Wpisy archiwalne w kategorii

9) W towarzystwie

Dystans całkowity:23261.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:1034:45
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:116128 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:18886 kcal
Liczba aktywności:556
Średnio na aktywność:41.84 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Na zachód - Kamyk polnymi ścieżkami

Sobota, 10 marca 2012 · Komentarze(2)
Na Częstochowskim Forum Rowerowym padła propozycja terenowej wycieczki w stronę Kamyka. Na miejsce spotkania na Dekabrystów dojechałam razem ze STi ścieżkami rowerowymi wiodącymi przez miasto. Poza nami przybyli także pomysłodawca wycieczki - konarider i Piksel. W czwórkę ruszyliśmy w drogę.

Przez miasto przebiliśmy się do Cmentarza Komunalnego. Następnie wjechaliśmy na terenowe ścieżki. Po drodze mijaliśmy tor quadowy i bunkier w Parku Lisiniec. Nasza trasa wiodła praktycznie cały czas ścieżkami polnymi przez Białą, Lgotę (gdzie na chwilkę zatrzymaliśmy się na wzgórzu na moment wytchnienia) aż do Libidzy. Wtedy wyjechaliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do Kamyka. Zjeżdżając asfaltową górką rozpędziłam się do 47,5 km/h. W Kamyku krótki odpoczynek przed sklepem i zapadła decyzja o powrocie.

Wracaliśmy tą samą drogą, po drodze w Libidzy mieliśmy okazje podziwiać dwie sarenki. Podczas powrotu terenowa ścieżka na Lisińcu zaprowadziła nas do Alei Brzozowej. Po przejechaniu pewnego odcinka alejki konarider i Piksel uznali, że jadą na myjkę. Pożegnaliśmy się, i ja z Robertem ruszyliśmy dalej Aleją Brzozową w stronę domów. Pomknęliśmy przez jasnogórski park, 3 aleję, Dąbrowskiego, przez Stradom do domku.

Miał być lekki teren - w sumie ciężki nie był, tylko miejscami trochę błota, piasku, pagórków, no i ten wiatr. Dzisiejsza wycieczka trochę mnie zmęczyła (o czym świadczy niska średnia) jednak warto było, bo wiosna nastraja pozytywnie i warto było poznać nowe ciekawe ścieżki :)

Przy okazji miałam okazję przetestować licznik, który dostałam od Piksela. Działa prawidłowo. Jeszcze raz dziękuję.

Wiosna już nadeszła:


Chwila odpoczynku:


Zamyślona, zadumana? Już sama nie wiem - uchwycona z zaskoczenia:

Złoty Potok z przygodami - kąpiele błotne i taniec na lodzie

Niedziela, 4 marca 2012 · Komentarze(8)
W dniu dzisiejszym odbyła się moja pierwsza najdłuższa wycieczka w tym sezonie - ponad 70 km. Pierwsza, bo zakładam, że będzie takich więcej. Wspólnie z innymi rowerzystami z CFR postanowiliśmy ruszyć do Złotego Potoku. W sumie pojechało nas 8 osób: Abovo, endecja_czwa, Gaweł, markon, Piksel, PRZEMO2, STi, no i ja :) Na miejscu spotkania podzieliliśmy się na dwie grupy (asfaltową i terenową) w wyniku czego Agnieszka z Mariuszem wyruszyli szosą, natomiast reszta, w tym ja terenem. W miejscach, w których nasze drogi się spotykały odbywały się wspólne przystanki.

Wyruszyliśmy spod skansenu w stronę Huty. Skróciliśmy nieco drogę zjeżdżając na ścieżkę wzdłuż rzeki i wyjechaliśmy niedaleko Guardiana. Po przejechaniu przez teren huty skręciliśmy w lewo przed torami na leśną ścieżkę. Dojechaliśmy terenem aż do Kusiąt. Następnie wyjechaliśmy na asfalt, którym ja, Przemo i STi dojechaliśmy do rynku w Olsztynie, a Piksel, endecja i Gaweł pojechali przez Towarne. Cała 8 wycieczkowiczów (grupa terenowa i asfaltowa) spotkała się w miejscu, gdzie dawniej był rynek w Olsztynie. Na rynku szybki serwis hamulców u Przema i pojechaliśmy dalej.

Pojechaliśmy obok zamku do czerwonego szlaku pieszego. Piksel, endecja i Przemo postanowili podjechać pod Puchacz. Ja z Gawłem i Robertem pomknęliśmy normalnie czerwonym szlakiem i dojechaliśmy do czarnego rowerowego, gdzie mieliśmy spotkać się z resztą. Warunki w Sokolich już coraz lepsze. W pewnym momencie odebrałam telefon od Przema - zaatakował go jakiś patyk, urwał hak od przerzutki i musiał wrócić się do Olsztyna na autobus. W zmniejszonym składzie dojechaliśmy czarnym szlakiem do Zrębic, gdzie znów spotkaliśmy ekipę asfaltową. Krótki postój no i w drogę.

Czerwonym / niebieskim pieszym pomknęliśmy w stronę Potoku. Tutaj już dużo więcej błota niż w Sokolich. Miejscami spore płaty lodu. W pewnej chwili, mój rower zobaczył dość oblodzony kawałek ścieżki, zbuntował się i chyba chciał wracać beze mnie :( zatańczył na lodzie, odwrócił się o 180 stopni i powalił mnie na lód wykręcając mi nogę w kolanie i tuningując nieco przedni błotnik. Tuż za mną przewrócił się Gaweł, ale zrobił to celowo by nie wjechać wprost we mnie - dziękuję za poświęcenie :) Kolano bolało, ale trzeba być twardym i jechać dalej. W dalszej części szlaku więcej błota. Na alei klonowej już całkiem przyjemnie się jechało. Dotarliśmy do Złotego. Abovo i Markon zajadali się rybką w Pstrągarni więc postanowiliśmy do nich dołączyć, przy okazji przejechaliśmy się koło Amerykana. Później jeszcze chwila przerwy na rozgrzanie w knajpie w Potoku i czas było wracać.

Zapadła decyzja, że wszyscy wracamy asfaltem. Endecja zaproponował, że pokaże nam nową trasę asfaltową. Do Janowa faktycznie był to asfalt. Jednak za Janowem, aż do Śmiertnego Dębu kilkukilometrowa ścieżka błotna. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle odcieni błota :D Dobrze mieć błotniki - rower lubi się taplać, ja niekoniecznie :) Po ponownym wyjechaniu na wyczekiwany asfalt w Żurawiu endecja oznajmij, że odłącza się od nas i wraca szybciej.

Od tego momentu nasza trasa wiodła już całkowicie szosą. Z Żurawia przez Kobyłczyce, następnie Małusy Wielkie. W Małusach nad stawem Pustkowie napotkaliśmy całkiem ładne łabędzie, chodzące po zamarzniętej tafli jeziora. Zatrzymaliśmy się z Agnieszką, Mariuszem i Robertem by zrobić kilka zdjęć. Gaweł i Piksel tak szybko jechali, że nawet nie zauważyli naszego postoju. Przez chwilę popatrzeliśmy na te ogromne ptaki, po czym ruszyliśmy dalej przez Brzyszów, Srocko do ścieżki rowerowej na Legionów. Przed skrętem w stronę huty nasze drogi znów się rozbiegły. Abovo, Gaweł i Piksel pojechali prosto, ja, markon i STi przez hutę w stronę skansenu do domku.

O jejku, ale się rozpisałam :D Może komuś będzie się chciało to czytać :D Podsumowując - całkiem ciekawa wycieczka, z przygodami, sporą ilością błota, dużą ilością słońca i dobrego humoru :)

Gdzieś w drodze:




Krótki postój:


Rower po błotnej kąpieli:


Biedaczkom zamarzło jezioro:

Mstów - 13tka tym razem wcale nie była pechowa :)

Sobota, 3 marca 2012 · Komentarze(5)
Zarażona umawianiem się kolegów z CFR na wspólny wyjazd postanowiłam także wykorzystać dzisiejsze piękne słońce i przy okazji sprawdzić rower po ostatnich pracach konserwacyjnych :) Szybko namówiłam STi na wspólne kręcenie. Co prawda było dość wietrznie, ale to w niczym nie przeszkodziło. Idealny dzień na bogatą dokumentację fotograficzną wycieczki :)

Pojechaliśmy duktem wzdłuż rzeki na Zawodzie, później zjechaliśmy na asfalt. Koło oczyszczalni Warta w stronę Mirowa, nad rzeką krótka przerwa na parę zdjęć i dalej w drogę. Zielonym rowerowym obok Przeprośnej do Mstowa. Krótka przerwa przy Skale Miłości, chwila zabawy na schodach i odpocząć nad zalewem. Parę zdjęć i powrót. Przez Siedlec, Srocko do Legionów na ścieżkę rowerową. Na ścieżce napotkany jeziu. Odwrócił głowę, żebyśmy go nie rozpoznali, ale nie udało mu się :D

Biorąc pod uwagę, że było dość wietrznie jestem bardzo zadowolona z wykręconej średniej :) W sumie była to 13ta wycieczka w tym roku i w tym wypadku 13tka wcale nie była pechowa - wręcz przeciwnie :)

Efekt prac Roberta - czyściutka piasta i wolnobieg:


Mój zółty rumak:


Panorama z Mirowa:


Szkoda, że nie było jak podjechać i trzeba było się wdrapać:


troszkę mnie wytrzęsło:


Nad zalewem:


Rower też chciał się powygłupiać:


Przez szprychy:


A może by tak po tym pojeździć?


Czas na relaks:


Wygłupy na molo:


Ale że już wracamy?? :(

Parę km po mieście

Poniedziałek, 27 lutego 2012 · Komentarze(2)
Pozałatwiać kilka spraw: między innymi na pocztę i umyć rowerek po wczorajszym błocie i śniegu. Słońce świeci, ale jazdę utrudnia dość mocny, zimny wiatr.

Ciężko było, ale nie zawsze musi być łatwo

Niedziela, 26 lutego 2012 · Komentarze(5)
Na forum Piksel zaproponował poranną niedzielną wycieczkę do Złotego Potoku. Miejscem startu była Galeria Jurajska. Do galerii jechałam razem z STi. Spod domu ruszylismy asfaltem do linii tramwajowej, następnie wzdłuż rzeki, aż do ścieżki rowerowej, prowadzącej do samej galerii. Pod mostem przy rzece ogromna kałuża, i musieliśmy na drugą stronę przejść górą przez tory.

Na starcie pod Galerią Jurajską stawili się jeszcze: Mr. Dry, Gaweł i Mateusz (endecja_czwa). W sumie było nas sześć osób. Celem wycieczki docelowo miał być Złoty Potok, jednak większość z nas była ograniczona czasowo i wycieczka w trakcie uległa skróceniu i zakończyła się w Zrębicach.

Z miejsca startu pomknęliśmy przez miasto do Legionów do ścieżki rowerowej. Na dość oblodzonym zakręcie Gaweł rozpoczął serię upadków na glebę (to była jego pierwsza gleba tej zimy). Szybko się pozbierał, na szczęście obyło się bez uszkodzeń ciała. Wjechaliśmy w teren na czerwony rowerowy, obok Zielonej Góry, gdzie kolejne spotkanie z ziemią przeżył Mr Dry. Szlakiem dojechaliśmy do Kusiąt. Następnie kawałek asfaltem i znów terenowo przez sam środek Towarnych, obok jaskini - jednak zalegający śnieg i lód sprawił, że rowery trzeba było kawałek podprowadzić. Szybki, niezbyt bezpieczny zjazd po przymarzniętym śniegu i znów wróciliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do rynku w Olsztynie.

Z Olsztyna terenem ruszyliśmy w stronę Sokolich - częściowo czerwonym pieszym. Chłopaki wyrwali do przodu i nawet nie zauważyli mojego upadku - na szczęście upadłam na grząski piach, więc nic mi się nie stało. W samych Sokolich dużo lodu, przymarzniętego śniegu i wody. Warunki dość ciężkie. Jechało się jak po lodowisku, rower tańczył na lodzie jak sam chciał, w efekcie kolejny raz upadłam, niestety tym razem ucierpiała nieco moja kość piszczelowa :( Podeszliśmy pod Puchacza - bo wjechać nie dało rady, nawet zjazd po śniegu sprawił wiele problemu - nigdy się tak nie zmęczyłam na jakimkolwiek zjeździe. Następnie dotarliśmy do Zrębic i z przyczyn czasowych asfaltem pomknęliśmy z powrotem.

Krótki postój w Olsztynie na herbatkę i czas do domku. Asfaltem przez Kusięta aż do terenu Huty. Jazdę utrudniał mocno wiejący wiatr, momentami to miałam wrażenie, że zaraz mnie porwie. Przed Guardianem ja i STi odłączyliśmy od reszty, gdyż oni wracali przez hutę, a my chcieliśmy przez Bugaj. Tak więc odbiliśmy w teren wzdłuż torów, przemknęliśmy na drugą stronę, przez lasek dojechaliśmy do Bugaja, potem już asfaltem przez Błeszno do domku.

Warunki dziś były naprawdę ciężkie - w terenie mieszanka śniegu, lodu, błota, wody, z kolei na asfalcie mocno wiejący wiatr. Dawno się tak nie zmęczyłam, ale było warto - nikt nie mówił, że w życiu jest łatwo.

kałuża pod mostem przy rzece:


w Sokolich Górach:


droga na Puchacz:

72 Częstochowska Masa Krytyczna

Piątek, 24 lutego 2012 · Komentarze(1)
Dawno nie kręciłam, więc 72 Masa Krytyczna stała się doskonałą okazją, by znów wsiąść na dwa kółka. Cieplutko, czuć wiosnę w powietrzu :) Tym bardziej, że pogoda biorąc pod uwagę ostatnie dni była bardzo łaskawa - nawet deszcz zamienił się w delikatną mżawkę. Na masę przybyło 42 pozytywnie pokręconych ludzi, tylko po to, by wspólnie przejechać ulicami miasta i pokazać, że sezon rowerowy trwa cały rok :) Miło i przyjemnie było po 2 tygodniach znów wsiąść na rowerek i spotkać ludzi, którzy również nie bali się deszczu :)

72 Częstochowska Masa Krytyczna: na zdjęciu z Tomasem:

Po przerwie

Środa, 8 lutego 2012 · Komentarze(0)
Po 12 mroźnych dniach bez rowerku czas było wreszcie troszkę pokręcić i przetestować nowe klocki hamulcowe. Umówiłam się na godz. 11:00 z Pikselem pod skansenem, jednak oboje dojechaliśmy 10 min przed czasem. Z uwagi na fakt, iż nie było zbyt ciepło stojąc w miejscu i nikt inny nie zgłosił chęci kręcenia, szybka decyzja - jedziemy. Zdążyliśmy przejechać przez Hutę i dojechać do Legionów a tu nagle chwilkę po godz. 11 dzwoni Poisonek. Czekał na nas pod skansenem, nie wiedząc, że my już w drodze. Poczekaliśmy, aż nas dogoni i we trójkę ruszyliśmy dalej. Każdy z nas nie miał zbyt wiele czasu, więc wycieczka bez postojów na zdjęcia i bez przerw na ogrzanie się.

Ze ścieżki rowerowej na Legionów postanowiliśmy zboczyć na górę Ossona, ale nie podjeżdżaliśmy na sam szczyt. Chłopaki pewnie daliby radę, ja pewnie miałabym problem - sporo kamieni, no i dość ślisko. Przejechaliśmy więc bokiem Ossona i pomknęliśmy w stronę Przeprośnej. Zdecydowaliśmy jednak, że nie jedziemy do Sanktuarium, tylko asfaltem kręcimy w stronę Siedlca. Podjazd asfaltem pod górkę troszkę mnie zmęczył. I już myślałam, ze będzie nieco równiej, a tu nagle w Srocku kolejny podjazd... Żółwim tempem, ale wtoczyłam się - kondycja niestety strasznie osłabła :( Później już było łagodniej. Zjechaliśmy na czerwony rowerowy - było dość ślisko, zbity śnieg, miejscami lód. Oczywiście nie mogło być inaczej - w pewnym momencie wylądowałam na glebie, lądowanie było dość twarde. Szybko się podniosłam i pojechaliśmy dalej. Pomknęliśmy ścieżką wzdłuż torów w stronę Guardiana i wyjechaliśmy niedaleko ronda. Następnie przez Hutę, później kawałek wzdłuż rzeki, do skansenu i stamtąd do domku.

Mimo około 8 stopniowego mrozu zmarzły mi tylko palce u stóp, poza tym się troszkę zgrzałam. Ogrzewało zapewniło pięknie świecące słoneczko :) Niestety licznika jeszcze nie mam, więc dystans wycieczki orientacyjny - na podstawie danych od Poisonka oraz odległości, jaką mam do niego.

71 Częstochowska Masa Krytyczna

Piątek, 27 stycznia 2012 · Komentarze(2)
3,5 km z wtorku z STi do Poisonka na wieczorną posiadówkę, a dziś 71 Częstochowska Masa Krytyczna. Bilans styczniowej masy - 38 uczestników, temperatura w pobliżu 11 kreski poniżej zera na masie, w drodze do domu jeszcze mniej (-12,5 pokazał mi termometr jak przybyłam do domku). Ziiiimnnno - ale to nie przeszkodziło w jeździe i najwytrwalsi przybyli, by wspólnie pokręcić ulicami miasta - oby tak dalej :) Po masie spotkanie u Andrzeja na ogrzanie się i pogaduchy.

Na tym chyba styczeń zamykam, docelowo do 250 km niewiele brakło, ale w takie mrozy jakie mają dopiero być chyba jazda nie wchodzi w grę. Muszę się zadowolić 234 km w tym miesiącu.

71 Częstochowska Masa krytyczna:

fot. Leszek Pilichowski

Odblask musi być:

fot. Leszek Pilichowski

Olsztyn

Sobota, 21 stycznia 2012 · Komentarze(7)
Dziś szybka wycieczka do Olsztyna w towarzystwie STi. I tu małe zaskoczenie - Robert z wrażenia uznał, że chyba zachorowałam, bo chciałam jechać asfaltem :D tak też staraliśmy się jechać :)

Wyjechaliśmy spod mojego domku, do skansenu, przez Hutę, asfaltem w stronę Kusiąt, na rozwidleniu drogi na Kusięta odbiliśmy w stronę stacji benzynowej, dalej przez Skrajnicę, kilka fotek z panoramą zamku, zjeżdżając ze Skrajnicy było dość ślisko - przymarznięte koleiny pod śniegiem, STi wypruł do przodu, a mi kółko odjechało na koleinie i przytuliłam się do śniegu, zanim Robert zauważył, że nie jadę za nim zdążyłam się sama pozbierać :D niestety nie udzielił mi pierwszej pomocy :D Dojechaliśmy do rynku, ogrzać się przy herbatce. Czas było wracać - powrót przez Skrajnicę, przy stacji asfaltem na wprost, jak poprzednio, przed hutą odbiliśmy kawałek w teren wzdłuż torów, laskiem dojechaliśmy do Bugaja, potem już asfaltem przez Błeszno do domku.

Czasem i ja potrafię pokręcić po asfalcie :D haha

Gdzieś po drodze:


Z widokiem na Olsztyn:


Wracając:

Wieczorny spontan

Wtorek, 17 stycznia 2012 · Komentarze(2)
Nic nie wskazywało na to, że w dniu dzisiejszym gdziekolwiek pokręcę, jednak wyszło nieco inaczej :) Szybki wieczorny spontan - razem z Poisonkiem pomknęliśmy do STi zrelaksować się przy "soczku" :D Na drogach dość spore oblodzenie, w drodze powrotnej kółko lekko zjechało na bok i niestety zaliczyłam upadek, ale na szczęście nic się złego nie stało - podniosłam się i pojechałam dalej :) Zimno - podobno na termometrze 7 kreska poniżej zera - podobno, bo taką informację przekazał Robert, gdy był już w domku, a my z Arkiem jeszcze kręciliśmy. Dziękuję za bluzę - bez niej bym chyba zamarznęła.