Wpisy archiwalne w kategorii

Z fotkami lub filmem

Dystans całkowity:18292.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:842:29
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:103724 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:16975 kcal
Liczba aktywności:399
Średnio na aktywność:45.85 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Zamkowa setka - tysiąc km w czerwcu :)

Niedziela, 30 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Chciałam wybrać się na ruiny zamku w Bydlinie, bo nigdy tam nie byłam, a nie miałam pod ręką żadnej mapy tamtych okolic, więc tym razem Alek opracował plan wycieczki :) W planie była kolejna setka, by czerwiec zamknąć z wynikiem tysiąca km w miesiącu. Miała jechać z nami Kasia z Kamilem, ale niestety z powodów sprzętowych musieli zrezygnować.

Wyruszyliśmy z DG. Na początek asfaltem przez Tworzeń, Łosień do Niegowonic. Następnie szutrówką zielonym rowerowym / czarnym pieszym przez Skałbanię do Chechła. W Skałbani chwila przerwy koło źródła św. Jana. Z Chechła jedziemy niebieskim rowerowym częściowo terenowo, częściowo asfaltem na Pustynię Błędowską do punktu obserwacyjnego z II wojny światowej. Na pustyni napotykamy ekipę filmową kręcącą jakiś film (tytułu nie pamiętam). Ale ciekawie cała akcja wyglądała.

Z narzeczonym na Pustyni Błędowskiej © EdytKa


Spacer po pustyni © EdytKa


Pustynne atrakcje © EdytKa


Z Pustyni jedziemy terenem niebieskim rowerowym do Kluczy. Po drodze w lesie mijamy cmentarz wojenny z czasów I wojny światowej. Zarośnięty, najwyraźniej zapomniany przez ludzi z okolicy. Trochę trzeba było się pokręcić żeby na niego trafić. Jedziemy dalej koło jakiegoś zbiornika wodnego. Ogólnie widać, że szlak rowerowy w tej okolicy jest mało uczęszczany. W Kluczach wyjeżdżamy na asfalt i kierujemy się pod górę na punkt widokowy Czubatka, z którego widać cały obszar pustyni Błędowskiej. Przerwa na batonika i w dół z powrotem do asfaltu. Kawałek asfaltem, a potem znów w stronę niebieskiego rowerowego. To co napotykamy na tym szlaku w Kluczach to jakaś masakra. Rok temu przeszedł tutaj dość mocny huragan. Nie spodziewałabym się jednak, że do tej pory nikt nie uprzątnie powalonych na ścieżkę rowerową drzew. Cóż, decydujemy się, że spróbujemy jakoś się przedrzeć przez ten szlak. Po koronach drzew widać, że to raptem jakieś 500 metrów, a potem już szlak jest normalny.

Niebieski szlak rowerowy od Kluczy do Jaroszowca © EdytKa


Przeprawa przez niebieski rowerowy po huraganie © EdytKa


Po przeprawie przez powalone drzewa docieramy wreszcie do miejsca gdzie da się jechać. Dojeżdżamy szlakiem do Jaroszowca, wyjeżdżamy koło sanktuarium. Docelowo mieliśmy pojechać inaczej,a le najwidoczniej na naszej mapie szlaki były nieco inaczej oznaczone. Napotykamy grupkę rowerzystów i pytamy ich o drogę. Po zaciągnięciu opinii którędy najlepiej jechać kierujemy się terenem czerwonym rowerowym do Golczowic. Bardzo fajny szlak. Prawie jak w Sokolich Górach. Dalej asfaltem do Cieślik. Kawałek terenem i znów asfaltem w stronę Bydlina. Droga do ruin zamku jest słabo oznaczona, więc okazało się, że zajechaliśmy za daleko do Załęża, a powinniśmy skręcić w lewo w teren koło cmentarza Legionistów. Wracamy się i terenem dojeżdżamy do ruin. Ze zdjęć zamku, które widziałam w internecie wynika, że ruiny zostały nieco odbudowane.

Ruiny zamku w Bydlinie © EdytKa


Alek na zamku w Bydlinie © EdytKa


Zamek w Bydlinie © EdytKa


Po zrobieniu kilku fotek wracamy na asfalt na czerwony rowerowy. Jedziemy przez Krzywopłoty. Czerwony szlak biegnie przez pewien odcinek razem z niebieskim rowerowym, a potem się rozłączają. Niestety czerwony szlak jest słabo oznaczony, więc znów mijamy właściwy skręt. Po oględzinach mapy decydujemy się jechać kawałek czarnym pieszym, który ma później połączyć się z czerwonym rowerowym. Docieramy do właściwego dla nas szlaku. Czerwonym szlakiem docieramy do Skały Biśnik, gdzie na chwilę się zatrzymujemy.

Przed Skałą Biśnik © EdytKa


Jadąc dalej czerwonym rowerowym docieramy do asfaltu w Smoleniu. Następnie kierujemy się terenem żółtym pieszym na ruiny zamku. Tutaj kolejne miłe zaskoczenie. Ruiny zamku Smoleń również zostały odbudowane. Jeszcze rok temu gdy tutaj byłam ruiny nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia, a teraz zamek wygląda o wiele ciekawiej.

Ruiny zamku Smoleń © EdytKa


Jest siła w rękach :D © EdytKa




Halo wieża? © EdytKa


Za zamku w Smoleniu © EdytKa


Po sesji zdjęciowej wracamy żółtym pieszym na asfalt do czerwonego rowerowego, który prowadzi przez Złożeniec i Ryczów. Od Ryczowa szlak zamienia najpierw się w szutrową drogę, a potem prowadzi w lesie. Docieramy do Podzamcza do ruin kolejnego zamku. Pod zamkiem przerwa na jedzenie i potem powrót do domu.

Zamek w Podzamczu © EdytKa


Ruiny zamku w Podzamczu © EdytKa


Od Podzamcza już cały czas asfalt do DG. Najpierw przez Ogrodzieniec, gdzie na zjeździe z górki nagle strzela mi szprycha w tylnym kole i koło zaczyna dość solidnie bić na boki, potem przez Mitręgę, Kromołowiec do Niegowonic. Na słynnym podjeździe w Niegowonicach wskakuje 1000 km w czerwcu, a kilka km dalej kolejna setka w roku :) Dalej już powrót jak wcześniej przez Łosień i Tworzeń.

Udało się osiągnąć zamierzony cel :) Choć nie powiem, żebym nie miała dziś małego kryzysu, ze względów zdrowotnych, szczególnie na czarnym pieszym, gdzie już myślałam, że dalej nie pojadę. Wessałam żel energetyczny i jakoś jechałam dalej. W drodze powrotnej sił nagle przybyło. Bardzo fajna wycieczka :) Trzeba częściej planować takie wypady :)

Bobolice, Mirów - druga setka w roku

Niedziela, 23 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W planach był wyjazd o 7 rano, jednak z powodu nocnej burzy wypad trzeba było przesunąć na 8,30. W błocie taplać się tym razem nie chcieliśmy, więc zdecydowaliśmy się na asfalt. We czwórkę - ja, Alek, Kasia i Rafał wyruszyliśmy spod skansenu. Po przejechaniu zaledwie paru metrów pod dworcem mijamy się z STi.

Najpierw jedziemy przez Kucelin, potem koło Guardiana, dalej kawałek terenem do rowerostrady, przez Skrajnicę, Olsztyn, Przymiłowice, Zrębice, Krasawę, Siedlec do Złotego Potoku. Kawałek terenem zielonym rowerowym nad staw Amerykan. tam chwila przerwy na molo. Po krótkim odpoczynku dalej asfaltem przez Gorzków Nowy, gdzie po podjeździe odłącza się Rafał z powodów czasowych, a my dalej jedziemy asfaltem przez Postaszowice, Niegowę, Ogorzelnik do Bobolic. Podjeżdżamy terenem pod zamek i znów chwila przerwy. Następnie zjeżdżamy i asfaltem do Mirowa, gdzie również podjeżdżamy pod zamek na krótką przerwę.

Z Mirowa dalej asfaltem już z powrotem przez Kotowice, Jaworznik do Żarek. Zatrzymujemy się na chwilę na punkcie widokowym, a potem dalej asfaltem do rynku w Żarkach na lody. Nastepnie już powrót bezpośrednio do Czewy, przez Myszków, Żarki Letnisko, Masłońskie, Poraj, Osiny, Kolonię Borek, Zawodzie, Poczesną, Nową Wieś, Korwninów, Słowik do DK1. Brakuje kilku km do setki, więc jedziemy kawałek asfaltem przez Bugaj i potem ścieką wzdłuż rzeki na Kucelin. Później już tylko Alejką Pokoju, gdzie żegnamy się z Kasią i jedziemy do domu.

To była bardzo fajna niedzielna wycieczka. Nawet nie spodziewałam się, że po nocnej burzy tak się rozpogodzi. Dzisiejsze słonce trochę mnie przypaliło, a z rana nic na to nie wskazywało. Dziękuję za super towarzystwo :)

Na molo nad Amerykanem z Kasią i Rafałem © EdytKa


Kaczuszki dokarmiane ciastem drożdżowym :D © EdytKa


Zamek w Bobolicach - a po prawej zminiaturyzowany Alek :D © EdytKa


Z Kasią na zamku w Bobolicach © EdytKa


Z narzeczonym na zamku w Bobolicach © EdytKa


Trochę mi fotka nie wyszła, ale conieco widać :D © EdytKa


Z Kasią na zamku w Mirowie © EdytKa


Z Alkiem przed ruinami zamku w Mirowie © EdytKa

Nocny wypad do Olsztyna

Piątek, 21 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Plan nocnego wypadu do Olsztyna narodził się w głowie już koło południa. Co prawda mieliśmy iść na rower po kinie, ale wyszliśmy trochę wcześniej, bo galeria była zamknięta z powodu alarmu bombowego :D

najpierw standard przez osiedle, a potem asfaltem przez Kucelin, Odlewników, Legionów, Srocko, Brzyszów i Kusięta do Olsztyna. Tam najpierw chwila postoju na rynku koło fontanny, a potem na zamek. Niestety tutaj rozczarowanie - zamek dziś nieoświetlony :( Komary niesamowicie cięły, więc postanowiliśmy wracać. Kawałek główną drogą, potem przez Skrajnicę i rowerostradę. Następnie terenem do torów, na drugą stronę i przez lasek do Bugaja. Dalej asfaltem przez Bugaj i Stare Błeszno.

Bardzo przyjemny wieczorny wypad. Temperatura wreszcie w sam raz na jazdę :) Chyba trzeba częściej zacząć jeździć wieczorami :D

Nasze rowerki na rynku w Olsztynie © EdytKa

Powerade MTB Marathon - Karpacz

Sobota, 15 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Nadszedł ten dzień, przed którym wszyscy ostrzegali. Najtrudniejszy ze wszystkich maratonów - Karpacz, rozsławiony z trudnych technicznych zjazdów i podjazdów. Dzisiejszy cel- dotrzeć cało do mety, bez żadnych przygód, byle w jednym kawałku, nawet i na ostatnim miejscu. Przed startem krótka rozgrzewka po Karpaczu. Alek zabrał mnie na mostek nad rzeką i pokazał ostatni dość trudny zjazd tuż przed metą. Potem już na start.

...reszta potem...

Udało się osiągnąć zamierzony cel :) Do mety dotarłam bez upadków, bez kapci i innych nieprzewidzianych przygód, ani awarii sprzętowych, a to najważniejsze :) Zajęłam 12 miejsce z 14 w K2. Ostatnia nie byłam :D W klasyfikacji open byłam 279, za mną na metę przyjechało jeszcze ponad 40 zawodników. Pomimo tego, że wszyscy straszyli, że Karpacz jest najtrudniejszy, to dla mnie był łatwiejszy od Krynicy, może to za sprawą tego, że warunki pogodowe były o niebo lepsze :) Udało mi się nawet pokonać kilka zjazdów oznaczonych dwoma wykrzyknikami :D

Pierwszy podjazd tuż za startem © EdytKa


Szuter pod Świątynią Wang © EdytKa


Łąka na trasie biegowej w Karpaczu Górnym © EdytKa


Na mecie :) © EdytKa


Jeszcze kilka zdjęć:
Na zjeździe
Kolejny zjazd
Następny zjazd
I znowu na zjeździe
Gdzieś na trasie

Błotno-wodna "asfaltowa" wycieczka z Jurabike

Niedziela, 9 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Dzisiaj, pomimo tego, że nadgarstek jeszcze trochę bolał umówiliśmy się ze znajomymi z Jurabike na przedobiadowy wypad w okolice Mstowa. Trasa do końca znana nie była. Mieliśmy jechać asfaltem, więc Alek pozostawił w rowerze opony 1,5, na których objeżdżał Tatry. Pod skansenem stawiła się bardzo liczna ekipa - było nas w sumie 12 osób - ja, Alek, Rafał (Rafik), Zbyszek (Zibi), Agnieszka, Mirek, Bartek (Mr.Dry), Marcin (Pitbull) i kilka osób, których nie znałam - Przemek, Piotrek, Paweł i Bartek.

Na miejscu szybko okazało się, że plan asfaltu został przebity przez terenową opcję wycieczki. Nie byłam pewna czy mój nadgarstek to wytrzyma, a Alek wahał się czy da radę na prawie szosowych oponach, ale jak już przyjechaliśmy na start to nie chcieliśmy się wycofywać i pojechaliśmy razem z całą ekipą. Początkowo prowadził Bartek. Najpierw przez Kucelin i cmentarz Żydowski. Potem kawałek asfaltem przez Legionów no i w teren. Na początek podkazd na Ossona. Na szczycie pierwszy raz rozdzielamy się. Cześć z nas, w tym ja, Alek, Mirek i chyba Paweł zjeżdża normalnym zjazdem do czerwonego pieszego, a reszta pokonuje zjazd downhillowy.

Prawie cała ekipa :D © EdytKa


Ze Zbyszkiem na Kucelinie © EdytKa


Alek gdzieś na Kucelinie © EdytKa


Na czerwonym pieszym za Ossona © EdytKa


Kontaktujemy się telefonicznie i spotykamy się wszyscy kawałek dalej. Wspólnie jedziemy terenem w stronę Przeprośnej Górki. I tutaj zaczyna się robić ciekawiej. Musimy przedostać się przez dośc obfite błoto. Rowery prawie całe ubłocone, a jak okazuje się potem, to był dopiero początek :D Najlepsze było dopiero przed nami :D

Błotko między Ossona a Przeprośną © EdytKa


Dojeżdżamy do asfaltu. Obawiając się o nadgarstek rezygnuję z terenowego podjazdu i zjazdu z Przeprośnej Górki i tym samym decyduję się jechać do Mstowa asfaltem. Alek jedzie razem ze mną. Reszta ekipy wybiera wariant terenowy. Umawiamy się na spotkanie na rynku we Mstowie. Będąc już na rynku kontaktujemy się z ekipą. Okazuje się, że możemy trochę odpocząć, gdyż pojechali nieco inna drogą i taplają się we wodzie, więc musimy na nich trochę poczekać. Po jakichś 25 minutach jesteśmy znów w komplecie.

Nasze rowery na rynku we Mstowie © EdytKa


Ekipa w Mstowie na rynku © EdytKa


Na rynku opuszcza nas Mirek, który kieruje się asfaltem w drogę powrotną. Razem z resztą ekipy jedziemy asfaltem w stronę kościoła, a potem podjeżdżamy terenem na górę snowparku. Zjeżdżamy szybkim singlem nad zalew. Tam decyzja co dalej. Wąską ścieżką między trawami docieramy do Warty, która z powodu ostatnich deszczy nieco wezbrała. Noe ale skoro już tutaj dotarliśmy próbujemy przedostać się na drugą stronę. Efekty widoczne na fotkach i filmie poniżej. Najciekawszą kąpiel miała Agnieszka :D

Tuż przed kąpielą w rzece © EdytKa


Przejazd przez rzeczkę:


Przeprawa przez rzekę © EdytKa


Po pokonaniu rzeki jedziemy dalej prawie cały czas brodząc w wodzie, na wysokość prawie 3/4 koła. Po pokonaniu około kilometra, okazuje się, że wodna ścieżka doprowadziła nas jedynie do ogromnego zalewiska i musimy z powrotem wrócić się do rzeki i przebić się ponownie na drugi brzeg. Tym razem już bez dodatkowych kąpieli jak najszybciej na drugą stronę, bo komary nie dają spokoju.

Pokonujemy kolejną wodę © EdytKa


Jazda po mokradłach:


Rower po jeździe w zalewiskach © EdytKa


Po wodnych kąpielach decydujemy się dotrzeć do jak najbliższego asfaltu. Okazuje się, że znajdujemy się w Kłobukowicach,. Tutaj nawet asfalt miejscami jest pod wodą, która wylewa się spod mostu na drogę.

Asfalt w Kłobukowicach po ostatnich ulewach © EdytKa


Dalej jedziemy cały czas asfaltem, przez Zawadę, Małusy Wielkie i Turów do Olsztyna. Udajemy się do leśnego na izotonik. Pogoda ładna to i rowerzystów w leśnym tłumy. Korzystając z prysznica zmywamy z siebie resztki błota. Po krótkim odpoczynku zbieramy się z powrotem. Bartek, Aga i Przemek jada jeszcze trochę popływać w okolicach Mstowa, a my z resztą ekipy Jurabike jedziemy terenem przez Skrajnicę, potem rowerostradą do końca, kawałek terenem do torów, na drugą stronę, przez lasek do Bugaja i potem przez Michalinę do DK1. Żegnamy się z częścią ekipy i razem z Rafałem jedziemy jeszcze na myjkę. Następnie już prosto do domu.

Normalnie wariaci :D Zamiast grzecznie asfaltem to zachciało im się taplać w błocie i wodzie po kolana :D A potem rowery na serwis :D Na szczęście nie było tak źle. A co więcej, było wesoło i śmiesznie, no i wrażeń nie brakło :) Nikt się nie utopił, każdy wrócił cały z bananem na ustach. A przecież chyba o to chodzi :D Dziękuję wszystkim za udany i interesujący wypad i niecierpliwie czekam na następna jazdę w tym gronie :)

Olsztyn, Zrębice

Sobota, 8 czerwca 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Na dziś w planach była Skandia Maraton Lang Team w Dąbrowie Górniczej. Niestety kontuzja nadgarstka zmusiła mnie do rezygnacji ze startu w dzisiejszym wyścigu. Z powodu owej kontuzji i niezbyt interesującej przez ostatni tydzień pogody nie jeździłam na rowerze od niedzieli. Już trochę mnie nosiło, więc wybraliśmy się dziś z Alkiem na krótką asfaltową przejażdżkę, spokojnym tempem.

Najpierw przez Stare Błeszno, potem główną drogą przez Bugaj, rowerostradą i przez Skrajnicę do Olsztyna. Chwila przerwy niedaleko Góry Biakło i dalej asfaltem przez Biskupice, Zrębice, Przymiłowice znów do Olsztyna. Koło rynku wstępujemy na moment do sklepu i potem powrót do domu, najpierw główną drogą, potem analogicznie jak wcześniej - rowerostradą, główną przez Bugaj i przez Stare Błeszno.

Nadgarstek niestety dalej boli. Na wszelkich nierównościach musiałam zwalniać i omijać je tak, by minimalizować wstrząsy. Plusem dzisiejszej wycieczki była niewątpliwie pogoda :D Nie pamiętam kiedy ostatnio była tak ciepła sobota i tak grzało słońce :D Tak na marginesie - nowe buciki Shimano są całkiem wygodne :)

Maki na Skrajnicy © EdytKa


Na Skrajnicy © EdytKa


Alek z Biakłem w tle © EdytKa


Z Biakłem w tle © EdytKa

Gubałówka

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dzisiaj krótka trasa na zakończenie weekendu w Tatrach, w ramach rozjazdu po wczorajszej wyrypie :D A żeby było ciekawiej to na sam początek Alek zafundował mi gratisowy podjazd, czyli jakieś dodatkowe 100 metrów przewyższeń na odcinku półtora kilometra. Ale wszystko po kolei.

Wygrzebałam się z pokoju jako ostatnia. Już byłam na dole, gdy zauważyłam, że nie mam licznika i musiałam się wrócić, no i trochę zeszło na szukaniu. Gdy już byłam gotowa na dole, okazało się, że Daria z Rafałem już pojechali i mieli czekać na nas na najbliższej krzyżówce. No i czekali, z tym, że Alek powiedział, że pojechali w lewo w dół. Zjechaliśmy w dół, okazało się, że Darii i Rafała nie ma. No to telefon - czekają na nas, ale... u góry bo pojechali w prawo :D No więc musieliśmy najpierw wrócić się pod górę pod kwaterę, a potem pokonać jeszcze dodatkowe jakieś 2,5 km podjazdu. Wdrapaliśmy się do Zębu, gdzie czekały na nas Skowronki.

Na górze chwila odpoczynku, połączona z oglądaniem parady wozów strażackich. Najpierw kilkudziesięciu motocyklistów (których zobaczyć nam dane nie było, z powodu gratisowego podjazdu), a za nimi wozy strażackie z całego województwa. Wszystkie na sygnale, trąbiły syreny i klaksony, niektóre pojazdy prawie zabytkowe.

Po przejeździe całej strażackiej pielgrzymki dalej pod górę przez Ząb na Gubałówkę. Na szczycie jak zwykle tłumy turystów. Nie mogło obyć się bez pamiątkowej sesji zdjęciowej na punkcie widokowym. Wyjeżdżając z punktu widokowego z powrotem na drogę prowadzącą w stronę Butorowego Wierchu zdobyłam pamiątkowy szlif na łokciu. Ekipa pojechała, a ja zostałam na końcu. Na jakże krótkim, ale wcale nie płaskim podjeździe zleciał mi łańcuch z przodu i wylądowałam na chodniku. Turyści oczywiście mieli niesamowitą atrakcję jak leżałam na ziemi. Podniosłam się, Daria poratowała mnie odkażająca gazą, nakleiłam plaster na łokieć i w drogę w stronę Butorowego Wierchu.

Przy parkingu skręcamy w lewo i zjeżdżamy w dół do Kościeliska. Dalej drogą główną do Zakopanego. Kierujemy się na Krupówki. Rozdzielamy się na pół godzinki. Ja z Alkiem idziemy kupić serki, a Daria z Rafałem także idą na zakupy. Już w drodze do umówionego miejsca spotkania okazuje się, że mam kapcia w przednim kole. Winowajcą okazał się malutki drucik, którego z opony musiałam wyciągać zębami, bo inaczej nie dało rady go chwycić. Szybkie naklejenie łatki, pompowanie nabojem i jesteśmy gotowi do jazdy. Jedziemy - o ile to można tak nazwać - przez Krupówki do Smakosza na obiad. Podczas posiłku zaczyna lać. Czekamy aż deszcz ustanie i zbieramy się z powrotem na kwaterę.

I znów między turystami przez Krupówki. Następnie przez Zakopane koło dworca PKP do drogi głównej i z górki przez Poronin powrót na kwaterę. Jeszcze tylko półtora km pod górę - normalnie jakbym miała deja vu - chyba już dziś tędy jechałam :D i jesteśmy u celu. Niestety co dobre szybko się kończy i trzeba wesołej ekipie na wspólny weekend :)

Trasa: Suche - Ząb - Gubałówka - Butorowy Wierch - Kościelisko - Zakopane - Poronin - Suche.

Na Gubałówce z Alkiem © EdytKa


Na Gubałówce z Darią © EdytKa


Cóż za siła w rękach :D © EdytKa


Na Gubałówce z Rafałem © EdytKa


Daria i Alek na Gubałówce © EdytKa

Dookoła Tatr w jeden dzień

Sobota, 1 czerwca 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Nadszedł w końcu ten dzień, na który od jakiegoś czasu czekałam. Razem z Alkiem wybraliśmy się na weekend w góry, by wspólnie ze Skowronkami objechać Tatry dookoła. Pogoda niestety od samego początku nas nie rozpieszczała. Od samego rana padało. Wyjechaliśmy z kwatery około 6.00. Sporą ilość czasu straciliśmy dziś na przebieranie się, bo albo padało, albo było nam zimno, albo z kolei za gorąco. Zmienność pogody zaskakiwała: deszcz przeplatany ze słońcem i wiatrem. Temperatura wahała się od 7,7 stopnia do 21 stopni Celsjusza.

Już po kilku kilometrach pierwszy postój na stacji benzynowej, by ubrać się grubiej. Kaptur pod kask, na stopy woreczki, i foliowe rękawiczki pod normalne rowerowe. Normalnie woretex :D Ale jakoś trzeba było się ratować, by nie przemoknąć. Tak było przez większość wyprawy. Co chwila postój albo na rozebranie się z kurtek i woreczków, albo na ubranie. Za Kościeliskiem przestało padać. W Chochołowie wyjeżdżamy z Polski i jesteśmy na Słowacji. Zmierzamy do miejscowości Vitanova, a potem skręcamy na mniej uczęszczaną drogę, prowadzącą do schroniska Oravice, gdzie zatrzymujemy się na herbatkę. Na liczniku dopiero 46 km. U nas takich herbatek nie ma :D Wielki kubek, do tego miód i cytrynka. Nawet mogliśmy rowery wprowadzić do środka.

Po krótkiej przerwie dalej w drogę. I od razu dość stromy podjazd do przełęczy Borik, po czym zjazd do miasteczka Zuberec. Następnie kolejny ciężki podjazd na Kwacziańską Przełęcz. Jedziemy, jedziemy i końca podjazdu nie widać. Na szczęście po pokonaniu podjazdu szybki zjazd do Liptowskiej Sielnicy i dalej drogą wzdłuż brzegów zbiornika Liptovska Mara. Następnie przrjazd przez centrum miasta Liptovsky Mikulas, gdzie jedziemy pasem dla rowerzystów, po boku drogi. Dojeżdżamy do miejscowości Liptovsky Hradok. Na liczniku już 100 km, godzina 13,30. Czas na obiad. Większość barów otwarta od 14tej. Zatrzymujemy się w restauracji przy kempingu. Jedzenie znakomite :)

Po posiłku ruszamy dalej. W tej samej miejscowości (Liptovsky Hradok) oglądamy jeszcze ruiny zamku. Następnie od zamku około 30 km cały czas lekko pod górę. Na początku podjazdu przerwa na zrzucenie kurtki i jednej pary skarpetek i założenie rękawiczek z krótkimi palcami. Ku zaskoczeniu samej siebie - podjazd, którego najbardziej się obawiałam szedł mi całkiem dobrze. W pobliżu Szczyrbskiego Jeziora znów zaczyna lać. A żeby tego było mało w jednym miejscu przegapiliśmy zjazd na Tatrzańską Łomnicę i musieliśmy wrócić się około kilometra pod górę. Cześć gratisowego podjazdu to nachylenie 12 %. I w tym momencie w okolicy 160 km dopadło mnie największe dziś zwątpienie czy dam radę. Jechałam o własnych siłach, ale trochę wolniej niż dotychczas. By nie odstawać w tyle za Darią, której Rafał pomagał już od jakiś 30 km w podjazdach, również korzystam z pomocy Alka.

Na szczęście po podjeździe trochę km po płaskim, potem znów podjazd na Zdziarską Przełęcz, a potem kierujemy się w stronę Łysej Polany. Jedziemy, jedziemy i ciągle Słowacja. Gdzież ta Polska? W końcu jesteśmy w Polsce. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa z powrotu do kraju, z którego zawsze najchętniej chce wyjechać :D Godzina już późna, prawie 21.00. Robi się coraz ciemniej. Ale wizja tego, że jesteśmy już w Polsce dodaje sił i nawet dziurawe drogi stają się mniej dziurawe, a podjazd jakiś taki mniej trudny. Dojeżdżamy do Bukowiny Tatrzańskiej, a następnie już całkiem po ciemku zjeżdżamy do Poronina. Niestety lampka przednia została w pokoju, bo nie sądziłam, że wrócimy tak późno. Zjeżdżam na samym końcu, gdyż w ciemnościach słabo widzę. Na sam koniec jeszcze podjazd pod kwaterę i koniec na dziś :) Udało się - Tatry objechane :D

Objazd Tatr to bardzo ciekawe przeżycie. Szkoda tylko, że pogoda nieco ograniczyła widokowe walory tej wyprawy. Dzisiejsza wycieczka to dzień rekordów - pierwsza setka, a w zasadzie od razu dwusetka w tym roku, w dodatku pierwsza razem z narzeczonym :) Pobiłam dziś swoją dotychczasową życiówkę dystansu i przewyższeń podczas jednej wycieczki :) Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się powtórzyć taki wypad. Dziękuję Darii i Rafałowi za towarzystwo podczas wyprawy i Alkowi za pomoc w chwilach, gdy zmęczenie dawało o sobie znać.

Trasa: Suche, Zakopane, Kościelisko, Witów, Chochołów, Słowacja - Sucha Hora, Vitanova, Chata Oravice, Zuberec, Kvacjańskie Sedlo, Liptovske Matjasovce, Lipovsky Mikulas, Liptovsky Hradok, Pribylina, Podbanske, Strybske Pleso, Stary Smokovec, Tatranska Lomnica, Tatranska Kotlina, Zdiar, Polska - Łysa Polana, Bukowina Tatrzańska, Poronin, Suche.

Widok na tatry od strony Słowackiej - z Alkiem i Darią © EdytKa


Widok na tatry od strony Słowackiej - z narzeczonym :) © EdytKa


Daria z Rafałem z widokiem na Tatry © EdytKa


Kamieniołom na Słowacji © EdytKa


Słowacja - widok na Tatry © EdytKa


Liptovsky Hradok - ruiny zamku - z narzeczonym :) © EdytKa


Daria z Rafałem przed ruinami zamku © EdytKa


Na parkingu pod restauracją - fot. Skowronek © EdytKa


Tatry w chmurach - fot. Skowronek © EdytKa

Pomiędzy opadami

Czwartek, 30 maja 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Plany na dziś były nieco inne, ale pogoda szybko je zweryfikowała. Na szczęście po obiedzie udało się wyjść chociaż na 2 godziny trochę pokręcić. Trasa w całości asfaltowa, bo w Rockim są już założone obie oponki 1,5.

Najpierw przez osiedle i Aleję Pokoju, potem przez Kucelin, Odlewników, Legionów i Brzyszowską. Dalej przez Srocko, Brzyszów i Kusięta do Olsztyna. Kilka fotek pod zamkiem i dalej przez Przymiłowice i Zrębice. Krótki postój, by zjeść bułeczkę z serem i rodzynkami na łonie natury. Następnie asfaltem przez Biskupice i Olsztyn, kawałek główną drogą i przez Wilczą Górę i Odrzykoń. Potem koło Guardiana, Ocynkowni i przez Kucelin. Następnie już Aleją Pokoju i Jagiellońską na osiedle, gdzie trochę inaczej niż zwykle, bo trafiliśmy na procesję na Boże Ciało.

Gdy dojeżdżaliśmy do domu zaczęło padać i grzmieć. Zdążyliśmy w ostatniej chwili przez burzą :) Jechało mi się dziś bardzo lekko i przyjemnie. Fajnie, że udało się wstrzelić z rowerem tak, by nie zmoknąć :)

Z olsztyńskim zamkiem w tle © EdytKa


Alek koło zamku w Olsztynie © EdytKa


Na leśnej ścieżce © EdytKa

Powerade MTB Marathon - Krynica

Sobota, 25 maja 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Z samego rana nic nie wskazywało na to, że ten maraton będzie tak ciężki i że warunki pogodowe będą tak tragiczne. Jeszcze gdy jechaliśmy autem świeciło słońce. Parę minut przed dojazdem do Krynicy Zdroju i znalezieniem miejsca parkingowego zaczęło padać. W tym momencie zaczęłam wahać się cz dam radę. Podczas deszczu na trasie na pewno można było spodziewać się błota. Na rozgrzewkę przed startem za dużo czasu nie było. Nie byłam zdecydowana co robić. W ostatniej chwili weszłam do sektora, bo już go zamykali. Teraz już odwrotu nie było.

...reszta potem...

W końcu dotarłam do mety. Szczęśliwa jak nigdy przedtem. Nie wierzyłam w to na tyle, że podczas przekraczania linii mety wydusiłam z siebie jedynie słowa "To już meta?" Normalnie aż mi łzy z oczu spłynęły jak zobaczyłam czekającego za metą Alka, który od razu mnie uściskał, mimo, że byłam cała w błocie. Minęło zaledwie kilka minut, nagle słyszę z mikrofonu moje imię i nazwisko. Szok, co się dzieje? O co chodzi? Wołają mnie na podium, ale jak to? Okazało się, że pomimo wszystkich przygód na trasie zajęłam 4 miejsce K2 Mega :) Startowało w kategorii aż 6 osób. Takim sposobem zdobyłam swój pierwszy puchar w maratonach rowerowych :D Szok :) Stojąc koło podium cały czas nie wierzyłam w to, że to prawda. A jednak :D

Profil trasy maratonu:


Gdzieś na trasie w Krynicy © EdytKa


Prosto z trasy na dekorację :) Zaskoczona i zadowolona © EdytKa


Miejsce 4 w K2 Mega :) © EdytKa


więcej zdjęć tutaj:
Na zjeździe
Podjazd
Kolejny zjazd
I jeszcze jeden zjazd