Poplątana objazdówka dawnymi ścieżkami

Poniedziałek, 5 listopada 2012 · Komentarze(4)
Poniedziałkowe popołudnie zapowiadało się wolne od wszelkich innych zajęć, jednak nie miałam dziś zbytniego zapału, by iść po pracy na rower. Stwierdziłam, że jak najdzie mnie ochota to po prostu ubiorę się i gdzieś bez celu pokręcę, a jeśli nie będzie mi się chciało to zostanę w domu. Jeszcze jak byłam w pracy zadzwonił do mnie Tomek (omar) i zaproponował popołudniową przejażdżkę. Zgodziłam się i umówiliśmy się o 17,30 pod skansenem. Pod skansen dojechałam przez Orkana, Jagiellońską i Aleję Pokoju.

Nie byliśmy zdecydowani gdzie jechać. Pierwszym pomysłem był wypad do Poraja nową utwardzoną szutrówką. Pojechaliśmy więc asfaltem w stronę huty i potem ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj. Dalej kawałek główną drogą i następnie terenem niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Jazda w terenie nie była dziś jednak najlepszym pomysłem - po sporych opadach deszczu było pełno kałuż. Trzeba było jechać praktycznie slalomem, a i tak niektórych kałuż nie było jak całkowicie ominąć. Zdecydowaliśmy, że taka jazda nie ma sensu, więc zmieniliśmy plany i pojechaliśmy jeszcze kawałek prosto pomarańczowym rowerowym do asfaltu. Wyjechaliśmy w Słowiku.

Dalej jechaliśmy już cały czas asfaltem przez Słowik, Korwinów, potem krótkim odcinkiem po drodze z cegieł przez Nową Wieś i Poczesną. W Poczesnej kolejna zmiana planów i zamiast jechać do Poraja skręciliśmy za kościołem w prawo. Dojechaliśmy do Gierkówki. Przejechaliśmy na drugą stronę trasy i dalej asfaltem przez Poczesną i Młynek do Sobuczyny. W Sobuczynie w lewo i następnie przez Częstochowę ulicą Malowniczą i Zdrową. Na końcu Zdrowej w prawo i ulicą Żyzną do Brzezin Kolonia. Przez Brzeziny i znów znaleźliśmy się w Częstochowie. Ulicami Korkową i Grzybowską do Jesiennej.

Było jeszcze dość wcześnie, mieliśmy dobre tempo jazdy, więc nie chciało mi się od razu wracać do domu. Postanowiłam jeszcze kawałek odprowadzić Tomka w jego kierunku. Pojechaliśmy przez Rydza Śmigłego, Jagiellońską i Niepodległości. Na skrzyżowaniu ze Źródlaną mieliśmy się pożegnać. Zatrzymaliśmy się przy kościele no i zagadaliśmy się trochę. Tomek postanowił dojechać ze mną ponownie do Jagiellońskiej i skręcić w prawo. Ja pojechałam prosto Orkana do domu.

Suma sumarum nasza dzisiejsza trasa była dosyć poplątana, ale tak to jest jak się w ostatniej chwili decyduje gdzie dalej jechać :D Spontaniczne wypady są bardzo dobrą alternatywą do powtarzanych cały czas tych samych tras. Do Poraja dziś nie dotarliśmy, ale za to znaczna część trasy pokryła się ze znanym mi trasami, którymi dawniej jeździłam z moim tatą. Dzięki Tomek za wspólną jazdę i towarzystwo :)

Kilka miastowych km, a potem wietrzny wypad do Olsztyna

Sobota, 3 listopada 2012 · Komentarze(2)
Na początek z Robertem do Gawła na serwis i do sklepu przymierzyć buty SPD. Trasa taka sama jak dojeżdżam do pracy. Następnie Niepodległości i Aleją Pokoju pod skansen, gdzie umówieni byliśmy z Arturem (arturm) i Rafałem na krótką sobotnią przejażdżkę. Po drodze na Niepodległości widzieliśmy po drugiej stronie ulicy Kasię z Kamilem, jadących w stronę centrum.

We czwórkę ruszyliśmy spod skansenu do Olsztyna. Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki i dalej cały czas asfaltem, koło Guardiana i przez Kusięta. Dojeżdżając do rynku w Olsztynie podjęliśmy decyzję, by udać się na chwilę do baru leśnego. Początkowo w leśnym były pustki, a później jak to w sobotę w godzinach przedobiadowych zjechało się dosyć spore grono szosowców i zrobiło się głośno. Ogrzaliśmy się w barze, pogadaliśmy, pośmialiśmy, i przyszedł czas na powrót.

Najpierw kawałek asfaltem, potem terenowym podjazdem przez Skrajnicę i dalej ponownie asfaltem aż do stacji benzynowej. Przy stacji prosto na drugą stronę drogi głównej i dalej asfaltem przez Wilczą Górę, koło nastawni i obok Guardiana. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki i znów asfaltem w stronę skansenu. Rafał i Robert pojechali do domów, a ja z Arturem pojechałam prosto przez Aleję Pokoju. Koło Jagiellończyków pożegnaliśmy się i samotnie przez Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.

Nawet taki krótki sobotni wypad może być fajny, szczególnie w takim dobrym towarzystwie :) Jechało mi się dziś bardzo przyjemnie. Tempo jazdy było dość równe. Jedyne co dziś utrudniało jazdę to wiatr, który praktycznie cały czas wiał nam w twarze. Dzięki chłopaki za wspólny wypad.

Olsztyn - rozruszać się po przerwie

Piątek, 2 listopada 2012 · Komentarze(0)
Dzisiejszego wieczora wreszcie udało się zakończyć dłuższą przerwę bez roweru, spowodowaną zabiegiem chirurgicznym i wybrać się na krótką przejażdżkę. Już nie mogłam wytrzymać bez roweru. Chodziłam ciągle zdenerwowana i wszystko mi przeszkadzało. Podczas dzisiejszego wypadu towarzyszył mi Przemek i Robert, który w ostatniej chwili zdecydował się jechać. Przemek przyjechał po mnie pod dom i wspólnie pojechaliśmy pod skansen, skąd we troje ruszyliśmy w drogę.

Postanowiliśmy wybrać się do Olsztyna do baru leśnego. Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, koło Ocynkowni, i koło Guardiana. Następnie cały czas zielonym rowerowym - najpierw kawałek terenem do rowerostrady, potem rowerostradą do końca. Koło stacji benzynowej spotkaliśmy Arka, Sebiq'a, Zbyszko61, Pietro78 i Kobe24la. Dalej przez Skrajnicę, najpierw asfaltem, potem terenowym zjazdem do Olsztyna. Potem już tylko asfaltem do baru leśnego. Po krótkiej posiadówce w leśnym powrót do domów. Pojechaliśmy dokładnie taką samą trasą jak w poprzednią stronę. Niedaleko PZU, przy budce z fast-food'ami odłączył się Przemek. Robert odprowadził mnie pod dom i potem pojechał do siebie.

Ciężko było mi dziś rozkręcić się po przerwie, jechało mi się jakoś bardzo mozolnie, ale tego było mi trzeba. Większość trasy była asfaltowa, a pomimo tego na kilku niezbyt długich odcinkach w terenie Rocky zdążył się dziś porządnie ubłocić. Trzeba będzie sprawić mu kąpiel. Dziękuję chłopaki za towarzystwo.

80 Częstochowska Masa Krytyczna

Piątek, 26 października 2012 · Komentarze(2)
Do samego końca nie byłam zdecydowana czy jechać na Masę czy nie. Z jednej strony opuchlizna jeszcze do końca nie zeszła i wciąż jestem bardzo słaba, a z drugiej strony już mnie roznosiło po pięciu dniach bez roweru. Uznałam, że tempo Masy i tak będzie wolne, więc w ostatniej chwili po pytaniach od Gawła i rafika1000 czy się wybieram, szybko się ubrałam i o 17:35 wyruszyłam z domu. Trasa taka jak jeżdżę do pracy. Podjechałam po drodze do Gawła, ale serwis był już zamknięty, więc dalej samotnie ulicami Focha i Śląską na Plac Biegańskiego, gdzie rozpoczyna się masowy przejazd.

Zdążyłam się przywitać ze znajomymi i chwilę po tym dostałam od jurczyka kamizelkę Organizatora Masy Krytycznej. Z powodu osłabienia nie mogłam dziś zbyt szybko poruszać się z tyłu na przód całej kolumny rowerzystów, więc zabezpieczałam tyły. Podczas przejazdu, przy rondzie Mickiewicza policja zmieniła nam bez uprzedzenia trasę Masy. Dzisiejsza trasa przebiegała ulicami: Nowowiejskiego, Sobieskiego, Pułaskiego, 1 Maja, Mickiewicza, Korczaka, Sobieskiego, Śląską, Kilińskiego, Jasnogórską i Dąbrowskiego. Dwukrotnie podczas dzisiejszego przejazdu musieliśmy zachować szczególną ostrożność przepuszczając jadącą na sygnale karetkę pogotowia. Tempo przejazdu było wolniejsze niż przewidywałam, dlatego też pomimo ciepłych rękawiczek strasznie zmarzły mi palce u rąk.

W 80 Częstochowskiej Masie Krytycznej udział wzięły 93 osoby. Jak na październik i temperaturę 1 stopnia Celsjusza wynik i tak całkiem dobry. 80 jubileuszowa Masa była szczególna, gdyż podczas dzisiejszej Masy włączyliśmy się do akcji Rak'and'Rolling na zwrotnik raka, wspierając podopiecznych fundacji Rak'and'Roll założonej przez Świętej Pamięci p. Prokopowicz.

Po skończonym przejeździe miałam wracać do domu z Kasią i Rafałem, jednak pojechali chwilę wcześniej, a ja jeszcze się zagadałam na Placu Biegańskiego. Podczas powrotu towarzyszył mi za to Artur. Prawie całą drogę przegadaliśmy o naszych rowerach - w końcu oboje mamy Rockrider'y :D Jechaliśmy ulicami Nowowiejskiego, Sobieskiego, Wolności i Niepodległości. Przy skrzyżowaniu z Jagiellońską Artur pojechał dalej prosto, a ja skręciłam w prawo i Jagiellońską pojechałam w stronę domu.

Wieczorne mroźne powietrze podziałało na moją opuchliznę jak zimny okład w wersji ekstra ze zwiększoną siłą działania :D Po powrocie do domu zauważyłam, że opuchlizna nieco zmalała :D Kurcze, szkoda, że wcześniej nie wiedziałam, że wyjście choć na chwilę na rower okaże się takim dobrym rozwiązaniem leczniczym :D

Tuż przed dojazdem na Plac Biegańskiego:


Szprychówka 80 jubileuszowej Częstochowskiej Masy Krytycznej:

Do Chechła nad zalew i do parku w Świerklańcu

Niedziela, 21 października 2012 · Komentarze(6)
Na Częstochowskim Forum rowerowym Przemek zaproponował niedzielny wypad na ognisko nad zalew Nakło-Chechło. W sumie nie byłam do końca przekonana czy jechać, ale jednak dałam się namówić. W niedzielę rano przyjechał po mnie Robert i razem pojechaliśmy na miejsce zbiórki pod skansen. na miejscu spotkania zjawili się także Gaweł, Bartek, Gabriel (Gaber) i Łukasz (Prophet).

Ruszyliśmy w drogę. W Młynku umówieni byliśmy z Jackiem, który zaproponował, że nas dziś poprowadzi. Pojechaliśmy ulicami 11-tego Listopada, Jesienną, Grzybowską i Korkową przez Brzeziny. Następnie szutrówką niedaleko wysypiska w Sobuczynie. Po dotarciu do asfaltu spotkaliśmy Jacka jadącego w naszym kierunku. Jechaliśmy asfaltem przez Nieradę, Łysiec do Rudnika Wielkiego, gdzie tuż przed nami przebiegły nam przez drogę trzy sarenki, wybiegające z zarośli w kierunku pól. Od Rudnika nasza trasa prowadziła szutrówką, wzdłuż dawnej granicy dwóch zaborów i potem asfaltem do pałacu w Czarnym Lesie. Pałac, w którym znajdował się hotel, otoczony był przepięknym parkiem, w którym był również niewielki staw. Idealne miejsce na weekendowy wypoczynek. Już mieliśmy odjeżdżać, gdy okazało się, że Gaber złapał kapcia. Wykorzystaliśmy tę chwilę na kilka zdjęć w parku.

Gdy już wszystko zostało opanowane ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy asfaltem przez Ligotę Woźnicką (gdzie mieliśmy do pokonania spore wzniesienie) do Woźnik. W Woźnikach zatrzymaliśmy się na rynku. Przemek z Gawłem udali się do sklepu, a my mogliśmy posłuchać od Jacka trochę ciekawostek na temat fontanny na rynku w Woźnikach, kościoła, pomnika i położonej w pobliżu wieży widokowej oraz innych miejsc w okolicy, wartych odwiedzenia. Kiedy chłopaki wrócili i byliśmy w komplecie pojechaliśmy dalej asfaltem malowniczą drogą pomiędzy drzewami, na Cmentarz Parafialny, na którym pochowany został m.in. Józef Lompa. Na terenie cmentarza znajdował się również zabytkowy drewniany kościół św. Walentego, zbudowany w XV wieku.

Po zwiedzeniu cmentarza pojechaliśmy dalej asfaltem w kierunki Dąbrowy Wielkiej. Po drodze dołączył do nas jakiś starszy pan, jadący dość nieostrożnie. Niewiele brakło, a przez niego Gaweł spotkałby się z glebą. Asfalt się skończył i dalej jechaliśmy kawałek szutrówką zielonym pieszym, a potem terenem przez las. Następnie znów szutrówką przez Dąbrowę i ponownie terenem przez las, kawałek żółtym pieszym. Mieliśmy dotrzeć na teren zalanej kopalni. Skręciliśmy w leśną ścieżkę i zamiast do właściwej dróżki wylądowaliśmy przy jakimś zaoranym polu. Trochę pobłądziliśmy, ale w efekcie leśnymi drogami dotarliśmy na obszar dawnej kopalni rud żelaza Bibiela w Pasiekach. Jacek zaproponował, że możemy wytyczonym szlakiem objechać dookoła teren dawnej kopalni. Razem z Przemkiem, Gawłem i Robertem bez zastanowienia ruszyliśmy zwiedzić okolicę. Za nami pojechali jeszcze Łukasz z Bartkiem. Terenowy szlak na obszarze dawnej kopalni zrobił na mnie duże wrażenie - podmokły teren, miejscami gliniasty, ścieżka prowadziła między drzewami, przez pagórki pomiędzy jeziorami i zatopionymi drzewami. Musieliśmy do drodze przeprawić się z rowerami przez drewniany mostek nad strumykiem. Robert przez mostek przejechał, ja po pierwszej nieudanej próbie, podczas której o mały włos nie wylądowałabym w strumyku postanowiłam rower przeprowadzić. Po objechaniu dookoła podmokłych terenów pokopalnianych wróciliśmy do reszty. Zorientowaliśmy się wtedy, że Gabriel nie miał jednego pedała w rowerze. Zmuszony był dalej jechać bez pedała.

Jechaliśmy dalej leśnymi drogami, a potem kawałek asfaltową drogą przez las w Bibieli, do dawnego pałacu rodziny Donnersmarcków, w latach 70tych zamienionego na dworek przywódcy partii i państwa Edwarda Gierka. Okazało się jednak, że ów pałacyk położony jest obecnie na terenie prywatnym i właściciel pozwolił nam tylko na chwileczkę wjechać, by go obejrzeć. Jedynie Jackowi udało się porozmawiać chwilę z właścicielem i uzyskać więcej informacji na temat tego domku. Dalej pojechaliśmy asfaltem przez las i przez Żyglin do słynnego spichlerza. Po drodze zaczął mi znów dźwięczeć hamulec z tyłu, który najwyraźniej wcześniej zawilgotniał. Przy spichlerzu Gaweł i Robert przeprowadzili szybki serwis, podczas którego wyjęli na chwilę klocki i kazali przejechać mi kawałek bez hamulca z tyłu. Po zdiagnozowaniu problemu wszystko z powrotem poskładali i ruszyliśmy dalej.

Pojechaliśmy asfaltem przez Żyglin. Przy kościele zatrzymaliśmy się, by wstąpić do sklepu i kupić potrzebne produkty na zaplanowane nad zalewem ognisko. Po zrobieniu zakupów pojechaliśmy terenową ścieżką nad zalew Chechło. Kiedy byliśmy już na miejscu i wybraliśmy odpowiednie miejsce na odpoczynek, chłopaki pozbierali gałęzie na opał, rozpalili ognisko i po chwili mogliśmy zacząć smażyć kiełbaskowy obiad. Jak to bywa przy ogniskach nie zabrakło dobrego humoru. Strasznie się rozleniwiłam przy ognisku i gdy już mieliśmy ruszać dalej ogarnęła mnie totalna niechęć, mięśnie się zastały, ale nie było wyjścia, trzeba było się rozruszać i jechać.

Pojechaliśmy dziurawą asfaltówką na drugą stronę zalewu. Nie dość, że stan drogi fatalny, to jeszcze co chwila były progi zwalniające, nie wspominając już o tym, że ruch pieszy i rowerowy wokół zalewu prawie jak na Jasnej Górze podczas pielgrzymek :D Najpierw kawałek leśną ścieżką, a potem szutrową osiedlową drogą przez Nowe Chechło dotarliśmy do asfaltu w Świerklańcu i pojechaliśmy asfaltem do parku. W parku tak jak przy zalewie - ruch jak na autostradzie. Po przebiciu się przez zatłoczoną drogę w parku, podjechaliśmy kawałek po schodach do fontanny, by zrobić kilka pamiątkowych zdjęć.

Wydostaliśmy się z parku i pojechaliśmy szutrówką wzdłuż Jeziora Świerklaniec. Następnie kawałek asfaltem przez Wymysłów, po czym terenem przez las w stronę Oss. W lesie zwiedziliśmy jeden z bunkrów z czasów wojny. Po przejechaniu przez las dalej asfaltem przez Ossy, Tąpkowice (gdzie znów krótki postój przy jednym z bunkrów, znajdujących się przy drodze) i Ożarowice. Następnie szutrówką i kawałek ścieżką w pobliżu Pyrzowic do Zendka. Przez Zendek asfaltem i znów szutrówką do Cynkowa. W Cynkowie chwila postoju w sklepie i asfaltem pod górkę. Na szczycie ubraliśmy się w cieplejsze ciuchy i asfaltem w dół do Wojsławic. Dalej szutrówką do Gniazdowa. Kawałek asfaltem i znów szutrówką do Wyląg. Asfaltem przez Siedlec Duży i szutrówką do Rudnika Wielkiego. Dalej już cały czas asfaltem, dłuższy odcinek tak jak wcześniej, przez Rudnik, Łysiec, Nieradę do Sobuczyny. Już od Cynkowa zaczęłam odczuwać zmęczenie. Gdy byliśmy już przed Nieradą, wiedząc, że do domu już niedaleko poczułam nagły przypływ sił. Wyprułam do przodu i nawet nie zauważyłam kiedy Jacek i Łukasz skręcili w prawo w stronę wysypiska. Pozostała część ekipy, razem ze mną pojechała prosto przez Żyzną, Wypalanki i Grzybowską. Chłopaki odprowadzili mnie pod sam dom.

Ogromne podziękowania za całokształt należą się Jackowi. Jacek kolejny raz okazał się świetnym przewodnikiem i idealnym kompanem do jazdy. Oczywiście reszta ekipy również doborowa :) Dziękuję wszystkim za super wycieczkę. Nawet nie podejrzewałam, że w pobliżu jest tyle wartych zobaczenia i owianych ciekawą historią miejsc. Przy okazji - przejechałam dziś pierwszą setkę na Rockim :)

Pałac w Czarnym Lesie © EdytKa


Staw przy pałacu © EdytKa


W hotelowym parku © EdytKa


Przy złocistym klonie © EdytKa


Staw w parku hotelowym © EdytKa


Zabytkowy XV-wieczny kościół św. Walentego w Woźnikach © EdytKa


Jezioro na terenie zatopionej kopalni Bibiela © EdytKa


Na szlaku na terenie zatopionej kopalni © EdytKa


Spichlerz w Żyglinie © EdytKa


Kościół w Żyglinie © EdytKa


Odpoczynek przy ognisku © EdytKa


Ekipa nad zalewem Nakło-Chechło © EdytKa


Nad zalewem Nakło-Chechło © EdytKa


Zalew Chechło © EdytKa


Pomnik w parku w Świerklańcu © EdytKa


Przy fonatnnie w parku w Świerklańcu © EdytKa


W parku w Świerklańcu © EdytKa


Bunkier w lesie pod Ossami © EdytKa


Szutrówka między Wymysłowem, a Ossami © EdytKa


Bunkier w Tąpkowicach © EdytKa


W drodze powrotnej © EdytKa

Złoty Potok

Sobota, 20 października 2012 · Komentarze(1)
Sobotnie popołudnie było bardzo ciepłe. Już w piątek umawiałam się wstępnie na rower z mario66, ale szczegóły mieliśmy dogadać w sobotę. Robert zaproponował, by o godzinie 15 pojechać do Złotego Potoku. Zgodziłam się bez zastanowienia i po uzgodnieniu z Robertem dałam znać również Mariuszowi. Umówiliśmy się pod skansenem.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki i ponownie asfaltem koło Guardiana. Następnie trzymając się zielonego rowerowego kawałek terenem do rowerostrady, rowerostradą do końca i przez Skrajnicę do Olsztyna, najpierw asfaltem i potem terenem. Następnie asfaltem koło leśnego i potem dłuższy odcinek szlakiem żółtym rowerowym - w sumie aż do Pabianic. Najpierw szutrówką koło Góry Biakło, dalej przez Sokole, gdzie żółty rowerowy łączył się na pewne odcinki z innymi szlakami - zółtym pieszym, później zielonym i czarnym pieszym, czarnym rowerowym i zółtym / zielonym pieszym, a pod koniec Sokolich czarnym rowerowym i czerwonym pieszym. Tuż przed dojazdem do asfaltu w Zrębicach przeprawa przez wielką kałuże szerokości całej drogi. Robert pojechał przez jakieś pole, Mario przejechał przez kałużę, a ja chcąc nie ubrudzić roweru, postanowiłam przenieść go przez błoto, w efekcie czego ubrudziłam sobie całego buta. Jechaliśmy dalej żółtym rowerowym, kawałek asfaltem i potem szutrówką do kapliczki św. Idziego, do której prowadził również szlak zielony / niebieski pieszy. Przy kapliczce zrobiliśmy chwilę przerwy.

Wróciliśmy szutrówką do asfaltu i pojechaliśmy w stronę kościoła w Zrębicach. Za kościołem wjechaliśmy w teren na żółty rowerowy, czerwony / niebieski pieszy. Po drodze minęliśmy się z traktorem, który miał doczepiony z tyłu jakiś osprzęt do wyrównywania zaoranego pola. Kierowca ani myślał zjechać na bok, więc musieliśmy stanąć na boku i poczekać aż jaśnie pan przejedzie. Dosłownie po kilkuset metrach minął nas również wóz konny z turystami zwiedzającymi Jurę. W sumie całkiem ciekawa inicjatywa. Wyjechaliśmy na asfalt w Pabianicach. Po niecałym kilometrze ponowie wjechaliśmy w teren i alejką brzozową dotarliśmy do niebieskiego rowerowego. Przepięknie ten szlak prezentuje się jesienią, a w szczególności część szlaku tuż przed Złotym potokiem, zwana Aleją Klonową. Po krótkiej sesji na alejce klonowej pojechaliśmy w stronę dworku Krasińskich. Minęliśmy staw Irydion i terenową ścieżką udaliśmy się w stronę Amerykana. Za boczną bramą parku przy dworku wyjechaliśmy na asfalt, którym pojechaliśmy dalej. Byłam zdziwiona, że w Potoku jest nawet niewielkie osiedle z kilkoma blokami. Minęliśmy bloki, potem kościół i rynek w Potoku i dotarliśmy do stawu. Trochę czuć było chłód od wody, więc postanowiliśmy usiąść na chwilę na górze koło hotelu Kmicic.

Po krótkiej przerwie na trawce koło hotelu, podczas której Robert pozbierał kilka jabłek (które generalnie jemu smakowały, chociaż wg mnie nie były zbyt dobre) ruszyliśmy z powrotem. Zjechaliśmy w dół znów do Amerykana. Następnie między budkami ze smażonymi pstrągami udaliśmy się na drugą stronę stawu i szlakiem ku źródłom żółtym rowerowym, a potem zielonym rowerowym / czerwonym pieszym dojechaliśmy do asfaltu niedaleko Ostrężnika. Następnie jechaliśmy dłuższy odcinek asfaltem, koło stawów hodowlanych, obok bramy Twardowskiego, dalej przez Siedlec, Krasawę do Zrębic. W Zrębicach wjechaliśmy w teren na czerwony rowerowy, którym dotarliśmy do Przymiłowic. Dalej znów przez dłuższy odcinek asfaltem - koło stadniny w Przymiłowicach, kawałek główną drogą do Olsztyna i przez Kusięta. Następnie koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki, asfaltem do skansenu i potem przez Aleję pokoju, gdzie pożegnaliśmy się z Mariuszem. Robert pojechał ze mną Jagiellońską i przez osiedle.

Bardzo fajna popołudniowa wycieczka. Spokojne tempo jazdy, dobre towarzystwo. Całość uprzyjemniały przepiękne jesienne krajobrazy cieszące oczy i poprawiające nastrój. Wszystko było by wspaniałe, gdyby tylko nie dzwoniący przez pół drogi tylny hamulec.

Z mario66 na Skrajnicy © EdytKa


Przy kapliczce św. Idziego © EdytKa


Kapliczka św. Idziego © EdytKa


Na niebieskim rowerowym © EdytKa


Aleja Klonowa © EdytKa


Na Alei Klonowej © EdytKa


Złapana podczas zawracania na klonowej © EdytKa


Wygłupy na alei klonowej :D © EdytKa


Z Robertem w Złotym Potoku © EdytKa


Jesień nad Amerykanem © EdytKa


Łabędzie w Złotym Potoku © EdytKa


Droga do pracy i taka sobie obajzdówka po parkach

Piątek, 19 października 2012 · Komentarze(0)
Rano droga do pracy. Trasa jak zawsze. Poranek jak na październik był bardzo ciepły i zień również zapowiadał się pogodny. Aż żal było w takim dniu siedzieć w biurze, podczas gdy przez okno wpadały do środka promienie słońca i słychać było śpiew ptaków.

Po skończeniu pracy, postanowiłam wykorzystać ten przepiękny słoneczny dzień, być może jeden z ostatnich, kiedy wychodzę z pracy i jest jeszcze przez jakiś czas jasno i postanowiłam ponownie wybrać się do parku pod Jasną Górę. Chciałam tak po prostu posiedzieć sobie chwilę na ławce i nacieszyć oczy jesienna paletą barw. Razem ze mną do parku wybrał się Robert, który przyjechał po mnie do biura. Wspólnie pojechaliśmy ulicami Mickiewicza, Słowackiego i Pułaskiego do parku. Posiedzieliśmy chwilę na ławce i nawet udało nam się dojrzeć jedną wiewiórkę biegającą po koronie drzewa. Niestety Robertowi niezbyt się dziś w parku podobało. Przeszkadzały mu dobiegające z oddali odgłosy jakichś modlitw.

Zaproponowałam, że możemy pojechać do lasku aniołowskiego, w nadziei, że tam będzie odrobinę ciszej. Pojechaliśmy przez Pułaskiego i potem Szajnowicza-Iwanowa. Kawałek za OBI środkiem ścieżki rowerowej szły dwie mało rozważne kobiety. Obydwie prowadziły wózki z dziećmi, z czego jeden maluch szedł sobie sam obok mamy, nawet nie trzymany za rękę. Gdy zwróciłam tym paniom uwagę, że powinny iść chodnikiem zaczęły się jeszcze czepiać. Pojechałam dalej, bo nie miałam dziś sił na niepotrzebne dyskusje, a Robert jeszcze chwilę z nimi "porozmawiał". Ciekawa jestem tylko czyja była by wina, gdyby dziecko weszło mi nagle pod koła i skończyło by się to jakąś tragedią. Ulicą Westerplatte dojechaliśmy do Promenady. Tutaj również ludzie kompletnie nie zwracają uwagi na oznakowanie ścieżki dla pieszych i ścieżki rowerowej... Szkoda słów. Dojechaliśmy do końca promenady i pokręciliśmy się chwilę po lasku. Chciałam chwilę posiedzieć w spokoju, ale Robert chciał już wracać do domu.

Wyjechaliśmy z lasku niedaleko DK1. Jechaliśmy ulicami Warszawską, potem Dickensa i Brucnera. Następnie kawałek terenem i wyjechaliśmy od drugiej strony Tesco. Dotarliśmy do trasy i zjechaliśmy w dół w stronę rynku na Zawodziu. Jechaliśmy kawałek wzdłuż trasy, a potem wałem nadwarciańskim do Rejtana, koło skansenu i do Alei Pokoju. Za skansenem zatrzymaliśmy się na chwilę, gdyż Robert postanowił wracać już stamtąd do siebie do domu. Spotkaliśmy przy okazji mario66, który jechał do Olsztyna zobaczyć nową fontannę na rynku. Chwilę pogadaliśmy i każdy pojechał w swoją stronę. Ja standardowo ruszyłam dalej przez Aleję Pokoju, potem Jagiellońską i przez osiedle do domu. W sumie z takiego zwyczajnego miejskiego kręcenia uzbierało się niecałe 25 km. Nawet całkiem nieźle.

Park podjasnogórski jesienią © EdytKa


Wiewiórka to nie jest, ale lepszy wróbel w garści... :D © EdytKa


Na Promenadzie Niemena © EdytKa


Żeby nie był zazdrosny o Rockiego :D © EdytKa


Na skraju lasku aniołowskiego © EdytKa


Beztrosko sobie spał na środku ścieżki © EdytKa


Gdzieś w lasku aniołowskim © EdytKa

Do znajomych na Kijas

Czwartek, 18 października 2012 · Komentarze(0)
Wieczorny wypad z Robertem na Kijas do znajomych na herbatkę. Trasa w całości asfaltowa, przez Wypalanki, potem koło giełdy samochodowej, w lewo w ulicę Dźbowską i dalej cały czas prosto przez Dźbów i Wygodę, gdzie skręciliśmy w lewo na Kijas. Po drodze na szybko wstąpiłam do Simply na Dźbowie. Powrót do domu taką samą trasą.

Stosunkowo ciepły dziś wieczór, jechało się całkiem przyjemnie. Założenie było, że pojedziemy dziś wolniej w powodu mojego dzisiejszego osłabienia, a jednak w efekcie wyszła całkiem fajna średnia.

Droga do pracy i do parku jasnogórskiego

Czwartek, 18 października 2012 · Komentarze(2)
Rano dojazd do pracy. Trasa jak zawsze. Wyjątek podczas dzisiejszego dojazdu stanowił fakt, że pojechałam dziś do pracy Rockim i przy okazji odstawiłam go do Gawła na serwis na regulację hamulca.

Po pracy idąc do serwisu po rower wpadłam na pomysł, by wykorzystać typową dla złotej polskiej jesieni pogodę i udać się do parku jasnogórskiego nakarmić takie małe rude i niezwykle zwinne zwierzątka, potocznie zwane wiewiórkami i zrobić Rockiemu kilka zdjęć. Zadzwoniłam do Roberta i namówiłam go by również zjawił się w parku. Po pogaduchach z Gawłem dosiadłam Rockiego i przez rondo Mickiewicza i Pułaskiego pojechałam do parku.

Dotarłam pod Jasną Górę jako pierwsza, więc zrobiłam samotnie kilka kółek po parku. Niestety nie udało mi się spotkać ani jednej wiewiórki :( Może wszystkie się przede mną pochowały :D Te z warszawskich łazienek są bardziej towarzyskie :D Po chwili dołączył do mnie Robert. Pokręciliśmy się jeszcze wspólnie po parku i zrobiliśmy kilka jesiennych zdjęć. Park Staszica jest jesienią naprawdę czarujący :)

Trochę było już późno, więc postanowiliśmy wracać. Pojechaliśmy przez III Aleję i potem Nowowiejskiego. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przy fontannie na skwerze Solidarności. Co prawda fontanna dziś nie działała, ale syrena jak stała tak dalej stoi :) Następnie pojechaliśmy już prosto do domów. Jeszcze kawałek jechaliśmy wspólnie, przez Sobieskiego i wzdłuż linii tramwajowej do Bór. Przy skrzyżowaniu Niepodległości z Bór Robert pojechał ścieżką przy rzece do domu, a ja standardowo tak jak z pracy przez Bór i Jagiellońską do domu.

Szkoda by było zmarnować takie popołudnie jak dziś. Nie wiem co na ten temat sądzi Robek, ale ja uważam, że spontaniczna decyzja o wypadzie do parku była jak najbardziej słuszna. Jesień jest piękna, tylko trzeba z niej to piękno odpowiednio wydobyć.

kilka fotek:
Żołędzie na trawie © EdytKa


Złocisty klon © EdytKa


Rocky w parku jasnogórskim © EdytKa


W parku nad stawem © EdytKa


Rocky pod dębem © EdytKa


Czerwone liście dębu © EdytKa


Nawet łuipna kasztanu polubiła Rockiego :D © EdytKa


Złota Polska jesień :) © EdytKa


W jasnogórskim parku © EdytKa


Jarząb pospolity © EdytKa


Jesienne owoce - takich jeszcze na żywo nie widziałam © EdytKa


Owoce jesieni © EdytKa


Nie sądziłam, że w parku może być aż tak kolorowo :) © EdytKa


EdytKa z syreną © EdytKa

Asfaltem przez Poraj i Olsztyn

Środa, 17 października 2012 · Komentarze(3)
Dzisiaj korzystając ze sprzyjającej pogody wieczorny wypad w towarzystwie Roberta i Rafała. Umówiliśmy się trochę wcześniej niż zwykle, więc była okazja do pokonania nieco dłuższego dystansu. Pod skansen dojechałam razem z Robertem, który przyjechał do mnie pod dom. Na miejscu zdecydowaliśmy wspólnie, że nie chcemy brudzić rowerów błotem po wczorajszych opadach, więc dzisiaj będziemy jechać asfaltem. Robert zaproponował wyjazd do Poraja i to on nas prowadził przez pierwszą cześć wycieczki.

Pojechaliśmy przez Raków ulicami Łukasińskiego i Limanowskiego. Następnie przez Michalinę, gdzie było trochę kałuż, ale wszystkie staraliśmy się dokładnie omijać. Dalej kawałek asfaltem przez Bugaj, po czym zjechaliśmy z głównej drogi w prawo w stronę Słowika. Znów musieliśmy ominąć kilka dużych kałuż zanim dojechaliśmy do ścieżki z betonowych płyt. Po przejechaniu przez płyty kawałek szutrówką. Następnie asfaltem przez Słowik i Korwinów, a potem po drodze wyłożonej cegłami przez Nową Wieś i Kolonię Poczesną. W Poczesnej koło szkoły w lewo i dalej cały czas asfaltem przez Wanaty, Kamienicę Polską i Jastrząb. Po drodze krótka przerwa, gdyż musiałam założyć cieplejsze rękawiczki. Dojechaliśmy do ośrodka żeglarskiego w Jastrzębiu i przejechaliśmy się kawałek duktem wzdłuż zalewu.

W Poraju przy zalewie chwila przerwy na uzupełnienie płynów i podjęcie decyzji co do przebiegu dalszej części trasy. Zaproponowałam chłopakom trasę przez Dębowiec do Biskupic i obydwoje zgodzili się na tę opcję. W dalszym ciągu Robert dyktował tempo jazdy.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę torów kolejowych. Rafał uprzedził, żeby uważać, bo przy skrzyżowaniu przed torami jest remont, ale nie sądziłam, że trwa tam gruntowna wymiana nawierzchni. Suma sumarum musiałam przenieść rower nad rowem między dwoma pasami ruchu, pomiędzy warstwą starego asfaltu a nowego, gdyż nie zdążyłam wcześniej zjechać na nowy asfalt tak jak chłopaki. Za przejazdem kolejowym jechaliśmy dalej asfaltem w stronę Choronia, ale skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy pod górę w stronę kościoła w Dębowcu. Wjazd poszedł nam dziś bardzo sprawnie, udało mi się wjechać na sam szczyt na przełożeniach odpowiednio: drugim z przodu i czwartym z tyłu. Na szczycie krótka przerwa i dalej w drogę.

Przed kościołem skręciliśmy w prawo. W dalszym ciągu jechaliśmy cały czas asfaltem, przez Dębowiec, potem obok wieży widokowej w Choroniu i przez Biskupice do Olsztyna. Zjazd z górki w Biskupicach jak zwykle był super. Po dotarciu do Olsztyna krótki postój na nowym betonowym rynku i przy okazji szybka sesja zdjęciowa przy fontannach. Z Olsztyna już prosto do domu.

Powrót również asfaltowy. Kawałek główną drogą z Olsztyna do Częstochowy. Przy wyjeździe z rynku Rafał "uczepił" się za TIR-em i powiózł się za nim praktycznie aż do zjazdu na starą trasę prowadzącą tzw. osiedle "pod wilczą górą". Robert również próbował gonić za tirem, więc zostałam na głównej drodze sama z tyłu. Gdy już dogoniłam chłopaków pojechaliśmy wspólnie starą trasą, potem koło nastawni, obok Guardiana, obok Ocynkowni, na rondzie w lewo i w stronę skansenu. Przy skansenie Rafał pojechał w swoją stronę, a Robert odwiózł mnie jeszcze pod dom,przez leję Pokoju i Jagiellońską.

Dzisiejsza wycieczka była naprawdę udana. Bardzo dobre i równe tempo jazdy, żadnego narzekania, jechało się bardzo przyjemnie. Rocky pierwszy raz pokonał dystans dłuższy niż 50 km i udało się wykręcić całkiem niezły czas. Jedyne co podczas dzisiejszego wypadu działało mi lekko na nerwy to tylny hamulec, który przy prędkościach oscylujących w granicach 30-35 km/h wpadał w jakiś rezonans i straszliwe hałasował. Chyba muszę jeździć albo szybciej albo wolniej :D

Jedna z trzech fontann na olsztyńskim rynku © EdytKa


Na nowym rynku w Olsztynie © EdytKa