Towarne, Choroń - 2 tysiąc w roku :)
Ruszyliśmy spod skansenu, w stronę huty, dalej ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana – gdzie jak zwykle wiało jak w kieleckim. Następnie przed torami w lewo w teren i w stronę Zielonej Góry. Czerwonym pieszym obok jaskini na Zielonej Górze – jednak rowery wprowadzaliśmy, bo nie daliśmy rady podjechać. Uznaliśmy też, że równie ciężko jest wepchnąć rower jak i wjechać :D Zjechaliśmy czerwonym pieszym i dojechaliśmy do Kusiąt. Kawałek asfaltu i za górką, obok straży w teren w stronę Towarnych. Kawałek udało nam się pod górę podjechać, ale przez sam szczyt Towarnych rowery musieliśmy przeprowadzić. Przy jaskini chwila odpoczynku i dalej w drogę. Damian złapał gumę, więc szybka wymiana i zjazd ze szczytu. Oboje razem z mario podziwialiśmy zjazdy Damiana. My byliśmy jednak bardziej ostrożni, zjeżdżaliśmy dużo wolniej.
Przejechaliśmy przez polankę, myśleliśmy, że już wyjeżdżamy na asfalt jednak Damian pognał na drugi szczyt Towarnych, wiec my za nim. Pod górę rowery wpychaliśmy. Widoki na szczycie przepiękne. I kolejny zjazd Damiana – wrażenia z oglądania bezcenne :D Razem z mario po najbardziej kamienistym odcinku rowery sprowadziliśmy, dalej już zjechaliśmy. Wyjechaliśmy na asfalt, po drodze minął nas rozpędzony Adam. Pojechaliśmy na rynek w Olsztynie. Średnia jaką udało nam się wykręcić była marna :D niecałe 15 km/h. W Olsztynie Damian postanowił, że pozjeżdża sobie trochę ze zamku i z Biakła. Pożegnaliśmy się i ja razem z mario ruszyliśmy dalej.
Pojechaliśmy asfaltem w stronę Biskupic. Kolejny raz minął nas Kulisty, z tym, że tym razem już wracał :D Podjazd pod górkę w Biskupicach ciągle stanowi dla mnie trudność. Jednak udało się bez zatrzymywania wjechać. Za kościołem skręciliśmy w stronę Choronia. Za wieżą w prawo i pod kościółek w Choroniu. Chwila przerwy na uzupełnienie płynów i podjęcie decyzji, jaką drogą wracamy.
Asfaltem zjechaliśmy w dół do Dębowca. W Dębowcu wjechaliśmy w teren. Najpierw niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Potem niebieski odbił w inną stronę, a my wybraliśmy pomarańczowy szlak. Dojechaliśmy nim do Zawodzia, gdzie szlak prowadził asfaltem. Chciałam docelowo jechać w całości pomarańczowym, ale nie udało się. Na końcu asfaltu w Zawodziu wybraliśmy złą drogę i zgubiliśmy szlak. Przejechaliśmy przez tory i jechaliśmy kawałek leśną dróżka bez oznakowania. Zastanawialiśmy się gdzie ta droga nas wyprowadzi. Dotarliśmy do kolejnego przejazdu kolejowego. W tym miejscu droga wydała mi się dziwnie znajoma. Po paru metrach dotarliśmy do niebieskiego rowerowego – który w sumie chciałam ominąć. No cóż, trasa modyfikowana na bieżąco :D
Pojechaliśmy niebieskim. Po pewnym odcinku niebieski połączył się z zielonym pieszym, a jeszcze trochę dalej do obu tych szlaków dołączył ów pomarańczowy rowerowy, który wcześniej zgubiliśmy. Dojechaliśmy do Bugaja. Kawałek asfaltem, a potem koło tamy na ścieżkę przy rzece i do huty. Przy skansenie rozstaliśmy się. Mario pojechał do domu, a ja przez Hutników na moment do Roberta. Chwilę przed dojazdem uświadomiłam sobie, że udało się dobić do 2 tyś km w tym roku :) Od Roberta przez Hutników, koło skansenu, Alejką Pokoju, Jagiellońską do domu.
Wycieczka dziś nie należała do łatwych. Sporo trudnych terenowych podjazdów, momentami rower trzeba było prowadzić, bo nie dało rady wjechać. I tak udało nam się z mario sporo podnieść średnią, jaką mieliśmy dojeżdżając do Olsztyna. Było dziś bardzo cieplutko, nawet podczas powrotu można było jechać bez żadnej bluzy. Oby więcej takich dni jak dziś :)
Z Damianem koło jaskini Niedźwiedziej:
A tutaj z mario66:
Roślinki tez lubią skałki:
Nasze rowerki w Choroniu: