Wpisy archiwalne w kategorii

Z fotkami lub filmem

Dystans całkowity:18292.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:842:29
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:103724 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:16975 kcal
Liczba aktywności:399
Średnio na aktywność:45.85 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Olsztyn i kamieniołom Kielniki

Sobota, 5 stycznia 2013 · Komentarze(4)
Dziś do Częstochowy razem z rowerem przyjechał Aleks. Mimo silnego wiatru wybraliśmy się wspólnie na szybką przejażdżkę. Celem wycieczki standardowo stał się Olsztyn. Z uwagi na obawy przed dużym błotem w terenie po ostatnich opadach deszczu, wybrałam wariant asfaltowy.

Pojechaliśmy przez osiedle, potem Aleją Pokoju, koło skansenu, dalej przez Kucelin w stronę huty, koło Ocynkowni, Guardiana i następnie przez Kusięta, aż do rynku w Olsztynie. Mieliśmy dość dobre tempo (licznik pokazał mi średnią powyżej 25 km/h) i jeszcze odrobinę czasu w zapasie. Postanowiłam, że pojedziemy jeszcze asfaltem do Przymiłowic, i następnie kawałek terenem czerwonym rowerowym do Kamieniołomu Kielniki. Tam chwila przerwy i powrót najkrótszą drogą. Najpierw tą samą drogą do Olsztyna, potem zielonym rowerowym, który prowadził kawałek terenowym podjazdem przed Skrajnicą, następnie asfaltem przez Skrajnicę i rowerostradą aż do końca. Na samym końcu rowerostrady pojechaliśmy terenem do torów kolejowych, przeszliśmy na druga stronę i pojechaliśmy przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj i przez Michaline do DK1. Dalej już tylko w lewo pod trasą i prosto do domu.

Przez większość trasy zmagaliśmy się dziś z silnym, momentami porywistym wiatrem. Czasami miałam wrażenie, że wiatr zwieje mnie z drogi. Ostatnio to mtbiker pokazał mi swoje trasy, którymi najczęściej jeździ, a dziś ja mogłam się odwdzięczyć. To była całkiem fajna wycieczka.

W Olsztynie na zamku © EdytKa

Olsztyn - spokojny początek sezonu

Środa, 2 stycznia 2013 · Komentarze(5)
Dziś pierwsza wycieczka w nowym roku. Chęć wspólnej inauguracji kolejnego sezonu wyraziła Kasia. Umówiłyśmy się standardowo pod skansenem, z zamiarem wieczornej wycieczki do Olsztyna. Pod skansen jak zwykle dojechałam Orkana, Jagiellońską i Aleją Pokoju. Kasia już czekała na miejscu.

Trasa dzisiejszej wycieczki: asfaltem przez Kucelin w stronę huty, w lewo na rondzie, po kostce brukowej do Legionów, ścieżką rowerową przez Legionów, potem Brzyszowską, terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt i asfaltem przez Kusięta do Olsztyna. Na rynku krótki postój i powrót. Najpierw terenowym podjazdem przed Skrajnicą, następnie asfaltem przez Skrajnicę do stacji benzynowej, potem dalej asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i w stronę skansenu. Następnie przez Aleję Pokoju, gdzie Kasia zjechała do domu. Samotnie Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.

Cztery dni bez roweru zrobiły dziś swoje. Chęć do jazdy była ogromna, ale sił jakoś mniej. Czasem Kasia goni za mną, czasem ja z nią, dziś to ja musiałam ją gonić. Dodatkowo podczas jazdy musiałam uważać bardziej niż zwykle. Jeszcze się zima na dobre nie zaczęła, a moja zimówka już domaga się remontu. Coraz większy luz na przednim kole sprawia, że jazda jest coraz mniej bezpieczna, szczególnie na zakrętach. Na szczęście obyło się bez upadków. Dzięki za wspólną jazdę :)

Olsztyńska choinka © EdytKa

82 Częstochowska Masa Krytyczna

Piątek, 28 grudnia 2012 · Komentarze(4)
Najpierw Jagiellońską i Bór koło Netto, gdzie umówiona byłam z Kasią i Rafałem, by wspólnie udać się na Plac Biegańskiego na 82 Masę Krytyczną. Tuż przed wyjściem z domu telefon od Gawła, by po niego również podjechać. Więc we troje przez Niepodległości do Gawła na serwis i we czwórkę Wolności, Sobieskiego i Śląską na Plac Biegańskiego. Było już kilka minut po 18, a policji dalej nie było. 63 rowerzystów, z których znaczna część zdążyła już zmarznąć, niecierpliwie czekało na obstawę, by móc wyruszyć na ulice miasta na wspólny przejazd. Panowie policjanci dotarli prawie 20 minut po czasie.

Wreszcie po długim oczekiwaniu ruszyliśmy. Dzisiejsza Masa była o tyle szczególna, że przybyło na nią bardzo wielu mikołajów i mikołajek, gdyż rowerzyści przyjechali jak rok temu w czapkach mikołajowych :D Jedynie kierowca rikszy, Przemo chciał się wyróżnić i zamiast czapki jak pozostali uczestnicy, założył na głowę jakieś rogi łosia, czy renifera :D Ciężko jednoznacznie ocenić co to było :D Trasa biegła następującymi ulicami: II Aleją NMP, Wolności, Pułaskiego, Sobieskiego, Śląską, Dąbrowskiego, Jasnogórską i Nowowiejskiego z powrotem na Plac Biegańskiego. Dojeżdżając na plac, termometr w moim liczniku pokazał temperaturę -4,7 stopni. Byłam kompletnie zmarznięta, palce u rąk strasznie mnie bolały od mrozu. Ogromnie jestem wdzięczna pewnemu rowerzyście, imieniem Rafał, którego osobiście nie znam, za pożyczenie chociaż na chwilę ogrzewacza. Momentalnie palce u rąk wróciły do normalnego stanu.

Po masie razem z innymi osobami z CFR pojechaliśmy Dąbrowskiego, PCK i wzdłuż linii tramwajowej do Altany Żywiec ogrzać się i wspólnie posiedzieć. Do altany dotarło 15 osób, z czego trzy kobiety - ja, Kasia i Helenka. Po wspólnej posiadówce przyszedł czas na powrót do domu. Tuż po wyjściu z Altany Przemek postanowił dotrzymać zeszłorocznej tradycji i pomimo braku śniegu odpalił petardy centralnie przed centrum handlowym Promenada :D Wracaliśmy wzdłuż linii tramwajowej w szóstkę, razem z poisonkiem, STi, kobe24la, balblą i Sebiq'iem. Od Jagiellońskiej jechałam już tylko ze Sti. Po drodze spotkaliśmy Bartka (bartek034), który na masę dziś nie przybył. Podczas powrotu do domu temperatura spadła do -6,7 stopnia Celsjusza.

Chyba już się zestarzałam, bo jazda w takim mrozie kompletnie przestała mnie kręcić. Całe szczęście, ze tempo podczas powrotu było dużo szybsze niż w trakcie masowego przejazdu, więc nie zdążyłam nawet zmarznąć. Nawet moja tylna lampa Author LightShot w taki mróz postanowiła dziś zarzucić fochem i zamiast migać świeciła cały czas, tylko kilka razy słabiej. Dopiero po ogrzaniu zaczęła normalnie współpracować.

Szprychówka 82 Częstochowskiej Masy Krytycznej - by Sebiq:


Na Placu Biegańskiego przed Masą © EdytKa


Z choinką w tle © EdytKa


Podczas przejazdu 82 Masy © EdytKa

Świąteczny Olsztyn - 7500 km w sezonie :)

Środa, 26 grudnia 2012 · Komentarze(8)
Na CFR rowerowym zauważyłam wczoraj, że na dzisiejszy dzień planowana jest świąteczna wycieczka do Olsztyna. Postanowiłam dołączyć do ekipy i również spalić trochę kalorii nabytych wczorajszego dnia. Na miejscu startu pod skansenem stawili się poza mną: Jacek (którego z resztą dawno nie widziałam), Przemek, Robert, Rafał i Wojtek. Wspólnie ruszyliśmy asfaltem do celu.

Pojechaliśmy w stronę huty, koło Ocynkowni, Guardiana i przez Kusięta do Olsztyna. Na początku koło Guardiana trzymałam się Rafałowi na kole, bo troszkę wiało, ale potem wysunęłam się na przód. Nie wiem czy to chłopaki nie mieli dziś sił czy co, ale wszyscy zgodnie uznali, że narzuciłam niezłe tempo. Dojechaliśmy do baru leśnego, by tam chwilę wspólnie posiedzieć. Stopniowo zjeżdżali się następni rowerzyści, aż w efekcie zrobiła się nas spora grupka. Kolejno przyjechali Łukasz (Prophet), Jacek, piter, Damian, Iwonka i Krzysiek oraz kilku szosowców, w tym Adam. Reszty nie znam. Jak zwykle w leśnym zrobił się dziś gwar. Posiedzieliśmy niecałą godzinkę i razem z Przemkiem, Rafałem, Robertem i Wojtkiem jako pierwsi zebraliśmy się do domów.

Wybraliśmy najkrótszą trasę - najpierw krótki terenowy podjazd przed Skrajnicą, potem asfaltem przez Skrajnicę, rowerostradą do końca, kawałek oblodzonym i błotnistym terenem do torów (tym razem na lodzie spotkanie z glebą zaliczył Rafał), potem przez lasek do Bugaja, asfaltem do przejazdu kolejowego i przez Michalinę do DK1, gdzie Rafał z Wojtkiem pojechali prosto na Raków, a ja w lewo do Jesiennej z Przemkiem i Robertem. Potem już prosto do domku. Tempo podczas powrotu narzucił Przemek. Pod koniec jazdy jechało mi się trochę ciężej.

Pomijając wiejący momentami wiatr, to nie spodziewałam się, że drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia może być tak ciepło, że uda się wyjść na rower bez kurtki, tylko z bluzie. Tak troszkę chwaląc się - dzisiejszego dnia stuknęło mi 7500 km w tym roku :) Jestem z tego wyniku ogromnie zadowolona, tym bardziej, że jest o połowę większy niż planowałam na początku sezonu. Naprawdę dobry sezon :)

Ekipa w leśnym © EdytKa


Z Damianem i Rafałem przed leśnym © EdytKa

Kamieniołom Kielniki - zrzucić kalorie

Wtorek, 25 grudnia 2012 · Komentarze(1)
Dzisiaj zaplanowałam krótką przejażdżkę, by zrzucić trochę kalorii po wczorajszej sytej kolacji. Nikt nie odpowiedział na moje zapytanie na CFR czy ktoś wybiera się na rower, więc wyszłam samemu. Zdecydowałam się dziś na wariant asfaltowy.

Pojechałam przez osiedle, potem Jagiellońską, Aleją Pokoju, koło skansenu, w stronę huty, koło Ocynkowni, Guardiana i potem przez osiedle zwane pod Wilczą Górą do głównej drogi. Główną do Olsztyna, jedno rondo, potem drugie i dalej główną w stronę Przymiłowic. Następnie w prawo i potem kawałek terenem czerwonym rowerowym na Kamieniołom. Chwila przerwy i powrót do domu. Czerwonym rowerowym z powrotem do asfaltu i tak samo jak wcześniej. W Olsztynie spojrzałam na licznik i zaświtał mi w głowie plan, ze może jeszcze dziś uda się dojechać do 7,5 tys km. Postanowiłam pojechać przez Brzyszów i Srocko. Byłam w Kusiętach i nagle telefon, żebym była w domu na 14, a nie jak planowałam na 15 - a była 13.15. Szybka decyzja o powrocie najkrótszą trasą do domu. I cały misterny plan stracony :D Wróciłam do głównej drogi, którą dojechałam do rowerostrady, gdzie spotkałam Roberta. Pojechaliśmy kawałek razem, rowerostradą do końca, po drodze potykając Darię i MD. Potem znów główną przez Bugaj, następnie przez Michalinę i pod DK1. Na Błesznie Robert zjechał w prawo w stronę cmentarza a ja pojechałam prosto do domu.

Jechało mi się dziś trochę mozolnie, nie wiem czy to z powodu świątecznego przejedzenia, czy tego, że nie chciałam obciążać nadwyrężonego więzadła. Dodatkowo jazdę utrudniał momentami silny wiatr. Tegoroczny plan pokonania 7500 w sezonie jest dalej aktualny i coraz bardziej realny :)

Zimówka w kamieniołomie Kielniki © EdytKa


Pogoria III, IV i Bukowa Góra

Sobota, 22 grudnia 2012 · Komentarze(2)
Już od jakiegoś czasu chciałam wybrać się kiedyś rowerem na Pogorię. Nadszedł taki dzień, że trafiła się ku temu okazja. Spakowałam rower do auta i pojechałam do DG. Moim przewodnikiem po Dąbrowie został MTBiker.

Na początek kawałek ulicami miasta. Następnie przez park na Pogorię III. Nad zalewem zimowa aura - ścieżka rowerowa ośnieżona, woda przy brzegu i przy molo miejscami zamarznięta. Po przejechaniu kawałka wzdłuż brzegu zjechaliśmy ze ścieżki rowerowej na ścieżkę bardziej terenową. Pokonaliśmy jedne tory, potem drugie i pojechaliśmy ścieżką w stronę Pogorii IV. Przy przejeżdżaniu przez most nad zalewem zaliczyłam spotkanie z gruntem - nie zdążyłam się wypiąć w momencie w którym poślizgnęło mi się koło przed wjazdem na mostek. Dobrze, że upadek był przed mostkiem, a nie już na moście, bo mogłabym poobijać się o barierki. Zebrałam się w miarę szybko i dalej w drogę, aż dojechaliśmy na czwórkę.

Mieliśmy wrażenie jakbyśmy znaleźli się w innym świecie - nad trzecim zbiornikiem zima w pełni, a tutaj na czwartym ani trochę śniegu - prawie jak wiosną. Objechaliśmy zbiornik od lewej strony asfaltową drogą. Na chwilę zamieniliśmy się rowerami, by porównać sprzęty. Po przejechaniu wzdłuż brzegu pojechaliśmy asfaltem czerwonym rowerowym przez Wojkowice w stronę Bukowej Góry. Nie wjeżdżaliśmy terenem na sam szczyt Bukowej, ale zrobiliśmy małe kółeczko przez las u podnóża góry. Momentami miałam wrażenie jakbym była w Sokolich Górach - bardzo podobne miejsca. Nie sądziłam, że na Zagłębiu także są takie ciche i spokojne miejsca jak u nas. Na Bukowej było jeszcze zimniej niż na Pogorii, co najbardziej dało się odczuć na palcach u stóp.

Wróciliśmy do asfaltu i ponownie przez Wojkowice dotarliśmy nad Pogorię IV. Tym razem MTBiker poprowadził terenem z drugiej strony zalewu. W pewnym momencie za kolejnym mostkiem troszkę się zakręciłam, bo nie wiedziałam czy mamy jechać w prawo czy w lewo - zdawało mi się, że w lewo, a towarzysz pojechał w prawo. Zatrzymałam się, by się zorientować co dalej i nagle mnie oświeciło - nie wypięłam się, no i gleba - dobrze, że na piasek, więc nic mi się nie stało. Początkowo tak jak wcześniej nad czwórką nie było wcale śniegu. Dopiero w miarę zbliżania się do trójki zaczynała się robić zimowa aura. Przez las kawałek przed trójką jechaliśmy już po śniegu. Miejscami było ślisko. Przedostaliśmy się znów przez tory i już byliśmy przy Pogorii III. Zrobiliśmy krótką przerwę na molo i wróciliśmy z powrotem przez park do auta.

Dzisiejsza wycieczka była bardzo fajna. Rzec by można dosłownie, że zimowo - wiosenna :D Zmienność aury nad dwoma zbiornikami trochę mnie zaskoczyła. Mam nadzieję, że następnym razem uda się objechać pozostałe zbiorniki Pogorii.

Pogoria III - śnieg © EdytKa


Pogoria IV - jesień czy wiosna? © EdytKa

Wapiennik - zimowa terenówka

Niedziela, 9 grudnia 2012 · Komentarze(3)
Dzisiejszej niedzieli umówiona byłam z Darią na wypad do Mstowa. Bartek zaproponował, żebyśmy razem z nim, Gawłem i Przemkiem pojechały na Wapiennik. Dystans miał wynieść niewiele więcej niż Mstów-Olsztyn. Zdecydowałyśmy z Darią, że dołączymy do chłopaków. Umówieni byliśmy na Placu Biegańskiego. Jeszcze przed moim wyjściem z domu przyjechał po mnie Przemek, a po nim jeszcze Robert. We troje dotarliśmy przez miasto na miejsce spotkania. Na pustym placu czekał już Bartek. Skowronek, który miał się spóźnić również dotarł o czasie. Takim sposobem na miejscu spotkania odliczyło się pięć wariatów :D Każdy oszroniony od mrozu. Zapowiadała się mroźna wycieczka.

Ruszyliśmy w drogę. najpierw przez miasto - III Aleją, Pułaskiego, Szajnowicza i między blokami do Łódzkiej. Następnie zaczęła się jazda terenowa, głównie po pokrytych białym puchem polach. Na początek kawałek czarnym rowerowym na tyłach Sanktuarium Krwi Chrystusa. Momentami jazda przypominała taniec na lodzie, ale była z tego niezła zabawa. Dojechaliśmy do Ikara i dalej prosto przez pola Doliną rzeki Białki. Pomimo mrozu woda w rzece tylko przy brzegu była pokryta cienką i kruchą warstwą lodu, a jakoś musieliśmy dostać się na drugą stronę. Podczas gdy Robert przeszedł na drugą stronę poszukać jakiejś gałęzi albo czegoś podobnego, my postanowiliśmy poradzić sobie inaczej :D Przemek pomógł przejść Darii, a Bartek mnie. Niestety Daria miała mniej szczęścia, gdyż zamoczyła w wodzie stopę. W zasadzie każdy z nas zamoczył w wodzie koła aż po obręcze. Woda zamarzła tak szybko, że w momencie straciłam hamulce, gdyż obręcze pokryły się lodem.

Po przedostaniu się na drugi brzeg rzeki ruszyliśmy dalej polami w stronę Libidzy. Po drodze zaliczyłam taki poślizg, że tym razem nie udało się utrzymać równowagi i wylądowałam w śniegu. Przynajmniej miałam miękko :D Polami dojechaliśmy do asfaltu między Lgotą, a Libidzą. Dalej kawałek asfaltem i znów przez pola w stronę Kamyka. Przemierzając ośnieżone pola mieliśmy okazję zaobserwować dość pokaźne stadko pięciu sarenek, a chwilę potem jeszcze zauważyliśmy biegnącego przez pola zająca. W trakcie jazdy Bartek miał drobną awarię sprzętową - rozpadła mu się prawa manetka. Po dotarciu do asfaltu niedaleko Kamyka opuścił nas Skowronek, który podjął decyzję o samotnym powrocie do domu. We czwórkę ruszyliśmy dalej przez pola w stronę zabudowań w Kamyku. Tuż przed wyjazdem na asfalt udało mi się drugi raz wylądować w śniegu. Takie upadki to ja lubię :D Po wyjeździe z terenu jechaliśmy asfaltem przez Kamyk i Miedźno. W Miedźnie chwila przerwy przed sklepem i łyk czegoś na rozgrzewkę. Dalej już prosto na cmentarz w Wapienniku.

Po kilku km na asfalcie i przerwie na cmentarzu dość mocno przemarzliśmy. Uznaliśmy, że zatrzymamy się w Miedźnie w pizzeri by się rozgrzać i coś zjeść. Niestety było parę minut przed 12 i trzeba było chwilę poczekać do otwarcia. W knajpce również zbyt ciepło nie było, ale udało się nam trochę rozgrzać od środka ciepłymi napojami. Czas pomału zaczynał nas gonić, więc trzeba było wracać.

Kawałek asfaltem przez Miedźno i potem tuż przed Łobodnem wjazd w teren, najpierw przez las, potem przez jakieś pole, gdzie nie było nawet dobrze rozjeżdżonej ścieżki. Ciężko jechało się przez takie zaspy. Już po pokonaniu tego najtrudniejszego odcinka kilka metrów przed wyjazdem na asfalt Przemkowi udało się zaliczyć glebę. Przynajmniej nie byłam dziś jedyna :D Dalej jechaliśmy dłuższy odcinek asfaltem przez Kamyk i Białą, aż do Ikara w Częstochowie. Wtedy znowu zaczęłam marznąć. Najgorzej było z palcami u rąk. Do domu nie było już aż tak daleko. Z Ikara wjechaliśmy w teren na tyły Sanktuarium. Wyjechaliśmy na Alei Klonowej. Następnie już cały czas przez miasto - Najpierw przez Okulickiego i Dąbrowskiego, gdzie opuścił nas Bartek. Dalej we trójkę Nowowiejskiego, Sobieskiego i wzdłuż linii tramwajowej, gdzie spotkaliśmy Piksela wracającego z wycieczki. Przy Bór odłączył się Przemek. Robert pojechał ze mną przez Bór i Jagiellońską i potem wrócił do siebie.

Jeździłam już w tym roku w śniegu i zaspach. Jednak takiego dystansu w towarzystwie białego puchu jeszcze nie udało mi się pokonać. Sama się dziwię, że jakoś dałam radę. Ostatnie kilometry przez miasto były najgorsze. Place u rąk już zaczynały boleć od mrozu. W domu pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było wsadzenie rąk pod zimną wodę, a potem ciepła herbatka. Trzeba być szaleńcem, żeby w taki mróz jeździć rowerem :D To dopiero był hardcor. Dziękuję pozostałym szaleńcom za towarzystwo :)

Szaleńcy na Placu Biegańskiego © EdytKa


Przed przeprawą przez rzekę Białkę © EdytKa


Zima jest piękna :) © EdytKa


Prawie jak dziadek, znaczy babcia mróz :D © EdytKa


Sarenki na polach © EdytKa


Na ośnieżonych terenowych ścieżkach © EdytKa


W temperaturze -10 nawet włosy zmieniają kolor :D © EdytKa


Zabytkowy grobowiec na cmentarzu w Wapienniku © EdytKa


Grób żołnierzy © EdytKa


Z Przemkiem i Bartkiem w drodze z Łobodna © EdytKa


Chwila przerwy podczas powrotu przez zaspy © EdytKa


Moja maszyna w śniegu © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem deszczowa 81 Masa Krytyczna

Piątek, 30 listopada 2012 · Komentarze(7)
Rano droga do pracy. Trasa jak zawsze. Po drodze najpierw przy wiadukcie na Jagiellońskiej spotkałam kuzyna, który również jechał rowerem do pracy, a następnie na Bór minęłam się tak jak wczoraj z Tomkiem (magnum).

Po pracy do Gawła na serwis, gdzie dojechał również Robert. We trójkę Sobieskiego i Śląską na Plac Biegańskiego, skąd jak co miesiąc rusza Częstochowska Masa Krytyczna. Dziś na Masę przybyło 54 rowerzystów (co przy padającym deszczu ze śniegiem jest całkiem niezłym wynikiem). Trasa masowego przejazdu - II Aleja, Wolności, Niepodległości, Pułaskiego, Sobieskiego, Śląska i powrót na Plac Biegańskiego.

Po masie próba znalezienia miejsca w jakiejś knajpie, by usiąść gdzieś i się ogrzać. Najpierw III Aleją i przez park jasnogórski do Bosmana, gdzie było zamknięte, potem Pułaskiego i Kopernika na Focha, gdzie niestety nie było wolnego miejsca. W efekcie ekipa rozjechała się, część osób pojechało na północ, część w drugą stronę - w tym i ja. Na Niepodległości zapadła decyzja o powrocie do domu, więc już tylko Bór i Jagiellońską do celu.

Do domu wróciłam kompletnie mokra. Palce u rąk aż mnie bolały od przemarznięcia. Zaczyna się zima... Cóż, taka kolej rzeczy, że po jesieni przychodzi czas na zimę. A tak jeszcze przy okazji: po dzisiejszej masie, dzięki uprzejmości Tomka (magnum) udało mi się wreszcie zostać posiadaczką butów SPD :) No to teraz się dopiero zacznie :D Chyba muszę pomyśleć o jakimś kombinezonie, żeby upadki były mniej bolesne :D

Szprychówka 81 Częstochowskiej Masy Krytycznej:

Wieczorny spontan na Jasną Górę

Poniedziałek, 26 listopada 2012 · Komentarze(0)
Wieczorny spontan ze STi do parku jasnogórskiego. Trasa asfaltowa przez Jagiellońską, Bór, Niepodległości (gdzie minęliśmy się na moście z Bartkiem), Mickiewicza, Słowackiego i Pułaskiego. Przez park pod sam szczyt i tam chwila ciszy. Powrót III Aleją, Kilińskiego, Sobieskiego, Wolności, Niepodległości, Bór i Jagiellońską.

Bardzo ciepły jak na listopad wieczór. Pogoda rozpieszcza rowerzystów. Aż nie mogę uwierzyć w to, ze według prognozy w najbliższy weekend ma padać śnieg z deszczem :(

Jasna Góra nocą © EdytKa

Wypad na Górę Zborów i Skałki Rzędkowickie z ekipą dąbrowsko - zawierciańską

Niedziela, 25 listopada 2012 · Komentarze(5)
Jak to przystało na dwie baby, które z natury są uparte, postanowiłyśmy razem z Darią wybrać się na Górę Zborów - gdzie teoretycznie rowerzyści mają zakaz wjazdu. No ale co to dla nas, przecież jak nie można wjechać, to można z rowerem wejść na szczyt :D Informacja o wypadzie (podobnie jak tydzień temu, gdy pojechałyśmy same) znalazła się na CFR. Tym razem info dotarło również do DG. Od początku wszystko wskazywało na to, że dziś będzie dość liczna ekipa. Jednak rzeczywistość (przynajmniej jak dla mnie pozytywnie) sporo przerosła oczekiwania, w efekcie czego utworzyła się 15-to osobowa grupa chętnych. Ale może wszystko po kolei.
Rano z STi na dworzec główny PKP. Tam spotkanie ze Skowronkiem i MD. Kupilismy bilety i wpakowaliśmy się do pociągu. Na Rakowie wsiedli Rafał, Damian i młody (imienia nie pamiętam). Następnie, nie pamiętam na której stacji wsiadł Jacek. W Myszkowie dołączyli Gaweł, Przemek i Adam. I już było nas dość sporo. W Zawierciu miał czekać na nas Alek. Czekal razem z trójką innych rowerzystów: Anią, Pawłem i Slavo. Całkiem spora ekipa się stworzyła. Po przywitaniach cały peleton ruszył w drogę.

Na początek ulicami Zawiercia do niebieskiego szlaku pieszego. Dalej szlakiem - przeważnie szutrowym, przez Skarżyce do Morska. W Morsku pierwszy postój i sesja zdjęciowa z widokiem na stok dla narciarzy. Następnie zjazd do czerwonego szlaku pieszego. Część ekipy zjechała wzdłuż stoku, część lasem - w tym i ja. Podczas zjazdu moja pierwsza gleba - na szczęście niegroźna - nie opanowałam roweru na śliskich liściach i korzeniach. Dalej czerwonym pieszym przez górę Apteka - podjazd ciężki, pod koniec kilka osób rower prowadziło - zresztą ja również. Podczas zjazdu ćwiczyłam odpowiednią technikę jazdy. Udało się tym razem zjechać bez upadku. U podnóża góry Zborów krótki postój przy ławeczkach. Część ekipy została na dole, część udała się na szczyt. Niektórym udało się podjechać, ja i pozostała część ekipy rower musiałam wprowadzić na górę. Chwila przerwy pod szczytem przy jaskini. Następnie krótka wspinaczka nieco wyżej z rowerem w rękach. No i wtedy mój rower pokazał swoją wyższość nade mną. Przewrócił mnie na cztery literki i uderzył mnie kierownicą w kolano. Trochę bolało, ale zebrałam się szybko i dalej na górę. Później zjazd z drugiej strony góry do parkingu przy ulicy i tam spotkanie z resztą ekipy, która została na dole.

Dalej całą ekipą zielonym pieszym lekko pod górkę do Skał Rzędkowickich. Po drodze chwila postoju przy jakichś innych skałkach. Akurat tak się zbiegło, że zatrzymaliśmy się kawałek przed skrętem na ścieżce. Część ekipy wyrwała do przodu, część była za mną. Już po ruszeniu, podczas skręcania na owym łuku zachwiałam się na rowerze i wyleciałam z piskiem z zakrętu w dół w jakieś krzaki. No cóż :D chciałam poćwiczyć downhill :D Część ekipy słysząc, że coś się stało wróciła się. Chyba Slavo pomógł mi się podnieść. Pierwsze co zrobiłam to oczywiście oględziny roweru, dopiero potem samej siebie :D Mnie nic się nie stało, ale Rocky zyskał nową rysę na ramie :( Jak już się pozbierałam ruszyliśmy dalej w stronę Skał Rzędkowickich, koło których tylko przemknęliśmy bez postoju i zjechaliśmy w dół do asfaltu. Na skałki próbowali wspinać się jacyś alpiniści :D Asfaltem dojechaliśmy do sklepu, przy którym zrobiliśmy postój. Po postoju dalej asfaltem dojechaliśmy do Włodowic, gdzie nadszedł czas pożegnania z ekipą z Dąbrowy i Zawiercia. Zagłębie pojechało w lewo, Częstochowa w prawo.

Kawałek dalej, jeszcze we Włodowicach odłączyli się od nas Rafał z Młodym, skręcając w lewo. Reszta ekipy pojechała prosto asfaltem aż do Kotowic. W Kotowicach wjechaliśmy w teren, którym podążaliśmy aż do Jaworznika. Gdy wyjechaliśmy ponownie na asfalt Gaweł z Pikselem postanowili pojechać dalej asfaltem najkrótszą drogą do swoich domów. Zostało nas tylko siedem osób. Jacek poprowadził pozostałą część ekipy terenem do Wąwozu Rachwalec. Damian, Przemek i Robert pozostali na początku wąwozu. Razem z Darią, MD i Jackiem poszliśmy pieszo zobaczyć niewielkie jeziorko. Jacek opowiedział nam trochę ciekawostek o owym wąwozie. Po powrocie do czekających chłopaków, Jacek poprowadził nas dalej terenową dróżką, biegnącą wzdłuż głównej drogi do punktu widokowego w Żarkach, na którym znajduje się kościół św. Stanisława Biskupa Męczennika. Tam kolejny krótki postój i potem już najkrótszą trasą z powrotem.

Najpierw dłuższy odcinek asfaltem - zjazd do Żarek, i przez Wysoką Lelowską do Przybynowa. Następnie terenem zielonym rowerowym do Poraja. Kawałek asfaltem koło dworca i postój przy sklepie, by podjąć decyzję o dalszej części trasy. Uznaliśmy, że wracamy przez Dębowiec. Najpierw wzdłuż torów, potem terenem przez las, i znów asfaltem koło Monaru. Nastepnie niebieskim rowerowym, częściowo terenowo, a częściowo nową szutrówka do rowerostrady. Rowerostradą do końca i kawałek zielonym rowerowym terenem do torów, gdzie Jacek odbił w swoją stronę. Dalej przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Tutaj pożegnanie z Damianem, który pojechał prosto na Raków. Skręciliśmy w lewo pod trasą w stronę Jesiennej. Przy nowej biedronce na Błesznie Daria z MD skręcili w prawo w stronę centrum. Przemek i Robert odprowadzili mnie pod dom i pojechali do swoich domów.

Podsumowując dzisiejszy dzień, to chyba jeszcze nigdy nie miałam okazji jechać w tak licznym peletonie. Trzeba było uważać podwójnie: za siebie i momentami za innych. Nie zabrakło ani dobrego humoru, ani odrobiny adrenaliny. Teren, który dziś pokonaliśmy do łatwych nie należał. Tym bardziej trzeba docenić fakt, że poza kilkoma upadkami, obyło się bez poważniejszych w skutkach zdarzeń. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się zorganizować taki wypad jak dziś.

Na niebieskim pieszym © EdytKa


Ekipa w Morsku - z widokiem na stok © EdytKa


Skałki w Morsku © EdytKa


Widok na Górę Zborów © EdytKa


Odpoczynek przez podejściem na Górę Zborów © EdytKa


Podejście pod Górę Zborów © EdytKa


Ekipa na Górze Zborów © EdytKa


Przed jaskinią na Górze Zborów © EdytKa


Widok ze szczytu Góry Zborów © EdytKa


Ekipa przy siodle między skałami Góry Zborów © EdytKa


Skałki Rzędkowickie © EdytKa


Postój przy Skałkach Rzędkowickich © EdytKa


Skałki Rzędkowickie - Okiennik © EdytKa


Jezioro w Wąwozie Rachwalec © EdytKa


Kościół Św. Stanisława Biskupa Męczennika w Żarkach © EdytKa