Wpisy archiwalne w kategorii

2) 30 - 60 km

Dystans całkowity:14157.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:669:57
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:68278 m
Maks. tętno maksymalne:179 (92 %)
Maks. tętno średnie:134 (69 %)
Suma kalorii:4363 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:42.26 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Śliski wypad do Olsztyna i 4 upadki jednego dnia :(

Niedziela, 16 grudnia 2012 · Komentarze(7)
Nadszedł czas grudniowych roztopów. Pomimo tego znalazło się poz mną kilka chętnych osób na rowerowy wypad. Zbiórka tradycyjnie pod skansenem. Dojechałam jak zwykle przez Jagiellońską i Aleję Pokoju. Już byłam prawie na miejscu, kilka minut przed czasem. Czekał tylko Robert. Wypięłam się wcześniej, podjeżdżam, chce się zatrzymać i jedna noga wpięła się z powrotem. No i gleba pod samym skansenem. Co za wstyd :D Chwilę później dojechała Kasia, a na końcu Bartek, który strasznie chciał dziś jechać terenem.

Nie do końca przekonaniu o słuszności wyboru terenowej trasy ruszyliśmy w drogę. Najpierw kawałek asfaltem przez Rejtana, a potem wałem nadwarciańskim do DK1. Potem kawałek wzdłuż trasy do rynku na Zawodziu. Następnie obok rynku i potem po mocno oblodzonej drodze znów do DK1. Czułam się jakbym jechała rowerem po lodowisku. Najbardziej przekonała się o tym Kasia, lądując na lodzie. Wyjechaliśmy na skrzyżowaniu DK z Jana Pawła. Byłam święcie przekonana, że pojedziemy prosto koło Tesco i dalej zjedziemy w teren wzdłuż rzeki. Bartek postanowił skręcić od razu w dół do rzeki. Wszystko było tak szybko, że zatrzymując się ie zdążyłam się wypiąć z SPD i upadek na chodnik gotowy. Drugi w dzisiejszym dniu :D Tyle, że ten był trochę mocniejszy. Zebrałam się i ruszyliśmy terenem wzdłuż rzeki zielonym rowerowym. Było strasznie ślisko. Miejscami niezbyt bezpiecznie. Zresztą nie trzeba było długo czekać na kolejny upadek... Przejeżdżałam obok kałuży, koło pojechało mi na bok, nie dałam rady opanować roweru i z całą siłą poleciałam na lód. Ten upadek był niestety dość silny i jego skutki dość bolesne. Ucierpiało moje lewe kolano, cały bok i więzadło. Jakoś się zebrałam do kupy i jeszcze ostrożniej starałam się jechać dalej. Nie było to zbyt łatwe. Po kilku przystankach, Robert zaproponował, żeby koło mostu wyjechać na asfalt. To była chyba najlepsza decyzja dziś.

Wyjechaliśmy na Wyczerpach. Od Wyczerp jechaliśmy już cały czas asfaltem, Warszawską i Batalionów Chłopskich do Jaskrowa. Następnie skręciliśmy w prawo na Mirów. Przez Mirów, koło Przeprośnej Górki, przez Siedlec, Srocko, Brzyszów i Kusięta dotarliśmy do Olsztyna. Udaliśmy się do leśnego by się trochę ogrzać. W barze siedział już Bartek, a po chwili zjawił się jeszcze Wojtek. Posiedzieliśmy chwilę, pogadaliśmy i już wspólnie w powiększonym gronie udaliśmy się w drogę powrotną.

Wybraliśmy trasę przez Skrajnicę. Nie chciałam się z Kasią już bardziej poobijać na terenowym podjeździe, wiec stwierdziłyśmy, że pojedziemy do rynku w Olsztynie, potem kawałek główną drogą i górkę na Skrajnicy pokonany od drugiej strony, asfaltem, a z chłopakami spotkamy się przy kapliczce koło wyjazdu z terenowej drogi. Robert pojechał z nami, a Wojtek z dwoma Bartkami terenem. Praktycznie równocześnie odjechaliśmy do owej kapliczki. Następnie znów wspólnie jechaliśmy asfaltem przez Skrajnicę, a potem rowerostradą do końca. Jazda po rowerostradzie przypominała dziś bardziej jazdę w terenie. Nawet nie było widać sporej różnicy w miejscu, gdzie kończy się asfalt i jest kawałek terenu przed dojazdem do nastawni. Następnie jechaliśmy asfaltem koło Guardiana. Bartek z Wojtkiem postanowili pojechać ścieżką wzdłuż rzeki, a ja z resztą ekipy dalej asfaltem koło Ocynkowni. Na moście nad rzeką ponownie się spotkaliśmy. Podczas chwilowego postoju udało mi się zaliczyć czwartą dziś glebę :( Chciałam podeprzeć się prawą nogą na krawężniku, a zapomniałam, że wypięłam tylko lewą. Bartek o mały włos nie pękł ze śmiechu. Pozbierałam się i ruszyliśmy dalej asfaltem w stronę skansenu. Koło sądu Bartek (Mr.Dry) z Wojtkiem pojechali prosto Rejtana. My we czwórkę pojechaliśmy Aleją Pokoju, gdzie odłączyła się również Kasia. Przy Jagielończykach odłączył się Bartek. na samym końcu Robert. Prosto Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.

Podsumowując dzisiejszą wycieczkę na myśl przychodzą mi jedynie słowa: człowiek stary, a głupi :D No bo kto to słyszał jeździć w terenie po lodzie w trakcie roztopów. Trzeba mieć chyba pod sufitem nie równo :D To przecież logiczne, że można się tylko poobijać. No cóż, wychodzi na to, że wypad na rower bez odrobiny adrenaliny jest wypadem niezaliczonym.

Olsztyn - pierwsza jazda w SPD

Środa, 5 grudnia 2012 · Komentarze(10)
Dziś wieczorny wypad z Kasią i Tomkiem (omar), który jak to na facetów przystało spóźnił się i dwie baby musiały na niego czekać i marznąć i to o 7 minut dłużej niż zapowiedziany czas spóźnienia :D. Wyjechałam z domu trochę wcześniej, z uwagi na fakt, że dziś odbyła się moja pierwsza jazda w SPD i wolałam mieć lekki zapas czasowy, w razie jakichkolwiek komplikacji. Jechało mi się całkiem dobrze, więc dojechałam pod skansen nawet przed czasem.

Gdy byliśmy już w komplecie ruszyliśmy w drogę. Asfaltem w stronę huty, Legionów i Brzyszowską. Dalej terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt i od Kusiąt asfaltem do rynku w Olsztynie. Chwila postoju na parkingu koło rynku i decyzja o powrocie. I wtedy zaczęły się problemy... Podczas ruszania okazało się, że nie mogę wpiąć prawego buta :( Próbowałam kilkukrotnie i na postoju i podczas jazdy - bezskutecznie. W rowerze Tomka również wpiąć się nie mogłam, natomiast Tomek w moim rowerze wpiął się bez większych trudności. Po oględzinach okazało się w czym tkwił problem... Miałam chyba za słabo przykręcony blok w prawym bucie i obsunął się w stronę środka podeszwy, tak, że nie było możliwości wpięcia buta w pedał. No cóż zrobić - powrót do domu na wpiętej tylko lewej nodze. Najpierw terenowy podjazd przed Skrajnicą, potem aslfaltem przez Skrajnicę, rowerostradą, kawałek terenem do torów, przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Kasia z Tomkiem pojechali prosto na Raków, a ja w lewo pod trasą do Jesiennej.

Pierwsza jazda w SPD zaliczona - obyło się bez żadnych upadków :) Zaczyna mi się to podobać :D Podczas dzisiejszej wycieczki strasznie zmarzły mi palce u stóp - pomimo dwóch par skarpet. Ochraniacze chyba będą niezbędne. W terenie ziemia zmarznięta, momentami było dość ślisko, dlatego nie jechaliśmy zbyt szybko (szczególnie na Skrajnicy i pomiedzy rowerostradą, a torami). Na rowerostradzie śnieg przyjemnie skrzypiał pod kołami. Dzięki za wspólny mroźny grudniowy wypad :)

Wieczorny wypad do Olsztyna

Piątek, 23 listopada 2012 · Komentarze(0)
Dziś tradycyjna ostatnimi czasy popołudniówka razem z Kasią. Tym razem towarzystwa dotrzymał nam jeszcze mario66. W planach była wycieczka w całości asfaltem, gdyż Kasia założyła dziś wąskie opony 1,6.

Wyszłam z domu trochę wcześniej. Pomyślałam, że skoro Rocky w dalszym ciągu jest czysty po ostatniej kąpieli, a w ciągu dnia trochę padało to przejadę się dziś na Maximie. Przejechałam może 300 metrów, ale jakoś dziwnie się czułam na tym rowerze - chyba się odzwyczaiłam. Nie zastanawiając się, wróciłam do domu i wsiadłam na Rockiego. Pod skansen dojechałam nieco okrężnie - Jesienną, Jagiellońską, Orkana, 11 Listopada, koło Jagiellończyków i Aleją Pokoju. Miałam w zapasie jeszcze 15 min czasu do umówionej godziny, więc przejechałam się jeszcze koło sądu, tam gdzie niedawno postawili zakaz wjazdu. Oczywiście udając, że zakazu wcale tam nie ma, wjechałam na teren prywatny. Zawróciłam przed torami, objechałam sąd od drugiej strony i pojechałam wzdłuż torów ulicą Rejtana - koło PKP Energetyki i Polontexu. Za Polontexem zawróciłam i udałam się pod skansen.

Kasia już czekała, a po chwili dojechał mario66. Zdecydowaliśmy, że jedziemy do Olsztyna. Trasa ostatnio standardowa - koło sądu, koło huty, obok Ocynkowni, koło Guardiana i przez Kusięta. W Olsztynie na rynku chwila przerwy na pogaduchy i uzupełnienie płynów. Powrót kawałek główną drogą, potem w lewo i przez Skrajnicę w całości asfaltem. Koło stacji benzynowej na Odrzykoniu prosto i asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i koło skansenu. Niedaleko ronda koło huty tuż przed nami przez drogę przeszedł rudy lisek. W ogóle się nie bał. Stanął po drugiej stronie jezdni i patrzał na nas ze zdumieniem :D Na Alei Pokoju Kasia pojechała do siebie, mario66 dojechał ze mną do estakady. Do domu dotarłam Jagiellońską i przez osiedle.

Niby tylko 5 dni przerwy od jazdy, a mimo tego ciężko było mi się dziś wbić w rowerowy tryb. Pierwsze kilometr były jakieś takie mozolne. Dopiero kolejne coraz lepsze. Dodatkowo co chwila łapała mnie dziś kolka - a mario mówił, żeby przed jazdą za dużo nie jeść :D Cóż, jak ktoś wraca z pracy głodny jak wilk to nie ma na to żadnej rady :D

Mroźny Poraj z rodzynkiem

Środa, 14 listopada 2012 · Komentarze(2)
Umówiłam się dziś na 17:30 na wypad do Poraja z Kasią. Chęć dołączenia do nas wyraziła jeszcze Daria i Artur (arturm), który jak przystało na typowego faceta pod skansen dotarł spóźniony. Podczas oczekiwania na rodzynka trochę zmarzłam i przez pierwsze kilometry wspólnej jazdy praktyczne nie mogłam ruszać palcami u rąk.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj, kawałek główną drogą i następnie terenowo - szutrowym niebieskim rowerowym do Dębowca. Na szlaku poluzował mi się trochę tylny błotnik i zaczął ocierać o oponę, ale Artur pomógł mi go dokręcić. Od Dębowca pojechaliśmy prosto asfaltem do drogi głównej i potem przez Poraj, Osiny, Kolonię Borek, Zawodzie, Poczesną i Nową Wieś (po drodze z cegieł) i znów asfaltem przez Korwinów i Słowik. Od Poraja jechaliśmy gęsiego, do Zawodzia ja prowadziłam całą ekipę, a później zmieniła mnie Daria. Od Słowika jechaliśmy najpierw szutrówką, po9tem po betonowych płytach do Bugaja. Dalej znów ścieżką wzdłuż rzeki, i asfaltem do skansenu. Na Alei Pokoju odłączyła się Kasia, a koło Jagiellończyków Artur. Pojechałam prosto Jagiellońską razem z Darią. Na skrzyżowaniu przed Makro pożegnałyśmy się. Ja pojechałam w lewo do domu, a Daria prosto.

Pomimo faktu, że było dziś dość "rześko" (w drodze powrotnej na szutrówce w Słowiku licznik pokazał -4,9 stopnia Celsjusza) to była bardzo fajna wieczorna przejażdżka. Po drodze mieliśmy okazję podziwiać cudowne gwiaździste niebo - w mieście ciężko o taki widok. Super towarzystwo, dobre tempo - czego chcieć więcej?

Bardzo mglisty wypad do Olsztyna

Piątek, 9 listopada 2012 · Komentarze(0)
Dzisiaj popołudniu kolejna przejażdżka z cyklu "w babskim gronie". Żaden z facetów nie zdecydował się dziś na wieczorną wycieczkę, więc we dwie razem z Kasią postanowiłyśmy wybrać się do Olsztyna. Umówiłyśmy się na 17:30 pod skansenem.

Na samym starcie Kasia zaliczyła poślizg na torach koło skansenu i upadła na ziemię. W wyniku tego obiła sobie łokieć i kostkę i uszkodził się jej licznik. Pozbierała się i ruszyłyśmy dalej. Pojechałyśmy dokładnie taką samą trasą jak ostatnim razem, czyli asfaltem koło huty, obok Ocynkowni, koło Guardiana i przez Kusięta. W Olsztynie na rynku chwila przerwy, podczas której spotkałyśmy Łukasza (Prophet). Zamieniliśmy kilka zdań i nadszedł czas na powrót. Przez Skrajnicę, najpierw kawałek terenowym podjazdem, a potem asfaltem do stacji benzynowej. Koło stacji prosto i asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i koło skansenu. Na Alei Pokoju każda z nas pojechała w swoją stronę. Do domu dotarłam Jagiellońską i przez osiedle.

Dzisiaj jechałyśmy w miarę spokojnym tempem. Już w drodze do Olsztyna zaczynała tworzyć się gęsta mgła. Podczas powrotu do domów, szczególnie na Skrajnicy tam gdzie droga jest nieoświetlona i nie ma żadnych domów i później na Kucelinie kawałek przed dawnym sądem widoczność była tragiczna. Nawet nie wiem czy nie mniejsza niż jeden metr. Jak na takie warunki to i tak dość szybko nam dziś poszło. Dobrze, że nie napadły nas po drodze jakieś mutanty jak w filmie Mgła :D

Babski wypad do Olsztyna

Wtorek, 6 listopada 2012 · Komentarze(0)
Dziś po pracy i po wizycie u chirurga umówiona byłam z Kasią pod skansenem na wieczorną przejażdżkę. Po dwóch tygodniach doczekałam się wreszcie zdjęcia szwów i od razu poczułam niesamowitą ulgę. Od samego początku jak tylko wyruszyłam z domu jechało mi się dziś jakoś bardzo lekko.

Pod skansenem zdecydowałyśmy, że udamy się asfaltem do Olsztyna. Pojechałyśmy koło huty, obok Ocynkowni, koło Guardiana i przez Kusięta. Na rynku w Olsztynie chwila postoju i powrót przez Skrajnicę zielonym rowerowym. Najpierw kawałek terenowym podjazdem, a potem asfaltem do stacji benzynowej. Koło stacji prosto i asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i koło skansenu. Na Alei Pokoju każda z nas pojechała w swoją stronę. Do domu dotarłam Jagiellońską i przez osiedle.

Praktycznie cały czas jechałyśmy dziś pod wiatr i momentami porywy były dość mocne. Nie przeszkodziło mi to jednak dziś w narzuceniu dość szybkiego tempa. Chyba miałam dobry dzień do jazdy :) Nawet co chwila trąbiący na widok dwóch rowerzystów kierowcy i ciężarówka, która perfidnie wymusiła pierwszeństwo na skrzyżowaniu przed Kusiętami, nie dali rady mnie dziś zdenerwować. Swoją drogą nie mam pojęcia po co kierowcy nadużywają klaksonów, skoro mają pełno miejsca by spokojnie wyprzedzić drugim pasem. Ot taka mała dygresja po dzisiejszym wypadzie.

Poplątana objazdówka dawnymi ścieżkami

Poniedziałek, 5 listopada 2012 · Komentarze(4)
Poniedziałkowe popołudnie zapowiadało się wolne od wszelkich innych zajęć, jednak nie miałam dziś zbytniego zapału, by iść po pracy na rower. Stwierdziłam, że jak najdzie mnie ochota to po prostu ubiorę się i gdzieś bez celu pokręcę, a jeśli nie będzie mi się chciało to zostanę w domu. Jeszcze jak byłam w pracy zadzwonił do mnie Tomek (omar) i zaproponował popołudniową przejażdżkę. Zgodziłam się i umówiliśmy się o 17,30 pod skansenem. Pod skansen dojechałam przez Orkana, Jagiellońską i Aleję Pokoju.

Nie byliśmy zdecydowani gdzie jechać. Pierwszym pomysłem był wypad do Poraja nową utwardzoną szutrówką. Pojechaliśmy więc asfaltem w stronę huty i potem ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj. Dalej kawałek główną drogą i następnie terenem niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Jazda w terenie nie była dziś jednak najlepszym pomysłem - po sporych opadach deszczu było pełno kałuż. Trzeba było jechać praktycznie slalomem, a i tak niektórych kałuż nie było jak całkowicie ominąć. Zdecydowaliśmy, że taka jazda nie ma sensu, więc zmieniliśmy plany i pojechaliśmy jeszcze kawałek prosto pomarańczowym rowerowym do asfaltu. Wyjechaliśmy w Słowiku.

Dalej jechaliśmy już cały czas asfaltem przez Słowik, Korwinów, potem krótkim odcinkiem po drodze z cegieł przez Nową Wieś i Poczesną. W Poczesnej kolejna zmiana planów i zamiast jechać do Poraja skręciliśmy za kościołem w prawo. Dojechaliśmy do Gierkówki. Przejechaliśmy na drugą stronę trasy i dalej asfaltem przez Poczesną i Młynek do Sobuczyny. W Sobuczynie w lewo i następnie przez Częstochowę ulicą Malowniczą i Zdrową. Na końcu Zdrowej w prawo i ulicą Żyzną do Brzezin Kolonia. Przez Brzeziny i znów znaleźliśmy się w Częstochowie. Ulicami Korkową i Grzybowską do Jesiennej.

Było jeszcze dość wcześnie, mieliśmy dobre tempo jazdy, więc nie chciało mi się od razu wracać do domu. Postanowiłam jeszcze kawałek odprowadzić Tomka w jego kierunku. Pojechaliśmy przez Rydza Śmigłego, Jagiellońską i Niepodległości. Na skrzyżowaniu ze Źródlaną mieliśmy się pożegnać. Zatrzymaliśmy się przy kościele no i zagadaliśmy się trochę. Tomek postanowił dojechać ze mną ponownie do Jagiellońskiej i skręcić w prawo. Ja pojechałam prosto Orkana do domu.

Suma sumarum nasza dzisiejsza trasa była dosyć poplątana, ale tak to jest jak się w ostatniej chwili decyduje gdzie dalej jechać :D Spontaniczne wypady są bardzo dobrą alternatywą do powtarzanych cały czas tych samych tras. Do Poraja dziś nie dotarliśmy, ale za to znaczna część trasy pokryła się ze znanym mi trasami, którymi dawniej jeździłam z moim tatą. Dzięki Tomek za wspólną jazdę i towarzystwo :)

Kilka miastowych km, a potem wietrzny wypad do Olsztyna

Sobota, 3 listopada 2012 · Komentarze(2)
Na początek z Robertem do Gawła na serwis i do sklepu przymierzyć buty SPD. Trasa taka sama jak dojeżdżam do pracy. Następnie Niepodległości i Aleją Pokoju pod skansen, gdzie umówieni byliśmy z Arturem (arturm) i Rafałem na krótką sobotnią przejażdżkę. Po drodze na Niepodległości widzieliśmy po drugiej stronie ulicy Kasię z Kamilem, jadących w stronę centrum.

We czwórkę ruszyliśmy spod skansenu do Olsztyna. Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki i dalej cały czas asfaltem, koło Guardiana i przez Kusięta. Dojeżdżając do rynku w Olsztynie podjęliśmy decyzję, by udać się na chwilę do baru leśnego. Początkowo w leśnym były pustki, a później jak to w sobotę w godzinach przedobiadowych zjechało się dosyć spore grono szosowców i zrobiło się głośno. Ogrzaliśmy się w barze, pogadaliśmy, pośmialiśmy, i przyszedł czas na powrót.

Najpierw kawałek asfaltem, potem terenowym podjazdem przez Skrajnicę i dalej ponownie asfaltem aż do stacji benzynowej. Przy stacji prosto na drugą stronę drogi głównej i dalej asfaltem przez Wilczą Górę, koło nastawni i obok Guardiana. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki i znów asfaltem w stronę skansenu. Rafał i Robert pojechali do domów, a ja z Arturem pojechałam prosto przez Aleję Pokoju. Koło Jagiellończyków pożegnaliśmy się i samotnie przez Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.

Nawet taki krótki sobotni wypad może być fajny, szczególnie w takim dobrym towarzystwie :) Jechało mi się dziś bardzo przyjemnie. Tempo jazdy było dość równe. Jedyne co dziś utrudniało jazdę to wiatr, który praktycznie cały czas wiał nam w twarze. Dzięki chłopaki za wspólny wypad.

Olsztyn - rozruszać się po przerwie

Piątek, 2 listopada 2012 · Komentarze(0)
Dzisiejszego wieczora wreszcie udało się zakończyć dłuższą przerwę bez roweru, spowodowaną zabiegiem chirurgicznym i wybrać się na krótką przejażdżkę. Już nie mogłam wytrzymać bez roweru. Chodziłam ciągle zdenerwowana i wszystko mi przeszkadzało. Podczas dzisiejszego wypadu towarzyszył mi Przemek i Robert, który w ostatniej chwili zdecydował się jechać. Przemek przyjechał po mnie pod dom i wspólnie pojechaliśmy pod skansen, skąd we troje ruszyliśmy w drogę.

Postanowiliśmy wybrać się do Olsztyna do baru leśnego. Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, koło Ocynkowni, i koło Guardiana. Następnie cały czas zielonym rowerowym - najpierw kawałek terenem do rowerostrady, potem rowerostradą do końca. Koło stacji benzynowej spotkaliśmy Arka, Sebiq'a, Zbyszko61, Pietro78 i Kobe24la. Dalej przez Skrajnicę, najpierw asfaltem, potem terenowym zjazdem do Olsztyna. Potem już tylko asfaltem do baru leśnego. Po krótkiej posiadówce w leśnym powrót do domów. Pojechaliśmy dokładnie taką samą trasą jak w poprzednią stronę. Niedaleko PZU, przy budce z fast-food'ami odłączył się Przemek. Robert odprowadził mnie pod dom i potem pojechał do siebie.

Ciężko było mi dziś rozkręcić się po przerwie, jechało mi się jakoś bardzo mozolnie, ale tego było mi trzeba. Większość trasy była asfaltowa, a pomimo tego na kilku niezbyt długich odcinkach w terenie Rocky zdążył się dziś porządnie ubłocić. Trzeba będzie sprawić mu kąpiel. Dziękuję chłopaki za towarzystwo.

Złoty Potok

Sobota, 20 października 2012 · Komentarze(1)
Sobotnie popołudnie było bardzo ciepłe. Już w piątek umawiałam się wstępnie na rower z mario66, ale szczegóły mieliśmy dogadać w sobotę. Robert zaproponował, by o godzinie 15 pojechać do Złotego Potoku. Zgodziłam się bez zastanowienia i po uzgodnieniu z Robertem dałam znać również Mariuszowi. Umówiliśmy się pod skansenem.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki i ponownie asfaltem koło Guardiana. Następnie trzymając się zielonego rowerowego kawałek terenem do rowerostrady, rowerostradą do końca i przez Skrajnicę do Olsztyna, najpierw asfaltem i potem terenem. Następnie asfaltem koło leśnego i potem dłuższy odcinek szlakiem żółtym rowerowym - w sumie aż do Pabianic. Najpierw szutrówką koło Góry Biakło, dalej przez Sokole, gdzie żółty rowerowy łączył się na pewne odcinki z innymi szlakami - zółtym pieszym, później zielonym i czarnym pieszym, czarnym rowerowym i zółtym / zielonym pieszym, a pod koniec Sokolich czarnym rowerowym i czerwonym pieszym. Tuż przed dojazdem do asfaltu w Zrębicach przeprawa przez wielką kałuże szerokości całej drogi. Robert pojechał przez jakieś pole, Mario przejechał przez kałużę, a ja chcąc nie ubrudzić roweru, postanowiłam przenieść go przez błoto, w efekcie czego ubrudziłam sobie całego buta. Jechaliśmy dalej żółtym rowerowym, kawałek asfaltem i potem szutrówką do kapliczki św. Idziego, do której prowadził również szlak zielony / niebieski pieszy. Przy kapliczce zrobiliśmy chwilę przerwy.

Wróciliśmy szutrówką do asfaltu i pojechaliśmy w stronę kościoła w Zrębicach. Za kościołem wjechaliśmy w teren na żółty rowerowy, czerwony / niebieski pieszy. Po drodze minęliśmy się z traktorem, który miał doczepiony z tyłu jakiś osprzęt do wyrównywania zaoranego pola. Kierowca ani myślał zjechać na bok, więc musieliśmy stanąć na boku i poczekać aż jaśnie pan przejedzie. Dosłownie po kilkuset metrach minął nas również wóz konny z turystami zwiedzającymi Jurę. W sumie całkiem ciekawa inicjatywa. Wyjechaliśmy na asfalt w Pabianicach. Po niecałym kilometrze ponowie wjechaliśmy w teren i alejką brzozową dotarliśmy do niebieskiego rowerowego. Przepięknie ten szlak prezentuje się jesienią, a w szczególności część szlaku tuż przed Złotym potokiem, zwana Aleją Klonową. Po krótkiej sesji na alejce klonowej pojechaliśmy w stronę dworku Krasińskich. Minęliśmy staw Irydion i terenową ścieżką udaliśmy się w stronę Amerykana. Za boczną bramą parku przy dworku wyjechaliśmy na asfalt, którym pojechaliśmy dalej. Byłam zdziwiona, że w Potoku jest nawet niewielkie osiedle z kilkoma blokami. Minęliśmy bloki, potem kościół i rynek w Potoku i dotarliśmy do stawu. Trochę czuć było chłód od wody, więc postanowiliśmy usiąść na chwilę na górze koło hotelu Kmicic.

Po krótkiej przerwie na trawce koło hotelu, podczas której Robert pozbierał kilka jabłek (które generalnie jemu smakowały, chociaż wg mnie nie były zbyt dobre) ruszyliśmy z powrotem. Zjechaliśmy w dół znów do Amerykana. Następnie między budkami ze smażonymi pstrągami udaliśmy się na drugą stronę stawu i szlakiem ku źródłom żółtym rowerowym, a potem zielonym rowerowym / czerwonym pieszym dojechaliśmy do asfaltu niedaleko Ostrężnika. Następnie jechaliśmy dłuższy odcinek asfaltem, koło stawów hodowlanych, obok bramy Twardowskiego, dalej przez Siedlec, Krasawę do Zrębic. W Zrębicach wjechaliśmy w teren na czerwony rowerowy, którym dotarliśmy do Przymiłowic. Dalej znów przez dłuższy odcinek asfaltem - koło stadniny w Przymiłowicach, kawałek główną drogą do Olsztyna i przez Kusięta. Następnie koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki, asfaltem do skansenu i potem przez Aleję pokoju, gdzie pożegnaliśmy się z Mariuszem. Robert pojechał ze mną Jagiellońską i przez osiedle.

Bardzo fajna popołudniowa wycieczka. Spokojne tempo jazdy, dobre towarzystwo. Całość uprzyjemniały przepiękne jesienne krajobrazy cieszące oczy i poprawiające nastrój. Wszystko było by wspaniałe, gdyby tylko nie dzwoniący przez pół drogi tylny hamulec.

Z mario66 na Skrajnicy © EdytKa


Przy kapliczce św. Idziego © EdytKa


Kapliczka św. Idziego © EdytKa


Na niebieskim rowerowym © EdytKa


Aleja Klonowa © EdytKa


Na Alei Klonowej © EdytKa


Złapana podczas zawracania na klonowej © EdytKa


Wygłupy na alei klonowej :D © EdytKa


Z Robertem w Złotym Potoku © EdytKa


Jesień nad Amerykanem © EdytKa


Łabędzie w Złotym Potoku © EdytKa