Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu we Wiśle, a co za tym idzie ostatni dzień zgrupowania i ostatni dzień treningu. Dziś w planie tylko krótki rozjazd. Cała ekipa podzieliła się dziś na dwie mniejsze grupki, z uwagi na fakt, że część ekipy postanowiła pokonać ponownie Salmopol, a druga część Kubalonkę i Równicę.Jednakże przed podziałem udaliśmy się całą grupąnad wodospad na teamowe zdjęcie upamiętniające nasz pobyt na zgrupowaniu. Zresztą grzechem by było być we Wiśle w takim składzie i nie mieć żadnej pamiątkowej fotki.
takim oto sposobem - grupowo nad Niagarą :D
Po wykonaniu kilku fotek nastąpił podział. Sześć osób wybrało Salmopol, a osiem, w tym ja Kubalonkę. I tak w składzie - ja, Patrycja, Alek, Paweł, Andrzej, Piotrek, Przemek i Robert (Leny) ruszyliśmy na rozjazd. Pod Kubalonkę każdy podjeżdżał swoim tempem. Standardowo już chłopaki przodem, potem ja i Patrycja. Tym razem zatrzymałam się pod Rezydencją Prezydenta, zaczekałam sekundkę na Patrycję i zrobiłyśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Chłopaki niech żałują, bo zdjęć nie mają :D
Przed rezydencją prezydencką Na szczycie trochę wygłupów, krótki filmik na pamiątkę i może w przyszłości wypromowanie klubu i potem szybki zjazd do Wisły. Następnie wszyscy w kupie do Ustronia. Podjazd na Równicę tradycyjnie wszystkich rozdzielił. Oj ciężko mi się dziś podjeżdżało, ale dałam radę. Chłopaki już czekali na górze. Za mną dotarła Patrycja. Nadszedł czas na ostatni zjazd podczas zgrupowania. Ruch dziś spory, więc musieliśmy uważać, a i tak mimo tego pod koniec zjazdu chwila grozy. Jadę ponad 50 km/h a tu nagle tuż przed skrzyżowaniem wyprzedza mnie jedno auto, a za chwilę drugie wymusza pierwszeństwo wyjeżdżając z bocznej drogi. Serce stanęło mi w gardle. Kompletny brak mózgu ze strony kierującej autem ;/ Chwila na wyrównanie oddechu i jedziemy znów w kupie z Ustronia do Wisły. Zatrzymujemy się na rynku na ciastko i kawkę. Ostatnie chwile podczas zgrupowania. Pozostał jeszcze tylko ostatni delikatny podjazd do noclegu i to tyle treningu. Szybki prysznic, pakowanie i wyjazd do domów.
Zgrupowanie tym samym dobiegło końca. Lekko nie było. Trzy dni treningu pod rząd i to wcale nie łatwego. Udało mi się wszystkie podjazdy pokonać bez zatrzymywania - z wyjątkiem jednego, ale tutaj zatrzymanie na fotkę było zaplanowane. Mam nadzieję, że trening przyniesie w przyszłości jakieś rezultaty :) Dziękuję wszystkim uczestnikom za towarzystwo i dobre rady :) Atmosfera w klubie jest rewelacyjna :)
Nadszedł czas najtrudniejszego treningu podczas zgrupowania. Trening ten miał się odbyć wczoraj, ale większość osób zdecydowała, że
lepiej będzie jak przesuniemy go na dzisiaj, żeby nie wypruć wszystkich sił pierwszego dnia. Dzisiejszego dnia jechaliśmy w 14 osób, gdyż dojechał do nas jeszcze Tomek i Łukasz.
Analogicznie jak wczoraj po płaskim i z górki jedziemy całą grupą, pod górki każdy wjeżdża swoim tempem, a reszta czeka na ostatnią osobę z drużyny i dopiero wtedy jedziemy dalej. Po zaliczeniu Kubalonki (ten podjazd chyba każdy z nas poznał już na pamięć) zjechaliśmy w
stronę Istebnej. Na zjeździe mamy pierwszy postój przymusowy, gdyż nasz prezes Mikołaj złapał kapcia. Część osób skorzystała z okazji i wolniejszym tempem potoczyła się dalej do Istebnej, by tam poczekać na resztę osób, które zostały przy Mikim. Po naprawie znów łączymy się w całość i jedziemy w kierunku na Koniakowa. Podjazd w Koniakowie dobrze zapamiętałam z maratonu w Istebnej. Dobrze, że tym razem Ochodzitę pokonywaliśmy tylko asfaltem, bez końcówki po betonowych płytach. Gdy potarłam na szczyt chłopaki odpoczywali już w pobliskiej knajpie. Wspólnie czekaliśmy jeszcze tylko na Patrycję.
Gdzieś na pętli beskidzkiej w okolicach Koniakowa.
Po krótkim odpoczynku jedziemy dalej. Bardzo szybki zjazd, ale i pod wiatr zjazd w kierunku
Szare - Milówka. Nie chcieliśmy jechać trasą szybkiego ruchu, więc postanowiliśmy pojechać boczną drogą wzdłuż głównej. Już sam początek po płytach betonowych i kamieniach zapowiadał, że szosy będą miały ciężką przeprawę. My na nieco szerszych oponach problemów nie mieliśmy. Niestety po jakimś kilometrze jazdy kolejny kapeć - tym razem u Piotrka. Cześć ekipy jadąca przodem, nieświadoma awarii pognała dalej, ale czekali na nas kilkaset metrów dalej. Kolejny z podjazdów, pod Węgierską Górkę
również nie był łatwy i grupa standardowo już chyba rozciągnęła się, ale po zjeździe znów
byliśmy w komplecie i udaliśmy się w kierunku Szczyrku. W centrum
krótki odpoczynek na kawę i herbatkę, by nabrać sił przed ostatnim podjazdem, którym była przeprawa przez Salmopol.
Zaczynało się niewinnie lekko pod górkę. Z każdym metrem robiło się coraz ciężej. Po kilkuset metrach wszyscy chłopaki pognali w przód. Alek tym razem jechał ze mną, moim tempem. Za nami została tylko Patrycja. Ostatni najcięższy dziś podjazd udało się pokonać bez zatrzymywania tak jak poprzednie podjazdy. Pozostał jeszcze szybki zjazd do Wisły. Z Alkiem postanowiliśmy jeszcze po zjeździe zahaczyć o skocznię. Kilka fotek przed skocznią i podjazd do kwatery.
Pod skocznią w Wiśle
Alek przed skocznią
Dzisiejszy trening do łatwych nie należał. Pokonując kolejne podjazdy w głowie kłębiły się myśli co ja tutaj właściwie robię. Jednak mimo tego dawałam z siebie wszystko. Chłopaki patrzeli na mnie z dużym szacunkiem i dawali rady, a to dodatkowo mnie motywowało. Najtrudniejsze za mną :)
Nadszedł piątek. Czas wyjazdu na zgrupowanie Bikehead w Wiśle. W planie trzy dni treningu szosowego. Na miejsce
dojechaliśmy około 10. Po rozpakowaniu bagaży lekkie śniadanie , po którym udajemy się na pierwszy trening. Jest nas łącznie 12 osób - ja, Patrycja, Alek, Paweł, Andrzej, Piotrek, Robert - Leny, Daniel, Jakub, Przemek, Robert i Mikołaj. Większość osób na szosach, a pierwsza wymieniona piątka na góralach z wąskim i oponkami.
Startujemy z Wisły. Najpierw po płaskim do Ustronia. Tempo od samego początku jak dla mnie mocne, ale jedziemy całą grupą. Pierwszy dzisiejszy podjazd - Równica - powoduje, że grupa zaczyna się rozdzielać, gdyż każdy utrzymuje swoje własne tempo. Oczywiście chłopaki jadą o wiele szybciej, i już po pierwszym zakręcie znikają mi z pola widzenia. Jadę w miarę swoich możliwości, bez zatrzymywania. Na samym końcu chwilę po mnie dojeżdża jeszcze Patrycja. Był podjazd, teraz czas na zjazd. Jako że to pierwszy zjazd pokonuję go dość asekuracyjnym tempem. Na dole znów łączymy się w grupę i jedziemy po płaskim z powrotem do Wisły, gdzie czeka nas kolejny podjazd - Kubalonka. Początek podjazdu w miarę łagodny, dopiero za rezydencją prezydencką robi się coraz ciężej. Cały czas jadę, chcę pokonać podjazd bez postoju. Docieram na szczyt. Czekamy jeszcze na Patrycję i zjeżdżamy znów do Wisły. Grupa decyduje się, by jeszcze raz pokonać dziś Kubalonkę. Nie pozostaje mi nic innego jak przystać do tej decyzji. Tym razem jadę już troszkę wolniej, ale wjeżdżam na szczyt bez postoju.
Po zjechaniu wstąpiliśmy do restauracji na kawę, herbatkę z miodem i
pyszne ciasteczko. Mikołaj, Daniel i Przemek pojechali jeszcze na trzecią pętle na Kubalonkę. Reszta ekipy po wypiciu herbatki udała
się do noclegu, gdzie na sam koniec czekał nas jeszcze jeden krótki podjazd pod samą kwaterę. Czasu na zdjęcia i odpoczynek było dziś niewiele, bo trening to trening. Pierwszy dzień za nami. Trasa: Wisła - Ustroń - Równica - Ustroń - Wisła - 2 x Kubalonka (podjazd koło Rezydencji Prezydenta) - Wisła.Jutro w planie pętla beskidzka. Oby siły dopisały :D
Zapisaliśmy się na dziś na Wiosenny Jurajski Rajd na Orientację Korno. Trasa Giga - około 100 km, start z Błędowa. Pogoda od rana znakomita. Do Błędowa autem, z rowerami na dachu. Zapłaciliśmy w biurze zawodów za start, odebraliśmy numery startowe i czekaliśmy na początek imprezy. Nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy... O godzinie 9 start. Chwilę przed startem dostaliśmy mapę (trochę niezbyt aktualną, bo z 2005 roku)z zaznaczonymi 18 punktami kontrolnymi. Kolejność zdobywania punktów dowolna.
Szybkie oględziny mapy i ruszamy. Decydujemy się by na początek zdobyć punkty znajdujące się najbliżej startu, ukryte w pobliskim lesie. Jedziemy w zasadzie w czwórkę z dwoma znajomymi z klubu Banimex. Pierwszy punkt - mostek, a w zasadzie drewniana belka nad rzeką - zdobyty. Szybki rzut oka na mapę i decyzja. Przechodzimy przez ów mostek na drugą stronę rzeki. Strach w oczach :D W jednej ręce rower, drugą ręką przytrzymuje się poręczy wykonanej z gałęzi. Udało się nie wpaść do wody.
Jedziemy dalej. Kolejny punkt - wieża widokowa. Z pewnymi komplikacjami, ale udaje się dotrzeć wreszcie do celu. Wieża zdobyta. Czas na następny punkt- - gospodarstwo agroturystyczne Reczkowa. Jedziemy przez las. Nasza trasa wiedzie częściowo po piachu, trochę szutrówkami, trochę leśnymi wąskimi ścieżkami. Dosłownie kilka metrów przed punktem kontrolnym Alek łapie kapcia. Zabieram jego kartę i jadę do celu. Alek w dalszym ciągu walczy z kapciem. Chłopaki z Banimexu zdążyli odjechać. Jadę powoli w stronę kolejnego punktu kontrolnego - wyrobisko piasku.
Jadę oglądając się co chwila za siebie, patrząc czy Alek mnie dogania. Ciągle go nie ma. Zatrzymuję się i dzwonię. Okazuje się, że nie udało mu się napompować dętki nabojem, a nie ma normalnej pompki. Co prawda ja również, ale decyduję się wrócić. Jadę więc w stronę Alka. Po kilku metrach spotykam go spacerującego z rowerem. Zastanawiamy się co dalej. W tym samym momencie mija nas kilku innych zawodników i jeden z nich pożycza pompki. Koło napompowane. Ruszamy dalej. Niestety mapa nie jest zbyt dokładna i nie jestesmy do końca pewni którędy jechać. Jedziemy prosto przed siebie. Po drodze napotykamy wielu innych zawodników, którzy również mają problem z orientacją w trasie. Proponuję by jechać ścieżką przez las, którą juz jechaliśmy. Niestety po kilkuset metrach koniec jazdy - Alek zahacza o jakiś krzak i urywa hak przerzutki :(
Pozostaje nam pieszo wrócić do startu. Idziemy przez las, nieco zapiaszczoną dróżką, która wskazali nam inni zawodnicy rajdu. Idziemy, idziemy, las nie ma końca. W końcu docieramy do mostu nad rzeką, skąd mamy już niedaleko do biura zawodów. Jeszcze pozostaje krótki odcinek po asfalcie, podczas którego holuje Alka, by było szybciej. Docieramy do biura. Oddajemy kartę z potwierdzeniem trzech punktów. Cóż, koniec rajdu na dziś. Miało być tak fajnie, a wyszło tragicznie :(Wracamy do domu.
Biała Przemsza
Godzina dopiero 12, a pogoda prawie letnia. Aby całkowicie nie zmarnować dnia, Alek odstawia Cube do domu, zabiera zimówkę i udajemy się na krótką wycieczkę w okolicy. Celem przejażdżki jest Góra Dorotka w Będzinie, o której już wiele słyszałam, ale jeszcze nigdy tam nie byłam. Jedziemy na początek przez osiedle, potem kawałek przez park i ścieżką rowerową koło Pogorii III. Następnie przez Park Zielona, po czym ścieżką wzdłuż Czarnej Przemszy koło tamy. Króciutki odcinek po asfalcie i dalej terenem od Preczowa do Sarnowa.
Przeprawa przez powalone drzewa między Preczowem a Sarnowem.
Następnie asfaltem przez Sarnów, pod trasą S1, wertepami do Będzina Grodziec i dalej asfaltem na Górę Dorotka. Po drodze mijamy ruiny dawnej cegielni, ale decydujemy, że wrócimy tu za chwilę. Udajemy się najpierw na Górę by zobaczyć kościół Św. Doroty. Kościół niestety zamknięty, więc tylko fotka z zewnątrz i zjeżdżamy terenem na dół.
Kościół Św. Doroty na Górze Dorotka w Będzinie
Jedziemy obejrzeć ruiny cegielni. Miejsce ma w sobie specyficzny klimat. Od razu przypomniały mi się niektóre horrory :D Chociażby Czarnobyl. W okolicach Częstochowy nie ma zbyt wiele takich opuszczonych miejsc.
Ruiny dawnej Cegielni - Będzin Grodziec
Alek przy ruinach dawnej Cegielni
Przed ruinami cegielni
Budynek należący do dawnej cegielni
Na dachach budynków porosły już nawet drzewka
Po obejrzeniu cegielni proponuje, by wrócić jeszcze raz na Dorotkę i spróbować podjazdu tam, gdzie wcześniej zjeżdżaliśmy. W praktyce nie okazał się wcale zbyt trudny. Podjechałam bez problemu. Zjechaliśmy na dół od drugiej strony kościoła.
Podjazd na Górze Dorotka
Czas wracać. Najpierw asfaltem przez Łagiszę, potem ścieżką wzdłuż Czarnej Przemszy. Przez Park Zielona, koło Pogorii III i przez osiedle do domu. Zahaczyliśmy jeszcze po drodze o myjkę.
To by było na tyle jeśli chodzi o dziś. Miało być sporo więcej km, ale i plan był inny. Niestety rzeczywistość i swoisty pech plany zweryfikował. Dobre i te 40 km. Lepsze to niż nic. Miejmy nadzieję, że następnym razem pech nas ominie. Aż trudno uwierzyć w to, że po takim ciepłym i słonecznym dniu jutro znów ma być pochmurno i deszczowo.
Dziś tylko godzina spinningu. Trening wytrzymałościowy, który poprowadziła Ania. Na szczęście miałam więcej sił niż ostatnio i nie zmęczyłam się tak bardzo.
Dzisiejszego dnia odszedł kolejny wielki człowiek...
Spinning z poniedziałku i środy. W obydwa dni po godzinie treningu interwałowego, który prowadził Hubert. Lewe kolano zaczyna przypominać o swoim istnieniu i domagać się odpoczynku :(
Planowaliśmy sobotnią wycieczkę ze Skowronkami, ale niestety tym razem się nie udało. Nie chcieliśmy zmarnować tak pięknej pogody, więc postanowiliśmy wybrać się na rower w niedzielę. Jako cel wybraliśmy Złoty Potok z nastawieniem na jazdę terenem.
Początek jazdy to standard przez osiedle, Alejkę Pokoju i Kucelin. Dalej ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj, kawałek asfaltem, przez lasek do torów, po czym żółtym pieszym do Olsztyna. Żółty pieszy stopniowo robi się coraz bardziej piaszczysty. Miejscami trudno przejechać.
Na żółtym pieszym
Pomyśleć, że kiedyś był tutaj las...
Przeprawa przez piaskownicę na szlaku
Dalej jedziemy przez Sokole Góry trzymając się cały czas szlaku żółtego rowerowego. Przy Kapliczce Św. Idziego robimy postój na kilka zdjęć. Przy okazji Alek modyfikuje mi nieco ustawienie kierownicy.
Nasze rowerki przy Kapliczce Św. Idziego
Takie tam pozowane przy kapliczce
W końcu jaką mamy porę roku? Zimę, wiosnę, czy jesień?
Po przerwie dalej w drogę. Kawałeczek asfaltem i koło kościoła w Zrębicach w lewo w teren. Szlakiem zółtym pieszym do Pabianic, kawałeczek asfaltem i następnie znów terenem niebieskim pieszym i Aleją Klonową do Złotego Potoku. Na niebieskim pieszym błoto już obeschło, więc jechało się bardzo fajnie. Od Złotego Potoku kawałek asfaltem, a potem ponownie terenem żółtym pieszym obok stawu Amerykan do Groty Niedźwiedziej, przy której kolejny postój.
Alek przed Grotą Niedźwiedzią
Przed Grotą Niedźwiedzią
Jedziemy dalej szlakiem ku źródłom - żółtym / zielonym rowerowym mijając po drodze amfiteatr i źródełka. Potem jeszcze kawałeczek asfaltem i docieramy do Bramy Twardowskiego. Tutaj zatrzymujemy się na dłużej, by coś zjeść. Przy okazji wdrapujemy się też na Bramę Twardowskiego. Podczas schodzenia z góry uderzyłam butem o gałąź. Przez moment czułam tak mocny ból dużego palca, że nie mogłam ustać na nodze. Na szczęście mój bohater szybko przybiegł mi na pomoc :) Po kilku minutach byłam już zdolna do jazdy.
Przed Bramą Twardowskiego
Mój mężczyzna przed Bramą Twardowskiego
Przylaszczki
Jeszcze fotka na bramie
Po terenowym zjeździe z Bramy Twardowskiego postanowiliśmy jechać asfaltem przez Siedlec i Krasawę do Zrębic. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze o Pustynię Siedlecką. Zrobiliśmy kilka fotek i przy okazji mogliśmy pośmiać się z gościa, który zakopał się autem w piachu. To chyba kara za to, że chwilę wcześniej chciał nas wyprzedzać gdy skręcaliśmy w lewo. Wyglądał jakby był zdziwiony, że na pustyni jest piach :D
Nasze rowerki na Pustyni Siedleckiej
Za Krasawą poczułam nagły przypływ energii :D Nawet Alek był zdziwiony, że tak szybko zasuwałam pod górkę w Zrębicach. To chyba dzięki wiatrowi, który wreszcie zaczął wiać nam w plecy. Od Zrębic jedziemy terenem czerwonym rowerowym, potem kawałek asfaltem przez Przymiłowice-Kotysów i znów terenem czerwonym rowerowym do zamku w Olsztynie. Dojazd na ruiny od tej strony jest miejscami zapiaszczony. Na zamku robimy sobie mały trening - podjazd i zjazd pod samą wieżę. Idzie mi coraz lepiej. Szersza kierownica e Rockim naprawdę pomaga na zjazdach :)
Ruiny zamku w Olsztynie
Alek przed ruinami zamku w Oslztynie
Podjazd na ruiny zamku
Z wieża w tle
Mój siłacz :*
Zjazd z zamku
To tyle atrakcji na dziś. Czas wracać. Najpierw przez rynek w Olsztynie, a potem terenem przez Górę Ostrówek (na szczycie mijamy Bartka z kolegą odpoczywających na trawce) i dalej terenem przez Skrajnicę. Przecięliśmy asfalt prowadzący do stacji benzynowej i pojechaliśmy
prosto lasem aż do przeciwpożarówki, wyjechaliśmy tuż przy początku
rowerostrady. Następnie terenem do torów (przed torami ponownie spotykamy się z Bartkiem i jego kumplem). Dalej przez lasek do Bugaja, kawałek asfaltem, po czym ścieżką wzdłuż rzeki. Następnie asfaltem przez Kucelin i Alejką Pokoju. Zahaczamy jeszcze o myjkę koło Lidla i potem już przez osiedle do domu.
Dzisiejszą wycieczkę zaliczam do udanych :) Pogoda jak na rower idealna. Początkowo nie mogłam się rozkręcić, w dodatku jazdę utrudniał wiatr w twarz. Na szczęście od Ostrężnika jechało mi się o wiele lepiej. Nasza Jura jednak ma w sobie to coś, co potrafi sprawić, by człowiek był szczęśliwy :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.