Po przerwie
Ze ścieżki rowerowej na Legionów postanowiliśmy zboczyć na górę Ossona, ale nie podjeżdżaliśmy na sam szczyt. Chłopaki pewnie daliby radę, ja pewnie miałabym problem - sporo kamieni, no i dość ślisko. Przejechaliśmy więc bokiem Ossona i pomknęliśmy w stronę Przeprośnej. Zdecydowaliśmy jednak, że nie jedziemy do Sanktuarium, tylko asfaltem kręcimy w stronę Siedlca. Podjazd asfaltem pod górkę troszkę mnie zmęczył. I już myślałam, ze będzie nieco równiej, a tu nagle w Srocku kolejny podjazd... Żółwim tempem, ale wtoczyłam się - kondycja niestety strasznie osłabła :( Później już było łagodniej. Zjechaliśmy na czerwony rowerowy - było dość ślisko, zbity śnieg, miejscami lód. Oczywiście nie mogło być inaczej - w pewnym momencie wylądowałam na glebie, lądowanie było dość twarde. Szybko się podniosłam i pojechaliśmy dalej. Pomknęliśmy ścieżką wzdłuż torów w stronę Guardiana i wyjechaliśmy niedaleko ronda. Następnie przez Hutę, później kawałek wzdłuż rzeki, do skansenu i stamtąd do domku.
Mimo około 8 stopniowego mrozu zmarzły mi tylko palce u stóp, poza tym się troszkę zgrzałam. Ogrzewało zapewniło pięknie świecące słoneczko :) Niestety licznika jeszcze nie mam, więc dystans wycieczki orientacyjny - na podstawie danych od Poisonka oraz odległości, jaką mam do niego.