asfaltem i znów terenowo przez sam środek Towarnych, obok jaskini - jednak zalegający śnieg i lód sprawił, że rowery trzeba było kawałek podprowadzić. Szybki, niezbyt bezpieczny zjazd po przymarzniętym śniegu i znów wróciliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do rynku w Olsztynie.

Z Olsztyna terenem ruszyliśmy w stronę Sokolich - częściowo czerwonym pieszym. Chłopaki wyrwali do przodu i nawet nie zauważyli mojego upadku - na szczęście upadłam na grząski piach, więc nic mi się nie stało. W samych Sokolich dużo lodu, przymarzniętego śniegu i wody. Warunki dość ciężkie. Jechało się jak po lodowisku, rower tańczył na lodzie jak sam chciał, w efekcie kolejny raz upadłam, niestety tym razem ucierpiała nieco moja kość piszczelowa :( Podeszliśmy pod Puchacza - bo wjechać nie dało rady, nawet zjazd po śniegu sprawił wiele problemu - nigdy się tak nie zmęczyłam na jakimkolwiek zjeździe. Następnie dotarliśmy do Zrębic i z przyczyn czasowych asfaltem pomknęliśmy z powrotem.

Krótki postój w Olsztynie na herbatkę i czas do domku. Asfaltem przez Kusięta aż do terenu Huty. Jazdę utrudniał mocno wiejący wiatr, momentami to miałam wrażenie, że zaraz mnie porwie. Przed Guardianem ja i STi odłączyliśmy od reszty, gdyż oni wracali przez hutę, a my chcieliśmy przez Bugaj. Tak więc odbiliśmy w teren wzdłuż torów, przemknęliśmy na drugą stronę, przez lasek dojechaliśmy do Bugaja, potem już asfaltem przez Błeszno do domku.

Warunki dziś były naprawdę ciężkie - w terenie mieszanka śniegu, lodu, błota, wody, z kolei na asfalcie mocno wiejący wiatr. Dawno się tak nie zmęczyłam, ale było warto - nikt nie mówił, że w życiu jest łatwo.

kałuża pod mostem przy rzece:


w Sokolich Górach:


droga na Puchacz: