Kopalnia Bełchatów i Góra Kamieńsk - (nie)planowana setka
Jedziemy asfaltem przez Malutkie, Białą Górę, Dobroszyce, Wiewiorów, Brudzice do Łuszczanowic. Tutaj zatrzymujemy się w Rezerwacie Przyrody. Jedziemy przez rezerwat ścieżką edukacyjną. W Rezerwacie spotkać można m.in. stuletnie jodły.
Na ścieżce edukacyjne w Rezerwacie - fot. by Skowronek
Następnie jedziemy dalej asfaltem przez Łękińsko do Kleszczowa. Kleszczów jest najbogatszą gminą w Polsce, co od razu rzuca się w oczy. Infrastruktura ścieżek rowerowych powala. Zupełnie inny świat niż u nas. Z wielką przyjemnością korzystamy w owych ścieżek. Wjeżdżamy na szutrową ścieżkę i kierujemy sie na pierwszy punkt widokowy, z którego widać elektrownię Bełchatów i Kopalnię. Elektrownia pokrywa 20%zapotrzebowania na energię w Polsce. Obecnie odkrywki mają około 25 km długości i 3 km szerokości. Po krótkiej przerwie jedziemy szutrówką około 3 km na kolejny punkt widokowy.
Elektrownia Bełchatów - fot. by Skowronek
Widok na Kopalnię i Elektrownię - fot. by Skowronek
Ze Skowronkami na tle elektrowni
Kopalnia Bełchatów - fot. by Skowronek
Kopalnia Bełchatów - fot. by Skowronek
Kopalnia Bełchatów - fot. by Skowronek
Chwila dla fotoreporterów :D
Mój mężczyzna na tle elektrowni
Jeszcze ja :D
I nasze rowerki :D
Jedziemy dalej ścieżkami rowerowymi przez Kleszczów na Górę Kamieńsk. Jest to sztucznie usypane zwałowisko. Wysokość Góry Kamieńsk to 380 metrów n.p.m. Na szczyt wiedzie dość stromy i ciężki asfaltowy podjazd. Na szczęście docieramy wszyscy na szczyt na punkt widokowy.
Na szczycie Góry Kamieńsk
Widok z Góry Kamieńsk
Kierujemy się następnie z punktu widokowego do stoku narciarskiego znajdującego sie na zboczu Góry. Do stoku prowadzi fajna szutrowa ścieżka. Jadąc dalej ścieżką docieramy do kolejnego, ostatniego już punktu widokowego, z którego co prawda zbyt wiele nie widać, ale najważniejsze, że są wiatraki :D
Wyciąg narciarski na Górze Kamieńsk
Wiatraki na Górze Kamieńsk
Na punkcie widokowym
Z wierzchołka góry zjechaliśmy bardzo fajną drogą szutrową. W połowie zjazdu skręcamy ostro w prawo, po czym trawersujemy całą górę szutrówką i wyjeżdżamy na asfalt już przy samym początku podjazdu. Jest dość wcześnie, a Siwuch informuje, że podobno jest pociąg do Częstochowy o 15,40 z Radomska. Podejmujemy decyzję, że spróbujemy na niego zdążyć. Gnamy najpierw pod wiatr przez Kleszczów, zatrzymując się tylko przy spożywczym na posiłek, a potem dalej analogicznie jak wcześniej przez Łuszczanowice, Wiewirów i Białą Górę. Tempo mega szybkie. Jestesmy na dworcu 15,30 jednak okazuje się, że to pociąg pośpieszny, a kolejny mamy dopiero 17,40. Postanawiamy udać się na rynek by coś zjeść. Po dordze zaczepia nas policjant informując, że za jazdę po chodniku grozi 100 zł. Jechaliśmy powoli, pieszych ani widu, a chodnik szeroki na powyzej 2,5 metra. Mimo tego mamy jechać asfaltem, dosyć ruchliwymi drogami :( Chcąc jak najszybciej opuścić to nieprzyjemne miasto, rezygnujemy z posiłku i decydujemy się na powrót rowerami do Czewy. Jedziemy przez Wygodę, Stanisławice, Pławno do Gidel. Tutaj zatrzymujemy się by wstąpić na chwilę do sklepu i kościoła. Jedziemy jeszcze zobaczyć zabytkowy kościółek, w którym podobno niegdyś mieściła sie stajnia dla zwierząt.
Przed zabytkowym kościółkiem w Gidlach - fot. by Skowronek
Ołtarz przy kościele
Dalej przez Rudą, Zawadę, Kłomnice, Rzerzęczyce, Adamów, Skrzydlów, Kłobukowice do Mstowa. Dalej Rafał prowadzi nas bocznymi drogami koło Dobrej Góry, a potem szutrówką do Jaskrowa. Następnie kawałek terenem przy rzece, bliżej nieznaną mi dróżką do Mirowa.
Cmentarz choleryczny w Mstowie - fot by Skowronek
Dalej już prosto asfaltem przez Mirów do Alei. odprowadzamy Siwucha na dworzec PKP i razem ze Skowronkami przechodzimy pod dworcem do Wolności. Jedziemy wzdłuż linii tramwajowej do ronda, gdzie żegnamy się ze Skowronkami i dalej samotnie jedziemy do domu na długo wyczekiwany dziś obiadek, a w zasadzie już kolację.
Wycieczka dobiegła końca. Momentami było ciężko, ale ogólnie wszyscy chyba wrócilismy do domów zadowoleni z wyjazdu. Bynajmniej taką mam nadzieję :D Suma sumarum wyszedł całkiem niezły, nieplanowany dystans. Czuć zmęczenie. Kolacja smakowała jak nigdy :D jeszcze nigdy nie przejechałam 150 km o jednej bułce z parówką, jednym bananie i 3 batonikach :D