Wpisy archiwalne w kategorii

Po zmroku

Dystans całkowity:2081.34 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:88:44
Średnia prędkość:20.96 km/h
Maksymalna prędkość:59.18 km/h
Suma podjazdów:2060 m
Liczba aktywności:63
Średnio na aktywność:33.04 km i 1h 40m
Więcej statystyk

Urodzinowe ognisko Przema

Piątek, 12 października 2012 · Komentarze(2)
Najpierw pojechałam samotnie do Gawła na serwis, aby spróbował ustawić mi hamulec z tyłu. Trasa taka sama jak dojeżdżam do pracy. Przy okazji na sklepie spotkałam Jacka (konarider), który w cywilu przybył kupić kolejną pompkę do roweru. Na serwis dojechali się również Piksel i Bartek (Mr.Dry). Wspólnie w czwórkę pojechaliśmy w Góry Towarne na ognisko z okazji Przema urodzin.

Nasza trasa prowadziła od ronda Mickiewicza wzdłuż linii tramwajowej. Jako że Bratek jechał szosą i nie chciał jechać nierówną ścieżką na Niepodległości pojechaliśmy we dwoje asfaltem, a Gaweł i Piksel normalnie ścieżką. Przy Bór również wjechaliśmy na ścieżkę. Następnie jechaliśmy przez Aleję Pokoju, koło skansenu i dalej dłuższy odcinek asfaltem koło Ocynkowni, Guardiana, obok nastawni i do Kusiąt. Na samym końcu Kusiąt terenem a miejsce ogniska. Gaweł i Piksel jadący z tyłu za mną i Bartkiem skręcili nieco wcześniej i dotarli koło jaskini od drugiej strony. Ja z Bartkiem skręciłam na samym końcu Kusiąt i pojechaliśmy przez polanę pomiędzy skałkami, i potem między drzewami do jaskini.

Przy ognisku było nas dziś niewiele. Kameralne grono, w składzie: solenizant Przemo, Roland z synem, Prophet, zbyszko61 (którzy zgromadzili się przed jaskinią trochę wcześniej), Bartek, Gaweł, Piksel, ja i markon, który dojechał do nas później innym środkiem transportu. Pieczonki były przepyszne. Przy ognisku tradycyjnie śpiewy akompaniamencie dwóch gitar i fletu. Super towarzystwo i wspaniała zabawa :)

Powrót do domu praktycznie taką samą trasą, w towarzystwie rozszerzonym o byszko61. Praktycznie taką samą, gdyż spod jaskini zjechaliśmy terenem w te drugą stronę, od której przyjechał Gaweł z Pikselem. Dalej cały czas asfaltem jak w przeciwna stronę. Piksel i Zbyszek jechali nieco szybciej niż my, więc nawet nie zauważyliśmy jak odjechali nam do przodu. Razem z Bartkiem jechaliśmy trochę wolniej, mając na oku Gawła. Oj jazda była bardzo ciekawa, ale szczegółów opisywać nie będę :D Bartek z Gawłem odwieźli mnie prawie pod sam dom, i dalej pojechali w swoja stronę. Dziękuję chłopaki za towarzystwo :)

Olsztyn i uroki tarczówek

Poniedziałek, 8 października 2012 · Komentarze(1)
Nie wliczając dojazdów do pracy w czwartek i w piatek, nie jeździłam na rowerze od środy. Ciągle coś niezależnego ode mnie mieszało mi w planach - albo pogoda, albo inne zajęcia. Nie mogłam już wytrzymać bez roweru. Umówiłam się dziś jak zwykle pod skansenem na wieczorny wypad razem z Kasią i Rafałem. Postanowiliśmy wybrać się do Olsztyna.

Pojechaliśmy koło starego sądu na Rejtana, potem przez Aleję Pokoju i dalej na brukowanym rondzie Reagana w lewo. Kawałek ulicą Szpitalną, po czym skręciliśmy w prawo i pojechaliśmy ścieżką do torów, kawałek wzdłuż torów i terenem przez cmentarz żydowski do Legionów. Następnie ścieżką rowerową przez Legionów. Koło Cooper'a wjechaliśmy w teren, najpierw łagodnie pod górkę, potem stromy zjazd. Terenem dotarliśmy ponownie do asfaltu na zakręcie ulicy Legionów i jechaliśmy asfaltem do zjazdu na czerwony szlak rowerowy. Następnie czerwonym do Kusiąt. Od Kusiąt asfaltem do samego Olsztyna. Pod górkę w Kusiętach koło straży wjechałam dziś bez problemu i to w dodatku na drugim przełożeniu z przodu i szóstym z tyłu :D W Olsztynie chwila oddechu koło nowego rynku i z powrotem do domów.

Na początek asfaltem przez Olsztyn, a potem zielonym szlakiem rowerowym terenem pod górkę na Skrajnicy. Po bieszczadzkim treningu takie małe wzniesienie to bułka z masłem :D Od razu przypomniały mi się podjazdy w górach - z tym, że tam takie podjazdy ciągnęły się niekiedy nawet i po kilka kilometrów. Po dojechaniu do asfaltu pojechaliśmy dalej prosto terenem przez Skrajnicę. W pewnej chwili zauważyliśmy, że Kasia została w tyle - nie było nawet widać z oddali jej lampki. Już mieliżmy się wracać, jednak po chwili dojechała do nas. Okazało się, że zaliczyła niegroźną glebę na leśnej ścieżce. Następnie pojechaliśmy asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca, potem prosto terenem do torów i przed torami w lewo w stronę nastawni. Następnie asfaltem koło Guardiana i ścieżką wzdłuż rzeki do skansenu, gdzie każdy pojechał w swoją stronę. Do domu dojechałam standardowo przez Alejkę Pokoju, Jagiellońską i osiedle. Tak mi brakowało jazdy rowerem, że większość trasy jechałam na przodzie narzucając swoje tempo - mam nadzieję, że nie musieliście mnie aż tak bardzo gonić :)

Krótki, ale za to przyjemny wieczorny wypad. Dobre tempo jazdy i super towarzystwo :) Tego mi brakowało. Dzisiejszego wieczora ani zimny wiatr, ani niższa temperatura niż przez ostatnie dni, nie stanowiły żadnych niedogodności związanych z jazdą. Podobno jak człowiek bardzo czegoś chce, to nie ma takiej siły, która by mu w tym przeszkodziła :D Nawet coraz głośniej hałasujący hamulec w tylnym kole (ach te tarczówki), który utrudniał obracanie się koła nie zepsuł mi dziś rowerowego nastroju. Chyba muszę nauczyć się regulacji hamulców tarczowych.

Do Towarnych na ognisko

Sobota, 22 września 2012 · Komentarze(0)
W piątkowy wieczór wypad na ognisko w Górach Towarnych, aby wspólnie z ekipą z Częstochowskiego Forum Rowerowego pożegnać dobiegające już końca lato. Korzystając z okazji postanowiłam odbyć pierwszą jazdę na nowym rowerze. Umówiliśmy się pod skansenem razem z Gawłem, Mr.Dry, Pikslem, Przemo2 i STi, by razem dojechać na miejsce ogniska.

Pojechaliśmy wszyscy asfaltem w stronę huty, na chwilę się rozdzieliliśmy, gdyż Gaweł, Piksel, Przemek i Robert pojechali ścieżką wzdłuż rzeki, a ja z Bartkiem asfaltem. Spotkaliśmy się ponownie koło Guardiana i pojechaliśmy dalej razem asfaltem aż do Kusiąt. W Kusiętach, za górką koło szkoły skręciliśmy w prawo w teren i zielonym pieszym dotarliśmy pod jaskinię, gdzie ognisko już się paliło.

Łącznie przed jaskinią utworzyła się dość duża rowerowa ekipa - w sumie było nas aż 25 osób. Przy ognisku jak zawsze było wesoło. Tym razem nie było ani gitary, ani śpiewów, ale pomimo tego nie nudziliśmy się, bo wrażeń nie zabrakło. Do samego końca ogniskowej imprezy zostało nas tylko kilka osób. Nikt tej nocy nie nocował w jaskini, ani w namiocie, więc po zagaszeniu ogniska udaliśmy się w drogę powrotną razem z Kasią, Helenką, Krzyśkiem, magnum, Prophet, Sti, Outsider i Zbyszko61.

Było ciemno, więc dla bezpieczeństwa postanowiliśmy z pod jaskini sprowadzić rowery na dół i dopiero na równym gruncie zacząć jechać. Będąc już na dole ścieżką przy gospodarstwach dojechaliśmy do asfaltu w Kusiętach. Prophet skręcił w prawo w stronę Olsztyna, a my w lewo. Pojechaliśmy przez Kusięta cały czas asfaltem, taką samą trasą jak wcześniej. Podczas powrotu do domu również nie zabrakło wrażeń, niestety tych nieoczekiwanych. Na Alei Pokoju każdy rozjechał się w swoją stronę.

Pierwsza jazda nowym sprzętem już za mną. Jedzie się lekko, przyjemnie, o niebo lepiej niż na ciężkim zółtym rowerku. Różnica jest nieporównywalna. W drodze na Towarne drażnił mnie jedynie hałasujący prawie non stop tylny hamulec, który co chwila wpadał w rezonans nawet na najmniejszej nierówności (przekonałam się pierwszy raz o urokach tarczówek). Na szczęście przy ognisku Arek z Robertem coś tam podziałali i w drodze powrotnej uciążliwy hałas zniknął. W najbliższym czasie muszę jeszcze pomyśleć o zmianie siodełka, bo na tym wąskim i twardym kamieniu długo nie wytrzymam.

Olsztyn i Poraj

Czwartek, 20 września 2012 · Komentarze(1)
Z powodu mniejszej ilości wolnego czasu dawno nie byłam na wieczornej przejażdżce w większym gronie. Dzisiejsze popołudnie miałam mieć luźniejsze, więc zaproponowałam kilku osobom wypad do Mstowa o godzinie 18:00. W między czasie w trakcie przerwy w pracy wyczaiłam pewną dość kuszącą ofertę. Kilka telefonów i po pracy po Roberta i autem prosto do Decathlon. Zadzwoniłam tylko do Kasi, że mogę się spóźnić pod skansen, ale że na pewno będę. Dzięki informacji od Rafała zakupiłam nowy rower, który tylko szybko spakowaliśmy do auta i do domu. W domu byliśmy o 18. Zostawiliśmy rower w aucie, szybko się przebraliśmy i pod skansen.

Na miejsce zbiórki dotarliśmy około 18:15 - studencki kwadrans. Ekipa w składzie: Kasia, Łuki, mario66 i Tomek cierpliwie na nas czekała, jednak spóźnienie zostało wybaczone, gdyż przyczyna była słuszna :D Z uwagi na fakt, że byliśmy trochę w tył z czasem i dnie są już coraz krótsze, postanowiliśmy zrezygnować dziś z wypadu do Mstowa i skrócić trasę wycieczki do Olsztyna.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, na rondzie skręciliśmy w lewo i potem terenem przez cmentarz żydowski. Następnie kawałek asfaltową ścieżką na Legionów, po czym koło Cooper Standard wjechaliśmy w teren. Pojechaliśmy tak jak kiedyś prowadził nas Rafał, z tym, że tym razem w odwrotnym kierunku i za dnia. W dzień te terenowe podjazdy i zjazdy wyglądały jakoś groźniej niż w nocy. Może dlatego, że więcej było widać. Wyjechaliśmy ponownie na asfalt na zakręcie i jechaliśmy asfaltem do zjazdu na czerwony rowerowy. terenem czerwonym szlakiem dojechaliśmy do Kusiąt. Następnie znów asfaltem przez Kusięta do Olsztyna i na krótką przerwę w leśnym.

Z leśnego ruszyliśmy asfaltem w stronę Biskupic. Na zakręcie przed słynną górką w Biskupicach pojechaliśmy prosto w teren na zielony pieszy. Szlak całkiem ciekawy, tylko było sporo piachu, momentami ciężko było jechać, z resztą Tomek zaliczył nawet niegroźne spotkanie z ziemią. Po przeprawie przez piaskownice jeszcze musieliśmy zmierzyć się z kamienistym podjazdem. Po podjeździe dojechaliśmy do asfaltu w Dębowcu koło cmentarza. Zatrzymaliśmy się na moment na szczycie górki niedaleko kościoła, by wspólnie zdecydować jak przebiegać będzie dalsza część trasy. Różowy panter, ups... miałam napisać Tomek, ewntualnie _omar_ lub Tofik (osoby wtajemniczone wiedzą o co kaman) opowiedział nam jeszcze dowcip i ruszyliśmy dalej.

Postanowiliśmy pojechać możliwie jak najkrótszą trasą. Za kościołem skręciliśmy w lewo i zjechaliśmy asfaltem do drogi prowadzącej z Choronia do Poraja. Zjazd całkiem fajny, tylko po drodze jakieś niepotrzebne dwa spowalniacze w postaci znaków "STOP" na krzyżówkach :D Po zjeździe skręciliśmy w prawo i pojechaliśmy w stronę przejazdu kolejowego. Przed przejazdem skręciliśmy w prawo i najpierw kawałek asfaltem, potem terenem dotarliśmy do następnego przejazdu. Przejechaliśmy na drugą stronę torów i dotarliśmy asfaltem do drogi głównej w Osinach.

Następnie jechaliśmy już cały czas asfaltem. Najpierw kawałek główną przez Osiny i Kolonię Borek. Następnie zjechaliśmy z głównej drogi w prawo i jechaliśmy cały czas asfaltem przez Zawodzie, Poczesną, Nową Wieś (przez kostkę brukową, na której zawsze mnie jakoś wytrzęsie), dalej przez Korwinów, Słowik i Wrzosową, aż dojechaliśmy do Gierkówki. Następnie prosto chodnikiem wzdłuż trasy. Przy wiadukcie nad nowymi torami kolejowymi ja i Robert odłączyliśmy się od reszty i pojechaliśmy pod trasą do Jesiennej. Reszta ekipy pojechała w stronę estakady.

Bardzo fajny wieczorny wypad. Dobre tempo, doborowe towarzystwo i jak zawsze masa śmiechu i dobrego humoru. Tego mi było trzeba. Niestety dni są już coraz krótsze i większość wypadów odbywa się już po zmroku. Trzeba się na nowo przyzwyczajać do nocnych wypadów.

Krótki nocny wypad nad zbiornik huty

Niedziela, 16 września 2012 · Komentarze(0)
Kolejny wrześniowy weekend, podczas którego nie udało mi się znależć wystarczająco dużo czasu na rower minął. Udało mi się wygospodarować raptem jedynie godzinkę czasu w niedzielę wieczorem po godzinie 20. Postanowiliśmy razem z Robertem udać się na chwilkę nad zbiornik huty.

Ruszyliśmy ode mnie z domu i pojechaliśmy najpierw przez osiedle, potem Jagiellońską, Aleję Pokoju, obok skansenu i asfaltem nad zbiornik huty. Tam chwila przerwy, nocne foto i powrót trochę na około. Kawałek ścieżką wzdłuż rzeki do asfaltu i potem ponownie ścieżką, ale już po drugiej stronie rzeki. Ścieżką przy rzece, potem kawałek szutrem i znów ścieżką dojechaliśmy do tamy przy Bugaju. Następnie asfaltem do przejazdu kolejowego, potem przez Michalinę do DK1, pod wiaduktem do Jesiennej i do domu.

W dzień było dziś bardzo ciepło. Jednak wieczór był już bardzo chłodny. Wiedziałam, że wieczorem będzie chłodniej, ale nie sądziłam, że różnica temperatur będzie aż tak spora. Trzeba zacząć zakładać na siebie więcej ciuchów. Najbardziej zmarzły mi palce u rąk letnich rękawiczkach i stopy w cienkich skarpetach.

Nad zbiornikiem huty © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem kilka km po mieście i wieczorny wypad do Olsztyna

Piątek, 7 września 2012 · Komentarze(0)
Rano dojazd do pracy. Trasa jak zawsze. Zapomniałam dziś zabrać rękawiczek, wskutek czego dosyć zmarzły mi ręce. Czuć już jesień, poranki są już nieco chłodne. Po pracy do domu. Strasznie wiało, momentami jadąc pod wiatr miałam wrażenie, że stoję w miejscu zamiast jechać.

Po południu byłam umówiona z Kasią na wypad do Mstowa na jabłka. Nie było więcej chętnych, więc wszystko wskazywało na to, że tym razem pojedziemy tylko we dwie. Pogoda najlepsza nie była, chwilami mocno wiało, ale wyjazdu nie chciałyśmy odwoływać. Byłam już ubrana, wyprowadzałam rower i wtedy zauważyłam, że pada deszcz. Wyciągam telefon, by zadzwonić i w tym momencie dzwoni Kasia. Postanowiłyśmy przeczekać deszcz. Po niecałej godzinie przestało padać, była już 19ta, więc szybko pod skansen, gdzie czekała już Kasia.

Było już późno, więc zrezygnowałyśmy z Mstowa i wybrałyśmy Olsztyn. Pojechałyśmy asfaltem w stronę huty, na rondzie skręciłyśmy w lewo i potem przez Cmentarz Żydowski do Legionów. Dalej kawałek asfaltem, po czym zjechałyśmy w prawo teren na czerwony rowerowy. Szlakiem dojechałyśmy do Kusiąt. Następnie pojechałyśmy asfaltem do rynku w Olsztynie. Tam kilka minut przerwy i od razu powrót. Na początek terenowy podjazd zielonym rowerowym przez Skrajnicę, a potem cały czas asfaltem do rowerostrady. Rowerostradą do końca, kawałek terenem do nastawni i znów asfaltem koło Guardiana. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki i asfaltem w stronę skansenu. Na Alei Pokoju pożegnałyśmy się i pojechałam przez Jagiellońską do domu.

Bardzo miły wieczorny wypad, w miarę spokojnym, równym tempem, bez żadnego gonienia się. Cieszę się, że mimo niezbyt stabilnej pogody udało nam się wyskoczyć chociażby do Olsztyna. Momentami trochę mżyło, ale ogólnie do domu wróciłam sucha :)

Wieczorowa terenówka do 0lsztyna

Wtorek, 4 września 2012 · Komentarze(2)
Pogoda była dziś bardzo ładna, więc korzystając z okazji umówiliśmy się w większym gronie na wieczorny wypad do Olsztyna. Zanim wybrałam się pod skansen przyjechał do mnie Gaweł i razem udaliśmy się przez Wypalanki na Korkową odebrać jego wypiaskowana ramę. Następnie pojechaliśmy do Mariusza, bo Gaweł miał podać mu uchwyty do wieszaka rowerowego. Chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy pod skansen. Na miejscu spotkania zjawili się jeszcze: Kasia, Rafał, Robert i arturm (który dotarł w ostatniej chwili jak już mieliśmy odjeżdżać).

Pojechaliśmy asfaltem w stronę skansenu, potem ścieżką wzdłuż rzeki i następnie asfaltem koło Guardiana. Za nastawnią zjechaliśmy w teren na żółty szlak pieszy. Przy torach niedaleko rowerostrady minęliśmy się z poisonkiem, Pietro78 i kobe24la. Na pewien odcinek zboczyliśmy z żółtego szlaku na zielony pieszy, ale później wróciliśmy ponownie na żółty szlak. Lubię ten szlak pomimo tego, że jest na nim sporo piachu. W miejscu, gdzie jeszcze niedawno wszystko w około spłonęło w pożarze zapatrzyłam się na bok, podziwiając jak natura odżywa, w efekcie czego nie uprowadziłam roweru na piachu, przednie kółko zjechało mi po koleinie ze ścieżki i zaliczyłam spotkanie z ziemią. Połamał mi się plastik osłaniający manetkę od przerzutki. Szybko się pozbierałam i pojechaliśmy dalej. Niedaleko wyjazdu na asfalt upadek zaliczył również Gaweł na dość stromym piaszczystym zjeździe. Trzymając się cały czas zółtego szlaku dojechaliśmy do asfaltu niedaleko Góry Biakło i udaliśmy się do leśnego na chwile przerwy.

Było już dość późno więc zebraliśmy się z powrotem. Pojechaliśmy asfaltem przez rynek w Olsztynie do Kusiąt. W Kusiętach wjechaliśmy w teren na czerwony szlak rowerowy. Zatrzymaliśmy się na chwilę na szlaku na pamiątkową nocną fotkę i ruszyliśmy dalej. Dojechaliśmy do asfaltu prowadzącego od Srocka na Legionów. Na zakręcie nie pojechaliśmy prawo tak jak prowadził asfalt, tylko pojechaliśmy prosto w teren. Nigdy wcześniej tędy nie jechałam, a jak się później okazało Rafał, który tę trasę zaproponował również jej nie znał. Jechaliśmy nocą, nieznaną, dość krętą dróżką między drzewami. Wyjechaliśmy na asfalt koło Cooper Standard i następnie pojechaliśmy przez legionów do cmentarza żydowskiego. Nigdy więcej nocą przez cmentarz :D Jeszcze Gaweł postraszył nas swoją mroczną autentyczną historią. Po wyjechaniu z cmentarza pojechaliśmy kawałek przy torach i dotarliśmy do asfaltu kawałek przed brukowanym rondem Ronalda Reagana. Następnie pojechaliśmy koło dawnego sądu i Aleję Pokoju. Pierwsza odłączyła się od nas Kasia, potem przy Estakadzie Gaweł i za kolejnymi światłami artur. Na Jagiellońskiej za shellem pożegnaliśmy się z Rafałem. Robert odwiózł mnie pod dom i wrócił do siebie.

Bardzo fajna wieczorna dawka terenu w dość dobrym tempie. Super towarzystwo, udana pogoda. Jednym słowem wszystko pozytywnie. Nic dodać nic ująć. Trzeba się powoli przyzwyczajać do jazdy po zmroku. Po takim wypadzie będzie się od razu lepiej spało :)

Na czerwonym rowerowym - zabrakło tylko fotografa © EdytKa

Droga do i z pracy, zakręcona jazda z finałem w Sokolich i nocne błądzenie po polach

Czwartek, 30 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Rano droga do pracy. Od rana było cieplutko. Po drodze na Bór minęłam się z jednym szosowcem z ekipy Żelki Tem, który jest kurierem w UPS (nie pamiętam imienia). Po pracy do domku. Taką samą trasą. Na wiadukcie Niepodległości zostałam wypatrzona przez Pana Jarka z narty-rowery, który jechał drugą stroną ulicy.

Popołudniu byłam umówiona na górce na Jesiennej o 17:30 na typowo babski wypad z Kasią, Darią i Kamilą (koleżanką Skowronka). Jeszcze jak byłam w pracy zadzwonił do mnie Tomek i zapytał czy gdzieś dziś się wybieramy. Pomyślałam, że jeden rodzynek nam nie zaszkodzi i podałam szczegóły wypadu. Tuż przed wyjściem z domu dowiedziałam się od Przema, że z tego co on wie od Gawła, to ja jadę z nimi i z Bartkiem o 19 :D hmmm... tak to jest zgadywać się przez pośredników :D Zdążyłam oznajmić Przemowi, że Gaweł jednak nie jedzie i wyszłam z domku. Przeejchałam zaledwie kawałeczek i dzwoni Przemo, by oznajmić, że skoro Gaweł zrezgnował to on zamierza wybrać się z nami. Takim sposobem z typowo babskiego wypadu utworzył się aż sześcioosobowy wesoły skład.

Z lekkim opóźnieniem ruszyliśmy w drogę. Na sam początek terenowej jazdy postanowiłam zjechać sobie jeszcze ze schodów na Jesiennej :D Pojechaliśmy asfaltem przez Błeszno na Bugaj. Następnie zjechaliśmy w teren na niebieski / pomarańczowy rowerowy / zielony pieszy. Szlaki następnie się porozdzielały i jechaliśmy już tylko niebieskim rowerowym, który dalej przed Dębowcu złączył się ponownie na pewien odcinek z pomarańczowym. Od Dębowca jechaliśmy już tylko pomarańczowym szlakiem do asfaltu między Biskupicami, a leśnym. Zatrzymaliśmy się w leśnym, by zaczekać tam na Mr. Dry i Piksela, którzy mieli do nas dołączyć na dalszą część wycieczki.

Posiedzieliśmy chwilę, było już po 19, więc Daria z Kamilą postanowiły wracać w duecie do domów, gdyż miały trochę dalej niż my. Po jakimś czasie dotarł do nas długo wyczekiwany Mr. Dry, a chwilę po nim przyejchał Piksel. W między czasie Tomek również uznał, że z powodów czasowych wraca samotnie do domu. Zostaliśmy więc w piatkę - ja, Kasia, Mr. Dry, Piksel i Przemo. Jeszcze tylko Piksel musiał dokręcić śrubkę pożyczoną od Przema, bo wcześniej ukręcił gwint, a ja pożyczyłam Kasi tylną lampkę i ruszyliśmy na dalszą część wypadu.

Pojechaliśmy asfaltem na Biskupice, gdzie musieliśmy podjechać pod słynną górkę "osz k... mać". Nie było wcale tak źle. Było już dość ciemno, ale mimo tego postanowiliśmy pojechać dalej przez Sokole Góry. Na szczycie przed kościołem skręciliśmy w lewo w teren i najpierw zielonym, potem żółtym pieszym przez Sokole Góry dotarliśmy znów do asfaltu między Biskupicami, a leśnym. Kasia miała najgorzej - jechała bez przedniej lampki, korzystając ze światła naszych lampek, ale na szczeście jakoś dało radę. Przy asfalcie chłopaki przymocowali Kasi lampkę za pomocą izolacji i dalej w drogę.

Pojechaliśmy kawałek asfaltem w stronę Olsztyna. Następnie terenem zielonym rowerowym pod górkę przed Skrajnicą. Chłopaki postanowili, że dalej przez Skrajnicę również przebijemy się terenem. Jechałam z Pikselem na przodzie, a że zapadły już prawdziwe ciemności, a my zagadliśmy się na temat sprzętu, to pominęliśmy ścieżkę, w którą powinniśmy skręcić i pojechaliśmy dalej prosto. W efekcie wylądowaliśmy gdzieś na jakimś polu. Słychać było z oddali jakieś auta, więc mniej wiecej wiedzieliśmy, że do asfaltu nie mamy już daleko. Musieliśmy tylko przebić się jakoś na wprost przez spore zarośla, krzaki i inne tym podobne, gdyż zgubiliśmy całkiem ścieżkę. Przemo jechał na przodzie przedzierając szlak. Wszytko było by ok, gdyby tylko Bartek nie zaczął opowiadać o pająkach wielkości ludzkiej głowy... bleee... Udało nam się wreszcie wyjechać jakąś ścieżką do asfaltu koło stacji benzynowej przed rowerostradą.

Rowerostradą dojechaliśmy do samego końca, po czym skręciliśmy w prawo, przecięliśmy główną drogę i pojechaliśmy kawałek terenem do asfaltu na Kręciwilku. Znów przecięliśmy asfalt prosto i dalej leśną ścieżką dotarliśmy do asfaltu w pobliżu nastawni. Następnie pojechaliśmy asfaltem koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki, koło skansenu i przez Aleję Pokoju, gdzie odłączyłą się Kasia. Piksel pojechał samotnie wzdłuż linii tramwajowej, a Bartek i Przemek odwieźli mnie jeszcze przez Gajową i osiiedle do domu i dalej pojechali w swoją stronę.

Dzisiejszy wypad był starsznie pokręcony, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Miał być początkowo typowy babski wyjazd - cztery kobiety, a w sumie utworzyła się całkiem niezła, wesoła ekipa. Mam nadzieję, że dziewczynom podobał się wyjazd. Dni są coraz krósze, szybciej robi się ciemno, wiec udało się wreszcie przejechać przez Sokole Góry po zmroku. Poza tym, chyba udało się pokonać ciążące nad nami fatum - zawsze jak mamy jechać z Kasią same, a w efekcie jedzie większa ekipa, to coś prędzej czy póxniej się musi wydarzyć - najczęściej jakiś kapeć. Dziś obyło bez żadnych nieprzewidzianych przypadków. Mój ostatni wypad w sierpniu będę naprawdę miło wspominać :)

Spontan na Kijas i powrót prawie po omacku

Piątek, 17 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Dziś popołudniowy szybki spontan do przyjaciół na pogaduchy. Dawniej wystarczył jeden telefon - "za 5 min pod komisem" i już mogliśmy iść na spacer lub piwo. Teraz po ich przeprowadzce już tak nie ma. Chciałam dziś połączyć przyjemne z pożytecznym, więc postanowiłam pojechać do nich na Kijas na rowerze.

Trasa całkowicie asfaltowa. Przez Wypalanki, Poselską, Żyzną i potem główną drogą przez Dźbów do Wygody. Niestety w połowie drogi skapnęłam się, że zabrałam ze sobą pompkę, zapasową dętkę, ale zapomniałam klucza i lampki przedniej... Skleroza nie boli... Nie było już sensu się wracać, więc jechałam, mając nadzieję, że nie złapię żadnego kapcia po drodze. W Wygodzie skręciłam w lewo i po kilku metrach byłam już na Kijasie. Jechało mi się dziś bardzo fajnie, noga dobrze podawała, wiec i tempo było zadowalające.

Mieliśmy generalnie spędzić ten wieczór w kameralnym gronie - ja, Magda i Olek. Nawet opcja noclegu była by możliwa. Jak dojechałam okazało się jednak, że świeżo upieczone małżeństwo odwiedziła również rodzinka pana młodego - rodzice i babcia. N sumie nie było tak nudno. Nieokiełznany jeszcze szczeniak młodych skutecznie rozbawiał towarzystwo gryząc wszystko co i kogo tylko się dało. Po kolacji po krótkim namyśle postanowiłam się zebrać do domu. Nie był to najlepszy pomysł, ale tę trasę znam na tyle dobrze, że mimo wszystko zdecydowałam się jechać. Założyłam dla lepszej widoczności opaskę odblaskową, włączyłam tylne światło i w drogę.

Trasa identyczna jak w poprzednim kierunku - główną drogą przez Wygodę, Dźbów, Żyzną, Poselską i Wypalanki. Nie było nawet tak źle jak myślałam. Droga była w sumie na tyle oświetlona, że dało się spokojnie jechać, a tam gdzie nie było lamp wystarczyły światła jadących samochodów. Wieczór cieplutki. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu, więc cisnęłam ile tylko miałam sił w nogach. Najgorszym odcinkiem było kilka metrów na ulicy Poselskiej w pobliżu giełdy samochodowej i przejazdu kolejowego - pomiędzy Żyzną a Wypalankami. Nie było tam ani jednej lampy przy drodze i nie jechało akurat żadne auto. Totalna ciemnica - prawie jak w jaskini. Zwolniłam do żółwiego tempa i jakoś dałam radę.

Chyba jeszcze nigdy tak szybko sama nie jechałam. W drodze powrotnej udało mi się jeszcze poprawić średnią o prawie 0,75 km/h. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nic mi się po drodze złego nie przydarzyło i dotarłam do domu cała i zdrowa. Najadłam się tylko odrobinę strachu. Podczas następnego jakiegokolwiek wypadu z dziesięć razy sprawdzę, czy zabrałam ze sobą wszystko co powinnam.

Nocny wypad w towarzystwie błyskających reflektorów

Sobota, 7 lipca 2012 · Komentarze(0)
Po poprzednim wypadzie nocna jazda nastroiła mnie bardzo pozytywnie. Udało mi się namówić Roberta na nocny wypad także w nocy z soboty na niedzielę. Dowiedziałam się również od Gawła, że planują razem z Pikselem nocny wypad do Bobolic czerwonym szlakiem rowerowym. Chcieliśmy z Robertem jechać gdzieś bliżej, dlatego wymyśliliśmy, że pojedziemy kawałek z chłopakami i odłączymy się gdzieś w okolicach Ostrężnika.

Byliśmy umówieni o 22 na Placu Biegańskiego. Robert przyjechał po mnie do domu i we dwoje pojechaliśmy przez Bór, Niepodległości, Śląską na miejsce spotkania. Na Placu Biegańskiego spotkałam przy okazji swoją koleżankę i jej narzeczonego, którzy wybrali się na krótką przejażdżkę po mieście i przyjechali na rowerach z Grabówki w Aleje. Chwilę pogadaliśmy, ale Gaweł i Piksel już czekali, aż ruszymy. W oddali widać było pioruny, ale postanowiliśmy jechać, bo wg prognozy miało nie padać.

Pojechaliśmy gęsiego przez II Aleję po wąskim i dziurawym chodniku. Mimo, iż jechaliśmy tak, by piesi mogli spokojnie przejść to zostałam dość niekulturalnie zwyzywana przez jedną dziewczynę. Cóż, bardzo wychowane te dzisiejsze dzieci... Po przejechaniu przez II Aleję wyjechaliśmy na asfalt. Pojechaliśmy Mirowską przez Zawodzie. Błyskało coraz bardziej i częściej. Dojechaliśmy raptem na Mirów. Nagle zerwał się silny wiatr, i zaczęło padać. Postanowiliśmy zatrzymać się na przystanku autobusowym, przeczekać deszcz i razem zdecydować co dalej.

Przestało padać. My z Robertem zdecydowaliśmy, że jedziemy tylko do Olsztyna i potem wracamy do domów. Chłopaki uznali, że podejmą decyzję w Olsztynie. Pojechaliśmy dalej czerwonym rowerowym. Mimo, iż nie padało to cały czas gdzieś w oddali się błyskało. Szlak rowerowy odbił w prawo w teren w stronę Kusiąt, a my pojechaliśmy asfaltem do Srocka. Dalej przez Brzyszów, Kusięta do Olsztyna. Dzisiejszej nocy zamek był w całości oświetlony. W Olsztynie pojechaliśmy do baru leśnego.

Znowu zaczynało się błyskać coraz bardziej. Chłopaki również postanowili wracać do domów. Pojechaliśmy przez Skrajnię, najpierw terenem pod górkę, a potem asfaltem do rowerostrady. Po drodze wystraszyliśmy zająca, który chciał przekicać na drugą stronę asfaltu, ale jak zobaczył cztery światła to się rozmyślił i cofnął. Na końcu rowerostrady pojechaliśmy kawałek terenem do nastawni, potem asfaltem koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki i koło skansenu. Na Jagiellońskiej przy skrzyżowaniu z Niepodległości Gaweł i Piksel pojechali wzdłuż linii tramwajowej. Robert odwiózł mnie pod dom i wrócił do siebie.

Dzisiejsza wycieczka była dla mnie dość stresująca. Mam pewien uraz psychiczny co do burzy. Strasznie się boję piorunów. Jednak postanowiłam się jakoś przełamać i jechać. Zresztą nawet nie było się gdzie dobrze schować, więc nie było w sumie większego wyboru. Dojechałam, dałam radę, więc jest ok. :)