Już trochę czasu minęło od ostatniej wycieczki z Darią, ale dziś udało nam się wybrać razem na popołudniowo - wieczorną przejażdżkę. Daria zaproponowała, by pojechać do Blachowni. Umówiłyśmy się koło straży pożarnej. Wyszłam z domu trochę za wcześnie, więc na miejsce spotkania pojechałam trochę dłuższą drogą przez Wypalanki, Poselską i Dźbowską, przy okazji zahaczając o niewielki park w okolicy ulicy Zagłoby. Okrążyłam go dookoła i ponownie Dźbowska i Sabinowską dojechałam do straży pożarnej.
Po paru minutach dotarła Daria i ruszyłyśmy do celu. Pojechałyśmy przez Chopina, Matejki, Piastowską, Główną, potem kawałek szutrówką wzdłuż Głównej do ulicy Tatrzańskiej i dalej Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię, Kolonię Łojki i Konradów do Blachowni i nad zalew. Posiedziałyśmy sobie nad zbiornikiem. Miło się rozmawiało, ale zmrok był coraz bliżej, więc trzeba było się zbierać z powrotem. Najpierw do drogi głównej. Potem kawałek główną drogą i następnie w lewo i przez Aleksandrię i Kopalnię do Konopisk. Tutaj w lewo i ulicą Spacerową i Rolniczą (by uciec od sporego ruchu samochodów) czerwonym szlakiem rowerowym. Dojechałyśmy do pętli 21 i dalej ulicą Busolową i Konwaliową. Tutaj Daria nie była do końca pewna którędy jechać dalej, ale ja tę okolicę na szczęście znałam. Z Konwaliowej zjechałyśmy na Artyleryjską i znalazłyśmy się na Chopina, gdzie nasza wycieczka się rozpoczęła. Dalej Sabinowską i Jagiellońską. Na skrzyżowaniu z Monte Casino rozjeżdżamy się każda z nas kieruje w swoją stronę. Okazuje się, że brakuje mi bardzo niewiele do 50 km, więc postanawiam dokręcić. Pojechałam dalej Jagiellońską i potem 11-tego Listopada do domu.
Fajnie się dziś jechało. Kierunek inny niż Olsztyn. Wieczór stosunkowo ciepły. W dodatku bardzo miło się rozmawiało i czas jakoś przyjemniej zleciał :) Dziękuję za wspólną jazdę :) Już czekam na następną okazję :)
Po kilkudniowej przerwie z uwagi na II fotorajd klasyków (na którym zajęliśmy pierwsze miejsce) dzisiaj samotnych kilka km na rozkręcenie. Najpierw asfaltowa pętelka dawnymi ścieżkami, którymi kiedyś jeździłam z tatą.
Najpierw przez Wypalanki na Sabinowską na myjkę. Potem Żyzną do granic Czewy i dalej przez Brzeziny Kolonia, Sobuczynę, Nieradę, Rększowice, Konopiska (obok zalewu Pająk) i Wygodę. Chwila przerwy na Kijasie u kumpeli. Zaczyna lekko kropić, więc zbieram się do domu. Powrót najkrótszą drogą przez Wygodę i potem przez Dźbów, Poselską i Wypalanki. Drogi były mokre od deszczu, ale bez tragedii.
Dojechałam do domu tylko trochę mokra. Masakra zaczęła się już pod garażem, gdy chciałam zaparkować rowerek. tak ostro lunęło, że w ciągu minuty zlało mnie bardziej, niż przez całe 10 km drogi powrotnej. Trzeba mieć farta :D
Bardzo poplątane popołudnie :D Wyszłam z domu z zamiarem przejażdżki do Olsztyna. Już kawałek od domu zauważyłam, że zaczyna kropić i właśnie tam gdzie chciałam jechać zbierają się ciemne chmury. Dojechałam do połowy Alejki Pokoju i postanowiłam zawrócić i wybrać odwrotny kierunek - postanowiłam, że pojadę przez Nieradę nad zalew w Pająku.
Szybki odwrót i Jagiellońską w stronę błękitnego nieba. Na Orkana moim oczom ukazała się prześliczna tęcza. Chciałam zrobić fotkę i wysłać mmskiem do narzeczonego, ale niestety aparat w telefonie odmówił współpracy. Tak więc ruszyłam w drogę. Przez Grzybowską i Korkową do granicy Czewy, potem przez Brzeziny Kolonia i Brzeziny Wielkie. Asfalt w tej okolicy mokry. Akurat udało mi się wstrzelić już po opadach deszczu. Niedaleko Sobuczyny najpierw telefon od Alka (akurat wtedy gdy wskoczył mi 5 tysiąc w sezonie), a chwilę później od kumpeli z Kijasa. Właśnie wtedy zdecydowałam, że zrezygnuję dziś z Pająka i wpadnę na chwilę do znajomych. W Sobuczynie skręciłam w prawo i dotarłam znów do Czewy. Dalej ulicą Malowniczą, Zdrową i Żyzną. Potem już prosto Dźbowską do granicy miasta i przez Wygodę na Kijas.
Po krótkich pogaduchach okrężnie do domu. W okolicy zaczęła zbierać się mgła. Zmierzch już zapadł. Przez Wygodę i potem Dźbów. Kawałek przed Simply na Dźbowie jakiś debil kierujący TIR-em zamiast mnie normalnie wyprzedzić przejeżdża centralnie koło mnie spychając mnie wprost na pobocze. Nie wiem skąd tacy ludzie się biorą. W domu planowałam być około 20, w związku z wizytą brata, a że miałam jeszcze trochę czasu postanowiłam pojechać nieco okrężnie. Przez Sabinowską, Piastowską, Boh. Monte Cassino, Jagiellońską, Bór, ponownie Korkową, Poselską i Wypalanki. Dojeżdżałam już do domu, gdy brat napisał, że jednak dziś go nie będzie. Tak więc jeszcze kilka dodatkowych km. Jesienną do 11-Listopada (gdzie na skrzyżowaniu jakiś idiota tak czy tak mając czerwone światło przez torami wymusza na mnie pierwszeństwo), potem Jagiellońską do Orkana i dalej już prosto do domu.
Z takiej dziwacznej plątaniny wyszedł całkiem fajny dystans. Generalnie jechałam dziś większości po płaskim, więc nie było ciężko, ale mimo tego nie czułam jakiegoś większego zmęczenia, a w zasadzie tak wolno nie jechałam :D W zeszłym sezonie 5 tysięcy wskoczyło nieco wcześniej niż w tym, ale biorąc pod uwagę tegoroczne możliwości czasowe to wcale nie jest źle.
Rano do pracy. Po pracy do Gawła napompować koło, a potem wzdłuż linii tramwajowej do Bór i ścieżką wzdłuż rzeki na Krakowską odebrać klocki hamulcowe do auta. Potem do domu, ścieżką wzdłuż rzeki, Bór i na skróty przez lasek.
Od czwartku zeszłego tygodnia nie było czasu na rower. Weekend upłynął pod znakiem corocznego ogólnopolskiego zlotu Skody i rajdu turystycznego. Dopiero dziś udało się wybrać na szybką asfaltową przejażdżkę w zasadzie bez zbędnych postojów.
Najpierw standard przez osiedle i Alejką Pokoju. Dalej przez Kucelin, Legionów, Brzyszowską, Srocko, Brzyszów, Kusięta do Olsztyna. Potem koło leśnego i w stronę Biskupic (po drodze najprawdopodobniej rozminęłam się ze Skowronkami, którzy wyjeżdżali z Sokolich Gór na asfalt - musiałam przemknąć chwilę przed nimi). Następnie przez Biskupice, Zrębice, Przymiłowice ponownie do Olsztyna. Powrót najpierw terenem przez Skrajnicę, potem asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca, terenem do torów, przez lasek do Bugaja i asfaltem przez Bugaj. Przymusowa przerwa przed przejazdem kolejowym i przez Michalinę i Błeszno do domu.
Tego mi było trzeba :D Jechało mi się dziś rewelacyjnie. Początkowo nie mogłam się przez chwilę rozkręcić, ale potem udało się wejść na właściwe obroty :) Szkoda tylko, że minęłam się ze Skowronkami, tym bardziej, że będąc w Olsztynie nawet przez chwilę pomyślałam, żeby się z nimi skontaktować, ale pomyślałam, że pewnie już dawno są po wycieczce, a tu jednak dopiero mieli wracać.
Dziś umówiona we wtorek wycieczka razem z Kasią. W planie podobna trasa co ostatnio, ale od drugiej strony. Dojeżdżam pod skansen na umówioną godzinę i czekam. Kasi nie ma. Chwilę później jedzie Mariusz (mario66), który planował samotnie wybrać się na jakąś krótszą wycieczkę. Po kilku minutach dojeżdża Kasia. Mariusz postanawia towarzyszyć nam w drodze do Olsztyna.
Najpierw jedziemy asfaltem przez Kucelin, potem ścieżką wzdłuż rzeki, asfaltem koło Guardiana i kawałek terenem do rowerostrady. Następnie rowerostradą i przez Skrajnicę. Terenowy zjazd ze Skrajnicy i docieramy do asfaltu niedaleko leśnego. Tutaj Mariusz jedzie w prawo, a my z Kasią w lewo do rynku w Olsztynie. Dalej asfaltem prawie cały czas lekko pod górę do Turowa. Od Turowa terenem niebieskim pieszym do Małus. W Małusach kawałek asfaltu i znów terenem niebieskim pieszym. Pierwszy raz jechałam tym szlakiem w tę stronę i muszę przyznać, że podobał mi się ten wariant. Podjazd łagodny, a kamienisty zjazd wręcz wyborny :D Wyjeżdżamy na asfalt w Mstowie. Tutaj przerwa koło Lewiatanu na lody, które dodały nam energii :D
Powrót już w całości asfaltowy. Najpierw dojeżdżamy do rynku w Mstowie (przez ten odcinek towarzyszy nam autobus PKS, który na zmianę, albo wyprzedzamy my, albo on nas. Ostatecznie przed Siedlcem autobus nas wyprzedził), a potem przez Siedlec, Gąszczyk i Srocko do Czewy. Dalej prosto Legionów, Odlewników i przez Kucelin do Alejki Pokoju. Na Alei Pokoju niemiły incydent. Naprzeciw nas jechała jakaś laska, która nie dość, że nie miała żadnej lampki to jadąc pisała smsa, nie patrząc w ogóle co się dzieje na ścieżce rowerowej. W ostatniej chwili udało mi się ją minąć, jednak Kasia nie miała tyle szczęścia i dość ostro poleciała na glebę uderzając kaskiem w kostkę brukową. Dodatkowo poturbowała sobie kolano i łokieć. Sprawczyni zamieszania również się wywróciła, ale nic się jej nie stało. Do domu Kasia rower już doprowadziła. Dalej samotnie Jagiellońską i przez osiedle dotarłam do domu.
Mam nadzieję, że Kasi po dość solidnym upadku nie stało się nic poważnego, i że niebawem będziemy mogły znów wybrać się na jakiś wspólny popołudniowy wypad. Pomijając tę nieszczęsną końcówkę to wypad był jak najbardziej przyjemny.
Już w niedzielę umówiłam się z Kasią na na jakiś rowerowy wypad dzisiaj popołudniu. Wczoraj okazało się, że również Alek będzie mógł z nami pojechać. Gdy szykowaliśmy się do wyjścia zadzwonił Tomek z pytaniem, czy gdzieś dziś jeździmy. Umówiliśmy się, że spotkamy się z nim niedaleko Ossona.
Na początek standard przez osiedle i Aleję Pokoju pod skansen, gdzie czekała już Kasia. Na ścieżce rowerowej na Alejce Alek potrącił gołębia, który uciekł spod moich kół. Biedaczek stracił kilka piór. Spod skansenu pojechaliśmy asfaltem przez Kucelin, Odlewników i Legionów, gdzie spotkamy się z Tomkiem, który oznajmił, że chwilę wcześniej udało mu się wreszcie podjechać na Ossona. Chcieliśmy to zobaczyć, więc skierowaliśmy się w teren w stronę Ossona. Kasia zdecydowała, że jedzie dookoła omijając szczyt. Pierwszy podjechał Alek, który potem filmował Tomka i moje zmagania. Tomkowi drugi raz się udało. Próbowałam dwa razy. Niestety tym razem się nie udało. Przy pierwszej próbie zostałam zaatakowana przez kujące krzaki, które zostawiły mi ślady na ręce. Już mieliśmy zjeżdżać, gdy dojechała do nas Kasia. W komplecie zjechaliśmy z Ossona i udaliśmy się na Przeprośną Górkę. Tutaj podjechali wszyscy. Każdy swoim tempem. Na górce koło Sanktuarium chwila pogaduch i pożegnanie z Tomkiem, który ruszył w stronę domu.
We trójkę zjechaliśmy terenem z Przeprośnej. Po drodze musieliśmy ominąć jakiegoś jelenia, który próbował autem zjechać czerwonym pieszym, tam gdzie my zjeżdżaliśmy rowerem. Ciekawe czy przypadkiem nie uszkodził sobie miski olejowej na tamtych wybojach :D Następnie asfaltem dojechaliśmy z Siedlca do Mstowa. Od Mstowa terenem niebieskim pieszym do Małus. Po drodze przerwa na śliwki i jabłka. Niestety jeszcze nie do końca dojrzały. W Małusach po wyjechaniu na asfalt koło jakiegoś gospodarstwa pod koła wpadła mi kura. Nie wiem kto był bardziej wystraszony, ja czy ona. Jedno jest pewne kura na pewno doznała szoku po uderzeniu w moje koło. Chyba uszkodziła sobie jedno skrzydło. Cóż za dzień :D Od Małus dalej terenem niebieskim pieszym do Turowa, a potem za przejazdem kolejowym asfaltem do Olsztyna. Chwila przerwy na betonowym rynku i potem w stronę Czewy.
Powrót zielonym rowerowym. Najpierw terenowy podjazd przed Skrajnicą, a potem asfaltem do rowerostrady. Rowerostradą do końca, kawałek terenem do torów, a potem przez lasek do Bugaja. Dalej asfaltem przez Bugaj. przerwa przed zamkniętym przejazdem, po czym przez Michalinę do DK1. Kasia pojechała prosto przez Raków, a my w lewo pod trasą i przez Błeszno do domu.
Bardzo fajna popołudniowa wycieczka w miłym towarzystwie i w dodatku ze sporą dawką śmiechu :D Fajna odmiana po maratonowym weekendzie :) Dzięki za wspólny wypad :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.