Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2012

Dystans całkowity:859.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:42:55
Średnia prędkość:19.23 km/h
Maksymalna prędkość:50.90 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:50.56 km i 2h 40m
Więcej statystyk

Wieczorowo dawnymi ścieżkami

Piątek, 16 marca 2012 · Komentarze(3)
Popołudnie w dniu dzisiejszym było tak piękne, że pomimo wcześniejszych planów zrobienia sobie dnia odpoczynku od roweru postanowiłam choć na chwilkę się przejechać, szkoda było siedzieć w domu. Szybko namówiłam również Roberta no i w drogę.

Dawno nie jeździłam starymi dobrze mi znanymi trasami, po których za młodych lat prowadził mnie mój tata. Przy okazji pokazałam Robertowi dróżki, których on nie znał.

Początkowo chciałam jechać przez lasek za torami do ogródków działkowych na Starym Błesznie, ale z uwagi na to, że ten lasek nawet latem jest podmokły to dziś było tam jedno wielkie bagno. Po paru metrach uznałam, że lepiej będzie na asfalcie. Pojechaliśmy przez Wypalanki, Sabinów, zboczyliśmy na chwilkę na tyły cementowni, jednak było sporo błota, więc wróciliśmy na asfalt. Dalej przez Brzeziny Kolonia, Wrzosową na Stare Błeszno. Jeszcze mieliśmy trochę czasu więc dalej przez Bugaj, na ścieżkę wzdłuż rzeki, dookoła do zbiornika huty, chwila przerwy i z powrotem. Obok skansenu przez Raków do domku.

Wieczór bardzo cieplutki jak na marzec, jeździło się wspaniale. Cieszę się, że jednak zdecydowałam się wyjechać choć na parę km :)

Gdzieś w drodze z zaskoczenia:


Nad zbiornikiem huty tuż po zmroku:

Wiosenna wycieczka do Olsztyna

Czwartek, 15 marca 2012 · Komentarze(4)
Grzechem byłoby nie wykorzystać dzisiejszej pięknej wiosennej pogody, dlatego razem z STi postanowiliśmy pojechać terenem do Olsztyna. Ostatnio było kilka wycieczek po szosie, więc odmiana była potrzebna :)

Przez Błeszno pojechaliśmy asfaltowo do Bugaja, gdzie odbiliśmy w teren na zółty pieszy. Na leśnych ścieżkach ciągle miejscami sporo błota i piachu. Ciepło, coraz więcej zieleni, aż przyjemnie było jechać w terenie :) Ze szlaku wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed Olsztynem. Chcieliśmy odpocząć na zamku, ale prawie z każdej strony jakieś roboty drogowe. Pojechaliśmy przez rondo drogą na Janów z boku zamku i tam relaksowaliśmy się na ławeczce podziwiając ruiny.

Przyjemnie się odpoczywało, jednak z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej i zaczęło trochę wiać, więc zebraliśmy się z powrotem. Terenowo przez Skrajnicę, następnie rowerostradą, przez lasek do Bugaja i asfaltem przez Błeszno do domu.

Pogoda coraz lepsza, coraz więcej słonka - wiosna nadchodzi wielkimi krokami, oby tak dalej :) Od razu pojawia się uśmiech na twarzy :)

Takie ładne iglaki :)


na żółtym pieszym:


Odezwały się młodzieńcze wybryki :D


Dla takich widoków warto jeździć:


relaks pod zamkiem:

Szybki spontan do Olsztyna, a później kilka km po mieście

Poniedziałek, 12 marca 2012 · Komentarze(9)
Maciek (na forum jako CSA) zaproponował mi wczoraj spokojną wycieczkę. Na miejscu spotkania pod skansenem zadecydowaliśmy, że Olsztyn asfaltem będzie w sam raz, na krótką i spokojna jazdę. Nie przeszkodził nam nawet wiejący wiatr i mżawka :D

Pojechaliśmy całkowicie asfaltowo, od skansenu, przez Hutę, Kusięta do rynku w Olsztynie. Jak na "spokojną" wycieczkę to tempo do Olsztyna było dla mnie szokiem - dojechaliśmy ze średnią 21,89 :D Posiedzieliśmy chwilę w knajpie pod zamkiem i ruszyliśmy z powrotem. Troszkę z tempem odpuściliśmy, żeby się nie zajechać. Najpierw błotny podjazd pod Skrajnicę, potem asfaltem, rowerostradą, znów odcinek po błocie do asfaltu przed hutą. Przy Rejtana Maciek pojechał w swoją stronę, a ja do Roberta (bo zgadaliśmy się, że skoczy ze mną na miasto). Bilans wyprawy do Olsztyna - 33,51 km, średnia 20,73 :D Szok, nie sądziłam, że uda mi się w ogóle to osiągnąć. Fakt, że na asfalcie jest prościej, ale i tak uważam to za duże osiągnięcie.

Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy z STi przez miasto do BDC Bike obejrzeć ramę. Coraz bardziej zaczynało padać więc szybko do domku się wysuszyć. Denerwują mnie ludzie, którzy nie zwracają uwagi na to gdzie łażą - inaczej tego nazwać się nie da. Niewiele mi dziś brakło do rozjechania pewnego faceta, który wlazł mi wprost pod koła przy przejeździe rowerowym przez aleję Jana Pawła.

Dzisiejszy dzień również jest dla mnie motywacją, by nie przestawać w dążeniu do zamierzonych celów i z konsekwencją je realizować :)

błotko na końcu rowerostrady:

Asfaltem do Poraja i Olsztyna - a wiatr chciał mnie porwać

Niedziela, 11 marca 2012 · Komentarze(5)
Na niedzielne przedpołudnie zaproponowałam na CFR wycieczkę do Poraja. Chętni na wspólną jazdę mieli przybyć pod skansen na Rakowie. Rano troszkę padało, ale na szczęście tuż przed wyjazdem wyjrzało słońce :) Poza mną na miejscu spotkania zjawili się również GAWEŁ, Piksel i STi. Uznałam, że skoro wczoraj było sporo terenu, to dziś będzie wycieczka asfaltowa - nie było sprzeciwu, więc ruszyliśmy w drogę.

Spod skansenu pojechaliśmy w stronę huty. Odbiliśmy na ścieżkę wzdłuż rzeki, która zaprowadziła nas na Bugaj. Następnie dojechaliśmy do Słowika. Dalej pognaliśmy asfaltem przez Nową Wieś, Poczesną, Wanaty, Jastrząb do samego Poraja. Chwila wytchnienia nad zalewem, kilka zdjęć, krótki odpoczynek w lesie i jedziemy dalej. Było jeszcze wcześnie, więc stwierdziliśmy, że zahaczymy przy okazji Olsztyn. Asfaltem przez Choroń, Biskupice dotarliśmy do celu. W miejscu gdzie dawniej był rynek Piksel odłączył się od nas, a my zatrzymaliśmy się na chwilę w knajpie pod zamkiem. Uzupełniliśmy płyny i ruszyliśmy z powrotem. Terenowy podjazd na Skrajnicy, następnie asfaltem przez Skrajnicę i rowerostradą do torów. Dalej ścieżką przez lasek do Bugaja, asfaltem do przejazdu kolejowego, obok Michaliny do Błeszna i do domu.

Biorąc pod uwagę zmęczenie po dniu poprzednim i zaledwie trzy godziny snu jechało mi się dziś wyjątkowo dobrze. Do Poraja średnia prędkość jazdy mile mnie zaskoczyła - wyniosła 21,4 km/h. W dalszej części wycieczki jazdę zaczął utrudniać silny wiatr, towarzyszący nam w zasadzie aż do domu. Dwa dość ciężkie dla mnie podjazdy w Choroniu i Biskupicach w rezultacie obniżyły całościową średnią. Na zjeździe z górki w Biskupicach miałam wrażenie, że podmuchy wiatru porwą mnie razem z rowerem.

Pomimo wszystkich przeciwności mogę śmiało napisać, że jestem z siebie dumna po dzisiejszym dniu :) Ten dzień jest dla mnie sporą motywacją do nieustannej walki z własnymi słabościami i motywacją do dalszego rozwoju.

Gaweł testujący mój rower, a w zasadzie przerzutkę, którą od niego dostałam:


Ekipa w Poraju:


Nad zalewem:

Na zachód - Kamyk polnymi ścieżkami

Sobota, 10 marca 2012 · Komentarze(2)
Na Częstochowskim Forum Rowerowym padła propozycja terenowej wycieczki w stronę Kamyka. Na miejsce spotkania na Dekabrystów dojechałam razem ze STi ścieżkami rowerowymi wiodącymi przez miasto. Poza nami przybyli także pomysłodawca wycieczki - konarider i Piksel. W czwórkę ruszyliśmy w drogę.

Przez miasto przebiliśmy się do Cmentarza Komunalnego. Następnie wjechaliśmy na terenowe ścieżki. Po drodze mijaliśmy tor quadowy i bunkier w Parku Lisiniec. Nasza trasa wiodła praktycznie cały czas ścieżkami polnymi przez Białą, Lgotę (gdzie na chwilkę zatrzymaliśmy się na wzgórzu na moment wytchnienia) aż do Libidzy. Wtedy wyjechaliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do Kamyka. Zjeżdżając asfaltową górką rozpędziłam się do 47,5 km/h. W Kamyku krótki odpoczynek przed sklepem i zapadła decyzja o powrocie.

Wracaliśmy tą samą drogą, po drodze w Libidzy mieliśmy okazje podziwiać dwie sarenki. Podczas powrotu terenowa ścieżka na Lisińcu zaprowadziła nas do Alei Brzozowej. Po przejechaniu pewnego odcinka alejki konarider i Piksel uznali, że jadą na myjkę. Pożegnaliśmy się, i ja z Robertem ruszyliśmy dalej Aleją Brzozową w stronę domów. Pomknęliśmy przez jasnogórski park, 3 aleję, Dąbrowskiego, przez Stradom do domku.

Miał być lekki teren - w sumie ciężki nie był, tylko miejscami trochę błota, piasku, pagórków, no i ten wiatr. Dzisiejsza wycieczka trochę mnie zmęczyła (o czym świadczy niska średnia) jednak warto było, bo wiosna nastraja pozytywnie i warto było poznać nowe ciekawe ścieżki :)

Przy okazji miałam okazję przetestować licznik, który dostałam od Piksela. Działa prawidłowo. Jeszcze raz dziękuję.

Wiosna już nadeszła:


Chwila odpoczynku:


Zamyślona, zadumana? Już sama nie wiem - uchwycona z zaskoczenia:

Złoty Potok z przygodami - kąpiele błotne i taniec na lodzie

Niedziela, 4 marca 2012 · Komentarze(8)
W dniu dzisiejszym odbyła się moja pierwsza najdłuższa wycieczka w tym sezonie - ponad 70 km. Pierwsza, bo zakładam, że będzie takich więcej. Wspólnie z innymi rowerzystami z CFR postanowiliśmy ruszyć do Złotego Potoku. W sumie pojechało nas 8 osób: Abovo, endecja_czwa, Gaweł, markon, Piksel, PRZEMO2, STi, no i ja :) Na miejscu spotkania podzieliliśmy się na dwie grupy (asfaltową i terenową) w wyniku czego Agnieszka z Mariuszem wyruszyli szosą, natomiast reszta, w tym ja terenem. W miejscach, w których nasze drogi się spotykały odbywały się wspólne przystanki.

Wyruszyliśmy spod skansenu w stronę Huty. Skróciliśmy nieco drogę zjeżdżając na ścieżkę wzdłuż rzeki i wyjechaliśmy niedaleko Guardiana. Po przejechaniu przez teren huty skręciliśmy w lewo przed torami na leśną ścieżkę. Dojechaliśmy terenem aż do Kusiąt. Następnie wyjechaliśmy na asfalt, którym ja, Przemo i STi dojechaliśmy do rynku w Olsztynie, a Piksel, endecja i Gaweł pojechali przez Towarne. Cała 8 wycieczkowiczów (grupa terenowa i asfaltowa) spotkała się w miejscu, gdzie dawniej był rynek w Olsztynie. Na rynku szybki serwis hamulców u Przema i pojechaliśmy dalej.

Pojechaliśmy obok zamku do czerwonego szlaku pieszego. Piksel, endecja i Przemo postanowili podjechać pod Puchacz. Ja z Gawłem i Robertem pomknęliśmy normalnie czerwonym szlakiem i dojechaliśmy do czarnego rowerowego, gdzie mieliśmy spotkać się z resztą. Warunki w Sokolich już coraz lepsze. W pewnym momencie odebrałam telefon od Przema - zaatakował go jakiś patyk, urwał hak od przerzutki i musiał wrócić się do Olsztyna na autobus. W zmniejszonym składzie dojechaliśmy czarnym szlakiem do Zrębic, gdzie znów spotkaliśmy ekipę asfaltową. Krótki postój no i w drogę.

Czerwonym / niebieskim pieszym pomknęliśmy w stronę Potoku. Tutaj już dużo więcej błota niż w Sokolich. Miejscami spore płaty lodu. W pewnej chwili, mój rower zobaczył dość oblodzony kawałek ścieżki, zbuntował się i chyba chciał wracać beze mnie :( zatańczył na lodzie, odwrócił się o 180 stopni i powalił mnie na lód wykręcając mi nogę w kolanie i tuningując nieco przedni błotnik. Tuż za mną przewrócił się Gaweł, ale zrobił to celowo by nie wjechać wprost we mnie - dziękuję za poświęcenie :) Kolano bolało, ale trzeba być twardym i jechać dalej. W dalszej części szlaku więcej błota. Na alei klonowej już całkiem przyjemnie się jechało. Dotarliśmy do Złotego. Abovo i Markon zajadali się rybką w Pstrągarni więc postanowiliśmy do nich dołączyć, przy okazji przejechaliśmy się koło Amerykana. Później jeszcze chwila przerwy na rozgrzanie w knajpie w Potoku i czas było wracać.

Zapadła decyzja, że wszyscy wracamy asfaltem. Endecja zaproponował, że pokaże nam nową trasę asfaltową. Do Janowa faktycznie był to asfalt. Jednak za Janowem, aż do Śmiertnego Dębu kilkukilometrowa ścieżka błotna. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle odcieni błota :D Dobrze mieć błotniki - rower lubi się taplać, ja niekoniecznie :) Po ponownym wyjechaniu na wyczekiwany asfalt w Żurawiu endecja oznajmij, że odłącza się od nas i wraca szybciej.

Od tego momentu nasza trasa wiodła już całkowicie szosą. Z Żurawia przez Kobyłczyce, następnie Małusy Wielkie. W Małusach nad stawem Pustkowie napotkaliśmy całkiem ładne łabędzie, chodzące po zamarzniętej tafli jeziora. Zatrzymaliśmy się z Agnieszką, Mariuszem i Robertem by zrobić kilka zdjęć. Gaweł i Piksel tak szybko jechali, że nawet nie zauważyli naszego postoju. Przez chwilę popatrzeliśmy na te ogromne ptaki, po czym ruszyliśmy dalej przez Brzyszów, Srocko do ścieżki rowerowej na Legionów. Przed skrętem w stronę huty nasze drogi znów się rozbiegły. Abovo, Gaweł i Piksel pojechali prosto, ja, markon i STi przez hutę w stronę skansenu do domku.

O jejku, ale się rozpisałam :D Może komuś będzie się chciało to czytać :D Podsumowując - całkiem ciekawa wycieczka, z przygodami, sporą ilością błota, dużą ilością słońca i dobrego humoru :)

Gdzieś w drodze:




Krótki postój:


Rower po błotnej kąpieli:


Biedaczkom zamarzło jezioro:

Mstów - 13tka tym razem wcale nie była pechowa :)

Sobota, 3 marca 2012 · Komentarze(5)
Zarażona umawianiem się kolegów z CFR na wspólny wyjazd postanowiłam także wykorzystać dzisiejsze piękne słońce i przy okazji sprawdzić rower po ostatnich pracach konserwacyjnych :) Szybko namówiłam STi na wspólne kręcenie. Co prawda było dość wietrznie, ale to w niczym nie przeszkodziło. Idealny dzień na bogatą dokumentację fotograficzną wycieczki :)

Pojechaliśmy duktem wzdłuż rzeki na Zawodzie, później zjechaliśmy na asfalt. Koło oczyszczalni Warta w stronę Mirowa, nad rzeką krótka przerwa na parę zdjęć i dalej w drogę. Zielonym rowerowym obok Przeprośnej do Mstowa. Krótka przerwa przy Skale Miłości, chwila zabawy na schodach i odpocząć nad zalewem. Parę zdjęć i powrót. Przez Siedlec, Srocko do Legionów na ścieżkę rowerową. Na ścieżce napotkany jeziu. Odwrócił głowę, żebyśmy go nie rozpoznali, ale nie udało mu się :D

Biorąc pod uwagę, że było dość wietrznie jestem bardzo zadowolona z wykręconej średniej :) W sumie była to 13ta wycieczka w tym roku i w tym wypadku 13tka wcale nie była pechowa - wręcz przeciwnie :)

Efekt prac Roberta - czyściutka piasta i wolnobieg:


Mój zółty rumak:


Panorama z Mirowa:


Szkoda, że nie było jak podjechać i trzeba było się wdrapać:


troszkę mnie wytrzęsło:


Nad zalewem:


Rower też chciał się powygłupiać:


Przez szprychy:


A może by tak po tym pojeździć?


Czas na relaks:


Wygłupy na molo:


Ale że już wracamy?? :(