Po niedzielnym i poniedziałkowym odpoczynku od roweru (nie licząc dojazdu do pracy) nadszedł czas, by wybrać się w teren. Razem ze mną pojechali jeszcze Kamil i Łukasz. Na zbiórkę koło Jagiellończyków nie zdążyła Ola, ale umówiłyśmy się, że dołączy do nas w Olsztynie.
Tak więc początkowo w trójkę. Aleją Pokoju, przez Kucelin, Cmentarz Żydowski i dalej Legionów. Skręcamy w prawo i terenem przez Kamieniołom Prędziszów, po czym znów kawałek Legionów (gdzie spotykamy Martę - TęczowaMagia). Z Legionów w prawo i na Ossona. Podjazd na szczyt, po czym wdrapujemy się jeszcze wyżej i zjeżdżamy singielkiem. Następnie zjazd do czerwonego rowerowego i czerwonym w stronę Zielonej Góry. Podjazd na Zieloną (który jak zwykle mnie pokonał) i zjazd obok jaskini z powrotem do czerwonego szlaku. Kawałek asfaltem przez Kusięta, po czym w prawo i terenem w stronę Towarnych. Kawałek przed jaskinią sms od Oli, że czeka na zamku. Niestety po podjechaniu do jaskini okazuje się, że złapałam kapcia w przednim kole. Zjazd na polanę niestety na piechotę. Łukasz odjechał gdzieś na bok, a ja z Kamilem obydwoje męczylismy się ze zdjęciem opony. Bez skutku. Chyba mam w tym za małe doświadczenie, bo gdy Łukasz do nas wrócił zdjął oponę w momencie. W międzyczasie skontaktowałam się z Olą, i powiedziałam, że jeśli nie chce czekać może przybyć na polanę w Towarnych. Zdążyliśmy uporać się z kapciem, a Oli ciagle nie było. Po kolejnej rozmowie okazało się, ze pojechała trochę za daleko. Umówiliśmy się więc ponownie w Olsztynie, a że mieliśmy bliżej, to postanowiliśmy jeszcze wjechać na ruiny zamku i zjechać z powrotem :D I akurat gdy wróciliśmy na rynek zauważyliśmy czekającą Olę :)
Dalej we czwórkę :D Najpierw asfaltem w stronę Biskupic, a potem terenem wokoło Sokolich. Z uwagi na fakt, że pomału zapadał zmierzch nie zwróciłam uwagi jakimi jechaliśmy szlakami. Tym bardziej, że w zasadzie jedyna miałam na tyle dobrą lampkę, by oświetlać drogę nie tylko sobie, ale i reszcie ekipy. Wiem tylko, że najpierw jechaliśmy żółtym rowerowym, potem kawałek czarnym i niebieskim rowerowym. I chyba właśnie na czarnym rowerowym doszło do małej kraksy. Ola rozmawiając przez telefon zderzyła się z Łukaszem. Szczegółów nie znam, bo jechałam z przodu. Znów ominęło mnie co najlepsze :D Żart. Na szczęście strat w ludziach nie było. Niestety w wyniku zderzenia w Oli rowerze odkręciła się kierownica na mocowaniu z mostkiem i zaczęła się tak ciągle okręcać. Nikt z nas nie miał niestety imbusa, więc musieliśmy zwolnić nieco tempo i po wyjechaniu z Sokolich kontynuować jazdę wyłącznie asfaltem. Dojechaliśmy do rynku w Olsztynie, dalej kawałek główną, rowerostradą i znów główną do DK1. Dalej wzdłuż trasy na Raków. Łukasz pożyczył Oli lampki, by mogła coś widzieć podczas dalszej jazdy. Odprowadziłam jeszcze kawałek Olę przez Raków i na Jagiellońskiej przed Makro skręciłam już w osiedle.
I takim oto sposobem z planowanych dwóch i pół godzin jazdy, po przygodach jakie nas spotkały wyszło prawie o godzinę więcej :D Są rzeczy których się nie przewidzi. Dobrze, że nikomu z nas nic się nie stało, a sprzęt czasem lubi sprawiać problemy i to z reguły wtedy, kiedy najmniej tego się człowiek spodziewa.
Dziś noc spadających gwiazd. Perseidy, bo tak nazywa się właściwie spadające gwiazdy, najlepiej obserwować z dala od miasta, w jak najmniej oświetlonej okolicy. Z uwagi na ten fakt zaproponowałam na CWR wieczorny wypad do Olsztyna, by móc razem zobaczyć chociaż kilka perseidów. Prognoza pogody nie była do końca pewna, ale postanowiliśmy zaryzykować.
Na miejscu spotkania o 20,15 poza mną i Alkiem stawili się jeszcze Ola, Sylwia, Łukasz, Michał, Adam (Piksel), Daniel i Kamil. Ruszliśmy w drogę. Najpierw Aleją Pokoju, przez Kucelin i przez Cmentarz Żydowski. Dalej Legionów (gdzie odłącza się Piksel z przyczyn technicznych) i przez terenem przez górę Ossona, ale z pominięciem szczytu. Następnie terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt. Dalej asfaltem przez Kusięta do Olsztyna. Część ekipy (w tym Alek, Łukasz, Daniel i ja) postanawia wjechać na ruiny zamku, a część czeka na dole. Wjeżdżam pierwsza, przekonana o tym, że jak zwykle nie dam rady, a chłopaki jadą za mną. Ku mojemu zaskoczeniu podjechałam cały podjazd, pewnie dlatego, ze była noc :D Jeszcze bardziej byłam zaskoczona, gdy okazało się, że tym razem to chłopaki polegli na podjeździe. Alkowi poślizgnęło się koło, Łukasz zaliczył glebę, bo miał za słabą lampkę, a Kamil również poległ. Czułam się przez chwilę jak bym zwyciężyła w jakichś zawodach :D Na szczycie zamku chwila przerwy i zjazd do reszty ekipy. W tym momencie odłączył się od nas Kami, a my pojechaliśmy dalej asfaltem w stronę Przymiłowic i potem w prawo w stronę kamieniołomu, do którego dojeżdżamy terenem czerwonym rowerowym.
Jak się okazało, nie byliśmy jedynymi, którym wpadł go głowy pomysł oglądania gwiazd w kamieniołomie, gdyż była tam już jakaś ekipa zgromadzona przy ognisku. Zbyt wiele spadających gwiazd mimo pogodnego nieba nie udało nam się zobaczyć. Ja osobiście widziałam tylko jedną, ale dobre i to :) Pomyślałam sobie życzenie, które mam nadzieje się spełni :)
Było już późno, więc trzeba było wracać. Najpierw terenem czerwonym rowerowym, potem asfaltem z powrotem do Olsztyna i kawałek w stronę Biskupic. Następnie w prawo i przeciwpożarówką do samego końca. Przecinamy główną drogę i jedziemy jeszcze kawałek prosto terenem, po czym asfaltem koło nastawni, Guardiana i przez Kucelin. Dalej Aleją Pokoju do Jagiellończyków, gdzie żegnamy Daniela. Kawałek dalej koło stacji Shell żegnamy Olę, Sylwię i Michała i we troje jedziemy dalej wzdłuż nowej linii tramwajowej. Koło 11listopada rozstajemy się z Łukaszem i wracamy do domu.
Nowy rok 2014 powitaliśmy razem ze Skowronkami, Mateuszem i ekipą szosowców balujących w barze leśnym. Złożyliśmy sobie nawzajem noworoczne życzenia, wypiliśmy szampana, obejrzeliśmy fajerwerki. Takiego sylwestra i powitania nowego roku jeszcze chyba nie było :D Naprawdę rewelacja :)
Po powitaniu 2014 roku korzystając z zaproszenia od Markona udaliśmy się asfaltem w stronę Kusiąt, na ognisko na polanie koło Gór Towarnych. Tutaj podobnie jak w leśnym zostaliśmy bardzo miło powitani przez balujących w blasku płomieni. Posiedzieliśmy chwilkę, pośpiewaliśmy i nadszedł czas powrotu do domów.
Przy ognisku
Najpierw asfaltem do Olsztyna i dalej w stronę Biskupic, a potem przeciwpożarówką do końca. Tym razem bez żadnych kapci. W między czasie zaczęło padać. Dalej asfaltem przez Bugaj i Stare Błeszno, gdzie rozstaliśmy się ze Skowronkami dziękując za mile spędzony wieczór :) Mateusz jeszcze kawałek pojechał z nami, a potem również się pożegnaliśmy.
Jakby ktoś parę tygodni temu zaproponował mi takie powitanie nowego roku chyba uznałabym to za żart :) A jednak mój szalony pomysł spotkał się z aprobatą innych i został zrealizowany :) To było naprawdę świetne powitanie nowego roku :)
Już jakiś czas temu zaświtał mi w głowie pomysł że skoro nie ma innego planu na sylwestra, to można spędzić by go rowerowo w Olsztynie. Pomysł ten spodobał się również Skowronkom. Informację o planowanym wypadzie Daria zamieściła również na CFR. Na miejscu spotkania o 22,30 pod Jagiellończykami poza naszą czwórką stawił się także Mateusz. Nie odstraszyła nas nawet padająca mżawka.
Ruszyliśmy w drogę. Najpierw Aleją Pokoju, potem asfaltem przez Kucelin, koło Ocynkowni i Guardiana. Drogi miejscami oblodzone, tak więc postanowiliśmy uciec w teren. Koło torów, potem kawałek zielonym rowerowym i dalej przeciwpożarówką. Gdy byliśmy już bliżej niż dalej od celu Rafał złapał kapcia. Czas mijał, więc szybka zmiana dętki i pędem dalej, by zdążyć na czas. Po wyjeździe z lasu asfaltem w stronę rynku w Olsztynie. Gdy przejeżdżaliśmy koło leśnego, w którym bawili się szosowcy było około 23.55. Daria zaproponowała, by zamiast rynku udać się do leśnego i nowy rok powitać razem z szosowcami. Zdążyliśmy na czas. Naszykowaliśmy szampany, maseczki sylwestrowe, by powitać nowy rok. Zostaliśmy bardzo miło powitani przez grono szosowców, za co serdecznie dziękujemy :)
Sylwestrowy kapeć
Z Alkiem, Darią, Ewą i Mateuszem
W karnawałowym wydaniu
Spiderman
Życzenia noworoczne w męskim gronie Fotki by Skowronek
Tak zakończył się rowerowo rok 2013. Czas by go podsumować: Przejechałam w sumie 6421 km, generalnie ponad tysiąc km mniej niż w roku poprzednim, ale biorąc pod uwagę czas poświecony na jazdę wynik ten uważam za zadowalający. Wycieczek o dystansie ponad 100 km w tym roku odbyłam 8, w tym jedna powyżej 200 km. Mowa o objeździe Tatr w jeden dzień razem ze Skowronkami w czerwcu. Podczas tej wycieczki udało się jednocześnie pobić aż dwie życiówki: max dystans wynoszący 215,20 km, oraz max sumę przewyższeń, która wyniosła 2880 metrów. W tym samym miesiącu udało się również pobić kolejną życiówkę - miesięczny dystans, który wyniósł 1021,80 km. Chciałabym również wspomnieć o innych osiągnięciach, których statystycznie wyrazić się nie da: razem z narzeczonym byłam z rowerem nad morzem, pierwszy raz jechałam rowerem po plaży - ze Świnoujścia do Międzyzdrojów, oraz ze Świnoujścia do Ahlbeck w Niemczech, tak więc byłam również rowerem poza granicami kraju. Dodam również, że na początku tegoż roku dołączyłam do klubu BIKEHEAD MTB TEAM i wspólnie z jego innymi członkami wystartowałam w cyklu maratonów Powerade MTB Marathon. Zajęłam m.in. 3 miejsce w kategorii K2 Mini w Piwnicznej w bardzo błotnych warunkach, oraz 4 miejsce w kategorii K2 Mega w Krynicy. W generalnej klasyfikacji zajęłam 8 miejsce w kategorii K2 na dystansie Mega.
A teraz czas na podziękowania: Ogromne podziękowania dla wszystkich osób, które przede wszystkim we mnie wierzyły, dodawały otuchy i wiary w siebie, które razem ze mną pokonywały kolejne km, dzięki którym mogłam zwiedzić nowe miejsca i poznać nowe trasy. Bez Was tak wiele bym nie osiągnęła. Jeszcze raz serdeczne dzięki :)
Po przerwie od roweru i świątecznym obżarstwie postanowiliśmy dziś wybrać się na Masę Krytyczną. Dojazd na Plac Biegańskiego przez Jagiellońską, Bór, Niepodległości, Wolności (gdzie po drodze zgarniamy Gawła z serwisu), Sobieskiego i Śląską.
Trasa przejazdu 94 Częstochowskiej Masy Krytycznej: Plac Biegańskiego, II i I Aleja NMP, Plac Daszyńskiego, I Aleja NMP, Kościuszki, Jasnogórska, Nowowiejskiego, Aleja Jana Pawła II, Dąbrowskiego, III Aleja NMP, Pułaskiego, Kopernika, Wolności, Waszyngtona, Śląska, Plac Daszyńskiego.
W grudniowej Masie udział wzięło 77 rowerzystów i rowerzystek. Być może uczestników masowego przejazdu byłoby więcej, gdyby policja nie spóźniła się aż o 40 minut na właściwą godzinę. Aby grudniowej tradycji stało się zadość uczestnicy Masy jechali przez miasto w mikołajkowych czapeczkach.
Powrót z Masy częściowo w towarzystwie Kasi i Kamila taką samą trasą jak wcześniej.
W weekend czasu na rower jakoś zabrakło, więc korzystając z wolnego popołudnia postanowiliśmy dzisiaj wybrać się na krótką przejażdżkę. Celem stał się standardowo Olsztyn. Ledwie wyszliśmy z domu i zaczęło sypać. Mimo braku błotników uznaliśmy, że jedziemy dalej.
Trasa możliwie najkrótsza, gdyż asfalt z każdym kilometrem bardziej mokry. Przez Aleję Pokoju, Kucelin, Odrzykoń, Wilczą Górę i kawałek główną do Olsztyna. Tutaj krótka - dosłownie kilka minut - przerwa koło ruin zamku. Potem powrót do domu przez Skrajnicę, rowerostradę, kawałek terenem do torów, przez lasek i dalej przez Bugaj i Michalinę do DK1. Mimo mocno zmarzniętych dłoni decydujemy się jechać jeszcze przez Limanowskiego i Okrzei na myjkę koło Lidla. by opłukać rowery. Potem już Jagiellońską do domu.
Nie pamiętam kiedy ostatnio wróciłam do domu taka mokra jak dziś. Jednak mimo tego fajnie było się ruszyć. Przy okazji przetestowałam ogrzewane wkładki do butów, które ostatnio zakupiłam w Lidlu i muszę przyznać, że w panujących dzisiaj warunkach atmosferycznych sprawdziły się.
Nie miałam większych planów na popołudniową jazdę. Wystarczył jeden szybki telefon i postanowiłam wybrać się do kumpeli na pogaduchy. Dzisiaj najkrótszą drogą, bez żadnych objazdów. Trasa w całości asfaltowa, przez Wypalanki, Poselską, Żyzną, Dźbowską, a potem przez Wygodę i tutaj skręt na Kijas. Powrót do domu również taką samą trasą. Kolejny cieplutki wieczór :)
Z rana do pracy. Kolejny ciepły październikowy poranek. Po pracy na chwilę do sklepu na Sobieskiego, a potem przez Pułaskiego do parku jasnogórskiego. skorzystać z pięknej pogody :) Następnie przez III Aleję, Nowowiejskiego i Sobieskiego do Gawła na serwis, a potem jeszcze na Skłodowskiej do koleżanki na imieniny. Wieczorem do domu standardową trasą. Wieczór również bardzo ciepły.
Popołudnie było dziś wyjątkowo ciepłe. Noga jeszcze trochę boli, szczególnie na nierównościach, ale nie mogłam zmarnować tak pięknej październikowej pogody i postanowiłam pokręcić się chociaż trochę po mieście.
Na początek przez osiedle, potem Aleją Pokoju, koło dworca i ulicą Dębową. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki do DK1. Kawałek wzdłuż trasy i przez Legionów na Złotą Górę, gdzie podziwiam zachód słońca nad miastem.
Zjechałam terenem do Mirowskiej i potem koło rynku do skrzyżowania DK1 z Jana Pawła. Z powodu remontu musiałam pokonać to skrzyżowanie dołem pod mostem i wylądowałam na dukcie wzdłuż Warty. Duktem dojechałam ponownie do Mirowskiej.
Dalej przez Warszawską, Cmentarną, Rolniczą do Promenady. Promenadą do końca i potem małe kółeczko przez lasek Aniołowski. Po wyjechaniu z lasku przez Kukuczki, Sosabowskiego i Michałowskiego do M1. Dalej Obr. Westerplatte, Szajnowicza-Iwanowa, Okulickiego, Rocha i Rynek Wieluński na Jasną Górę.
Pod szczytem chwila przerwy i potem powrót do domu przez III Aleję, Nowowiejskiego, Korczaka, Boh. Monte Cassino, Jagiellońską, Bór, Wypalanki, Poselską, Korkowa i Grzybowską.
Niesamowicie ciepły wieczór :) Bezchmurne niebo, pełne gwiazd. Aż żal było wracać do domu, ale lepiej nie przemęczać stłuczonego mięśnia udowego. Oby taka pogoda utrzymała się jak najdłużej :)
Umówiona byłam na dziś z Kasią. Niestety z niewyjaśnionych przyczyn nie doszedł do mnie sms, że Kasia jednak dziś nie da rady. W efekcie stałam pod skansenem z 20 minut, bezskutecznie, po czym wyruszyłam samotnie na krótką rundkę po mieście.
Przez Kucelin, potem Odlewników, Legionów, na Złotą Górę, zjazd terenem do Mirowskiej, potem Mirowską i przez Aleje na Jasną Górę. Przez park Staszica i potem przez Rynek Wieluński (gdzie niewiele brakło mi do bliskiego spotkania z maską samochodu - jakaś kobitka stała po prawej stronie parkingu i w momencie gdy ją wyprzedzałam, nagle zaczęła ruszać i zawracać. W ostatniej chwili odbiłam kierownicą na lewo, a ona z wielkimi pretensjami zahamowała z 20 cm przede mną. Masakra. Nie wiem po co jej były lusterka w samochodzie, bo na pewno nie do tego, by ich używać zgodnie z przeznaczeniem). Po całej sytuacji dalej przez Klasztorną, Kordeckiego, Jadwigi, Główną, Zaciszańską, Piastowską, Sabinowską, Poselską, Korkową, Grzybowską, Jesienną, 11-tego Listopada, Źródlaną do Orkana. Potem już do domku.
Dość ciepły dziś wieczór :) No chyba, że po prostu ubrałam się dziś odpowiednio do panujących warunków, bo w ogóle nie zmarzłam :D Dawno nie zrobiłam sobie takiej pętelki po mieście jak dziś :D Lekka odmiana od ostatnich wypadów.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.