Zimowa terenówka

Niedziela, 6 stycznia 2013 · Komentarze(3)
Podczas wczorajszej wycieczki do Olsztyna zadzwonił do mnie Przemek z propozycją terenowego wypadu w niedzielę. Szczegółów zbyt wiele nie było - godzina 9, miejsce standardowe. Na wycieczkę z ekipą z CFR zdecydował się także mtbiker, który przyjechał do Czewy z DG kilka minut po godzinie 8. Pojechaliśmy pod skansen. Na miejscu spotkania czekał już Przemek. Po chwili dotarli jeszcze Adam i Stefan. Nie byłam do końca przekonana czy poradzę sobie w trochę trudniejszym niż poprzednio terenie w SPD, ale raz się żyję. Jakoś nauczyć się trzeba.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, następnie przez Cmentarz Żydowski. Kawałek asfaltem przez legionów i następnie terenem przez Ossona. Jeszcze nie zdążyłam podjąć próby podjazdu na sam szczyt, a już zdążyłam zaliczyć pierwszy dziś upadek - nie zdążyłam się wypiąć z SPD podczas zatrzymania. Na górę udało mi się podjechać, ale na dwie raty, z postojem w tym samym miejscu co zwykle. Już po zjeździe z Ossona, kawałek przed czerwonym rowerowym zaliczyłam drugi upadek - mtbiker zajechał mi lekko drogę i koło ślizgnęło mi się w koleinie koło kałuży. Pozbierałam się, podczas gdy chłopaki robili mi zdjęcia i pojechaliśmy dalej czerwonym rowerowym. Zjechaliśmy potem na czerwony pieszy, prowadzący przez Zieloną Górę. Udało mi się podjechać nieco dalej niż zwykle. Może mogłabym i jeszcze dalej, ale koło poślizgnęło mi się na korzeniu i zanim zdążyłam się wypiąć leżałam trzeci raz. Na szczyt rower postanowiłam wprowadzić. Na górze poprosiłam chłopaków o poluzowanie SPDów, aby łatwiej było mi się wypinać. Do akcji wkroczyli mtbiker i Piksel. Dodatkowo zdjęli mi również platformy, abym mogła szybciej się także wpinać. Mimo tego pech ciągle nade mną wisiał. Zaraz na początku zjazdu kolejny upadek - wszystko przez te liście, pod którymi nie widać korzeni i kamieni. Szybko się podniosłam, nikt nic nie widział i zjechałam na dół do czerwonego rowerowego.

Przemo zaproponował, że zamiast od razu wyjeżdżać na asfalt poprowadzi nas ścieżką dydaktyczną koło stawów polodowcowych w Kusiętach. Jedziemy, prosta terenowa dróżka, nagle słyszę "uwaga". Zanim się zorientowałam o co chodzi, zdążyłam już wylądować na glebie. Jeżeli dobrze pamiętam, to Przemek nagle przyhamował, a jadąc kawałek za nim, nie zdążyłam w porę zareagować. Pokonaliśmy zaledwie kilkadziesiąt metrów. Jechałam za Pikselem. Przejeżdżaliśmy przez błoto. Piksel momentalnie zwolnił, a ja ponownie spóźniłam reakcję... i wylądowałam w błotku. Cóż na szczęście lądowanie było miękkie :D Przejechaliśmy kawałek asfaltem i koło szkoły w Kusiętach skręciliśmy w teren, by dojechać do Gór Towarnych. Pojechaliśmy najpierw koło jaskini. Chłopaki jechali przodem, ja z Alkiem z tyłu. Przejechałam dołem między drzewami, Alek górą zaraz obok jaskini i miedzy skałkami. Dalej przez polanę i podjazd na kolejne skałki w Towarnych. Chłopaki pojechali najbardziej stromym wjazdem, ja podjechałam bokiem tym łagodniejszym zboczem. Na szczycie chwila przerwy, podczas której Przemek postanowił spróbować podjazdu na Rockim. Następnie zjazd z Towarnych. Kawałek rower sprowadziłam, a resztę zjechałam.

Wyjechaliśmy na asfalt i udaliśmy się do Olsztyna. Następnie skierowaliśmy się terenem na Lipówki. Jak zwykle nie udało mi się podjechać na sam szczyt. Chwila przerwy i zjazd z Lipówek w stronę Biakła. Minęliśmy bokiem Biakło i zjechaliśmy do Sokolich do żółtego rowerowego. Następnie czerwonym pieszym, większości prowadząc rowery po śniegu podeszliśmy pod Puchacz. Zjechaliśmy potem znów do żółtego rowerowego. Dotarliśmy do asfaltu i pojechaliśmy do leśnego, gdzie siedzieli m.in. Bartek, Kulisty i inni rowerzyści. Posiedzieliśmy chwilę i przyszedł czas powrotu.

Od wyjazdu z domu zdążyło nasypać trochę śniegu, więc powrót był ciekawy :D Pojechaliśmy kawałek asfaltem w stronę Biskupic, Następnie wjechaliśmy w teren. Najpierw żółty pieszy, potem czarny pieszy i niebieski rowerowy. Następnie zjechaliśmy z niebieskiego i dojechaliśmy do rowerostrady. Rowerostradą do końca, potem na drugą stronę torów, kawałek przez lasek do Bugaja, asfaltem do przejazdu kolejowego i przez Michalinę. Przy DK1 chłopaki pojechali prosto, a my z Alkiem skręciliśmy w lewo pod wiadukt.

Podsumowując - ciekawa wycieczka, ze sporą dawką terenu i podjazdów. Wyjeżdżając z domu było całkiem sucho. Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie napada tyle śniegu, że wracać do domów będziemy niemalże w zimowych warunkach. Pogoda czasem potrafi zaskoczyć swoją zmiennością.

Przez ten upadek jestem jakaś taka niewyraźna :D fota by Przemo2:

Komentarze (3)

W końcu nauczysz się wypinać i nie będziesz się wywracać ;)

mtbiker 18:03 poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ja się tak szybko nie poddaję :D mój upór mi nie pozwala na to. W sumie dzisiaj pomimo 7 upadków się nie poobijałam prawie wcale. Część upadków była że tak to ujmę w pewien sposób kontrolowana. Zamiast szarpać się próbując wypiąć w ostatniej chwili i na przykład uderzyć w kamień lub polecieć w przód wolałam po prostu upaść wcześniej specjalnie. każdy kolejny upadek nauczył mnie pewnego odruchu obronnego :D

EdytKa 21:20 niedziela, 6 stycznia 2013

Teraz obie jesteśmy poobijane:) Szacunek, że za każdym razem jechałaś dalej. Osobiście, to po drugim upadku odpuściłabym jazdę i wybrała asfalt. Szacunek za wytrwałość.

Skowronek 20:16 niedziela, 6 stycznia 2013
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!