Wpisy archiwalne w kategorii

1) do 30 km

Dystans całkowity:5536.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:162:51
Średnia prędkość:19.38 km/h
Maksymalna prędkość:61.29 km/h
Suma podjazdów:11992 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:2034 kcal
Liczba aktywności:357
Średnio na aktywność:15.51 km i 0h 49m
Więcej statystyk

Dojazd na Crash Derby

Niedziela, 14 października 2012 · Komentarze(5)
Ubrana w cywilne ciuchy wsiadłam dziś na stary rower i pojechałam na Zawodzie do Roberta, by u niego zostawić rower i razem z nim, Gawłem i jego synkiem udać się na stadion żużlowy na Crash Derby 2012. Pojechałam przez osiedle, potem Jagiellońską, Aleję Pokoju, koło skansenu, Rejtana i Hutników do stadionu. Później wspólnie poszliśmy na stadion.

Impreza jak dla mnie była trochę przereklamowana. Wyścigi crash derby były co chwila przerywane. Żadnen z wyścigów nie był rozegrany do samego końca tak, by pozostało tylko jedno niezniszczone auto na torze. W programie imprezy zapisana również była wystawa samochodów klasy WRC, a tak na prawdę była tylko jedna rajdówka WRC - Skoda Fabia. No ale to akurat mnie nie zdziwiło :D Najlepsza z tego wszystkiego była cała obsługa imprezy i jej totalna dezorganizacja :D

Po zakończeniu crash derby dojazd do domu tą samą drogą. Towarzyszył mi Robert, który odwiózł mnie pod dom. Wyjeżdżając z domu zapomniałam zabrać ze sobą czapki i lampki, na szczęście Robert pożyczył mi swoją. Zdziwiło mnie trochę, że Roberta czapka Accenta jest na mnie trochę za mała, ale przynajmniej nie było mi zimno w głowę.

Kilka zdjęć z Crash Derby i imprez towarzyszących:
Troszkę pognieciony maluszek :D © EdytKa


Po wojskowemu © EdytKa


Żuk z silnikiem Audi V8 © EdytKa


Prawdziwe WRC :D © EdytKa


W gokarcie o mocy 100 KM © EdytKa


Crash Derby © EdytKa


Ekipa porządkująca tor :D © EdytKa


Pokazy quadowe © EdytKa


Chyba kierowca niezbyt radził sobie z obsługą widlaka :D © EdytKa

Droga do i z pracy

Piątek, 12 października 2012 · Komentarze(0)
Dziś z samego rana do pracy. Trasa jak zawsze. Termometr jak wyjeżdżałam z domu pokazywał 1,5 stopnia na plusie, jednak mimo postanowiłam założyć czapkę i grubsze rękawiczki. Na szczęście dzięki temu nie zmarzłam tak jak wczoraj. W biurze wszyscy patrzeli na mnie jak na jakiegoś kosmitę :D
Po pracy do domu, taką samą trasą. Po południu już było cieplej, więc trochę się zgrzałam podczas jazdy.

Droga do i z pracy

Piątek, 5 października 2012 · Komentarze(0)
Dziś z rana znów do pracy na starym rowerze. Trasa jak zawsze. Dziś już nie jechało mi się tak dziwacznie jak wczoraj. Niestety poranki są już coraz chłodniejsze. Po pracy na pogaduchy do Gawła, gdzie spotkałam jeszcze Helenkę. Od Gawła prosto do domu tą samą trasą co zawsze.

Droga do i z pracy, a potem kilka km po mieście

Czwartek, 4 października 2012 · Komentarze(3)
Po prawie 270 km przejechanych na Rokim chyba już się pomału do niego przyzwyczaiłam. Wydaje mi się, że się zaprzyjaźnimy na dłużej. Ostatnie dni dojeżdżałam do pracy autem, więc dzisiaj z rana, pełna pozytywnej energii postanowiłam dla odmiany jak kiedyś, pojechać żółtym Maximem.

Wyprowadziłam rower na dwór, założyłam licznik, wsiadłam, ruszyłam... i właśnie wtedy przeżyłam lekki szok :D Moje pierwsze odczucia po dłuższej przerwie w jeździe na tym rowerze były następujące - o kurde, ale on krótki, jaką dziwną mam na nim pozycję, jak się dziwnie nim jedzie :D Czyżbym się odzwyczaiła? No cóż, jechałam dalej. Trasa standardowa jak zawsze. Pierwsze hamowanie przed skrzyżowaniem, naciskam na klamki od hamulca, jakoś tak bardzo topornie działają, ale działają, naciskam maxymalnie jak to możliwe, a rower hamuje jak jakiś przeciążony tir. Roki już dawno stałby w miejscu. Jak szybko człowiek się przyzwyczaja do nowych rzeczy.

Po pracy pojechałam jeszcze wzdłuż linii tramwajowej, częściowo asfaltem, częściowo chodnikiem pomiędzy dziwnie łażącymi pieszymi do Polikliniki na rentgen stawu szczękowego i zębów. Po prześwietleniu ponownie wzdłuż linii tramwajowej udałam się do Gawła na serwis. Niestety akurat musiał chwilowo zamknąć serwis, więc weszłam tylko na chwilę na górę na sklep i do domu. Od Towarzystwa w drodze powrotnej do Niepodległości dotrzymał mi Przemek, którego spotkałam jak wychodził z serwisu. Dalej już samotnie przez Jagiellońską dotarłam do domu.

Bieszczady vol.2 - jezioro Myczkowskie

Wtorek, 25 września 2012 · Komentarze(3)
Po wczorajszym powrocie na kwaterę cały czas pod wiatr wstałam dziś ze strasznym bólem głowy i zatok. Najwyraźniej musiało mnie zawiać. Od samego rana padał deszcz. Z jednej strony cieszyłam się, bo i tak nie miałam zbyt wiele sił na rower, z drugiej strony deszcz pokrzyżował nam plany. Postanowiliśmy część zaplanowanej trasy pokonać dziś autem. Pojechaliśmy do Ustrzyk Dolnych, po drodze zwiedzając m.in: pałac w Olszanicy, drewniany kościół w Stefkowej, cerkiew w Ustianowej Górnej, rynek w Ustrzykach, a na nim pomnik ku czci poległych żołnierzy pomordowanych przez Hitlera, oraz cerkiew Leszczowate.

Po południu trochę się rozpogodziło. Jednak było już zbyt późno na dłuższą wycieczkę. Postanowiliśmy spakować rowery do auta i pojechać do Soliny w pobliże zapory i stamtąd wystartować rowerem dookoła jeziora Myczkowskiego. Planowaliśmy najpierw dojechać asfaltem na zaporę nad jeziorem, a następnie wrócić do Soliny terenem czerwonym szlakiem rowerowym. Niestety, jak się później okazało nie udało nam się okrążyć jeziora dookoła, ale o tym za chwilę.

Ze Soliny pojechaliśmy asfaltem szlakiem zielonym / czarnym rowerowym przez Bóbrkę na zaporę w Myczkowcach. Po drodze w Bóbrce zjechaliśmy na moment w teren i pojechaliśmy przez Zagrodę "Felkową" nad jezioro. Widoczność ograniczała nam lekka mgła, ale i tak widoki były wspaniałe. Wróciliśmy na asfalt i jechaliśmy dalej, zatrzymując się jeszcze na chwilę przy kapliczce z 1848 r, przy której znajdowało się kilka figur wyrzeźbionych z drewna. Dalej już cały czas asfaltem nad zaporę w Myczkowcach. Na zaporze sesja zdjęciowa i przez zaporę na drugą stronę jeziora.

Mieliśmy wracać do Soliny terenem czerwonym rowerowym przy brzegu jeziora. Jak się później okazało szlak ten istniał tylko na naszej mapie - w rzeczywistości go w ogóle nie było. Postanowiliśmy spróbować przejechać wokół jeziora szlakiem pieszym, jednak i te szlaki oznaczone były w masakryczny sposób (szlaki wokół jeziora oznakowane były jakimiś kolorowymi kółeczkami, serduszkami, czy trójkącikami - w życiu czegoś takiego nie widziałam). Bardzo ciężko było zorientować się, czy szlak zielony pieszy, którym zdecydowaliśmy się jechać oznakowany jest serduszkiem, czy może trójkącikiem. Wróciliśmy przez zaporę do asfaltu, gdzie znajdowała się mapa najbliższej okolicy. Po oględzinach mapy wybraliśmy szlak oznaczony zielonym trójkącikiem. Ponownie pojechaliśmy przez zaporę na drugą stronę, by tam wjechać w teren na zielony szlak.

Już na samym początku pieszego szlaku zaczęły się schody, i to nie w przenośni a w dosłownym tego słowa znaczeniu. Musieliśmy wejść z rowerami pod stromą górkę po schodach. Dalej był kawałek po płaskiej leśnej dróżce, po czym znów schody, z tym, że tym razem w dół. Dalej znów kawałek po płaskim ścieżką w lesie. Gdy dojechaliśmy do źródełek, zorientowaliśmy się, że jedziemy nie w tę stronę, w którą powinniśmy. Musieliśmy wrócić się ścieżką ponownie do schodów. Przed schodami postanowiliśmy pojechać w przeciwnym kierunku niż poprzednio. W efekcie dotarliśmy do nastawni przy elektrowni na jeziorze. Zapytaliśmy o drogę stróża pilnującego elektrowni. Okazało się, że tuż przy końcu zapory źle skręciliśmy i zamiast jechać w prawo na schody na zielony szlak trójkącikowy powinniśmy pojechać w lewo od razu w las przy brzegu jeziora. Cóż, musieliśmy wrócić się ponownie po schodach w górę i w dół do zapory.

Po trzecim z rzędu pokonaniu schodów trafiliśmy ponownie do zapory i tym razem wjechaliśmy od razu w teren na szlak wskazany nam przez stróża - niebieski pieszy, oznaczony paskiem. Pomyśleliśmy, że teraz już bez problemu objedziemy jezioro dookoła. jednak wcale tak łatwo nie było. Robiło się już ciemno, mgła z każdą minutą robiła się gęstsza. Pokonaliśmy zaledwie kilka metrów po pieszym szlaku, na którym było bardzo niebezpiecznie nawet dla pieszych. Wąziutka ścieżka, między drzewami, po śliskiej glinie tuż nad skarpą przy brzegu jeziora. Jeden zły krok i można było spaść w dół. Nie chcieliśmy ryzykować, dlatego podjęliśmy decyzję, że wracamy na asfalt i jedziemy do Soliny tą samą trasą, którą dojechaliśmy do zapory, czyli asfaltem zielonym / czarnym rowerowym.

Minęliśmy parking, na którym zaparkowana była Felka i pojechaliśmy dalej asfaltem nad zaporę na jeziorze Solińskim. Oświetlona zapora po zmroku wyglądała o wiele ładniej niż w dzień, choć wiało tak samo mocno. Po przejechaniu przez zaporę wróciliśmy asfaltem do auta, mijając się po drodze z tymi samymi rowerzystami, których wczoraj pytaliśmy o ciekawe ścieżki w okolicy.

Już myślałam, że dzisiejszego dnia w ogóle nie uda nam się wsiąść na rower. Rano ledwie wstałam z łóżka, później zaczął padać deszcz. Na szczęście późnym wieczorem udało się pokonać chociaż parę kilometrów i zrealizować niewielką część zaplanowanej na dziś trasy rowerowej. Dziś jechałam już na swoim siodełku i chyba pomału zaczynam się do niego przyzwyczajać.

Ślad trasy z GPS:


Kilka fotek:
Widok na jezioro Myczkowskie z Bóbrki © EdytKa


Łabędzie nad jeziorem © EdytKa


Punkt widokowy nad jeziorem © EdytKa


Zapora nad jeziorem Myczkowskim © EdytKa


Chwila dla fotoreporterów na zaporze © EdytKa


Chyba jeszcze zbyt mało bieszczadzkiego błotka się przykleiło :D © EdytKa


Widok na jezioro z zapory © EdytKa


Schody na zielonym szlaku pieszym © EdytKa


Kawałek zjazdu bez schodów © EdytKa


Mgła nad polami w pobliżu jeziora © EdytKa


Tak jakoś mi się skojarzyło z tą wycieczką:
&feature=player_embedded

Pozałatwiać kilka spraw

Sobota, 22 września 2012 · Komentarze(3)
Dziś razem z Robertem przedobiednia objazdówka po mieście po kilku sklepach rowerowych. Chciałam dokupić kilka rzeczy do nowego roweru. Najpierw pojechaliśmy trasą taką jak zawsze dojeżdżam do pracy, potem Sobieskiego, Pułaskiego i Popiełuszki do BDC, następnie przez Jana Pawła do Dobrych Sklepów Rowerowych (niestety dziś było zamknięte), później II Aleją i Wolności do Ransport, na Sobieskiego do e-rowery, a na sam koniec do narty-rowery i do Gawła na serwis zważyć rower. Waga pokazała 13,09 kg choć katalogowo powinien ważyć 12,90 kg, jednak różnica może wynikać z tego, że chwilowo musiałam założyć normalne pedały zamiast SPD, które były w rowerze podczas zakupu.

W sumie podczas całej miastowej objazdówki zakupiłam tylko dwie dętki, koszyk na bidon i bidon termiczny. Miałam jeszcze w zamiarze kupić jakieś wygodne siodełko (bo to, które jest w rowerze to dla tragedia - twarde niesamowicie - po wczorajszych 30 km mam dość), błotniki i platformy do SPD, ale tym razem się nie udało. Na szczęście udało się przed wypadem w Bieszczady pożyczyć całkiem niezłe siodełko od Gawła.

Mój rower przyciąga do siebie piórka :D © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem kilka km po mieście

Wtorek, 18 września 2012 · Komentarze(0)
Dziś znowu tylko parę km po mieście. Rano standardowy dojazd do pracy. Nic szczególnego. Po pracy wzdłuż linii tramwajowej do dentysty i chirurga szczękowego niedaleko estakady. Następnie Jagiellońską i przez osiedle do domu.

Po południu z wielkim zapałem chciałam przejechać jeszcze trochę km, dla rozładowania nerwów, ale niestety kolejny dzień z rzędu się nie udało. Słaby ten miesiąc, szału nie ma.

Droga do i z pracy, a potem kilka km po mieście

Poniedziałek, 17 września 2012 · Komentarze(1)
Kolejny mało rowerowy dzień. Dziś tylko trochę po mieście. Na początek rano droga do pracy. Trasa jak zawsze. Poranek dziś był stosunkowo ciepły, a już na pewno cieplejszy niż wczorajszy wieczór.

Po pracy razem z Robertem wzdłuż linii tramwajowej i przez II Aleję na Garibaldiego do Dobrych Sklepów Rowerowych. Następnie ponownie tą samą trasą do erowery na Sobieskiego, potem na chwilę do Gawła i jeszcze na chwilę znowu wzdłuż linii tramwajowej do erowery przy estakadzie. Po sklepowej objazdówce przez Gajową i osiedle do domu.

Teraz mam już totalny mętlik jeśli chodzi o kupno nowego roweru. Prawie każdy sprzedawca chwali swoje sprzęty, zapominając przy tym, że zadowolony klient to taki, któremu się doradzi jak najlepiej biorąc pod uwagę jego osobiste potrzeby i wymagania.

Krótki nocny wypad nad zbiornik huty

Niedziela, 16 września 2012 · Komentarze(0)
Kolejny wrześniowy weekend, podczas którego nie udało mi się znależć wystarczająco dużo czasu na rower minął. Udało mi się wygospodarować raptem jedynie godzinkę czasu w niedzielę wieczorem po godzinie 20. Postanowiliśmy razem z Robertem udać się na chwilkę nad zbiornik huty.

Ruszyliśmy ode mnie z domu i pojechaliśmy najpierw przez osiedle, potem Jagiellońską, Aleję Pokoju, obok skansenu i asfaltem nad zbiornik huty. Tam chwila przerwy, nocne foto i powrót trochę na około. Kawałek ścieżką wzdłuż rzeki do asfaltu i potem ponownie ścieżką, ale już po drugiej stronie rzeki. Ścieżką przy rzece, potem kawałek szutrem i znów ścieżką dojechaliśmy do tamy przy Bugaju. Następnie asfaltem do przejazdu kolejowego, potem przez Michalinę do DK1, pod wiaduktem do Jesiennej i do domu.

W dzień było dziś bardzo ciepło. Jednak wieczór był już bardzo chłodny. Wiedziałam, że wieczorem będzie chłodniej, ale nie sądziłam, że różnica temperatur będzie aż tak spora. Trzeba zacząć zakładać na siebie więcej ciuchów. Najbardziej zmarzły mi palce u rąk letnich rękawiczkach i stopy w cienkich skarpetach.

Nad zbiornikiem huty © EdytKa

Samotnych kilka km po zmroku

Piątek, 14 września 2012 · Komentarze(1)
Ostatnim razem na popołudniowej przejażdżce byłam w poniedziałek. Przez następne trzy dni za każdym razem coś innego krzyżowało moje plany - we wtorek wizyta brata, środa - zdychałam całe popołudnie w łóżku, a w czwartek deszcz. Dziś zbyt wiele czasu też nie miałam, ale udało mi się wyrwać chociaż na niecałą godzinkę.

Wyszłam z domu parę minut po 19. Powoli zachodziło już słońce. Przed wyjazdem musiałam jeszcze dopompować kółko z tyłu, bo zauważyłam, że było mało powietrza. Mając nadzieję, że nie jest to jakiś poważniejszy kapeć i że w razie czego wystarczy co jakiś czas dopompować kółko ruszyłam w drogę.

Pojechałam przez osiedle, potem Jagiellońską, Aleją Pokoju, koło skansenu, asfaltem w stronę huty, ścieżką wzdłuż rzeki, ponownie asfaltem koło Guardiana, aż do nastawni. Następnie kawałek prosto terenem wzdłuż torów i potem w lewo w stronę rowerostrady. Przed rowerostradą skręciłam w lewo, przecięłam główną drogę i z zamiarem powrotu terenową dróżką dojechałam do asfaltu niedaleko nastawni. Dalej jechałam już taką samą trasą jak wcześniej, czyli koło Guardiana, wzdłuż rzeki, koło skansenu, Aleją Pokoju, Jagiellońską i przez osiedle do domu.

Na terenowych ścieżkach po wczorajszym deszczu pełno błota. Musiałam uprawiać slalom między kałużami, bo nie chciałam dziś się pochlapać. Pomimo tego, iż założyłam dziś cieplejsze długie spodnie i dwie koszulki - jedną z krótkim i drugą z długim rękawem, to trochę zmarzłam. Brakowało mi przede wszystkim rękawiczek z całymi palcami i opaski na uszy. Nie sądziłam, że wieczór będzie tak chłodny. Niestety czuć już jesienny chłód w powietrzu. Pod samym domem zauważyłam, że znów powietrza w kole jest mało. Trzeba będzie się w wolnej chwili temu bliżej przyjrzeć i znaleźć przyczynę.