Planowałam na dziś wycieczkę do Złotego Potoku, przez Poraj, by wypróbować rower Cannondale, który może być mój. Przy okazji chciałam też zobaczyć punkt widokowy w Żarkach, o którym mówił mi mario66 (jak się potem okazało już tam byłam kiedys, tylko autem). Na miejscu zbiórki stawili się: arusb, Artur (art1986), darsji, GAWEŁ, mario66 i STi.
Ruszyliśmy w stronę huty, dalej ścieżką wzdłuż rzeki do Słowika, następnie terenem czarnym pieszym, niebieskim rowerowym przez Dębowiec do Poraja.W Poraju wzdłuż zalewu i przy końcu szybciutka przerwa i jedziemy. Prowadził nas mario - czarnym pieszym, potem żółtym rowerowym przez Masłońskie do Żarek Letnisko. Dalej piaszczystym czarnym rowerowym / żółtym pieszym przez Kozy do Żarek. W Żarkach asfaltem do punktu widokowego. Kilka fotek, chwila odpoczynku i ruszamy. Jak się okazało od tego punktu było niecałe 10 km do Mirowa, więc namówiłam chłopaków, by nie jechać od razu na Złoty Potok i przy okazji zahaczyć o Mirów i Bobolice – zgodzili się. W tym momencie zaświtało mi w główce, że może uda się wykręcić kolejną setkę w roku. Pojechaliśmy asfaltem przez Jaworznik, Kotowice do Mirowa. Najpierw chciałam odwiedzić Bobolice, więc zielonym / czarnym rowerowym na chwilę na zamek. Potem z powrotem do Mirowa i tam odrobinkę dłuższy postój.
Z Mirowa ruszyliśmy asfaltem czerwonym rowerowym do Niegowej. Potem dalej asfaltem przez Postaszowice i na Gorzków Nowy. Podjeżdżaliśmy pod słynną górkę, jednak od tej łagodniejszej strony. Na zjeździe biliśmy rekordy prędkości. Nie znałam tej drogi i jechałam nie swoim rowerem, więc wolałam się zbytnio na asfalcie nie rozpędzać i zwolniłam przed zkrętem. Udało się wykręcić prędkość 63,8 km/h. Dalej jeszcze kilka km i dotarliśmy do Złotego Potoku. Uznałam, że skoro Potok miał być celem dzisiejszej wycieczki to grzechem było by nie pojechać na molo, więc pojechaliśmy. Posiedzieliśmy chwilę, popatrzeliśmy na łabędzie, uzupełniliśmy płyny i czas było jechać dalej. Brakowało mi 36 km do setki. Ustaliliśmy, że jedziemy aleją klonową, terenem przez Zrębice i Sokole do Olsztyna. Jak się potem okazało musiałam ukończyć wycieczkę z dystansem 64,5 km…
Chłopaki już odjechali, ja chciałam jeszcze jedno foto na szybko z łabędziami, więc zostałam na molo z Robertem. Zrobił fotkę, pakował aparat, a ja uznałam, że już jadę do reszty ekipy czekającej kawałek dalej bo i tak on nas dogoni. No i wsiadłam na rower – zachciało mi się przejechać po molo… już przy końcu przy zakręcie zachwiałam się… nie wiem czy molo się zachwiało czy ja tylko, ale w efekcie wpadłam do wody… zanurzyłam się cała pod wodę… Robert na szczęście szybko mnie wyciągnął, bo nie umiem pływać zbyt dobrze. Szczęście, albo nie, że chłopaki tego nie widzieli, tylko mario widział jak jestem wyciągana z wody. Byłam totalnie mokra – nie było na mnie nic suchego.
Poprosiłam mario66, by pojechał za chłopakami, powiedział im, żeby się wrócili i dowiedział się czy ktoś ma może w zapasie jakieś ubrania. W dodatku zaczęło padać. Na szczęście udało się – chłopaki uzbierali ze swoich zasobów suchą koszulkę i dwie bluzy. Ja miałam w zapasie dłuższe skarpetki. Przebrałam co się dało, ale i tak było mi strasznie zimno, buty mokre, wszystko mokre, owinęłam skarpetki zrywkami z knajpy, żeby nie przemoczyć znów stóp. Komentarze ludzi bezcenne… „a to gdzie tak lało, jakaś ulewa?” Pojechaliśmy na słynne grzane wino do knajpy, by tam pomyśleć co dalej. Tam siedzieli też inni rowerzyści, gdy weszłam ich komentarze również były bezcenne – „to tak leje?” Nie to ja wpadłam do stawu. „Poważnie”? Nie dla żartów. Gaweł uznał, że lepiej będzie jeśli po kogoś zadzwonię, żeby autem zebrać mnie do domu. A tak chciałam wykręcić setkę. Niestety cała się trzęsłam, nie było sensu bym dalej jechała. Brat w pracy, znajomi zajęci, kolejna myśl - zbyszko61 – on ma kombi. Udało się przyjechał.
Chłopaki pojechali dalej planowaną trasą, a ja i rower ze Zbyszkiem w aucie. W między czasie Abovo wysłała mi sms, że jedzie do Olsztyna i zapytała, czy tam jesteśmy, jednak z wielkim żalem odpisałam, że wracam autem :( Pierwszy raz w życiu potrzebny był mi bus serwisowy... Nie tak miał ten dzień wyglądać… No ale, widać nie było mi dziś dane wykręcić setki. Może uda się następnym razem.
Wygłupy z Gawłem:
na plaży w Poraju:
ekipa w Poraju:
Ale jak to nie ma wody?
Kościół św. biskupa Stanisława Męczennika w Żarkach:
Ekipa w całości:
Bobolice:
Cała ekipa w Mirowie:
na molo - coś chyba tłumaczyłam:
Ostatnia sucha fotka - z łabędziami:
Po niezaplanowanej kąpieli: Po dzisiejszej wycieczce należą się spore podziękowania dla chłopaków – umieszczę je w kolejności zdarzeń, jakie wystąpiły: - dla Roberta, za to, że wyciągnął mnie ze stawu (nie było głęboko, ale nie umiem pływać, a poszłam cała pod wodę) i za to, że pożyczył swojej koszulki, - dla Gawła i mario66 – oni pożyczyli mi swoich kurtek – bo moje ciuchy były całkowicie przemoczone, - nie pamiętam z tego szoku kto przyniósł mi woreczki, by owinąć skarpetki w mokrych butach – ale również ogromne dzięki, - dla Zbyszka – bo to on oderwał się od niedzielnego obiadku i przyjechał po mnie autem do Potoku – mam nadzieję, że nie zmoczyłam fotela w aucie i nie pobrudził się bagażnik od kół roweru, - dla wszystkich – za to, że nie zostawili mnie samej goniąc do domu na obiad i poczekali, aż do przyjazdu busa serwisowego i za to, że zgodzili się zmienić zaplanowaną trasę wycieczki i udali się ze mną do Bobolic.
Mam nadzieję, że pomimo dzisiejszych przygód dalej będziecie chcieli ze mną jeździć :)
Najpierw samemu do pracy ta samą drogą co każdego dnia. Po pracy do lekarza, następnie oddać Gawłowi blokadę (do swojej zapomniałam zabrać kluczyka). U Gawła dołączył do mnie Robert i razem do sklepu zobaczyć pompki do roweru - niestety nie było. Po drodze spotkaliśmy kolegę kruk - wracał z MZD. Po wyjściu ze sklepu na chwilę do poisonka. Następnie znów samemu do domu.
Kilometrów malutko, ale aż zrobię z tego osobny wpis - bo to co się dziś wydarzyło trzeba uczcić :D dziś jest nowe święto, które trzeba by było zapisać w kalendarzu :D
Siedzieliśmy z bratem w pokoju było kilka minut przed 20, gadaliśmy, i tak od słowa do słowa temat zszedł na rowery :D Przypomniała mi si dawna spontaniczna wycieczka - gdy jakoś we wakacje, około 8 lat temu (szczegółów nie pamiętam) tuż przed 3 w nocy przyjechał do nas znajomy brata na rowerku i żartem palnął to co Olsztyn? Ja wtedy temat podłapałam i mówię jedziemy :D no i pojechaliśmy, na Towarne - pograć w piłkę nożną, której de fakto nie było widać, ale troszkę pokopaliśmy. Oj, jest co wspominać :)
Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech i pomimo tego, iż lekko zaczynało padać i była prawie 20 z moich usta padły słowa "to co na rower"? Miał być to żart, ale brat o dziwo powiedział - no to jedziemy :D z początku nie dowierzałam, gdyż ostatnio był na rowerze 17 maja 2011 roku, a ogólnie w zeszłym roku jeździł aż dwa razy, i przejechał może max ze 40 km.
Zebraliśmy się i wyjechaliśmy, w sumie bez większego celu, by tylko trochę się poruszać. Cel wyklarował się po drodze - na moment do Roberta i z powrotem, bo niestety coraz mocniej padało. Po drodze zostałam zwyzywana przez pewnego kierowcę (który stanął na środku ulicy utrudniając przejazd) tylko dlatego, że wymsknęło się z moich ust "jakiś baran stanął na środku".
Padało coraz gorzej. Jechałam prawie na oślep - bez okularów źle, a w okularach jeszcze gorzej, prawie nic nie widziałam - niewiele brakło i potrąciłabym pieszego na ścieżce. W efekcie pokonaliśmy dziś raptem niecałe 10 km. Wróciliśmy do domu przemoczeni totalnie - nawet bieliznę miałam mokrą. Jechaliśmy tempem mojego brata, wykręciliśmy niesamowitą średnią - 15,28 km/h - jestem z niego dumna :)
Kilka moich ostatnich km pożyczoną Meridą - czas było ją niestety oddać i odebrać rower brata. Szkoda, bo bardzo przyjemnie mi się nią jechało wczoraj do Krakowa. Dla pocieszenia powrót do domu Authorem Roberta (on wracał rowerem mojego brata). Dziwnie jedzie się w normalnych butach na SPD.
Wieczorna przejażdżka trasą, którą znam prawie na pamięć - przez lasek na końcu mojej ulicy do Bór, dalej ścieżką wzdłuż rzeki do Krakowskiej, Kanałem Kohna pod Katedrę, na miejsce zbiórki ustalone na Częstochowskim Forum Rowerowym.
Wszystko po to, aby razem z 14 innymi rowerzystami (arturm, arusb, helenka, jurczyk, kobe24la, Gaber, mario66, michaill, outsider, pietro78, poisonek, Sebiq, STi, i jednym rowerzystą, którego nicku nie znam) udać się alejami pod Jasnogórski szczyt, by po 7 latach w godzinie śmierci Jana Pawła II punktualnie o 21,37 spełnić jego słowa "Proszę Was, Bądźcie ze mną (...) Nie przestawajcie być z Papieżem". "Musicie być mocni. Drodzy bracia i siostry!(...)" Był wielkim człowiekiem za życia i dalej jest w naszej pamięci.
Powrót razem z arturm, mario66 i STi moją standardową trasą z centrum - alejami do Katedralnej, Krakowską, na końcu ścieżką wzdłuż rzeki do Bór i Niepodległości. Tutaj troszkę inaczej niż zwykle - 11-tego Listopada do Jesiennej. Ciepły dziś wieczór, w zasadzie bezwietrzny.
Najpierw około 5 km rowerem brata razem z PRZEMO2 i STi do Przemka kolegi na Stradom, by pożyczyć rower na Kraków. Sprzęt brata został pod zastaw. Potem pożyczoną Meridą do domu, szybka zmiana opon i montaż błotnika przez Roberta. Na koniec jeszcze do kilku sklepów i przy okazji przetestować rower.
Wieczorem jeszcze kilka km podczas 73 Częstochowskiej Masy Krytycznej. Na tę masę przybyło w sumie 60 rowerzystów. Przy okazji 2-krotnie przeszkodziliśmy w odbywającej się w alejach drodze krzyżowej - może nas za to nie ukrzyżują... Była to moja pierwsza, oficjalnie wiosenna masa, choć pogoda zbyt wiosenna nie była. Dopiero marzec, może za miesiąc będzie lepiej.
ustrzelona na Placu Biegańskiego: fot. Leszek Pilichowski
Cała dzisiejsza jazda była jednym wielkim spontanem. Od samego rana nie wiedziałam, czy wyjdę dziś na rower czy nie. Z początku miałam jechać około godz. 13 z Maćkiem gdzieś dalej, pod warunkiem, że będę mieć siłę do jazdy po wczorajszej setce... Ale rano było tak zimno i tak wiało, że zrezygnowaliśmy i dłuższy wyjazd przenieśliśmy na środę.
Już o 8 rano dzwonił do mnie Przemek (zresztą obudził mnie) z pytaniem czy gdzieś jadę. Pierwsza reakcja - chyba nie, mam być w biurze o 12, zanim się zbiorę, wieje, nie to nie ma sensu. Położyłam się z powrotem do łóżka. Pozbierałam się, zjadłam śniadanko, po 10 telefon z biura, żebym jednak przyjechała jutro. Tak pomyślałam, skoro i tak nie śpię, zadzwonię do Przemka dowiem się gdzie jest. Był z Agnieszką koło Guardiana, jechali do Olsztyna.
Było około 10,20. Szybko się przebrałam w ciuchy na rower, nie chciało mi się samej gonić Przemka i Agnieszki, więc namówiłam Roberta by też jechał. Koło skansenu spotkaliśmy się i we dwoje ścieżką wzdłuż rzeki, potem koło Guardiana i przez Kusięta dojechaliśmy do Olsztyna. Dołączyliśmy do Przemka i Abovo, którzy spijali poranną kawkę. Oni spotkali też wcześniej Poisonka przy rynku, jednak my musieliśmy się minąć gdzieś w drodze.
We czwórkę - ja, Agnieszka, Przemek i Robert ruszyliśmy z powrotem do domów. Asfaltem przez Brzyszów, Srocko do Legionów. Myślałam, że mnie zwieje z drogi. Postanowiliśmy jeszcze wspólnie zahaczyć o Złotą Górę. Na Legionów niedaleko TRW ekipa drogowa malowała na ścieżce linie do przejazdu do TRW, w sumie nie wiem po co, bo ścieżka idzie tam ciągiem, no ale niech będzie, że były potrzebne. Pozostali zjechali na jezdnię, ja jechałam dość szybko ścieżką (coś koło 35 km/h) zanim usłyszałam od Pana, który malował "nie po białym" to zdążyłam przejechać między nimi. Przemo tylko później mi powiedział, że któryś z tych malujących określił mój przejazd jako "jaki Kubica". Dojechaliśmy na Złotą Górę. Kilka fotek i wracamy.
Jak ja lubię ten zjazd ze Złotej Góry :D Mimo tego, że biegnie tam ścieżka rowerowa zjeżdżaliśmy asfaltem. Przy Legionów Agnieszka pojechała w stronę miasta, my we troje dalej. Pojechaliśmy przez rondo przy Legionów w lewo, na tym rondzie niestety bardzo łatwo o stłuczkę, bo kierowcy jeżdżą tam tak, jakby prawo jazdy kupili na ryneczku ;/ Dalej obok stadionu Włókniarza, potem Przemo się odłączył. Na moment do Roberta i potem pozałatwiać na mieście kilka spraw.
Najpierw do Urzędu Skarbowego po pity dla Gawła - miałam wziąć z domu, ale zostały na biurku. Dalej Legionów, wzdłuż trasy, pod mostem do Kanału Kohna, skrótami do Ogrodowej. Na końcu z rowerami przez kładkę na drugą stronę, do ronda Mickiewicza. Do serwisu do Gawła, oddać pity i odebrać oponki pożyczone od Piksela. Na chwilę przez Wolności, Sobieskiego i Pułaskiego do parku jasnogórskiego, zobaczyć, czy już kwitną tam kwiaty. Zaczynają się pojawiać.
Powrót III Aleją, przez Plac Biegańskiego, do II Alei. Przy skrzyżowaniu z Wolności spotkaliśmy się z Arkiem. Wracał z pracy, dołączył do nas podczas powrotu. Pojechaliśmy przez II Aleję, Piłsudskiego, Katedralną do Krakowskiej. Na końcu na ścieżkę wzdłuż rzeki i do Bór. Dalej Niepodległości, gdzie Arek od nas odłączył, Jagiellońską i przez osiedle do domu.
Nie pamiętam już od dawien dawna tak spontanicznego dnia. Czasem coś nieplanowanego może przynieść pozytywną odmianę. Suma sumarum wyszło 47 km nieplanowanej, ale pozytywnie pokręconej jazdy.
Planowaliśmy z Maćkiem (CSA) wyjazd do Ostrów już na wtorek. Wtedy się nie udało i uznaliśmy, że pojedziemy dziś rano. Dziś również siła wyższa lekko zmieniła mi plany, ale na szczęście tym razem udało się :) Co prawda wyjechałam z domu o 17, ale Ostrowy zaliczone.
Umówiłam się z Maćkiem na 17,30 przy Hali Polonia. Przez miasto wzdłuż linii tramwajowej poturlał się ze mną Robert. Niedaleko reala odłączył się i wrócił - był już umówiony z Arkiem. We dwójkę - ja i CSA pojechaliśmy dalej. Cały czas asfaltem, przez Kiedrzyn, Antoniów, Wolę Hankowską, Czarny Las, Kuźnicę Kiedrzyńską, Nową Wieś (tutaj przez 6 km asfalt w opłakanym stanie - jazda prawie jak w terenie) do Ostrów. W Ostrowach na chwilę nad zalew, nawet udało nam się zobaczyć 2 dorodne łabędzie.
Było późno, robiło się chłodniej z każdą chwilą, więc pojechaliśmy z powrotem. Przez Ostrowy, Łobodno, Kamyk, Białą, w Białej odbiliśmy z głównej drogi w stronę Grabówki - asfalt w stanie tragicznym :( Z Grabówki przez Rocha, przy skrzyżowaniu z Wręczycką Maciek pojechał w stronę Tysiąclecia, a ja dalej pojechałam sama. Dalej przez Rocha, obok trójkąta, do Jasnej Góry, przez III Aleję, w II Alei wjazd na asfalt. Pełno policji kręciło się dziś po mieście. Jeden patrol jechał prawie cały czas za mną od alei aż do Katedralnej. Następnie Krakowską, przy końcu zjechałam na ścieżkę wzdłuż rzeki. Dojechałam do Niepodległości, a potem już Jagiellońską i do domu.
Wieczorne wycieczki znów zaczynają wchodzić mi w krew :D Jechało się całkiem przyjemnie, czasem tylko pod wiatr. Maciek podsumował wycieczkę w 4 słowach "bardzo elegancka wycieczka, dzięki!" Ja również mogę tylko podziękować - za towarzystwo, za równe tempo jazdy, bez przymusu gonienia się wzajemnie, chociaż Maciek miał łatwiej, bo niemalże całą drogę siedział mi na kole :D
Po całym dniu spędzonym nad papierami wieczorny wypad na rower okazał się być jak zbawienie. Razem z STi wybraliśmy się na wieczorną przejażdżkę po miejskich parkach.
Wyruszyliśmy ode mnie z pod domu, na skróty przez lasek pod wiaduktem na Jagiellońskiej, następnie Bór do linii tramwajowej. Chyba dawno nie jechałam rowerem przez wiadukt na Niepodległości, bo ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam znak zakazu wjazdu dla rowerów, i pojechaliśmy drugą stroną ulicy przy torach tramwajowych. Wzdłuż linii tramwajowej do Promenady, Promenadą do końca, na około lasku Aniołowskiego.
Następnie po wyjeździe z lasku asfaltem przez Wyzwolenia, obok M1, prosto przez Szajnowicza-Iwanowa, koło OBI, Popiełuszki do parku Jasnogórskiego. Na Szajnowicza, niedaleko skrzyżowania z Jana Pawła znów ogarnęło mnie zdziwienie, gdy zobaczyłam znak drogowy, jakiego nigdy przedtem nie widziałam - droga dla rowerów / droga dla samochodów. W parku chwila przerwy na ławeczce i z powrotem.
Przez III Aleję NMP, Plac Biegańskiego, do II Alei - tam wjazd na ulicę, gdyż środek alei rozkopany. Następnie Katedralną do Krakowskiej, na końcu na ścieżkę przy rzece, i ścieżką do Bór. Wzdłuż linii tramwajowej do Jagiellońskiej i do domu.
Bardzo cieplutki wieczór, prawie bez wiatru. Mimo, że nic nie wskazywało na to, że dziś wsiądę na rower, to jednak udało się. Idealne zakończenie dnia :)
Wreszcie coś robią na Niepodległości:
Pierwszy raz napotkałam taki znak - no chyba, że wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi:
Maciek (na forum jako CSA) zaproponował mi wczoraj spokojną wycieczkę. Na miejscu spotkania pod skansenem zadecydowaliśmy, że Olsztyn asfaltem będzie w sam raz, na krótką i spokojna jazdę. Nie przeszkodził nam nawet wiejący wiatr i mżawka :D
Pojechaliśmy całkowicie asfaltowo, od skansenu, przez Hutę, Kusięta do rynku w Olsztynie. Jak na "spokojną" wycieczkę to tempo do Olsztyna było dla mnie szokiem - dojechaliśmy ze średnią 21,89 :D Posiedzieliśmy chwilę w knajpie pod zamkiem i ruszyliśmy z powrotem. Troszkę z tempem odpuściliśmy, żeby się nie zajechać. Najpierw błotny podjazd pod Skrajnicę, potem asfaltem, rowerostradą, znów odcinek po błocie do asfaltu przed hutą. Przy Rejtana Maciek pojechał w swoją stronę, a ja do Roberta (bo zgadaliśmy się, że skoczy ze mną na miasto). Bilans wyprawy do Olsztyna - 33,51 km, średnia 20,73 :D Szok, nie sądziłam, że uda mi się w ogóle to osiągnąć. Fakt, że na asfalcie jest prościej, ale i tak uważam to za duże osiągnięcie.
Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy z STi przez miasto do BDC Bike obejrzeć ramę. Coraz bardziej zaczynało padać więc szybko do domku się wysuszyć. Denerwują mnie ludzie, którzy nie zwracają uwagi na to gdzie łażą - inaczej tego nazwać się nie da. Niewiele mi dziś brakło do rozjechania pewnego faceta, który wlazł mi wprost pod koła przy przejeździe rowerowym przez aleję Jana Pawła.
Dzisiejszy dzień również jest dla mnie motywacją, by nie przestawać w dążeniu do zamierzonych celów i z konsekwencją je realizować :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.