Rano do pracy, po pracy powrót prosto do domu. Po południu razem z Alkiem asfaltowa pętelka przez Wypalanki, Żyzną, Malowniczą, Sobuczynę, Brzeziny Nowe, Brzeziny Kolonia, Wrzosową, wzdłuż DK1, przez Błeszno, Stary Raków i Wrzosowiak do domu. I to by było na tyle.
Na weekend majowy umówiliśmy się z Emilką i Tomkiem na terenowy wypad w góry. Tomek poinformował, że jego znajomi planują wybrać się w Beskid Mały. Postanowiliśmy dołączyć do ekipy. Po dojechaniu do Kocierzy Rychwałdzkiej, gdzie znajdował się start dzisiejszej eskapady okazało się, że uzbierała się dość spora ekipa. W sumie było nas 12 osób - poza Emi, Tomkim, Alkiem i mną także Marcin (z którym już raz byliśmy w górach), dwóch chłopaków z teamu Forda (jeden miał na imię Przemek, imienia drugiego nie pamiętam) oraz pięciu znajomych Marcina (imion również niestety nie pamiętam).
W takim składzie ruszyliśmy w trasę. Każdy jechał swoim tempem, a co jakiś czas wszyscy się kumulowali i znów każdy jechał dalej na miarę swoich możliwości. Od samego początku trzymamy się szlaku czerwonego pieszego z zamiarem dojechania na Laskowiec. Trasa wiedzie na początku przez las po mniejszych lub większych kamieniach. Pierwszy postój odbywa się na Potrójnej Groni (883 m. n.p.m.).
Czarny Groń - z Alkiem
Czarny Groń - z Emilką
Po krótkiej przerwie ruszamy dalej w drogę czerwonym pieszym. Od tego momentu wyjeżdżamy w zasadzie z lasu i jedziemy praktycznie cały czas szczytami. Mijamy wyciąg Czarny Gróń. Czerwony szlak łączy się z żółtym. Jedziemy kawałek przez teren Rezerwatu Madohora. Docieramy na Łamaną Skałę (929 m. n.p.m.)
Podjazd na czerwonym pieszym w Rezerwacie Madohora
Podjazd na czerwonym pieszym
Na czerwonym pieszym
Widok na góry z Łamanej Skały
Trzymamy się cały czas tego samego szlaku. Na szczycie zwanym Rozstaje nad młodą horą (910 m. n.p.m.) do obydwu szlaków dołącza również zielony pieszy. Docieramy do Skrzyżowania pod Smerkowicą. Tutaj żółty szlak odbija w prawo, a my jedziemy w lewo trzymając się dalej czerwonego i zielonego szlaku. Mijamy Beskidzie (863 m. np.m.) i jedziemy czerwonym pieszym na Laskowiec (992 m. n.p.m.). Jest to najwyższy punkt naszej dzisiejszej eskapady. W schronisku postój na uzupełnienie płynów i napełnienie żołądków.
Czerwony pieszy
Czerwony pieszy
Do schroniska na Laskowcu chłopaki mieli trasę wcześniej zaplanowaną. Dalej trasa wymyślana na spontana z mapą. Tym razem szlak niebieski pieszy. Kawałek płasko, potem szybki zjazd do Polany Beskid (807 m. n.p.m.). Po minięciu polany dalsza część zjazdu niebieskim pieszym, tym razem po kamieniach. Podczas owego zjazdu dwa przymusowe postoje, gdyż Tomek dwukrotnie łapie kapcia.
Pierwszy kapeć
Przerwa techniczna podczas drugiego kapcia
Po pokonaniu kamienistego zjazdu jedziemy błotnistą rynną wzdłuż czyjegoś pola. Tomka niestety pech dziś nie opuszcza i zalicza glebę w wyniku której obdziera sobie lewą rękę. Po wyczyszczeniu ran i opatrzeniu jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na asfalt w Tarnawie Górnej. Kawałek asfaltem, a potem znów podjazd, tym razem po betonowych płytach. Na szczycie nagle płyty się kończą i zmuszeni jesteśmy jechać w dół ścieżką, wzdłuż której prowadzona jest wycinka drzew. Nagle ścieżka całkiem się kończy. Zostaje nam jedynie dzika przeprawa przez jakieś chaszcze i strumyk. Wreszcie docieramy do jakiejś lepszej drogi. Znów pod górę po betonowych płytach, po czym terenowy zjazd do Targoszowa. Następnie asfaltowy zjazd i podjazd zielonym pieszym, który przez parę kilometrów również prowadził asfaltem. W pewnym momencie zielony szlak odbija w las. Dotychczas przez wszystkie dzisiejsze szlaki piesze dało się bez problemu jechać. jednak tym razem jest nieco inaczej. Przez dosyć długi odcinek musimy rowery wpychać pod górę. Skutecznie odbiera nam to resztki sił. Na szczęście chociaż końcówkę zielonego szlaku udaje się nam pokonać jadąc. Docieramy do Skrzyżowania pod Smerkowicą, gdzie dziś już byliśmy.
Tutaj ekipa dzieli się na dwie grupy. Część osób jedzie dalej szlakiem zielonym pieszym w dół, a potem asfaltowym podjazdem do Kocierzy, a druga część czyli ja, Emilka, Alek, Tomek, Marcin i jeden chłopak z teamu Forda jedziemy z powrotem szlakiem czerwonym pieszym analogicznie jak przedtem. Najpierw trawersem po szczytach (przez Rostaje nad młodą horą, Łamaną Skałę, Rezerwat Madohora, Czarny Groń i Potrójną Groń) a następnie przez las do auta.
Alek na czerwonym pieszym z widokiem na góry
Widok na góry z czerwonego pieszego
Powrót do auta
Nasza grupka dociera do Kocierzy nieco wcześniej niż druga część ekipy. Mamy zatem więcej czasu na odpoczynek :D Podsumowując wycieczka bardzo fajna, tereny bardzo malownicze. Nie licząc maratonów nie byłam nigdy tak liczną ekipą w górach, ale muszę przyznać, że było całkiem fajnie :)
Umówiliśmy się dziś z Andrzejem na popołudniowy wypad w Sokole. O 17:30 wyruszyliśmy z Alkiem spod Jagiellończyków. Aleją Pokoju, przez Kucelin, ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana i przez Skrajnicę do Olsztyna. Od samego początku dziś jakoś bez sił.
U Andrzeja zostawiam swój rower i dalej jadę na Giancie. Jedziemy najpierw na zamek. Podjazdy w moim wykonaniu dziś to porażka. Na zamku kilka ciekawych zjazdów. Opuszczamy zamek i jedziemy koło skały zwanej dziewicą, następnie przez Lipówki i Biakło w Sokole. Zjazdy na fullu super, ale sił do podjazdów brak, jakby odcięło mi dopływ energii. W Sokolich najpierw czarnym / żółtym pieszym, a następnie podjazd - w zasadzie podejście czerwonym pieszym w stronę Puchacza. Mieliśmy jechać pętlę przez Sokole, ale chłopaki chcieli poćwiczyć loty i wyskoki z dropów. Każdy zaliczył kilka wyskoków. Na ostatnim Andrzej złapał kapcia i w efekcie zaliczył również glebę. Nie było jak załatać opony, gdyż całe mleczko wyciekło. Pozostał nam powrót na piechotę do Andrzeja. Jednak Andrzej uznał, że da radę powoli jechać. Tak więc ruszyliśmy. W międzyczasie okazało się, że przy upadku Andrzej zgubił okulary, więc chłopaki wrócili się by ich szukać, a ja toczyłam się wolno na rowerze z kapciem. Chłopaki na szczęście zgubę znaleźli i dogonili mnie na żółtym rowerowym, którym wróciliśmy do Andrzeja.
Po przesiadce na Rockiego powrót do domu już po zmroku. Najkrótszą drogą przez Skrajnicę, rowerostradę, terenem do torów, przez lasek, po czym przez Bugaj, koło Michaliny i przez Błeszno. Bardzo ciężko dziś mi się jechało, sił brak. Mam nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja. Przy okazji podczas powrotu do domu wskoczył pierwszy tysiąc w tym sezonie. Dość późno porównując do poprzednich sezonów, jednak w tym roku czasu na rower o wiele mniej.
Umówiliśmy się dziś z Olą i Sylwią na terenowy wypad w Sokole. Sylwia napisała informację o wypadzie na CWR. Chęć udziału wyrazili także Janusz i Piotrek. Alek miał łapać nas po drodze, ale okazało się, że skończył pracę wcześniej, więc zdążył pod Jagiellończyków na wyznaczoną godzinę. Na miejsce spotkania przybył także Łukasz, ale z uwagi na fakt, iż przybył na szosie towarzyszył nam dziś tylko kilka km.
W takim składzie ruszamy w drogę. Alejką Pokoju, przez Kucelin i koło Guardiana. Przy nastawni opuszcza nas Łukasz i jedziemy dalej w szóstkę terenem wzdłuż torów, a potem rowerostradą i przez Skrajnicę do Olsztyna. Mijamy leśny i jedziemy koło Lipówek i przez Biakło do Sokolich. Koło Biakła krótka przerwa techniczna na dopompowanie koła u Oli w rowerze.
W okolicy Lipówek
Szybkie foto przy pompowaniu koła
Przez Sokole początkowo żółtym pieszym, a potem czerwonym w stronę Puchacza. Każdy podjeżdża ile może, a potem piechotą na górę. Omijamy dziś słynną techniczną pętelkę i zjeżdżamy na dół trzymając się alej czerwonego pieszego. Dalej ponownie czarnym pieszym, a potem żółtym rowerowym do asfaltu.
Podjazd na czerwonym pieszym w Sokolich Górach
Alek na podjeździe
Mamy jeszcze trochę czasu, więc decydujemy się zahaczyć jeszcze o zamek. Przy rondzie znów spotykamy Łukasza. Dziewczyny zostają z Łukaszem pod zamkiem, a ja z Alkiem, Januszem i Piotrkiem wjeżdżamy pod wieżę. Chwila na szczycie i zjazd tą samą drogą do reszty ekipy.
Czas wracać. Łukasz znów nas opuszcza a my jedziemy asfaltem w stronę Biskupic, potem przeciwpożarówką, niebieskim rowerowym do rowerostrady, terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny do DK1. Tutaj ekipa znów się dzieli. Sylwia z chłopakami jada Wojska Polskiego, a my z Olą i Alkiem jedziemy przez Błeszno na myjkę, gdzie zegnamy się z Olą i po umyciu rowerów wracamy we dwójkę do domu.
Bardzo przyjemny wypad w super towarzystwie. Masa dobrego humoru i śmiechu. Oby takich wypadów było jak najwięcej :)
Korzystając ze słonecznej pogody wybraliśmy się na szybki popołudniowy wypad w teren po okolicznych pagórkach. Początek standardem przez osiedle, potem przez Alejkę Pokoju, Kucelin i Legionów.
Następnie w prawo i do kamieniołomu Prędziszów. Chcieliśmy zobaczyć specjalne ścieżki zrobione przez chłopaków, ale odnaleźliśmy tylko ich końcówkę. W kamieniołomie dwie próby podjazdu, który udało mi się dotychczas pokonać raptem ze dwa razy. Dziś obydwie próby nieudane, a druga zakończona lądowaniem w kłujących krzakach. Z kamieniołomu kierujemy się na Ossona. Podjazd zaliczony, po czym wdrapujemy się na sam szczyt i zjeżdżamy w dół. Po zjeździe okazuje się, że mam kapcia w tylnym kole. Niestety jak na złość nie mamy imbusa do odkręcenia koła. Szybkie pompowanie i dalej w drogę. Na Ossona zaliczamy jeszcze jeden podjazd po kamieniach, po czym zjeżdżamy w stronę czerwonego rowerowego. Czerwonym jedziemy w stronę Zielonej Góry. Alek podjeżdża na Zieloną, ja natomiast muszę pokonać podjazd pieszo, gdyż w kole znów brak powietrza. Szybkie pompowanie i zjazd do czerwonego rowerowego.
Bez sensu tak bez powietrza jeździć, więc postanawiamy wracać. Asfaltem przez Kusięta i Odrzykoń. Niedaleko nastawni kolejne pompowanie i dalej koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki, przez Kucelin i Alejką Pokoju do domu. I to na dziś byłoby tyle. Miało być nieco więcej, ale nie udało się. Może innym razem :)
Pierwszy w tym roku wyścig z cyklu
Bike Maraton - w Miękini koło Wrocławia. W zeszłym roku w Miękini wybrałam dystans mini, po którym czułam spory niedosyt. W tym roku mimo słabej formy postanowiłam, że wystartuję na dystansie Mega. I tak nie spodziewałam się dobrego wyniku, więc uznałam, że przejadę trasę dla przyjemności. Start odbył się 10 minut po godzinie 11. Startowałam z trzeciego
sektora, wywalczonego rok temu w Poznaniu.
W sektorze startowym
Początek
asfaltem, później terenem.
Już na samym początku zaraz po starcie zostałam na końcu sektora.
Pierwsze 8 km praktycznie cały czas po płaskim w szybkim tempie. Na 12
km pierwszy bufet. Około 14 km ostry zakręt w prawo i pierwszy dziś
podjazd. Podjechałam bez problemu mimo, że większość ludzi prowadziła
rowery. Na jakimś 16 km jedyny jak się później okazało
fajny zjazd na trasie. Byłby w całości do zjechania, gdyby nie
stworzy się ogromny zator. Niestety trzeba było zejść prowadząc rower, a
i to w takim tłumie było ciężkie i w moim przypadku skończyło się
lekkim podparciem. Dalej
znów płasko, no i przed bufetem na około 17 km kolejny podjazd, po czym
szybki zjazd.
A mówili, że będzie mokro :D
Kolejne kilka km znów praktycznie po płaskim leśnymi dróżkami
szutrowymi drogami. Na 25 km drugi bufet. Około 27 km kawałek asfaltem
pod wiatr. Jadę sama, nikogo przede mną. W pewnym momencie mija mnie 5
chłopaków z teamu Mitutoyo. Proponują bym siadła im na koło. Zbawienie.
Od razu lepiej się jedzie. Po jakichś 2 km wjeżdżamy w las, chłopaki
cisną dalej, ja jadę swoim tempem. Około 30 km wjeżdżamy w las Mrozowski i zaczynają się ciekawe
leśne single, stanowiące bazę do dobrego XC, którymi jedziemy praktycznie 6 km.
Na jednym z singli
Po pokonaniu singli znów szeroko i płasko. Na 40 km ostatni bufet. Około 42 km przejeżdżamy koło Zamku na wodzie, gdzie zdjęcia robi nam nasz wierny kibic - Ola :) Mijamy zamek i znów jakieś 2 km fajnych singielków w lesie.Zostaje ostatnie 5 km do mety, w zasadzie znów po płaskim szerokimi szutrowymi duktami.
Koło zamku na wodzie
Zakręt tuż za zamkiem
Po przyjeździe na metę okazuje się, że zajęłam miejsce 15 z 23 w K2 Mega i 555 Open. Jak na totalny brak formy, uważam że jest to całkiem niezły wynik. Nie mam porównania do roku zeszłego, gdyż jechałam wtedy dystans mini, ale i tak jestem z siebie w miarę zadowolona :)
Po półtora tygodniowej przerwie spowodowanej problemami z kręgosłupem dziś udało się wreszcie wyjść na rower. Aby za bardzo nie obciążać kręgosłupa wybór padł głównie na wariant asfaltowy.
Przez osiedle, Alejkę Pokoju, Kucelin, Odlewników, Legionów, Srocko, Brzyszów i Kusięta do Olsztyna. Jedyna opcja terenowa na dziś to próba podjazdu na zamek i zjazdu. Tuż przed rynkiem spotykamy Mateusza i Michała, który także wybierają się na zamek. O dziwo udało mi się bez problemu wjechać na zamek. Zjazd również bez problemów. Chłopaki jadą dalej w teren, a my wracamy do domu.
Na tle wieży
Ruiny zamku w Olsztynie
Asfaltem w stronę Biskupic, potem w prawo i przeciwpożarówką do końca, następnie kawałek terenem do torów, przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny i przez Błeszno do domu.
Jak na pierwsze wyjście na rower po 10 dniach przerwy jechało mi się dziś całkiem dobrze. Sił nie brakło a i przyjemność z jazdy wystarczająca :) Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
Mieliśmy dziś w zamiarze zgadać się na rower z Kasią i Kamilem, ale plan dnia nieco się zmienił, więc wyszliśmy tylko we dwoje zaraz po święceniu jaj. Dla pewnej odmiany postanowiliśmy wybrać się do Poraja.
Początek Aleją Pokoju, przez Kucelin, koło Guardiana i terenem do rowerostrady. Dalej rowerostradą i niebieskim rowerowym do Dębowca. Przez większość drogi świeciło słońce, ale wiał też mocny wiatr. Jedziemy kawałek dziurawym asfaltem i skręcamy w lewo na pomarańczowy rowerowy. Docieramy do leśniczówki w Dębowcu. Na niebie zbierają się ciemne chmury. Trzeba uciekać. Jedziemy asfaltem pod górę do kościoła w Choroniu, na szczycie fotka zbierających się chmur i szybki zjazd do Poraja.
Asfaltem przez Poraj do przejazdu kolejowego, potem wzdłuż torów i analogicznie jak przedtem przez Dębowiec i niebieski rowerowy do pożarówki. Już na niebieskim szlaku zaczyna lekko prószyć śnieg. Gdy dojeżdżamy do pożarówki sypie już całkiem mocno. Jedziemy przez lasek do Bugaja, potem asfaltem i koło Michaliny do DK1. Dalej już przez Błeszno prosto do domu. W międzyczasie śnieg przestaje sypać.
Wieczorem jeszcze kilka km by odprowadzić Kasię i Kamila do Jagiellonów i po drodze wstąpić po kupony totka na stację benzynową. Rzadko zdarza mi się zagrać w totka, ale od czasu do czasu nie zaszkodzi. Na koniec niecodzienny widok - Alek w zwykłych ciuchach na rowerze :D
Dziś trzeci (ostatni) a dla mnie i Alka drugi dzień zgrupowania. Wstaliśmy dość wcześnie - o 7 nowego czasu. Na szczęście dzisiaj bez deszczu, ale dość zimno. W planach na ostatni dzień przejazd z Wisły do Szczyrku przez Salmopol i dodatkowo dla chętnych stromy podjazd pod Orle Gniazdo w Szczyrku, gdzie znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski.
Postanowiłam dziś wyjechać wcześniej niż reszta ekipy, by znów nie zostać na samym końcu. Wyruszyłam samotnie około 30 minut przed pozostałymi. Na początek około 4 km łagodnego podjazdu, a potem kolejne 4,5 km serpentynami przez Salmopol. Dzisiaj jechało mi się już o wiele lżej. Cały podjazd poszedł jakoś tak przyjemnie. Na końcu przerwa na założenie dodatkowych rękawiczek i chusty na zjazd. Zjazd w dość szybkim tempie, toteż nieco mnie przewiało. W Szczyrku udałam się na chwilę na rynek, po czym postanowiłam wracać. Po drodze dostrzegłam całą resztę ekipy, tzn. wszystkich chłopaków, skręcających na podjazd na Orle Gniazdo, który ja dziś postanowiłam już pominąć.
Rocky w Szczyrku
Przed podjazdem zdjęłam niepotrzebne ciuchy i w drogę. Początek podjazdu łagodny, a później około 4 km serpentynami na Salmopol. Na szczycie znów przerwa by się grubiej ubrać na zjazd. W międzyczasie zaczęli powoli dojeżdżać chłopaki. Już miałam samotnie zjeżdżać, ale zatrzymali mnie na grupową fotkę. Po kilku fotkach zjazd.
Bikehead na Salmopolu
Tempo dość szybkie, więc mimo grubszej warstwy ubrań i tak mnie mocno przewiało. Po drodze minęli mnie wszyscy chłopacy, więc do Wisły dotarłam znów jako ostatnia. Chciałam udać się jeszcze na skocznię, ale było mi tak przeraźliwie zimno, że zrezygnowałam.
Takim oto sposobem tegoroczne zgrupowanie dobiegło końca. Drugi dzień był dla mnie o wiele lepszy. Mam nadzieję, że sily stopniowo wrócą i kolejne podjazdy będą bardziej cieszyć.
Drugi dzień zgrupowania Bikehead. Dla nas pierwszy - gdyż wczoraj byliśmy w pracy i dopiero późnym wieczorem przyjechaliśmy do Wisły. Chłopaki już wczoraj zrobili pierwszy trening. Na nasze nieszczęście w sobotę z rana przywitała nas bardo niska temperatura
i opady deszczu, które chwilo zmieniały się w śnieg lub grad. Na szczęście około 11 opady praktycznie ustały, więc szybko wskoczyliśmy w ubrania i
ruszyliśmy.
Zebrała się nas dość duża grupa. Pamiątkowa fotka i na trening. Prawie wszyscy na szosach a ja z Alkiem na grubych oponkach. Od lewej - Paweł, Leny, Marcin, Alek, ja, Tomek, Daniel, Mikołaj, Łukasz, Paweł, Robert i z przodu Piotrek.
Na początek podjazd pod
Kubalonkę, gdzie po drodze znajduje się Zameczek - Rezydencja Prezydenta RP. Od samego początku jakiś brak sił. Chłopaki szybko uciekli w przód. Zostałam w tyle ledwie się tocząc. Wstyd, gdyż podjazd pokonałam na trzy razy, po drodze zrzucając kolejne partie ciuchów. Rok temu podjazd poszedł bez problemu. Zjazd również na samym końcu w aurze lekkich opadów i we mgle. Alek postanowił w Wiśle na mnie poczekać. Reszta ekipy była już daleko przed nami.
Rezydencja prezydenta - zamek dolny
Podjazd na Kubalonkę
We dwoje ruszyliśmy przez Wisłę i Ustroń w stronę Równicy. Towarzyszył nam silny wiatr w twarz i przez moment grad. Podjazd na Równicę już bez postojów, ale nieco wolniej niż przed rokiem. Pod sam koniec podjazdu minęliśmy zjeżdżających w dół chłopaków, którzy w planie mieli jeszcze jeden podjazd na Kubalonkę. My już dziś na równicy zakończyliśmy trening. Kilka fotek na szczycie i powrót do noclegu przez Ustroń i Wisłę.
Na Równicy
Na Równicy
Nie mogłam się dziś kompletnie rozkręcić. Od samego początku nogi jakby z waty a sił brak. Może to z powodu niewyspania a może jakiegoś ogólnego przemęczenia. Oby jutro było więcej sił. Wieczorem razem z częścią klubowiczów wypad do Hotelu Stok na basen i sauny. Relaks dobrze nam zrobił.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.