Wpisy archiwalne w kategorii

7) Trasa mieszana

Dystans całkowity:9825.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:441:49
Średnia prędkość:19.57 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:24484 m
Maks. tętno maksymalne:183 (94 %)
Maks. tętno średnie:131 (67 %)
Suma kalorii:3731 kcal
Liczba aktywności:223
Średnio na aktywność:44.06 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Olsztyn

Środa, 4 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Dziś nieco krótsza wycieczka niż wczoraj, ale równie przyjemna. Umówieni byliśmy na wspólną jazdę razem z Arkiem i Robertem pod skansenem na 17,30. Celem wycieczki był Olsztyn, a konkretnie nowy bar leśny.

Ruszyliśmy asfaltem w stronę huty, na rondzie w lewo, zresztą rondo przejechaliśmy od lewej :D Dalej przez Legionów ścieżką rowerową. Zjechaliśmy potem w teren na czerwony rowerowy, którym dotarliśmy do Kusiąt. Następnie już asfaltem aż do dawnego słynnego baru u kota. Spotkaliśmy się tam z Marcinem, michaillem, pietro78 i Sebiq'iem. Posiedzieliśmy chwilę, pośmialiśmy się i uzupełniliśmy płyny. Niezbyt podoba mi się obecna atmosfera w tej knajpie, nie ma nawet stojaków na rowery, a towarzystwo, które tam przebywa również nie budzi zbytniej sympatii.

Postanowiliśmy wracać wszyscy razem. Terenowym podjazdem pod Skrajnicę, dalej asfaltem aż do rowerostrady. Na końcu rowerostrady ścieżką do torów i przed torami w prawo w stronę Guardiana. Kawałek asfaltem przez hutę i potem ścieżką wzdłuż rzeki w stronę skansenu. Przy skansenie padła propozycja, aby jeszcze na chwilę usiąść u Andrzeja i pogadać. Po chwili pogaduszek w barze rozjechaliśmy się do domów.

Ciepły dziś wieczór, jechało się bardzo przyjemnie. Mieliśmy okazję podziwiać po drodze piękny zachód słońca - dla takich chwil warto jeździć :) Szkoda, że na zdjęciach tego tak nie widać, jak wyglądało to w rzeczywistości.



Droga do i z pracy, a potem Mstów i Olsztyn

Wtorek, 3 kwietnia 2012 · Komentarze(1)
Widząc za oknem świecące słonko, które patrzało na mnie prosząc zostaw dziś auto z samiuśkiego ranka po 10,20 wsiadłam na rower i pojechałam do pracy, a później w samo południe około 15,30 wróciłam do domku :D Obiadek na szybko, bo wracając wczoraj z Jasnej Góry umówiłam się z mario66 na wypad do Mstowa. Pod skansen dojechałam 5 min spóźniona, ale mario66 na szczęście poczekał na mnie.

Ruszyliśmy duktem wzdłuż rzeki na Zawodzie, potem kawałek ścieżką przy DK1, koło rynku, asfaltem koło oczyszczalni Warta. Kawałek za oczyszczalnią zjechaliśmy z asfaltu w lewo na ścieżkę wzdłuż rzeki mijając na moje szczęście podjazd z kostki brukowej, którego niezbyt lubię. Wyjechaliśmy na asfalt już za tym wzniesieniem. Dalej zielonym rowerowym, pod Przeprośną podjazd asfaltowy, potem skręciliśmy w lewo do sanktuarium i w dół terenem po kamienistym zjeździe. Następnie już asfaltem zielonym rowerowym przez Siedlec na rynek w Mstowie, gdzie na kilka minut usiedliśmy na ławce uzupełnić płyny i wrzucić coś na żołądek.

Z Mstowa również zielonym rowerowym przez Siedlec, ponownie asfaltem pod Przeprośną, tylko od drugiej strony, na zjeździe z górki rozpędziłam się do 55 km/h, ale zaraz trzeba było hamować, gdyż chcieliśmy skręcić w stronę czerwonego rowerowego. Jeszcze kawałek asfaltem, kolejna tym razem mniejsza górka, zrzucając z przodu na najmniejsze przełożenie niestety spadł mi łańcuch tak niefortunnie, że pobrudziłam sobie łapki zakładając go z powrotem. Dalej terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt (w terenie już na szczęście sucho, a nierówności jakie ostatnio były na szlaku wyrównane są jakimś grysem). W Kusiętach mario namówił mnie by jeszcze zahaczyć o Olsztyn, więc pojechaliśmy asfaltem do Olsztyna, gdzie tuż przy rynku zostałam prawie uderzona drzwiami od jakiegoś auta, które stało pod sklepem na ulicy ;/ ludzie nie patrzą w lusterka... Chwila przerwy na powietrzu na ławce przy nowym barze leśnym i powrót.

Na szczęście pozostała już ostatnia górka tego dnia, ale tym razem terenowa - Skrajnica. O dziwo w porównaniu do poprzednich górek asfaltowych bardzo łatwo udało mi się podjechać. Dalej już asfaltem przez Skrajnicę do rowerostrady, na końcu ścieżką do torów. Za torami kawałek przez lasek do Bugaja i asfaltem do przejazdu kolejowego. Dalej obok Michaliny i wzdłuż DK1 do estakady. Pod estakadą mario66 pojechał na Raków a ja jak zwykle przez Jagiellońską wróciłam do domku.

Sporo dziś było podjazdów pod górę, odzwyczaiłam się chyba od ciężaru mojego roweru. Dużo krótsza wycieczka, a zmęczyła mnie z początku bardziej niż Kraków. Podjazd pod Przeprośną i Kusięta wycisnęły ze mnie sporo energii. Na szczęście powrót już poszedł o wiele łatwiej :) W gruncie rzeczy cieszę się, że dałam się namówić również na Olsztyn, gdyż taką drogą z Mstowa tam jeszcze nie jechałam. Fotorelacji z wycieczki nie stwierdzono.

Do Olsztyna przez Mstów - strasznie dziś wiało

Środa, 28 marca 2012 · Komentarze(4)
Planowana na dziś dłuższa wycieczka z Maćkiem nie wypaliła - on późno w nocy wrócił do domu, mnie nie chciało się rano wcześnie wstawać. Zwlekłam się sporo po 9 z łóżka i umówiłam się około 11 z STi, aby pomógł zmienić opony w moim rowerku, a później na jazdę testową. W międzyczasie na CFR Piksel zapytał czy ktoś się gdzieś wybiera, więc umówiliśmy się na przejażdżkę we troje.

Spotkaliśmy się pod skansenem. Ruszyliśmy asfaltem przez Rejtana, wzdłuż DK1, obok rynku na Zawodziu, do Mirowskiej, dalej koło oczyszczalni Warta w stronę Mstowa. Następnie górka Przeprośna terenowym podjazdem. Dalej czerwonym pieszym / czarnym rowerowym asfaltem przez Siedlec do Mstowa. W Mstowie tylko przejazd przez rynek i dalej w teren. Niebieskim pieszym pod górkę przez Małusy do Turowa. W Turowie asfaltem do Olsztyna - wiało przeokropnie, ciężko było kręcić.

W Olsztynie przy rynku rozdzieliliśmy się - Piksel pojechał przez Kusięta, a my z Robertem terenowym podjazdem na Skrajnicę i dalej terenem obok ambony. Chwila przerwy na łonie natury i dalej ścieżką. Wjechaliśmy na asfalt niedaleko rowerostrady. Na końcu rowerostrady terenowo do torów, na drugą stronę i dalej przez lasek do Bugaja. Asfaltem do przejazdu kolejowego, przez Michalinę na Błeszno. Na Rakowskiej, gdzie budują linię tramwajową dopadła nas burza piaskowa, a zjazd z górki na Jesiennej przypominał dziś walkę z wiatrakami. Jeszcze nigdy tak ciężko nie zjeżdżało mi się z górki.

Generalnie wiało dziś przeokropnie, wyjeżdżając z domu nie sądziłam, że będzie aż tak strasznie wiać. Warunki jak na trening ciężkie, wiatr wyciskał wszystkie siły. Na szczęście daliśmy radę, przecież nie mogło być inaczej, z resztą jak to mówią - co nas nie zabije to nas wzmocni :)

Bobolice i Mirów - pierwsza setka na dzień i pierwszy tysiąc w roku :)

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(8)
W ramach treningu przed Krakowem pomyślałam, że można by było wykorzystać niedzielę i pojechać gdzieś dalej, aby sprawdzić swoje siły i możliwości. Myślałam parę dni nad trasą i wymyśliłam cel - Bobolice - nigdy wcześniej nie byłam tam na dwóch kółkach. O godzinie 9:00 pod skansenem zjawili się poza mną: GAWEŁ, Piksel, STi i szeju (Daniel). Był też PRZEMO2, który kręcił już od 6:30 - nie wiem, jak mu się chciało wstawać :D Postanowił dotrzymać nam przez kawałek towarzystwa. Trasę modyfikowaliśmy wspólnie na bieżąco, aby każdy był zadowolony. W efekcie wyszło pomieszanie asfaltu i terenu :)

Spod skansenu ruszyliśmy w stronę Olsztyna. Do huty, ścieżką wzdłuż rzeki, obok Guardiana, kawałek terenu do rowrostrady, przez Skrajnicę - (gdzie Przemo się odłączył i pojechał w stronę domu) - do Olsztyna. Następnie przez to, co kiedyś nazywano rynkiem, mijamy zamek i kierujemy się do czerwonego pieszego. Krótki postój, aby uwiecznić mój pierwszy tysiąc i dalej przez Sokole Góry czarnym rowerowym do Zrębic. Od Zrębic przez Krasawę (częściowo terenem, częściowo asfaltem) czerwonym rowerowym, kawałek niebieskim rowerowym i znów powrót na czerwony rowerowy. Następnie zielonym rowerowym, którym dojechaliśmy do drogi głównej kawałek za Ostrężnikiem.

Za Złotym Potokiem asfaltem przez Zawadę, Czatachową, Żarki, następnie zielonym rowerowym do Łutowca, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój dłuższy niż kilka minut. Z Łutowca czarnym / zielonym rowerowym mijając Mirów do Bobolic. Cel osiągnięty :) Chwila przerwy pod zamkiem, kilka zdjęć i powrót do Mirowa tym samym szlakiem. W Mirowie ponownie chwila przerwy i ruszamy dalej - oczywiście w ostatniej chwili doszło do mnie, że się zatrzymujemy, a z górki jakoś przyjemnie się zjeżdżało, przez co pozostawiłam na asfalcie ślad po mojej obecności :D

Zielonym rowerowym przez Niegową. Mieliśmy pojechać przez największą górkę w Gorzkowie, ale pojechaliśmy nie tak jak trzeba było. W efekcie, jadąc asfaltem zielonym rowerowym przez Moczydła, następnie przez Trzebiniów i Ludwinów dotarliśmy do Gorzkowa Nowego, ale już za ta słynną górką. No cóż, trudno, może jeszcze będzie okazja zaliczyć tę górkę. Z Gorzkowa dalej asfaltem do Złotego Potoku. Chwila odpoczynku nad Amerykanem na uzupełnienie płynów, przy okazji troszkę się pobujaliśmy na molo :)

Ze Złotego Potoku postanowiliśmy wracać terenem. Przez aleję klonową, dalej niebieskim rowerowym do Pabianic. Kontynuując jazdę terenową kawałek czarnym rowerowym, następnie niebieskim / czerwonym pieszym dojechaliśmy do Zrębic. Dalej przez Sokole Góry czarnym rowerowym, potem zielonym / czarnym pieszym do żółtego pieszego. Wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed dawnym barem u kota. Byliśmy głodni, więc zatrzymaliśmy się pod zamkiem w Olsztynie w nowej rowerowej knajpie, by coś zjeść.

Z Olsztyna terenowy podjazd pod Skrajnicę, koło kapliczki dalej terenem, obok ambony i wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed rowerostradą. Na końcu rowerostrady przed torami rozdzieliliśmy się. Gaweł, Piksel i szeju pojechali w stronę Guardiana. Ja i Robert przeszliśmy na drugą stronę torów i przez lasek dojechaliśmy do Bugaja. Następnie już asfaltem przez Błeszno do domów.

To była kolejna udana wycieczka. Doborowe towarzystwo, jak zawsze masa śmiechu :) ruiny zamków jurajskich, czyli to co EdytKa bardzo lubi (co by nie napisać, że najbardziej) :D W dodatku wycieczka "statystyczna" - moje pierwsze sto km na dzień i pierwszy tysiąc km w tym roku. Tempo wycieczki również niczego sobie :) Myślę, że do Krakowa dam radę zajechać...

Trzeba było uwiecznić - w okolicach Olsztyna:


Gdzieś na szlaku w okolicach Krasawy:


W Łutowcu - pierwszy dłuższy postój:


Do celu coraz bliżej:


Dojechaliśmy :)


Pierwszy raz na rowerze w Bobolicach:


Zahaczyliśmy również o Mirów:


W Mirowie również mój rowerowy debiut:


Ślad na asfalcie po moim hamowaniu - opona cała :D


Cudowne rozmnożenie:


ekipa na molo nad Amerykanem:


Ach te fotki z zaskoczenia - podobno najlepsze:


Ostatni kawałek terenem - na Skrajnicy:

Spontanicznie na Polanę Gąszczyk - by uczcić pierwszy dzień wiosny

Wtorek, 20 marca 2012 · Komentarze(2)
Tak na sam początek - zanim opiszę dzisiejszą wycieczkę - skoro już mamy astronomiczną wiosnę, to pozwolę sobie dodać utwór Marka Grechuty:


Po krótkim wprowadzeniu w wiosenny nastrój czas na opis dzisiejszej przejażdżki:
Planowałam na dziś razem z Maćkiem (na forum jako CSA) wycieczkę do Ostrów nad Okszą. Niestety okazało się, że mój przewidywany wolny czas nieco się skrócił i do 13 musiałabym wrócić z powrotem. Cóż są rzeczy ważne i ważniejsze, więc Ostrowy przełożyliśmy wstępnie na czwartek.

Od rana świeciło dziś słonko. Przebudziłam się, i chwilę po tym jak wstałam z łózka STi zaproponował przejażdżkę do Olsztyna. Wiało dziś dość mocno, nie zbyt chciało mi się znów jechać na Olsztyn, więc wymyśliłam krótszą, spokojną wycieczkę terenową w stronę Przeprośnej, gdyż dawno w tamtych rejonach nie jeździłam.

Wyruszyliśmy w stronę skansenu, potem przez hutę, na rondzie w lewo i do ścieżki rowerowej na Legionów. Następnie przez Ossona, po czym terenem w stronę Przeprośnej. Przed podjazdem skręciliśmy w lewo na Polanę Gąszczyk, by poszukać pierwszych oznak wiosny. Zostawiliśmy rowery między drzewami i wdrapaliśmy się na górę, gdzie docierało więcej słońca. Pierwsze przylaszczki już się pojawiają między suchymi liśćmi. Parę dni i będzie fioletowo :)

Czas nas gonił, zrobiliśmy kilka zdjęć i trzeba było wracać. Początkowo tak samo jak dojechaliśmy do Polany, jednak potem wjechaliśmy na czerwony rowerowy. Szlak wygląda niezbyt ciekawie - rozjeżdżony przez jakieś traktory i inne pojazdy. Wyjechaliśmy na asfalt, którym dojechaliśmy do Legionów. Z każdą chwilą wiało coraz mocniej. Następnie przez hutę, obok skansenu i do domu.

Pierwszy dzień astronomicznej wiosny za nami. Teraz już będzie coraz cieplej :) Lubię ten okres w roku, gdy przyroda budzi się do życia po zimowym letargu.

W drodze na Przeprośną:


Cel pierwszej oficjalnie wiosennej wycieczki:


Rower nie chciał dobrowolnie współpracować:


Chciałam się schować, ale nie udało mi się:


Zaczynają się już pojawiać wiosenne kwiaty:


Pasażer na gapę:


Ach te górki...


Wśród brzóz - zawsze te drzewa szczególnie lubiłam:

Poraj, Żarki Letnisko

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(0)
Planowałam wczoraj krótką niedzielną wycieczkę do Olsztyna. Na CFR zaproponowałam dla innych chętnych godzinę 10, miejsce spotkania skansen. Na miejscu spotkania poza mną, STi i mario66 zjawili się również poisonek, szczepan, zbyszko61 i piter umówieni na wycieczkę do Poraja. Mario66 przekonał mnie i Roberta, żeby również wybrać się na Poraj - i tak też zrobiliśmy. Nie chcieliśmy gonić za drugą ekipą, więc we troje pojechaliśmy inną trasą i nieco wolniej.

Spod skansenu ruszyliśmy w stronę Huty, odbiliśmy na ścieżkę wzdłuż rzeki. Podczas, gdy jechaliśmy tą ścieżką zadzwonił Tomas_1982, który pod skansen przyjechał o 10:02 - zbyt punktualnie wyjechaliśmy. Powiedziałam mu którędy jedziemy i że troszkę zwolnimy więc nas dogoni. Przy tamie uznaliśmy jednak, że zaczekamy na niego chwilę. Postanowiłam zadzwonić i mu to zakomunikować. Okazało się niestety, że Tomas na asfalcie w kierunku Kusiąt dojrzał kogoś podobnego do mnie i pognał za tą osobą. Jak się potem okazało, nie byłam to jednak ja. Po kolejnym telefonie Tomas powiedział, żebyśmy nie czekali tylko jechali i gdzieś w drodze na Poraj się spotkamy.

Ruszyliśmy dalej w stronę Słowika. W Korwinowie kawałek za dworcem PKP odbiliśmy w teren, którym dotarliśmy do Zawodzia. Następnie częściowo pomarańczowym rowerowym, częściowo leśną ścieżką między brzozami, po błocie obok odlewni żelaza dotarliśmy do Osin, gdzie wbiliśmy się na asfalt. Główną drogą dojechaliśmy do Poraja. Po kolejnym telefonie od Tomasa, okazało się, że się nie spotkamy. Podczepił się pod szosowców, chwilę z nimi jechał, niestety chcąc zrobić fotkę dzięciołom przeskoczył niefortunnie przez rów i obciążył kolano i w efekcie skrócił wycieczkę do Olsztyna.

Z Poraja pojechaliśmy asfaltem wzdłuż zalewu do Masłońskch, gdzie na plaży nad zalewem zrobiliśmy chwilę przerwy. Mario zaproponował dalszą wycieczkę do Żarek Letnisko. Było jeszcze wcześnie więc pojechaliśmy terenowo, przy okazji poznałam nowe ścieżki. Najpierw kawałek czarnym pieszym, potem żółtym rowerowym, następnie zielonym rowerowym. Wylądowaliśmy gdzieś w Żarkach nieopodal sztucznego zbiornika, jednak kompleks wypoczynkowy był jeszcze zamknięty. Ruszyliśmy więc z powrotem.

Ścieżką rowerową z beznadziejnej kostki brukowej równoległej do drogi głównej dojechaliśmy do Masłońskich. Kawałek przez las do zalewu, asfaltem wzdłuż zalewu do Poraja. Z Poraja kawałek asfaltem, potem terenem. Najpierw pomarańczowym rowerowym, potem niebieskim rowerowym do torów. Przed torami w prawo na żółty pieszy, następnie asfaltem obok Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki, do skansenu i do domu.

Dziś pierwsza wycieczka w krótszych, cieńszych spodenkach i zarazem ostatnia tej "zimy". Pogoda dziś rozpieszczała rowerzystów. Kolejna przyjemna i ciekawa wycieczka :)

Między brzozami:


odpoczynek w Masłońskich:


Jadąc wzdłuż zalewu:


Uchwycona w drodze:

Wieczorowo dawnymi ścieżkami

Piątek, 16 marca 2012 · Komentarze(3)
Popołudnie w dniu dzisiejszym było tak piękne, że pomimo wcześniejszych planów zrobienia sobie dnia odpoczynku od roweru postanowiłam choć na chwilkę się przejechać, szkoda było siedzieć w domu. Szybko namówiłam również Roberta no i w drogę.

Dawno nie jeździłam starymi dobrze mi znanymi trasami, po których za młodych lat prowadził mnie mój tata. Przy okazji pokazałam Robertowi dróżki, których on nie znał.

Początkowo chciałam jechać przez lasek za torami do ogródków działkowych na Starym Błesznie, ale z uwagi na to, że ten lasek nawet latem jest podmokły to dziś było tam jedno wielkie bagno. Po paru metrach uznałam, że lepiej będzie na asfalcie. Pojechaliśmy przez Wypalanki, Sabinów, zboczyliśmy na chwilkę na tyły cementowni, jednak było sporo błota, więc wróciliśmy na asfalt. Dalej przez Brzeziny Kolonia, Wrzosową na Stare Błeszno. Jeszcze mieliśmy trochę czasu więc dalej przez Bugaj, na ścieżkę wzdłuż rzeki, dookoła do zbiornika huty, chwila przerwy i z powrotem. Obok skansenu przez Raków do domku.

Wieczór bardzo cieplutki jak na marzec, jeździło się wspaniale. Cieszę się, że jednak zdecydowałam się wyjechać choć na parę km :)

Gdzieś w drodze z zaskoczenia:


Nad zbiornikiem huty tuż po zmroku:

Wiosenna wycieczka do Olsztyna

Czwartek, 15 marca 2012 · Komentarze(4)
Grzechem byłoby nie wykorzystać dzisiejszej pięknej wiosennej pogody, dlatego razem z STi postanowiliśmy pojechać terenem do Olsztyna. Ostatnio było kilka wycieczek po szosie, więc odmiana była potrzebna :)

Przez Błeszno pojechaliśmy asfaltowo do Bugaja, gdzie odbiliśmy w teren na zółty pieszy. Na leśnych ścieżkach ciągle miejscami sporo błota i piachu. Ciepło, coraz więcej zieleni, aż przyjemnie było jechać w terenie :) Ze szlaku wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed Olsztynem. Chcieliśmy odpocząć na zamku, ale prawie z każdej strony jakieś roboty drogowe. Pojechaliśmy przez rondo drogą na Janów z boku zamku i tam relaksowaliśmy się na ławeczce podziwiając ruiny.

Przyjemnie się odpoczywało, jednak z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej i zaczęło trochę wiać, więc zebraliśmy się z powrotem. Terenowo przez Skrajnicę, następnie rowerostradą, przez lasek do Bugaja i asfaltem przez Błeszno do domu.

Pogoda coraz lepsza, coraz więcej słonka - wiosna nadchodzi wielkimi krokami, oby tak dalej :) Od razu pojawia się uśmiech na twarzy :)

Takie ładne iglaki :)


na żółtym pieszym:


Odezwały się młodzieńcze wybryki :D


Dla takich widoków warto jeździć:


relaks pod zamkiem:

Złoty Potok z przygodami - kąpiele błotne i taniec na lodzie

Niedziela, 4 marca 2012 · Komentarze(8)
W dniu dzisiejszym odbyła się moja pierwsza najdłuższa wycieczka w tym sezonie - ponad 70 km. Pierwsza, bo zakładam, że będzie takich więcej. Wspólnie z innymi rowerzystami z CFR postanowiliśmy ruszyć do Złotego Potoku. W sumie pojechało nas 8 osób: Abovo, endecja_czwa, Gaweł, markon, Piksel, PRZEMO2, STi, no i ja :) Na miejscu spotkania podzieliliśmy się na dwie grupy (asfaltową i terenową) w wyniku czego Agnieszka z Mariuszem wyruszyli szosą, natomiast reszta, w tym ja terenem. W miejscach, w których nasze drogi się spotykały odbywały się wspólne przystanki.

Wyruszyliśmy spod skansenu w stronę Huty. Skróciliśmy nieco drogę zjeżdżając na ścieżkę wzdłuż rzeki i wyjechaliśmy niedaleko Guardiana. Po przejechaniu przez teren huty skręciliśmy w lewo przed torami na leśną ścieżkę. Dojechaliśmy terenem aż do Kusiąt. Następnie wyjechaliśmy na asfalt, którym ja, Przemo i STi dojechaliśmy do rynku w Olsztynie, a Piksel, endecja i Gaweł pojechali przez Towarne. Cała 8 wycieczkowiczów (grupa terenowa i asfaltowa) spotkała się w miejscu, gdzie dawniej był rynek w Olsztynie. Na rynku szybki serwis hamulców u Przema i pojechaliśmy dalej.

Pojechaliśmy obok zamku do czerwonego szlaku pieszego. Piksel, endecja i Przemo postanowili podjechać pod Puchacz. Ja z Gawłem i Robertem pomknęliśmy normalnie czerwonym szlakiem i dojechaliśmy do czarnego rowerowego, gdzie mieliśmy spotkać się z resztą. Warunki w Sokolich już coraz lepsze. W pewnym momencie odebrałam telefon od Przema - zaatakował go jakiś patyk, urwał hak od przerzutki i musiał wrócić się do Olsztyna na autobus. W zmniejszonym składzie dojechaliśmy czarnym szlakiem do Zrębic, gdzie znów spotkaliśmy ekipę asfaltową. Krótki postój no i w drogę.

Czerwonym / niebieskim pieszym pomknęliśmy w stronę Potoku. Tutaj już dużo więcej błota niż w Sokolich. Miejscami spore płaty lodu. W pewnej chwili, mój rower zobaczył dość oblodzony kawałek ścieżki, zbuntował się i chyba chciał wracać beze mnie :( zatańczył na lodzie, odwrócił się o 180 stopni i powalił mnie na lód wykręcając mi nogę w kolanie i tuningując nieco przedni błotnik. Tuż za mną przewrócił się Gaweł, ale zrobił to celowo by nie wjechać wprost we mnie - dziękuję za poświęcenie :) Kolano bolało, ale trzeba być twardym i jechać dalej. W dalszej części szlaku więcej błota. Na alei klonowej już całkiem przyjemnie się jechało. Dotarliśmy do Złotego. Abovo i Markon zajadali się rybką w Pstrągarni więc postanowiliśmy do nich dołączyć, przy okazji przejechaliśmy się koło Amerykana. Później jeszcze chwila przerwy na rozgrzanie w knajpie w Potoku i czas było wracać.

Zapadła decyzja, że wszyscy wracamy asfaltem. Endecja zaproponował, że pokaże nam nową trasę asfaltową. Do Janowa faktycznie był to asfalt. Jednak za Janowem, aż do Śmiertnego Dębu kilkukilometrowa ścieżka błotna. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle odcieni błota :D Dobrze mieć błotniki - rower lubi się taplać, ja niekoniecznie :) Po ponownym wyjechaniu na wyczekiwany asfalt w Żurawiu endecja oznajmij, że odłącza się od nas i wraca szybciej.

Od tego momentu nasza trasa wiodła już całkowicie szosą. Z Żurawia przez Kobyłczyce, następnie Małusy Wielkie. W Małusach nad stawem Pustkowie napotkaliśmy całkiem ładne łabędzie, chodzące po zamarzniętej tafli jeziora. Zatrzymaliśmy się z Agnieszką, Mariuszem i Robertem by zrobić kilka zdjęć. Gaweł i Piksel tak szybko jechali, że nawet nie zauważyli naszego postoju. Przez chwilę popatrzeliśmy na te ogromne ptaki, po czym ruszyliśmy dalej przez Brzyszów, Srocko do ścieżki rowerowej na Legionów. Przed skrętem w stronę huty nasze drogi znów się rozbiegły. Abovo, Gaweł i Piksel pojechali prosto, ja, markon i STi przez hutę w stronę skansenu do domku.

O jejku, ale się rozpisałam :D Może komuś będzie się chciało to czytać :D Podsumowując - całkiem ciekawa wycieczka, z przygodami, sporą ilością błota, dużą ilością słońca i dobrego humoru :)

Gdzieś w drodze:




Krótki postój:


Rower po błotnej kąpieli:


Biedaczkom zamarzło jezioro:

Ciężko było, ale nie zawsze musi być łatwo

Niedziela, 26 lutego 2012 · Komentarze(5)
Na forum Piksel zaproponował poranną niedzielną wycieczkę do Złotego Potoku. Miejscem startu była Galeria Jurajska. Do galerii jechałam razem z STi. Spod domu ruszylismy asfaltem do linii tramwajowej, następnie wzdłuż rzeki, aż do ścieżki rowerowej, prowadzącej do samej galerii. Pod mostem przy rzece ogromna kałuża, i musieliśmy na drugą stronę przejść górą przez tory.

Na starcie pod Galerią Jurajską stawili się jeszcze: Mr. Dry, Gaweł i Mateusz (endecja_czwa). W sumie było nas sześć osób. Celem wycieczki docelowo miał być Złoty Potok, jednak większość z nas była ograniczona czasowo i wycieczka w trakcie uległa skróceniu i zakończyła się w Zrębicach.

Z miejsca startu pomknęliśmy przez miasto do Legionów do ścieżki rowerowej. Na dość oblodzonym zakręcie Gaweł rozpoczął serię upadków na glebę (to była jego pierwsza gleba tej zimy). Szybko się pozbierał, na szczęście obyło się bez uszkodzeń ciała. Wjechaliśmy w teren na czerwony rowerowy, obok Zielonej Góry, gdzie kolejne spotkanie z ziemią przeżył Mr Dry. Szlakiem dojechaliśmy do Kusiąt. Następnie kawałek asfaltem i znów terenowo przez sam środek Towarnych, obok jaskini - jednak zalegający śnieg i lód sprawił, że rowery trzeba było kawałek podprowadzić. Szybki, niezbyt bezpieczny zjazd po przymarzniętym śniegu i znów wróciliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do rynku w Olsztynie.

Z Olsztyna terenem ruszyliśmy w stronę Sokolich - częściowo czerwonym pieszym. Chłopaki wyrwali do przodu i nawet nie zauważyli mojego upadku - na szczęście upadłam na grząski piach, więc nic mi się nie stało. W samych Sokolich dużo lodu, przymarzniętego śniegu i wody. Warunki dość ciężkie. Jechało się jak po lodowisku, rower tańczył na lodzie jak sam chciał, w efekcie kolejny raz upadłam, niestety tym razem ucierpiała nieco moja kość piszczelowa :( Podeszliśmy pod Puchacza - bo wjechać nie dało rady, nawet zjazd po śniegu sprawił wiele problemu - nigdy się tak nie zmęczyłam na jakimkolwiek zjeździe. Następnie dotarliśmy do Zrębic i z przyczyn czasowych asfaltem pomknęliśmy z powrotem.

Krótki postój w Olsztynie na herbatkę i czas do domku. Asfaltem przez Kusięta aż do terenu Huty. Jazdę utrudniał mocno wiejący wiatr, momentami to miałam wrażenie, że zaraz mnie porwie. Przed Guardianem ja i STi odłączyliśmy od reszty, gdyż oni wracali przez hutę, a my chcieliśmy przez Bugaj. Tak więc odbiliśmy w teren wzdłuż torów, przemknęliśmy na drugą stronę, przez lasek dojechaliśmy do Bugaja, potem już asfaltem przez Błeszno do domku.

Warunki dziś były naprawdę ciężkie - w terenie mieszanka śniegu, lodu, błota, wody, z kolei na asfalcie mocno wiejący wiatr. Dawno się tak nie zmęczyłam, ale było warto - nikt nie mówił, że w życiu jest łatwo.

kałuża pod mostem przy rzece:


w Sokolich Górach:


droga na Puchacz: