Wpisy archiwalne w kategorii

Z fotkami lub filmem

Dystans całkowity:18292.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:842:29
Średnia prędkość:18.94 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:103724 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:179 (92 %)
Suma kalorii:16975 kcal
Liczba aktywności:399
Średnio na aktywność:45.85 km i 2h 36m
Więcej statystyk

Złota Góra

Wtorek, 7 października 2014 · Komentarze(2)
Dzisiaj tylko krótka przejażdżka po okolicy celem sprawdzenia czy po ostatnim upadku na singlach dam radę jakoś w miarę sprawnie jeździć, czy jeszcze parę dni muszę odpuścić.

Na początek przez osiedle, potem Alejką Pokoju, koło dworca na Rakowie, wałem nadwarciańskim, wzdłuż trasy DK1, Legionów i Złotą na Złotą Górę. Tutaj chwila przerwy nad kamieniołomem i kilka fotek, po czym terenowy zjazd do Mirowskiej.


Kamieniołom na Złotej Górze


Widok z góry kamieniołomu


Jesień na ulicy Mirowskiej

Powrót do domu Mirowską koło szpitala, ścieżką rowerową przy Galerii Jurajskiej i następnie ścieżką wzdłuż rzeki na Bór. Dalej przez Niepodległości i 11tego Listopada na myjkę umyć rower. Po opłukaniu Rockiego prosto do domu.

Siniaki po ostatnim upadku pewnie zostaną jeszcze jakiś czas, ale na równej nawierzchni mogę już spokojnie jeździć. Jedynie na nierównościach odczuwam ból ręki i kolana, ale mam nadzieje, że szybko minie. Piękną mamy jesień :)

Single pod Smrkem

Niedziela, 5 października 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dzień po ostatnim maratonie postanowiliśmy wybrać się teamową ekipą na single pod Smrkiem. Niestety po wczorajszym zakończeniu sezonu nie wszyscy z Bikehead dali radę jechać na single, ale w sumie uzbierało się nas siedem osób. Na sam początek razem z Alkiem, Piotrkiem i Marcinem musieliśmy pokonać około 3km asfaltowy podjazd na Czerniawską Kopę (ten sam, który wczoraj pokonywaliśmy zaraz po starcie wyścigu). Tutaj na parkingu spotkaliśmy się z resztą ekipy, która dojechała autem, czyli z Pawłem, Kamilem i drugim Marcinem. W takim składzie ruszyliśmy na single.

Najpierw czarnym szlakiem. Niestety po zaledwie paru km okazało się, że jeden z Marcinów złapał kapcia. Jechał bez dętki, na mleczku, jednak okazało się, że mleko całkiem mu zaschło w oponie, przez co były problemy z wyjęciem wentyla. Chłopaki pożyczyli mu dętkę, ale po dość długich próbach wyjęcia wentylka, Marcin postanowił wrócić do auta, a my pojechaliśmy dalej.


Zabawa z kapciem


Rocky na singlach

Po pokonaniu pierwszego singlowego odcinka pojechaliśmy kawałek asfaltem i szutrami, po czym ponownie singlami, z tym, że tym razem szlakiem czerwonym. Czerwony szlak był o wiele dłuższy niż czarny. Na jakimś 25 km niespodziewanie spotkaliśmy Marcina, który po uporaniu się z kapciem samotnie wrócił na single, jednak po kilku km ponownie złapał snejka. Chłopaki kolejny raz pożyczyli mu dętkę i dalej pojechaliśmy znów w siódemkę. Po drodze zrobiliśmy sobie krótką sesję zdjęciową.



Dzisiejsza ekipa (fot. Marcin)


Widoczek na góry (fot. Marcin)

Z każdym kolejnym kilometrem robiłam się coraz bardziej głodna, a jak na złość wszystkie batony zostały w aucie na parkingu. Moją głowę coraz bardziej zaczęły zaprzątać myśli o jedzeniu, a koncentracja zaczęła spadać. Takim właśnie sposobem pod sam koniec czerwonego szlaku, praktycznie 6 km przed końcem dzisiejszej jazdy po singlach, na jednym z zakrętów zaliczyłam bliskie spotkanie z kamieniami. Niewiele brakło mi do spotkania z drzewem. Za mną jechali Paweł i Marcin, na szczęście w porę zdążyli zahamować. Paweł pomógł mi się pozbierać z ziemi. Najważniejsze, że nic sobie nie połamałam, ale obiłam dość konkretnie lewą rękę (od łokcia do nadgarstka), lewe udo, prawą dłoń i kolano. Alek który jechał przodem wrócił się do mnie i dalej jechaliśmy już wolniejszym tempem, razem ze znajomą z Gomola Trans Airco, którą spotkaliśmy dziś na singlach. Po pokonaniu czerwonego szlaku zostało nam już tylko kilka km szlakiem czarnym do parkingu.

Filmik z wywrotki:



Mapa singlów pod Smrkem

Ogólnie rzecz biorąc trzeba przyznać, że single pod Smrkem są bardzo fajne. Skala trudności dużo mniejsza niż Rychlebskie ścieżki, ale i tak potrzeba odpowiednich umiejętności. Dobra lekcja doskonalenia techniki jazdy. Szkoda tylko, że i jedne i drugie singielki są tak daleko.

Bike Maraton 2014 - Świeradów Zdrój - finał

Sobota, 4 października 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Nadszedł w końcu ten dzień - dziś ostatni wyścig z cyklu Bike Maraton 2014 - w Świeradowie Zdroju. Tegoroczna edycja składała się z 10 wyścigów. W pierwszej edycji wystartowałam na dystansie Mini, natomiast w pozostałych wyścigach wybrałam dystans Mega i na tym dystansie zrobiłam klasyfikację generalną.

Do Świeradowa przybyliśmy już w piątek. W sobotę z rana ekstra energetyczne śniadanko przygotowane przez właścicielkę noclegu, po czym rowerami na miejsce startu. Przed startem jeszcze grupowa fotka Bikeheadowców, po czym każdy ustawił się w swoim sektorze startowym. Mnie przypadł sektor trzeci wywalczony w Poznaniu.


Bikehead przed startem

Wreszcie wszyscy się doczekali... 3... 2... 1... i start. Pierwsze 4 km to podjazd do Kolei Gaddowej. Najpierw 3 km asfaltem, potem około km terenem. Następnie kawałek po płaskim i od 5 km znów podjazd Nową Drogą Izerską aż do pierwszego bufetu na 8 km trasy. Na około 5 km wyprzedziła mnie Aga z Orbei, a chwilę później dogania mnie Marcin z klubu. Marcin jednak nie daje rady mnie wyprzedzić na podjeździe.


Pierwszy podjazd


Na podjeździe

Za pierwszym bufetem zaczyna się zjazd do około 10 km do rozjazdu Mini / Mega. Zjazdy w dalszym ciągu najlepiej mi nie idą, więc tuż na początku wyprzedza mnie Marcin. Za rozjazdem trasa prowadzi szutrami, najpierw około 3 km podjazdu, potem około 5 km szybkiego zjazdu i znów kawałek pod górę w kierunku Kopalni Stanisław (zlokalizowanej w pobliżu 20 km). Następnie szutrowy zjazd około 5 km do drugiego bufetu w pobliżu Wysokiego Kamienia.


Zjazd w stronę Wysokiego Kamienia


Zjazd z Wysokiego Kamienia

Za bufetem krótki - około 1 km - ale stromy podjazd po kamieniach. Udało mi się pokonać cały podjazd, na którym sporo osób rowery prowadziło. Po podjeździe terenowy zjazd około 5 km do słynnego w okolicy zakrętu śmierci. Na tym zjeździe dwukrotnie muszę zejść z roweru - pierwszy raz na stromej ściance z kamieni i drugi raz na samym końcu zjazdu - tuż przy wylocie na zakręt śmierci. Trasa przecina asfalt na zakręcie (mniej więcej na 31 km trasy) i wiedzie dalej szutrami pod górę. Na 35 km rozjazd Mega / Giga a na 37 km ostatni bufet.


Gdzieś na trasie wyścigu


Końcówka terenowego zjazdu

Za bufetem dalsza część podjazdu do Rozdroża Izerskiego. Około 40 km rozpoczyna się szybki szutrowy zjazd do 45 km trasy, potem jeszcze około 2,5 km podjazdu szutrowego, krótki około kilometrowy zjazd i już prawie na sam koniec jakieś ostatnie 500 metrów podjazdu asfaltem. Końcówka trasy to około 2 km zjazd leśnym singielkiem do mety.


Singiel przed metą


Singiel przed metą


Pełne skupienie

Po dotarciu do mety dostałam sms z wynikiem dzisiejszego wyścigu - miejsce 3 w K2 Mega i 246 Open. Wynik uważam za bardzo dobry :) Przed dekoracją wyczekuję jeszcze na Alka, który zdobył dziś 7 miejsce w swojej kategorii na dystansie Giga, a ostatnie 20 km do mety jechał na uszkodzonym amortyzatorze.


Podium po wyścigu

Profil trasy ostatniego maratonu:


Po dekoracji i umyciu rowerów udajemy się na obiad do noclegu. Po obiadku już na piechotę razem z całym teamem idziemy na dekorację klasyfikacji generalnej. Nikt z nas jeszcze nie wie, które zajął miejsce w generalce. To wszystko pozostaje tajemnicą aż do wywoływania na podium poszczególnych kategorii. Najpierw Mini, później Mega mężczyzn i dopiero kobiety. Wreszcie kategoria K2 - okazuje się, że ostatecznie w całym cyklu zajęłam miejsce 4 w kategorii K2 dystans Mega :) Aleksander zajął miejsce 7 w kategorii M3 Giga. Super wyniki :)


Podium klasyfikacji generalnej Bike Maraton 2014

Mstów

Wtorek, 30 września 2014 · Komentarze(0)
Dziś udało się wyjść z pracy wcześniej, w wyniku czego parę minut po 16 mogłam już wyjść na rower. Zasoby czasu miałam jednak ograniczone, więc postanowiłam jedynie wyskoczyć na szybko do Mstowa po kilka jabłek.

Początek standardem przez osiedle, Alejkę Pokoju, Kucelin, Cmentarz Żydowski, Legionów, Brzyszowską i dalej przez Srocko i Siedlec do Mstowa. Tak mi się fajnie jechało, że w Mstowie po 20 km jazdy miałam średnią 25,84 km/h :) Dalej trochę terenu, szlakiem niebieskim pieszym obok sadów owocowych. Zebrałam kilka jabłek i udałam się w drogę powrotną.

Jesienne barwy
Jesienne barwy

Rocky w jesiennej wersji
Rocky w jesiennej wersji

Terenem niebieskim pieszym do Małus. Dawniej bardzo lubiłam ten terenowy odcinek, jednak ostatnio jazda nim nie sprawia mi już takiej przyjemności. Szlak rozjeżdżony przez traktory, pełno wielkich kamieni. Trzeba uważać, by nie złapać kapcia. Następnie dłuższy odcinek asfaltem przez Małusy, Brzyszów, Kusięta i Odrzykoń. Dalej kawałek wertepami wzdłuż torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj, koło Michaliny do DK1 i przez Błeszno do domu. Na Rakowskiej kierowca autobusu linii 19, numer pojazdu 104, jadącego w kierunku Grabówki mija mnie tak blisko, że o mały włos nie uderzyłam w krawężnik przy torach tramwajowych. Widać, że ów kierowca chyba nigdy rowerem nie jeździł. Zatrzymuje się na chwilę by stres opadł i dalej już bez przygód do domu.

Jabłuszka
Jabłuszka

W domu wypakowałam jabłka z plecaka i dopiero wtedy policzyłam ile tak naprawdę udało mi się ich zabrać z sadów. Zbyt wiele ich nie ma, ale mam nadzieję, że jak co roku będą smaczne :)

Park Zielona i Pogoria IV

Niedziela, 28 września 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Ostatni dzień urlopu, jutro trzeba wracać do pracy, więc pogoda zrobiła się bardzo ładna. Do południa były inne plany, zatem na rower wyszliśmy dopiero popołudniu. Nie było innego pomysłu, więc tylko krótka przejażdżka po okolicy.

Na początek przez osiedle, kawałek przez park i w stronę molo przy Pogorii III. Następnie do Parku Zielona. Mieliśmy nadzieję, że spotkamy tutaj jakieś wiewiórki, ale chyba wszystkie się gdzieś pochowały. Pokręciliśmy się chwilę w parku i ruszyliśmy dalej.

W Parku Zielona
W Parku Zielona

Ścieżką wzdłuż Przemszy w stronę Pogorii IV. Ścieżka trochę zarosła od ostatniego czasu, kiedy nią jechaliśmy. Albo jest rzadko uczęszczana, albo żadne służby miejskie o nią nie dbają i zarasta chaszczami. Dodatkowo uważać trzeba na wykopane w niektórych miejscach doły.

Na wiadukcie kolejowym
Na wiadukcie kolejowym nad Przemszą

Przejechaliśmy wiaduktem kolejowym nad rzeką na drugą stronę i dotarliśmy do Pogorii IV. Objechaliśmy zalew dookoła najpierw asfaltem, potem terenem, przez las i znów asfaltem. Zaczęło się robić chłodno, więc uznaliśmy, że wracamy do domu.

Pogoria IV
Pogoria IV

W jesiennej scenerii
W jesiennej scenerii

Kawałek terenem i przez tory do Pogorii III, a potem ścieżką rowerową w stronę molo. Dalej przez park i przez osiedle do domu. W terenie błoto już trochę obeschło od słońca, ale miejscami dalej zalega sporo kałuż. Mimo, że kilometrów zbyt wiele nie wyszło, to fajnie było się ruszyć choć na chwilę.

W roli kibica na Skandia Maraton Dąbrowa Górnicza

Sobota, 27 września 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Nadeszła sobota. Dziś Skandia Maraton w Dąbrowie. Mieliśmy nawet zamiar wystartować, ale ostatnie dość mocne opady deszczu i serwis rowerów po poprzednim wyścigu skutecznie nas zniechęciły do dzisiejszego startu. Jak się okazało póżniej - nie była to wcale zła decyzja. Postanowiliśmy dziś pokibicować innym zawodnikom i przy okazji cyknąć kilka fotek na najtrudniejszym zjeździe.

Na początek przez centrum udaliśmy się do Parku Hallera na start wyścigu. Ulice były jeszcze mokre, ale padać już przestało. Tuż przed startem przejechaliśmy w pobliże Pałacu Kultury i Nauki, by zrobić zawodnikom kilka zdjeć tuż po starcie. Nasze rowerki także załapały się na zdjęcie.

Nasze rowerki
Nasze rowerki

Następnie również przez centrum, później kawałek przez park do Pogorii III, ścieżką wzdłuż zbiornika, znów kawałek terenem, po czym asfaltowo wzdłuż Pogorii IV skierowaliśmy się w stronę Ujejsca. Na wyjeździe z Pogorii IV również kilka fotek zawodników, po czym przez Ujejsce w stronę Bukowej Góry. Szutrówkami dojechaliśmy do najciekawszego zjazdu na trasie wyścigu. Na zjeździe z rynnami i w błocie nie zabrakło dziś upadków. Na sam koniec sama postanowiłam zjechać tym zjazdem, jednak dużo ostrożniej niż zawodnicy startujący w wyścigu. Nie powiem, żeby też w jednym miejscu nie ślizgnęło mi się koło, ale udało się zjechać bez upadku.

Rocky w leśnej scenerii
Rocky w leśnej scenerii

Korony drzew
Korony drzew

Najtrudniejszy zjazd na wyścigu
Najtrudniejszy zjazd na wyścigu

Następnie analogiczną trasą - szutrówką do Ujejsca, potem asfaltem koło Pogorii IV, kawałek terenem, ścieżką rowerową wzdłuż Pogorii III i przez centrum udaliśmy się z powrotem do Parku Hallera na metę wyścigu. Gdy zobaczyłam jak wyglądał rower kumpeli, która startowała w dzisiejszym maratonie to byłam zadowolona, że jednak zrezygnowałam dziś ze startu. Pomimo tego, że podczas samego wyscigu świeciło słońce to na trasie i tak zalegało sporo błota, co widać na fotce poniżej.

Czysty i brudny rower
Czysty i brudny rower

Na sam koniec postanowiliśmy jeszcze odprowadzić Emi kawałek w stronę Sosnowca. Najpierw przez centrum, potem koło Sztygarki i przez parking koło Decathlonu i Auchan w Sosnowcu. Tutaj żegnamy się i wracamy przez Sosnowiec Zagórze do centrum Dąbrowy. Takim oto sposobem udało się wykręcić dziś 50 km, nie ubłocić się i dodatkowo przejechać kawałek trasą maratonu Skandia :)

Miasto

Czwartek, 25 września 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Dziś miastowe kilometry w celu załatwienia kilku spraw. Najpierw na myjkę, potem na serwis do Gawła i do Bikemanii. Następnie przez Aleje i Warszawską do sklepu, który jak się okazuje został przeniesiony w pobliże Galerii Jurajskiej i dziś ma być tam oficjalne otwarcie. Tak więc znów Warszawską, potem nową ścieżką rowerową wzdłuż Jana Pawła i duktem wzdłuż Warty do parku na Zawodziu. W parku trwają jakieś zawody rowerowe dla dzieci. Z parku ścieżkami rowerowymi koło Galerii. Sklep jak się okazuje jeszcze zamknięty. Na koniec jeszcze raz na serwis, a później już prosto do domku.


Kaczuchy nad brzegiem Warty

Łowicz, Arkadia, Skierniewice

Środa, 24 września 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Po prawie trzymiesięcznej przerwie udało się nam umówić na dziś na wycieczkę ze Skowronkami w okolice Skierniewic. Rano zapakowaliśmy się do auta i w drogę. Po godzinie 10 byliśmy już w Skierniewicach. Rafał zaparkował auto na parkingu przy cmentarzu. Chłopaki zdjęli rowerki z bagażników i ruszyliśmy zwiedzać.

Na początek dłuższy odcinek asfaltowy. Praktycznie cały czas po płaskim przez Skierniewice, Mokrą Lewą, Mokrą Prawą, Wolę Makowską, Sielce, Stachlew, Polesie, Parmę, Zielkowice do Łowicza. Tutaj na pierwszy rzut odwiedzamy basztę w Łowiczu. Baszta Klickiego należy zespołu romantycznego w Łowiczu. Dawniej miała mieścić bibliotekę wojskową. Na zwieńczeniu baszty z krenelażem znajdował się taras widokowy. W ścianę wieży wmurowano elementy epigraficzne z zamku prymasowskiego. Po II wojnie światowej przeszło 30 lat mieściła się tu Komenda Hufca ZHP. W latach 90tych XX wieku obiekt została przejęta przez władze miasta, następnie sprzedana. Obecnie znajduje się na terenie placu zabaw.


Przed basztą w Łowiczu

Następnie kierujemy się na rynek, gdzie wstępujemy do informacji turystycznej by zapytać o jakieś mapy okolicy. Dostajemy jedynie mapy w wersji plakatowej, z których musimy sobie sami zrobić normalną mapę. Na rynku uwagę zwraca też Bazylika Archikatedralna.


Bazylika Archikatedralna - fot. Skowronek


Alek przed Bazyliką

W następnej kolejności kierujemy się przez miasto do ruin zamku w Łowiczu. Obecnie ruiny są w rękach prywatnych, ogrodzone drewnianym murem, zza którego nic nie widać. Zwiedzanie zaledwie kilku ścian muru kosztuje krocie, więc ze zwiedzania rezygnujemy, by mieć czas i pieniądze na pozostałe dzisiejsze atrakcje zaplanowane przez Skowronków.


Informacja o zamku w Łowiczu

Dalej Rafał prowadzi nas najpierw przyjemnym terenem wzdłuż rzeki Bzury, szlakiem czerwonym rowerowym (zwanym również szlakiem szabli i mieczy), a później kawałek asfaltem drogą główną na pierwszy w Europie stalowy most spawany. Owy most znajduje się na rzece Słudwi.


Na czerwonym szlaku - fot. Skowronek


Rzeka Bzura


Rzeka Bzura


Alek na spawanym moście

Wracamy do Łowicza analogiczną trasą - drogą główną i terenem wzdłuż Bzury. Po drodze okazuje się, że Alkowi zeszło całe powietrze z amortyzatora. W Łowiczu odwiedzamy więc serwis rowerowy z nadzieją, że będzie można pożyczyć pompki do amortyzatora, jednak okazuje się, że serwis nie jest w takową pompkę wyposażony. No nic, Alkowi zostaje tylko jechać dalej na blokadzie skoku z prawie całkiem schowanymi goleniami.


Powrót do Łowicza - mostek nad rzeką Bzurą

Jedziemy więc szlakiem niebieskim rowerowym, początkowo asfaltem przez Zielkowice, a później terenem do parku romantycznego Arkadia. Ów park należy do najlepiej zachowanych zespołów w Polsce. Można powiedzieć, że park jest dziełem fantazji i ambicji jednej osoby – Heleny z Przeździeckich, księżnej Radziwiłłówny. Park miał być miejscem spokojnym, samotnym i romantycznym. Nadano mu nazwę Arkadia - mitologicznej krainy szczęśliwości. Projekt wg wytycznych Heleny Radziwiłłówny stworzył Szymon Bogumił Zug – architekt na dworze Stanisława Augusta. Park powstał w latach 1778-1820. Rafał został przed bramą parku, a my w trójkę zwiedzamy poszczególne zabytki w parku - Świątynię Diany, Domek Gotycki, Dom Murgrabiego, Przybytek Arcykapłana i Akwedukt. Zwiedzanie zajmuje nam prawie godzinę, jednak w tak pięknym miejscu naprawdę można się zapomnieć o mijającym czasie.


Z lwem koło Świątyni Diany


Świątynia Diany


Rzeźba w Świątyni Diany


Rzeźba w Świątyni Diany


Wnętrze Świątyni


Malowidło na suficie Świątyni Diany


Rzeźby w Świątyni Diany


Z Alkiem na tyłach Świątyni


Domek Gotycki


Alek przy Domku Gotyckim


Łuk grecki


Domek gotycki od drugiej strony


Dom Murgrabiego


Z Alkiem przed domem Murgrabiego


Dom Murgrabiego z tyłu


Rowerek przy Domu Murgrabiego


Studnia w parku


Przed Przybytkiem Arcykapłana


Alek przy Przybytku Arcykapłana

Przybytek Arcykapłana
Przybytek Arcykapłana

Akwedukt w parku Arkadia
Akwedukt w parku Arkadia

Na Akwedukcie
Na Akwedukcie

Akwedukt
Akwedukt

Rzeka Skierniewka przepływająca przez park Arkadia
Rzeka Skierniewka przepływająca przez park Arkadia

Świątynia Diany widziania z drugiej strony stawu
Świątynia Diany widziana z drugiej strony stawu

Następnie kierujemy się ponownie szlakiem niebieskim rowerowym, początkowo asfaltem przez Mysłaków, potem kawałek wertepami i znów asfaltem do Nieborowa, gdzie znajduje się pałac. Pałac jest budowlą dwukondygnacyjną, z piętrem w mansardzie, pochodzącym z przebudowy w roku 1922. Wzniesiony został na planie prostokąta, z dwiema narożnymi wieżami od strony północnej. Wieże zdobią boniowania, pilastry, gzymsy i blendy. Kryte są hełmami barokowymi. Elewacje południowa i północna posiadają pozorne ryzality na osi, dzielone gzymsem po bokach. Ryzality zawierają tympanony z płaskorzeźbami stiukowymi i kartuszami herbowymi. Środkowa część budynku z sienią na osi, jest jedyną pozostałością po dawnym dworze z XVI wieku. Niestety zwiedzanie parku jak i pałacu podobnie jak zamku w Łowiczu kosztuje zbyt wiele, więc odpuszczamy. Robimy jedynie kilka fotek przed bramą i udajemy się do pobliskiej restauracji na pyszny obiadek.

Pałac w Nieborowie
Pałac w Nieborowie

Przed pałacem w Nieborowie
Przed pałacem w Nieborowie

Po obiadku dalej w drogę. Asfaltem przez Nieborów do autostrady, następnie nad autostradą na drugą stronę, po czym przyjemnymi leśnymi szutrami przez Puszczę Bolimowską. Najpierw jedziemy szlakiem czarnym rowerowym mijając po drodze dworek myśliwski, dalej szlakiem zielonym, przy którym Alek znajduje kilka maślaków i kozaków, udaje się nam także znaleźć dwie kanie. Na sam koniec podążamy szlakiem niebieskim rowerowym, który prowadzi do samych Skierniewic.

Dworek myśliwski w Puszczy Bolimowskiej
Dworek myśliwski w Puszczy Bolimowskiej

Okazuje się, że Skierniewice są bardzo ładnym miastem. Nawet nie miałam pojęcia, że w Skierniewicach jest aż tyle ciekawych miejsc. Na pierwszy rzut Rafał prowadzi nas na dworzec kolejowy, który sam w sobie jest bardzo gustowny. Dodatkowo na jednym z peronów spotkać można nawet Stanisława Wokulskiego, bohatera powieści "Lalka" Bolesława Prusa. W polskiej kulturze Wokulski stał się niejako symbolem przedsiębiorczości.

Dworzec kolejowy w Skierniewicach
Dworzec kolejowy w Skierniewicach

Ze Stanisławem Wokulskim
Ze Stanisławem Wokulskim

Po odwiedzinach u Stanisława jedziemy do skierniewickiego parku, który także urzeka swoim pięknem. W parku znajdują się eleganckie ogrody, piękne rzeźby oraz pałac arcybiskupów gnieźnieńskich, który niestety jest już zamknięty, więc nie mamy możliwości zwiedzania. Z zewnątrz również niewiele da się zobaczyć. Obecnie pałac stanowi siedzibę Instytutu Warzywnictwa.

Ogrody w parku w Skierniewicach
Ogrody w parku w Skierniewicach

Jedziemy przez park
Jedziemy przez park

Pałac arcybiskupów gnieźnieńskich
Pałac arcybiskupów gnieźnieńskich

Brama parkowa
Brama parkowa

Czas w miejscu niestety nie stoi, więc kierujemy się już w stronę parkingu, po drodze zahaczając jeszcze o wieżę ciśnień. Zanim udaje się nam dotrzeć do auta trochę błądzimy, na szczęście Daria w ostatniej chwili dostrzega właściwy parking. Chłopaki montują rowery na dach i jedziemy do Rawy Mazowieckiej, gdzie mieliśmy jeszcze zobaczyć zamek. Jednak jest już ciemno i do domu daleka droga, a Skowronki jutro muszą iść do pracy, więc odpuszczamy dalsze zwiedzanie i wracamy do Częstochowy. Może będzie jeszcze okazja przybyć w te okolice i zwiedzić to na co dziś brakło czasu.

Wieża ciśnień w Skierniewicach
Wieża ciśnień w Skierniewicach

Wieża ciśnień w Skierniewicach
Wieża ciśnień w Skierniewicach

Dzisiejsza wycieczka była bardzo przyjemna. Było dość chłodno, ale na szczęście nie padało ani przez chwilę. Udało się zobaczyć sporo nowych miejsc, o których wcześniej nie miałam nawet pojęcia. Dziękuję bardzo za towarzystwo i mam nadzieję do następnego wspólnego wypadu :)

Bike Maraton 2014 - Polanica Zdrój

Sobota, 20 września 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Przedostatni już wyścig z cyklu BikeMaraton. Tym razem w Polanicy Zdroju. Cały tydzień piękna słoneczna pogoda, a w sobotę z rana akurat przed wyścigiem musiało dość mocno popadać. Już jadąc do Polanicy wiedzieliśmy, że bez błota na trasie się nie obędzie, pomimo iż podczas startu i całości wyścigu już nie padało. Start zorganizowany był w Parku Zdrojowym. Dziś startowałam z trzeciego sektora wywalczonego w Poznaniu. Przyznam, że start z trzeciego sektora był o wiele lepszy niż z piątego. Tuż przed startem obawiałam się jeszcze, czy nie jechać mini z powodu potrzaskanego kolana, jednak podczas wyścigu kolano o dziwo przestało boleć, więc wybrałam dystans mega.

Pierwsze około 3 km przebiegały asfaltem. Na początek krótki podjazd potem w miarę po płaskim. Następnie szutrowy podjazd pod Piekielną Górę, krótki zjazd do Szczytnej i znów podjazd w kierunku Wolarza. Na 12 km zlokalizowany był rozjazd (który wg. profilu trasy miał znajdować się na 10 km). Do rozjazdu jechałam praktycznie równo z Sandrą, która póżniej zjechała na mini. Za rozjazdem mini / mega około 3 km podjazdu do pierwszego bufetu, który również znajdował się dwa km dalej niż na profilu trasy. Na tym podjeździe wyprzedziła mnie Agnieszka z Orbea. Po podjeździe trudny jak dla mnie błotnisto - kamienisty zjazd singlem do Dusznik (około kilometra), na którym mija mnie Marcin z teamu.


Pierwszy podjazd


Na podjeździe

Następnie rozpoczyna się szuter, na początku którego zatrzymuje się, by pożyczyć Agnieszce imbusa do przykręcenia mostka. Niestety żadne z zawodników nie chciał się zatrzymać i pomóc. Po chwili ruszamy dalej. Trasa biegnie szerokimi szutrami raz pod górę, raz w dół aż do 21 km, czyli do drugiego bufetu. Trochę byłam zaskoczona faktem, że kolejny bufet był tak szybko, tym bardziej, że wg profilu miał znajdować się 2 km dalej. Co więcej następny bufet dopiero po kolejnych 18 km.


Gdzieś na trasie


Szybki zjazd

Za drugim bufetem, na którym porywam tylko banana, trasa prowadzi dalej szutrami i lasami. Najpierw lekko pod górę, potem w dół do rozjazdu mega / giga zlokalizowanego na 33 km trasy. Mega skręca w prawo, giga jedzie prosto na kolejną pętlę. Za rozjazdem zaczynają się coraz trudniejsze zjazdy i podjazdy, wokół Kamiennej Góry, na których nie brakuje błota, korzeni i kamieni. Na 39 km ostatni bufet. Wiedząc, że do mety tylko 10 km porywam tylko kubek wody i jadę dalej. Jakbym wcześniej wiedziała, że te ostatnie 10 km (wspólne z trasą mini) będzie się dłużyć bardziej niż poprzednie 40 km to na pewno na bufecie bym coś jeszcze zjadła. Zaraz za bufetem ciężki zjazd czerwonym szlakiem do DW Malwa, którego nie udało mi się pokonać w całości jadąc.


Na jednym ze zjazdów musiałam miejscami rower prowadzić


Błotny zjazd


Na zjeździe

Następnie kilka technicznych interwałów starą trasą Grand Prix MTB. Kilka sztywnych podejść, na których zmęczenie dawało się już we znaki (nie wiem czy niektóre z nich ktokolwiek dziś podjechał) i zjazdów po kamieniach, korzenaich i błocie. Ostatni krótki podjazd udało mi się pokonać jadąc. Trzeba było dodatkowo uważać na zawodników, którzy jeszcze jechali końcówkę trasy mini. Na sam koniec został jeszcze jeden zjazd do parku Zdrojowego i końcówka trasy przez park do mety.


Podejście pod górę, na którym chyba każdy zawodnik rower pchał lub niósł


Błotny zjazd


Błotny zjazd


Przejazd przez strumyk


Końcówka przejazdu przez strumyk


Zjazd do mety

Po dotarciu do mety ustawiłam się od razu w kolejce na myjkę nieopodal mety. Chwilę pogadałam z Agą. Jednak kolejka była tak długa, że zrezygnowałam i postanowiłam umyć tylko trochę samą siebie wodą z pękniętego węża strażackiego. Chwilę po tym jak się umyłam na metę dojechał Alek. Po tym jak on również się umył pojechaliśmy do biura odebrać dyplomy i dowiedzieć się, które zajęliśmy miejsca, Okazało się, że ja zajęłam miejsce 6 w K2 Mega i 314 Open, a Alek 7 w M3 Giga. Jak na takie warunki wynik całkiem dobry :)

Profil trasy (początek nieco się różnił od danych na wykresie):

Mstów i Olsztyn

Niedziela, 14 września 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Mieliśmy dziś jechać na wycieczkę ze Skowronkami w okolice Łęczycy, jednak siły wyższe plany zweryfikowały. Na szczęście po południu udało nam się wyskoczyć na rower na 3 godzinki. Takim oto sposobem postanowiliśmy wybrać się dziś do Mstowa, gdzie dawno nie byliśmy.

Początek standardowo Alejką Pokoju, przez Kucelin, Cmentarz Żydowski i Legionów. Następnie terenem przez Ossona, kawałek czerwonym rowerowym i dalej przez Przeprośną Górkę. Dalej asfaltem przez Siedlec do Mstowa. Od Mstowa znów terenem niebieskim pieszym (po drodze z krótką przerwą przy sadach) przez Małusy do Turowa.


We wrześniu zakwitły nawet maki...


Podjazd na niebieskim pieszym koło sadów we Mstowie


Podjazd na niebieskim pieszym koło sadów we Mstowie


Dzika róża koło sadów


Niebieski pieszy w Mstowie

Następnie znów asfaltem przez Turów do Olsztyna. Objeżdżamy zamek dookoła, po czym podjeżdżamy na szczyt ruin od strony wieży obserwacyjnej. Udało mi się podjechać kilka metrów dalej niż dotychczas, zatem jakieś postępy są. Po podjeździe zjazd na dół po kamieniach.


Zjazd ze zamku w Olsztynie od strony wieży obserwacyjnej


Zjazd z zamku w Olsztynie

Z zamku kierujemy się na Lipówki. Udało się podjechać na sam szczyt. Na Lipówkach krótka sesja zdjęciowa rowerków, po czym zjazd singlem w stronę leśnego. Mijamy bar leśny i kierujemy się już z powrotem do Częstochowy.


Rocky na Lipówkach z ruinami zamku w tle


Rocky na Lipówkach

Najpierw kawałek asfaltem w stronę Biskupic, potem przeciwpożarówką do końca, kawałek terenem do torów, przez lasek, asfaltem do Bugaja i koło Michaliny do DK1. Jedziemy jeszcze na chwilę na myjkę, po czym przez Błeszno wracamy do domu.

Pogoda jak na wrzesień wyśmienita. Cieplutko, słonecznie, jedynie wiatr mógłby być trochę łagodniejszy. Szkoda, że nie udało się wybrać na dłuższą wycieczkę, ale może jeszcze będzie okazja.