Wpisy archiwalne w kategorii

Z fotkami lub filmem

Dystans całkowity:18292.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:842:29
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:103724 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:16975 kcal
Liczba aktywności:399
Średnio na aktywność:45.85 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Jura Siwuchowymi ścieżkami

Niedziela, 8 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Dzień po ciężkim maratonie, sił mało, ale mimo wszystko wybralismy się na wycieczkę pod przewodnictwem Siwucha. Wycieczka rozpoczęła się Zawierciu (dokąd dojechaliśmy z Alkiem autem). Na miejscu spotkania stawiło się w sumie 10 osób - Daria z Rafałem, Emila,  dwóch Tomków (z przewodnikiem trzech) Edyta z Andrzejem, i my.

Początkowo jedziemy ulicami Zawiercia. Następnie leśnymi szutrówkami przez Markowiznę do Bzowa. Tutaj kawałeczek asfaltem i potem szlakiem czerwonym rowerowym (Szlakiem Orlich Gniazd) w stronę Podzamcza. Na zamek dziś nie jedziemy gdyż kierujemy się na Górę Birów. Najpierw krótka przerwa przy skałkach u stóp owej góry, po czym podjazd na Górę, gdzie można zwiedzić, zrekonstruowane częściowo, grodzisko słowiańskie z XIII wieku.



Czerwony rowerowy - fot. Alek


Ekipa na skałkach koło Góry Biśnik

Sama góra ma strome, skalne ściany i płaski wierzchołek, dlatego też właśnie na nim ulokowano gród. Tomki i Rafał zostają na dole, a reszta ekipy idzie zwiedzać gród.
W budynkach zobaczyć można rekonstrukcje strojów, narzędzi codziennego użytku, broni, a nawet i wystawę skamielin z obszaru Jury.


Podjazd na Górę Birów - fot. Skowronek


Gród na Górze Birów


Gród na Górze Birów - fot. Skowronek


Wnętrze chaty


Rekonstrukcja słowiańskiego życia


Rekonstrukcja słowiańskiego życia - fot. Skowronek


Rekonstrukcja chaty - fot. Skowronek


Amonity na wystawie


Widok na zamek w Podzamczu z Góry Birów

Po poznaniu grodu wracamy terenem do Podzamcza i kierujemy się kawałek asfaltem do Sanktuarium Matki Bożej Skałkowej,, które już kiedyś widzieliśmy. W miejscu tym było kiedyś źródełko, do którego przychodzili obmywać się chorzy ludzie, gdyż miało ono leczniczą moc. Całe Sanktuarium zbudowane jest przy skale, stąd też jego nazwa.


Sanktuarium Matki Boskiej Skałkowej


Figury koło Sanktuarium


Dzwonnica

Z Podzamcza (mijając zamek z boku) jedziemy terenem szlakiem czerwonym rowerowym do Strażnicy w Ryczowie.  Była to dawniej strażnica królewska. Widziałam już wcześniej strażnicę w Łutowcu i Przewodziszowicach, ale tej jeszcze nie. Strażnica stanowiła dawniej fragment łańcucha umocnień granicy południowo-zachodniej.


Przed zamkiem w Podzamczu


Strażnica w Ryczowie - fot. Skowronek


Z Alkiem przy strażnicy

Następnie jedziemy w stronę Złożeńca, a potem Kwaśniowa, gdzie znów wjeżdżamy w teren na czerwony rowerowy. Z rowerowego szlaku zjeżdżamy na pieszy i docieramy do Skały Biśnik. Jeszcze rok temu w tutejszej jaskini znajdował się manekin neandertalczyka, ale obecnie już go nie ma. Jaskinia jest obecnie zamknięta kratą.

W dalszej kolejności podążamy szlakiem żółtym rowerowym do Smolenia. Tutaj kawałek asfaltem, po czym terenowo na zamek. Ruiny Zamku zostały ostatnio częściowo rekonstruowane. gdy byliśmy tutaj rok temu z Alkiem nie było wejścia na wieżę, a teraz do wieży prowadzą drewniane schody i można wejść na sam szczyt wieży.


Zamek w Smoleniu - widok ze schodów prowadzących do wieży

Z Alkiem na dziedzińcu zamku
Z Alkiem na dziedzińcu zamku

Z Emą na zamku w Smoleniu
Z Emą na zamku w Smoleniu

Schody na wieżę
Schody na wieżę

Z Alkiem przed zamkową wieżą
Z Alkiem przed zamkową wieżą

Po szybkim zwiedzeniu zamku kierujemy się asfaltem przez Cisową (obok stoku narciarskiego), potem przez Kleszczów i Sławniów do Wierbki (gdzie z braku wody zatrzymujemy się przy sklepie). Następnie dalej asfaltem jedziemy przez Przychody do Kidowa. Tutaj miał być podobno wąwóz i fajny terenowy zjazd o nachyleniu 15% (miejscami prowadzący po litej skale), jednak w efekcie terenowa dróżka po chwili się skończyła i pozostało nam przedrzeć się przez zarośla, pokrzywy i krzaki znów do asfaltu. Przez Dzwonowice dotarliśmy do Pilicy, gdzie nastała dłuższa przerwa na obiad w barze "U Ryśka".

Po obiadku pozostał już tylko powrót. Asfaltem przez Pilicę i Kocikową, potem terenem szlakiem czerwonym pieszym i dalej czerwonym rowerowym do Podzamcza. Mijamy zamek bokiem, po czym dalej czerwonym rowerowym do Bzowa, kawałek asfaltem i szutrówką przez Markowiznę do Zawiercia.


Na czerwonym rowerowym - fot. Skowronek

I tak oto nastał koniec dzisiejszej wycieczki. Pomimo strasznego upału nie było aż tak źle. Czułam jednak spore zmęczenie po wczorajszym maratonie. jednak dobre towarzystwo i przyjemne dla oka widoki rekompensowały zmęczenie

Bike Maraton 2014 - Wisła

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Tak jak w zeszłym roku maraton w prażącym słońcu. Rok temu jechałam trasę mini, w tym roku postanowiłam spróbować sił na dystansie mega. Trasa maratonu dość ciężka, na 5 podjazdów w zasadzie pierwszy i ostatni dało radę podjechać, pozostałe trzy w dużej mierze pokonane na piechotę. Zjazdy praktycznie wszystkie w siodle, jedynie na ostatnim zjeździe kawałek na nogach.

Maraton z przygodami - na pierwszym podjeździe - po około 3,5 km upał spowodował u mnie małą rewolucję żołądkową, w dalszej części wyścigu na 19 km po szybkim asfaltowym zjeździe i wjechaniu na szuter złapałam kapcia, na którym straciłam z 20 minut czasu. I gdyby nie pomoc innego zawodnika pewnie skończyłabym tutaj swój dzisiejszy wyścig. O miejsce nie było już sensu walczyć, więc pozostało jedynie dojechać do mety. Z każdym kilometrem i każdym kolejnym podjazdem (czyt. podejściem) sił było coraz mniej. Na szczęście udało się jakoś to wszystko pokonać i pozostał ostatni zjazd. Może gdyby było sucho pokonałabym go w całości, ale z uwagi na to, że na szlaku było dość mokro, kilka metrów zjazdu pokonałam pieszo, po czym resztę już jadąc.


Jeden z szybszych zjazdów

Kilka fotek z galerii FotoMaraton:
















Już widziałam przed sobą linię mety i czekającego na mnie Alka, gdy nagle ni stąd ni zowąd mając na liczniku prędkość około 30 km/h wylądowałam na kostce brukowej... A wszystko za sprawą innego zawodnika (z numerem 811), który dosłownie kilka metrów przed linią mety na mostku zaczął wyprzedzać mnie z lewej strony, dodatkowo rozpychając się ręką, i to bez żadnego wcześniejszego uprzedzenia, mając wolną całą prawą stronę. Totalny brak myślenia...


Dowód niesportowego zachowania...


I efekt zdarzenia


Jeszcze filmik z tegoż zdarzenia:


Po burzliwej końcówce wyścigu i przekroczeniu linii mety okazało się, że niestety najlepiej mi dziś nie poszło. Wynik: miejsce 10 z 12 w K2 Mega, 474 Open.


Już po wyścigu

Profil trasy maratonu:


Jeszcze jedna fotka przed maratonem:

Olsztyn

Środa, 4 czerwca 2014 · Komentarze(2)
Pogoda całkiem fajna, więc popołudniu wybrałam się na rower. W założeniu miał być siłowy trening, ale sił jakoś było mało i jechało mi się bardzo topornie, tak więc stwierdziłam, że dziś tylko Olsztyn.

Początek asfaltem przez Kucelin
, koło Guardiana,  koło nastawni (gdzie mijam się z Agnieszką -  Abovo), potem przez Kusięta (tutaj pod koniec wioski mijam się z Rolandem) do Olsztyna. Z siłami dziś ciężko, nogi jakieś takie ciężkie, jakby nie moje. Chociaż w Olsztynie po 19 km licznik pokazał średnią prędkość 23,4 km/h. Byłam troszkę zdziwiona, ale pozytywnie.

W Olsztynie kieruje się najpierw zobaczyć pewien kawałek drzewa na placu zabaw, który już ostatnio przykuł moją uwagę. Okazuje się, że owe drzewo to fragment ponad 400 letniego klonu, który do 2010 roku rósł w Czatachowej, ale musiał zostać ścięty. Wykorzystano go jako pomnik poświęcony Janowi Pawłowi II. Następnie próba podjazdu na ruiny zamku. Podjazd pokonany z jedną przerwą. W dalszym ciągu nie mogę pokonać zakrętu po dość sporych kamolach. Może kiedyś. Krótka sesja rowerku i zjazd - pokonany w całości :)



Rocky przy fragmencie 400-letniego klonu, stanowiącego pomnik poświęcony Janowi Pawłowi II


Tabliczka na pomniku


Ruiny zamku w Olsztynie


Rocky na tle zamku


Rocky na tle zamku

Czasu może byłoby na więcej km, ale energii brak, więc powrót. Asfaltem w stronę Biskupic, potem pożarówką. Po drodze, koło ławeczek na pożarówce mijam się z Arkiem (arusb). Dojeżdżam do początku rowerostrady, dalej terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny i przez Błeszno do domu. Po drodze jeszcze na chwilę na myjkę. I to tyle.

Mam nadzieję, że siły szybko powrócą. Byle do weekendu :D

Opatów, Rębielice i Danków

Niedziela, 1 czerwca 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Początkowo mieliśmy jechać dziś na wyscig z cyklu MTB Opoczno, który tym razem odbywał się w Brzezinach. Jednak zniechęceni ostatnimi opadami zrezygnowaliśmy z wyścigu i zdecydowaliśmy się jechać na wycieczkę w okolice Opatowa razem ze Skowronkami.

Chęć udziału w dzisiejszej wycieczce wyraziła także moja kumpela z Sosnowca Emilia, którą pojechaliśmy odebrać z dworca na Rakowie. Jak się okazało, już w pociągu zdążyła poznać Siwucha, który także dziś z nami miał jechać. We czworo dotarliśmy pod Jagiellończyków na miejsce spotkania, gdzie czekali na nas Daria, Rafał i Kasia.
W składzie siedmioosobowym ruszyliśmy w trasę.

Na początek Jagiellońską i przed stradom do Głównej. Potem wzdłuż torów i szutrówkami do Tatrzańskiej.
Dalej Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię, Wydrę i Kalej. Następnie szutrami do Grodziska, po czym terenem niebieskim pieszym na obrzeża Kłobucka. Bocznymi asfaltowymi drogami przez Kłobuck. Na jednej z posesji dostrzegamy daniele, więc zatrzymujemy się, by je obejrzeć. Po chwili przychodzi ich właściciel. Okazał się być bardzo miłym człowiekiem i wiele o danielach nam opowiedział.


W drodze do Grodziska - fot. Siwuch


W drodze do Grodziska - fot. Siwuch


Daniel


Daniele - fot. Skowronek

Następnie kierujemy się terenem do Rezerwatu Dębowa Góra, w którym rosną 200-letnie dęby. Ciekawe, trochę mroczne miejsce. Wracamy do asfaltu i jedziemy obrzeżami Kłobucka nad zalew w Zakrzew. Tutaj przerwa na jedzenie i przejazd przez molo uwieczniony małą sesją zdjęciową.


Jazda po molo


Ekipa na molo

W dalszej kolejności jedziemy terenowym, dość piaszczystym szlakiem czarnym rowerowym do Złochowic. Szlak prowadzi lekko pod górkę, ale podjeżdża się całkiem przyjemnie. W Złochowicach kierujemy się asfaltem na Księże Stawy, przy których oglądamy także kapliczkę św. Huberta.


Księże Stawy


Kapliczka Św. Huberta


Amonit na kapliczce - fot. Siwuch

Następnie jedziemy kawałek asfaltem z powrotem, a potem skręcamy na pola i podjeżdżamy na Górę Złochowską, kryjącą zdziczały kamieniołom. Kamieniołom niewielki, zarośnięty chaszczami. Podjeżdżamy na chwilę na górę kamieniołomu i jedziemy dalej przez pola do Wilkowiecka.



Kamieniołom w Złochowicach - fot. Skowronek


Zjazd do Wilkowiecka

W Wilkowiecku mieliśmy zobaczyć rezerwat Leszcze nad Dziunią, ale niestety nie odnaleźliśmy do niego ścieżki. Jedziemy więc dalej asfaltem do Opatowa, po czym kawałek terenem na Górę Opatowską. Na sam szczyt góry wiedzie bardzo fajny podjazd. Na owej górze znajduje się podobno jakaś jaskinia, ale nie udaje sie jej odnaleźć. Robimy krótką przerwę przy tablicy poświęconej ułanom Wołyńskiej Brygady Kawalerii. W bitwie pod Mokrą został tutaj zniszczony pierwszy niemiecki czołg.
Według legendy dawniej stał tu drewniany klasztor.


Podjazd na Górę Opatowską


Alek na szczycie Góry Opatowskiej


Z dziewczynami na Opatowskiej Górze


Zjazd z góry

Po zjeździe z góry kierujemy się asfaltem do Rębielic. Na początek udajemy się do kamieniołomu, który zwiedzamy z dołu. Spędzamy tu sporo czasu. Darii udaje się odnaleźć fragment ściany dawnego systemu jaskiniowego, zniszczonego podczas wydobycia wapienia. Ponoć pod ziemią wciąż ukryte są liczne, niewielkie jaskinie. Znaleźliśmy też sporo skamieniałości oraz kryształy kwarcu.


W kamieniołomie


Z mistrzem drugiego planu w kamieniołomie :D


Emila na kamieniu


W kamieniołomie


Fragment ściany dawnej jaskini


Kryształy w kamieniołomie


Ściana kamieniołomu - fot. Skowronek

By obejrzeć cały kamieniołom wracamy do asfaltu i jedziemy do centrum Rębielic. Zatrzymujemy się przy sklepie na uzupełnienie zapasów.
Po zakupach podjeżdżamy terenem do wapienników, a następnie na wierzchołek Rębielskiej Góry, by podziwiać kamieniołom z innej perspektywy.


Pierwszy z wapienników


Kolejny wapiennik


Widok na kamieniołom

Na górze kamieniołomu
Na górze kamieniołomu

Przerwa nad kamieniołomem
Przerwa nad kamieniołomem - fot. Skowronek

Następnie czeka nas bardzo fajny terenowy zjazd po kamieniach na dno kamieniołomu i potem do asfaltu. Była radość ze zjazdu :D Jedziemy dalej asfaltem do Dankowa, gdzie zwiedzamy dawne fortalicjum. Oprócz kościoła z całego zamku do dziś zachowały się w zasadzie tylko brama i fragment domu kasztelanowej.

Brama fortalicjum
Z Alkiem przed bramą fortalicjum

Dom Kasztelanowej
Dom Kasztelanowej - fot. Skowronek

Widok na bramę fortalicjum
Widok na bramę fortalicjum - fot. Skowronek

Brama krzepicka
Brama krzepicka

Z Dankowa podążamy terenem szlakiem niebieskim pieszym do Krzepic. Na krzepickim rynku urządzamy przerwę na pyszne kebaby. Przy okazji oglądamy maraton biegaczy, który właśnie prowadzi przez rynek. Chcą kontynuować jazdę musimy jechać ostrożnie obok biegaczy. Zadziwiające jak dla mnie było ich tempo. Zrównałam się na chwilę z jednym zawodnikiem i jadąc tuż obok niego na liczniku miałam prędkość 18 km/h. Szacunek. Wkraczamy znów w teren na niebieski szlak pieszy, który prowadzi nas do Rezerwatu Modrzewiowa Góra. To kolejny leśny rezerwat, chroniący 100-letnie modrzewie i 200-letnie dęby. Chwila przerwy i dalej szlakiem do asfaltu.

Po dotarciu do asfaltu jedziemy przez Konieczki i Złochowice, gdzie skręcamy na szlak czarny rowerowy, którym już dziś jechaliśmy. Tym razem mamy z górki po piachu. Super zjazd, na którym kontrolować trzeba równowagę. Szlakiem docieramy do Kłobucka.

Na końcu czarnego rowerowego
Na końcu czarnego rowerowego - fot. Skowronek

Jadąc asfaltem mijamy zalew Zakrzew i wjeżdżamy w teren na niebieski szlak pieszy prowadzący w stronę Pierzchna. Tutaj kawałek asfaltem, po czym znów terenem szlakiem zielonym rowerowym do Kalei.
Dalej już w zasadzie asfaltem przez Kalej, Wydrę do Starej Gorzelni. Jesteśmy w Częstochowie. jedziemy Wielkoborską i Dobrzyńską, a potem szutrówkami do Głównej. Przy torach Daria z Rafałem żegnają sie z nami i wracają z powrotem na Lisiniec. Kasia także jedzie w swoją stronę. Razem z Alkiem jedziemy wertepami wzdłuz torów, a potem przez Barbary i Sobieskiego odprowadzić Emilę i Tomka an dworzec.

Tuż przed dworcem niemiłe starcie z kierowcą granatowego golfa, który mając znak ustąp pierwszeństwa wjezdżając z Wolności na Sobieskeigo bardzo perfidnie wymusił przede mną pierwszeństwo, gdy ja jechałam ulicą Sobieskiego. Kretynów nie brakuje. Chwilę jeszcze spędzamy na dworcu, po czym zostawiamy towarzyszy i wracamy do domu wzdłuż linii tramwajowej i przez Bór.

Pomijając to nie najlepsze zakończenie, wycieczka była jak najbardziej udana. Pod koniec zmęczenie po wczorajszych i dzisiejszych kilometrach dawało się we znaki, ale dzielnie gnaliśmy do przodu. Udało nam się dziś zwiedzić sporo nieznanych miejsc :) Podziękowania należą się Skowronkom na wymyślenie trasy i atrakcji do zwiedzania oraz reszcie uczestników za miłe towarzystwo :)


Rezerwat rododendronów w Pawełkach

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Opuchlizna z nogi wreszcie zeszła, zatem korzystając z okazji postanowiliśmy wybrać się ze Skowronkami na wycieczkę. Na miejsce spotkania koło Jagiellończyków dotarł także Rafał i Tomek. Początkowo mieliśmy w planie przejechać około 40 km, ale jechało się tak przyjemnie, że przedłużyliśmy nieco jazdę.

Na początek jedziemy Jagiellońską, potem przez Stradom do Głównej, kawałek wertepami wzdłuż torów, a potem szutrówkami przez Gnaszyn. Dalej asfaltem Tatrzańską i Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię. Przed Konradowem Rafał prowadzi nas w prawo w terenową dróżkę, ale okazuje się, że prowadzi ona w stronę Wręczycy, więc kierujemy się do asfaltu. Kawałek asfaltem przez Konradów i znów terenem do Blachowni. Następnie jedziemy asfaltem koło zalewu w Blachowni, a potem niebieskim rowerowym, najpierw szutrem, potem asfaltem i dojeżdżamy do miejscowości Cisie. Następnie na skróty, szutrówką do Herb. Kawałek asfaltem, po czym terenem koło jednostki wojskowej w Herbach do kacapskiego mostu, po czym fajnym singielkiem do żelaznych mostów.


Żelazny most - foto by Skowronek

Dalej jedziemy dłuższy odcinek terenem niebieskim rowerowym> bardzo fajny szlak, choć podobno ma być zlikwidowany z powodu niewielkiego zainteresowania ze strony rowerzystów. Na szlaku miejscami spore kałuże po ostatnich opadach.


Na niebieskim rowerowym

Wyjeżdżamy na asfalt w miejscowości Łęg. Jedziemy asfaltem przez Taninę i Braszczok, gdzie skręcamy w lewo w teren. Szlakiem niebieskim rowerowym kierujemy się do rezerwatu różaneczników w Pawełkach. Rododendrony już zaczynają przekwitać, ale jeszcze można podziwiać ich piękno. Kto w tym roku chce jeszcze je zobaczyć musi się spieszyć.


Różaneczniki w Pawełkach - ujęcie z punktu widokowego


Różaneczniki


Wejście na punkt widokowy


Na punkcie widokowym - foto by Siwuch


Z Alkiem koło rododendronów


Różaneczniki - fot. by Skowronek

W następnej kolejności kierujemy się nad niewielki staw nieopodal rezerwatu, by tam chwilkę odpocząć. Trafiamy akurat na taką porę roku, gdzie w stawie pływa pełno kijanek, z których w przyszłości wyrosną żaby.


Nad stawem - foto by Skowronek


Mała żabcia - fot. by Skowronek


Makieta kościoła w Pawełkach - foto by Skowronek

Czas nas goni, więc razem z Rafałem odłączamy się od Skowronków i Siwucha i decydujemy się we trójkę wracać do domów. Początkowo jedziemy analogicznie jak wcześniej, terenem, potem asfaltem przez Braszczok i Taninę i znów terenem do żelaznych mostów. Tutaj krótka przerwa na kolejną porcję zdjęć a wykonaniu Rafała.


Przy żelaznych mostach


Na jednym z mostów

Dalej jedziemy terenem do Herb. Omijamy tym razem jednostkę wojskową i jedziemy kawałek główną drogą. Przerwa przy sklepie i dalej analogicznie jak przedtem przez Cisie do Blachowni. Następnie asfaltem obok cmentarza do drogi głównej, po czym szutrówką wzdłuż torów do Wyrazowa, gdzie odbywają się jakieś zawody driftingu. Chwila przerwy, po czym wertepami wzdłuż torów na Zacisze. Dalej ścieżką wzdłuż rzeki na Stradom i dalej już asfaltem do Jagiellońskiej. Zatrzymujemy się na stacji by umyć rowerki i tutaj też rozstajemy się z Rafałem i wracamy do domu już we dwoje.

Ciesze się, że jednak udało nam się dziś zobaczyć różaneczniki w Pawełkach. Gdyby nie dziś to musielibyśmy czekać kolejny rok na tę okazję. W domu byliśmy nawet kilka minut przed czasem. Bardzo przyjemna wycieczka i super towarzystwo :)

Pogoria III i IV

Wtorek, 27 maja 2014 · Komentarze(0)
Ostatni dzień wolnego. A szkoda, bo przydałoby się więcej :D Pogoda do południa idealna, zatem dziś ponownie wypad na rower razem z Emą. Krótki rozjazd spokojnym tempem po wczorajszej wyrypie.

Na początek przez osiedle na Pogorię III na miejsce zbiórki. Następnie już razem asfaltem wzdłuż Pogorii trójki. Przy dojeździe do Pogorii czwórki mijamy się z Pawłem. Dalej jedziemy najpierw terenem, a potem asfaltem wokół Pogorii IV. Krótki kawałek terenem, przejście przez tory i dalej asfaltem wzdłuż trójki do molo. Chwila wygrzewania się na słońcu na plaży, potem na lody i każda z nas rozjeżdża si w swoją stronę. Powrót analogicznie jak wcześniej.

Udało się zdążyć przed burzą i wykorzystać ostatnie chwile ładnej pogody podczas wolnego. Jutro trzeba wracać do pracy. Przydałby się jakiś dłuższy urlop.


Piaskowa budowla
na plaży przy Pogorii III


Łabędzie na Pogorii III


Kaczuchy na Pogorii

Zamek Lipowiec - setka z Emą

Poniedziałek, 26 maja 2014 · Komentarze(3)
Wolny dzień w tygodniu. Bez konieczności załatwiania czegokolwiek w mieście. W związku z tym postanowiłam zostać w DG i wybrać się na rower z Emilą. W głowie zaświtał plan wypadu za zamki Lipowiec i Tęczyn. Jak się potem okazało udało nam się odwiedzić tylko pierwszy z nich, ale o tym za chwilę.

Umówiłyśmy się na molo przy Pogorii III i stąd ruszyłyśmy w drogę. Moja mapa jest trochę nieaktualna, więc uznałyśmy, że skorzystamy z nawigacji rowerowej i może do celu trafimy :D Najpierw ulicami miasta przez Gołonóg i centrum. Po drodze zatrzymujemy się na chwilę koło Alka pracy. Następnie nawigacja prowadzi nas jakimiś polnymi dróżkami, gdzie gubimy drogę, ale udaje nam się później trafić na właściwą trasę. Dalej przez Sosnowiec Kazimierz i Maczki, a potem przez Jaworzno Szczakową (koło dworca kolejowego) i Jaworzno Dobra. Dalej kawałek przyjemną terenową dróżką czarnym rowerowym. Następnie znów asfalt przez Jaworzno Wilkoszyn, po czym znów kawałek terenem. Asfaltem przez Jaworzno Byczynę, gdzie przejeżdżamy nad A4. Nawigacja prowadzi nas znów terenem, tym razem zielonym rowerowym. Po drodze mijamy łowisko w Chrzanowie.


Łowisko w Chrzanowie

Jedziemy dalej szlakiem przez las. Miejscami widać było, że szlak ten nie jest zbyt często uczęszczany. Następnie kawałek asfaltem przez Żarki i znów lasami do Mętkowa. Ponownie kawałek asfaltem, po czym znów lasami - tym razem aż do samych Babic. Asfaltem w stronę centrum. Z oddali widzimy już nasz cel - wieżę zamku Lipowiec, który znajduje się dość sporym wzniesieniu. Na szczyt prowadzi szlak zielony pieszy. Podjazd na zamek nie byłby wcale jakiś trudny gdyby nie okropny upał i prażące słońce. Nie poszło wcale łatwo. Po dotarciu na szczyt usiadłyśmy sobie w cieniu na dziedzińcu zamku, by chwilę odetchnąć. Potem szybka sesja zdjęciowa i zjazd w dół do szlaku zielonego rowerowego, który wg. mapy prowadzi na zamek Tęczyn w Rudnie.


Przed zamkiem Lipowiec w Babicach


Dziedziniec zamku Lipowiec


Zjazd z zamku :D

Jak się okazało na pierwszym możliwym skrzyżowaniu w Babicach oznaczenia szlaku brakło. Próżno było go szukać. Po chwili zastanowienia i przeanalizowaniu naszych możliwości czasowych i siłowych postanowiłyśmy odpuścić dziś drugi zamek. Będzie przynajmniej plan na następny wypad :D Do Żarek jechałyśmy bez nawigacji taką samą trasą jak wcześniej. Dalej nasza pamięć nieco zawiodła i trzeba było skorzystać z pomocy. Nawi poprowadziła nas znowu przez las, przyjemnymi ścieżkami pożarowymi, obok kopalni odkrywkowej dolomitu "Libiąż".


Rocky na tle kopalni odkrywkowej dolomitu Libiąż


Na tle kopalni odkrywkowej dolomitu Libiąż


Ema na tle kopalni odkrywkowej dolomitu Libiąż

Jechałyśmy cały czas fajnymi leśnymi ścieżkami (częściowo tymi samymi co w przeciwnym kierunku) aż dotarłyśmy do zalewu łowieckiego w Chrzanowie. Od tego miejsca nawigacja prowadziła nas już zupełnie inną trasą. Jechałyśmy znów fajnymi leśnymi pożarówkami, aż do Jaworzna. Następnie przez Jaworzno, najpierw przez las obok zalewów łowieckich, potem kawałek wertepami, po czym asfaltem przez Jaworzno Jeleń. Dalej szutrówką do elektrowni, asfaltem obok elektrowni i znów kawałek szutrem. Następnie żółtym rowerowym, prowadzącym ścieżką wzdłuż Przemszy. Wyjechałyśmy na asfalt w Sosnowcu, niedaleko Fashion House i Trójkąta Trzech Cesarzy. Dalej asfaltem przez Sosnowiec Bobrek i Dańdówkę, gdzie musiałyśmy przebić się na dziko na drugą stronę torów w pobliżu niewielkiego dworca. Sam koniec to jazda chodnikiem (kompletnie niedostosowanym dla rowerów) przez Sosnowiec Zagórze do centrum Dąbrowy. Chwila przerwy przy Alka pracy i dalej przez centrum i Gołonóg odprowadzić Emilę na Pogorię III. Dalej już samotnie powrót.

Wróciłam kompletnie zmęczona. To wszystko przez ten okropny upał i prażące słońce. Wycieczka, pomimo tego, że zrealizowałyśmy tylko jeden z założonych celi, była jak najbardziej udana :) Wcześniej nigdy nie przejechałyśmy z Emą tyle km razem. Nawigacja czasami zawodziła, ale najważniejsze, że nie dałyśmy się zgubić. Szlaki w tej okolicy są całkiem przyjazne do jazdy, aczkolwiek raczej rzadko uczęszczane.

Bike Maraton 2014 - Wałbrzych

Sobota, 24 maja 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Przez cały tydzień była rewelacyjna, słoneczna pogoda. Niestety w piątek w ciągu dnia i w nocy w okolicach Wałbrzycha przeszły bardzo silne ulewy. To zwiastowało tylko jedno - błotny armagedon na trasie. W samym Wałbrzychu tuż przed startem było dość ciepło i bez opadów. Cały czas zastanawiałam się jaki dziś wybrać dystans. Ostatecznie uznałam, że decyzję podejmę już na trasie maratonu. W efekcie wybrałam dystans Mega.

Początek wyścigu to długi podjazd (ok 10 km) z dwoma króciutkimi zjazdami w miedzy czasie. Na 7 km podjazdu kawałek na nogach po schodkach. Po podjeździe około 2km zjazdu po rynnach, którymi w wyniku opadów prawie płynęła rzeka. Na 12 km pierwszy bufet. Dalej kawałek podjazdu i na 15 km rozjazd Mini / Mega. Za rozjazdem od 17 km jeszcze jakieś 3 km podjazdu, po czym około 7 km zjazdu do kolejnego bufetu zlokalizowanego na 27 km trasy. Następnie znów około 3 km podjazdu, po czym zjazd. Od około 32 km znów jakieś 5 km podjazdu, na którym zaczynam odczuwać ból kolana. Podczas podjazdu słyszę grzmoty, które powodują nagły przypływ sił :D Mijam bufet na 35 km. Za bufetem krótki zjazd, a potem znów podjazd aż do 42 km do rozjazdu Mega / Giga, który de facto był już zamknięty. Od rozjazdu jedziemy tą samą częścią trasą, którą dziś już pokonywaliśmy, ale tym razem trasa prowadzi w odwrotnym kierunku. Na około 44 km krotki, ale stromy podjazd po trawie i błocie. Podjazd pokonuję w siodle mijając kilku facetów, którzy prowadzą rowery. Rozmowa dwóch z nich bezcenna:
- Ty zobacz laska jedzie,
- No co Ty i tak nie da rady,
- Patrz, jednak podjechała, a my idziemy :D
Przed metą jeszcze kawałek podjazdu i na koniec już zjazd do samej mety. Około 2 km przed metą wyprzedza mnie Adam (który jechał dystans Giga). Adam informuje mnie, że Alek jest już pewnie na mecie, bo na rozjeździe zjechał na trasę Mega. Domyślam się, że zbyt dobrego wyniku dziś nie uzyskam, ale najważniejsze dla mnie dziś by cało dotrzeć do mety, co na szczęście się udaje.


Na trasie maratonu


Jeden ze zjazdów


Kolejny zjazd


Jeden z niewielu suchych odcinków trasy


Jeszcze jeden suchy odcinek


Na podjeździe


Walka z własnymi siłami


Gdzieś na trasie maratonu


Przejazd przez błotną kałużę

Na metę dotarłam cała uchlapana w błocie. Rower również wyglądał jak po błotnej kąpieli w SPA. Od razu skierowałam się w stronę myjek. Gdy czekałam w kolejce przyjechał przebrany już i umyty Alek. Popilnował mi roweru, a ja poszłam trochę się obmyć do pobliskiej rzeczki, która dziś była bardzo oblegana przez zawodników. Niektórzy nawet płukali w niej rowery. To co najbardziej zapamiętam z dzisiejszego maratonu to błoto, błoto i jeszcze raz niekończące się błoto. Trasa ogólnie bylaby bardzo fajna gdyby było sucho :D

Profil trasy dystansu mega:



Złoty Potok

Niedziela, 18 maja 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Z rana na rower czasu nie było, gdyż wybraliśmy się we czwórkę z Gawłem i jego synem jako kibice na 4 Rajd Zamkowy do Będzina. Po powrocie obiadek i na wycieczkę do Złotego Potoku. Razem z nami do Potoku wybrała się także Daria. Umówiliśmy się na górce na Błesznie.

Po ostatnich opadach trasa asfaltowa, przez Błeszno, Bugaj, rowerostradę, Skrajnicę, Olsztyn, Przymiłowice, Zrębice, Krasawę i Siedlec do Ostrężnika. Następnie terenem ścieżką "ku źródłom" żółtym rowerowym, a później zielonym rowerowym koło amfiteatru nad staw w Złotym Potoku. Tutaj chwila przerwy przy molo i powrót.


Na molo nad Amerykanem

Analogicznie jak wcześniej zielonym rowerowym, a potem żółtym. Następnie asfaltem przez Siedlec, Krasawę, Zrębice, Przymiłowice, Olsztyn, Kusięta i potem koło Guardiana i przez Kucelin do Alei Pokoju. Tutaj żegnamy się z Darią i wracamy do domu przez Jagiellońską.

Jednak udało się w ten weekend wybrać na rower :) Pogoda nam dopisała, a i towarzystwo także było miłe, zatem wycieczka udana :) Bardzo fajne zakończenie weekendu :)

XC Dorotka - II Mistrzostwa Cross Country Ghostbikers

Niedziela, 11 maja 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Po wczorajszym wyścigu w Zdzieszowicach byłam troszkę zmęczona i do samego końca zastanawiałam się czy wystartować dziś w wyścigu XC, czy też nie. Gdy wstaliśmy rano, za oknem padało, ale prognozy przepowiadały przejaśnienia. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy na Dorotkę i tam podejmiemy decyzję. Na miejscu spotkaliśmy Emilkę z Tomkiem. Wpłaciliśmy wpisowe i rozpoczęło sie oczekiwanie na start. W między czasie okazało sie, że Alek zapomniał stroju. Wpłacił już wpisowe, a ze Tomek był na liście rezerwowych to udało im się sprawę pozytywnie załatwić i Tomek wystartował zamiast Alka. Na początek startowali młodziki, juniorzy (chłopcy i dziewczynki), a później coraz starsi zawodnicy, w tym elita. Kobiety miały startować po elicie. Nasze oczekiwanie na start trwało bardzo długo, więc razem z innymi robiliśmy różne rozgrzewki na Górze Dorotka. 

Początek dzisiejszej trasy to kawałek jazdy bezpośrednio obok Doroty, potem skręt w prawo i szybko w dół najpierw singlem, a następnie zaoranym polem, z którego wpadało sie na kolejny singiel z dużą ilością ostrych zakrętów, dołów i hopek. Po singlach trasa przebiegała
szutrowo - polną drogą, która prowadziła wokół Dorotki. Następnie ostry nawrót w lewo i długi męczący podjazd wzdłuż kolejnego pola, aż do lasu wokół Dorotki. Tuż przed szczytem najpierw szutrowy skręt w lewo i zaraz w prawo na kolejny dość trudny singielek, z którego wyjeżdżało się tuż przed metą. Ot taki skrót jednego okrążenia długości 2,5 km. Kobiety miały do pokonania 3 okrążenia.

Wreszcie doczekałyśmy się startu. Było nas o ile dobrze pamiętam 11 lub 12 zawodniczek. 3... 2... 1... i start. Od samego startu najpierw szybko szutrówką. Następnie singielek. Jechałam bodajże piata.
Niestety na owym singlu zaliczyłam pierwszy dziś upadek. Na szczęście niegroźny. Pozbierałam się i dalej w drogę przez pole do następnego singla, na którym upadek zaliczyła Emilka. Postanowiłyśmy gonić resztę dziewczyn. Po dojechaniu do szutrówki minęłyśmy Patrycję, która złapała kapcia. Emilka jechała przede mną, ja zaraz za nią. Pokonałyśmy podjazd, a potem singiel przed metą i rozpoczęło się 2 okrążenie.


Tuż za startem



Zjazd singielkiem


I kolejna fotka na zjeździe


Początek podjazdu

Drugie kółko rozpoczęłam jadąc tuż za Emi, ale na pierwszym singlu zaraz za linią startu\mety Emilka zaliczyła drugi dziś upadek. Wyprzedziłam ją upewniając sie uprzednio czy jest cała i pognałam dalej gonić resztę stawki. Na tyle cały czas siedziała mi następną dziewczyna. Pokonałam podjazd przez pole. Jechałam dość szybko i niestety na szutrowym nawrocie w lewo tylne koło wpadło w poślizg na kamieniu i zaliczyłam dość mocny upadek, w wyniku którego obiłam sobie porządnie lewe kolano i bok. Wyprzedziła mnie Emilka i zawodniczka która również jechała za mną. Jakoś się pozbierałam, ale dalej jechałam już dużo wolniej. Na singlu przed metą udało mi się wyprzedzić tę zawodniczkę, gdyż tym razem to ona zaliczyła upadek.

Zostało mi ostatnie okrążenie. Nawet nie liczyłam już na to by gonić konkurentki. Wiedziałam, że jadę pod koniec stawki, ale najważniejsze było jedynie by dojechać do mety. Tym razem obyło się na szczęście beż żadnych upadków. Linię mety przejechałam ostatecznie na 8 pozycji z 11. Wynik niezbyt zadowalający. Teraz czas na rekonwalescencję po upadku.