Ciężko było, ale nie zawsze musi być łatwo

Niedziela, 26 lutego 2012 · Komentarze(5)
Na forum Piksel zaproponował poranną niedzielną wycieczkę do Złotego Potoku. Miejscem startu była Galeria Jurajska. Do galerii jechałam razem z STi. Spod domu ruszylismy asfaltem do linii tramwajowej, następnie wzdłuż rzeki, aż do ścieżki rowerowej, prowadzącej do samej galerii. Pod mostem przy rzece ogromna kałuża, i musieliśmy na drugą stronę przejść górą przez tory.

Na starcie pod Galerią Jurajską stawili się jeszcze: Mr. Dry, Gaweł i Mateusz (endecja_czwa). W sumie było nas sześć osób. Celem wycieczki docelowo miał być Złoty Potok, jednak większość z nas była ograniczona czasowo i wycieczka w trakcie uległa skróceniu i zakończyła się w Zrębicach.

Z miejsca startu pomknęliśmy przez miasto do Legionów do ścieżki rowerowej. Na dość oblodzonym zakręcie Gaweł rozpoczął serię upadków na glebę (to była jego pierwsza gleba tej zimy). Szybko się pozbierał, na szczęście obyło się bez uszkodzeń ciała. Wjechaliśmy w teren na czerwony rowerowy, obok Zielonej Góry, gdzie kolejne spotkanie z ziemią przeżył Mr Dry. Szlakiem dojechaliśmy do Kusiąt. Następnie kawałek asfaltem i znów terenowo przez sam środek Towarnych, obok jaskini - jednak zalegający śnieg i lód sprawił, że rowery trzeba było kawałek podprowadzić. Szybki, niezbyt bezpieczny zjazd po przymarzniętym śniegu i znów wróciliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do rynku w Olsztynie.

Z Olsztyna terenem ruszyliśmy w stronę Sokolich - częściowo czerwonym pieszym. Chłopaki wyrwali do przodu i nawet nie zauważyli mojego upadku - na szczęście upadłam na grząski piach, więc nic mi się nie stało. W samych Sokolich dużo lodu, przymarzniętego śniegu i wody. Warunki dość ciężkie. Jechało się jak po lodowisku, rower tańczył na lodzie jak sam chciał, w efekcie kolejny raz upadłam, niestety tym razem ucierpiała nieco moja kość piszczelowa :( Podeszliśmy pod Puchacza - bo wjechać nie dało rady, nawet zjazd po śniegu sprawił wiele problemu - nigdy się tak nie zmęczyłam na jakimkolwiek zjeździe. Następnie dotarliśmy do Zrębic i z przyczyn czasowych asfaltem pomknęliśmy z powrotem.

Krótki postój w Olsztynie na herbatkę i czas do domku. Asfaltem przez Kusięta aż do terenu Huty. Jazdę utrudniał mocno wiejący wiatr, momentami to miałam wrażenie, że zaraz mnie porwie. Przed Guardianem ja i STi odłączyliśmy od reszty, gdyż oni wracali przez hutę, a my chcieliśmy przez Bugaj. Tak więc odbiliśmy w teren wzdłuż torów, przemknęliśmy na drugą stronę, przez lasek dojechaliśmy do Bugaja, potem już asfaltem przez Błeszno do domku.

Warunki dziś były naprawdę ciężkie - w terenie mieszanka śniegu, lodu, błota, wody, z kolei na asfalcie mocno wiejący wiatr. Dawno się tak nie zmęczyłam, ale było warto - nikt nie mówił, że w życiu jest łatwo.

kałuża pod mostem przy rzece:


w Sokolich Górach:


droga na Puchacz:

Komentarze (5)

nawet zachowując koncentrację rower nie chciał słuchać żadnych poleceń na lodzie, i robił co chciał przewracając rowerzystę :P

EdytKa 08:19 wtorek, 28 lutego 2012

Na lodzie koło Sokolich było naprawdę ciężko, nie można było sobie pozwolić na dekoncentrację bo bardzo szybko mogła zakończyć się spotkaniem z podłożem.

stin14 21:04 poniedziałek, 27 lutego 2012

w takich warunkach jakie były dziś, to kolce mogły by się przydać. Może też kieeedyś zainwestuję

EdytKa 21:53 niedziela, 26 lutego 2012

Ambitnie pojechaliście. Dobrze, że kolejne gleby kończą się w miarę szczęśliwie. Ja wciąż myślę o oponach z kolcami. Na myślach się kończy, bo nie bardzo chce mi się zmieniać opony. Może kiedyś?

anwi 21:51 niedziela, 26 lutego 2012

Bardzo ładny dystans i bardzo fajna wycieczka:) też bym chętnie pojeździła po lesie, ale boję się że ulgnę w błocie i już z niego nie wyjdę...;) pozdrawiam;)

anetkas 21:25 niedziela, 26 lutego 2012
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!