Wpisy archiwalne w kategorii

2) 30 - 60 km

Dystans całkowity:14157.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:669:57
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:68278 m
Maks. tętno maksymalne:179 (92 %)
Maks. tętno średnie:134 (69 %)
Suma kalorii:4363 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:42.26 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Towarne, Choroń - 2 tysiąc w roku :)

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · Komentarze(5)
Miał być dziś dzień odpoczynku. Jednak pogoda była tak piękna, że wystarczył jeden sms od mario66 i jeden wpis Damiana na Shoutboxie na CFR, żeby zdecydować się na popołudniową wycieczkę. W dodatku udało mi się załatwić wycieczkę we troje, mimo, że plany każdego z nas były inne. Damian przyjechał rowerem typowo zjazdowym, więc chciał jechać w teren, mario planował coś bardziej asfaltowego. Udało się znaleźć kompromis :)

Ruszyliśmy spod skansenu, w stronę huty, dalej ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana – gdzie jak zwykle wiało jak w kieleckim. Następnie przed torami w lewo w teren i w stronę Zielonej Góry. Czerwonym pieszym obok jaskini na Zielonej Górze – jednak rowery wprowadzaliśmy, bo nie daliśmy rady podjechać. Uznaliśmy też, że równie ciężko jest wepchnąć rower jak i wjechać :D Zjechaliśmy czerwonym pieszym i dojechaliśmy do Kusiąt. Kawałek asfaltu i za górką, obok straży w teren w stronę Towarnych. Kawałek udało nam się pod górę podjechać, ale przez sam szczyt Towarnych rowery musieliśmy przeprowadzić. Przy jaskini chwila odpoczynku i dalej w drogę. Damian złapał gumę, więc szybka wymiana i zjazd ze szczytu. Oboje razem z mario podziwialiśmy zjazdy Damiana. My byliśmy jednak bardziej ostrożni, zjeżdżaliśmy dużo wolniej.

Przejechaliśmy przez polankę, myśleliśmy, że już wyjeżdżamy na asfalt jednak Damian pognał na drugi szczyt Towarnych, wiec my za nim. Pod górę rowery wpychaliśmy. Widoki na szczycie przepiękne. I kolejny zjazd Damiana – wrażenia z oglądania bezcenne :D Razem z mario po najbardziej kamienistym odcinku rowery sprowadziliśmy, dalej już zjechaliśmy. Wyjechaliśmy na asfalt, po drodze minął nas rozpędzony Adam. Pojechaliśmy na rynek w Olsztynie. Średnia jaką udało nam się wykręcić była marna :D niecałe 15 km/h. W Olsztynie Damian postanowił, że pozjeżdża sobie trochę ze zamku i z Biakła. Pożegnaliśmy się i ja razem z mario ruszyliśmy dalej.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę Biskupic. Kolejny raz minął nas Kulisty, z tym, że tym razem już wracał :D Podjazd pod górkę w Biskupicach ciągle stanowi dla mnie trudność. Jednak udało się bez zatrzymywania wjechać. Za kościołem skręciliśmy w stronę Choronia. Za wieżą w prawo i pod kościółek w Choroniu. Chwila przerwy na uzupełnienie płynów i podjęcie decyzji, jaką drogą wracamy.

Asfaltem zjechaliśmy w dół do Dębowca. W Dębowcu wjechaliśmy w teren. Najpierw niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Potem niebieski odbił w inną stronę, a my wybraliśmy pomarańczowy szlak. Dojechaliśmy nim do Zawodzia, gdzie szlak prowadził asfaltem. Chciałam docelowo jechać w całości pomarańczowym, ale nie udało się. Na końcu asfaltu w Zawodziu wybraliśmy złą drogę i zgubiliśmy szlak. Przejechaliśmy przez tory i jechaliśmy kawałek leśną dróżka bez oznakowania. Zastanawialiśmy się gdzie ta droga nas wyprowadzi. Dotarliśmy do kolejnego przejazdu kolejowego. W tym miejscu droga wydała mi się dziwnie znajoma. Po paru metrach dotarliśmy do niebieskiego rowerowego – który w sumie chciałam ominąć. No cóż, trasa modyfikowana na bieżąco :D

Pojechaliśmy niebieskim. Po pewnym odcinku niebieski połączył się z zielonym pieszym, a jeszcze trochę dalej do obu tych szlaków dołączył ów pomarańczowy rowerowy, który wcześniej zgubiliśmy. Dojechaliśmy do Bugaja. Kawałek asfaltem, a potem koło tamy na ścieżkę przy rzece i do huty. Przy skansenie rozstaliśmy się. Mario pojechał do domu, a ja przez Hutników na moment do Roberta. Chwilę przed dojazdem uświadomiłam sobie, że udało się dobić do 2 tyś km w tym roku :) Od Roberta przez Hutników, koło skansenu, Alejką Pokoju, Jagiellońską do domu.

Wycieczka dziś nie należała do łatwych. Sporo trudnych terenowych podjazdów, momentami rower trzeba było prowadzić, bo nie dało rady wjechać. I tak udało nam się z mario sporo podnieść średnią, jaką mieliśmy dojeżdżając do Olsztyna. Było dziś bardzo cieplutko, nawet podczas powrotu można było jechać bez żadnej bluzy. Oby więcej takich dni jak dziś :)

Z Damianem koło jaskini Niedźwiedziej:


A tutaj z mario66:


Roślinki tez lubią skałki:


Nasze rowerki w Choroniu:

Popołudniowy wypad na Lipówki

Środa, 25 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Z założenia miałam dziś odpocząć po wczorajszej jeździe. Jednak plan uległ zmianie, gdyż Arek zaproponował Robertowi popołudniowy wyjazd. Robert nie był do końca zdecydowany, ale szybko go przekonałam i w ostatniej chwili dałam znać jeszcze Zbyszkowi o wspólnym wyjeździe. Umówiliśmy się pod sansenem.

W takim składzie pojechaliśmy w stronę huty, ścieżką wzdłuż rzeki i koło Guardiana. Przed torami skręciliśmy w lewo w teren i jechaliśmy kawałek wzdłuż torów. Po pewnym odcinku przejechaliśmy przez tory na drugą stronę, jeszcze kawałek terenem i wyjechaliśmy na asfalt przed pierwszą górką w Kusiętach. Asfaltem pod górkę i przy straży wjazd w teren. No i tu kolejna górka, Terenowe podjazdy są trudniejsze do pokonania, ale udało się. Kawałek czerwonym pieszym, a następnie dalej w stronę Towarnych. Na szczęście nie jechaliśmy przez sam szczyt, tylko minęliśmy go bokiem. Za Towarnymi jeszcze kawałek po większym piasku w stronę asfaltu. Potem asfaltem do rynku w Olsztynie i za rynkiem na Lipówki. Standardowo udało mi się pokonać tylko kawałek terenowego podjazdu. Potem rower wprowadziłam.

Posiedzieliśmy dłuższą chwilę na górze, nawet dziś nie wiało. Uzupełniliśmy płyny, i przy okzji zrobiliśmy kilka fotek idiotofonami Jak zawsze nie obyło się bez dużej dawki dobrego humoru i wspaniałych widoków. Przed zjazdem z szczytu Lipówek dostałam znów lekcję bezpiecznych zjazdów i kilka wskazówek odnośnie odpowiedniej pozycji na rowerze.

Kolejny raz udało się zjechać cało, bez większego strachu, w dodatku czerpiąc z tego przyjemność :) Gdy dojechaliśmy już do asfaltu niedaleko baru leśnego dołączył do nas Piotrek – syn Zbyszka. Czekała mnie jeszcze ostatnia terenowa górka – na Skrajnicy. Chociaż ta już ostatnio nie sprawia mi kłopotów. Dalej asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca, kawałek ścieżką do nastawni i potem asfaltem koło Guardiana. Dalej ścieżką wzdłuż rzeki w stronę skansenu, Aleją Pokoju, Jagiellońską i przez osiedle do domu.

Dziś było dużo cieplej niż wczoraj. Nie było też takiego mocnego i chłodnego wiatru. Jechało się o wiele przyjemniej. Mogliśmy również na Skrajnicy podziwiać przepiękny zachód słońca. Oby więcej takich wyjazdów :)

Na Lipówkach:


Wiosna w pełni:


Iść ciągle iść (jechać) w stronę słońca, w stronę słońca, aż po horyzontu kres…

Olsztyn i Góra Biakło

Wtorek, 24 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Miałam dziś rano przed pracą o godzinie 8 jechać razem z Pikselem na górę Ossona i Przeprośną, a potem przez Srocko. Niestety nie dałam rady zwlec się z łóżka… Wygramoliłam się dopiero przed 9tą. Nawet do pracy pojechałam dziś autem. Kiepski początek dnia. Postanowiłam nadrobić po południu. Zaproponowałam wspólny wyjazd innym rowerzystom z CFR. Chętnych było mało, umówiłam się jedynie z Pikselem i STi.

Wyruszyliśmy spod skansenu asfaltem w stronę huty, przed szpitalem hutniczym skręciliśmy w lewo. Terenowymi ścieżkami niedaleko rzeki, koło torów i do cmentarza Żydowskiego. Przejechaliśmy przez cmentarz, potem kawałek między budynkami należącymi dawniej do huty i wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed Legionów. Dalej kawałek ścieżką rowerową i później wjechaliśmy w teren. Pojechaliśmy czerwonym pieszym mijając Ossona, a potem czerwonym rowerowym do Kusiąt. Z Kusiąt asfaltem do rynku w Olsztynie. Tutaj odłączył się Piksel i samotnie wrócił do domu.

Pojechaliśmy dalej z Robertem asfaltem w stronę Góry Biakło. Zjechaliśmy na ścieżkę obok parkingu i podjechaliśmy bliżej Biakła terenem, aby zrobić kilka fotek przy brzózkach. Nawet jeden listek zaczepił mi się o kask i tak już został :D Po krótkiej sesji zdjęciowej zebraliśmy się z powrotem, bo robiło się coraz chłodniej.

Na początek krótki odcinek asfaltem w stronę Biskupic. Następnie zjechaliśmy w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy. Pomarańczowym pojechaliśmy przez Dębowiec, tutaj pomarańczowy na pewien odcinek złączył się z niebieskim rowerowym. Przecięliśmy asfalt, którym jedzie się na Poraj, gdzie niebieski odciął się od pomarańczowego i dalej prosto terenem pomarańczowym szlakiem. Ze szlaku odbiliśmy w prawo na nieoznakowaną ścieżkę, którą dojechaliśmy do niebieskiego rowerowego. Kawałek niebieskim, później niebieski połączył się z zielonym pieszym. Do tych dwóch szlaków potem doszedł ponownie pomarańczowy rowerowy. Konfiguracją tych trzech szlaków dojechaliśmy do asfaltu na Bugaju. Z Bugaju asfaltem, przez Michalinę, pod DK1, Jesienną do domu.

Ciężko mi się dziś jechało. Miałam mało sił, dodatkowo jazdę utrudniał mocno wiejący wiatr. Momentami na asfalcie miałam problem z utrzymaniem się na rowerze. W terenie dość dużo błota po ostatnich opadach deszczu. Pomimo tego, wycieczkę uważam za udaną :)

Pod brzózką z widokiem na Biakło:


Sama nie wiem dlaczego, ale brzoza to moje ulubione drzewo:


Listek postanowił wrócić ze mną do domu:


Kontynuacja nauki bezpiecznych zjazdów:


Mój rumak:


Kolejne wiosenne kwiaty się pojawiają:


Ups, rączka się zsunęła:

Droga do i z pracy, a potem Olsztyn przez Zieloną Górę

Piątek, 20 kwietnia 2012 · Komentarze(2)
Początek dnia jak każdy poprzedni w tym tygodniu – najpierw dojazd do pracy. Niedługo tę trasę będę znać na pamięć i będę mogła jechać z zamkniętymi oczami. Po pracy do domku na obiadek, żeby mieć siłę na popołudniową wycieczkę.

Zapytałam na CFR czy ktoś chciałby razem ze mną się przejechać. Pod skansenem zjawili się Darek (darsji), PRZEMO2 i Piksel. Wyruszyliśmy w stronę huty, ale jakąś terenową ścieżką za dawnym sądem – Przemek zawsze wynajdzie jakieś nieznane ścieżki. Trzeba było rower przenieść na drugą stronę torów. Ze ścieżki wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed rondem. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki, kawałek asfaltem obok Guardiana, i w lewo w teren wzdłuż torów. Terenem dotarliśmy na Zieloną Górę – pod sam szczyt rower musiałam wprowadzić, nie dałam rady tam podjechać. Szybkie foto roweru i terenowy zjazd z Zielonej Góry czerwonym pieszym. Gdy dojechaliśmy do czerwonego rowerowego Przemek i Piksel odłączyli się i pojechali z powrotem w stronę Ossona, a my z Darkiem przez Kusięta asfaltem do Olsztyna.

Chciałam zrobić zdjęcie roweru pod zamkiem za bramą główną, ale nie udało się – znów spotkałam tego niemiłego Pana, który za wejście za zamek, a raczej ruiny żąda 3,50 zł od osoby :( Trudno, pojechaliśmy chwilę usiąść na trawce nieopodal baru leśnego i po chwili odpoczynku udaliśmy się w drogę powrotną.

Wrócilismy najkrócej jak tylko można - terenem przez Skrajnicę, potem asfaltem aż do rowerostrady. Po drodze spotkaliśmy mario66, który zasuwał w stronę Olsztyna. Szkoda, że nie pojechał wcześniej z nami. Rowerostradą pojechaliśmy do samego końca, dalej kawałek terenu, przed torami w prawo w okolice nastawni. Następnie asfaltem obok Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki i do skansenu. Dalej już jak zwykle Aleją Pokoju, Jagiellońską, koło shella pożegnanie z darsji i każdy w swoją stronę do domu.

Bardzo ciepłe popołudnie, aż przyjemnie się jechało. Pierwszy raz miałam okazję rowerem dotrzeć na Zieloną Górę – i wiem, że chętnie pojadę tam jeszcze nie raz. :)

Do jaskini się nie zmieścił:

Droga do i z pracy, a potem terenowo Mstów i Olsztyn

Czwartek, 19 kwietnia 2012 · Komentarze(6)
Najpierw standardowo jak co dzień, tą samą trasą co zwykle do pracy. Towarzyszył mi Robert, który jechał do miasta rowerkiem brata (niestety jego rower ostatnio został skradziony). Po pracy do domku na obiadek.

Po obiadku umówiona już wczoraj ze Zbyszkiem popołudniowa wycieczka. Napisałam informację również na forum, i pod skansenem zjawili się też Damian (z którym miałam przyjemność jechać pierwszy raz – mam nadzieję, że nie ostatni), mario66 i Przemek (pojechał z nami kawałek podczas objazdowej drogi do pracy na nocną zmianę).

Chwilę po tym jak ruszyliśmy minęliśmy się z kasik, która akurat wracała z Olsztyna. Pojechaliśmy w stronę huty, w lewo na rondzie, a potem w prawo i kawałek terenem w stronę cmentarza żydowskiego. Przez cmentarz, starymi terenami huty i wyjechaliśmy na asfalt kawałek przed Legionów. Krótki odcinek ścieżką rowerową no i wjazd w teren. Przez Górę Ossona – tym najtrudniejszym kamienistym podjazdem - podjechać się nie udało na raz, ale jakoś to poszło. Potem kawałek z górki i znów podjazd z boku na Górę Ossona – prawie się udało, ale troszeczkę brakło i trzeba było zejść z roweru. Następnie z górki do czerwonego szlaku i w stronę Przeprośnej. Po drodze odłączył od nas Przemek. Na czerwonym pełno błota. Kolejny kamienisty podjazd – tym razem udało się, podjechałam na samą górę :) W dół również terenowo. Dalej asfaltem przez Siedlec do Mstowa.

W Mstowie przed rynkiem w prawo, w teren pod górkę, obok starych stodół. Wjazd powolny, ale bez zatrzymywania się. Za stodołami w dół, i dojechaliśmy do niebieskiego pieszego. No i ponownie terenowo pod górę – udało się, ale zaczęłam odczuwać zmęczenie. Pomyślałam, że za chwilę czeka mnie terenowy zjazd, więc wzięłam się w garść i podjechałam. Zaczęło lekko padać, na szczęście szybko przeszło, choć niebo było mocno zachmurzone. Niebieskim pieszym przez Małusy do Turowa. W Turowie wjazd na asfalt, po drodze naszym oczom ukazała się tęcza – pierwsza, jaką widziałam w tym roku :) Dalej przez przejazd kolejowy i do Olsztyna. W Olsztynie postanowiliśmy pojechać na Lipówki – a co się z tym wiązało - czekała mnie kolejna kamienista górka… na sam szczyt nie wjechałam, dojechałam do tego samego miejsca co ostatnio, a dalej rower wprowadziłam. Chwila odpoczynku, uzupełnienie płynów i powrót.

Zjeżdżałam z Lipówek wg. instrukcji, jaką ostatnio dostałam od Arka. Udało się zjechać bez kłopotu :) Choć muszę przyznać, że ten zjazd wygląda tak niepozornie, a jednak nie należy do najbezpieczniejszych. Następnie kawałek asfaltem i wjazd w teren. Żółtym piaszczystym pieszym, dalej zielonym pieszym, który potem połączył się z niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Dojechaliśmy szlakiem do Bugaja. Dalej asfaltem do przejazdu kolejowego, a potem przez Michalinę. Dojechaliśmy do DK1, w tym miejscu chyba nie do końca wszyscy się zrozumieliśmy. Damian i Mario uznali, że jadą wdłuż trasy, a ja i Zbyszek pojechaliśmy dołem pod trasą. Pożegnaliśmy się machając sobie z oddali. Pod mostem spotkaliśmy się z Sebastianem (sebaxgh), który wracał z Poraja. Dalej już cały czas prosto Jesienną do domku.

Dzisiejsza wycieczka była stosunkowo trudna. Większość trasy terenowo, do tego sporo kamienistych górek i dużo piachu na szlakach. Ale przecież nie można cały czas zasuwać asfaltem – tym bardziej, że ja bardzo lubię jeździć w terenie. I nie zraża mnie nawet to, że w terenie tempo jest dużo wolniejsze. Jednak kontakt z przyrodą i ogromna dawka dobrego humoru rekompensuje wszystko :)

Dziękuję chłopaki za dziś i czekam na następny wspólny wypad.

Droga do i z pracy, a potem Olsztyn

Piątek, 13 kwietnia 2012 · Komentarze(4)
Najpierw do pracy i z powrotem, tą samą drogą co zwykle, bez pośpiechu, najkrócej jak się tylko da. A i tak jakoś szybko udało mi się zajechać. Na Bór, niedaleko wiaduktu nad torami na Jagiellońskiej od kilku dni jakieś roboty przy drodze – co dzień jak tamtędy przejeżdżam to robotnicy jakoś dziwnie się na mnie patrzą.

Po południu ustawka z mario66 i STi na wspólną przejażdżkę. Ciuchy nie zdążyły mi wyschnąć po czwartkowym przemoczeniu, więc na szybko kombinowałam co zrobić, żeby nie było mi zimno w krótszych spodniach, ale udało się :D Cel wycieczki wyklarował się dopiero na miejscu spotkania pod skansenem – Olsztyn, a trasa modyfikowana była na bieżąco podczas jazdy.

Spod skansenu pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, przy szpitalu hutniczym skręciliśmy w lewo. Jakimiś terenowymi ścieżkami przy rzece, koło torów i do cmentarza Żydowskiego. Przejechaliśmy przez cmentarz, dalej kawałek między starymi budynkami należącymi niegdyś do huty i wyjechaliśmy na asfalt niedaleko Legionów. Potem kawałek ścieżką rowerową, a nastepnie wjazd w teren. Czerwonym pieszym mijając Ossona, później czerwonym rowerowym do Kusiąt. W Kusiętach kawałek asfaltu i za szkołą znów w teren obok Towarnych. Okazało się, że zagrodzono drogę, którą zwykle dojeżdżaliśmy do asfaltu i musieliśmy pojechać wzdłuż płotu przy wodociągach po jakichś piachach, gdzie troszkę kopały się kółka. Udało się, okrążyliśmy wodociągi i wyjechaliśmy na asfalt. Dalej na chwilkę odpoczynku na trawce przy barze leśnym.

Z powrotem kawałek asfaltem w stronę Biskupic. Następnie zjechaliśmy w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy. Po drodze jakaś gałąź zaatakowała sznurówkę od mojego buta, ale udało mi się ją powstrzymać. Pomarańczowym pojechaliśmy przez Dębowiec, dalej niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Przecięliśmy asfalt, którym jedzie się na Poraj, i dalej prosto terenem pomarańczowym szlakiem. W pewnym momencie, chłopaki uznali, że zjeżdżamy ze szlaku, skręcając w prawo, ale za późno mi powiedzieli, ja jadąc przodem już skręt pominęłam, więc zahamowałam dość mocno, zostawiając po sobie ślady na szlaku, aż chłopaki śmiali się z tego jak to wyglądało. Jechaliśmy chwilę po nieoznakowanej ścieżce, aż dojechaliśmy do niebieskiego rowerowego. Z niebieskiego zboczyliśmy na czarny pieszy w stronę Słowika. Przed mostem, gdzie górą idą tory znów jakaś gałąź postanowiła rzucić się do ataku, tym razem na zębatkę i przerzutkę z tyłu. Mario pomógł mi ją wyciągnąć i ruszyliśmy przez Słowik najpierw asfaltem, a potem ścieżką w stronę Bugaja. Dalej przez Michalinę, wzdłuż DK1 do estakady i Jagiellońską tradycyjnie do domu.

Dawno nie byłam na takiej wycieczce, gdzie większość trasy stanowił teren. Ostatnimi czasy mimo wszystko więcej było asfaltu. Na leśnych ścieżkach i szlakach po czwartkowym deszczu pozostało sporo błota i kałuż. Kilkukrotnie przejechałam przez sam środek kałuży, bo ciężko było je ominąć. Stwierdzam jednak, że tego było mi trzeba, tym bardziej, że bardzo lubię pooddychać świeżym leśnym powietrzem :)

Podjazd pod górę w stronę Towarnych:


Chwila odpoczynku:


Na pomarańczowym szlaku:

Droga do i z pracy, a po obiedzie Lipówki

Środa, 11 kwietnia 2012 · Komentarze(2)
Wstałam rano, wyjrzałam przez okno i zobaczyłam świecące słonko. Szybko przekonało mnie, by do pracy dojechać na dwóch kółkach, tym bardziej, że z powodu remontu mostu na Niepodległości dojazd na 4 kołach zajmuje mi zdecydowanie więcej czasu. Przy okazji chciałam się troszkę rozruszać przed planowanym już od wczoraj wspólnie ze Zbyszkiem wypadem na Lipówki. Tak więc około 10,30 wsiadłam na rower no i pojechałam do pracy, odwiedziłam przy okazji Gawła, a później tuż po 15 z powrotem do domku na obiadek.

Po obiadku chwila odpoczynku i na miejsce spotkania pod skansen. Spod skansenu w trzy osobowej ekipie - ja, Robert i Zbyszek ruszyliśmy w stronę huty, gdzie po drodze spotkaliśmy Jurczyka, dalej ścieżką wzdłuż rzeki i koło Guardiana. Przed torami w lewo w teren, wzdłuż torów i do czerwonego rowerowego, którym dotarliśmy do Kusiąt. W Kusiętach kawałek asfaltem, po czym za górką znów w teren, bokiem Towarnych do asfaltu tuż przed Olsztynem. W Olsztynie przez "rynek" i terenem na Lipówki. Nie udało się podjechać na samą górę, zresztą nawet na to nie liczyłam - i tak wysoko wjechałam, jak na pierwszy raz na Lipówkach.

Posiedzieliśmy chwilę na szczycie, po czym dołączył do nas Arek. Chłopaki (poza Robertem - co aż zadziwiło Zbyszka) wypili izotoniki, a ja podzieliłam się z każdym magicznym czekoladowym mini jajeczkiem :D Było troszkę chłodno, na szczęście Arek pożyczył mi swoją skompresowaną kurteczkę przeciwwiatrową :) Miło się siedziało, ale trzeba było wracać.

Terenowy zjazd z Lipówek troszkę mnie z początku przeraził - bałam się kolejny raz wylądować na ziemi, tym bardziej, że tym razem nie byłby to piach, a kamienie. Dobrze, że Arek udzielił mi kilku porad, jak powinno się bezpiecznie zjeżdżać, by uniknąć bliskiego spotkania z podłożem. Udało się - zjechałam bezpiecznie na sam dół :) Z Lipówek wyjechaliśmy na asfalt, minęliśmy bar leśny - bez postoju i udaliśmy się dalej terenowym podjazdem pod Skrajnicę, a następnie asfaltem do rowerostrady. Na końcu kawałek terenem w stronę nastawni, dalej asfaltem obok Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki i do skansenu. Przez Aleję Pokoju i Jagiellońską do domku.

Kurcze, wyszedł mi opis dłuższy niż wycieczka :D no cóż - tak już mam, że lubię pisać. Bądź co bądź to był przyjemny rowerowy dzień, spędzony w wyśmienitym towarzystwie. Większość trasy terenem, dzięki czemu mogliśmy podziwiać piękno przyrody, która budzi się do życia na wiosnę :)

Na Lipówkach w najmodniejszej w sezonie kurteczce:

Na jajeczko do Olsztyna przez Poraj

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 · Komentarze(3)
Po niedzielnym śniegu, w lany poniedziałek wyszło słońce :) Planowaliśmy już od kilku dni poniedziałkową przedobiednią wycieczkę na jajeczko. Wczoraj byłam totalnie bez sił, jakaś paskudna choroba chciała mnie na siłę wepchnąć do łóżka, ale nie dałam się i udało się dziś wyjść na rower. Pod skansenem zjawili się poza mną również: GAWEŁ (na którego musieliśmy chwilę zaczekać), Maciek, Przemek, Robert i Zbyszek. Każdy został przeze mnie symbolicznie oblany wodą z małej śmingusówki, którą wcześniej skonfiskowałam Robertowi. Dojechali również w między czasie Piksel i jego tata, którzy uderzali na Ogrodzieniec – przez kawałek dotrzymali nam towarzystwa.

Ruszyliśmy spod skansenu, dalej ścieżką wzdłuż rzeki do Słowika. Kawałek asfaltem do Korwinowa. Dalej czarnym pieszym, a potem niebieskim rowerowym przez Dębówkę do Poraja. Tutaj odłączył od nas Piksel z tatą. W Poraju wzdłuż zalewu, i potem czarnym pieszym do Masłońskich. Tuż za przejazdem kolejowym Przemek zakomunikował, że złapał gumę, więc przymusowa przerwa na odpoczynek. Następnie kawałek żółtym rowerowym między domami. Super okolica do zamieszkania. Dalej terenem żółtym / zielonym pieszym, gdzie było sporo piachu do Zaborza.

W Zaborzu asfaltem przez Biskupice Nowe do kościoła w Biskupicach. Znów wjazd w teren – żółtym pieszym przez Sokole do Olsztyna. Jechałam pierwszy raz tym szlakiem – bardzo ciekawa trasa. Przy końcu szlaku, tuż przed wyjazdem na asfalt chwila grozy – jadąc rozpędzona z górki, uważając, by nie potrącić spacerujących ludzi w ostatniej chwili zauważyłam przed sobą dość pokaźną skarpę… niestety przeleciałam przez kierownicę – w ostatniej chwili ją puściłam, ale nie zdążyłam odskoczyć w tył i najadłam się piachu… Markon - ja nie chciałam znów upadać. Zbyszek i Przemek nawet nie zauważyli i pojechali dalej :( Dziękuję Gawłowi, że pomógł mi się pozbierać. Nic sobie na szczęście nie połamałam, skończyło się na kilku potłuczeniach, więc pojechaliśmy dalej. Najważniejsze, że moje dwa jajka wyszły cało z tego spotkania z ziemią :D

U dawnego kota podzieliłam się z chłopakami moimi dwoma święconymi jajkami :D a nie wierzyli, jak pod skansenem powiedziałam, że mam ze sobą dwa jajka :D Chwilę przed naszym odjazdem, do baru dotarli także michaill i Nataszka. Miałam wreszcie okazję poznać Nataszę :) Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, pożegnaliśmy się i ruszyliśmy z powrotem.

Pojechaliśmy terenem przez Skrajnię, coraz lepiej idzie mi podjazd. Dalej obok ambony i wyjechaliśmy na asfalt niedaleko rowerostrady. Przemo znów złapał gumę, ale czas nas gonił, więc uznał, że spróbuje dojechać. Pomkneliśmy rowerostradą – gdzie trochę denerwowali mnie ludzie łażący po części trasy przeznaczonej dla rowerzystów – chyba nie umieją odczytać prostych znaków drogowych. Na końcu kawałek terenem do Guardiana. Zmuszeni byliśmy się jednak znów zatrzymać, bo Przemek niestety musiał ponownie kleić dętkę. Zbyszek pojechał dalej, gdyż już by bardzo spóźniony. Po sklejeniu dętki ruszyliśmy dalej, koło huty, ścieżką wzdłuż rzeki, obok skansenu, przez Aleję Pokoju. Na skrzyżowaniu z DK1 każdy rozjechał się w swoją stronę.

Dzisiejsza wycieczka nie była zbyt łatwa, sporo terenu, nie zabrakło również piachu. Niewyspanie i gorączka w nocy dały o sobie znać i odbiły się na moich siłach, a raczej na ich spadku. Ale jestem uparta, nie poddaję się :) Dałam radę i jestem zadowolona, troszkę tylko bolą mięśnie po upadku, ale jak to mówią "no risk no fun"

No to ciśniemy - no dobra, ja cisnę, a Robert jak na spacerku:


Skarpa, z której przeleciałam przez kierownicę:


W drodze:

Na Kamieniołom Rudniki - w deszczu i pod wiatr

Sobota, 7 kwietnia 2012 · Komentarze(7)
Postanowiłam dziś troszkę odpocząć od świątecznych przygotowań, dlatego też uznałam, że rower będzie idealnym sposobem odstresowania się. Mimo nie najlepszych warunków pogodowych umówiłam się na przejażdżkę z Robertem. Dziś to on prowadził. Razem z nami pojechał jeszcze jego dość marudny kolega Rafał. Nie pamiętam zbyt dobrze dzisiejszej trasy, gdyż jechałam tą drogą pierwszy raz, ale może jakoś uda się to opisać.

Asfaltem dojechaliśmy do Bór, dalej ścieżką wzdłuż rzeki do Krakowskiej, pod gierkówką, potem wzdłuż DK1 do rynku na Zawodziu. Za rynkiem znów wzdłuż DK1 do Tesco. Minęliśmy Tesco, kawałek terenem i wyjechaliśmy na asfalt koło jakiegoś osiedla domków. Przez to osiedle do krzyżówki z Warszawską. Dalej prosto przez Rząsawską. Następnie asfaltem przez Wyczerpy, jakimiś nieznanymi mi drogami, aż wylądowaliśmy w Mariance Rędzińskiej. Na Wyczerpach zostaliśmy otrąbieni przez jakiegoś idiotę, który sam jechał bez świateł, a przeszkadzała mu trójka rowerzystów - ach Ci kierowcy... Asfaltem przez Mariankę, a potem terenem do Rudnik. W Rudnikach kładką nad torami na drugą stronę i do Kamieniołomu.

W Kamieniołomie chwila przerwy, po czym uznaliśmy, że jedziemy zobaczyć jaskinię. Zjazd w dół po luźnych kamieniach i w dodatku na dwóch semi slickach był dla mnie dość hardkorowy. Niestety skończył się dość mocnym upadkiem :( Na szczęście skończyło się na brudnych ubraniach, bez poważniejszych kontuzji. Zresztą, czołgając się po jaskini ubrudziłam się jeszcze bardziej. Było coraz zimniej, z każdą minuta coraz bardziej kropił deszcz, więc trzeba było wracać.

Tym razem czekał mnie wjazd pod górę, znów po sypkich kamieniach. Łatwo nie było, ale przynajmniej bez upadku - do czasu... Przejeżdżając przez bramę wjazdową niefortunnie zahaczyłam kierownicą o gałęzie jakiegoś krzaka i upadłam na kawałek płotu przy tej bramie. Musiało to wyglądać śmiesznie, zresztą sama z siebie się śmiałam. Okazało się jednak, że przy tym upadku urwałam zaczep od tylnej lampki, i już przestało mi być do śmiechu.

Schowałam lampkę i ruszyliśmy. Asfaltem przez Rudniki, Konin, Latosówkę do Wancerzowa. W Wancerzowie zjechaliśmy na główną drogę, gdyż padało coraz bardziej i było coraz zimniej. Jechaliśmy przez Jaskrów, aż dotarliśmy na Wyczerpy do Warszawskiej. Dalej analogicznie jak wcześniej - przez osiedle domków, kawałek terenem do Tesco, wzdłuż DK1 do Krakowskiej, ścieżką wzdłuż rzeki do Bór, Niepodległości do Jagiellońskiej i do domku.

Jeśli miałabym opisać w skrócie dzisiejszą wycieczkę z pewnością napisałabym, że było to kręcenie bez sił :( Miałam się odstresować, a w gruncie rzeczy przez to, że połamałam zaczep od lampki i zmokłam jakoś nie miałam nastroju i energii do dalszej jazdy. No cóż - następnym razem będzie lepiej :) Nie zniechęcam się tak szybko :D

Kamieniołom w Rudnikach:


No to zjeżdżam:


Ale po co tam najazd dla aut?


każdy kamień mój :D


gdzie diabeł nie może, tam EdytKa się wdrapie:


W jaskini Szmaragdowej:


Ja nie wiem jak to się stało, że mam jedną nogę :D


No to teraz pod górkę:


Po drugim upadku - zanim zauważyłam potrzaskany zaczep lampki:

Olsztyn

Środa, 4 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Dziś nieco krótsza wycieczka niż wczoraj, ale równie przyjemna. Umówieni byliśmy na wspólną jazdę razem z Arkiem i Robertem pod skansenem na 17,30. Celem wycieczki był Olsztyn, a konkretnie nowy bar leśny.

Ruszyliśmy asfaltem w stronę huty, na rondzie w lewo, zresztą rondo przejechaliśmy od lewej :D Dalej przez Legionów ścieżką rowerową. Zjechaliśmy potem w teren na czerwony rowerowy, którym dotarliśmy do Kusiąt. Następnie już asfaltem aż do dawnego słynnego baru u kota. Spotkaliśmy się tam z Marcinem, michaillem, pietro78 i Sebiq'iem. Posiedzieliśmy chwilę, pośmialiśmy się i uzupełniliśmy płyny. Niezbyt podoba mi się obecna atmosfera w tej knajpie, nie ma nawet stojaków na rowery, a towarzystwo, które tam przebywa również nie budzi zbytniej sympatii.

Postanowiliśmy wracać wszyscy razem. Terenowym podjazdem pod Skrajnicę, dalej asfaltem aż do rowerostrady. Na końcu rowerostrady ścieżką do torów i przed torami w prawo w stronę Guardiana. Kawałek asfaltem przez hutę i potem ścieżką wzdłuż rzeki w stronę skansenu. Przy skansenie padła propozycja, aby jeszcze na chwilę usiąść u Andrzeja i pogadać. Po chwili pogaduszek w barze rozjechaliśmy się do domów.

Ciepły dziś wieczór, jechało się bardzo przyjemnie. Mieliśmy okazję podziwiać po drodze piękny zachód słońca - dla takich chwil warto jeździć :) Szkoda, że na zdjęciach tego tak nie widać, jak wyglądało to w rzeczywistości.