Na dziś zapowiadali typowo jesienną jeśli chodzi o temperaturę, ale za to słoneczną pogodę. Korzystając z okazji postanowiliśmy wybrać się na niedzielną przejażdżkę razem z ekipą Jurabike. Na miejscu spotkania koło Rossmana oprócz nas stawili się Rafał, Michał, Artur i Marcin.
Ruszyliśmy w drogę. Najpierw wzdłuż trasy, a potem koło Michaliny. Tutaj postój, gdyż okazało się, że dołączyć do nas mieli jeszcze spóźnieni Agnieszka i Przemek. W powiększonym składzie jedziemy kawałek asfaltem przez Bugaj, po czym po betonowych płytach wzdłuż rzeki do Słowika. Dalej asfaltem przez Słowik i Korwinów, gdzie jedziemy wybudowanym niedawno mostem. Następnie terenem czarnym pieszym, później niebieskim rowerowym i pomarańczowym rowerowym do dziurawego asfaltu niedaleko Monaru. W następnej kolejności skręcamy w lewo i jedziemy terenem częściowo pomarańczowym szlakiem, częściowo bez szlaku do torów w Poraju. Następnie asfaltowo wzdłuż torów i prosto obok dworca PKP. Dalej terenem, leśnymi szutrami do Masłońskich. Mijamy stawy, skręcamy w lewo i jedziemy szutrówkami przez Przybynów początkowo kawałek czarnym pieszym, potem zielonym pieszym / czerwonym rowerowym i znów czarnym pieszym obok domu spokojnej starości w Zaborzu. Dalej asfaltem przez Zaborze, Biskupice Nowe do Biskupic. Przerwa koło sklepu, po czym jeszcze krótki kawałek asfaltem. Przez zjazdem z górki skręcamy w prawo w teren i kierujemy się w stronę Sokolich Gór. Mijamy Sokole bokiem szlakiem niebieskim rowerowym i docieramy do parkingu przy drodze głównej, gdzie czeka na nas Andrzej z jednym znajomym. Wszyscy razem jedziemy asfaltem do baru leśnego, gdzie rozdzielamy się. Część osób wraca do domu, część zostaje w leśnym, a my z Alkiem, Andrzejem i Michałem jedziemy do Andrzeja zostawić Rockiego i pożyczyć Meridę 29" do testów, po czym kierujemy się w teren.
Mijamy leśny i jedziemy ścieżką na Lipówki. Na Lipówkach spotykamy Zbyszka. Następnie zjeżdzamy z Lipówek i udajemy się na Biakło. Pierwsze podjazdy biorąc pod uwagę nieprzyzwyczajenie do roweru i większą o 2 kg wagę od Rockiego szły dość topornie. Ale za to zjazdy od samego początku wydawały się jakieś takie łagodniejsze. Większe koło jednak coś w sobie ma. Zjeżdżamy z Biakła singielkiem i wjeżdżamy w Sokole Góry. Tutaj kawałek żółtym rowerowym, po czym czerwonym pieszym na Puchacz. Oczywiście na sam szczyt podjechać trudno, więc kawałek rower trzeba podprowadzić. Tutaj rozpoczynamy dzisiejszą pętelkę. Na jednym z kamienistych zjazdów spotykamy dwójkę młodych ludzi, którzy z wielkim niedowierzaniem patrzą na to jak chłopakom idą zjazdy. Nawet zdjęcia robią :D W końcu i ja decyduje się na zjazd, który po części, bo z jedną podpórką mi się udaje. Chwilę później na tym samym zjeździe spotykamy biegającą Edytę :D
Podejście w Sokolich
Zabawa w Sokolich
Końcówka zjazdu w Sokolich
Kręcimy się jeszcze trochę po Sokolich Górach ścieżkami wytyczonymi przez chłopaków z Częstochowskich Wypadów Rowerowych. Dziś o dziwo na wszystkich ścieżkach były odgarnięte liście, więc nie trzeba było domyślać się, którędy tak naprawdę dana ścieżka wiedzie. Wyjeżdżamy z Sokolich i kolejny raz podjeżdżamy, a ja i Michał częściowo podjeżdżamy, częściowo podchodzimy na Biakło. Następnie szybki zjazd i podjazd na Lipówki. Tutaj spotykamy Mateusza, syna Mirka z Jurabike i jeszcze jednego chłopaka z Wypadów Rowerowych. Krótka pogawędka i rozjeżdżamy się w swoim kierunku. Zjeżdżamy z Lipówek w stronę leśnego i udajemy się na olsztyński zamek. Najpierw podjazd od strony kwadratowej wieży. Jak zwykle na sam szczyt nie dałam rady wjechać. Następnie kawałek po szczycie, po czym zjazd z tyłu zamku, bez kamieni, ale nachylenie dość spore. Wdrapujemy się z powrotem na szczyt i zjeżdżamy do bramy głównej. Zahaczamy jeszcze o sklep, by kupić kiełbachę na ognisko u Andrzeja.
Po ognisku trzeba było wrócić do domu. Pierwsze kilka metrów po przesiadce na Rockiego jechało mi się jakoś dziwnie. Koło wydawało się jakieś takie małe. Na początek terenem przez Górę Ostrówek i Skrajnicę. Dalej rowerostradą do końca, terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny do DK1. Tutaj Michał pojechał prosto na Raków, a my udaliśmy się przez Błeszno na myjkę, a potem do domu.
Ogólnie wrażenia po przetestowaniu roweru na kołach 29'' jak najbardziej pozytywne. Początkowo miałam pewne trudności na podjazdach, ale z każdym kolejnym podjazdem było lepiej. Jeżeli chodzi pokonywanie przeszkód w postaci choćby jakichś powalonych drzew czy większych kamieni, to komfort jazdy zdecydowanie lepszy niż na kole 26''. Również zjazdy okazały się o wiele przyjemniejsze i jakieś takie mniej straszne niż dotychczas :)
Dziś udało się wygospodarować trochę więcej czasu na rower niż ostatnio. Umówiliśmy się z Kasią i Kamilem na wypad do Złotego Potoku. Tym razem start z mojego podwórka, gdyż w Kamila rowerze pękła felga i aby wypad mógł dojść do skutku postanowiłam pożyczyć mu moją zimówkę.
Po szybkim ustawieniu wysokości sztycy ruszamy w drogę.Na początek przez osiedle, potem Aleją Pokoju, przez Kucelin, Odlewników (gdzie napotykamy na przeszkodę w postaci rozkopanej drogi, którą musimy ominąć górą przedzierając się przez wiadukt kolejowy) i dalej Legionów i Brzyszowską. Następnie przez Srocko, Brzyszów, Małusy Małe i Wielkie, Zagórze, Juliankę, Czepurkę, Piasek i Janów do Złotego Potoku. Większość trasy utrudniał nam silny wiatr.
W
Złotym Potoku najpierw kierujemy się do parku przy Dworku Krasińskich,
gdzie robimy kilka fotek, po czym udajemy się do Rumcajsa napełnić
żołądki.
Dworek Krasińskich
Przed dworkiem Krasińskich
Posileni hamburgerami ruszamy w drogę powrotną.
Najpierw asfaltem w stronę Janowa, a potem Aleją Klonową. Tutaj krótka
przerwa na kilka zdjęć. Załapaliśmy się nawet jako mistrzowie drugiego
planu na zdjęcia ze ślubnego pleneru :D
Z Alkiem na Alei Klonowej
Dalej terenem niebieskim rowerowym doPabianic,kawałek asfaltem i znów terenem żółtym rowerowym do Zrębic. Asfaltem przez Zrębice, po czym terenem czerwonym rowerowym do Przymiłowic.Asfaltem koło stadniny i dalej nową ścieżką rowerową do Olsztyna.
Następnie terenem przez Górę Ostrówek, asfaltem przez Skrajnicę,
rowerostradą, terenem do torów, przez lasek do Bugaja, po czym koło
Michaliny i przez Błeszno do mojego domu, by Kamil mógł odebrać swój
rower.
Podczas drogi powrotnej temperatura spadła z 9 do około 5
stopni, przez co było o wiele chłodniej. Dawno mi tak palce u nóg nie
zmarzły jak dziś, a jednak mimo tego warto było wybrać się jeszcze tej
jesieni do Złotego Potoku :)
Przed południem postanowiliśmy wybrać się z Alkiem do Parku Lisiniec pokibicować znajomym, startującym w Pucharze Polski Cross Duathlon. Duathlon składał się z trzech sekcji: 3,5 km biegu, 7 km jazdy rowerem i znów 3,5 km biegu. Zwycięzcy otrzymali cenne nagrody finansowe, a dodatkowo każdy zawodnik na mecie dostał pamiątkowy medal. Ogólnie ciekawy pomysł na promowanie sportu w mieście i wykorzystanie nowych ścieżek w parku Lisiniec.
Pamiątkowe medale
Fota ze zdobywczynią trzeciego miejsca w duathlonie, czyli z Olą :)
I już po duathlonie
Po zakończeniu duathlonu i dekoracji zawodników mieliśmy wrócić do domu, gydz w planie był popołudniowy wypad do Choronia ze Skowronkami, jednak w trakcie kibicowania okazało się, że popołudniu musimy być w domu. Postanowiliśmy wobec tego wybrać się na przejażdżkę od razu po duathlonie. W drodze do Jagiellończyków towarzyszył nam Łukasz, który także przybył do parku w roli kibica. Dalej już we dwoje, Aleją Pokoju, przez Kucelin i koło Guardiana. Przy nastawni mala jesienna sesja zdjęciowa.
Jesienna sesja
My i pani jesień :)
Rocky w jesiennej wersji
Następnie wertepami wzdłuż torów, kawałek zielonym rowerowym w stronę rowerostrady, po czym drogą przeciwpożarową. Przy końcu pożarówki również kilka jesiennych zdjęć.
Przy końcu pożarwki
Dalej kawałek asfaltem w stronę Olsztyna, po czym w prawo do rezerwatu Sokole Góry. Szlakiem żółtym rowerowym przez Sokole Góry do kapliczki Św. Idziego w Zrębicach. Tutaj krótka przerwa i powrót do domu.
W Sokolich Górach
Jesień w Sokolich Górach
Rocky przy kapliczce Św. Idziego
Znów przez Sokole Góry, nieco dookoła, najpierw szlakiem czerwonym pieszym, a potem żółtym pieszym. Następnie kawałek asfaltem w stronę Biskupic, po czym drogą przeciwpożarową. Dalej analogicznie jak wcześniej, wzdłuż torów, koło nastawni (gdzie znów przerwa na kilka fotek) i koło Guardiana.
Końcówka żółtego pieszego w Sokolich
Jesienna sesja Rockiego
Na koniec jeszcze ja
Przy przejeździe kolejowym spotykamy Skowronków, Siwucha i Marcina, który dopiero zaczynają dzisiejszą wycieczkę. Chwila pogaduch i każdy jedzie w swoją stronę. My podążamy ścieżką wzdłuż rzeki, przez Kucelin i Alejkę Pokoju, a dalej już tylko przez osiedle do domu.
Przepiękny jesienny dzień, cieplutki i słoneczny. A spędzony na rowerze stał się jeszcze piękniejszy :) Właśnie taką jesień lubię najbardziej :)
Po prawie trzymiesięcznej przerwie udało się nam umówić na dziś na wycieczkę ze Skowronkami w okolice Skierniewic. Rano zapakowaliśmy się do auta i w drogę. Po godzinie 10 byliśmy już w Skierniewicach. Rafał zaparkował auto na parkingu przy cmentarzu. Chłopaki zdjęli rowerki z bagażników i ruszyliśmy zwiedzać.
Na początek dłuższy odcinek asfaltowy. Praktycznie cały czas po płaskim przez Skierniewice, Mokrą Lewą, Mokrą Prawą, Wolę Makowską, Sielce, Stachlew, Polesie, Parmę, Zielkowice do Łowicza. Tutaj na pierwszy rzut odwiedzamy basztę w Łowiczu. Baszta Klickiego należy zespołu romantycznego w Łowiczu. Dawniej miała mieścić bibliotekę wojskową. Na
zwieńczeniu baszty z krenelażem znajdował się taras widokowy. W ścianę
wieży wmurowano elementy epigraficzne z zamku prymasowskiego. Po II
wojnie światowej przeszło 30 lat mieściła się tu Komenda Hufca ZHP. W
latach 90tych XX wieku obiekt została przejęta przez władze miasta, następnie
sprzedana. Obecnie znajduje się na terenie placu zabaw.
Przed basztą w Łowiczu
Następnie kierujemy się na rynek, gdzie wstępujemy do informacji turystycznej by zapytać o jakieś mapy okolicy. Dostajemy jedynie mapy w wersji plakatowej, z których musimy sobie sami zrobić normalną mapę. Na rynku uwagę zwraca też Bazylika Archikatedralna.
Bazylika Archikatedralna - fot. Skowronek
Alek przed Bazyliką
W następnej kolejności kierujemy się przez miasto do ruin zamku w Łowiczu. Obecnie ruiny są w rękach prywatnych, ogrodzone drewnianym murem, zza którego nic nie widać. Zwiedzanie zaledwie kilku ścian muru kosztuje krocie, więc ze zwiedzania rezygnujemy, by mieć czas i pieniądze na pozostałe dzisiejsze atrakcje zaplanowane przez Skowronków.
Informacja o zamku w Łowiczu
Dalej Rafał prowadzi nas najpierw przyjemnym terenem wzdłuż rzeki Bzury, szlakiem czerwonym rowerowym (zwanym również szlakiem szabli i mieczy), a później kawałek asfaltem drogą główną na pierwszy w Europie stalowy most spawany. Owy most znajduje się na rzece Słudwi.
Na czerwonym szlaku - fot. Skowronek
Rzeka Bzura
Rzeka Bzura
Alek na spawanym moście
Wracamy do Łowicza analogiczną trasą - drogą główną i terenem wzdłuż Bzury. Po drodze okazuje się, że Alkowi zeszło całe powietrze z amortyzatora. W Łowiczu odwiedzamy więc serwis rowerowy z nadzieją, że będzie można pożyczyć pompki do amortyzatora, jednak okazuje się, że serwis nie jest w takową pompkę wyposażony. No nic, Alkowi zostaje tylko jechać dalej na blokadzie skoku z prawie całkiem schowanymi goleniami.
Powrót do Łowicza - mostek nad rzeką Bzurą
Jedziemy więc szlakiem niebieskim rowerowym, początkowo asfaltem przez Zielkowice, a później terenem do parku romantycznego Arkadia. Ów park należy do najlepiej zachowanych zespołów w
Polsce. Można
powiedzieć, że park jest dziełem fantazji i ambicji jednej osoby –
Heleny z Przeździeckich, księżnej Radziwiłłówny. Park miał być
miejscem spokojnym, samotnym i romantycznym. Nadano mu nazwę Arkadia -
mitologicznej krainy szczęśliwości. Projekt wg wytycznych Heleny Radziwiłłówny stworzył Szymon
Bogumił Zug – architekt na dworze Stanisława Augusta. Park powstał w latach 1778-1820. Rafał został przed bramą parku, a my w trójkę zwiedzamy poszczególne zabytki w parku - Świątynię Diany, Domek Gotycki, Dom Murgrabiego, Przybytek Arcykapłana i Akwedukt. Zwiedzanie zajmuje nam prawie godzinę, jednak w tak pięknym miejscu naprawdę można się zapomnieć o mijającym czasie.
Z lwem koło Świątyni Diany
Świątynia Diany
Rzeźba w Świątyni Diany
Rzeźba w Świątyni Diany
Wnętrze Świątyni
Malowidło na suficie Świątyni Diany
Rzeźby w Świątyni Diany
Z Alkiem na tyłach Świątyni
Domek Gotycki
Alek przy Domku Gotyckim
Łuk grecki
Domek gotycki od drugiej strony
Dom Murgrabiego
Z Alkiem przed domem Murgrabiego
Dom Murgrabiego z tyłu
Rowerek przy Domu Murgrabiego
Studnia w parku
Przed Przybytkiem Arcykapłana
Alek przy Przybytku Arcykapłana
Przybytek Arcykapłana
Akwedukt w parku Arkadia
Na Akwedukcie
Akwedukt
Rzeka Skierniewka przepływająca przez park Arkadia
Świątynia Diany widziana z drugiej strony stawu
Następnie kierujemy się ponownie szlakiem niebieskim rowerowym, początkowo asfaltem przez Mysłaków, potem kawałek wertepami i znów asfaltem do Nieborowa, gdzie znajduje się pałac. Pałac jest budowlą dwukondygnacyjną, z piętrem w mansardzie, pochodzącym
z przebudowy w roku 1922. Wzniesiony został na planie prostokąta, z
dwiema narożnymi wieżami od strony północnej. Wieże zdobią boniowania,
pilastry, gzymsy i blendy. Kryte są hełmami barokowymi. Elewacje
południowa i północna posiadają pozorne ryzality na osi, dzielone
gzymsem po bokach. Ryzality zawierają tympanony z płaskorzeźbami
stiukowymi i kartuszami herbowymi. Środkowa część budynku z sienią na
osi, jest jedyną pozostałością po dawnym dworze z XVI wieku. Niestety zwiedzanie parku jak i pałacu podobnie jak zamku w Łowiczu kosztuje zbyt wiele, więc odpuszczamy. Robimy jedynie kilka fotek przed bramą i udajemy się do pobliskiej restauracji na pyszny obiadek.
Pałac w Nieborowie
Przed pałacem w Nieborowie
Po obiadku dalej w drogę. Asfaltem przez Nieborów do autostrady, następnie nad autostradą na drugą stronę, po czym przyjemnymi leśnymi szutrami przez Puszczę Bolimowską. Najpierw jedziemy szlakiem czarnym rowerowym mijając po drodze dworek myśliwski, dalej szlakiem zielonym, przy którym Alek znajduje kilka maślaków i kozaków, udaje się nam także znaleźć dwie kanie. Na sam koniec podążamy szlakiem niebieskim rowerowym, który prowadzi do samych Skierniewic.
Dworek myśliwski w Puszczy Bolimowskiej
Okazuje się, że Skierniewice są bardzo ładnym miastem. Nawet nie miałam pojęcia, że w Skierniewicach jest aż tyle ciekawych miejsc. Na pierwszy rzut Rafał prowadzi nas na dworzec kolejowy, który sam w sobie jest bardzo gustowny. Dodatkowo na jednym z peronów spotkać można nawet Stanisława Wokulskiego, bohatera powieści "Lalka" Bolesława Prusa. W polskiej kulturze Wokulski stał się niejako symbolem przedsiębiorczości.
Dworzec kolejowy w Skierniewicach
Ze Stanisławem Wokulskim
Po odwiedzinach u Stanisława jedziemy do skierniewickiego parku, który także urzeka swoim pięknem. W parku znajdują się eleganckie ogrody, piękne rzeźby oraz pałac arcybiskupów gnieźnieńskich, który niestety jest już zamknięty, więc nie mamy możliwości zwiedzania. Z zewnątrz również niewiele da się zobaczyć. Obecnie pałac stanowi siedzibę Instytutu Warzywnictwa.
Ogrody w parku w Skierniewicach
Jedziemy przez park
Pałac arcybiskupów gnieźnieńskich
Brama parkowa
Czas w miejscu niestety nie stoi, więc kierujemy się już w stronę parkingu, po drodze zahaczając jeszcze o wieżę ciśnień. Zanim udaje się nam dotrzeć do auta trochę błądzimy, na szczęście Daria w ostatniej chwili dostrzega właściwy parking. Chłopaki montują rowery na dach i jedziemy do Rawy Mazowieckiej, gdzie mieliśmy jeszcze zobaczyć zamek. Jednak jest już ciemno i do domu daleka droga, a Skowronki jutro muszą iść do pracy, więc odpuszczamy dalsze zwiedzanie i wracamy do Częstochowy. Może będzie jeszcze okazja przybyć w te okolice i zwiedzić to na co dziś brakło czasu.
Wieża ciśnień w Skierniewicach
Wieża ciśnień w Skierniewicach
Dzisiejsza wycieczka była bardzo przyjemna. Było dość chłodno, ale na szczęście nie padało ani przez chwilę. Udało się zobaczyć sporo nowych miejsc, o których wcześniej nie miałam nawet pojęcia. Dziękuję bardzo za towarzystwo i mam nadzieję do następnego wspólnego wypadu :)
Kolejny maraton z cyklu BikeMaraton (o ile tak
można nazwać dzisiejszy płaski sprinterski wyścig). W zasadzie od
początku sezonu planowaliśmy Poznań odpuścić, no ale jednak
zdecydowaliśmy się wystartować, by zdobyć trochę punktów dla drużyny. Start dzisiejszego wyścigu znajdował się na terenie Toru regatowego Malta.
Pierwsze
5 km po starcie asfaltem, szeroką dwujezdniową drogą. Następnie wjazd w
teren, gdzie znajdował się pierwszy (w zasadzie z dwóch) krótkich
podjazdów. Dalej trasa praktycznie cały czas płaska, po szutrach,
asfaltach i szerokich leśnych dróżkach. Nawet nie zauważyłam jak
znalazłam się na 15 km na rozjeździe Mini / Mega. Za rozjazdem nie
zabrakło dodatkowo odcinków piaszczystych. Odskocznią od jazdy po
płaskim był w zasadzie jeszcze jeden krótki podjazd w wąwozie. Trasa
technicznie bardzo łatwa. Spora część trasy pod wiatr. Na niektórych
odcinkach udało mi się załapać na tzw. pociąg, jednak sporą cześć trasy
jechałam samotnie, miejscami wioząc na kolę innych zawodników. Ostatnie
kilometry za rozjazdem Mega / Giga na 49 km to już w zasadzie powrót do
mety w pobliżu Jeziora Szwarzędzkiego, gdzie znajdował się jeden szybki
techniczny zjazd, przed którym wpakowałam się w błotną koleinę, więc na
zjeździe błotko spod kół trochę mnie schlapało. Sama końcówka znów
szerokimi dróżkami w pobliżu nowego zoo. Całość wyścigu w bardzo szybkim
tempie (nie spodziewałam się nawet, że aż tak szybkim). Jeszcze nigdy nie przejechałam w terenie 65 km ze średnią 25,6 km/h :D
Na końcówce krótkiego podjazdu
Jedyny ciekawy zjazd na trasie wyścigu, który dla niektórych wyglądał właśnie tak jak na fotce :D
Mnie udało się pokonać go tak :D
Gdzieś na trasie wyścigu
Zjazd na ostatnich kilometrach przed metą
Kilka zdjęć z galerii Fotomaraton:
Po
przyjeździe na metę udałam się najpierw na ostatni bufet skosztować
trochę pomarańczek, potem odebrałam pakiet startowy dla siebie i Alka (który wybrał dziś trasę Giga, wynoszącą aż 98 km).
Nastepnie umyłam się trochę z błotka i poszłam do biura zawodów, by dowiedzieć się na której uplasowałam się pozycji. Dopiero gdy
spojrzałam na dyplom dowiedziałam się, że zajęłam dziś 3 miejsce w kategorii K2
Mega i 248 Open zdobywając jednocześnie aż 657 punktów na 700 możliwych :) Jak dla mnie wynik rewelacyjny, tym bardziej, że pozwolił mi zdobyć lepszą pozycję w klasyfikacji generalnej i zapewnił awans do 3 sektora startowego na pozostałe dwa wyścigi :) Po takiej dawce pozytywnych wieści pozostało mi niecierpliwie oczekiwać az na metę przyjedzie Alek :)
Po ostatnich opadach deszczu w terenie pewnie sporo błota, zatem dziś po południu trafiła się okazja na nieco dłuższą asfaltową pętelkę. Z pracy wyszłam kilka minut wcześniej niż zwykle, wiec po pracy szybki obiadek i w drogę.
Najpierw przez osiedle, potem Aleja Pokoju, Kucelin, Odlewników, Legionów, Brzyszowska, potem Srocko, Brzyszów, Kusięta, Turów, Olsztyn, Przymiłowice, Zrębice, Biskupice (podjazd dał mi dziś popalić, za to zjazd bajeczny), znów Olsztyn (tutaj krótka przerwa koło sklepu) i dalej przez Kusięta, Odrzykoń, koło Guardiana, przez Kucelin i Alejkę Pokoju (gdzie spotykam Rafała syna - Michała). Kawałek dalej na przejeździe dla rowerzystów pierwszeństwo wymusza na mnie ciężarówka (w dodatku L), skręcając w prawo w czasie, gdy ja byłam już na przejeździe. Jeśli tak uczy się kursantów to nic dziwnego, że potem jest tyle wypadków. Dalej już spokojnie przez osiedle do domu.
Od samego początku nogi się dziś nieco buntowały, jednak mimo terenowych opon i dość silnego wiatru, który towarzyszył mi przez sporą liczbę km udało mi się wykręcić całkiem niezłą średnią. Wyjeżdżając z domu na pewno się tego nie spodziewałam, tym bardziej, że podczas samotnej jazdy jakoś motywacji mniej, zatem jakiś plus z dzisiejszej jazdy jest :)
Urlop w trakcie, zatem można sobie pozwolić na dłuższy terenowy wypad. Umówiliśmy się najpierw z Łukaszem na wypad do Złotego Potoku, a później chęć wspólnej jazdy wyraził jeszcze Andrzej, który dołączył do nas w trakcie jazdy. We troje z Łukaszem wyruszyliśmy spod Jagiellończyków.
Najpierw standard Alejką Pokoju, przez Kucelin i Legionów. Dalej terenem przez Ossona, czerwonym rowerowym, potem Zielona Góra, kawałek asfaltem przez Kusięta i znów terenem koło jaskini Towarnej i przez szczyt Gór Towarnych. Zjazd do Olsztyna, gdzie na rynku czeka już na nas Andrzej. Dalej we czwórkę asfaltem w stronę Biskupic, po czym znów w teren i przez Sokole Góry. Łukasz prowadzi najpierw żółtym pieszym, potem zielonym pieszym do Krasawy. Zielony szlak bardzo zapiaszczony. Kawałek asfaltem i znów w teren zielonym pieszy do Siedlca-Szczypie. Kawałek asfaltem i w prawo w teren na zielony / niebieski pieszy (również mocno zapiaszczone). Wyjeżdżamy koło Suliszowic i dalej terenem niebieskim pieszym / zielonym rowerowym jedziemy do Ostręzznika. Kierujemy się do najpierw jaskini Ostrężnickiej, po czym ścieżką ku źródłom zielonym / żółtym rowerowym obok stawów i obok amfiteatru jedziemy do groty Niedźwiedziej. Podjeżdżamy pod grotę, po czym zjazd i dalej szlakiem nad staw Amerykan w Złotym Potoku. Ze stawu jedziemy jeszcze do dworku Krasińskiego, gdzie robimy krótką sesję zdjęciową.
Przed dworkiem Krasińskiego - fot. by Łukasz
Następnie jedziemy Aleją Klonową, potem niebieskim rowerowym i dalej czerwonym pieszym (dosyć piaszczystym) do Pabianic. Kawałek asfaltem i znów terenem czerwonym / niebieskim pieszym, a potem czarnym i żółtym rowerowym do Zrębic. Za kościołem w lewo i terenem czarnym rowerowym w stronę Sokolich Gór. W Sokolich czerwonym pieszym, po czym Andrzej prowadzi nas pętelką po technicznych ścieżkach. Po technicznej rundce żółtym / zielonym pieszym jedziemy na Górę Biakło. Podjazd i podziwianie zachodu słońca.
Zachód słońca na górze Biakło - fot. by Łukasz
Następnie zjazd do parkingu i na chwilę do Andrzeja uzupełnić zapasu płynów. Andrzej zostaje już w domu a my we troje jedziemy dalej. Analogicznie jak wcześniej asfaltem w stronę Kusiąt, potem przez szczyt Towarnych (podjazd, a w zasadzie częściowe podejście z tej strony dużo trudniejsze), koło jaskini, asfaltem przez Kusięta, przez Zieloną Górę gdzie jest już całkiem ciemno (od tej strony podjazd pokonany w całości, zjazd także całkiem przyjemny) i dalej czerwonym rowerowym i przez Ossona do Legionów. Dalej przez cmentarz Żydowski i przez Kucelin do Alejki Pokoju, gdzie odłącza się Łukasz. Dalej już we dwoje przez osiedle do domu.
Filmik z wypadu:
Dzisiejszy terenowy wypad nieco zmęczył. Nie brakowało dziś
podjazdów, technicznych zjazdów i piaskownic na szlakach. Kilometrów
również wyszło całkiem sporo. Zmęczenie jest, ale satysfakcja z wypadu
również :) Dziękuję wszystkim za super towarzystwo :) Dodam na koniec,
że dziś wskoczył na licznik czwarty tysiąc w sezonie.
Nadszedł trzeci dzień przemierzania Czech rowerem. Na dziś Skowronki
zaplanowały wyprawę na elektrownię szczytowo - pompową Dlouhe Strane
(1310 m n.p.m.). Tak jak wczoraj dojeżdżamy autem do Jesenika i tutaj
rozpoczynamy dzisiejszą jazdę.
Zanim jednak udamy się na
elektrownię pokonujemy 3,5 km asfaltowy podjazd o średnim wzniesieniu
12% do uzdrowiska Priessnitz Lazne. Uzdrowisko zwróciło naszą uwagę już w
czwartek, a dziś wreszcie udało nam się do niego dotrzeć. Uzdrowisko słynie z metod leczenia przy wykorzystaniu hydroterapii. Uzdrowisko założył Vinzent Priessnitz, który znany był z leczenia opierajacego się na wyłącznym stosowaniu wody bez
współdziałania z jakimikolwiek medykamentami i ziołami. W 1830
roku Vinzent otrzymał oficjalne zezwolenie na otworzenie i
prowadzenie zakładu kuracyjnego opierającego się na metodach
wodoleczniczych.
Przed uzdrowiskiem Priessnitz Lazne
Uzdrowisko Priessnitz Lazne
Altanka przy uzdrowisku
Podjazd był, teraz czeka nas zjazd do Jesenika. Dziś na szczęście jest już sucho, więc zjazdy są o wiele szybsze.Od Jesenika musimy pokonać jakieś 18 km do Cervenohorskiego Sedla. Początkowo jedziemy w miarę po płaskim przez Adolfovice, Bela p. Pradedem. Dalej przez Filipovice, gdzie zaczyna się już konkretny podjazd.Po
dotarciu do Cervenohorskiego Sedla chwila przerwy na przystanku, gdzie
spotykamy szosowca z Bytomia. Chwilkę z nim rozmawiamy i dalej w drogę.
Czeka nas teraz jakieś 8 km zjazdu do miejscowości Kouty nad Desnou, więc
trzeba się cieplej ubrać, bo dzień dziś chłodny i bardzo wietrzny. Po
zjeździe znów rozbieranie się przed kolejnym podjazdem, który wynosi
około 14 km. Jedziemy w dalszym ciągu asfaltem czerwonym szlakiem
rowerowym, mijając po drodze dolny zbiornik elektrowni, aż docieramy do
zbironika Dlouhe Strane Horni.
W drodze na dolną elektrownię Dlouhe Strane
Przy zbiorniku dolnym elektrowni Dlouhe Strane
Górski potoczek
Podjazd na górny zbiornik elektrowni Dlouhe Strane
Widok na zbiornik dolny elektrowni
Podjazd na górny zbiornik Dlouhe Strane
Z Pradziadem w tle
Ku naszemu zaskoczeniu okazuje się, że w zbiorniku górnym wody brak :( Zbiornik wygląda bardziej jak pustynia. W elektrowni
szczytowo pompowej zamienia się na energię elektryczną grawitacji
poprzez wpompowanie wody ze zbiornika dolnego do górnego w okresie
nadwyżki produkcji nad zapotrzebowaniem na energię elektryczną (np. w
nocy), a następnie, w godzinach szczytu, następuje odwrócenie procesu.Kilka fotek na szczycie i zjazd w dół.
Górny zbiornik elektrowni Dlouhe Strane - 1310 m n.p.m
Widok na Pradziada z elektrowni
Rowerowy parking przy zbiorniku
Widok na wiatraki
Podczas
zjazdu robimy sobie przerwę na jedzonko w znajdującej się 2 km niżej
drewnianej chatce, po czym zjeżdzamy w dół do Kouty nad Desnou, po
drodze robiąc jeszcze kilka krótkich przystanków na fotki. Na
zjaździe towarzyszy nam bardzo silny i przeraźliwie zimny wiatr.
Na zjeździe z elektrowni
Zjazd z górnego zbiornika
Na zjeździe z górnego zbiornika
Wracamy taką samą trasą jak poprzednio, więc czeka nas jeszcze jeden podjazd do Cervenohorskiego Sedla, po czym już tylko zjazd do Filipovic i dalej w miarę po płaskim przez Adolfovice do Jesenika.
Pomimo straszliwie zimnego wiatru, dziś na szczęście nie padało, więc widoczność w porównaniu z dniem wczorajszym była o niebo lepsza. Widoki rewelacyjne :) Warto było się trochę pomęczyć by móc nacieszyć oko takimi widokami :)
Po wczorajszej rozgrzewce dziś przyszedł czas na zdobycie jakiegoś szczytu. Skowronki zaplanowały wypad na Pradziada. Większość rowerzystów na Pradziada podjeżdża asfaltem od Karlovej Studanki, a nasz podjazd prowadził częściowo terenem od Cervenohorskiego Sedla. Ale może od początku. Podobnie jak wczoraj autem do Jesenika. Tutaj rozpoczynamy jazdę. Najpierw asfaltem przez Adolfovice, gdzie skręcamy w lewo na szlak niebieski rowerowy. Początek wycieczki w bardzo dogodnych warunkach pogodowych - temp. ok 21 stopni. Później z każdym kilometrem było coraz zimniej, i bardziej wietrznie i coraz bardziej deszczowo. Niebieskim szlakiem podjeżdżamy na Velke Bradlo (1049 m n.p.m.). Podjazd długi, prawie 16 km.
Przerwa w drodze na Velke Bradlo - fot. Skowronek
Bunkier przy szlaku
Następnie szutrowo lekko z górki (około 10 km) kierujemy się na Videlske Sedlo, skąd znów podjeżdżamy asfaltem od 4 km na szczyt zwany Nad Vysokim Vodospadem. Dalej asfaltem niebieskim rowerowym jedziemy wokół Góry Velky Klin (1177 m n.p.m.) Po drodze zaczyna lekko padać i robi się trochę duszno, co wkrótce zwiastuje większe opady (przynajmniej ja miałam takie odczucie).
Podjazd w drodze na Vysoky Vodospad
Z Alkiem na tle gór
Jedziemy cały czas niebieskim szlakiem, asfaltem, który potem na zjeździe zamienia się w teren. I właśnie wtedy zaczyna dość mocno padać. Do kolejnego punktu trasy mamy jakieś 3 km, więc jedziemy dalej uważając, by się nie pochlapać. Tak oto docieramy na Cervenohorskie Sedlo. Przeczekujemy opady na przystanku i ruszamy dalej. Robi się coraz bardziej zimno i zbierają się coraz gęstsze chmury. Jedziemy szutrem pod górę na szczyt Kamzik (1190 m n.p.m.). Po drodze niestety przymusowy postój, gdyż znów zaczyna padać. Po dotarciu na Kamzik znów postój... Pada coraz mocniej, a do celu coraz bliżej.jeszcze tylko jakieś 5 km... Udaje nam się jakoś dojechać do schroniska Svycarna, skąd mamy już tylko parę km na Pradziada.
Podjazd w drodze na Svycarną
Zjazd do Svycarnej
Schronisko Svycarna
Końcówka podjazdu to około 2 km asfaltem (tym samym którym prowadzi podjazd od Karlovej Studanki). Cel osiągnięty :) Zadowolenie jest, jednak widoków z uwagi na niekorzystne warunki pogodowe - brak. No cóż... Czasem i tak bywa. Na szczycie kilka zdjęć z Pradziadem i czas na obiadek. Trzeba przyznać, że był naprawdę smaczny i nawet niedrogi.
Podjazd w drodze na Pradziada - fot. Skowronek
Końcówka podjazdu na Pradziad
Z Pradziadem - 1491 m n.p.m
Obiad zjedzony, więc czas wracać. I tutaj znów niespodzianka, która dziś już wcale nie powinna być dla nas zaskoczeniem - pada deszcz. Nie pozostaje nic innego jak przeczekać opady. Gdy już padać przestało ruszyliśmy. Asfalt mokry, do tego bardzo zimny wiatr, a przed nami 6 km zjazd. Frajdy ze zjazdu niestety nie było, gdyż jechaliśmy dość wolno, by się zbytnio nie schlapać.
Tęcza nad górami - fot. Alek
Pradziad w chmurach - fot. Alek
Ledwie zjechaliśmy do Karlovej i znów zaczęło lać... jakiś kataklizm, czy co... Cóż, schowaliśmy się pod wiatą (w towarzystwie prawie międzynarodowym :D) i poczekaliśmy, aż znów deszcz ustanie. Padać przestało i nawet zaczęło pojawiać się słońce, więc ruszamy dalej. Asfaltem do Videlske Sedlo (gdzie w między czasie w pewnym momencie okazało się, że droga którą mamy jechać jest remontowana, ale na szczęście Pan pilnujący robót pozwolił nam obejść roboty bokiem), a potem przez miejscowości Bela p. Pradedem, i główną drogą przez Domasow i Adolfovice do Jesenika.
Tak oto dzisiejsza wycieczka się zakończyła. Dystans wyszedł całkiem fajny. Udało mi się dziś pobić mój dotychczasowy rekord wysokości nad poziomem morza na rowerze (Pradziad - 1491 m. n.p.m.). Dzisiejszy wypad odbył się w nieco ekstremalnych jak na czerwiec warunkach pogodowych - max temperatura 21 stopni,
minimalna raptem 4, spora część trasy na deszczowo i w dodatku wietrznie.Jak to określił Rafał - z uwagi na deszcz dziś był dzień zmarnowanych zjazdów :D Oby jutro było lepiej.
Weekend czerwcowy czas zacząć :) Razem ze Skowronkami meldujemy się z rana w Jarnołtówku w noclegu i po szybkim rozpakowaniu udajemy się na rower poznać najbliższe okolice.
Jedziemy asfaltem z Jarnołtówka, przez Konradów do Głuchołaz. Tutaj odwiedzamy centrum informacji turystycznej, gdzie pracuje bardzo miły pan. Daje nam masę ulotek i kilka map okolicy. Tuż obok informacji znajduje się Baszta Bramy Górnej dawnych murów miejskich z XIV wieku. Pierwsze wzmianki o baszcie pochodzą z 1418 roku. Obecną wysokość 25 m baszta uzyskała po
przebudowie ok. 1600 roku. W 1903 roku dobudowano na baszcie ceglany hełm. Na szczycie zamontowano metalową chorągiewkę pochodzącą z nieistniejącego już głuchołaskiego ratusza. Dziś jest to wieża widokowa, na której szczyt prowadzą 105 stopniowe, drewniane schody.
Baszta Bramy Górnej w Głuchołazach
Jedziemy dalej asfaltem przez Mikulovice do Pisecznej, gdzie podjeżdżamy na chwilę do jaskini na Spicaku. Jaskini dziś jednak nie zwiedzamy. Następnie jedziemy wzdłuż rzeki Bela przez Piseczną i Ceską Ves do Jesenika.
Kościół w Mikulovicach
Białe maki
Po dotarciu do Jesenika decydujemy się najpierw udać się na wieżę widokową na szczycie Zlaty Chlum (875 m n.p.m.). Na szczyt prowadzi szlak niebieski pieszy. Początek podjazdu jest asfaltowy. Jednak w pewnym momencie szlak niebieski wchodzi w teren. Pierwsze kilka metrów można jechać, ale szybko okazuje się, że szlak jest dość ciężki nawet na piechotę. Niestety musimy wpychać rowery po pionowej ściance po korzeniach. Po pokonaniu ścianki docieramy do szutrówki, którą jedziemy już na sam szczyt. Na szczycie przerwa na posiłek i podziwianie okolicy z wieży widokowej.
Podjazd na Zlaty Chlum
Końcówka podjazdu na Zlaty Chlum
Zlaty Chlum - wieża widokowa - 875 m n.p.m
Następnie bardzo przyjemny zjazd szutrówką do Jesenika. następnym punktem dzisiejszej wycieczki jest zamek na wodzie w Jeseniku. Zamek niegdyś stanowił gotycką twierdzę na wodzie, otoczoną fosą, którą w XVIII wieku przebudowano na zamek.
Twierdzę założyli ją biskupi wrocławscy. Zamek na Wodzie w Jeseniku
Mury zamku na wodzie - fot. Skowronek
W dalszej kolejności kierujemy się asfaltem przez Adolfovice, gdzie skręcamy w lewo na szlak zielony pieszy. Początkowo szlak prowadzi asfaltem lekko pod górę. Jednak po kilku kilometrach szlak się gubi i musimy pokonać na piechotę kamienisty podjazd, a w tym wypadku podejście. Docieramy ponownie do asfaltu, którym podjeżdżamy jeszcze kawałek na Velke Bradlo. Następnie szutrowy zjazd zielonym pieszym do Rejviz.
W drodze do Rejviz - fot. Skowronek
Dalej znów asfaltem, czerwonym szlakiem rowerowym do miejscowości Zlate Hory i stamtąd również asfaltem do Jarnoltówka. W Jarnołtówku odwiedzamy jeszcze tamę nad rzeką Złoty Potok. Normalnie coś mi ta nazwa mówi i chyba dopadła mnie jakaś amnezja :D A już wiem - Złoty Potok :D Ale to nie ten sam co w okolicach Częstochowy. Fakt faktem, tama całkiem ciekawa :)
Tama na Złotym Potoku w Jarnołtówku
Jechać czy nie jechać? :D - fot. Skowronek
Widok na Złoty Potok
Po krótkiej przerwie przy tamie powrót na kwaterę. I tak oto minął pierwszy dzień pobytu w okolicach Czech. Pogoda dziś idealna. Okolica bardzo przyjemna, więc nudzić się nie będziemy :) Aż trudno uwierzyć, że jutro pogoda ma się popsuć...
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.