Żwawym tempem do Złotego Potoku - średnia 20 km/h od początku roku

Sobota, 21 lipca 2012 · Komentarze(2)
Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam czas wybrać się na jakąś wycieczkę dłuższą niż 60 km. Pomyślałam, że sobota wolna od innych zajęć będzie doskonałą okazją ku temu, by wyrwać się gdzieś kawałek dalej. Robert musiał iść na rano do pracy, więc umówiłam się na godzinę 11 z arturm i mario66 na wypad do Złotego Potoku, a Robert miał do nas dojechać gdzieś po drodze.

Ruszyliśmy spod skansenu i pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, potem ścieżką wzdłuż rzeki i asfaltem w stronę Guardiana. Po drodze krótki postój, bo było mi dość chłodno i chciałam się przebrać. Następnie obok nastawni, kawałek terenem do rowerostrady i rowerostradą do końca. Dalej najpierw asfaltem, potem terenem przez Skrajnicę do Olsztyna. W Olsztynie w prawo na rondzie i dalej główną drogą na Złoty Potok. W Przymiłowicach skręciliśmy w prawo w stronę Kielnik. Dalej jechaliśmy przez Przymiłowice asfaltem, ale boczną drogą koło stadniny, aż dojechaliśmy do czerwonego rowerowego. Po wjechaniu w teren znów postój, bo rozpogodziło się i było nam już gorąco, więc trzeba było znów się przebrać.

Terenem czerwonym szlakiem dojechaliśmy do Zrębic. Dalej asfaltem przez Zrębice, koło kościoła, potem przez Krasawę i Siedlec. W Siedlcu kawałek bocznymi drogami asfaltem niebieskim rowerowym, bo na głównej drodze kładli nowy asfalt. Po powrocie na główną już prosto do Złotego Potoku. W Potoku szlakiem „ku źródłom” zielonym rowerowym / żółtym pieszym, gdzie po drodze minęliśmy się z endecja_czwa. Przy stawie zatrzymaliśmy się na chwilę na szybkie foto łabędzi. Dalej koło szlakiem koło amfiteatru, aż dotarliśmy na błonia. Przejechaliśmy przez błonia i zatrzymaliśmy się na chwilę odpoczynku nad Amerykanem.

Po przerwie pojechaliśmy na drugą stronę stawu. Dalej czerwonym szlakiem pieszym między drzewami i pomiędzy rozstawionymi z powodu trwającego lata filmowego namiotami. Po drodze musieliśmy jeszcze zmieścić się na wąskim szlaku razem z autami dojeżdżającymi do namiotów. Wszędzie się tymi autami wpakują, brak słów. Dalej już cały czas asfaltem przez Potok, Ostrężnik, Suliszowice, gdzie nawet podjazd pod górkę nie był aż taki straszny jak myślałam. Cały czas asfaltem niebieskim / żółtym rowerowym przez Zaborze, gdzie dojechał do nas Robert. Dalej już we czwórkę asfaltem przez Biskupice Nowe i Biskupice do baru leśnego. W Biskupicach na zjeździe rozpędziłam się do 63,5 km/h.

W leśnym chwila przerwy na pogaduchy i powrót do domów. Pojechaliśmy z baru asfaltem do rynku w Olszynie, a następnie przez Kusięta, obok nastawni, koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki i w stronę skansenu. Dalej Aleją Pokoju, gdzie odłączył się mario66. Dalej Jagiellońską, gdzie przy skrzyżowaniu z Niepodległości pożegnaliśmy się z arturm. Robert odwiózł mnie pod Dom i potem wrócił do siebie.

Super wycieczka w doborowym towarzystwie i w dobrym tempie. Dystans także dłuższy niż ostatnimi czasy. Tego mi było trzeba. Nawet wąsie oponki nie sprawiały mi problemów w terenie. Oby było więcej takich wypadów jak dziś :) Tak przy okazji, kiedyś myślałam, że to niemożliwe, a jednak udało mi się dobić do średniej 20 km/h od początku mojego bytu bikestats. Teraz trzeba dążyć do dalszych postępów.

Widok na zamek ze Skrajanicy © EdytKa


Łabędzie w Złotym Potoku © EdytKa


Z łabądkami © EdytKa


Rowerek, który spotkaliśmy na szlaku - właściciel nawet proponował nam przejażdżkę © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem Poraj i Olsztyn

Piątek, 20 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano dojazd do pracy. Trasa jak zawsze. W drodze na wiadukcie na Niepodległości minęłam się z Pikselem. Po pracy do domu również tą samą trasą. Stojąc na czerwonym świetle na przejściu dla pieszych przy Bór zauważyłam, że można już jeździć po drugiej stronie wiaduktu. Od razu zaczęłam zastanawiać się od kiedy, czy już aż tak jeżdżę na pamięć, że wcześniej nie zawróciłam na to uwagi? :D

Popołudniu chciałam wybrać się gdzieś dalej niż to bywało ostatnio. Do głowy wpadł mi pomysł wypadu do Poraja, a potem Olsztyna. Na miejsce startu przybył jeszcze Wojtek. Pomimo tego, że dalej mam opony 1,5 chciałam pojeździć trochę w terenie, więc trasę dopasowaliśmy tak, by było to możliwe.

Ruszyliśmy spod skansenu w stronę huty. Pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana i koło nastawni. Musieliśmy na chwilę się zatrzymać, żebym przetarła sobie łańcuch zanim wjedziemy w teren, bo z braku smaru musiałam posmarować go olejem silnikowym i okazało się, troszkę za dużo go użyłam. Ruszyliśmy dalej w stronę rowerostrady. Przenieśliśmy rowery na drugą stronę torów i pojechaliśmy ścieżką przy torach. Dotarliśmy do szlaku niebieskiego rowerowego / zielonego pieszego. Trzymając się niebieskiego rowerowego dojechaliśmy do asfaltu na Dębowcu. Pojechaliśmy w stronę torów i przed torami skręciliśmy w lewo. Kawałek terenem, potem asfaltem dojechaliśmy do przejazdu kolejowego. Za przejazdem pojechaliśmy asfaltem nad zalew. Jeszcze kawałek po szutrze wzdłuż zalewu i potem chwila przerwy na plaży.

Spożywając batonika i patrząc na parę, która robiła nad zalewem ślubne zdjęcia zwróciłam uwagę na to jak wygląda napęd w moim rowerze. Po tym jak olej się rozprowadził od razu było widać jakich używałam najczęściej przełożeń podczas jazdy. Najbardziej zabrudzone były 4 najmniejsze zębatki wolnobiegu. Pogadaliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej w drogę.

Pojechaliśmy asfaltem znów do przejazdu kolejowego. Za przejazdem prosto w stronę Choronia. W Choroniu skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy pod górę w stronę kościoła. Podjazd dziś poszedł mi jakoś wybitnie łatwo - to chyba sprawa tego batonika od Gawła :D nawet voit na podjeździe został z tyłu. Po chwili wytchnienia zjechaliśmy w dół do Dębowca. Następnie terenem pomarańczowym rowerowym dojechaliśmy do asfaltu, którym dotarliśmy do baru leśnego. Było już przed 2o więc nie spotkaliśmy tam żadnego rowerzysty. Posiedzieliśmy chwilę przy coli i zebraliśmy się z powrotem.

Pojechaliśmy najpierw terenem pod górkę na Skrajnicy, a następnie asfaltem do rowerostrady. Rowerostradą do końca i potem kawałek terenem do nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana. Pierwszy raz od dłuższego czasu natrafiliśmy na zamknięty przejazd kolejowy przed Guardianem. Dalej pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki i koło skansenu. Na Alejce Pokoju pożegnaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę.

Jak na wąskie oponki to jazda w terenie była całkiem przyjemna. Tylko na piachu kółka się dość mocno kopały, no i uciekały na większych kamieniach. Na leśnych i szutrowych ścieżkach prawie wcale nie odczułam różnicy w ogumieniu. Łatwiej natomiast jedzie się po asfalcie. Wypad dobrym tempem w miłym towarzystwie.

Mistrzowie drugiego planu - nad zalewem w Poraju © EdytKa


Nazwy nie znam, ale te piękne dzwoneczki zwróciły moją uwagę na pomarańczowym rowerowym © EdytKa

Droga do i z pracy

Czwartek, 19 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano droga do pracy, trasa jak zwykle. Niedługo będę znać na pamięć całą trasę i bedę mogła jechać z zawiązanymi oczami :D Od samego ranka zapowiadał się ciepły dzień iz początku był. Jednak koło 15 zaczeło padać. Na szczęście przed końcem pracy rozpogodziło się.

Droga do domu już taka fajna nie była - starałam się omijać kałuże po dość mocnym deszczu, żeby dojechać sucho, jednak nie było to zależne tylko ode mnie - kierowcy wogóle nie zwracają uwagi na kałuże i na to, że mogą ochlapać jadącego rowerzystę. Przejeżdzając pod mostem na Jagiellońskiej spotkałam kuzyna, który również rowerem wracał z pracy do domu.

Droga do i z pracy, a potem Olsztyn

Środa, 18 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano do pracy, niezmienną od dłuższego czasu trasą. Monotonia... Trzeba coś wymyślić na zabicie rutyny. Po pracy do domu tą samą trasą, przy czym skróciłam ją sobie jadąc przez lasek zamiast Jagiellońską. Nie był to jednak najlepszy pomysł po ostatnich opadach deszczu. Trochę kałuż do ominięcia było - prawie jak slalom gigant :D

Po pracy umówiłam się z Bartkiem (Mr. Dry) na asfaltową przejażdżkę do Olsztyna. Miało być krótko i spokojnie, bo Bartek całkiem niedawno przejechał podczas Peta Orbity 500 km w niecałe 24h. Krótko było, jednak jak to zwykle bywa nie do końca spokojnie. Najdziwniejsze było to, że to podobno ja narzuciłam takie tempo :D No w sumie Bartek mógł jeszcze mieć mniej sił po takim dystansie, ale nie sądziłam, że jadę za szybko.

Wystartowaliśmy spod skansenu. Pojechaliśmy w stronę huty, obok ocynkowni, koło Guardiana i do nastawni. Dalej kawałek terenem i potem rowerostradą do końca. Następnie wyjechaliśmy na główną drogę, gdyż okazało się, że oboje nie zbyt lubimy dojeżdżać do Olsztyna przez Skrajnicę - ja akurat zdecydowanie wolę tamtędy wracać. Główną dojechaliśmy do Olsztyna i udaliśmy się do baru leśnego, zastanawiając się czy w ogóle kogoś tam zastaniemy - chociaż jak odjeżdżaliśmy spod skansenu jakiś pan siedzący na ławce powiedział nam, że chwilę wcześniej pojechało dwóch rowerzystów w stronę dworca.

W leśnym spotkaliśmy tym razem tylko Poisonka i kobe24la oraz trenera Marka Cieślaka. Dawno nie miałam okazji spotkać trenera, a już tym bardziej siedzieć obok niego. Chwilę posiedzieliśmy i trzeba było wracać.

Pojechaliśmy we czwórkę, ale parami. Z przodu Arek i Marcin, za nimi Bartek i ja. Najpierw terenem przez górkę na Skrajnicy, potem asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca i kawałek terenem do nastawni. Dalej koło Guardiana, obok ocynkowni, koło skansenu i Alejką Pokoju. Arek i Marcin pojechali jeszcze do Andrzeja, a my z Barkiem rozdzieliliśmy się na końcu Alei Pokoju. Zaczęło lekko padać, ale na szczęście już miałam blisko. Pojechałam jak zwykle Jagiellońską i dalej przez osiedle do domu. Jak byłam już prawie pod domem przestało padać, a nad blokami pojawiła się tęcza. Przejechałam jeszcze kilka metrów przez osiedlu, by cyknąć fotkę i wróciłam z powrotem.

Nie wiem jak to wytłumaczyć i jak to jest, ale coraz częściej obserwuję pewne zjawisko - otóż, zawsze jak z założenia ma być spokojna wycieczka to wychodzi zupełnie na odwrót :D W każdym bądź razie to była przyjemna wycieczka w dobrym towarzystwie :)

A po deszczu - tęcza nad miastem © EdytKa

Krótka wieczorna przejażdżka

Wtorek, 17 lipca 2012 · Komentarze(0)
Pogoda była dziś bardzo zmienna. Całą dniówkę w pracy zastanawiałam się czy uda się wyjść na rower i nie zmoknąć czy się nie uda. Miałam jechać na Grabówkę do kumpeli na dwóch kółkach, ale zbierały się ciemne chmury więc pojechałam autem i to była dobra decyzja, bo po drodze zaczęło ostro lać. Gdy wracałam do domu rozpogodziło się.

Było dopiero kilka minut po godzinie 20, więc zdecydowałam, że szybko się przebiorę i przejadę chociaż kilka km, by zapomnieć o bolącej oparzonej nodze (to chyba była kara za to, że pomimo przygotowań prawie w ostatniej chwili zrezygnowałam z orbitowania na rzecz I Częstochowskiego Fotorajdu Klasyków - oparzyłam się o tłumik od garbusa, którym zajęliśmy drugie miejsce w rajdzie).

Pojechałam ścieżką rowerową przez Orkana, Jagiellońską, Alejkę Pokoju do skansenu . Dalej asfaltem w stronę huty, obok ocynkowni, koło Guardiana i koło nastawni. Następnie kawałek terenem wzdłuż torów, po czym przeniosłam rower na drugą stronę i pojechałam przez lasek do Bugaja. Dalej asfaltem przez Bugaj, przez przejazd kolejowy do DK1. Następnie przez Długą i Jesienną wróciłam do domu.

Spontaniczny, krótki, samotny wypad. Udało się nie zmoknąć. Na asfalcie prawie zapomniałam o tym, ze boli mnie noga. Gorzej było na jakichś nierównościach, gdzie mnie wytrzęsło. Na szczęście szybko się goi i mam nadzieję, że za kilka dni będę mogła trochę więcej pojeżdzić w terenie.

Babska jazda po asfalcie

Piątek, 13 lipca 2012 · Komentarze(4)
Udało się – po dość długim czasie udało się wreszcie wybrać na typowo babski rowerowy wypad. Umówiłam się z Darią na spokojną asfaltową przejażdżkę – gdyż obie mamy obecnie założone wąskie opony. Spotkałyśmy się na górce na Jesiennej.

Pojechałyśmy przez Długą do Bugaja. Następnie przez przejazd kolejowy i kawałek główną drogą. Później zjechałyśmy na rowerostradę. Dalej przez Skrajnię do Olsztyna. Z Olsztyna na Biskupice – oj jak ja „lubię” tę górkę. Może kiedyś uda mi się na nią wjechać tak jak Darii. Na szczycie górki zauważyłam, że wyjechałam „na sucharka”, bo bidon i portfel zostały na biurku :( Cóż, jechałam dalej. Z Biskupic przez Zrębice, potem główną drogą przez Przymiłowice znów do Olsztyna. Skowronek poratowała mnie przy sklepie odrobiną wody. Z Olsztyna pojechałyśmy przez Kusięta, po drodze mijając się z Bartkiem. Na szczycie górki Daria pokazała mi pamiątkową tablicę na jednym z domów, w którym niegdyś bywał Czesław Miłosz – przejeżdżałam tam tyle razy i nigdy jej nie zauważyłam. Następnie jechałyśmy obok nastawni, koło Guardiana, przez rondo Ronalda Raegana, Alejką Pokoju i Jagiellońską, gdzie każda z nas pojechała w swoją stronę.

Bardzo przyjemny wypad w świetnym towarzystwie. Dziś już dużo chłodniej niż ostatnio. Fajnie jest czasami pokręcić w damskim gronie. Z facetami jest zupełnie inna jazda i zupełnie inaczej wygląda rozmowa :D Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda się wyjechać w gronie samych kobiet.

Szybki wypad do Olsztyna

Czwartek, 12 lipca 2012 · Komentarze(0)
Dziś planowany już wczoraj ostatni test przed Orbitą. Jazda moim rowerem na slickach 1,5. Robert pomógł w zmianie opon, ja w tym czasie troszkę wyczyściłam rower ze zgromadzonego ostatnio błota. Umówiłam się wcześniej na wieczorny wypad do Olsztyna z Arturem (arturm). Robert nie był niestety chętny na przejażdżkę w towarzystwie i wolał pokręcić trochę ze słuchawkami na uszach. Odprowadził mnie tylko przez Jesienną i Długą na Bugaj na miejsce spotkania, a potem samotnie ruszył w drogę.

Pojechaliśmy więc w duecie. Kawałek główną drogą na Olsztyn, następnie przez lasek i dojechaliśmy do torów. Przedostaliśmy się z rowerami na drugą stronę i kawałkiem terenu dotarliśmy do rowerostrady. Dojechaliśmy rowerostradą do końca, po czym przecięliśmy główną drogę i pojechaliśmy asfaltem przez osiedle "pod wilczą górą". Następnie znów kawałek główną i byliśmy u celu. Nie dotarliśmy do samego centrum, tylko bez postoju udaliśmy się od razu z powrotem. Pojechaliśmy asfaltem do Kusiąt. W Kusiętach postanowiliśmy zboczyć w teren na czerwony rowerowy. Zaczynało lekko padać, ale jechaliśmy dalej. Czerwonym rowerowym dotarliśmy do asfaltu i skręciliśmy w lewo w stronę Legionów. Coraz mocniej padało, ale widać już było na niebie przejaśnienia. Pojechaliśmy ścieżką na Legionów, potem po mokrej i śliskiej kostce brukowej w stronę huty (muszę przyznać, że wytrząsnęło mnie dziś niesamowicie na tych oponkach). Następnie obok skansenu, gdzie już przestało kropić, potem Alejką Pokoju, Jagiellońską i Orkana do domu. Artur odwiózł mnie pod dom i pojechał do siebie.

Jestem zadowolona z dzisiejszego testu. Podczas tak krótkiej wycieczki miałam okazję przetestować jak mój rower zachowa się na wąskich oponkach zarówno na piachu, na szutrze, suchym i mokrym asfalcie, podczas skrętów, a nawet na kamieniach. Najgorzej było na piasku, gdzie strasznie się kółka kopały i wybojach, gdzie dość mocno było czuć każdy kamień. Ale w sumie trasa Orbity biegnie asfaltem, a na takiej nawierzchni jechało mi się bardzo przyjemnie. Ostateczna decyzja podjęta - jadę na PO swoim rowerem.

Droga do i z pracy, a potem do Altany Żywiec

Środa, 11 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano droga do pracy. Trasa jak zawsze. Wreszcie troszkę chłodniej. Prace na Niepodległości postępują coraz szybciej. Po pracy powrót tą samą drogą, ale z "bagażem". Wiozłam ze sobą trzymając w lewej ręce zrywkę ze sztycą i siodełkiem, do tego miałam na ręce dwie opony zwinięte i spięte kawałkiem przewodu. Pozostała mi do dyspozycji tylko jedna ręka, którą musiałam i hamować i kierować i jeszcze trzymać równowagę. Dotarłam do domu bez żadnych uszkodzeń.

Po południu wypad do Altany Żywiec odebrać pakiet startowy na Peta Orbitę. Pojechałam przez Jagiellońską, Bór do linii tramwajowej. Dalej cały czas wzdłuż torów. Przy kwadratach dołączył do mnie jeszcze Robert. Po odebraniu wszystkich klamotów powrót do domu taką samą drogą. Po drodze jeszcze krótki postój u Gawła w celu zabrania opon. Jutro test.

Olsztyn - pierwszy raz na trekingu

Wtorek, 10 lipca 2012 · Komentarze(0)
Wczoraj odebrałam od Gawła rower trekingowy, który złożył z myślą o tym, bym pojechała nim na Peta Orbitę. Robert jeszcze musiał go wyregulować, przy okazji urwał wałeczek przy śrubie zacisku od sztycy, czy jak to się tam nazywa. Udało mu się jednak jakoś to poskładać i dziś wybraliśmy się na testową przejażdżkę.

Trasa przebiegała prawie w 100% asfaltem. Pojechaliśmy przez osiedle do Alei Pokoju, obok skansenu, dalej w stronę huty, na rondzie w prawo i koło Guardiana. Następnie koło nastawni i przez Kusięta do Olsztyna. W Olsztynie przez rozkopany rynek do baru leśnego. Jakoś tak z początku dziwacznie mi się jechało.

W leśnym spotkaliśmy liczną grupę szosowców, kilku żelków, ekipę Gronka, jedną kobietę – Asię, kulistego i poisonka. Jak to z reguły bywa w tym towarzystwie, było niesamowicie głośno. Mega śmieszna atmosfera. Posiedzieliśmy chwilę, część szosowców pojechała i zebraliśmy się z powrotem razem z Arkiem.

Pojechaliśmy chyba najkrótszą trasą – najpierw do rynku w Olsztynie, potem kawałek główną drogą i w prawo przez osiedle „pod wilczą górą”. Następnie przez Kręciwilk, obok nastawni, koło Guardiana i w stronę skansenu. Dalej Aleją Pokoju do Jagiellońskiej, gdzie odłączył się Arek, jeszcze kawałek Jagiellońską i przez osiedle do domu.

Jak na pierwszy raz na rowerze trekingowym z większymi kółkami niż w góralu mam mieszane uczucia. Nie wiem dlaczego, ale z początku jechało mi się mało komfortowo. Dopiero po kilku kilometrach zaczęłam się bardzo powoli przyzwyczajać do tego sprzętu. Muszę jeszcze zrobić kilka km zanim zdecyduję się nim pojechać na dłuższy dystans.

Pożyczony trekking © EdytKa

Droga do i z pracy troszkę inaczej

Wtorek, 10 lipca 2012 · Komentarze(0)
Z samego rana wsiadłam na rower i pojechałam do pracy standardową trasą. Na Niepodległości dalej trzeba było jechać kawałek po torach. Tuż przez pracą okazało się, że wyjechałam dziś za wcześnie, więc zrobiłam sobie jeszcze małe kółeczko - Sobieskiego, Śląską, Focha, Nowowiejskiego, ponownie Sobieskiego, Wolności do ronda i pod pracę.

Z powrotem też pojechałam nieco inaczej, przez Niepodległości - gdzie nie było już przeszkód do Jagiellońskiej i przez osiedle do domu. Trochę dziś wietrznie, ale dobrze, że nie ma już upałów.