Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:2560.23 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:145:35
Średnia prędkość:14.91 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:54754 m
Maks. tętno maksymalne:182 (93 %)
Maks. tętno średnie:174 (89 %)
Suma kalorii:7082 kcal
Liczba aktywności:58
Średnio na aktywność:44.14 km i 3h 38m
Więcej statystyk

Beskid Mały terenem

Niedziela, 3 maja 2015 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Na weekend majowy umówiliśmy się z Emilką i Tomkiem na terenowy wypad w góry. Tomek poinformował, że jego znajomi planują wybrać się w Beskid Mały. Postanowiliśmy dołączyć do ekipy. Po dojechaniu do Kocierzy Rychwałdzkiej, gdzie znajdował się start dzisiejszej eskapady okazało się, że uzbierała się dość spora ekipa. W sumie było nas 12 osób - poza Emi, Tomkim, Alkiem i mną także Marcin (z którym już raz byliśmy w górach), dwóch chłopaków z teamu Forda (jeden miał na imię Przemek, imienia drugiego nie pamiętam) oraz pięciu znajomych Marcina (imion również niestety nie pamiętam).

W takim składzie ruszyliśmy w trasę. Każdy jechał swoim tempem, a co jakiś czas wszyscy się kumulowali i znów każdy jechał dalej na miarę swoich możliwości. Od samego początku trzymamy się szlaku czerwonego pieszego z zamiarem dojechania na Laskowiec. Trasa wiedzie na początku przez las po mniejszych lub większych kamieniach. Pierwszy postój odbywa się na Potrójnej Groni (883 m. n.p.m.).


Czarny Groń - z Alkiem


Czarny Groń - z Emilką

Po krótkiej przerwie ruszamy dalej w drogę czerwonym pieszym. Od tego momentu wyjeżdżamy w zasadzie z lasu i jedziemy praktycznie cały czas szczytami. Mijamy wyciąg Czarny Gróń. Czerwony szlak łączy się z żółtym. Jedziemy kawałek przez teren Rezerwatu Madohora. Docieramy na Łamaną Skałę (929 m. n.p.m.)


Podjazd na czerwonym pieszym w Rezerwacie Madohora


Podjazd na czerwonym pieszym


Na czerwonym pieszym


Widok na góry z Łamanej Skały

Trzymamy się cały czas tego samego szlaku. Na szczycie zwanym Rozstaje nad młodą horą (910 m. n.p.m.) do obydwu szlaków dołącza również zielony pieszy. Docieramy do Skrzyżowania pod Smerkowicą. Tutaj żółty szlak odbija w prawo, a my jedziemy w lewo trzymając się dalej czerwonego i zielonego szlaku. Mijamy Beskidzie (863 m. np.m.) i jedziemy czerwonym pieszym na Laskowiec (992 m. n.p.m.). Jest to najwyższy punkt naszej dzisiejszej eskapady. W schronisku postój na uzupełnienie płynów i napełnienie żołądków.


Czerwony pieszy


Czerwony pieszy

Do schroniska na Laskowcu chłopaki mieli trasę wcześniej zaplanowaną. Dalej trasa wymyślana na spontana z mapą. Tym razem szlak niebieski pieszy. Kawałek płasko, potem szybki zjazd do Polany Beskid (807 m. n.p.m.). Po minięciu polany dalsza część zjazdu niebieskim pieszym, tym razem po kamieniach. Podczas owego zjazdu dwa przymusowe postoje, gdyż Tomek dwukrotnie łapie kapcia.


Pierwszy kapeć




Przerwa techniczna podczas drugiego kapcia

Po pokonaniu kamienistego zjazdu jedziemy błotnistą rynną wzdłuż czyjegoś pola. Tomka niestety pech dziś nie opuszcza i zalicza glebę w wyniku której obdziera sobie lewą rękę. Po wyczyszczeniu ran i opatrzeniu jedziemy dalej. Wyjeżdżamy na asfalt w Tarnawie Górnej. Kawałek asfaltem, a potem znów podjazd, tym razem po betonowych płytach. Na szczycie nagle płyty się kończą i zmuszeni jesteśmy jechać w dół ścieżką, wzdłuż której prowadzona jest wycinka drzew. Nagle ścieżka całkiem się kończy. Zostaje nam jedynie dzika przeprawa przez jakieś chaszcze i strumyk. Wreszcie docieramy do jakiejś lepszej drogi. Znów pod górę po betonowych płytach, po czym terenowy zjazd do Targoszowa. Następnie asfaltowy zjazd i podjazd zielonym pieszym, który przez parę kilometrów również prowadził asfaltem. W pewnym momencie zielony szlak odbija w las. Dotychczas przez wszystkie dzisiejsze szlaki piesze dało się bez problemu jechać. jednak tym razem jest nieco inaczej. Przez dosyć długi odcinek musimy rowery wpychać pod górę. Skutecznie odbiera nam to resztki sił. Na szczęście chociaż końcówkę zielonego szlaku udaje się nam pokonać jadąc. Docieramy do Skrzyżowania pod Smerkowicą, gdzie dziś już byliśmy.

Tutaj ekipa dzieli się na dwie grupy. Część osób jedzie dalej szlakiem zielonym pieszym w dół, a potem asfaltowym podjazdem do Kocierzy, a druga część czyli ja, Emilka, Alek, Tomek, Marcin i jeden chłopak z teamu Forda jedziemy z powrotem szlakiem czerwonym pieszym analogicznie jak przedtem. Najpierw trawersem po szczytach (przez Rostaje nad młodą horą, Łamaną Skałę, Rezerwat Madohora, Czarny Groń i Potrójną Groń) a następnie przez las do auta.


Alek na czerwonym pieszym z widokiem na góry


Widok na góry z czerwonego pieszego


Powrót do auta

Nasza grupka dociera do Kocierzy nieco wcześniej niż druga część ekipy. Mamy zatem więcej czasu na odpoczynek :D Podsumowując wycieczka bardzo fajna, tereny bardzo malownicze. Nie licząc maratonów nie byłam nigdy tak liczną ekipą w górach, ale muszę przyznać, że było całkiem fajnie :)

Straconka - Magurka - Przegibek - Gaiki

Niedziela, 26 kwietnia 2015 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Andrzej zaproponował na dziś wypad w Beskidy. Umówiliśmy się pod Lidlem na Okrzei, by na miejsce rowerowego startu pojechać jednym autem. W sumie uzbierało się nas siedem osób - Ola, Alek, Andrzej, Łukasz, Mateusz, Piotrek i ja. Pakujemy się do auta i w drogę. Auto zaparkowane w Bielsku w pobliżu Wilkowicka. Stąd ruszamy na wyprawę.

Początek asfaltem. Pierwsze kilometry łagodnie pod górkę, z każdym kolejnym coraz ciężej, aż w końcu kawałek bardzo ostro. Skręcamy w teren i jedziemy pod górę na Straconkę. Po podjeździe wiem już skąd ta nazwa :D Ze Sttraconki techniczny zjazd po singlach między drzewami. Na jednym z zakrętów nie daję rady i uderzam w drzewo, na szczęście uderzenie było lekkie i skończyło się na małym otarciu kolana.

Po zjeździe rozpoczyna się kolejny podjazd - na Magurkę - szlakiem czerwonym pieszym przez Łysą Górę i Łysą Przełęcz. Początek podjazdu przez las do Łysej Góry trochę trudniejszy niż jego dalsza część. Ale za to widoki z Łysej Przełęczy super :)


Podjazd na Magurkę


Jeszcze jadę :D


Ekipa w komplecie



Z Mateuszem


Trzymam :D


Widoki z czerwonego pieszego


Kawałek podjazdu na Magurkę

Po dotarciu na Magurkę dłuższa przerwa w schronisku na jedzonko, uzupełnienie płynów no i pogaduchy.


Schronisko na Magurce


Przerwa w schronisku

Z Magurki zjazd zielonym pieszym do Wilkowicka. Część zjazdu to szutry, część po kamieniach, a część w trudniejszym terenie. Mateusz, Andrzej i Piotrek strasznie cieszyli się ze zjazdów typowo ęduro. Pozostała część ekipy nie była dziś tak odważna i miejscami rowery sprowadzała. Końcówka to zjazd po rynnach wyżłobionych przez wodę. W tym miejscu Ola jadąc za mną, ale zbyt blisko mnie zalicza niespodziewany upadek przez kierownicę. Kończy się na szczęście na otarciach i możemy jechać dalej.



Jeden ze zjazdów


Z Alkiem :)

Po dotarciu do Wilkowicka rozpoczynamy drugi dziś podjazd na Magurkę, ale tym razem asfaltowy. Asfaltowe podjazdy nie należą do moich ulubionych. na szczęście ostatnie kilkaset metrów prowadzi terenem.

Z owcami

Gdy jesteśmy już u celu zaczyna padać. Czekamy chwilę w schronisku i gdy padać przestaje jedziemy dalej. Tym razem zjazd szlakiem niebieskim pieszym do Przełęczy Przegibek. Na końcu zjazdu trzeba było zachować szczególną ostrożność na luźnych kamieniach, które po opadach były bardzo śliskie, ale na szczęście wszyscy zjechali bez problemów. Z Przebibka dalej niebieskim pieszym. Docieramy do przełęczy Gaiki. Tutaj fajny terenowy szlak zmienia się na ubity szuter, zatem chłopaki wynajdują inna opcję - techniczny zjazd, częściowo czerwonym pieszym, częściowo bliżej nie oznakowanymi ścieżkami. Miejscami jest ciężko, ale wszyscy cało docierają z powrotem do auta :)

Na koniec krótki filmik od Andrzeja:

Podsumowując wycieczka udana, w super towarzystwie z dużą dawką dobrego humoru. Poznane nowe okolice i nowe szlaki. Fajnie byłoby tu kiedyś wrócić :)

Wisła vol. 2 - Salmopol

Niedziela, 29 marca 2015 · Komentarze(0)
Dziś trzeci (ostatni) a dla mnie i Alka drugi dzień zgrupowania. Wstaliśmy dość wcześnie - o 7 nowego czasu. Na szczęście dzisiaj bez deszczu, ale dość zimno. W planach na ostatni dzień przejazd z Wisły do Szczyrku przez Salmopol i dodatkowo dla chętnych stromy podjazd pod Orle Gniazdo w Szczyrku, gdzie znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski.

Postanowiłam dziś wyjechać wcześniej niż reszta ekipy, by znów nie zostać na samym końcu. Wyruszyłam samotnie około 30 minut przed pozostałymi. Na początek około 4 km łagodnego podjazdu, a potem kolejne 4,5 km serpentynami przez Salmopol. Dzisiaj jechało mi się już o wiele lżej. Cały podjazd poszedł jakoś tak przyjemnie. Na końcu przerwa na założenie dodatkowych rękawiczek i chusty na zjazd. Zjazd w dość szybkim tempie, toteż nieco mnie przewiało. W Szczyrku udałam się na chwilę na rynek, po czym postanowiłam wracać. Po drodze dostrzegłam całą resztę ekipy, tzn. wszystkich chłopaków, skręcających na podjazd na Orle Gniazdo, który ja dziś postanowiłam już pominąć.


Rocky w Szczyrku

Przed podjazdem zdjęłam niepotrzebne ciuchy i w drogę. Początek podjazdu łagodny, a później około 4 km serpentynami na Salmopol. Na szczycie znów przerwa by się grubiej ubrać na zjazd. W międzyczasie zaczęli powoli dojeżdżać chłopaki. Już miałam samotnie zjeżdżać, ale zatrzymali mnie na grupową fotkę. Po kilku fotkach zjazd.


Bikehead na Salmopolu

Tempo dość szybkie, więc mimo grubszej warstwy ubrań i tak mnie mocno przewiało. Po drodze minęli mnie wszyscy chłopacy, więc do Wisły dotarłam znów jako ostatnia. Chciałam udać się jeszcze na skocznię, ale było mi tak przeraźliwie zimno, że zrezygnowałam.

Takim oto sposobem tegoroczne zgrupowanie dobiegło końca. Drugi dzień był dla mnie o wiele lepszy. Mam nadzieję, że sily stopniowo wrócą i kolejne podjazdy będą bardziej cieszyć.

Wisła vol. 1 - Kubalonka i Równica

Sobota, 28 marca 2015 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Drugi dzień zgrupowania Bikehead. Dla nas pierwszy - gdyż wczoraj byliśmy w pracy i dopiero późnym wieczorem przyjechaliśmy do Wisły. Chłopaki już wczoraj zrobili pierwszy trening. Na nasze nieszczęście w sobotę z rana przywitała nas bardo niska temperatura i opady deszczu, które chwilo zmieniały się w śnieg lub grad. Na szczęście około 11 opady praktycznie ustały, więc szybko wskoczyliśmy w ubrania i ruszyliśmy.

Zebrała się nas dość duża grupa. Pamiątkowa fotka i na trening. Prawie wszyscy na szosach a ja z Alkiem na grubych oponkach. Od lewej - Paweł, Leny, Marcin, Alek, ja, Tomek, Daniel, Mikołaj, Łukasz, Paweł, Robert i z przodu Piotrek.



Na początek podjazd pod Kubalonkę, gdzie po drodze znajduje się Zameczek - Rezydencja Prezydenta RP. Od samego początku jakiś brak sił. Chłopaki szybko uciekli w przód. Zostałam w tyle ledwie się tocząc. Wstyd, gdyż podjazd pokonałam na trzy razy, po drodze zrzucając kolejne partie ciuchów. Rok temu podjazd poszedł bez problemu. Zjazd również na samym końcu w aurze lekkich opadów i we mgle. Alek postanowił w Wiśle na mnie poczekać. Reszta ekipy była już daleko przed nami.


Rezydencja prezydenta - zamek dolny


Podjazd na Kubalonkę

We dwoje ruszyliśmy przez Wisłę i Ustroń w stronę Równicy. Towarzyszył nam silny wiatr w twarz i przez moment grad. Podjazd na Równicę już bez postojów, ale nieco wolniej niż przed rokiem. Pod sam koniec podjazdu minęliśmy zjeżdżających w dół chłopaków, którzy w planie mieli jeszcze jeden podjazd na Kubalonkę. My już dziś na równicy zakończyliśmy trening. Kilka fotek na szczycie i powrót do noclegu przez Ustroń i Wisłę.


Na Równicy


Na Równicy

Nie mogłam się dziś kompletnie rozkręcić. Od samego początku nogi jakby z waty a sił brak. Może to z powodu niewyspania a może jakiegoś ogólnego przemęczenia. Oby jutro było więcej sił. Wieczorem razem z częścią klubowiczów wypad do Hotelu Stok na basen i sauny. Relaks dobrze nam zrobił.

Podsumowanie roku 2014

Środa, 31 grudnia 2014 · Komentarze(0)
Rok 2014 dobiegł końca. Czas na krótkie podsumowanie:
W tym roku przejechałam w sumie 6629 km, czyli ponad 200 km więcej niż w roku poprzednim. Uważam to za wynik całkiem przyzwoity. Wycieczek o dystansie ponad 100 km w tym roku wyszło 9, w tym jedna składana i jedna powyżej 200 km. Mam tu na uwadze drugi w życiu objazd Tatr (w tym roku w odwrotnym kierunku niż w poprzednim roku i w innym towarzystwie). Życiówki dystansu ani rekordu przewyższeń w tym roku nie udało się jednak pokonać. W żadnym z miesięcy nie udało się niestety przejechać ponad 1000 km. W roku 2014 udało się natomiast pobić nowy rekord - rekord wysokości n.p.m. - podczas wycieczki na Pradziad razem ze Skowronkami w weekend czerwcowy (1491 m n.p.m.)

Chciałabym również wspomnieć o innych osiągnięciach, związanych z uczestnictwem w różnych zawodach. W tym roku udało się zrobić generalkę w Bike Maraton plasując się na 4 miejscu w kategorii K2 Mega. W dwóch wyścigach z tego cyklu - w Poznaniu i na finale w Świeradowie Zdroju udało się stanąć na 3 stopniu podium. Poza Bike Maratonem wzięłam także udział w kilku mniejszych rangą zawodach XC, zdobywając między innymi 1 miejsce w wyścigu Malutkie MTB Race, 3 miejsce w zimowym wyścigu w Mroczkowie Gościnnym, oraz 3 miejsce w XC w Rogoźniku.

Na koniec jeszcze na podziękowania:
Chciałabym podziękować wszystkim osobom (tym, które już znam od dawna i tym nowo poznanym), z którymi w tym roku miałam przyjemność jeździć, zwiedzać nowe interesujące miejsca, doskonalić technikę jazdy w terenie, oraz tym, które przez cały ten sezon wierzyły we mnie, dodawały otuchy i wiary w siebie. Jeszcze raz serdeczne dzięki :)

Single pod Smrkem

Niedziela, 5 października 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień po ostatnim maratonie postanowiliśmy wybrać się teamową ekipą na single pod Smrkiem. Niestety po wczorajszym zakończeniu sezonu nie wszyscy z Bikehead dali radę jechać na single, ale w sumie uzbierało się nas siedem osób. Na sam początek razem z Alkiem, Piotrkiem i Marcinem musieliśmy pokonać około 3km asfaltowy podjazd na Czerniawską Kopę (ten sam, który wczoraj pokonywaliśmy zaraz po starcie wyścigu). Tutaj na parkingu spotkaliśmy się z resztą ekipy, która dojechała autem, czyli z Pawłem, Kamilem i drugim Marcinem. W takim składzie ruszyliśmy na single.

Najpierw czarnym szlakiem. Niestety po zaledwie paru km okazało się, że jeden z Marcinów złapał kapcia. Jechał bez dętki, na mleczku, jednak okazało się, że mleko całkiem mu zaschło w oponie, przez co były problemy z wyjęciem wentyla. Chłopaki pożyczyli mu dętkę, ale po dość długich próbach wyjęcia wentylka, Marcin postanowił wrócić do auta, a my pojechaliśmy dalej.


Zabawa z kapciem


Rocky na singlach

Po pokonaniu pierwszego singlowego odcinka pojechaliśmy kawałek asfaltem i szutrami, po czym ponownie singlami, z tym, że tym razem szlakiem czerwonym. Czerwony szlak był o wiele dłuższy niż czarny. Na jakimś 25 km niespodziewanie spotkaliśmy Marcina, który po uporaniu się z kapciem samotnie wrócił na single, jednak po kilku km ponownie złapał snejka. Chłopaki kolejny raz pożyczyli mu dętkę i dalej pojechaliśmy znów w siódemkę. Po drodze zrobiliśmy sobie krótką sesję zdjęciową.



Dzisiejsza ekipa (fot. Marcin)


Widoczek na góry (fot. Marcin)

Z każdym kolejnym kilometrem robiłam się coraz bardziej głodna, a jak na złość wszystkie batony zostały w aucie na parkingu. Moją głowę coraz bardziej zaczęły zaprzątać myśli o jedzeniu, a koncentracja zaczęła spadać. Takim właśnie sposobem pod sam koniec czerwonego szlaku, praktycznie 6 km przed końcem dzisiejszej jazdy po singlach, na jednym z zakrętów zaliczyłam bliskie spotkanie z kamieniami. Niewiele brakło mi do spotkania z drzewem. Za mną jechali Paweł i Marcin, na szczęście w porę zdążyli zahamować. Paweł pomógł mi się pozbierać z ziemi. Najważniejsze, że nic sobie nie połamałam, ale obiłam dość konkretnie lewą rękę (od łokcia do nadgarstka), lewe udo, prawą dłoń i kolano. Alek który jechał przodem wrócił się do mnie i dalej jechaliśmy już wolniejszym tempem, razem ze znajomą z Gomola Trans Airco, którą spotkaliśmy dziś na singlach. Po pokonaniu czerwonego szlaku zostało nam już tylko kilka km szlakiem czarnym do parkingu.

Filmik z wywrotki:



Mapa singlów pod Smrkem

Ogólnie rzecz biorąc trzeba przyznać, że single pod Smrkem są bardzo fajne. Skala trudności dużo mniejsza niż Rychlebskie ścieżki, ale i tak potrzeba odpowiednich umiejętności. Dobra lekcja doskonalenia techniki jazdy. Szkoda tylko, że i jedne i drugie singielki są tak daleko.

Bike Maraton 2014 - Świeradów Zdrój - finał

Sobota, 4 października 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Nadszedł w końcu ten dzień - dziś ostatni wyścig z cyklu Bike Maraton 2014 - w Świeradowie Zdroju. Tegoroczna edycja składała się z 10 wyścigów. W pierwszej edycji wystartowałam na dystansie Mini, natomiast w pozostałych wyścigach wybrałam dystans Mega i na tym dystansie zrobiłam klasyfikację generalną.

Do Świeradowa przybyliśmy już w piątek. W sobotę z rana ekstra energetyczne śniadanko przygotowane przez właścicielkę noclegu, po czym rowerami na miejsce startu. Przed startem jeszcze grupowa fotka Bikeheadowców, po czym każdy ustawił się w swoim sektorze startowym. Mnie przypadł sektor trzeci wywalczony w Poznaniu.


Bikehead przed startem

Wreszcie wszyscy się doczekali... 3... 2... 1... i start. Pierwsze 4 km to podjazd do Kolei Gaddowej. Najpierw 3 km asfaltem, potem około km terenem. Następnie kawałek po płaskim i od 5 km znów podjazd Nową Drogą Izerską aż do pierwszego bufetu na 8 km trasy. Na około 5 km wyprzedziła mnie Aga z Orbei, a chwilę później dogania mnie Marcin z klubu. Marcin jednak nie daje rady mnie wyprzedzić na podjeździe.


Pierwszy podjazd


Na podjeździe

Za pierwszym bufetem zaczyna się zjazd do około 10 km do rozjazdu Mini / Mega. Zjazdy w dalszym ciągu najlepiej mi nie idą, więc tuż na początku wyprzedza mnie Marcin. Za rozjazdem trasa prowadzi szutrami, najpierw około 3 km podjazdu, potem około 5 km szybkiego zjazdu i znów kawałek pod górę w kierunku Kopalni Stanisław (zlokalizowanej w pobliżu 20 km). Następnie szutrowy zjazd około 5 km do drugiego bufetu w pobliżu Wysokiego Kamienia.


Zjazd w stronę Wysokiego Kamienia


Zjazd z Wysokiego Kamienia

Za bufetem krótki - około 1 km - ale stromy podjazd po kamieniach. Udało mi się pokonać cały podjazd, na którym sporo osób rowery prowadziło. Po podjeździe terenowy zjazd około 5 km do słynnego w okolicy zakrętu śmierci. Na tym zjeździe dwukrotnie muszę zejść z roweru - pierwszy raz na stromej ściance z kamieni i drugi raz na samym końcu zjazdu - tuż przy wylocie na zakręt śmierci. Trasa przecina asfalt na zakręcie (mniej więcej na 31 km trasy) i wiedzie dalej szutrami pod górę. Na 35 km rozjazd Mega / Giga a na 37 km ostatni bufet.


Gdzieś na trasie wyścigu


Końcówka terenowego zjazdu

Za bufetem dalsza część podjazdu do Rozdroża Izerskiego. Około 40 km rozpoczyna się szybki szutrowy zjazd do 45 km trasy, potem jeszcze około 2,5 km podjazdu szutrowego, krótki około kilometrowy zjazd i już prawie na sam koniec jakieś ostatnie 500 metrów podjazdu asfaltem. Końcówka trasy to około 2 km zjazd leśnym singielkiem do mety.


Singiel przed metą


Singiel przed metą


Pełne skupienie

Po dotarciu do mety dostałam sms z wynikiem dzisiejszego wyścigu - miejsce 3 w K2 Mega i 246 Open. Wynik uważam za bardzo dobry :) Przed dekoracją wyczekuję jeszcze na Alka, który zdobył dziś 7 miejsce w swojej kategorii na dystansie Giga, a ostatnie 20 km do mety jechał na uszkodzonym amortyzatorze.


Podium po wyścigu

Profil trasy ostatniego maratonu:


Po dekoracji i umyciu rowerów udajemy się na obiad do noclegu. Po obiadku już na piechotę razem z całym teamem idziemy na dekorację klasyfikacji generalnej. Nikt z nas jeszcze nie wie, które zajął miejsce w generalce. To wszystko pozostaje tajemnicą aż do wywoływania na podium poszczególnych kategorii. Najpierw Mini, później Mega mężczyzn i dopiero kobiety. Wreszcie kategoria K2 - okazuje się, że ostatecznie w całym cyklu zajęłam miejsce 4 w kategorii K2 dystans Mega :) Aleksander zajął miejsce 7 w kategorii M3 Giga. Super wyniki :)


Podium klasyfikacji generalnej Bike Maraton 2014

Bike Maraton 2014 - Polanica Zdrój

Sobota, 20 września 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Przedostatni już wyścig z cyklu BikeMaraton. Tym razem w Polanicy Zdroju. Cały tydzień piękna słoneczna pogoda, a w sobotę z rana akurat przed wyścigiem musiało dość mocno popadać. Już jadąc do Polanicy wiedzieliśmy, że bez błota na trasie się nie obędzie, pomimo iż podczas startu i całości wyścigu już nie padało. Start zorganizowany był w Parku Zdrojowym. Dziś startowałam z trzeciego sektora wywalczonego w Poznaniu. Przyznam, że start z trzeciego sektora był o wiele lepszy niż z piątego. Tuż przed startem obawiałam się jeszcze, czy nie jechać mini z powodu potrzaskanego kolana, jednak podczas wyścigu kolano o dziwo przestało boleć, więc wybrałam dystans mega.

Pierwsze około 3 km przebiegały asfaltem. Na początek krótki podjazd potem w miarę po płaskim. Następnie szutrowy podjazd pod Piekielną Górę, krótki zjazd do Szczytnej i znów podjazd w kierunku Wolarza. Na 12 km zlokalizowany był rozjazd (który wg. profilu trasy miał znajdować się na 10 km). Do rozjazdu jechałam praktycznie równo z Sandrą, która póżniej zjechała na mini. Za rozjazdem mini / mega około 3 km podjazdu do pierwszego bufetu, który również znajdował się dwa km dalej niż na profilu trasy. Na tym podjeździe wyprzedziła mnie Agnieszka z Orbea. Po podjeździe trudny jak dla mnie błotnisto - kamienisty zjazd singlem do Dusznik (około kilometra), na którym mija mnie Marcin z teamu.


Pierwszy podjazd


Na podjeździe

Następnie rozpoczyna się szuter, na początku którego zatrzymuje się, by pożyczyć Agnieszce imbusa do przykręcenia mostka. Niestety żadne z zawodników nie chciał się zatrzymać i pomóc. Po chwili ruszamy dalej. Trasa biegnie szerokimi szutrami raz pod górę, raz w dół aż do 21 km, czyli do drugiego bufetu. Trochę byłam zaskoczona faktem, że kolejny bufet był tak szybko, tym bardziej, że wg profilu miał znajdować się 2 km dalej. Co więcej następny bufet dopiero po kolejnych 18 km.


Gdzieś na trasie


Szybki zjazd

Za drugim bufetem, na którym porywam tylko banana, trasa prowadzi dalej szutrami i lasami. Najpierw lekko pod górę, potem w dół do rozjazdu mega / giga zlokalizowanego na 33 km trasy. Mega skręca w prawo, giga jedzie prosto na kolejną pętlę. Za rozjazdem zaczynają się coraz trudniejsze zjazdy i podjazdy, wokół Kamiennej Góry, na których nie brakuje błota, korzeni i kamieni. Na 39 km ostatni bufet. Wiedząc, że do mety tylko 10 km porywam tylko kubek wody i jadę dalej. Jakbym wcześniej wiedziała, że te ostatnie 10 km (wspólne z trasą mini) będzie się dłużyć bardziej niż poprzednie 40 km to na pewno na bufecie bym coś jeszcze zjadła. Zaraz za bufetem ciężki zjazd czerwonym szlakiem do DW Malwa, którego nie udało mi się pokonać w całości jadąc.


Na jednym ze zjazdów musiałam miejscami rower prowadzić


Błotny zjazd


Na zjeździe

Następnie kilka technicznych interwałów starą trasą Grand Prix MTB. Kilka sztywnych podejść, na których zmęczenie dawało się już we znaki (nie wiem czy niektóre z nich ktokolwiek dziś podjechał) i zjazdów po kamieniach, korzenaich i błocie. Ostatni krótki podjazd udało mi się pokonać jadąc. Trzeba było dodatkowo uważać na zawodników, którzy jeszcze jechali końcówkę trasy mini. Na sam koniec został jeszcze jeden zjazd do parku Zdrojowego i końcówka trasy przez park do mety.


Podejście pod górę, na którym chyba każdy zawodnik rower pchał lub niósł


Błotny zjazd


Błotny zjazd


Przejazd przez strumyk


Końcówka przejazdu przez strumyk


Zjazd do mety

Po dotarciu do mety ustawiłam się od razu w kolejce na myjkę nieopodal mety. Chwilę pogadałam z Agą. Jednak kolejka była tak długa, że zrezygnowałam i postanowiłam umyć tylko trochę samą siebie wodą z pękniętego węża strażackiego. Chwilę po tym jak się umyłam na metę dojechał Alek. Po tym jak on również się umył pojechaliśmy do biura odebrać dyplomy i dowiedzieć się, które zajęliśmy miejsca, Okazało się, że ja zajęłam miejsce 6 w K2 Mega i 314 Open, a Alek 7 w M3 Giga. Jak na takie warunki wynik całkiem dobry :)

Profil trasy (początek nieco się różnił od danych na wykresie):