Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:2560.23 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:145:35
Średnia prędkość:14.91 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:54754 m
Maks. tętno maksymalne:182 (93 %)
Maks. tętno średnie:174 (89 %)
Suma kalorii:7082 kcal
Liczba aktywności:58
Średnio na aktywność:44.14 km i 3h 38m
Więcej statystyk

Dookoła Tatr drugi raz - 5 tysiąc w sezonie

Sobota, 23 sierpnia 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Andrzej z Edytą zaproponowali na dziś objazd Tatr (taką samą trasą jak jechaliśmy w zeszłym roku ze Skowronkami, ale w odwrotnym kierunku). Bez dłuższego zastanowienia zgodziliśmy się. Chęć dołączenia do nas wyraził także Paweł. Ostatecznie uzbierało się nas pięć osób. W piątek sporo po godzinie 22 dojechaliśmy do noclegu w Zakopanem Cyrhla. Szybka kolacja i spać, bo w sobotę wcześnie rano pobudka.

Rano pożywne śniadanko (owsianka, którą przygotowała Edyta), szybkie pakowanie plecaków i w drogę. Początkowo ubrani w kamizelki, kurtki. Jedziemy drogą Oswalda Balzera, przez Brzanówkę, a potem drogą krajową 960 do Łysej Polany, gdzie przekraczamy granicę polsko - słowacką.


Widok na Tatry -  Łysa Polana - fot. Edyta


Widok na Tatry

Dalej drogą 67 przez Tatranską Javorinę, Zdiar (gdzie rozbieramy się z kamizelek i kurtek i przy okazji robimy krótką przerwę śniadaniową), Palenicę. Zjeżdżamy na drogę 537 i jedziemy przez Tatranską Łomnicę, Tatrańską Leśną i Stary Smokovec. Dalej przez Tatry Vysoke, Tatranską Poliankę i Vysne Hagy. Po drodze podziwiamy piękne górskie strumyki i widoki na Tatry. Nie brakuje niestety również widoków pozostałości po huraganie, który musiał niedawno przejść w okolicy.


Rzeka Biela - Tatranska Kotlina


Z Alkiem nad rzeką Biela


Widok na Tatry ze Słowacji


Oczekując na resztę ekipy z Pawłem


Widok na Tatry ze Słowacji


Ekipa w komplecie :)


Z Alkiem nad górskim potokiem


Widok na Tatry ze Słowacji


W drodze - znów z Pawłem


Okolica Tatr po wichurze


Góry po przejściu wichury



Z Tatrami w tle

Jedzie się całkiem przyjemnie, pomimo tego iż nie jest łatwo. Na jednym ze skrzyżowań, zamiast skręcić w lewo i jechać w dół, to skręcamy w prawo i drogą 538 wspinamy się na Strybskie Pleso. Po drodze krótka przerwa przy małym stawie na jedzonko i dalej pod górę. Na Strybskim Pleso tłumy turystów. Dopiero po wjechaniu na szczyt okazuje się, że nie tędy ma prowadzić nasza trasa. Powinniśmy bowiem wcześniej skręcić w lewo. Pokonaliśmy niepotrzebnie podjazd na jak się później okazało najwyższy punkt podczas objazdu Tatr.


Malutki staw w pobliżu Strybske Pleso

Zjechaliśmy w dół do skrzyżowania, na którym pomyliliśmy trasę. Na szczęście teraz czekał nas całkiem przyjemny zjazd, ciągnący się prawie 35 km. Tak więc tym razem odpoczywając jedziemy drogą 537 przez Probylinę, Podbanske, Varvisovo do Liptovsky Hradok. Tutaj zatrzymujemy się by zobaczyć zamek (Hrad a Kietala).


Alek z Tatrami w tle


A w tle Krywań :D


Strumyk w okolicach Liptovsky Hradok


Hrad a Kietala - Liptovsky Hradok


Edyta i Andrzej przed zamkiem

Następnie drogą 18 kierujemy się do miejscowości Liptovsky Mikulas, gdzie robimy sobie dłuższą przerwę na obiad w restauracji przy głównej drodze. Jedzenie jak się okazuje rewelacyjne. Szczególnie zupa pomidorowa. Pyszna :) Niestety co dobre szybko się kończy więc trzeba jechać dalej.


Kościół na rynku w Liptovsky Mikulas

Brzuchy pełne więc jedzie się ciężko, a chłopaki dodatkowo pokręcają tempo. Jedziemy drogą 584 początkowo po płaskim wzdłuż zbiornika w miejscowości Liptovsky Trnovec. W Liptovskich Matiasovcach zaczyna się najtrudniejszy dziś, około 15 km podjazd przez Kvarcany i Huty do Zuberca. Podjazd ciężki. Nie obyło się bez zrzucenia przerzutki na młynek.


Podjazd przed miejscowością Zuberec

Po podjeździe zjazd. W sumie najszybszy z dzisiejszych zjazdów :D Jednak akurat na zjeździe łapie nas delikatny deszczyk, który nie pozwala nam się zbyt bardzo rozpędzić. Na szczęście opady szybko mijają. Mijamy kamieniołom w Zubercu. Dalej jedziemy drogą rowerową wzdłuż rzeki przez Oravice do miejscowości Vitanova.


Kamieniołom


Kamieniołom


Na ścieżce rowerowej w miejscowości Oravice

Kilometrów za nami coraz więcej. Dojechaliśmy drogą 520 do Suchej Hory, gdzie przekroczyliśmy granicę i wjechaliśmy do Polski. Chcieliśmy jeszcze zrobić małe zakupy na granicy, ale akurat trafiliśmy na jakąs wycieczkę, więc kolejka w sklepie skutecznie nas odstraszyła. Dodatkowo na niebie zaczęły zbierać się coraz ciemniejsze chmury. Postanowiliśmy więc jechać dalej, mając nadzieję, że uciekniemy przed deszczem. Jedziemy przez Chochołów, Dzianisz, Witów i Kościelisko. Im bliżej Zakopanego tym trzeba coraz bardziej uważać na kierowców, którzy w ogóle nie zwracają uwagi na to, że droga mogą również poruszać się rowerzyści. W Kościelisku dopadła nas deszczowa chmura. To i tak dobrze, że prawie pod sam koniec objazdu Tatr. Szybkie ubranie kamizelek i kurtek i dalej w drogę.


Nadchodząca ulewa nad Tatrami

Jadąc w deszczu dotarliśmy do Zakopanego. Tutaj kultura kierowców pozostawia wiele do życzenia. Zanim dojechaliśmy do Gubałówki natrafiliśmy chyba na pięciu niezbyt rozgarniętych i niezbyt kulturalnych kierowców. Niektórzy perfidnie wjeżdżali na chodnik tak, żebyśmy nie mogli minąć ich z prawej strony, gdy oni stali w korku. Chamstwo. Na Gubałówce przerwa na oscypki, a potem dalej w deszczu, ale już po ciemku przez centrum Zakopca i Jarczysko do drogi Oswalda Balzera, którą jadąc pod górę docieramy do auta pozostawionego na parkingu koło noclegu.

Profil trasy:


Trasa: Zakopane Cyrhla - Droga Oswalda Balzera - Łysa Polana - Tatranska Javorina - Zdiar - Palenica - Tatranska Łomnica - Tatranska Leśna - Stary Smokovec - Vysoke Tatry - Tatranska Polianka - Vysne Hagy - Strybske Pleso - Pribylina - Podbanske - Vavrisovo - Liptovsky Hradok - Liptovsky Mikulas - Liptovska Ondrasova - Liptovsky Trnovec - Liptovska Sielnica - Liptovske Matiasovce - Kvacany - Huty - Zuberec - Oravice - Vitanova - Hladovca - Sucha Hora - Chochołów - Dzianisz - Witów - Kościelisko - Zakopane Centrum - Zakopane Cyrhla

Podsumowując, dzisiejszy objazd Tatr był bardzo udany. Co prawda nie udało się pokonać dotychczasowego rekordu dystansu dziennego i przewyższeń, ale mimo tego warto było ponownie objechać Tatry dookoła. Nie chodziło dziś o bicie rekordów, a o sprawdzenie swojej kondycji i możliwość pokonania wielu km w doborowym towarzystwie :) W porównaniu do zeszłego roku pogoda była dla nas dużo łaskawsza, a co za tym idzie widoki o wiele lepsze :)

Bike Maraton 2014 - Szklarska Poręba

Sobota, 16 sierpnia 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Kolejny wyścig z cyklu Bike Maraton. Tym razem w Szklarskiej Porębie. Wyścig odbył się przy okazji 3-dniowego festiwalu rowerowego, który rozpoczął się w piątek. Jeszcze w piątek była super pogoda i świeciło słońce, jednak już pod wieczór zaczął padać deszcz, który niestety nie ustał aż do wyścigu. Start pierwszego sektora w trakcie opadów deszczu (punktualnie o 11) zainaugurował Michał Kwiatkowski.

Trasa wyścigu bardzo fajna, bardzo zróżnicowana. Nie zabrakło ani szutrowych podjazdów i szybkich szutrowych zjazdów, ani technicznych zjazdów po śliskich  kamieniach i korzeniach, ani nawet podjazdów po błocie. Czyli wszystko co najważniejsze w wyścigach MTB. Początek wyścigu to krótki, ale dość stromy podjazd nartostradą, potem dalsza część podjazdu szutrówką (drogą pod Reglami) na Wysoki Most. Następnie zjazd po korzeniach niebieskim szlakiem do Trzech Jaworów. Za zjazdem na  10 km rozjazd Mini / Mega. Za rozjazdem kawałek asfaltowego podjazdu na Grzybowiec, po czym techniczny i wymagający zjazd po wielkich śliskich kamolach do Jagniątkowa. Na zjeździe na 12 km muszę zejść z roweru i kawałek rower sprowadzić. Po zjeździe krótki, również techniczny i trudny podjazd tuż przed pierwszym bufetem (na 14 km trasy). Jednego kawałka tego podjazdu nie pokonał żaden z zawodników.



Na trasie wyścigu


Na zjeździe


Podjazd przed pierwszym bufetem w Jagniątkowie - żaden zawodnik nie podjechał tego kawałka

Za bufetem asfaltowo - szutrowy podjazd na Dwa Mosty. Podjazd, który podobno miał być dziś najtrudniejszy, choć dla mnie wcale taki nie był. Może dlatego, że był bardziej wymagający kondycyjnie niż technicznie. Następnie kawałek szybkiego szutrowego zjazdu, po czym dalsza część zjazdu fajnymi leśnymi singlami po błocie i korzeniach aż do drugiego bufetu, zlokalizowanego na 28 km trasy. Za bufetem interwałowa część dzisiejszego wyścigu wokół Przesieki i Zachełmia ciekawymi leśnymi dróżkami, na których również nie zabrakło ani śliskich kamieni, ani korzeni, ani odrobiny błota. Na jednym z podjazdów na 31 km muszę kawałek rower podprowadzić, gdyż jest na tyle ślisko, że koła same się ślizgają. Na następnym podjeździe (na 34 km) znów muszę zejść z roweru, tym razem przez innego zawodnika. Fajny szutrowy podjazd, poprzecinany w poprzek drewnianymi belkami. Jadę, a przede mną dwóch facetów rowery prowadzi. Jeden widząc że jadę zszedł na bok (od tego momentu w zasadzie cały czas się na wzajem mijaliśmy - ja wyprzedzałam na podjazdach, a on na zjazdach), a drugi zatrzymał się nagle wprost przede mną, w wyniku czego zaliczyłam niegroźną glebę przez przechylenie się na bok. Na 38 km ostatni bufet. Za bufetem podjazd ponownie na Grzybowiec, po czym zjazd po śliskich wielkich kamolach zielonym szlakiem pieszym do Piechowic. Na zjeździe w kilku miejscach w okolicy 44 km trasy muszę się podeprzeć nogą lub zejść z roweru, gdyż wolę nie ryzykować upadku. Po zjeździe łagodny podjazd szeroką szutrówką, potem kawałek zjazdu i na sam koniec 2,5 km przed metą błotnisty podjazd na dobicie, po czym kawałek zjazdu starą trasą DH do mety.


Na zjeździe - vol. 2


Ciąg dalszy zjazdu

Kilka fotek z galerii FotoMaraton:

Podjazd po asfalcie


Sekcja korzenna


Przejazd przez śliską kładkę


No bo po co omijać kałuże :D


Na zjeździe


Zjazd po mokrym kamolu


Miejscami błota nie było


I widoki były piękne



Po dojechaniu do mety nie zastanawiałam się, które zajęłam miejsce, bardziej interesowało mnie czy Alek pojechał dystans Giga, czy zjechał na Mega. Gdy okazało się, że jest jeszcze na trasie Giga udałam się najpierw do auta zostawić kask i kurtkę, a następnie do biura zawodów po dyplom. Okazało się wtedy, że zajęłam
5 miejsce w K2 Mega i 224 Open :) Takim sposobem udało mi się załapać na podium :) Po dekoracji udałam się na metę oczekiwać przyjazdu Alka, który jak się okazało był już na ostatnim bufecie.


Podium

Profil trasy dystansu Mega:

Rychlebskie ścieżki vol.3

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Początkowo w planie mieliśmy trochę co innego na weekend, ale Andrzej zaproponował wypad na Rychlebskie ścieżki. Zgodziliśmy się od razu :) W sumie zebrało się nas sześć osób - Andrzej z Edytą, Łukasz, Paweł, Alek i ja. Zapakowaliśmy się do multivana i w drogę. Na miejscu czas na przebranie się i jazda na pierwszą pętelkę :)

Najpierw dojazd do właściwych ścieżek. Od początku lekko pod górkę, kawałek asfaltem, potem terenem. W pewnym momencie dzielimy się i Andrzej z Edytą jadą asfaltem, a my w czwórkę na skróty, ale bardziej stromo i po kamieniach czerwonym pieszym do wjazdu na trial Weissnera. Tutaj chwila ochłody przy strumyku i następnie podjazd pod górę owym trialem. Bardzo fajna techniczna ścieżka, napakowana drewnianymi kładkami, ostrymi zakrętami i dużymi kamieniami. Podjazd poszedł mi dziś dużo lepiej niż ostatnio. Podczas podjazdu chwila przerwy przy wodospadzie. Po pokonaniu trialu kawałek szutrowo, po czym zjazd singielkiem zwanym Superflow. Chłopaki w trójkę wypruli w przód, ja zjeżdżałam za nimi wolniej niż oni, ale szybciej niż za ostatnim razem. Andrzej na tej pętli jechał spokojniejszym tempem razem z Edytą. Udało mi się dziś pokonać wszystkie kładki na zjeździe. Nie obyło się jednak bez niespodzianek. Na czwartej sekcji Superflow po wybiciu się z hopki dobiłam przednim kołem do kamienia i złapałam kapcia. Dętki i pompkę mieli chłopaki, więc część tej sekcji musiałam pokonać pieszo. Po szybkim serwisie w wykonaniu chłopaków dalsza część zjazdu, już bez przygód.


Z Misiem na Rychlebach

Po dotarciu do parkingu chwila odpoczynku w między czasie oczekiwania na Andrzeja i Edytę. Następnie kolejna pętla, tym razem już w piątkę (bez Edyty, która postanowiła pojeździć trochę po okolicznych szlakach). Podjazd analogicznie jak wcześniej, z tym, że tym razem odpuszczamy z Alkiem czerwony pieszy i jedziemy do trialu na około. Następnie podjazd trialem Weissnera (tym razem również z krótką przerwą przy wodospadzie), po czym kawałek szutrem do wjazdu na Superflow. Tym razem zjazd oszczędził nam kapci, ale nie obyło się bez innych przygód. Najpierw ja zahaczyłam kierownicą o drzewo i o mały włos nie zaliczyłam gleby (Andrzej, który za mną jechał był przekonany, że zaraz upadnę, zresztą ja także). W ostatniej chwili cudem się wybroniłam od gleby. Na kolejnej sekcji Alek wyleciał na jednym z zakrętów przez kierownicę, w wyniku czego urazu doznał jego kciuk. Nie wiele dalej Andrzej uderzył kaskiem w drzewo, na szczęście bez żadnych złych konsekwencji. A jak dowiedziałam się później to samo drzewo chciał ręką przestawiać Łukasz :D Chyba jedyną osobą, która uniknęła przygód na tym zjeździe był Paweł. Po pokonaniu całego zjazdu powrót do auta.

Krótki filmik ze ścieżek od Łukasza:


I jeszcze od Andrzeja:



Czas mijał, więc zrezygnowaliśmy z kolejnej pętli. Szybkie mycie, przebranie, pakowanie rowerów i na obiadek, po czym powrót do Częstochowy, po drodze zaopatrując się w zapas czekolady studenckiej :D Wypad jak najbardziej udany :) Już nie mogę doczekać się kolejnego razu :)

Rychlebskie ścieżki vol.2

Środa, 30 lipca 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Ostatni dzień urlopu w Stroniu Śląskim. Spakowaliśmy rano bagaże, a że ciuchy i buty wreszcie wyschły po poniedziałkowej ulewie postanowiliśmy w drodze powrotnej zahaczyć jeszcze o Rychlebskie ścieżki. Rowery na dach auta i w drogę. Po dojechaniu na miejsce szybkie przebranie się i na ścieżki.

Najpierw dojazd do ścieżek. Od początku pod górkę, kawałek asfaltem, potem terenem, znów kawałek asfaltu i szutrowo - kamienistą dróżką. Następnie już właściwymi Rychlebskimi scieżkami - najpierw podjazd pod górę trialem Dr. Weissnera. Bardzo fajna techniczna ścieżka, napakowana drewnianymi kładkami, ostrymi zakrętami i dużymi kamieniami. Podjechałam całość. Tylko w dwóch miejscach podparłam się nogą na kładkach.



Przejazd przez kładkę na trialu Dr. Weissnera


Kolejna z  kładek na trialu Dr. Weissnera


Podjazd trialem Dr. Weissnera

Po podjeździe kawałek płaskimi szutrami dróżką zwaną Wales, po czym zjazd singielkiem zwanym Superflow. Przed zjazdem opuszczamy jeszcze sztyce i jedziemy. Zjazd Superflow napakowany jest mnóstwem zakrętów i hopek, na końcu zjazdu jest również kilka drewnianych mostków. Udaje mi się pokonać cały zjazd, bez żadnych upadków, jednak na zjeździe jadę dość asekuracyjnie. Niestety prędkość nie jest w tym wypadku moją mocną stroną.


Zjazd ścieżką Superflow

Kawałek zjazdu Superflow:


Z uwagi na fakt, że jedna pętelka po Rychlebach zajęła nam dość dużo czasu, a dziś czeka nas jeszcze powrót do domu, po dotarciu do parkingu kończymy na dziś zabawę i pakujemy rowery z powrotem na dach. Bylo fajnie i mam nadzieję, że następnym razem zagościmy tu nieco dłużej.

Stronie vol.3 - Śnieżnik (1426 m n.p.m.), Żmijowiec i Czarna Góra

Poniedziałek, 28 lipca 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Kolejny dzień urlopu. Dziś postanawiamy wybrać się rowerem na Śnieżnik. Już dzień wcześniej opracowujemy trasę jazdy. Przed wyprawą jedziemy jeszcze zobaczyć start drugiego etapu Sudety MTB Challenge. Jak się okazuje zawodnicy również jadą dziś w okolice Śnieżnika, ale wjeżdżają tylko do schroniska pod Śnieżnikiem. Moglibyśmy nawet jechać w całości trasą wyścigu, ale nie zmieniamy już naszych planów i jedziemy opracowanym wcześniej wariantem.

Zawodnicy wystartowali, teraz czas na nas. Jedziemy najpierw asfaltem zielonym rowerowym przez Nową Morawę obok zbiornika wodnego, dalej kawałek szutrowo i znów asfaltem przez Kletno. Tutaj rozpoczynamy właściwy podjazd zielonym rowerowym na Przełęcz Śnieżnicką. Podjazd przyjemny, większości szutrowo - kamienisty. Od przełęczy dalej pod górę niebieskim rowerowym, już po większych kamieniach do schroniska pod Śnieżnikiem. Przy schronisku chwila postoju, by zobaczyć czołówkę wyścigu, po czym zielonym pieszym na szczyt Śnieżnik - 1426 m n.p.m. Na początku pieszego szlaku da radę jechać. Łatwo nie jest, bo pokonać trzeba korzenie i kamienie, ale jedziemy.


Podjazd na Śnieżnik - w tle schronisko pod Śnieżnikiem


Podjazd na Śnieżnik szlakiem zielonym pieszym

Od połowy szlaku jest już coraz gorzej i rowery trzeba wtaszczyć pokonując pieszo naprawdę spore głazy. Na szczęście nie jesteśmy jedynymi rowerzystami mającymi takie pomysły. Po drodze napotykamy kilku innych rowerzystów. Niektórzy schodzą już z góry, inni próbują zjeżdżać, a inni jak my dopiero wdrapują się na szczyt. Pod sam koniec szlaku wiodącego na szczyt znów można kawałek jechać po mniejszych kamieniach. Wreszcie docieramy na sam szczyt. Udało się :)


Misio na szlaku zielonym pieszym


Już na szczycie - 1426 m n.p.m.

Niegdyś na szczycie Śnieżnika znajdowała się wieża widokowa, po której dziś zostały jedynie ruiny. Budowla miała wysokość 33,55 m. Wzniesiona została w latach 1895- 1899. Niestety w roku 1973 została zburzona, gdyż władze uznały wtedy, ze jest stan techniczny jest na tyle zły, że zagraża bezpieczeństwu.


Na ruinach dawnej wieży widokowej na Śnieżniku


Widok ze Śnieżnika i nadchodzący deszczowy armagedon

Na Śnieżniku robimy przerwę na jedzonko. Podczas przerwy nad szczytem zaczynają zbierać się ciemne chmury. Decydujemy się więc szybko zmierzać w stronę schroniska. Kawałek ze szczytu udaje nam się zjechać, następnie na wielkich kamieniach kawałek rowery prowadzimy, po czym od połowy szlaku również już zjeżdżamy po korzeniach i kamieniach aż do schroniska.


Zjazd ze Śnieżnika zielonym pieszym


Zjazd ze Śnieżnika

Ze schroniska zjeżdżamy niebieskim rowerowym (tym samym którym wcześniej wjeżdżaliśmy) na Przełęcz Śnieżnicką. Zaczyna kropić, ale decydujemy się mimo tego jechać dalej. Jedziemy w miarę po płaskim bardzo przyjemnym szlakiem czerwonym rowerowym przez Żmijowiec. Tym samym szlakiem prowadzi również część dzisiejszego wyścigu MTB Challenge. Niestety w pewnym momencie zaczyna się naprawdę konkretna ulewa. Szlakiem płynie normalnie rzeka, a dodatkowo musimy uważać na zawodników, by nie utrudniać im ścigania się. Docieramy kompletnie przemoczeni do Żmijowej Polany. Skoro i tak już jesteśmy cali mokrzy to postanawiamy jechać dalej na Czarną Górę. Podjazd początkowo terenowy, potem asfaltowy. Tędy również wiedzie trasa dzisiejszego wyścigu. Udaje nam się dotrzeć do wieży radiowo - telewizyjnej na Czarnej Górze. Niestety jak się okazuje już po zjeździe omijamy wieżę widokową na szczycie. Z jednej strony szkoda, ale z drugiej strony przy takiej ulewie i tak za wiele byśmy z wieży nie zobaczyli.


Wieża radiowo - telewizyjna na Czarnej Górze (1205 m n.p.m.)

Z Czarnej Góry postanawiamy zjechać terenowo, tak jak prowadzi trasa wyścigu. Jednak szybko okazuje się, że w takich warunkach pogodowych nie był to najlepszy wybór. W dół prowadzi stromy singielek między drzewami, którym praktycznie płynie rzeka. Zjazd jak dla mnie jest niemożliwy. Prowadzimy więc rowery w dół, a mimo tego i tak udaje mi się zaliczyć glebę przez poślizgnięcie się na błocie. Ciężko było mi zejść, więc tym bardziej podziwiam zawodników, którzy tędy zjeżdżali w takich warunkach. Na szczęście singielek wreszcie się skończył i końcówkę błotnego zjazdu, już mniej stromego udało się pokonać jadąc. Nawet załapaliśmy się na fotkę tak jak zawodnicy wyścigu :D


Zjazd, a w zasadzie zejście z Czarnej Góry po ulewie

Dotarliśmy do Przełęczy Puchaczówka. Dalej zdecydowaliśmy się zjechać z trasy wyścigu i jechać asfaltem przez Sienną i Stronie Wieś do Stronia Śląskiego. Dobrze, że było ciepło, więc jazda po kałużach i w deszczu aż tak bardzo nam nie przeszkadzała. gdy dojechaliśmy do centrum Stronia przestało padać i wyszło słońce. więc końcówka dojazdu do noclegu była już całkiem przyjemna.

Takim oto sposobem udało nam się dzisiaj zdobyć najwyższy szczyt Masywu Śnieżnika. Najważniejsze, że na samym szczycie Śnieżnika i podczas zjazdu do schroniska pogoda była dla nas łaskawa, potem i tak już było nam wszystko jedno :D Pomimo nagłego załamania pogody wycieczka i tak była udana :)

Stronie vol.2 - Trzebieszowice i Lądek Zdrój

Sobota, 26 lipca 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Drugi dzień urlopu na wyjeździe. Rano znów zwiedzanie - tym razem Jaskinia Niedźwiedzia i kamieniołom Marianna, zatem na rower znów dopiero popołudniu. Wyjeżdżamy parę minut po godzinie 16tej. Dziś w planie zamek na skale w Trzebieszowicach i Lądek Zdrój.

Początek asfaltem do Stroni Wieś. Tutaj w lewo i terenowo pod górę zielonym pieszym - tym samym, którym zawodnicy maratonu zjeżdżali w stronę mety. Podjazd nie był łatwy. Częściowo szutrowy, a częściowo po kamolach. Udało mi się pokonać bez mała cały - z jednym zatrzymaniem na kamolach. Następnie szutrowy zjazd zielonym rowerowym do Konradowa. Po drodze mijamy dawny wapiennik. W między czasie zaczyna lekko padać deszcz, ale jedziemy dalej.


Dawny wapiennik przy zielonym rowerowym

W Konradowie kawałek asfaltem. Po drodze krótki postój przy dawnym barokowym dworku z XVIII w. Obecnie dwór niestety coraz bardziej popada w ruinę, zresztą jak spora część dworków w tej okolicy.


Dwór w Konradowie z XVIII

Od Konradowa jedziemy terenem czerwonym rowerowym do Trzebieszowic. Początek szlaku to trudny kamienisty podjazd, który dodatkowo utrudnia nam padający deszcz i wredne końskie muchy, które atakują nas na potęgę. Pod koniec podjazdu przestaje padać, ale w terenie dalej mokro. Jedziemy po płaskim przez pola i zarośla,a potem fajnym terenowym zjazdem do torów kolejowych w Trzebieszowicach.

Nasze rowerki na torach

Dalej jedziemy czerwonym rowerowym - ale tym razem asfaltem - na Zamek na Skale. Owy zamek to w zasadzie bardziej hotel i budynek restauracyjny. Zamkiem jest w zasadzie bardziej z nazwy.


Zamek na skale w Trzebieszowicach

Po obejrzeniu zamku dalej asfaltem czerwonym rowerowym w stronę Lądka Zdroju. Po drodze skręcamy w lewo na zielony rowerowy i podjeżdżamy początkowo asfaltem, potem szutrowo do jaskini Radochowskiej. Jaskinia jest już zamknięta. Zwiedzać można tylko z przewodnikiem. Do środka prowadzi bardzo wąskie przejście. Pozostaje nam zjechać z powrotem do czerwonego rowerowego i podążać dalej asfaltem do Lądka Zdroju. Po dotarciu do celu udajemy się na rynek, gdzie znajduje się ratusz i pomnik Trójcy Świętej.


Pomnik Trójcy Św. na rynku w Lądku Zdroju


Ratusz na rynku w Lądku Zdroju

Czas wracać do Stronia. Po oględzinach mapy decydujemy się jechać dalszą częścią czerwonego rowerowego. Początek asfaltowy, w pobliżu ogródków działkowych. Jednak dalej szlak nie jest już taki fajny. Zarośla, krzaki na wysokość połowy roweru. Jakby szlak był kompletnie nie uczęszczany. W efekcie w kasetę i kółeczka przerzutki wkręca się masa traw. Decydujemy się wracać do asfaltu i obrać inną drogę powrotu.


Trawy w napędzie

Jedziemy kawałek asfaltem drogą krajową 392. Potem skręcamy w lewo na Kąty Bystrzyckie. Asfalt w nie najlepszym stanie, ale lepsze to niż
krzaki. Najpierw podjazd, potem zjazd i znów podjazd i jesteśmy w Kątach Bystrz. Tutaj wjeżdżamy w teren na na dalszy odcinek czerwonego rowerowego. Tym razem szlak wiedzie przyjemnym szuterkiem, miejscami są kamienie. Podjazd, zjazd i znów podjazd (i znów podjeżdżaliśmy tu gdzie zawodnicy maratonu mieli zjazd). Z czerwonego zjeżdżamy na ten sam zielony pieszy, którym dziś już jechaliśmy. Tym razem czeka nas zjazd :) Zjazd całkiem fajny, pokonałam cały i to w miarę szybko. Niestety na samym końcu kapeć w tylnym kole - najprawdopodobniej przez dobicie. Szybka zmiana dętki i już tylko asfaltem przez Stronie Wieś do kwatery.

I tak oto wyglądał drugi rowerowy dzień urlopu w Stroniu Śląskim. Kilometrów zbyt wiele może nie wyszło, ale wyjechaliśmy dość późno, a terenowa jazda po górach nie jest łatwa. Najważniejsze, że udało nam się zwiedzić kilka nowych miejsc :)

Stronie vol.1 - objazd trasy Mini MTB Maraton

Piątek, 25 lipca 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Pierwszy dzień urlopu nadszedł :) Na początek zwiedzanie bez roweru - pałac w Kamieńcu Ząbkowickim i kopalnia złota w Złotym Stoku oraz muzeum minerałów przy kopalni. Na rower wyszliśmy więc dopiero po godzinie 19. Czasu za wiele już nie było, zatem postanowiliśmy objechać na spokojnie trasę mini jutrzejszego maratonu, w którym startować nie będziemy.

Startujemy ze Stroni Śląskich i udajemy się do biura zawodów dowiedzieć się, czy trasa wyścigu jest już oznaczona. Podobno jest, zatem jedziemy. Ledwie wyjechaliśmy za sektory startowe i strzałki oznaczające trasę gdzieś wcięło. Spotkaliśmy jakiegoś zawodnika z Great Poland Bike Team i razem z nim pojechaliśmy asfaltem pod górę w poszukiwniu strzałek znaczących trasę. Tak oto dotraliśmy do miejsowości Młynowiec, skąd postanowiliśmy wrócić w pobliże startu wyścigu, bo niestety okazało się, że jedziemy w złym kierunku. Pokonaliśmy w ten sposób już 10 km.

Udało nam się wreszcie odnaleźć strzałki znaczące trasę :) Początek trasy to około 2 km łagodnego podjazdu po asfalcie do Starej Morawy. Tutaj napotkany rowerzysta odłącza się od nas i dalej jedziemy we dwoje. Trasa skręca w lewo i zaczyna się właściwy szutrowy podjazd (z jednym krótkim zjazdowym przerywnikiem) ciągnacy się do około 8 km. Następnie tuż przed rozjazdem Mini\Mega kawałek szybkiego, bardzo niebezpiecznego zjazdu i za rozjazdem dalsza część podjazdu - około 3 km - miejscami błotnistego, gdyż w lesie trwa wycinka drzew. Po pokonaniu podjazdu znaleźliśmy się w najwyższym punkcie trasy - na Suchej Przełęczy (1002 m n.p.m.). Dalej kawałek asfaltowego zjazdu, po czym kawałek po płaskim. Dalej już tylko jakieś 6 km szybkiego zjazdu - najpierw szutrowego, potem przez stoki łąki do asfaltu niedaleko Morawki.Stąd do mety szybki zjazd asfaltem.

Profil trasy Mini:


Takim oto sposobem udało nam się jeszcze przed zachodem słońca trochę dziś pojeździć.Trasa mini ogólnie bardzo łatwa technicznie. Podjazd kondycyjnie wymagający, ale zjazdy bardzo szybkie i przyjemne.

Bike Maraton 2014 - Bielawa

Sobota, 19 lipca 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Kolejny wyścig z cyklu Bike Maraton. Od samego rana świeciło słońce i było bardzo ciepło, co zwiastować mogło dziś tylko jedno - wyścig w prażącym słońcu i upale.

Najgorszy był dla mnie pierwszy podjazd - który z drobnymi przerywnikami miał jakieś 15 km.
Start był na terenie Ośrodka Wczasowo - Wypoczynkowego Sudety przy sztucznym zbiorniku. Po pierwszych metrach wjechaliśmy na szutrowy odcinek, na którym strasznie się kurzyło, ale po chwili wjechaliśmy na asfalt prowadzący mocno w górę, który szybko zniknął i pojawiła się szutrowo - kamienista nawierzchnia. Było mi tak strasznie gorąco, i tak się kurzyło, że momentami ledwie jechałam i tylko widziałam co chwilę kolejne wyprzedzające mnie osoby. Zastanawiałam się cały czas czy dam radę przejechać dystans mega. Po 6 kilometrach wjechaliśmy pod Trzy Buki (628m n.p.m.).

Pierwszy Podjazd tuż za startem

Po osiągnięciu szczytu była chwila odpoczynku na zjeździe, po czym od rozjazdu (tuż za pierwszym bufetem) na 9 kilometrze Mini/Mega zaczynał się kolejny wymagający dobrej kondycji podjazd. Na 12 km kolejny bufet i dalsza część kamienistego, wcale nie łatwego podjazdu pod Wielką Sowę (1015m n.p.m.). Na szczęście im wyżej tym robiło się chłodniej, więc jechało mi się coraz lepiej. Udało mi się nawet pokonać cały podjazd, co jest dla mnie sporym osiągnięciem.


Na podjeździe


Pokonywanie kamieni


Pokonywanie kamieni

Po osiągnięciu szczytu był około 2,5 kilometrowy zjazd, na którym pod sam koniec dostałam w prawe kolano jakąś grubą gałęzią i przed oczami aż zobaczyłam chyba wszystkie możliwe gwiazdozbiory świata. Po zjeździe na dół kolejny podjazd wokół Małej Sowy (972m n.p.m.), a potem na Średnią Górę, gdzie znajdował się drugi bufet (na 21 km trasy), z której był trudny technicznie zjazd po korzeniach i kamieniach. Najbardziej jednak podobały mi się reakcje turystów, którzy widząc jak podjeżdżam aż klaskali i gratulowali. Na jednym z podjazdów - mnie pamiętam którym jeden z okolicznych mieszkańców polewał zawodników wodą z węża dla ochłody - oczywiście z chęcią z tego skorzystałam. Większość zjazdu z Średniej Sowy udało mi się pokonać, jednak w kilku miejscach musiałam się podeprzeć nogą.

Do 31km, czyli rozjazdy Giga / Mega było jeszcze kilka wymagających zjazdów i podjazdów. Najgorszy był krótki asfaltowy podjazd pod schronisko. Pokonałam cały podjazd, jednak łatwo wcale nie było. Sprawiło mi to nie lada radość, tym bardziej, że obok mnie rowery prowadziło wielu facetów. Od rozjazdu trasa prowadziła szczytami gór z kilkoma zjazdami i podjazdami, między innymi na Lisie Skały, ale cały czas jechało się ciężkim terenem po kamieniach i korzeniach. W pobliżu 36 km trasa powoli zaczynała prowadzić w dół z początku terenem po korzeniach i kamieniach, a potem bardzo szybkimi szutrami z mnóstwem niebezpiecznych zakrętów. Na jednym z nich o mało co nie wypadłam z trasy w drzewo. Ostatnie około 2 km do mety to już łagodny zjazd, który pokonaliśmy na rozgrzewce, więc już go znałam, i wiedziałam jaką obrać ścieżkę jazdy.


Szybki zjazd


Tak się kurzyło na trasie


Podjazd


Na zjeździe


Kolejny zjazd


Zjazd przed metą

Po przyjeździe na metę nie wiedziałam na jakiej uplasowałam się pozycji. Dopiero po chwili dostałam od Bike Maratonu smsa z wynikiem dzisiejszego wyścigu: miejsce 7 z 9 w K2 Mega i 364 z 516 Open.

Profil trasy maratonu: