Dzisiaj trochę niecodzienny wypad na rower. W urodzinowej przejażdżce towarzyszyło mi dwóch bliźniaków :D Razem z Alkiem chcieliśmy pokazać Pawłowi część pobliskich górek, na których najczęściej trenujemy będąc w Częstochowie.
Początek to standard przez osiedle, Alejkę Pokoju i Kucelin. Dalej przez cmentarz żydowski i Legionów. Z Legionów skręcamy w lewo i udajemy się na Górę Ossona. Chłopaki podjeżdżają przodem, a ja wjeżdżam swoim tempem. Wchodzimy na sam szczyt i zjeżdżamy singielkiem do ścieżki. Następnie kierujemy się w stronę czerwonego rowerowego, po drodze pokonując jeszcze jedno kamieniste wzniesienie na Ossona (po lewej stronie od ścieżki) Podjechać mi się nie udało, ale zjechać owszem.
Podjazd na Ossona
Końcówka podjazdu
Zjeżdżamy w dół i czerwonym rowerowym jedziemy w stronę Kusiąt. Skręcamy w prawo w stronę Zielonej Góry. Znów nie udało mi się podjechać w całości. Chwila przerwy koło jaskini i zjazd w dół do czerwonego rowerowego. Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i koło straży w prawo w teren w stronę Towarnych. Najpierw podjeżdżamy do jaskini niedźwiedziej, potem kawałek pod górkę po skałkach i zjazd do polany. Na szczyt Towarnych Paweł podjeżdża stromym podjazdem między skałami, a ja i Alek jedziemy dookoła łagodniejszą trasą. Na szczycie kilka fotek i zjazd do asfaltu.
Widok z Gór Towarnych
Mijamy rynek w Olsztynie, po czym od tyłu podjeżdżamy na ruiny zamku. Chłopaki wjeżdżają do samego końca, ja na ostatnich kilku metrach niestety wymiękłam. Kierujemy się w stronę wieży, po czym zjeżdżamy w dół. Tym razem pokonałam cały zjazd. Udajemy się na Lipówki. Brakuje mi coraz mniej, by pokonać cały podjazd. Z Lipówek zjeżdżamy od drugiej strony niż zwykle, wąską ścieżką, która i tak łączy sie ze zjazdem, którym zwykle jeździmy. Zostaje ostatni cel na dziś - podjeżdżamy jeszcze do stóp Góry Biakło, po czym zjeżdżamy do Sokolich Gór i kierujemy się w stronę asfaltu.
Nadszedł czas powrotu. Kawałek asfaltem, a potem terenem żółtym pieszym, którym jedziemy aż do pożarówki. Lubię ten szlak. Po drodze spotykamy sporo rowerzystów, co rzadko mi się wcześniej zdarzało na żółtym pieszym. Następnie kawałek zielonym rowerowym do torów, na drugą stronę i asfaltem przez Bugaj. Skręcamy w prawo i ścieżką wzdłuż rzeki docieramy na Kucelin. Po drodze zatrzymujemy się niedaleko dworca na Rakowie by urwać trochę bzu, po czym jedziemy już standardowo przez Alejkę Pokoju i Jagiellońską do domu.
Bardzo przyjemne popołudnie. Mam nadzieję, że Pawłowi spodobały się nasze okolice. Przy następnej okazji uderzymy w Sokole Góry. Dziś nie było już czasu na więcej, a i tak było fajnie :)
Rychlebskie ścieżki stały się ostatnio bardzo popularne. W internecie pełno filmików i zdjęć. Korzystając z wolnego dnia i propozycji teamowego wypadu postanowiliśmy wybrać się do Cernej Vody. Razem z nami pojechali jeszcze moi znajomi z Sosnowca. W sumie było nas osiem osób - Emilka i Tomek, oraz część Bikeheadu - Alek, Paweł, Mikołaj, ja i Marcin, a także znajomy Marcina - Tomek.
Już po drodze , gdy byliśmy na A4 na niebie zbierały się chmury i miejscami padało. Po przyjechaniu na miejsce mżyło i było mokro. Jednak nie to było dla nas najgorsze - temperatura spadła do około 6 stopni. Ubraliśmy się w miarę grubo no i po przygotowaniu rowerów ruszyliśmy w drogę.
Na początek ok 6 km podjazdu, w całkiem fajnym terenie. Mniej więcej po 3 km zaczęła się zabawa :D - podjazd trialem Dr. Weissnera. Brdzo fajne single do ćwiczenia równowagi. Padajacy deszcz powodował, że miejscami było bardzo ślisko. Trzeba było uważać na każdym kamieniu, korzeniu, czy każdej kładce. Przyznam, że na dwóch kładkach wymiękłam, i z roweru zeszłam. Pozostałe kładki pokonałam jadąc. Rychleby miały dziś klimat jak z baśni. Cytując Pawła: "Klimat
miały niesamowity od spowitych mgłą lasów po płynące zewsząd potoki
między olbrzymimi głazami, na których porobione były specjalne mostki, aby
można było wjechać rowerem bez zatrzymywania pod strome zbocze góry." Po dotarciu na szczyt obniżamy sztyce, by łatwiej było nam pokonać zjazd. Najciekawszą część zjazdu stanowił bez wątpienia singielek Superflow, na którym było mnóstwo zakrętów i hopek. Udało mi się zjechać bez upadku, z zaledwie jedną podpórką nogą. Po pokonaniu singla czekał nas szybki szutrowy zjazd, na którym Paweł złapał kapcia z przodu i wgiął nieco obręcz. Dalej kawałek asfaltowego zjazdu (na którym strasznie zmarzliśmy) i jeszcze jeden singielek w lesie prowadzący prawie pod sam parking. Już pod sam koniec singla Emilka niespodziewanie wypada z trasy w las, ale na szczęście bez większych kontuzji.
Jeszcze przed singielkiem Dr. Weissnera
Ekipa na jednej z kładek na singielku Na
dole przerwa na gorący posiłek, by się rozgrzać przed kolejną pętelką. Początek tej pętli analogiczny jak wcześniej - najpierw delikatny podjazd, a potem trial Dr. Weissnera. Następnie kawałek po płaskim przez Velrybę, po czym krótszy niż wcześniej, ale nieco trudniejszy zjazd ścieżką nazwaną Proklety. Zjazd zupełnie inny niż poprzedni - sporo dużych kamieni, które po opadach deszczu były bardzo śliśkie. Niektóre odcinki musieliśmy pokonać pieszo. Jechałam na końcu wolniejszym tempem, z oddali słyszałam tylko krzyki "uwaga". Nie wiedziałam o co chodzi, dopóki na kamienistym zakręcie nie zaliczyłam superflowa przez kierownicę :D Na szczęście nic mi się nie stało, więc się szybko pozbierałam i już bez przeszkód pokonałam dalszą część zjazdu, aż do samego parkingu. Końcówka zjazdu to ten sam singielek co wcześniej.
Mapa Rychlebskich ścieżek
Teraz już wiem dlaczego Rychleby są takie
popularne :D Co prawda nie próbowaliśmy dziś najtrudniejszych odcinków (choćby
np zjazdu zwanego Tajemny) gdyż raz, że nie mamy do tego odpowiednich rowerów,
a dwa było miejscami bardzo ślisko, więc mogłoby być zbyt niebezpiecznie. W
każdym bądź razie każdemu kto lubi terenową jazdę zdecydowanie polecam wybrać
się na Rychleby :) Żałować nikt nie powinien. Ja z wielką chęcią wybiorę się
tam kolejny raz :)
1 maja, dzień wolny od pracy, jakże inaczej można go wykorzystać jak nie na wycieczkę rowerową w okolice Lelowa, zaproponowaną przez Darię. Na miejscespotkania - koło Jagiellończyków przybywa aż 10 rowerzystów - oprócz nas meldują się także - Daria z Rafałem, Kasia, Bartek (Mr. Dry), Przemek (seger), Rafik z synem i Gaweł.
Jedziemy na początek przez Kucelin, potem ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana, kawałek terenem wzdłuż torów i przeciwpożarówką. Na końcu pożarówki dołączają do nas Edyta, Andrzej i Jacek - nasz dzisiejszy przewodnik. Jedziemy asfaltem w stronę Sokolich. Przy parkingu chwila przerwy, gdyż czekamy jeszcze na Adama.W pełnym składzie(14 osób) ruszamy dalej.
Postój w Sokolich Górach - fot. by Skowronek
Jedziemy żółtym rowerowym przez Sokole do kapliczki Św. Idziego. Mijamy kapliczkę św. Idziego i zjeżdżamy asfaltem do Zrębic. W Zrębicach skręcamy z asfaltu i jedziemy przez pola i kawałek lasem do drogi na Skowronów. Przecinamy główną drogę na wprost i przy końcu
miejscowości skręcamy w lewo, znów na pola i docieramy do
Czepurki. W miejscowości tej znajduje się bardzo zaniedbany dwór z przełomu XIX i XX wieku. Jest to dawna rezydencja Raczyńskich.
Dawny Dwór Raczyńskich w Czepurce
Dawny Dwór Raczyńskich - fot. by Skowronek
Jedziemy kawałek asfaltem przez Czepurkę, a potem terenem koło Słonkowej Góry i przez Śmiertny Dąb do Sierakowa. Tutaj wyjeżdżamy ponownie na asfalt. Przy końcu miejscowości zjeżdżamy w teren. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę przy rzece Kozyrka i jedziemy dalej terenem do Konstantynowa. Następnie asfaltem przez Konstantynów i Skrajniwę do Podlesia. Znajduje się tutaj kościół Św. Idziego z 1728 roku. Niestety zamknięty, więc możemy zobaczyć do tylko z zewnątrz. Tutaj odłączają się od reszty ekipy Adam, Przemek i Rafał z synem, gdyż czas ich goni i muszą już wracać. Z resztą ekipy robimy jeszcze postój przy sklepie, po czym ruszamy dalej.
Kościół Św. Idziego w Podlesiu
Takie tam przed sklepem w Podlesiu - fot. by Skowronek
Podążamy dalej kawałeczek asfaltem, a potem terenem do Mełchowa, gdzie ponownie wyjeżdżamy na asfalt. Udajemy się do mogiły powstańców poległych
30 września 1863 r. Każdy sęk na krzyżu mogiły, górującym nad drogą, oznacza jednego poległego w bitwie powstańca. Nieopodal mogiły znajduje się również znana w okolicy Aleja Orzechowców. Podobno wiele osób przybywa tu jesienią na zbieranie orzechów włoskich.
Z Darią i Bartkiem na Alei Orzechowców
Następnie jedziemy terenem obok stawów hodowlanych do Bogumiłka, gdzie znajduje się dwór z XIX wieku. Jest odnowiony i obecnie mieści się w nim ośrodek szkolno-wychowawczy. Do takiej szkoły zapewne chodziłabym z wielką przyjemnością :D
Dwór i szkoła w Bogumiłku fot. by Skowronek
Po obejrzeniu szkoły podążamy do pobliskiego młyna. O dziwo ten drewniany młyn, znajdujący się nad rzeką Białka Lelowska w dalszym ciągu pracuje. Całkiem przyjemna okolica. Nad rzeczną znajduje się nawet skrawek plaży, gdzie zapewne latem przybywają miejscowi pragnący schłodzić się w upalne dni.
Ekipa przed Młynem w Bogumiłku
Z Darią przed młynem w Bogumiłku
Młyn w Bogumiłku - fot. by Skowronek
Mechanizm do spiętrzania wody na rzece Białka - fot. by Jacek
Spiętrzona Białka Lelowska
Podążamy wzdłuż rzeczki by dotrzeć do kolejnego młynu w Białej Wielkiej. Budynek równie interesujący jak poprzedni młyn. Zatrzymujemy się na chwilę koło młynu na przerwę śniadaniowo - obiadową, po czym podążamy kawałek asfaltem do pałacu Zwierkowskich. Niestety pałac bardzo zaniedbany.
Rocky koło młynu w Białej Wielkiej
Na mostku w Białej Wielkiej - fot. by Skowronek
Zaniedbany pałac Zwierkowskich w Białej Wielkiej
Chwila przerwy koło pałacu
Uschnięte drzewo w pobliżu pałacu
Następnie podążamy asfaltem przez Zbyczyce do Lelowa. Na początek odwiedzamy cmentarz żołnierzy poległych w Kampanii Wrześniowej w 1939 roku.
Potem jedziemy na rynek, gdzie zatrzymujemy się przy pomniku Kazimierza Wielkiego, po czym zmierzamy do grobu cadyka Dawida Biedermana. Udaje nam się wejść do
środka, trafia się nawet przewodniczka, która opowiada nam nieco o cadyku. Zostajemy też oprowadzeni po synagodze i mykwie.
Pomnik Kazimierza Wielkiego na rynku w Lelowie
Grób Cadyka w Lelowie - fot. by Skowronek
Kolejny cel to odszukanie miejsca, w którym dawniej stał lelowski zamek. Niestety zamek został zniszczony podczas "potopu szwedzkiego",
później odbudowany, lecz pod koniec XVIII wieku popadł w ruinę. W XIX został
całkowicie rozebrany a na jego miejscu powstał cmentarz. Strome wzgórze
od razu przykuwa uwagę.Chcieliśmy jeszcze znaleźć źródło szczelinowe nad rzeką Białką, lecz niestety się tym razem sie nie udało. Nadszedł czas na obiad :D Udajemy się do znanej w okolicy Restauracji Lelowianka. Niektórzy próbują żydowskich przysmaków, innym wystarczają zwykłe fast foody.
Odpoczęliśmy, napełniliśmy żołądki i nadszedł czas powrotu. Po drodze jeszcze kilka atrakcji. Podążamy asfaltem do Turzyna, by zobaczyć dwór z XIX wieku. Obecnie jest w rękach prywatnych, pięknie odnowiony. Potem jedziemy jeszcze dalej asfaltem odwiedzić źródła Halszki. Bardzo urokliwe
miejsce, ciche, spokojne, w rzeczce obok źródełek pływają
małe kaczątka. Do samych źródełek prowadzi bardzo fajny, choć króciutki terenowy zjazd.
Dworek w Turzynie
Źródełka Halszki
Kaczuszki na źródełkach
Następnie czeka nas dość długi odcinek asfaltowy prowadzący przez Ślęzany, Dąbrowno, Mzurów do Bystrzanowic Dworu. na sam koniec długi i szybki zjazd :) W Bystrzanowicach zwiedzamy jeszcze bardzo piękny Wąwóz Międzygórze. To ostatnia atrakcja dzisiejszej wycieczki.
W Wąwozie Międzygórze
Kierujemy się już w stronę Częstochowy. Jedziemy asfaltem przez Gorzków Stary, Nowy i Ludwinów. Dalej terenem czarnym rowerowym do Ostrężnika, kawałek asfaltem, szlakiem żółtym rowerowym obok stawu Amerykan do Złotego Potoku. Następnie Aleją Klonową i niebieskim rowerowym do Pabianic i dalej terenem żółtym rowerowym do Zrębic. Kawałek asfaltem i potem terenem czerwonym rowerowym. Następnie znów asfaltem przez Przymiłowice do Olsztyna. Tutaj żegnamy Edytę i Andrzeja. Jedziemy terenem przez Górę Ostrówek i asfaltem przez Skrajnicę. Tutaj czeka na nas niespodzianka w postaci zerwanego asfaltu. Dalej rowerostradą. Na końcu żegnamy Jacka, który odbija pożarówką do domu. Docieramy terenem do torów i tutaj rozstajemy sie z Gawłem i Bartkiem. Podążamy przez lasek, potem asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1, gdzie odłącza sie od nas Kasia. Na Błesznie żegnamy jeszcze Skowronków i wracamy do domu.
Pierwszomajowa wycieczka była bardzo fajna :) Pogoda dopisała tak bardzo, że tylko czekać aż skóra zacznie schodzić z rąk i nóg na skutek nadmiernej ilości promieni słonecznych :D Sporo dziś było nowych miejsc i ciekawostek, o istnieniu których nawet nie miałam pojęcia.
Świąteczne obżarstwo czasna chwilę przerwać :D Zatem przed obiadem udajemy się na wycieczkę ze Skowronkami. W planie było zahaczenie o Góry Gorzkowskie, ale z powodów czasowych musimy z Alkiem wcześniej wycieczkę zakończyć. Ale może od początku.
Przyjeżdżamy pod Jagiellończyków, po chwili dojeżdżają Skowronki. Przybywa także Bartek swoją szosą, dlatego też tylko kawałek nam towarzyszy. Ale na dzień dobry jak przystało na lany poniedziałek polewa nas wodą z psikawki :D Jak mogliśmy tego nie przewidzieć i się nie przygotować na kontratak :D Hańba. Zanim ruszamy w drogę mija nas jeszcze rodzinka Głodów - Helenka, Kasia i Krzysiek, których również Bartek wcześniej polał. Po kilku minutach ruszamy w drogę.
Na początek standardowo Alejką Pokoju, gdzie mija nas Piter atakując wodą z pistoletu Skowronków i Bartka, a później asfaltem przez Kucelin i koło Guardiana. Niedaleko nastawni rozstajemy się z Bartkiem i we czwórkę jedziemy wzdłuż torów do przeciwpożarówki. Na asfalcie przy końcu pożarówki czeka na nas Jacek. Dalej jedziemy już w piątkę. Terenem żółtym rowerowym przez Sokole Góry do Kapliczki Św. Idziego.
Przed kapliczką Św. Idziego
Kapliczka Św. Idziego
Następnie kawałek asfaltem i koło kościoła w Zrębicach w lewo na żółty rowerowy, którym docieramy do Pabianic. Tutaj kawałek asfaltem. Po drodze zostajemy dwukrotnie polani z pistoletów na wodę. I to w najmniej oczekiwanym momencie :D Najpierw polewa nas pasażer mijającego nas auta, a później kobieta wysiadająca z innego auta, zaparkowanego przy drodze. Z uśmiechem jedziemy dalej.Skręcamy w lewo w teren na niebieski rowerowy. Na Alei Klonowej krótka przerwa na kilka zdjęć.
Daria i Jacek na Alei Klonowej
Na Alei Klonowej
Ze Skowronkami na Alei Klonowej
Następnie jedziemyAleją Klonową do Złotego Potoku, na trochę dłuższą przerwę w parku przy dworku Krasińskich. Tutaj żegnamy Skowronków i Jacka, gdyż niestety musimy wracać już do domu.
Przed dworkiem Krasińskich
Z Darią przed dworkiem Krasińskich
Kaczucha
Przed dworkiem Krasińskich
Na początek analogicznie jak wcześniej, Aleja Klonowa, niebieski rowerowy, asfaltem przez Pabianice i żółty rowerowy do Zrębic. Od Zrębic nieco inaczej. Asfaltem zielonym rowerowym w stronę Biskupic, a potem chcąc zobaczyć podjazd o którym mówiła Daria terenem zielonym pieszym do Sokolich Gór. Dalej żółtym pieszym przez Sokole do Olsztyna i dalej również żółtym pieszym do pożarówki. Następnie terenem do torów, przez lasek i asfaltem przez Bugaj. Na asfalcie podkręcam na chwilę tempo do 40 km/h, jednak zamknięty przejazd nas hamuje. Za przejazdem już tylko przez Michalinę do DK1 i przez Błeszno do domu.
Błękit nieba na żółtym pieszym
Dzisiejsza wycieczka była idealną odskocznią od świątecznego przejedzenia :D Pogoda znakomita, towarzystwo także. Czego więcej chcieć :D Może jedynie więcej takich wypadów. W domu byliśmy na czas, punkt 13, ani minuty spóźnienia, szkoda jedynie, że nie mogliśmy uczestniczyć w całej wycieczce.
Jaja z rana poświęcone, więc przed obiadem czas na rower :D Chcieliśmy z Alkiem pojeździć dzisiaj trochę w terenie, więc zdecydowaliśmy się na tour de pobliskie pagórki.
Na
początek przez osiedle, Alejką Pokoju i przez Kucelin do Legionów.
Skręcamy w prawo do kamieniołomu Prędziszów. Chciałam pokazać Alkowi
słynną ściankę, ale niestety nie trafiłam tam, więc objechaliśmy jedynie
kamieniołom górą, kamienistą ścieżką tuż przy zboczu, po czym
zjechaliśmy z powrotem do Legionów. Następnie podjazd na Ossona. Odkąd
nie mam rogów w Rockym ciągle w tym samym miejscu kończę podjazd. Trzeba
będzie poćwiczyć.Wdrapujemy się na górę i zjeżdżamy singielkiem w dół. Chłopaki porobili sobie hopki do downhillu, wiec zjazd jest bardziej wymagający.
Podjazd na Ossona
I zjazd
Następnie zjeżdżamy do czerwonego rowerowego i kierujemy się w stronę Zielonej Góry. Na Zielonej podjazd, a częściowo podejście i potem zjazd z powrotem do czerwonego szlaku.
Zjazd z Zielonej Góry
Dalej
kawałek asfaltem przez Kusięta i koło szkoły w prawo w teren w stronę
Towarnych. Podjeżdżamy pod jaskinię i zjeżdżamy na polankę. Na Towarne
podjeżdżamy łatwiejszym podjazdem. Pierwszy raz udało mi się dziś
wjechać na sam szczyt, a później pokonać cały zjazd. Asfaltem docieramy
do Olsztyna. Mieliśmy w planie pokręcić się trochę po zamku, ale na
bramie stał Pan 3,50 - tak kiedyś nazwali go moi znajomi z Dąbrowy -
więc odpuściliśmy dziś zamek i udaliśmy się na Lipówki.
Rocky na Lipówkach
Rocky z nieco innej perspektywy
Na
Lipówkach chwila przerwy, a potem zjazd w stronę Biakła. Objechaliśmy
Biakło dołem i zjechaliśmy singlem w kierunku Sokolich. Czas gonił, więc
podjechaliśmy z powrotem na Lipówki i zjechaliśmy singielkiem między
skałami do asfaltu niedaleko Leśnego.
Alek przed Górą Biakło
I jeszcze ja :D
Kawałek asfaltem i potem skręcamy
w prawo w teren na żółty pieszy. Żółtym dotarliśmy do przeciwpożarowki.
Następnie terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj i ścieżką
wzdłuż rzeki na Kucelin. Asfaltem do Alejki Pokoju i dalej już prosto
do domu.
Bardzo fajna przedświąteczna przejażdźka, a w
zasadzie mały terenowy trening. Ciepło i słonecznie. Wiosna w pełni :)
Po takim wypadzie będzie można się teraz trochę poobjadać świątecznymi
smakołykami :D
W tym roku Bikehead nastawił się na maratony organizowane przez Grabka. Dziś nadszedł czas na pierwszy w tym roku wyścig z cyklu Bike Maraton - w Miękini koło Wrocławia. Oby tylko 13ty nie okazał się pechowym rozpoczęciem sezonu :D W zeszłym roku startowałam w Powerade na dystansie mega, a w tym zdecydowałam się na generalkę na dystansie mini.Jedynie w Miękini miałam na uwadze wystartować na mega, gdyż kusił mnie przejazd przez dziedziniec zamku na wodzie, ale z uwagi na nie najlepsze samopoczucie pojechałam ostatecznie mini.
Start miał odbyć się o 11, ale z uwagi na sporą liczbę osób (około 2 tyś zawodników) start przesunął się prawie o godzinę. Startowałam z szóstego sektora, razem z Patrycją i Rafałem. 3... 2... 1... i start :D Początek asfaltem, później terenem. Praktycznie całe 8 km po płaskim. Cały czas szybkie tempo. Jedziemy w sumie razem z Patrycją, którą ciągne na kole. Na 7 kilometrze nagle ni stąd ni zowąd spada mi licznik. 13ty... jednak musiał być pechowy. Nagłe zatrzymanie na boku, podczas którego poznałam nieznaną mi wcześniej siłę przedniego hamulca i odwrót w tył po zgubę. No to straciłam trochę czasu. Licznik już mam, więc gonię za Patrycją. Po jakimś kilometrze już jestem tuż za nią. Wyprzedzam ją i jedziemy jak poprzednio. Pierwszy "większy" podjazd na około 12 km, a prawie większość zawodników podchodzi na nogach. Przeciskam się bokiem i udaje mi się podjechać. Odwracam sie, ale Patrycji za mną nie ma, szkoda :( Jadę więc dalej samotnie. Na jakimś 15 km jedyny jak się później okazało fajny zjazd na dystansie mini. Byłby w całości do zjechania, gdyby nie stworzy się ogromny zator. Niestety trzeba było zejść z buta :( Dalej znów płasko, no i przed bufetem na około 16 km kolejny podjazd. I znów prawie wszyscy na nogach... na szczęście przeciskam się ponownie bokiem i pokonuję podjazd jadąc. Szybki zjazd i później już po płaskim do mety. Kilometr przed metą rozjazd mini - mega. Z jednej strony myśli w głowie - jedź mega, zobaczysz zameczek, z drugiej - a co jak nagle zacznie znów boleć brzuch jak całe wczorajsze popołudnie? Rozsądek wziął górę i zjechałam na metę. Tuż przed metą jeszcze rywalizacja z innym zawodnikiem i koniec wyścigu :D
Tuż za startem
Omijam kałużę :D
Gdzieś na trasie maratonu
Ci co szli fotkę mają :D ja jechałam i załapałam sie tylko na róg kadru :D
Na trasie
Jeszcze jedna fotka z trasy
Wynik maratonu - miejsce 5 z 43 w kategorii K2 Mini, 266 z 801 w Open Mini. Wynik jak dla zaskakujący i zadowalający, nie spodziewałam się takiego :) Do czwartej zawodniczki straciłam 20 sekund, a do drugiej 2 minuty. Kto wie czy nie byłoby szansy na lepszą pozycję, gdyby nie ten nieszczęsny licznik.
Umówiliśmy się dziś na Pogorii trzeciej ze znajomymi z Sosnowca - tj. z Emilką i Tomkiem na krótki trening przed jutrzejszym maratonem w Miękini. Dawno razem nie jeździliśmy, a że akurat trafiła się okazja trzeba było ją wykorzystać.
Z Pogorii trójki jedziemy najpierw kawałeczek asfaltowo wzdłuż brzegu zbiornika, a później terenem wokół Pogorii IV. Pewien odcinek terenowo jedzie z nami dwójka znajomych chłopaków z Banimexu, ale później rozjeżdżamy się każdy w swoim kierunku. Docieramy do Ujejsca. Kawałek asfaltem, a później prawo w teren. Robimy pętelkę po Wzgórzach Trzebiesławickich (zwanych zwyczajowo Bukową Górą), częściowo po trasie Skandia Maratonu. Fajne tereny do treningu. Po pokonaniu pętli wracamy asfaltem przez Ujejsce, a później analogicznie jak wcześniej terenem wzdłuż Pogorii IV, i później asfaltem przy Pogorii III.Przy molo rozstajemy się z Emilką i Tomkiem i wracamy do domu standardową trasą.
Pogoda dziś dopisała. Towarzystwo także, więc wypad uważam za udany. Jutro pierwszy wyscig z cyklu Bike Maraton. Oby pogoda również była tak łaskawa jak dziś :)
Planowaliśmy sobotnią wycieczkę ze Skowronkami, ale niestety tym razem się nie udało. Nie chcieliśmy zmarnować tak pięknej pogody, więc postanowiliśmy wybrać się na rower w niedzielę. Jako cel wybraliśmy Złoty Potok z nastawieniem na jazdę terenem.
Początek jazdy to standard przez osiedle, Alejkę Pokoju i Kucelin. Dalej ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj, kawałek asfaltem, przez lasek do torów, po czym żółtym pieszym do Olsztyna. Żółty pieszy stopniowo robi się coraz bardziej piaszczysty. Miejscami trudno przejechać.
Na żółtym pieszym
Pomyśleć, że kiedyś był tutaj las...
Przeprawa przez piaskownicę na szlaku
Dalej jedziemy przez Sokole Góry trzymając się cały czas szlaku żółtego rowerowego. Przy Kapliczce Św. Idziego robimy postój na kilka zdjęć. Przy okazji Alek modyfikuje mi nieco ustawienie kierownicy.
Nasze rowerki przy Kapliczce Św. Idziego
Takie tam pozowane przy kapliczce
W końcu jaką mamy porę roku? Zimę, wiosnę, czy jesień?
Po przerwie dalej w drogę. Kawałeczek asfaltem i koło kościoła w Zrębicach w lewo w teren. Szlakiem zółtym pieszym do Pabianic, kawałeczek asfaltem i następnie znów terenem niebieskim pieszym i Aleją Klonową do Złotego Potoku. Na niebieskim pieszym błoto już obeschło, więc jechało się bardzo fajnie. Od Złotego Potoku kawałek asfaltem, a potem ponownie terenem żółtym pieszym obok stawu Amerykan do Groty Niedźwiedziej, przy której kolejny postój.
Alek przed Grotą Niedźwiedzią
Przed Grotą Niedźwiedzią
Jedziemy dalej szlakiem ku źródłom - żółtym / zielonym rowerowym mijając po drodze amfiteatr i źródełka. Potem jeszcze kawałeczek asfaltem i docieramy do Bramy Twardowskiego. Tutaj zatrzymujemy się na dłużej, by coś zjeść. Przy okazji wdrapujemy się też na Bramę Twardowskiego. Podczas schodzenia z góry uderzyłam butem o gałąź. Przez moment czułam tak mocny ból dużego palca, że nie mogłam ustać na nodze. Na szczęście mój bohater szybko przybiegł mi na pomoc :) Po kilku minutach byłam już zdolna do jazdy.
Przed Bramą Twardowskiego
Mój mężczyzna przed Bramą Twardowskiego
Przylaszczki
Jeszcze fotka na bramie
Po terenowym zjeździe z Bramy Twardowskiego postanowiliśmy jechać asfaltem przez Siedlec i Krasawę do Zrębic. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Pustynię Siedlecką. Zrobiliśmy kilka fotek i przy okazji mogliśmy pośmiać się z gościa, który zakopał się autem w piachu. To chyba kara za to, że chwilę wcześniej chciał nas wyprzedzać gdy skręcaliśmy w lewo. Wyglądał jakby był zdziwiony, że na pustyni jest piach :D
Nasze rowerki na Pustyni Siedleckiej
Za Krasawą poczułam nagły przypływ energii :D Nawet Alek był zdziwiony, że tak szybko zasuwałam pod górkę w Zrębicach. To chyba dzięki wiatrowi, który wreszcie zaczął wiać nam w plecy. Od Zrębic jedziemy terenem czerwonym rowerowym, potem kawałek asfaltem przez Przymiłowice-Kotysów i znów terenem czerwonym rowerowym do zamku w Olsztynie. Dojazd na ruiny od tej strony jest miejscami zapiaszczony. Na zamku robimy sobie mały trening - podjazd i zjazd pod samą wieżę. Idzie mi coraz lepiej. Szersza kierownica e Rockim naprawdę pomaga na zjazdach :)
Ruiny zamku w Olsztynie
Alek przed ruinami zamku w Oslztynie
Podjazd na ruiny zamku
Z wieża w tle
Mój siłacz :*
Zjazd z zamku
To tyle atrakcji na dziś. Czas wracać. Najpierw przez rynek w Olsztynie, a potem terenem przez Górę Ostrówek (na szczycie mijamy Bartka z kolegą odpoczywających na trawce) i dalej terenem przez Skrajnicę. Przecięliśmy asfalt prowadzący do stacji benzynowej i pojechaliśmy
prosto lasem aż do przeciwpożarówki, wyjechaliśmy tuż przy początku
rowerostrady. Następnie terenem do torów (przed torami ponownie spotykamy się z Bartkiem i jego kumplem). Dalej przez lasek do Bugaja, kawałek asfaltem, po czym ścieżką wzdłuż rzeki. Następnie asfaltem przez Kucelin i Alejką Pokoju. Zahaczamy jeszcze o myjkę koło Lidla i potem już przez osiedle do domu.
Dzisiejszą wycieczkę zaliczam do udanych :) Pogoda jak na rower idealna. Początkowo nie mogłam się rozkręcić, w dodatku jazdę utrudniał wiatr w twarz. Na szczęście od Ostrężnika jechało mi się o wiele lepiej. Nasza Jura jednak ma w sobie to coś, co potrafi sprawić, by człowiek był szczęśliwy :)
Wybraliśmy się dziś na krótki terenowy trening razem z chłopakami z grupy Częstochowskich Wypadów Rowerowych. Umówiliśmy się z nimi na Górze Ossona. Zastanawialiśmy się do ostatniej chwili czy jechać, gdyż jak wstaliśmy drogi były mokre i obawialiśmy się co będzie w terenie, ale postanowiliśmy się ruszyć. Na miejsce spotkania dojechaliśmy przez Aleję Pokoju, Kucelin, Odlewników i Legionów.
Chłopaków jeszcze nie było, więc postanowiliśmy trochę potrenować samemu. Pierwsza próba podjazdu w moim wykonaniu nieudana, ale druga już poszła bez problemu. W między czasie na Ossona przybył jeszcze Arecki i postanowił, że dalej pojedzie z nami. Po chwili dojechali pozostali - Piksel, Rafał i Oskar. Ruszyliśmy dalej. Na początek wdrapaliśmy się na sam szczy Ossona, by zjechać z niego chyba najbardziej stromym zjazdem, zwieńczonym na końcu wyskokiem z betonowych płyt. Oczywiście chłopaki zjechali, ja spokojnie zeszłam :D Dalej już normalny zjazd i czerwonym rowerowym w stronę Kusiąt. Skręcamy w prawo w kierunku Zielonej Góry. Już podczas podjazdu podzieliliśmy się na dwie grupki, częsć podjechała bardziej stromym podjazdem, a część (w tym ja) łagodniejszym. Zjazd podobnie, część chłopaków postanowiła zjechać bardziej ostrym zjazdem, a ja i Oskar pojechaliśmy łagodniejszym zjazdem. Spotkaliśmy się na dole.
Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i koło szkoły w prawo w teren. Ledwie zjechałam z asfaltu i spadł mi łańcuch, podczas redukcji przełożenia w przedniej przerzutce. Chłopaki odjechali do przodu, ale udało mi się ich w miarę dogonić. Skierowaliśmy się terenem w stronę Towarnych, Chłopaki pojechali koło jaskini, ja wybrałam ścieżkę prowadzącą dołem. Poczekałam chwilę na polance, po czym chłopaki podjechali na szczyt między skałami, a ja pojechałam dookoła. Początek zjazdu również odpuściłam, i dopiero po kilku metrach zjechałam.
Wyjechaliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do Olsztyna, gdzie od razu skierowaliśmy się na zamek. Pod sam zamek nie udało mi się podjechać, ale i tak podjechałam dużo dalej niż zwykle. Gdy byliśmy już na górze okazało się, że Oskar został na dole, gdyż zerwał łańcuch. Gonił nas niestety czas, więc zdecydowaliśmy, że odłączymy się od chłopaków i udamy się już w drogę powrotną. Taką samą chęć wyraził także Arecki.
Zjechaliśmy z zamku tą samą drogą. Dalej kawałek asfaltem i znów terenem przez Górę Ostrówek i przez Skrajnicę. Przecięliśmy asfalt prowadzący do stacji benzynowej i dalej prosto lasem aż do przeciwpożarówki, wyjechaliśmy tuż przy początku rowerostrady. Następnie terenem do torów, przez lasek, po czym asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny. Przy DK1 rozdzielamy się i Arecki jedzie prosto, a my w lewo i przez Błeszno do domu.
Zdjęć z dzisiejszego wypadu brak. Pomimo tego, że nad ranem padało, wróciliśmy do domu dużo mniej ubłoceni niż po ostatnim wypadzie do Złotego Potoku. Całkiem fajny trening przed jutrzejszym maratonem :)
W planie na dziś była piesza wycieczka razem z Gawłem, Bartkiem i Rafałem i ognisko. Plany jednak nieco się pozmieniały, gdyż nie dalibyśmy rady na 8,30 być na dworcu PKP. Zatem postanowiliśmy razem z częścią ekipy Jura Bike i Pikselem wybrać się na rowerach do Sokolich Gór, a przy okazji dotrzeć na ognisko rozpalone przez chłopaków. Myśli w głowie się kłębiły - jechać, czy nie jechać, ale pomimo mrozu i oblodzonych dróg stawiliśmy się pod skansenem punktualnie o 11.
Jedziemy najpierw przez Kucelin, a potem ścieżką wzdłuż rzeki i koło Guardiana. Od samego początku trzeba uważać, bo miejscami jest ślisko i to bardzo. Dalej kawałek terenem do rowerostrady i przez rowerostradę do
Skrajnicy, gdzie skręcamy w lewo w teren. Mijamy kapliczkę i kierujemy się dalej terenem przez Górę Ostrówek do Olsztyna. Jeszcze przed ową górką koło ślizga mi się na lodzie i ląduję na glebie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej. W przerwie na zrobienie kilku fotek okazuje się, że Alek zostawił gdzieś w śniegu okulary. Reszta ekipy zjeżdża już do asfaltu i tam na nas czekają. Na zjeździe najpierw Piksel, a zaraz za nim Rafał zaliczają glebę. Okulary szybko się znalazły i dojeżdżamy do reszty ekipy, po czym kierujemy się w stronę leśnego, gdzie Aga zostaje na
herbatce, a my jedziemy na pętelkę w Sokole Góry.
Widok za zamek w Olsztynie
Z Agą gdzieś w pobliżu Góry Ostrówek
Drzewa pokryte śniegiem
Zmrożone trawy
Na początku jedziemy przez Sokole Góry żółtym szlakiem rowerowym, a potem wspinamy się pod Puchacz, prowadząc rowery. Następnie Piksel prowadzi nas nową ścieżką wytyczoną niedawno przez chłopaków z Grupy Częstochowskich Wypadów Rowerowych z FB. Ową ścieżkę, która prowadziła po pokrytych śniegiem kamieniach, liściach, pokonujemy częściowo jadąc, a częściowo prowadząc rowery. Niektóre zjazdy sprawiły chłopakom sporą frajdę. Ja starałam się jechać dosyć asekuracyjnie.
Nie wszędzie dało radę wjechać :D
Krótki postój w Sokolich Górach
W Sokolich Górach
Następnie wracamy asfaltem do
Leśnego. Agi już nie ma, ale po telefonie od Rafika, postanawia do nas wrócić. W międzyczasie telefonuję do Gawła zapytać jak ognisko, ale okazuje się, że dobiega już końca, więc nie ma sensu już tam jechać. Szkoda, może następnym razem się uda. Po ogrzaniu się czas wracać do domu.najpierw asfaltem w stronę Skrajnicy. Asfalt oblodzony, więc nie obyło się bez upadków. Pierwsza na lodzie ląduje Aga, potem Rafał, a zaraz za nimi ja. Górę Ostrówek tym razem udaje się nam pokonać bez upadków. Dalej jedziemy ponownie terenem przez Skrajnicę. Na zjeździe kawałek za kapliczką upada jeszcze Alek. Na szczęście wszystkie upadki nie były groźne. Przecinamy asfalt prowadzący do rowerostrady i jedziemy dalej terenem przez las, i dojeżdżamy do przeciwpożarówki. Jedziemy do początku rowerostrady, dalej terenem do torów, singielkiem przez lasek, potem asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Każdy rozjeżdża się w swoją stronę.
Dawno nie jeździłam po śniegu, a tym bardziej po lodzie. O ile w tym wypadku można nazwać to jazdą. Cóż, zima nadeszła :D Fajnie było się trochę poruszać i spędzić czas w miłym towarzystwie. Dziękuję wszystkim za wspólną jazdę :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.