Zamkowa setka - tysiąc km w czerwcu :)
Wyruszyliśmy z DG. Na początek asfaltem przez Tworzeń, Łosień do Niegowonic. Następnie szutrówką zielonym rowerowym / czarnym pieszym przez Skałbanię do Chechła. W Skałbani chwila przerwy koło źródła św. Jana. Z Chechła jedziemy niebieskim rowerowym częściowo terenowo, częściowo asfaltem na Pustynię Błędowską do punktu obserwacyjnego z II wojny światowej. Na pustyni napotykamy ekipę filmową kręcącą jakiś film (tytułu nie pamiętam). Ale ciekawie cała akcja wyglądała.
Z narzeczonym na Pustyni Błędowskiej© EdytKa
Spacer po pustyni© EdytKa
Pustynne atrakcje© EdytKa
Z Pustyni jedziemy terenem niebieskim rowerowym do Kluczy. Po drodze w lesie mijamy cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej. Zarośnięty, najwyraźniej zapomniany przez ludzi z okolicy. Trochę trzeba było się pokręcić żeby na niego trafić. Jedziemy dalej koło jakiegoś zbiornika wodnego. Ogólnie widać, że szlak rowerowy w tej okolicy jest mało uczęszczany. W Kluczach wyjeżdżamy na asfalt i kierujemy się pod górę na punkt widokowy Czubatka, z którego widać cały obszar pustyni Błędowskiej. Przerwa na batonika i w dół z powrotem do asfaltu. Kawałek asfaltem, a potem znów w stronę niebieskiego rowerowego. To co napotykamy na tym szlaku w Kluczach to jakaś masakra. Rok temu przeszedł tutaj dość mocny huragan. Nie spodziewałabym się jednak, że do tej pory nikt nie uprzątnie powalonych na ścieżkę rowerową drzew. Cóż, decydujemy się, że spróbujemy jakoś się przedrzeć przez ten szlak. Po koronach drzew widać, że to raptem jakieś 500 metrów, a potem już szlak jest normalny.
Niebieski szlak rowerowy od Kluczy do Jaroszowca© EdytKa
Przeprawa przez niebieski rowerowy po huraganie© EdytKa
Po przeprawie przez powalone drzewa docieramy wreszcie do miejsca gdzie da się jechać. Dojeżdżamy szlakiem do Jaroszowca, wyjeżdżamy koło sanktuarium. Docelowo mieliśmy pojechać inaczej,a le najwidoczniej na naszej mapie szlaki były nieco inaczej oznaczone. Napotykamy grupkę rowerzystów i pytamy ich o drogę. Po zaciągnięciu opinii którędy najlepiej jechać kierujemy się terenem czerwonym rowerowym do Golczowic. Bardzo fajny szlak. Prawie jak w Sokolich Górach. Dalej asfaltem do Cieślik. Kawałek terenem i znów asfaltem w stronę Bydlina. Droga do ruin zamku jest słabo oznaczona, więc okazało się, że zajechaliśmy za daleko do Załęża, a powinniśmy skręcić w lewo w teren koło cmentarza Legionistów. Wracamy się i terenem dojeżdżamy do ruin. Ze zdjęć zamku, które widziałam w internecie wynika, że ruiny zostały nieco odbudowane.
Ruiny zamku w Bydlinie© EdytKa
Alek na zamku w Bydlinie© EdytKa
Zamek w Bydlinie© EdytKa
Po zrobieniu kilku fotek wracamy na asfalt na czerwony rowerowy. Jedziemy przez Krzywopłoty. Czerwony szlak biegnie przez pewien odcinek razem z niebieskim rowerowym, a potem się rozłączają. Niestety czerwony szlak jest słabo oznaczony, więc znów mijamy właściwy skręt. Po oględzinach mapy decydujemy się jechać kawałek czarnym pieszym, który ma później połączyć się z czerwonym rowerowym. Docieramy do właściwego dla nas szlaku. Czerwonym szlakiem docieramy do Skały Biśnik, gdzie na chwilę się zatrzymujemy.
Przed Skałą Biśnik© EdytKa
Jadąc dalej czerwonym rowerowym docieramy do asfaltu w Smoleniu. Następnie kierujemy się terenem żółtym pieszym na ruiny zamku. Tutaj kolejne miłe zaskoczenie. Ruiny zamku Smoleń również zostały odbudowane. Jeszcze rok temu gdy tutaj byłam ruiny nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, a teraz zamek wygląda o wiele ciekawiej.
Ruiny zamku Smoleń© EdytKa
Jest siła w rękach :D© EdytKa
Halo wieża?© EdytKa
Za zamku w Smoleniu© EdytKa
Po sesji zdjęciowej wracamy żółtym pieszym na asfalt do czerwonego rowerowego, który prowadzi przez Złożeniec i Ryczów. Od Ryczowa szlak zamienia najpierw się w szutrową drogę, a potem prowadzi w lesie. Docieramy do Podzamcza do ruin kolejnego zamku. Pod zamkiem przerwa na jedzenie i potem powrót do domu.
Zamek w Podzamczu© EdytKa
Ruiny zamku w Podzamczu© EdytKa
Od Podzamcza już cały czas asfalt do DG. Najpierw przez Ogrodzieniec, gdzie na zjeździe z górki nagle strzela mi szprycha w tylnym kole i koło zaczyna dość solidnie bić na boki, potem przez Mitręgę, Kromołowiec do Niegowonic. Na słynnym podjeździe w Niegowonicach wskakuje 1000 km w czerwcu, a kilka km dalej kolejna setka w roku :) Dalej już powrót jak wcześniej przez Łosień i Tworzeń.
Udało się osiągnąć zamierzony cel :) Choć nie powiem, żebym nie miała dziś małego kryzysu, ze względów zdrowotnych, szczególnie na czarnym pieszym, gdzie już myślałam, że dalej nie pojadę. Wessałam żel energetyczny i jakoś jechałam dalej. W drodze powrotnej sił nagle przybyło. Bardzo fajna wycieczka :) Trzeba częściej planować takie wypady :)