Początkowo mieliśmy jechać dziś na wyscig z cyklu MTB Opoczno, który tym razem odbywał się w Brzezinach.Jednak zniechęceni ostatnimi opadami zrezygnowaliśmy z wyścigu i zdecydowaliśmy się jechać na wycieczkę w okolice Opatowa razem ze Skowronkami. Chęć udziału w dzisiejszej wycieczce wyraziła także moja kumpela z Sosnowca Emilia, którą pojechaliśmy odebrać z dworca na Rakowie. Jak się okazało, już w pociągu zdążyła poznać Siwucha, który także dziś z nami miał jechać. We czworo dotarliśmy pod Jagiellończyków na miejsce spotkania, gdzie czekali na nas Daria, Rafał i Kasia.W składzie siedmioosobowym ruszyliśmy w trasę. Na początek Jagiellońską i przed stradom do Głównej. Potem wzdłuż torów i szutrówkami do Tatrzańskiej.Dalej Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię, Wydrę i Kalej. Następnie szutrami do Grodziska, po czym terenem niebieskim pieszym na obrzeża Kłobucka. Bocznymi asfaltowymi drogami przez Kłobuck. Na jednej z posesji dostrzegamy daniele, więc zatrzymujemy się, by je obejrzeć. Po chwili przychodzi ich właściciel. Okazał się być bardzo miłym człowiekiem i wiele o danielach nam opowiedział.
W drodze do Grodziska - fot. Siwuch
W drodze do Grodziska - fot. Siwuch
Daniel
Daniele- fot. Skowronek
Następnie kierujemy się terenem do Rezerwatu Dębowa Góra,
w którym rosną 200-letnie dęby. Ciekawe, trochę mroczne miejsce. Wracamy do asfaltu i jedziemy obrzeżami Kłobucka nad zalew w Zakrzew.Tutaj przerwa na jedzenie i przejazd przez molo uwieczniony małą sesją zdjęciową.
Jazda po molo
Ekipa na molo
W dalszej kolejności jedziemy terenowym, dość piaszczystym szlakiem czarnym rowerowym do Złochowic.
Szlak prowadzi lekko pod górkę, ale podjeżdża się całkiem przyjemnie. W Złochowicach kierujemy się asfaltem na Księże Stawy, przy których oglądamy także kapliczkę św. Huberta.
Księże Stawy
Kapliczka Św. Huberta
Amonit na kapliczce - fot. Siwuch
Następnie jedziemy kawałek asfaltem z powrotem, a
potem skręcamy na pola i podjeżdżamy na Górę Złochowską, kryjącą zdziczały
kamieniołom. Kamieniołom niewielki, zarośnięty chaszczami. Podjeżdżamy na chwilę na górę kamieniołomu i jedziemy dalej przez pola do Wilkowiecka.
Kamieniołom w Złochowicach - fot. Skowronek
Zjazd do Wilkowiecka
W Wilkowiecku mieliśmy zobaczyć rezerwat
Leszcze nad Dziunią, ale niestety nie odnaleźliśmy do niego ścieżki. Jedziemy więc dalej asfaltem do Opatowa, po czym kawałek terenem na Górę Opatowską. Na sam szczyt góry wiedzie bardzo fajny podjazd. Na owej górze znajduje się podobno jakaś jaskinia, ale nie udaje sie jej odnaleźć. Robimy krótką przerwę przy tablicy poświęconej ułanom Wołyńskiej Brygady Kawalerii. W bitwie pod Mokrą został tutaj
zniszczony pierwszy niemiecki czołg. Według legendy dawniej stał tu drewniany klasztor.
Podjazd na Górę Opatowską
Alek na szczycie Góry Opatowskiej
Z dziewczynami na Opatowskiej Górze
Zjazd z góry
Po zjeździe z góry kierujemy się asfaltem do Rębielic. Na początek
udajemy się do kamieniołomu, który zwiedzamy z dołu. Spędzamy tu sporo czasu. Darii udaje się odnaleźć fragment ściany dawnego systemu jaskiniowego, zniszczonego podczas
wydobycia wapienia. Ponoć pod ziemią wciąż ukryte są liczne, niewielkie
jaskinie. Znaleźliśmy też sporo skamieniałości oraz kryształy kwarcu.
W kamieniołomie
Z mistrzem drugiego planu w kamieniołomie :D
Emila na kamieniu
W kamieniołomie
Fragment ściany dawnej jaskini
Kryształy w kamieniołomie
Ściana kamieniołomu - fot. Skowronek By obejrzeć cały kamieniołom wracamy do asfaltu i jedziemy do centrum Rębielic. Zatrzymujemy się przy sklepie na uzupełnienie zapasów. Po zakupach podjeżdżamy terenem do wapienników, a następnie na wierzchołek
Rębielskiej Góry, by podziwiać kamieniołom z innej perspektywy.
Pierwszy z wapienników
Kolejny wapiennik
Widok na kamieniołom
Na górze kamieniołomu
Przerwa nad kamieniołomem - fot. Skowronek
Następnie czeka nas bardzo fajny terenowy zjazd po kamieniach na dno kamieniołomu i potem do asfaltu. Była radość ze zjazdu :D Jedziemy dalej asfaltem do Dankowa, gdzie zwiedzamy dawne fortalicjum. Oprócz kościoła z całego zamku do dziś zachowały się w zasadzie tylko brama i fragment domu kasztelanowej.
Z Alkiem przed bramą fortalicjum
Dom Kasztelanowej - fot. Skowronek
Widok na bramę fortalicjum - fot. Skowronek
Brama krzepicka
Z Dankowa podążamy terenem szlakiem niebieskim pieszym do Krzepic. Na krzepickim rynku urządzamy przerwę na pyszne kebaby. Przy okazji oglądamy maraton biegaczy, który właśnie prowadzi przez rynek. Chcą kontynuować jazdę musimy jechać ostrożnie
obok biegaczy. Zadziwiające jak dla mnie było ich tempo. Zrównałam się na chwilę z jednym zawodnikiem i jadąc tuż obok niego na liczniku miałam prędkość 18 km/h. Szacunek. Wkraczamy znów w teren na niebieski szlak pieszy, który prowadzi nas do Rezerwatu Modrzewiowa Góra. To
kolejny leśny rezerwat, chroniący 100-letnie modrzewie i
200-letnie dęby. Chwila przerwy i dalej szlakiem do asfaltu.
Po dotarciu do asfaltu jedziemy przez Konieczki i Złochowice, gdzie
skręcamy na szlak czarny rowerowy, którym już dziś jechaliśmy. Tym razem mamy z górki po piachu. Super zjazd, na którym kontrolować trzeba równowagę. Szlakiem docieramy do Kłobucka.
Na końcu czarnego rowerowego - fot. Skowronek
Jadąc asfaltem mijamy zalew Zakrzew i
wjeżdżamy w teren na niebieski szlak pieszy prowadzący w stronę Pierzchna. Tutaj kawałek asfaltem, po czym znów terenem szlakiem zielonym rowerowym do Kalei. Dalej już w zasadzie asfaltem przez Kalej, Wydrę do Starej Gorzelni. Jesteśmy w Częstochowie. jedziemy Wielkoborską i Dobrzyńską, a potem szutrówkami do Głównej. Przy torach Daria z Rafałem żegnają sie z nami i wracają z powrotem na Lisiniec. Kasia także jedzie w swoją stronę. Razem z Alkiem jedziemy wertepami wzdłuz torów, a potem przez Barbary i Sobieskiego odprowadzić Emilę i Tomka an dworzec.
Tuż przed dworcem niemiłe starcie z kierowcą granatowego golfa, który mając znak ustąp pierwszeństwa wjezdżając z Wolności na Sobieskeigo bardzo perfidnie wymusił przede mną pierwszeństwo, gdy ja jechałam ulicą Sobieskiego. Kretynów nie brakuje. Chwilę jeszcze spędzamy na dworcu, po czym zostawiamy towarzyszy i wracamy do domu wzdłuż linii tramwajowej i przez Bór.
Pomijając to nie najlepsze zakończenie, wycieczka była jak najbardziej udana. Pod koniec zmęczenie po wczorajszych i dzisiejszych kilometrach dawało się we znaki, ale dzielnie gnaliśmy do przodu. Udało nam się dziś zwiedzić sporo nieznanych miejsc :) Podziękowania należą się Skowronkom na wymyślenie trasy i atrakcji do zwiedzania oraz reszcie uczestników za miłe towarzystwo :)
Opuchlizna z nogi wreszcie zeszła, zatem korzystając z okazji postanowiliśmy wybrać się ze Skowronkami na wycieczkę. Na miejsce spotkania koło Jagiellończyków dotarł także Rafał i Tomek. Początkowo mieliśmy w planie przejechać około 40 km, ale jechało się tak przyjemnie, że przedłużyliśmy nieco jazdę.
Na początek jedziemy Jagiellońską, potem przez Stradom do Głównej, kawałek wertepami wzdłuż torów, a potem szutrówkami przez Gnaszyn. Dalej asfaltem Tatrzańską i Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię. Przed Konradowem Rafał prowadzi nas w prawo w terenową dróżkę, ale okazuje się, że prowadzi ona w stronę Wręczycy, więc kierujemy się do asfaltu. Kawałek asfaltem przez Konradów i znów terenem do Blachowni. Następnie jedziemy asfaltem koło zalewu w Blachowni, a potem niebieskim rowerowym, najpierw szutrem, potem asfaltem i dojeżdżamy do miejscowości Cisie. Następnie na skróty, szutrówką do Herb. Kawałek asfaltem, po czym terenem koło jednostki wojskowej w Herbach do kacapskiego mostu, po czym fajnym singielkiem do żelaznych mostów.
Żelazny most - foto by Skowronek
Dalej jedziemy dłuższy odcinek terenem niebieskim rowerowym> bardzo fajny szlak, choć podobno ma być zlikwidowany z powodu niewielkiego zainteresowania ze strony rowerzystów. Na szlaku miejscami spore kałuże po ostatnich opadach.
Na niebieskim rowerowym
Wyjeżdżamy na asfalt w miejscowości Łęg. Jedziemy asfaltem przez Taninę i Braszczok, gdzie skręcamy w lewo w teren. Szlakiem niebieskim rowerowym kierujemy się do rezerwatu różaneczników w Pawełkach. Rododendrony już zaczynają przekwitać, ale jeszcze można podziwiać ich piękno. Kto w tym roku chce jeszcze je zobaczyć musi się spieszyć.
Różaneczniki w Pawełkach - ujęcie z punktu widokowego
Różaneczniki
Wejście na punkt widokowy
Na punkcie widokowym - foto by Siwuch
Z Alkiem koło rododendronów
Różaneczniki - fot. by Skowronek
W następnej kolejności kierujemy się nad niewielki staw nieopodal rezerwatu, by tam chwilkę odpocząć. Trafiamy akurat na taką porę roku, gdzie w stawie pływa pełno kijanek, z których w przyszłości wyrosną żaby.
Nad stawem - foto by Skowronek
Mała żabcia - fot. by Skowronek
Makieta kościoła w Pawełkach - foto by Skowronek
Czas nas goni, więc razem z Rafałem odłączamy się od Skowronków i Siwucha i decydujemy się we trójkę wracać do domów. Początkowo jedziemy analogicznie jak wcześniej, terenem, potem asfaltem przez Braszczok i Taninę i znów terenem do żelaznych mostów. Tutaj krótka przerwa na kolejną porcję zdjęć a wykonaniu Rafała.
Przy żelaznych mostach
Na jednym z mostów
Dalej jedziemy terenem do Herb. Omijamy tym razem jednostkę wojskową i jedziemy kawałek główną drogą. Przerwa przy sklepie i dalej analogicznie jak przedtem przez Cisie do Blachowni. Następnie asfaltem obok cmentarza do drogi głównej, po czym szutrówką wzdłuż torów do Wyrazowa, gdzie odbywają się jakieś zawody driftingu. Chwila przerwy, po czym wertepami wzdłuż torów na Zacisze. Dalej ścieżką wzdłuż rzeki na Stradom i dalej już asfaltem do Jagiellońskiej. Zatrzymujemy się na stacji by umyć rowerki i tutaj też rozstajemy się z Rafałem i wracamy do domu już we dwoje.
Ciesze się, że jednak udało nam się dziś zobaczyć różaneczniki w Pawełkach. Gdyby nie dziś to musielibyśmy czekać kolejny rok na tę okazję. W domu byliśmy nawet kilka minut przed czasem. Bardzo przyjemna wycieczka i super towarzystwo :)
Ostatni dzień wolnego. A szkoda, bo przydałoby się więcej :D Pogoda do południa idealna, zatem dziś ponownie wypad na rower razem z Emą. Krótki rozjazd spokojnym tempem po wczorajszej wyrypie.
Na początek przez osiedle na Pogorię III na miejsce zbiórki. Następnie już razem asfaltem wzdłuż Pogorii trójki. Przy dojeździe do Pogorii czwórki mijamy się z Pawłem. Dalej jedziemy najpierw terenem, a potem asfaltem wokół Pogorii IV. Krótki kawałek terenem, przejście przez tory i dalej asfaltem wzdłuż trójki do molo. Chwila wygrzewania się na słońcu na plaży, potem na lody i każda z nas rozjeżdża si w swoją stronę. Powrót analogicznie jak wcześniej.
Udało się zdążyć przed burzą i wykorzystać ostatnie chwile ładnej pogody podczas wolnego. Jutro trzeba wracać do pracy. Przydałby się jakiś dłuższy urlop.
Wolny dzień w tygodniu. Bez konieczności załatwiania czegokolwiek w mieście. W związku z tym postanowiłam zostać w DG i wybrać się na rower z Emilą.W głowie zaświtał plan wypadu za zamki Lipowiec i Tęczyn. Jak się potem okazało udało nam się odwiedzić tylko pierwszy z nich, ale o tym za chwilę.
Umówiłyśmy się na molo przy Pogorii III i stąd ruszyłyśmy w drogę. Moja mapa jest trochę nieaktualna, więc uznałyśmy, że skorzystamy z nawigacji rowerowej i może do celu trafimy :D Najpierw ulicami miasta przez Gołonóg i centrum. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę koło Alka pracy. Następnie nawigacja prowadzi nas jakimiś polnymi dróżkami, gdzie
gubimy drogę, ale udaje nam się później trafić na właściwą trasę. Dalej przez Sosnowiec Kazimierz i Maczki, a potem przez Jaworzno Szczakową (koło dworca kolejowego) i Jaworzno Dobra. Dalej kawałek przyjemną terenową dróżką czarnym rowerowym.Następnie znów asfalt przez Jaworzno Wilkoszyn, po czym znów kawałek terenem.Asfaltem przez Jaworzno Byczynę, gdzie przejeżdżamy nad A4. Nawigacja prowadzi nas znów terenem, tym razem zielonym rowerowym. Po drodze mijamy łowisko w Chrzanowie.
Łowisko w Chrzanowie
Jedziemy dalej szlakiem przez las. Miejscami widać było, że szlak ten nie jest zbyt często uczęszczany. Następnie kawałek asfaltem przez Żarki i znów lasami do Mętkowa.Ponownie kawałek asfaltem, po czym znów lasami - tym razem aż do samych Babic. Asfaltem w stronę centrum. Z oddali widzimy już nasz cel - wieżę zamku Lipowiec, który znajduje się dość sporym wzniesieniu. Na szczyt prowadzi szlak zielony pieszy. Podjazd na zamek nie byłby wcale jakiś trudny gdyby nie okropny upał i prażące słońce. Nie poszło wcale łatwo. Po dotarciu na szczyt usiadłyśmy sobie w cieniu na dziedzińcu zamku, by chwilę odetchnąć. Potem szybka sesja zdjęciowa i zjazd w dół do szlaku zielonego rowerowego, który wg. mapy prowadzi na zamek Tęczyn w Rudnie.
Przed zamkiem Lipowiec w Babicach
Dziedziniec zamku Lipowiec
Zjazd z zamku :D
Jak się okazało na pierwszym możliwym skrzyżowaniu w Babicach oznaczenia szlaku brakło. Próżno było go szukać. Po chwili zastanowienia i przeanalizowaniu naszych możliwości czasowych i siłowychpostanowiłyśmy odpuścić dziś drugi zamek. Będzie przynajmniej plan na następny wypad :D Do Żarek jechałyśmy bez nawigacji taką samą trasą jak wcześniej. Dalej nasza pamięć nieco zawiodła i trzeba było skorzystać z pomocy. Nawi poprowadziła nas znowu przez las, przyjemnymi ścieżkami pożarowymi, obok kopalni odkrywkowej dolomitu "Libiąż".
Rocky na tle kopalni odkrywkowej dolomitu Libiąż
Na tle kopalni odkrywkowej dolomitu Libiąż
Ema na tlekopalni odkrywkowej dolomitu Libiąż
Jechałyśmy cały czas fajnymi leśnymi ścieżkami (częściowo tymi samymi co w przeciwnym kierunku) aż dotarłyśmy do zalewu łowieckiego w Chrzanowie. Od tego miejsca nawigacja prowadziła nas już zupełnie inną trasą. Jechałyśmy znów fajnymi leśnymi pożarówkami, aż do Jaworzna. Następnie przez Jaworzno, najpierw przez las obok zalewów łowieckich, potem kawałek wertepami, po czym asfaltem przez Jaworzno Jeleń.Dalej szutrówką do elektrowni, asfaltem obok elektrowni i znów kawałek szutrem. Następnie żółtym rowerowym, prowadzącym ścieżką wzdłuż Przemszy. Wyjechałyśmy na asfalt w Sosnowcu, niedaleko Fashion House i Trójkąta Trzech Cesarzy. Dalej asfaltem przez Sosnowiec Bobrek i Dańdówkę, gdzie musiałyśmy przebić się na dziko na drugą stronę torów w pobliżu niewielkiego dworca. Sam koniec to jazda chodnikiem (kompletnie niedostosowanym dla rowerów)przez Sosnowiec Zagórze do centrum Dąbrowy. Chwila przerwy przy Alka pracy i dalej przez centrum i Gołonóg odprowadzić Emilę na Pogorię III. Dalej już samotnie powrót.
Wróciłam kompletnie zmęczona. To wszystko przez ten okropny upał i prażące słońce. Wycieczka, pomimo tego, że zrealizowałyśmy tylko jeden z założonych celi, była jak najbardziej udana :) Wcześniej nigdy nie przejechałyśmy z Emą tyle km razem. Nawigacja czasami zawodziła, ale najważniejsze, że nie dałyśmy się zgubić. Szlaki w tej okolicy są całkiem przyjazne do jazdy, aczkolwiek raczej rzadko uczęszczane.
W planach na dziś był terenowy wypad w babskim gronie. Niestety okazało się, że zarówno Daria jak i Kasia nie dały dziś rady wybrać się popołudniu na wycieczkę, więc postanowiłam samotnie trochę pojeździć. Początkowo jakoś tak mozolnie (może na sprawą mocnego wiatru, a może braku energii) przez Alejkę Pokoju i asfaltem przez Kucelin i Legionów.
Następnie w teren do kamieniołomu Prędziszów. W kamieniołomie najpierw zjazd, a później dwie próby podjazdu, którego dotychczas nie udało mi się pokonać. Pierwsza nieudana. Druga z prób zakończona powodzeniem :) Udało się :) Pozytywnie naładowana udałam się na Ossona. Podjechałam za pierwszym razem, po czym wdrapałam się na sam szczyt. Następnie zjazd singielkiem. Pomyślałam sobie, że skoro pokonałam podjazd w Prędziszowie to może i spróbuję pokonać zjazd w całości. Dotychczas mi się to nie udało, bo hopka z betonowych płyt jakoś mnie przerażała na sam jej widok. Przełamałam się i zjechałam :) Co prawda tempem powolnym ale jednak :) Następnie jeszcze zjazd po schodkach i w stronę czerwonego rowerowego. Po drodze postanowiłam powalczyć jeszcze z jednym - krótkim, ale stromym i trochę kamienistym podjazdem na Ossona (po lewej stronie od ścieżki), który dotychczas był poza zasięgiem moich zdolności. Nie spodziewałam się, że mi się uda, ale jednak :) Dobry dziś dzień :D Dalej terenem skierowałam się czerwonym rowerowym w stronę Zielonej Góry. Tuż przede mną szlakiem rowerowym jechał jakiś idiota samochodem. Kompletny brak mózgu. Podjazdu na Zieloną Górę w dalszym ciągu nie potrafię pokonać w całości, ale za każdym razem brakuje mi coraz mniej. Może kiedyś. Za to zjazd z Zielonej (ten między skała zwaną młotem, a jaskinią) udało się pokonać bez problemu. Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i za górką w prawo w teren w stronę Towarnych. Jaskinię mijam dziś bokiem i wyjeżdżam na polanę. Następnie podjazd na szczyt Towarnych i zjazd. I to tyle terenu na dziś.
Czas gonił, więc przez ten wzgląd powrót asfaltem możliwie jak najszybciej. Najpierw w stronę rynku, a potem kawałek główną, po czym rowerostradą do końca. Terenem do torów, potem przez lasek i asfaltem przez Bugaj. Dalej przez Michalinę do DK1, na chwilę na myjkę i przez Błeszno do domu.
I tak oto dziś powalczyłam z niektórymi dotychczasowymi słabościami, które od dziś tymi słabościami być nie powinny. Mam nadzieje, że pokonanie ich nie było kwestią jednorazowego przypadku, a tego, że coraz lepiej sobie radzę z techniką jazdy w terenie. Czas wszystko zweryfikuje. Teraz przydałoby się jeszcze pokonać strach związany z prędkością na zjazdach :D
Umówiłyśmy się z Darią i Kasią na górce na Błesznie w celu popołudniowej przejażdżki. A że sił ostatnio jakoś mniej niż być ich powinno to wybrałyśmy się spokojnym tempem do Olsztyna. Na początek przez Błeszno, a potem kawałek asfaltem przez Bugaj. Za mostem nad rzeką skręcamy w prawo i kawałek terenem wzdłuż rzeki. Następnie w lewo i po betonowych płytach do torów. Po drugiej stronie torów terenem w stronę nastawni i potem kawałek asfaltem w stronę Kusiąt. Skręcamy w lewo i jedziemy ponownie terenem w stronę czerwonego rowerowego, po czym czym czerwonym szlakiem do Kusiąt. Od Kusiąt asfaltem do Olsztyna. W między czasie zaczyna padać deszcz. Najśmieszniejszy był fakt, że dookoła błękitne niebo, tylko nad nami mała chmurka, która towarzyszyła nam całą drogę od Kusiąt. Postanowiłyśmy przeczekać deszcz w leśnym. Dosiedliśmy się do Helenki i Krzyśka, by trochę porozmawiać. W międzyczasie dosiedli się do nas także Roland i Tomek. W leśnym było dzis także sporo szosowców, ale siedzieli przy osobnym stoliku.
Padać przestało, więc czas było się zbierać z powrotem. Powrotna ekipa powiększyła się o Helenkę z Krzyśkiem i Tomka. Zatem w szóstkę najpierw asfaltem w stronę Biskupic, a potem drogą przeciwpożarową aż do początku rowerostrady. Następnie prosto przez drogę główną i terenem do asfaltu w pobliżu nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana i przez Kucelin do Alei Pokoju. Tutaj żegnamy się z Kasią. Następnie koło świateł w swoją stronę odbija Daria. Z resztą ekipy żegnam się za światłami i już samotnie Jagiellońską jadę do domu.
Pomimo deszczu wycieczka całkiem fajna. Tempo jazdy spokojne. W sumie to nawet dobrze, bo jakoś ostatnio sił mało. Choć kolano już wróciło do normy to mimo wszystko czarno widzę sobotni maraton...
Udało się wreszcie (po bardzo długim czasie od ostatniego razu) umówić na popołudniową spokojną przejażdżkę we dwójkę z Darią. Spotkałyśmy się na Jesiennej na górce i stamtąd ruszyłyśmy w drogę do Olsztyna.
Na początek przez Błeszno, a potem asfaltem przez Bugaj. Za rzeką w prawo i kawałek wzdłuż. Następnie w lewo i po betonowych płytach do zielonego pieszego. Zielonym do torów, po czym w lewo w stronę nastawni. Dalej kawałek asfaltem w stronę Kusiąt.Skręcamy w lewo i leśną ścieżką jedziemy w stronę Zielonej Góry. Skręcamy na czerwony pieszy, po czym objeżdżamy Zieloną dookoła i jedziemy wzdłuż torów do Kusiąt. Znów kawałek asfaltem i koło szkoły w prawo na zielony rowerowy. Podjazd na Sowią Górę i zjazd do
Olsztyna. Na Sowiej Górze, tuż przy krzyżu, rośnie pełno bzu, pięknie
kwitnie.Zielony rowerowy już bliżej Olsztyna mocno zapiaszczony. Jedziemy dalej asfaltem obok rynku w stronę Biskupic i skręcamy w lewo koło parkingu przy Górze Biakło. Czas leci, więc tylko kawałek żółtym pieszym i z powrotem do parkingu.
Widok na Olsztyn ze Sowiej Góry - fot. by Skowronek
W drodze do Olsztyna - na Górze Sowiej
Czas wracać, więc kawałek asfaltem w stronę Biskupic, a potem w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy (jako, że żadna z nas nim od dawien dawna nie jechała).Szlakiem docieramy do Dębowca, potem jedziemy dziurawym asfaltem i skręcamy znów w teren na niebieski rowerowy. Niebieskim do pożarówki, kawałek zielonym rowerowym do torów, na drugą stronę, po czym przez lasek, asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Na Jesiennej rozstajemy się z Darią i każda podąża w swoją stronę.
Bardzo fajnie spędzone popołudnie :) Dnie coraz dłuższe, pogoda coraz lepsza, trzeba będzie reaktywować babskie popołudniowe wypady :D
Pracę skończyłam dzisiaj wcześniej, więc przed przyjazdem Alka na szybko na rower. Plan był jeden - udać się na Ossona, podjazd, zjazd i powrót by zdążyć na czas.
Na początek przez Błeszno, potem przez Michalinę na Bugaj i ścieżką wzdłuż rzeki na Kucelin. Następnie przez Cmentarz Żydowski i Legionów na Ossona. Dwie próby podjazdu - druga udana, i później piechotą na szczyt i zjazd singielkiem obok niedawno powstałych hopek. Na zjeździe spotykam Piksela z kolegą. Krótka chwila pogaduch i powrót do domu. Legionów, Cmentarz Żydowski, Kucelin i Aleja Pokoju.
W domu byłam na czas. Zdążyłam jeszcze przygotować jedzonko. Po drodze chciałam urwać trochę bzu do wazonu, ale jeszcze słabo rozkwitnięty. Może następnym razem się uda.
Do ostatniej chwili zastanawiałyśmy się dziś z Kasią czy iść na rower czy nie. Padać przestało, asfalt zaczął wysychać, więc zdecydowałyśmy się. Aby się zbytnio nie pochlapać założyłam do zimówki błotniki i w drogę pod skansen, gdzie czekała Kasia. Dalej już wspólnie.
Asfaltem przez Kucelin, Odlewników, Legionów, Srocko, Brzyszów, Turów do Olsztyna. Chwila odpoczynku koło rynku powrót. Asfaltem w stronę Biskupic, a potem przeciwpożarówką. Na niebieskim rowerowym miejscami spore kałuże. Dalej terenem do torów, przez lasek i asfaltem przez Bugaj. Następnie przez Michalinę do DK1. Kasia jedzie na Raków, a ja kieruje się przez Błeszno do domu. Na sekundę do środka i jeszcze na myjkę umyć rowerek.
Ciepłe popołudnie. Temperatura w granicach 17 stopni. Powietrze po opadach jakieś takie lżejsze. Jechało się bardzo przyjemnie.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.