Dzisiaj popołudniu kolejna przejażdżka z cyklu "w babskim gronie". Żaden z facetów nie zdecydował się dziś na wieczorną wycieczkę, więc we dwie razem z Kasią postanowiłyśmy wybrać się do Olsztyna. Umówiłyśmy się na 17:30 pod skansenem.
Na samym starcie Kasia zaliczyła poślizg na torach koło skansenu i upadła na ziemię. W wyniku tego obiła sobie łokieć i kostkę i uszkodził się jej licznik. Pozbierała się i ruszyłyśmy dalej. Pojechałyśmy dokładnie taką samą trasą jak ostatnim razem, czyli asfaltem koło huty, obok Ocynkowni, koło Guardiana i przez Kusięta. W Olsztynie na rynku chwila przerwy, podczas której spotkałyśmy Łukasza (Prophet). Zamieniliśmy kilka zdań i nadszedł czas na powrót. Przez Skrajnicę, najpierw kawałek terenowym podjazdem, a potem asfaltem do stacji benzynowej. Koło stacji prosto i asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i koło skansenu. Na Alei Pokoju każda z nas pojechała w swoją stronę. Do domu dotarłam Jagiellońską i przez osiedle.
Dzisiaj jechałyśmy w miarę spokojnym tempem. Już w drodze do Olsztyna zaczynała tworzyć się gęsta mgła. Podczas powrotu do domów, szczególnie na Skrajnicy tam gdzie droga jest nieoświetlona i nie ma żadnych domów i później na Kucelinie kawałek przed dawnym sądem widoczność była tragiczna. Nawet nie wiem czy nie mniejsza niż jeden metr. Jak na takie warunki to i tak dość szybko nam dziś poszło. Dobrze, że nie napadły nas po drodze jakieś mutanty jak w filmie Mgła :D
Dziś po pracy i po wizycie u chirurga umówiona byłam z Kasią pod skansenem na wieczorną przejażdżkę. Po dwóch tygodniach doczekałam się wreszcie zdjęcia szwów i od razu poczułam niesamowitą ulgę. Od samego początku jak tylko wyruszyłam z domu jechało mi się dziś jakoś bardzo lekko.
Pod skansenem zdecydowałyśmy, że udamy się asfaltem do Olsztyna. Pojechałyśmy koło huty, obok Ocynkowni, koło Guardiana i przez Kusięta. Na rynku w Olsztynie chwila postoju i powrót przez Skrajnicę zielonym rowerowym. Najpierw kawałek terenowym podjazdem, a potem asfaltem do stacji benzynowej. Koło stacji prosto i asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i koło skansenu. Na Alei Pokoju każda z nas pojechała w swoją stronę. Do domu dotarłam Jagiellońską i przez osiedle.
Praktycznie cały czas jechałyśmy dziś pod wiatr i momentami porywy były dość mocne. Nie przeszkodziło mi to jednak dziś w narzuceniu dość szybkiego tempa. Chyba miałam dobry dzień do jazdy :) Nawet co chwila trąbiący na widok dwóch rowerzystów kierowcy i ciężarówka, która perfidnie wymusiła pierwszeństwo na skrzyżowaniu przed Kusiętami, nie dali rady mnie dziś zdenerwować. Swoją drogą nie mam pojęcia po co kierowcy nadużywają klaksonów, skoro mają pełno miejsca by spokojnie wyprzedzić drugim pasem. Ot taka mała dygresja po dzisiejszym wypadzie.
Poniedziałkowe popołudnie zapowiadało się wolne od wszelkich innych zajęć, jednak nie miałam dziś zbytniego zapału, by iść po pracy na rower. Stwierdziłam, że jak najdzie mnie ochota to po prostu ubiorę się i gdzieś bez celu pokręcę, a jeśli nie będzie mi się chciało to zostanę w domu. Jeszcze jak byłam w pracy zadzwonił do mnie Tomek (omar) i zaproponował popołudniową przejażdżkę. Zgodziłam się i umówiliśmy się o 17,30 pod skansenem. Pod skansen dojechałam przez Orkana, Jagiellońską i Aleję Pokoju.
Nie byliśmy zdecydowani gdzie jechać. Pierwszym pomysłem był wypad do Poraja nową utwardzoną szutrówką. Pojechaliśmy więc asfaltem w stronę huty i potem ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj. Dalej kawałek główną drogą i następnie terenem niebieskim / pomarańczowym rowerowym. Jazda w terenie nie była dziś jednak najlepszym pomysłem - po sporych opadach deszczu było pełno kałuż. Trzeba było jechać praktycznie slalomem, a i tak niektórych kałuż nie było jak całkowicie ominąć. Zdecydowaliśmy, że taka jazda nie ma sensu, więc zmieniliśmy plany i pojechaliśmy jeszcze kawałek prosto pomarańczowym rowerowym do asfaltu. Wyjechaliśmy w Słowiku.
Dalej jechaliśmy już cały czas asfaltem przez Słowik, Korwinów, potem krótkim odcinkiem po drodze z cegieł przez Nową Wieś i Poczesną. W Poczesnej kolejna zmiana planów i zamiast jechać do Poraja skręciliśmy za kościołem w prawo. Dojechaliśmy do Gierkówki. Przejechaliśmy na drugą stronę trasy i dalej asfaltem przez Poczesną i Młynek do Sobuczyny. W Sobuczynie w lewo i następnie przez Częstochowę ulicą Malowniczą i Zdrową. Na końcu Zdrowej w prawo i ulicą Żyzną do Brzezin Kolonia. Przez Brzeziny i znów znaleźliśmy się w Częstochowie. Ulicami Korkową i Grzybowską do Jesiennej.
Było jeszcze dość wcześnie, mieliśmy dobre tempo jazdy, więc nie chciało mi się od razu wracać do domu. Postanowiłam jeszcze kawałek odprowadzić Tomka w jego kierunku. Pojechaliśmy przez Rydza Śmigłego, Jagiellońską i Niepodległości. Na skrzyżowaniu ze Źródlaną mieliśmy się pożegnać. Zatrzymaliśmy się przy kościele no i zagadaliśmy się trochę. Tomek postanowił dojechać ze mną ponownie do Jagiellońskiej i skręcić w prawo. Ja pojechałam prosto Orkana do domu.
Suma sumarum nasza dzisiejsza trasa była dosyć poplątana, ale tak to jest jak się w ostatniej chwili decyduje gdzie dalej jechać :D Spontaniczne wypady są bardzo dobrą alternatywą do powtarzanych cały czas tych samych tras. Do Poraja dziś nie dotarliśmy, ale za to znaczna część trasy pokryła się ze znanym mi trasami, którymi dawniej jeździłam z moim tatą. Dzięki Tomek za wspólną jazdę i towarzystwo :)
Na początek z Robertem do Gawła na serwis i do sklepu przymierzyć buty SPD. Trasa taka sama jak dojeżdżam do pracy. Następnie Niepodległości i Aleją Pokoju pod skansen, gdzie umówieni byliśmy z Arturem (arturm) i Rafałem na krótką sobotnią przejażdżkę. Po drodze na Niepodległości widzieliśmy po drugiej stronie ulicy Kasię z Kamilem, jadących w stronę centrum.
We czwórkę ruszyliśmy spod skansenu do Olsztyna. Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki i dalej cały czas asfaltem, koło Guardiana i przez Kusięta. Dojeżdżając do rynku w Olsztynie podjęliśmy decyzję, by udać się na chwilę do baru leśnego. Początkowo w leśnym były pustki, a później jak to w sobotę w godzinach przedobiadowych zjechało się dosyć spore grono szosowców i zrobiło się głośno. Ogrzaliśmy się w barze, pogadaliśmy, pośmialiśmy, i przyszedł czas na powrót.
Najpierw kawałek asfaltem, potem terenowym podjazdem przez Skrajnicę i dalej ponownie asfaltem aż do stacji benzynowej. Przy stacji prosto na drugą stronę drogi głównej i dalej asfaltem przez Wilczą Górę, koło nastawni i obok Guardiana. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki i znów asfaltem w stronę skansenu. Rafał i Robert pojechali do domów, a ja z Arturem pojechałam prosto przez Aleję Pokoju. Koło Jagiellończyków pożegnaliśmy się i samotnie przez Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.
Nawet taki krótki sobotni wypad może być fajny, szczególnie w takim dobrym towarzystwie :) Jechało mi się dziś bardzo przyjemnie. Tempo jazdy było dość równe. Jedyne co dziś utrudniało jazdę to wiatr, który praktycznie cały czas wiał nam w twarze. Dzięki chłopaki za wspólny wypad.
Dzisiejszego wieczora wreszcie udało się zakończyć dłuższą przerwę bez roweru, spowodowaną zabiegiem chirurgicznym i wybrać się na krótką przejażdżkę. Już nie mogłam wytrzymać bez roweru. Chodziłam ciągle zdenerwowana i wszystko mi przeszkadzało. Podczas dzisiejszego wypadu towarzyszył mi Przemek i Robert, który w ostatniej chwili zdecydował się jechać. Przemek przyjechał po mnie pod dom i wspólnie pojechaliśmy pod skansen, skąd we troje ruszyliśmy w drogę.
Postanowiliśmy wybrać się do Olsztyna do baru leśnego. Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, koło Ocynkowni, i koło Guardiana. Następnie cały czas zielonym rowerowym - najpierw kawałek terenem do rowerostrady, potem rowerostradą do końca. Koło stacji benzynowej spotkaliśmy Arka, Sebiq'a, Zbyszko61, Pietro78 i Kobe24la. Dalej przez Skrajnicę, najpierw asfaltem, potem terenowym zjazdem do Olsztyna. Potem już tylko asfaltem do baru leśnego. Po krótkiej posiadówce w leśnym powrót do domów. Pojechaliśmy dokładnie taką samą trasą jak w poprzednią stronę. Niedaleko PZU, przy budce z fast-food'ami odłączył się Przemek. Robert odprowadził mnie pod dom i potem pojechał do siebie.
Ciężko było mi dziś rozkręcić się po przerwie, jechało mi się jakoś bardzo mozolnie, ale tego było mi trzeba. Większość trasy była asfaltowa, a pomimo tego na kilku niezbyt długich odcinkach w terenie Rocky zdążył się dziś porządnie ubłocić. Trzeba będzie sprawić mu kąpiel. Dziękuję chłopaki za towarzystwo.
Wieczorny wypad z Robertem na Kijas do znajomych na herbatkę. Trasa w całości asfaltowa, przez Wypalanki, potem koło giełdy samochodowej, w lewo w ulicę Dźbowską i dalej cały czas prosto przez Dźbów i Wygodę, gdzie skręciliśmy w lewo na Kijas. Po drodze na szybko wstąpiłam do Simply na Dźbowie. Powrót do domu taką samą trasą.
Stosunkowo ciepły dziś wieczór, jechało się całkiem przyjemnie. Założenie było, że pojedziemy dziś wolniej w powodu mojego dzisiejszego osłabienia, a jednak w efekcie wyszła całkiem fajna średnia.
Dzisiaj korzystając ze sprzyjającej pogody wieczorny wypad w towarzystwie Roberta i Rafała. Umówiliśmy się trochę wcześniej niż zwykle, więc była okazja do pokonania nieco dłuższego dystansu. Pod skansen dojechałam razem z Robertem, który przyjechał do mnie pod dom. Na miejscu zdecydowaliśmy wspólnie, że nie chcemy brudzić rowerów błotem po wczorajszych opadach, więc dzisiaj będziemy jechać asfaltem. Robert zaproponował wyjazd do Poraja i to on nas prowadził przez pierwszą cześć wycieczki.
Pojechaliśmy przez Raków ulicami Łukasińskiego i Limanowskiego. Następnie przez Michalinę, gdzie było trochę kałuż, ale wszystkie staraliśmy się dokładnie omijać. Dalej kawałek asfaltem przez Bugaj, po czym zjechaliśmy z głównej drogi w prawo w stronę Słowika. Znów musieliśmy ominąć kilka dużych kałuż zanim dojechaliśmy do ścieżki z betonowych płyt. Po przejechaniu przez płyty kawałek szutrówką. Następnie asfaltem przez Słowik i Korwinów, a potem po drodze wyłożonej cegłami przez Nową Wieś i Kolonię Poczesną. W Poczesnej koło szkoły w lewo i dalej cały czas asfaltem przez Wanaty, Kamienicę Polską i Jastrząb. Po drodze krótka przerwa, gdyż musiałam założyć cieplejsze rękawiczki. Dojechaliśmy do ośrodka żeglarskiego w Jastrzębiu i przejechaliśmy się kawałek duktem wzdłuż zalewu.
W Poraju przy zalewie chwila przerwy na uzupełnienie płynów i podjęcie decyzji co do przebiegu dalszej części trasy. Zaproponowałam chłopakom trasę przez Dębowiec do Biskupic i obydwoje zgodzili się na tę opcję. W dalszym ciągu Robert dyktował tempo jazdy.
Pojechaliśmy asfaltem w stronę torów kolejowych. Rafał uprzedził, żeby uważać, bo przy skrzyżowaniu przed torami jest remont, ale nie sądziłam, że trwa tam gruntowna wymiana nawierzchni. Suma sumarum musiałam przenieść rower nad rowem między dwoma pasami ruchu, pomiędzy warstwą starego asfaltu a nowego, gdyż nie zdążyłam wcześniej zjechać na nowy asfalt tak jak chłopaki. Za przejazdem kolejowym jechaliśmy dalej asfaltem w stronę Choronia, ale skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy pod górę w stronę kościoła w Dębowcu. Wjazd poszedł nam dziś bardzo sprawnie, udało mi się wjechać na sam szczyt na przełożeniach odpowiednio: drugim z przodu i czwartym z tyłu. Na szczycie krótka przerwa i dalej w drogę.
Przed kościołem skręciliśmy w prawo. W dalszym ciągu jechaliśmy cały czas asfaltem, przez Dębowiec, potem obok wieży widokowej w Choroniu i przez Biskupice do Olsztyna. Zjazd z górki w Biskupicach jak zwykle był super. Po dotarciu do Olsztyna krótki postój na nowym betonowym rynku i przy okazji szybka sesja zdjęciowa przy fontannach. Z Olsztyna już prosto do domu.
Powrót również asfaltowy. Kawałek główną drogą z Olsztyna do Częstochowy. Przy wyjeździe z rynku Rafał "uczepił" się za TIR-em i powiózł się za nim praktycznie aż do zjazdu na starą trasę prowadzącą tzw. osiedle "pod wilczą górą". Robert również próbował gonić za tirem, więc zostałam na głównej drodze sama z tyłu. Gdy już dogoniłam chłopaków pojechaliśmy wspólnie starą trasą, potem koło nastawni, obok Guardiana, obok Ocynkowni, na rondzie w lewo i w stronę skansenu. Przy skansenie Rafał pojechał w swoją stronę, a Robert odwiózł mnie jeszcze pod dom,przez leję Pokoju i Jagiellońską.
Dzisiejsza wycieczka była naprawdę udana. Bardzo dobre i równe tempo jazdy, żadnego narzekania, jechało się bardzo przyjemnie. Rocky pierwszy raz pokonał dystans dłuższy niż 50 km i udało się wykręcić całkiem niezły czas. Jedyne co podczas dzisiejszego wypadu działało mi lekko na nerwy to tylny hamulec, który przy prędkościach oscylujących w granicach 30-35 km/h wpadał w jakiś rezonans i straszliwe hałasował. Chyba muszę jeździć albo szybciej albo wolniej :D
Dzisiejszego dnia miałam bardzo dużą chęć na jakiś wieczorny rowerowy wypad. Prognozy pogody były optymistyczne, dzień był ciepły, więc umówiłam się z Robertem na godzinę 18. Nie byłam zdecydowana gdzie jechać, więc uznałam, że zadecydujemy jak się spotkamy.
Wyszłam z domu, wyprowadziłam Rockiego, jednak mój entuzjazm nieco zmalał, jak zobaczyłam, że asfalt jest mokry. Chyba musiało trochę pokropić jak byłam w domu. Przyjechał Robert i także nie był zbyt zadowolony. Nie padało, w dalszym ciągu było cieplutko, więc zdecydowaliśmy, ze mimo mokrego asfaltu przejedziemy się do Olsztyna. Na wszelki wypadek zaprowadziłam Rockiego z powrotem i postanowiłam jechać dziś starym rowerem, z uwagi na fakt, że ma błotniki.
Jechaliśmy dziś dość spokojnym tempem. Nasza trasa prowadziła przez osiedle, Aleję Pokoju, obok skansenu i dalej asfaltem koło Ocynkowni, Guardiana, koło nastawi i w stronę Kusiąt. Następnie przez osiedle "pod wilczą górą" i kawałek główną drogą do Olsztyna. Przy głównej drodze moją uwagę zwrócił jakiś nowy, nie widziany dotąd przeze mnie tajemniczy, oświetlony obiekt. Zauważyłam, że w stronę owego obiektu jedzie jakieś dostawcze auto, więc pomyślałam, że również tam podjedziemy i zobaczymy z bliska co to jest. Na tabliczce budowy przeczytałam, że to wieża przeciwpożarowa. Robert cyknął fotkę wieży i pojechaliśmy dalej główną drogą do rynku w Olsztynie.
Zamek był dzisiejszego wieczora oświetlony, przejrzystość powietrza również była bardzo dobra, tak więc postanowiliśmy zrobić kilka pamiątkowych zdjęć z ruinami zamku w tle. Pojechaliśmy jeszcze kawałek asfaltem w stronę Przymiłowic, na rondzie skręciliśmy w prawo i następnie wjechaliśmy terenem na ruiny zamku od mojej ulubionej strony. Na zamku krótka sesja zdjęciowa, którą nieoczekiwanie przerwał deszcz. Szybko zjechaliśmy z pod zamku w dół i stanęliśmy na chwilę pod parasolem w knajpie pod zamkiem, by przeczekać największy opad. Po chwili już tylko lekko mżyło, ale asfalt i tak był mokry. Nie było sensu czekać, dlatego też pojechaliśmy z powrotem. Mieliśmy wracać przez Skrajnicę, ale zmieniliśmy plan i pojechaliśmy taką samą trasą jak wcześniej.
Przez padającą cały czas coraz mocniejszą mżawkę miałam mokre ubrania i zrobiło mi się zimno. Chciałam być jak najszybciej w domu, by jak najkrócej moknąć. Niestety tempo jazdy było strasznie powolne... Robert nie chciał pochlapać nowo umytego roweru, więc jechał cały czas za mną, żółwim tempem. W połowie drogi takie tempo zaczęło mnie męczyć. Początkowo z nudów, tam gdzie to było możliwe jechałam slalomem pomiędzy białą przerywaną linią na asfalcie, jednak koło nastawni linia się skończyła. Jechałam dalej swoim tempem, jednak co chwila zatrzymywałam się, by poczekać na Roberta. Na rondzie koło huty zrobiłam aż cztery kółka po rondzie zanim Robert do mnie dojechał. Pomimo tego, że deszcz był ciepły, do domu dotarłam całkiem zziębnięta.
Mam nadzieję, że nie odchoruje tej wycieczki. Kolejny raz zawiodła prognoza pogody i natura pokazała swoją szybką zmienność. Ciepły wieczór w momencie zmienił się w chłodny i deszczowy. Cieszę się, że jednak zdecydowałam w ostatniej chwili jechać na starym rowerze. Błotniki ochroniły mnie przed pochlapaniem się. Na szczęście dzisiejszy wypad miał również swoje poztywne aspekty - udało się wreszcie zrobić sesję zdjęciową oświetlonego zamku razem z rowerem.
W dzisiejsze przedpołudnie Rocky został dokładnie umyty po ostatniej błotnej kąpieli. Ścierka, szczoteczka do zębów, trochę wody i płynu do mycia naczyń i w efekcie końcowym Rocky jest czyściutki jak nigdy przedtem :) Po południu umówiłam się z Robertem na wypad do Mstowa na jabłka. Aby świeżo wykąpany rower mógł pozostać czystym i lśniącym na dłużej postanowiłam, że dziś przejedziemy się po asfalcie i będziemy unikać jakiegokolwiek błota.
Z domu wyruszyłam sama. Roberta spotkałam po drodze koło Jagiellończyków. Pojechaliśmy Aleją Pokoju, koło skansenu, kawałek asfaltem przez Rejtana i dalej wałem nadwarciańskim do DK1. Potem wzdłuż trasy do rynku na Zawodziu i bocznymi asfaltami do Mirowskiej, gdzie przed kościołem skręciliśmy w lewo. Następnie asfaltem koło oczyszczalni. Ponownie wyjechaliśmy na Mirowską tuż przed podjazdem wyłożonym kostką brukową. Na szczycie wzniesienia zjechaliśmy na chwilę nad rzekę, by zrobić kilka fotek na skałkach. Pojechaliśmy dalej asfaltem zielonym rowerowym przez Mirów, koło Przeprośnej Górki i przez Siedlec do Mstowa.
W Mstowie pojechaliśmy terenem niebieskim pieszym do sadów owocowych, by pozbierać trochę jabłek. Po zebraniu kilku dorodnych sztuk z powrotem w dół terenem niebieskim pieszym. Następnie asfaltem do rynku w Mstowie i znów w teren pod górkę do zabytkowych stodół na sesję zdjęciową Rockiego. Kilka zdjęć na szybko i z powrotem terenem do rynku.
Byliśmy trochę ograniczeni czasowo, więc postanowiliśmy wracać tą samą drogą, czyli asfaltem przez Siedlec, koło Przeprośnej Górki i przez Mirów do Zawodzia. Po szybkim zjeździe w dół za Sprośną Górką, spontaniczna decyzja o krótkim postoju na poboczu, gdzie z jednej strony drogi były jakieś domy a z drugiej las, celem zrobienia kilku jesiennych zdjęć, których tematem przewodnim były liście :D Następnie już prosto do domu tak jak w poprzednią stronę, przez Mirów, Zawodzie, wzdłuż rzeki, koło skansenu i przez Aleję Pokoju. na końcu Alei Pokoju pożegnaliśmy się i samotnie wróciłam do domu Jagiellońską i przez osiedle.
Dzisiejszy wyjazd podsumuję mianem 3w1 :D Podczas dzisiejszej popołudniowej szybkiej wycieczki udało się jednocześnie pozbierać trochę jabłek we Mstowie, wykonać sesję zdjęciową Rockiego i zrobić jesienną sesję z liśćmi. I co najważniejsze Rocky dalej pozostał czyściutki :) To było naprawdę miłe rowerowe popołudnie :)
Najpierw pojechałam samotnie do Gawła na serwis, aby spróbował ustawić mi hamulec z tyłu. Trasa taka sama jak dojeżdżam do pracy. Przy okazji na sklepie spotkałam Jacka (konarider), który w cywilu przybył kupić kolejną pompkę do roweru. Na serwis dojechali się również Piksel i Bartek (Mr.Dry). Wspólnie w czwórkę pojechaliśmy w Góry Towarne na ognisko z okazji Przema urodzin.
Nasza trasa prowadziła od ronda Mickiewicza wzdłuż linii tramwajowej. Jako że Bratek jechał szosą i nie chciał jechać nierówną ścieżką na Niepodległości pojechaliśmy we dwoje asfaltem, a Gaweł i Piksel normalnie ścieżką. Przy Bór również wjechaliśmy na ścieżkę. Następnie jechaliśmy przez Aleję Pokoju, koło skansenu i dalej dłuższy odcinek asfaltem koło Ocynkowni, Guardiana, obok nastawni i do Kusiąt. Na samym końcu Kusiąt terenem a miejsce ogniska. Gaweł i Piksel jadący z tyłu za mną i Bartkiem skręcili nieco wcześniej i dotarli koło jaskini od drugiej strony. Ja z Bartkiem skręciłam na samym końcu Kusiąt i pojechaliśmy przez polanę pomiędzy skałkami, i potem między drzewami do jaskini.
Przy ognisku było nas dziś niewiele. Kameralne grono, w składzie: solenizant Przemo, Roland z synem, Prophet, zbyszko61 (którzy zgromadzili się przed jaskinią trochę wcześniej), Bartek, Gaweł, Piksel, ja i markon, który dojechał do nas później innym środkiem transportu. Pieczonki były przepyszne. Przy ognisku tradycyjnie śpiewy akompaniamencie dwóch gitar i fletu. Super towarzystwo i wspaniała zabawa :)
Powrót do domu praktycznie taką samą trasą, w towarzystwie rozszerzonym o byszko61. Praktycznie taką samą, gdyż spod jaskini zjechaliśmy terenem w te drugą stronę, od której przyjechał Gaweł z Pikselem. Dalej cały czas asfaltem jak w przeciwna stronę. Piksel i Zbyszek jechali nieco szybciej niż my, więc nawet nie zauważyliśmy jak odjechali nam do przodu. Razem z Bartkiem jechaliśmy trochę wolniej, mając na oku Gawła. Oj jazda była bardzo ciekawa, ale szczegółów opisywać nie będę :D Bartek z Gawłem odwieźli mnie prawie pod sam dom, i dalej pojechali w swoja stronę. Dziękuję chłopaki za towarzystwo :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.