Spontan na Kijas i powrót prawie po omacku

Piątek, 17 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Dziś popołudniowy szybki spontan do przyjaciół na pogaduchy. Dawniej wystarczył jeden telefon - "za 5 min pod komisem" i już mogliśmy iść na spacer lub piwo. Teraz po ich przeprowadzce już tak nie ma. Chciałam dziś połączyć przyjemne z pożytecznym, więc postanowiłam pojechać do nich na Kijas na rowerze.

Trasa całkowicie asfaltowa. Przez Wypalanki, Poselską, Żyzną i potem główną drogą przez Dźbów do Wygody. Niestety w połowie drogi skapnęłam się, że zabrałam ze sobą pompkę, zapasową dętkę, ale zapomniałam klucza i lampki przedniej... Skleroza nie boli... Nie było już sensu się wracać, więc jechałam, mając nadzieję, że nie złapię żadnego kapcia po drodze. W Wygodzie skręciłam w lewo i po kilku metrach byłam już na Kijasie. Jechało mi się dziś bardzo fajnie, noga dobrze podawała, wiec i tempo było zadowalające.

Mieliśmy generalnie spędzić ten wieczór w kameralnym gronie - ja, Magda i Olek. Nawet opcja noclegu była by możliwa. Jak dojechałam okazało się jednak, że świeżo upieczone małżeństwo odwiedziła również rodzinka pana młodego - rodzice i babcia. N sumie nie było tak nudno. Nieokiełznany jeszcze szczeniak młodych skutecznie rozbawiał towarzystwo gryząc wszystko co i kogo tylko się dało. Po kolacji po krótkim namyśle postanowiłam się zebrać do domu. Nie był to najlepszy pomysł, ale tę trasę znam na tyle dobrze, że mimo wszystko zdecydowałam się jechać. Założyłam dla lepszej widoczności opaskę odblaskową, włączyłam tylne światło i w drogę.

Trasa identyczna jak w poprzednim kierunku - główną drogą przez Wygodę, Dźbów, Żyzną, Poselską i Wypalanki. Nie było nawet tak źle jak myślałam. Droga była w sumie na tyle oświetlona, że dało się spokojnie jechać, a tam gdzie nie było lamp wystarczyły światła jadących samochodów. Wieczór cieplutki. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu, więc cisnęłam ile tylko miałam sił w nogach. Najgorszym odcinkiem było kilka metrów na ulicy Poselskiej w pobliżu giełdy samochodowej i przejazdu kolejowego - pomiędzy Żyzną a Wypalankami. Nie było tam ani jednej lampy przy drodze i nie jechało akurat żadne auto. Totalna ciemnica - prawie jak w jaskini. Zwolniłam do żółwiego tempa i jakoś dałam radę.

Chyba jeszcze nigdy tak szybko sama nie jechałam. W drodze powrotnej udało mi się jeszcze poprawić średnią o prawie 0,75 km/h. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że nic mi się po drodze złego nie przydarzyło i dotarłam do domu cała i zdrowa. Najadłam się tylko odrobinę strachu. Podczas następnego jakiegokolwiek wypadu z dziesięć razy sprawdzę, czy zabrałam ze sobą wszystko co powinnam.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!