Wpisy archiwalne w kategorii

2) 30 - 60 km

Dystans całkowity:14157.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:669:57
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:68278 m
Maks. tętno maksymalne:179 (92 %)
Maks. tętno średnie:134 (69 %)
Suma kalorii:4363 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:42.26 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Gubałówka

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dzisiaj krótka trasa na zakończenie weekendu w Tatrach, w ramach rozjazdu po wczorajszej wyrypie :D A żeby było ciekawiej to na sam początek Alek zafundował mi gratisowy podjazd, czyli jakieś dodatkowe 100 metrów przewyższeń na odcinku półtora kilometra. Ale wszystko po kolei.

Wygrzebałam się z pokoju jako ostatnia. Już byłam na dole, gdy zauważyłam, że nie mam licznika i musiałam się wrócić, no i trochę zeszło na szukaniu. Gdy już byłam gotowa na dole, okazało się, że Daria z Rafałem już pojechali i mieli czekać na nas na najbliższej krzyżówce. No i czekali, z tym, że Alek powiedział, że pojechali w lewo w dół. Zjechaliśmy w dół, okazało się, że Darii i Rafała nie ma. No to telefon - czekają na nas, ale... u góry bo pojechali w prawo :D No więc musieliśmy najpierw wrócić się pod górę pod kwaterę, a potem pokonać jeszcze dodatkowe jakieś 2,5 km podjazdu. Wdrapaliśmy się do Zębu, gdzie czekały na nas Skowronki.

Na górze chwila odpoczynku, połączona z oglądaniem parady wozów strażackich. Najpierw kilkudziesięciu motocyklistów (których zobaczyć nam dane nie było, z powodu gratisowego podjazdu), a za nimi wozy strażackie z całego województwa. Wszystkie na sygnale, trąbiły syreny i klaksony, niektóre pojazdy prawie zabytkowe.

Po przejeździe całej strażackiej pielgrzymki dalej pod górę przez Ząb na Gubałówkę. Na szczycie jak zwykle tłumy turystów. Nie mogło obyć się bez pamiątkowej sesji zdjęciowej na punkcie widokowym. Wyjeżdżając z punktu widokowego z powrotem na drogę prowadzącą w stronę Butorowego Wierchu zdobyłam pamiątkowy szlif na łokciu. Ekipa pojechała, a ja zostałam na końcu. Na jakże krótkim, ale wcale nie płaskim podjeździe zleciał mi łańcuch z przodu i wylądowałam na chodniku. Turyści oczywiście mieli niesamowitą atrakcję jak leżałam na ziemi. Podniosłam się, Daria poratowała mnie odkażająca gazą, nakleiłam plaster na łokieć i w drogę w stronę Butorowego Wierchu.

Przy parkingu skręcamy w lewo i zjeżdżamy w dół do Kościeliska. Dalej drogą główną do Zakopanego. Kierujemy się na Krupówki. Rozdzielamy się na pół godzinki. Ja z Alkiem idziemy kupić serki, a Daria z Rafałem także idą na zakupy. Już w drodze do umówionego miejsca spotkania okazuje się, że mam kapcia w przednim kole. Winowajcą okazał się malutki drucik, którego z opony musiałam wyciągać zębami, bo inaczej nie dało rady go chwycić. Szybkie naklejenie łatki, pompowanie nabojem i jesteśmy gotowi do jazdy. Jedziemy - o ile to można tak nazwać - przez Krupówki do Smakosza na obiad. Podczas posiłku zaczyna lać. Czekamy aż deszcz ustanie i zbieramy się z powrotem na kwaterę.

I znów między turystami przez Krupówki. Następnie przez Zakopane koło dworca PKP do drogi głównej i z górki przez Poronin powrót na kwaterę. Jeszcze tylko półtora km pod górę - normalnie jakbym miała deja vu - chyba już dziś tędy jechałam :D i jesteśmy u celu. Niestety co dobre szybko się kończy i trzeba wesołej ekipie na wspólny weekend :)

Trasa: Suche - Ząb - Gubałówka - Butorowy Wierch - Kościelisko - Zakopane - Poronin - Suche.

Na Gubałówce z Alkiem © EdytKa


Na Gubałówce z Darią © EdytKa


Cóż za siła w rękach :D © EdytKa


Na Gubałówce z Rafałem © EdytKa


Daria i Alek na Gubałówce © EdytKa

Pomiędzy opadami

Czwartek, 30 maja 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Plany na dziś były nieco inne, ale pogoda szybko je zweryfikowała. Na szczęście po obiedzie udało się wyjść chociaż na 2 godziny trochę pokręcić. Trasa w całości asfaltowa, bo w Rockim są już założone obie oponki 1,5.

Najpierw przez osiedle i Aleję Pokoju, potem przez Kucelin, Odlewników, Legionów i Brzyszowską. Dalej przez Srocko, Brzyszów i Kusięta do Olsztyna. Kilka fotek pod zamkiem i dalej przez Przymiłowice i Zrębice. Krótki postój, by zjeść bułeczkę z serem i rodzynkami na łonie natury. Następnie asfaltem przez Biskupice i Olsztyn, kawałek główną drogą i przez Wilczą Górę i Odrzykoń. Potem koło Guardiana, Ocynkowni i przez Kucelin. Następnie już Aleją Pokoju i Jagiellońską na osiedle, gdzie trochę inaczej niż zwykle, bo trafiliśmy na procesję na Boże Ciało.

Gdy dojeżdżaliśmy do domu zaczęło padać i grzmieć. Zdążyliśmy w ostatniej chwili przez burzą :) Jechało mi się dziś bardzo lekko i przyjemnie. Fajnie, że udało się wstrzelić z rowerem tak, by nie zmoknąć :)

Z olsztyńskim zamkiem w tle © EdytKa


Alek koło zamku w Olsztynie © EdytKa


Na leśnej ścieżce © EdytKa

Powerade MTB Marathon - Krynica

Sobota, 25 maja 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Z samego rana nic nie wskazywało na to, że ten maraton będzie tak ciężki i że warunki pogodowe będą tak tragiczne. Jeszcze gdy jechaliśmy autem świeciło słońce. Parę minut przed dojazdem do Krynicy Zdroju i znalezieniem miejsca parkingowego zaczęło padać. W tym momencie zaczęłam wahać się cz dam radę. Podczas deszczu na trasie na pewno można było spodziewać się błota. Na rozgrzewkę przed startem za dużo czasu nie było. Nie byłam zdecydowana co robić. W ostatniej chwili weszłam do sektora, bo już go zamykali. Teraz już odwrotu nie było.

...reszta potem...

W końcu dotarłam do mety. Szczęśliwa jak nigdy przedtem. Nie wierzyłam w to na tyle, że podczas przekraczania linii mety wydusiłam z siebie jedynie słowa "To już meta?" Normalnie aż mi łzy z oczu spłynęły jak zobaczyłam czekającego za metą Alka, który od razu mnie uściskał, mimo, że byłam cała w błocie. Minęło zaledwie kilka minut, nagle słyszę z mikrofonu moje imię i nazwisko. Szok, co się dzieje? O co chodzi? Wołają mnie na podium, ale jak to? Okazało się, że pomimo wszystkich przygód na trasie zajęłam 4 miejsce K2 Mega :) Startowało w kategorii aż 6 osób. Takim sposobem zdobyłam swój pierwszy puchar w maratonach rowerowych :D Szok :) Stojąc koło podium cały czas nie wierzyłam w to, że to prawda. A jednak :D

Profil trasy maratonu:


Gdzieś na trasie w Krynicy © EdytKa


Prosto z trasy na dekorację :) Zaskoczona i zadowolona © EdytKa


Miejsce 4 w K2 Mega :) © EdytKa


więcej zdjęć tutaj:
Na zjeździe
Podjazd
Kolejny zjazd
I jeszcze jeden zjazd

Damski duet z męskim z Jurabike

Czwartek, 23 maja 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Z Darią umówiłam się na dziś już w zeszłym tygodniu. Z Rafałem i ekipą Jurabike chyba ze 3 razy próbowaliśmy się zgadać, ale najczęściej przeszkadzała w tym pogoda. Dzisiaj udało się :) Pod skansenem zjawiła się Daria, Rafał i Zbyszek. Trasa była totalnym spontanem ustalanym na bieżąco.

Początek poprowadziłam ja. Najpierw asfaltem przez Kucelin, a potem ścieżką wzdłuż Warty na Bugaj. Znów kawałek asfaltem i potem w prawo na niebieski rowerowy. Chwila postoju, bo Rafał pompuje koło i potem leśną dróżką do pomarańczowego rowerowego. Wyjeżdżamy na asfalt na Dębowcu za Monarem. Następnie dojeżdżamy do Osin. Rafał proponuje jechać przez Jastrząb, tak więc jedziemy asfaltem przez Poraj do Jastrzębia i stamtąd kierujemy się z powrotem przez Kamienicę Polską, Wanaty, Poczesną, Nową Wieś i Korwinów do Słowika. Tutaj zjeżdżamy z asfaltu i po betonowych płytach dojeżdżamy na Bugaj i ponownie jedziemy ścieżką wzdłuż rzeki i Kucelin do Alei Pokoju. Dopiero koło skansenu robimy dłuższą przerwę na pogaduchy. Rafał nas opuszcza, a my jedziemy dalej we trójkę Aleja Pokoju i Jagiellońską. Koło Orkana żegnam się z Darią i Zbyszkiem i odbijam w lewo w stronę domu.

Obawiałam się, że może dziś padać i będzie zimno. Na szczęście ubrałam się odpowiednio do temperatury i jechało mi się bardzo przyjemnie. Zarówno tempo wycieczki jak i towarzystwo było dziś bardzo dobre. Dziękuję za wspólny wypad i do następnego :) Zapomniałam wcześniej dopisać, że w drodze pod skansen na Jagiellońskiej zaliczyłam glebę na przejeździe dla rowerzystów, bo jakiś mało rozgarnięty pieszy idący po pasach postanowił nagle wpakować się na przejazd dla rowerzystów, wprost pod moje koło. Cóż... uważać trzeba najwyraźniej za wszystkich dookoła. Na szczęście późniejsza wycieczka pozwoliła zapomnieć o bolącym nadgarstku :)

Ze Zbyszkiem i Rafałem © EdytKa


Dyskusyje w drodze © Skowronek


Ze Zbyszkiem i Darią © EdytKa

Szybki Olsztyn - 2 tysiąc w sezonie

Środa, 22 maja 2013 · Komentarze(2)
Nie planowałam na dziś roweru, bo wg. prognoz miał popołudniu padać deszcz. Okazało się jednak, że świeciło słonko. Pozytywnie nastrojona ubrałam się szybko i postanowiłam wybrać się asfaltem do Olsztyna.

Najpierw przez osiedle i Aleję Pokoju. Potem koło dawnego sądu i dalej asfaltem przez Kucelin, Odlewników, Legionów, Srocko, Brzyszów i Kusięta do Olsztyna. Tam tylko chwila postoju, by odebrać telefon od narzeczonego. Dalej asfaltem w stronę Biskupic. Następnie nową przeciwpożarówką, niebieskim rowerowym i znów przecwipożarówką do początku rowerostrady (jeśli wzrok mnie nie zmylił, to na przeciwpożarówce minęłam truchtającego pana Matyjaszczyka), kawałek terenem zielonym rowerowym i asfaltem koło nastawni, Guardiana i przez Kucelin. Potem Alejką Pokoju i Jagiellońską do domu.

Troszkę dziś wiało, ale mimo tego jechało mi się bardzo przyjemnie. Chyba miałam dziś dużo siły :D Po drodze mijałam wielu szosowców, ale wszyscy jechali w przeciwnym kierunku. Nawet w leśnym dziś rowerowe pustki. Po przyjeździe do domu zauważyłam, że stuknęły dziś 2 tysiące w sezonie.

Powerade MTB Marathon - Złoty Stok

Niedziela, 19 maja 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Nadszedł ten dzień... Mój debiut w maratonach rowerowych. Na pierwszy ogień Złoty Stok, którego trasa podobno nie należy do najłatwiejszych. Stres nie chciał odpuścić, jeszcze w sektorze startowym biłam się z myślami czy to była dobra decyzja i czy nie lepiej byłoby się wycofać. Jako świeżak oczywiście start z ostatniego sektora, z którego zresztą startował dziś cały team, bo nikogo nie było na poprzednim maratonie w Murowanej Goślinie.

3... 2... 1... i start... Na sam początek jakieś 6,5 km podjazdu górską szutrówką. Po kilkuset metrach od startu robi się lekki korek, wszyscy stoją. Jakaś dziewczyna trąca mnie kierownicą i przechylam się na prawo na krzaki. Zbieram się i ruszam, tłok już się rozluźnił, więc można jechać. Spokojnym tempem pokonuję cały podjazd, mijając po drodze kilka osób. Po podjeździe króciutki zjazd mający około pół km i potem jeszcze końcówka podjazdu pod Jawornik Wielki, około 1 km. Zaraz na początku, gdy zmieniam przełożenie z tyłu, łańcuch spada mi między kasetę, a szprychy, a ja mało co nie zaliczam gleby. Wyciągam zakleszczony łańcuch i zabieram się po podjazdu. Na samym końcu nachylenie około 16%. Podjechałam całość. Następnie jakieś 3 km zjazdu w kierunku Orłowca. W jednym miejscu na dość dużych kamieniach podpieram się trochę nogą. Na samym dole w pobliżu 12 km trasy bufet, zatrzymuję się tylko na minutę, biorę kubek z napojem, kawałek banana i jadę dalej.

Zaczyna się kolejny podjazd w kierunku Krowiej Góry, mający około 6 km. Na początku szuter, potem już bardziej terenowo. Podjazd pokonuję w całości. Następnie około 2 km szybkiego zjazdu szutrówką, znów pół kilometra podjazdu i pół kilometra zjazdu do Lutyni. Na dole w okolicach 20 km kolejny bufet. Staję dosłownie na minutę, wypijam kubek napoju, zabieram ciasteczko i ruszam.

Kolejny podjazd - około 2 km. Tym razem wjeżdżamy na najwyższy punkt całego maratonu- Borówkową Górę - 900 m n.p.m. Końcówka podjazdu okazuję się dla mnie trochę trudna, więc w paru miejscach schodzę z roweru z obawy przed upadkiem i prowadzę rower. Na około 23 km, na szczycie Borówkowej mijam wieżę i rozpoczyna się najtrudniejszy zjazd dzisiejszego maratonu. Około 3,5 km zjazdu po dość dużych kamieniach. Po takich telewizorach jeszcze nie jeździłam, więc niektóre miejsca okazały się dla mnie zbyt dużym wyzwaniem, i miejscami musiałam zejść z roweru i kawałek przejść piechotą. Zaraz po zjeździe 3 bufet, który tylko mijam, wyrzucając śmieci z kieszeni. Przede mną najtrudniejszy dziś podjazd. Około 2,5 km. W kilku miejscach nachylenie w granicach 18%. Miejscami luźne kamienie utrudniają mi jazdę, a brak wystarczającej techniki i odwagi zmusza do zejścia z roweru i pokonania podjazdu na piechotę wpychając rower pod górę. Na szczycie ulga - pozostało mi tylko około 8 km zjazdu do mety :) Najtrudniejsze za mną. Zjazd generalnie całkiem przyjemny, tyko w jednym miejscu dość stromy. Końcówka to już szybko szutrówką na dół. Jeszcze przejazd przez kamieniołom i już prosto do mety :) Na mecie radość nie z tej ziemi :) Przywitał mnie mój narzeczony :*

Podsumowując - swój pierwszy maraton ukończyłam na szczęście bez uszkodzeń ciała i sprzętu :) Na pamiątkę została mi tylko rowerowa opalenizna, bo górskie błoto (którego zresztą wcale dziś nie brakowało) z roweru i z siebie zmyłam. Wynik - miejsce 14 z 17 w K2 Mega i 337 z 395 w Open osób, licząc osoby, które dotarły do mety. Z całego teamu byłam ostatnia. Pewnie wiele osób powie, że wynik marny, ale ja i tak jestem z siebie dumna. Moim dzisiejszym celem było dotrzeć cało do mety, a to udało się osiągnąć :) Trudne techniczne odcinki trasy uświadomiły mi, jak wiele wiedzy dotyczącej techniki muszę jeszcze zdobyć, i że przede wszystkim muszę przełamać swój strach, który w niektórych momentach niestety mnie hamował.

Chwilę przed startem © EdytKa


Gdzieś na trasie - fot. by Elżbieta Cirocka © EdytKa


Na trasie - fot. by Kochel Michał © EdytKa


Na finiszu - fot. by BolekO © EdytKa


Już po maratonie :) © EdytKa


Jeszcze kilka zdjęć:
Koleiny
Gdzieś w lesie
Na zjeździe

Ossona, Zielona Góra

Czwartek, 16 maja 2013 · Komentarze(2)
Miał być wypad z Darią i Kasią, ale niestety z pewnych przyczyn trzeba było go przełożyć na inny termin. Około 18 wybrałam się sama na rower, z nadzieją, że uda mi się rozładować nadmiar stresu, który dziś się nagromadził.

Pojechałam najpierw przez osiedle, potem Aleją Pokoju i asfaltem przez Kucelin. Dalej przez cmentarz żydowski i asfaltem przez Legionów. Następnie w lewo i w teren. Podczas podjazdu na Ossona zaatakowały mnie jakieś kujące krzaki rosnące na boku dróżki. W efekcie podrapałam sobie lewą rękę i trochę nogę. Na samym końcu zjazdu walka z koleinami, które ostatnio pojawiają się na ścieżkach jak grzyby po deszczu. Następnie czerwonym rowerowym udałam się w stronę Kusiąt. Skręciłam w prawo i skierowałam się czerwonym pieszym na Zieloną Górę. Podjazd niestety mnie pokonał i dostałam od Rockiego rogiem w żebro. Ja nie wiem czemu, ale zawsze jak mam kilka opcji do wyboru, to wybiorę najtrudniejszy wariant i wpakuję się na jakieś kamienie, albo gałęzie. Na szczęście zjazd poszedł gładko. Dalej postanowiłam pojechać ścieżką dydaktyczną do jeziora w Kusiętach. Początek ścieżki piaszczysty, a potem się zaczęło... Błoto, koleiny, rower cały się pobrudził. Na szczęście udało się przejechać bez kąpieli w błocie. Dojechałam do asfaltu między domami.

Przed wyjazdem na główniejszą drogę zatrzymałam się na chwilę, żeby chociaż trochę błota z Rockiego zrzucić. No i znów pech... Już miałam ruszać dalej, gdy zauważyłam, że gdzieś zgubiłam licznik... No i zeszło z 20 minut na nerwowym przeszukiwaniu trawy koło drogi :( W końcu znalazłam. Miałam jechać na Towarne, ale byłam już taka zła, że skierowałam się asfaltem na Odrzykoń. Kolo nastawni w lewo i kawałek terenem do torów. Następnie na drugą stronę i przez lasek do Bugaja. Kawałek asfaltem i w prawo na ścieżkę wzdłuż rzeki. Po drodze zerwałam trochę bzu do wazonu. Dojechałam na Kucelin i skręciłam w lewo w stronę sądu. Następnie przez Aleję Pokoju i Jagiellońską dotarłam do domu.

Miałam rozładować nadmiar stresu, a w efekcie jeszcze bardziej się we mnie zagotowało. Cóż za pechowy dzień. Jadąc cały czas zastanawiałam się co jeszcze dziś się wydarzy. Chyba jedynym plusem był ten bez rosnący przy ścieżce. Teraz mam przynajmniej wiosenne zapachy w domu :)

Mstów i Olsztyn w babskim gronie

Czwartek, 9 maja 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Pogoda dzisiejszego popołudnia była nieco łaskawsza niż ostatnio. Nie padało, ale za to było strasznie duszno i momentami trochę wiało. Razem z Darią i Kasią umówiłyśmy na popołudniowy wypad do Mstowa. Po drodze na miejsce startu spotykam Rafała spacerującego z najmłodszym synem. Po chwili dojeżdża Kasia i czekamy jeszcze na Darię.

W pełnym składzie ruszamy w drogę. Najpierw asfaltem przez Kucelin, potem koło Ocynkowni i Guardiana i dalej w stronę Kusiąt. Skręcamy w lewo na szutrówkę, którą dojeżdżamy do czerwonego rowerowego. Czerwonym szlakiem, najpierw szutrem, a potem asfaltem jedziemy w stronę Przeprośnej. Wjeżdżamy terenem na szczyt i koło sanktuarium chwila przerwy, po czym terenem czerwonym pieszym zjeżdżamy do asfaltu. Asfaltem zielonym rowerowym docieramy do Mstowa. Koło rynku wstępujemy do sklepu po wodę i dalej asfaltem kierujemy się do niebieskiego pieszego. Jedziemy terenem niebieskim szlakiem przez Małusy do Turowa. Z Turowa już asfaltem do Olsztyna i na krótką przerwę do leśnego. Było już sporo po 19, więc i w barze rowerowe pustki.

Już zbierałyśmy się do powrotu żółtym pieszym albo nową przeciwpożarówką, gdy okazało się, że mam z tyłu lekkiego kapcia. Zbytnio nie chciało mi się dziś bawić ze zmianą dętki, więc dopompowałam na szybko koło i postanowiłyśmy wracać asfaltem najkrótszą drogą z nadzieją, że powietrza wystarczy do domu. Pojechałyśmy kawałek główną, potem w prawo i przez Wilczą Górę i Odrzykoń. Następnie koło Guardiana i przez Kucelin do Alei Pokoju, gdzie odłączyła się Kasia. Ja z Darią pojechałyśmy Jagiellońską prosto i na skrzyżowaniu z Orkana ja skręciłam w lewo, a Daria podążyła dalej prosto do domu. Na szczęście udało się wrócić bez pompowania ponownie koła.

Z powodu duchoty jechało się dziś dość ciężko. Wypiłam dwa razy więcej płynów niż zwykle na takiej trasie. Nie powiem, żebym się dziś nie zmęczyła, bo bym musiała skłamać. Jednak towarzystwo do jazdy było znakomite, więc wycieczka jak najbardziej udana :) Dzięki dziewczyny za wspólny wypad i do następnego :)

Daria i Kasia na przeprośnej Górce © EdytKa


Z Darią na Przeprośnej © EdytKa


Z Kasią na niebieskim pieszym w Mstowie © EdytKa

Biskupice Olsztyn

Poniedziałek, 6 maja 2013 · Komentarze(1)
Dziś samotna jazda dla rozkręcenia się po majówce. Na spokojnie po obiadku na rower i w drogę. Trasę generalnie wymyślałam na bieżąco, mając jedynie na celu trochę pokręcić.

Początek to standard przez osiedle i Aleję Pokoju. Potem asfaltem przez Kucelin, ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj, kawałek asfaltem i przez lasek do torów. Na drugą stronę i terenem żółtym pieszym (który ja przez co najmniej 4 pierwsze kilometry nazwałabym żółtym piaszczystym) aż do asfaltu między Olsztynem a Biskupicami. Następnie asfaltem pod górę na Biskupice, i potem zjazd terenem żółtym pieszym przez Sokole do asfaltu niedaleko leśnego. Większość powalonych gałęzi i krzaków już usunięto, ale jeszcze można było sobie poskakać nad gałęziami na ścieżce. W leśnym minutka postoju by odetchnąć i powrót asfaltem przez Kusięta, Brzyszów i Srocko do Legionów. Kawałek terenem na tyłach Cooper Standard, gdzie jeden krótki, ale dość stromy podjazd mnie pokonał. Następnie Legionów, przez cmentarz żydowski i przez Kucelin do Alei Pokoju. Dalej już standard do domu.

Dopadła mnie dzisiaj totalna bezsilność. Nie wiem czy to przez ten silny wiatr, czy powrót z Sudetów do Częstochowy, ale trochę się zmęczyłam. na Biskupicach ledwo wtoczyłam się pod górę. Miałam wrażenie, że kręcę w miejscu, tak mi wiało w twarz.

Rocky na żółtym piaszczystym © EdytKa


W starym stylu © EdytKa

Sudety vol.2 - Radkowskie Skały

Czwartek, 2 maja 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Od samego rana było pochmurno. Deszcz raz padał, raz nie. Pomimo pogody postanowiliśmy pójść na rower. W końcu co to za majówka na kwaterze. Jako cel wycieczki wybraliśmy Radkowskie Skały w pobliżu miejscowości Radków.

Początek jak wczoraj. Najpierw jakieś 8 km po asfalcie cały czas pod górę szlakiem czerwonym / zielonym rowerowym przez Czermną, Jakubowice i Pstrążną, a potem około 2 km górską szutrówką tym samym szlakiem. Chwilowo przestaje padać, ale mgła z każdym metrem pod górę gęstnieje. Dalej już inaczej niż poprzedniego dnia. Zjeżdżamy niebieskim pieszym u podnóża Lelkowej Góry. Zjazd po śliskich kamieniach i korzeniach. Udaje się go pokonać bezpiecznie. Następnie asfaltem czerwonym rowerowym, koło 5 km podjazdu, potem 1,5 km zjazdu do Karłowa. Od Karłowa około 5 km szybkiego zjazdu we mgle aż do Radkowskich Skał. Tam kilka fotek i powrót.

Próbujemy kawałek podjechać niebieskim pieszym, ale w dzisiejszych warunkach jest to mało wykonalne, więc wracamy na asfalt. Kawałek podjazdu i wjeżdżamy w teren na szlak zielony rowerowy. Szlak ma jakieś 8 km. prowadzi wokół Szczelińca Wielkiego. Początek to przyjemny szuter z delikatnym nachyleniem w dół. Dalej już lekko pod górę, po dość sporym błocie. Miejscami trzeba zejść z roweru bo nie da się jechać. Błoto się kończy i jedziemy po trawiastej polanie. Mgła taka, że widoczność do jakichś 5 metrów. Kawałek zjazdu i docieramy do asfaltu w miejscowości Pasterka. W dalszym ciągu jedziemy zielonym rowerowym. Ponownie wjeżdżamy w teren. Najpierw pod górę, po dość dużych kamieniach. Było bardzo ślisko, na jednym kamieniu ślizga mi się koło i kończę podjazd. Dalej rower wprowadzam. Następnie już fajnym szuterkiem zjeżdżamy do Karłowa. Dalej już tak jak wcześniej asfaltem czerwonym rowerowym. 1,5 km podjazdu, 5 km zjazdu, potem znów 1,5 km podjazdu, 2 km szutrówką i na sam koniec około 8 km zjazdu aż do Kudowy.

Pomimo dłuższego dystansu i prawie dwukrotnie większej sumy podjazdów jechało mi się dziś dużo lżej niż wczoraj. U&bra;łam się dużo cieplej, więc zimno nie stanowiło już dla mnie kłopotu. Szkoda tylko, że deszcz i mgła ograniczały widoczność. Spora ilość błota uniemożliwiła nam wdrapanie się na Szczeliniec. Gdyby pogoda była ładniejsza zapewne lepiej wykorzystalibyśmy te dwa dni majówki przeznaczone na rower. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się wrócić w te okolice i zwiedzić więcej.

Na niebieskim pieszym w Sudetach © EdytKa


Radkowskie skały I © EdytKa


Radkowskie skały II © EdytKa


Radkowskie skały III © EdytKa


Drzewa w Parku Narodowym Gór Stołowych © EdytKa


W parku Narodowym Gór Stołowych © EdytKa


Alek koło Radkowskich Skał © EdytKa


Było trochę mglisto © EdytKa