Wpisy archiwalne w kategorii

7) Trasa mieszana

Dystans całkowity:9825.07 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:441:49
Średnia prędkość:19.57 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:24484 m
Maks. tętno maksymalne:183 (94 %)
Maks. tętno średnie:131 (67 %)
Suma kalorii:3731 kcal
Liczba aktywności:223
Średnio na aktywność:44.06 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Ossona, Towarne, Lipówki

Wtorek, 16 kwietnia 2013 · Komentarze(7)
Ciężko było się dziś z kimkolwiek umówić, więc wybrałam się na samotny popołudniowy wypad, głównie z nastawieniem na jazdę w terenie. W planach miałam wybrać się do Mstowa przez Ossona i Przeprośną Górkę.

Początek to standard przez osiedle, potem Aleję Pokoju i przez Kucelin do Odlewników. Następnie przez cmentarz żydowski do Legionów. Z Legionów skręcam w prawo w stronę Cooper Standard i kieruję się w teren. Najpierw trochę pod górkę, a potem zjazd i docieram do kamieniołomu. Wyjeżdżam znów na Legionów i skręcam w lewo. Kawałek asfaltem, a potem w prawo w teren i na Górę Ossona. Podjeżdżam za pierwszym razem. Na szczycie chwila przerwy i zjeżdżam do czerwonego rowerowego. Tutaj błoto na szlaku weryfikuje moje dalsze zamiary i rezygnuję z dojazdu do Przeprośnej Górki. Kieruję się czerwonym rowerowym w prawo i dojeżdżam do Kusiąt. Kawałek asfaltem i za górką w prawo w teren w stronę Gór Towarnych. Omijam jaskinię jadąc dołem, a potem przez polanę wyjeżdżam do asfaltu. Asfaltem do Olsztyna i potem terenem na Lipówki. Podjechać do samego końca jak zwykle się nie udało. Szybki zjazd w stronę Biakła i kieruje się już w stronę domu. Kawałek asfaltem koło leśnego, a potem terenem przez Skrajnicę. Następnie rowerostradą, terenem do torów, przez lasek do Bugaja, asfaltem przez Bugaj do DK1. Pod wiaduktem w lewo i już prosto do domu.

Nareszcie mamy prawdziwą wiosnę :) Wieczory są coraz cieplejsze i przyroda budzi się do życia. Coraz więcej jest już wiosennych kwiatów. Aż miło się jeździ :) Mogłoby tylko być trochę mniej błota w terenie, nie było by potrzeba mycia roweru po każdym wypadzie w teren.

Kamieniołom na tyłach Cooper Standard © EdytKa


Kamieniołom © EdytKa


Błoto między Ossona a Przeprośną © EdytKa

Terenowy trening podjazdów i zjazdów

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(7)
Krótki popołudniowy wypad w towarzystwie Aleksandra, głównie z zamiarem potrenowania jazdy w terenie i próby podjazdu na Ossona, co do tej pory mi się nie udało. Najpierw przez osiedle, potem Alejką Pokoju, przez Kucelin, kawałek Odlewników, przez cmentarz żydowski i ścieżką rowerową na Legionów.

Z Legionów skręcamy w lewo w teren kierując się na Górę Ossona. Alek jedzie przodem, ja za nim. Tak sobie jedziemy, aż nagle znaleźliśmy się na szczycie :D Pierwszy w życiu podjazd bez żadnego postoju zaliczony :) Dzisiaj wcale nie wyglądał tak strasznie jak dotychczas. Naładowana pozytywną energią zjeżdżam w dół i podjeżdżam na Ossona drugi raz :) Alek również podjeżdża ponownie. Po chwili przerwy jedziemy dalej. Alek podjeżdża jeszcze na kolejne wzniesienie - krótsze, ale bardziej strome. Ja próbowałam, ale nie dałam rady. Zjeżdżamy z Ossona do czerwonego rowerowego i jedziemy w stronę Kusiąt. Z czerwonego rowerowego odbijamy na czerwony pieszy, by dojechać do Zielonej Góry. Na samą górę nie podjechałam, natomiast udało mi się wjechać dwa razy dalej niż zwykle :) Niedaleko jaskini krótki trening zjazdu po dużych kamieniach, skończony na szczęście łagodnym upadkiem. Przejeżdżamy potem koło jaskini i zjeżdżamy z Zielonej Góry do czerwonego rowerowego.

Wyjeżdżamy na asfalt w Kusiętach. Przed górką skręcamy w prawo w teren, by dojechać do Gór Towarnych. Dopiero po jakiś 400 metrach zauważam, że mieliśmy skręcić dopiero za asfaltową górką. Powrót do asfaltu i dopiero za górką wjeżdżamy na właściwą ścieżkę w terenie. Jaskinię omijamy jadąc dołem i docieramy do polany. Na szczyt Gór Towarnych wjeżdżamy tym łagodniejszym podjazdem. Alek wjeżdża nieco wyżej niż ja. Chwila przerwy na szczycie i zjazd w stronę Olsztyna. Dość stromy początek zjazdu po kamieniach, albo po błocie trochę mnie przeraził, wiec kawałek rower sprowadzam i dopiero dalej wsiadam i zjeżdżam. Alek zjeżdża od samego szczytu. Może kiedyś się zmobilizuje i spróbuję pokonać cały zjazd :D

Wyjeżdżamy na asfalt i kierujemy się już w stronę Olsztyna z zamiarem powrotu do domu, gdyż czas goni. Z Olsztyna kawałek główną drogą, potem w lewo pod górkę i przez Skrajnicę do rowerostrady. Na końcu rowerostrady terenem do torów, potem przez lasek do Bugaja, następnie asfaltem przez Bugaj i za przejazdem kolejowym przez Michalinę do DK1. Pod wiaduktem w lewo i prosto do domu.

Dzisiejszy trening uważam za udany :) Może dla innych to nic szczególnego, ale nigdy wcześniej nie udało mi się wjechać na sam szczyt Ossona, a dziś zrobiłam to dwukrotnie. Najważniejsze jest to, że postępy choć może i wydają się małe, to są zauważalne :)



Są już pierwsze wiosenne kwiaty :) © EdytKa


Na Zielonej Górze © EdytKa


Na szczycie Gór Towarnych © EdytKa


Alek na sczycie Gór Towarnych © EdytKa


Widok z Gór Towarnych © EdytKa

Niegowonice - kamieniołom

Sobota, 13 kwietnia 2013 · Komentarze(3)
Mieliśmy wyjechać na rower przed południem, jednak gdy już wychodziliśmy zaczęło padać. Około 13 rozpogodziło się, więc zebraliśmy się szybko i w drogę. Alek zaproponował wycieczkę na kamieniołom w Niegowonicach.

Trasa do samych Niegowonic 100% asfaltowa. Przez Dąbrowę, koło huty przez Tworzeń, potem w prawo i cały czas prosto przez Łosień (gdzie na chwilę zatrzymujemy się u kumpla ze Skody na pogaduchy) i Okradzionków do Niegowonic. Tutaj miłe zaskoczenie - przejechanych 18 km, ze średnią 27,14 km/h, a trasa wcale nie była całkiem płaska :D Następnie półtora kilometrowy asfaltowy podjazd i potem w stronę skałek dość stromym jak dla mnie terenowym podjazdem (dla porównania bardziej stromym i dłuższym niż Góra Ossona, z tą różnicą, że bez kamieni). Dwie próby podjazdu - jedna z zatrzymaniem w połowie, druga już do samego końca :) Zjazd terenem z powrotem, następnie asfaltowy szybki zjazd i w Niegowonicach w prawo w stronę kamieniołomu. Do kamieniołomu jeszcze kawałek terenem z jednym podjazdem po kamieniach, którego nie udało mi się do końca podjechać.

Nad kamieniołomem chwila przerwy. Na niebie zebrały się ciemne chmury i zaczęło grzmieć (takie są w końcu uroki wiosny), więc decyzja o powrocie. Zjazd do asfaltu i dalej już taką samą trasą co wcześniej do Dąbrowy. W Niegowonicach zaczęło dość mocno padać. Zatrzymaliśmy się na chwilę na przystanku autobusowym na Okradzionkowie i przeczekaliśmy, aż chmura przejdzie, a potem ruszyliśmy dalej w drogę. Już nie padało, ale asfalty były bardzo mokre i nie brakowało sporych kałuż. Dojechaliśmy dość mokrzy, w butach mając powódź. Podjechaliśmy jeszcze na myjkę umyć rowery i potem do domu.

Wiem, że to trochę narcystyczne, ale jestem z siebie dumna :D Podjazdy wychodzą mi coraz lepiej :) Oczywiście jeszcze sporo muszę się nauczyć, ale widoczne efekty są dobrą motywacją do dalszej nauki. Mimo deszczu było dziś całkiem ciepło. Wiosna :) Tak na marginesie, nie sadziłam, że w okolicach Dąbrowy również są takie fajne tereny do jazdy.

Podjazd przed kamieniołomem © EdytKa


Chmura burzowa © EdytKa


Nad kamieniołomem © EdytKa


Alek nad kamieniołomem © EdytKa

Pogoria III, IV i Bukowa Góra śladami MP

Sobota, 16 marca 2013 · Komentarze(0)
W dzisiejszym dniu wypad na rower w towarzystwie dwóch braci, do tego bliźniaków - Alka i Pawła na Bukową Górę. Najpierw trochę przez osiedle. Następnie przez park do Pogorii III. Ścieżką rowerową wzdłuż zalewu - koło molo i koło bocznicy kolejowej. Chwila przerwy na zdjęcia.

Następnie na drugą stronę torów i kawałek terenem do Pogorii IV, po czym asfaltem pod wiatr przy brzegu zalewu. Dalej asfaltem przez Pastwiska, Podskale, Podwarpie, Glinianki, Trzebiesławice do Podbuczyn. W Podbuczynach w lewo i w teren na pętlę wokół Bukowej Góry. Najpierw podjazd, potem zjazd, kolejny podjazd, zjazd i znów podjazd pod wieżę obserwacyjną. Nie pamiętam już gdzie dokładnie, ale na jednym z zakrętów zaliczyłam niegroźną glebę, gdyż zbyt ostro chciałam pokonać zakręt. Przy wieży chwila przerwy i potem dalsza część pętli. Najpierw zjazd, potem podjazd i na sam koniec trochę trudniejszy zjazd, na którym podczas MP wielu bikerów zaliczało upadki. Zjazd pokonuję dość ostrożnie, gdyż nie chcę by mi się coś stało. Wyjeżdżamy na asfalt. Powrót przez Karsów do Pogorii IV. Dalej już analogicznie jak w poprzednim kierunku - koło Pogorii IV i III, z tym, że tym razem większość drogi z wiatrem.

Powoli zaczynam poznawać coraz więcej ścieżek w okolicach Dąbrowy i coraz bardziej doceniam rowerowe ścieżki w okolicach Częstochowy. Owszem, w pobliżu DG również są ciekawe trasy, z tym, że koło "Świętego Miasta" jest ich bez wątpienia wiele więcej, i są bardziej na wyciągniecię ręki.

Nad Pogorią III © EdytKa


Alek nad Pogorią III © EdytKa


Razem nad Pogorią III © EdytKa

Pogoria III, IV i Bukowa Góra

Niedziela, 17 lutego 2013 · Komentarze(4)
Już myślałam, że nie pozbieram się w niedzielę z łóżka, jakoś bardzo mozolnie mi to szło. No ale skoro specjalnie przywiozłam ze sobą rower, żeby razem z Alkiem wybrać się na krótką wycieczkę to trzeba było jakoś się przemóc. W końcu udało się i ruszyliśmy w drogę.

Najpierw ulicami miasta, by wyjechać poza osiedle. Następnie kawałek przez park, po pokrytych zmrożonym śniegiem ścieżkach. Dalej ścieżką rowerową przy brzegu Pogorii III - koło molo i koło bocznicy kolejowej. Chwila przerwy na zdjęcia. Udało mi się dziś zrealizować to co obiecałam sobie rok temu - zrobiłam rowerem kilka kółeczek po zamarzniętym jeziorze :) Dalej kawałek terenem, po drodze mijając jedne tory i potem drugie. Po wyjechaniu z terenu przez pomost i na Pogorię IV. Asfaltem wzdłuż zalewu na drugi brzeg. Następnie asfaltem do DK1, na drugą stronę i Karsowską prosto aż do Bukowej Góry. Dalej już terenem przez las. Krótka przerwa w sosnowym zagajniku i następnie pod górę do wieży przeciwpożarowej na Bukowej Górze. Pod samą wieżą trening krótkiego podjazdu technicznego pod okiem instruktora :D Na szczycie chwila przerwy i terenowy zjazd do asfaltu. Podczas zjazdu osiągnęłam max prędkość z całej wycieczki. Powrót do domu taką samą trasą, już bez postojów. Tyle, że na szczęście już większości z wiatrem.

Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam tak ciężki rowerowo dzień. Sama siebie nie mogłam dziś poznać. Zawsze miałam tyle zapału i chęci do jazdy, a dziś dopiero gdzieś w połowie trasy zaczęłam się powoli rozkręcać. Co by nie było, że tylko marudzę, to dzisiejsza wycieczka miała też swoje plusy - oprócz miłego towarzystwa, udało mi się dziś uniknąć upadku w SPD :D

Uaha rowery dwa :D © EdytKa


Jazda po zamarznietej Pogorii III © EdytKa


Alek na tafli jeziora © EdytKa


Na Pogorii III © EdytKa


W leśnym zagajniku © EdytKa


Stanęły w zaspie © EdytKa


A w Częstochowie tyle śniegu nie ma :( © EdytKa


Ogniowy bodyguard :) © EdytKa

Pogoria III i IV z odrobiną pecha

Sobota, 2 lutego 2013 · Komentarze(2)
W ten weekend wybraliśmy się z Aleksandrem na rower popołudniu. Nie planowałam jazdy poz zmroku, więc nie zabrałam ze sobą żadnych lampek. Tylną lampkę miałam co prawda w kasku, a na przód dostałam jakąś od Alka, jednak zbyt wiele światła nie dawała. On sam zapomniał zabrać dla siebie lampki na tył, więc nasze oświetlenie nie było najlepsze i plan wycieczki musieliśmy nieco zmienić.

Początek ulicami DG, by wydostać się z osiedla. Potem terenem przez park w stronę Pogorii. Dalej ścieżką rowerową przy brzegu Pogorii III - koło molo i koło bocznicy kolejowej. Następnie kawałek terenem, po drodze mijając jedne tory i za chwilę drugie. Po wyjechaniu z terenu przez pomost i na Pogorię IV, po czym asfaltową ścieżką wzdłuż zalewu. Asfaltowa ścieżka przy zalewie się skończyła. Początkowo mieliśmy w planie jechać dalej asfaltową pętle po okolicznych miejscowościach, ale z uwagi na słabe oświetlenie Alek poprowadził terenem dalej wzdłuż Pogorii IV.

Niestety okazało się, że w terenie było bardzo dużo błota, a ja już chyba zapomniałam jak to jest jeździć bez normalnej lampki. Rower tak mi się ubrudził, że cały napęd ledwie pracował i nawet nie mogłam zmienić przerzutki, a jechałam na dość twardym przełożeniu. Nie wiele widząc skupiłam się na tym, by nie wylądować w błocie. Raz udało mi się w ostatniej chwili uniknąć upadku w błoto i wylądowałam obok w trawie. jednak dosłownie minutę później chcąc ruszyć z miejsca zachwiałam się i wylądowałam oboma rękami i prawym kolanem prosto w błocie :( Zamoczyłam sobie obie pary rękawiczek i spodnie. Było mi kompletnie zimno. Na moje szczęście Alek oddał mi swoje rękawiczki, a sam założył moje., tyle, że jemu też przez to było pewnie zimno. Postanowiliśmy jak najszybciej wracać do domu.

Pojechaliśmy jeszcze kawałek terenem do pierwszych zabudowań i wyjechaliśmy na asfalt. Ulicą Kryniczną dotarliśmy do DK1. Aby nie jechać tak ruchliwą ulicą, pojechaliśmy prosto. Zrobiliśmy małą pętle przez Ujejsce i ponownie dotarliśmy do DK1. Znów prosto i dalej asfaltem ulicami Konstytucji, Spacerową i Zakładową przy brzegu Pogorii III. Dalej Parkową do dworca w Gołonogu. Przez tory i dalej ulicami miasta - Piłsudskiego, Kasprzaka i Kosmonautów na myjkę umyć rowery. Po drodze jeden niezbyt rozgarnięty kierowca nie ustąpił pierwszeństwa i mało co nie przejechał Alka i jeszcze miał jakieś pretensje. Trzeba myśleć za siebie i innych. Po umyciu rowerów powrót. Ujechaliśmy zaledwie kilka metrów i Alek przypomniał sobie, że na myjce zostały moje rękawiczki. Wrócił się szybko po nie i dalej już między blokami i potem podziemnym przejściem do domu.

Wróciłam cała przemarznięta. Całe szczęście, że nie skończyło się to żadną chorobą. Na następny raz człowiek się dwa razy zastanowi zanim ruszy się na rower kompletnie nie przygotowany do jazdy. Następnym razem zabiorę ze sobą lampki nawet jak będzie w planie wycieczka w dzień :D Ale wtedy to ja poprowadzę po zmroku ścieżkami, które dobrze znam :)

Zimowy wypad do Olsztyna

Niedziela, 27 stycznia 2013 · Komentarze(3)
Jeszcze w sobotę wieczorem nie byłam do końca pewna, czy z powodu naderwanego w środę mięśnia łydki, uda się w ten weekend wyjść na rower. Dzięki pomocy mtbiker'a, który zajął się moją łydką, na szczęście mięsień przestał boleć, więc w niedzielę przed obiadem można było wybrać się na krótką, spokojną wycieczkę. Wybór padł jak zwykle na Olsztyn.

Na początek przebiliśmy się przez osiedle, potem pojechaliśmy Aleją Pokoju, koło skansenu i asfaltem koło Ocynkowni i Guardiana. Pomyślałam, że można spróbować przejechać kawałek terenem do rowerostrady i potem przez Skrajnicę. Wzdłuż torów i przed rowerostradą jeszcze jakoś w miarę dało się jechać. To chyba dzięki temu, że ten odcinek rozjeżdżony jest przez samochody, które prowadzą kuligi. Jak jechaliśmy to widzieliśmy jeden kulig prowadzony przez quada. Dzieciaki miały super zabawę :D Po dotarciu do rowerostrady okazało się, że mój pomysł nie należał do najlepszych. Szybko okazało się, że rowery będzie trzeba prowadzić, bo jazda graniczyła z cudem. Po paru metrach uznaliśmy, że pomimo zakazu, trzeba jak najszybciej znaleźć się na asfalcie. Udało nam się przedostać pomiędzy drzewami do głównej drogi. Główną dojechaliśmy do stacji benzynowej i następnie skręciliśmy na Skrajnicę. Przez Skrajnicę najpierw asfaltem, a potem terenem. Przed dojazdem do szczytu rower chciał koniecznie zjechać z wyjeżdżonych śladów i wepchnąć mnie w śnieg. Zdążyłam w ostatniej chwili odskoczyć w bok i lądowałam w zaspie. Nic mi się na szczęście nie stało, więc po chwili ponownie siedziałam na rowerze. Na szczycie zrobiliśmy chwilę przerwy na zimową sesję zdjęciową.

Po zrobieniu paru zimowych fotek zjechaliśmy terenem w dół do asfaltu i udaliśmy się do leśnego, by się ogrzać. W barze pustki. Jedynie przez barem widać było ślady czterech rowerów. Posiedzieliśmy chwilę i trzeba było wracać. Zdecydowaliśmy się na powrót w całości asfaltowy. Z leśnego do rynku w Olsztynie, kawałek główną drogą i potem przez osiedle pod Wilczą Górą i Odkrzykoń. Następnie koło Guardiana, Ocynkowni i skansenu. Dalej już chodnikiem przez Aleję Pokoju do Jagiellońskiej i przez osiedle do domu.

Jazda po śniegu do prostych nie należy, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo :D Trzeba mieć chyba nierówno pod sufitem, żeby zamiast łyżew, albo nart wybrać rower :D Cały czas się zastanawiam, czy jazdę po zasypanych ścieżkach i drogach przyporządkować jako jazdę po asfalcie, czy w terenie :D Po zaspach jeździ się prawie tak samo jak po piaszczystej plaży :D Czasem jednak warto ruszyć tyłek z domu, nawet jak za oknem mróz, gdyż prawdziwe piękno zimy widać dopiero poza miastem :)

Maxim w śniegu vol.1 © EdytKa


Zima wcale nie jest taka zła :) © EdytKa


Na zielonym rowerowym © EdytKa


Dobrze, że lądowanie było miękkie © EdytKa


Zaparkowane w zaspie © EdytKa


Zima dodała mi sił :D © EdytKa


Maxim w śniegu - vol.2 © EdytKa


Orzełek na śniegu :D © EdytKa


Widok ze Skrajnicy © EdytKa


Maxim w śniegu - vol.3 © EdytKa


Alek na Skrajnicy © EdytKa


Uroki zimy :) © EdytKa


Zimowo na Skrajnicy © EdytKa


Wszędzie biało :) © EdytKa

Olsztyn - spokojny początek sezonu

Środa, 2 stycznia 2013 · Komentarze(5)
Dziś pierwsza wycieczka w nowym roku. Chęć wspólnej inauguracji kolejnego sezonu wyraziła Kasia. Umówiłyśmy się standardowo pod skansenem, z zamiarem wieczornej wycieczki do Olsztyna. Pod skansen jak zwykle dojechałam Orkana, Jagiellońską i Aleją Pokoju. Kasia już czekała na miejscu.

Trasa dzisiejszej wycieczki: asfaltem przez Kucelin w stronę huty, w lewo na rondzie, po kostce brukowej do Legionów, ścieżką rowerową przez Legionów, potem Brzyszowską, terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt i asfaltem przez Kusięta do Olsztyna. Na rynku krótki postój i powrót. Najpierw terenowym podjazdem przed Skrajnicą, następnie asfaltem przez Skrajnicę do stacji benzynowej, potem dalej asfaltem przez Wilczą Górę, koło Guardiana, Ocynkowni i w stronę skansenu. Następnie przez Aleję Pokoju, gdzie Kasia zjechała do domu. Samotnie Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.

Cztery dni bez roweru zrobiły dziś swoje. Chęć do jazdy była ogromna, ale sił jakoś mniej. Czasem Kasia goni za mną, czasem ja z nią, dziś to ja musiałam ją gonić. Dodatkowo podczas jazdy musiałam uważać bardziej niż zwykle. Jeszcze się zima na dobre nie zaczęła, a moja zimówka już domaga się remontu. Coraz większy luz na przednim kole sprawia, że jazda jest coraz mniej bezpieczna, szczególnie na zakrętach. Na szczęście obyło się bez upadków. Dzięki za wspólną jazdę :)

Olsztyńska choinka © EdytKa

Pogoria III, IV i Bukowa Góra

Sobota, 22 grudnia 2012 · Komentarze(2)
Już od jakiegoś czasu chciałam wybrać się kiedyś rowerem na Pogorię. Nadszedł taki dzień, że trafiła się ku temu okazja. Spakowałam rower do auta i pojechałam do DG. Moim przewodnikiem po Dąbrowie został MTBiker.

Na początek kawałek ulicami miasta. Następnie przez park na Pogorię III. Nad zalewem zimowa aura - ścieżka rowerowa ośnieżona, woda przy brzegu i przy molo miejscami zamarznięta. Po przejechaniu kawałka wzdłuż brzegu zjechaliśmy ze ścieżki rowerowej na ścieżkę bardziej terenową. Pokonaliśmy jedne tory, potem drugie i pojechaliśmy ścieżką w stronę Pogorii IV. Przy przejeżdżaniu przez most nad zalewem zaliczyłam spotkanie z gruntem - nie zdążyłam się wypiąć w momencie w którym poślizgnęło mi się koło przed wjazdem na mostek. Dobrze, że upadek był przed mostkiem, a nie już na moście, bo mogłabym poobijać się o barierki. Zebrałam się w miarę szybko i dalej w drogę, aż dojechaliśmy na czwórkę.

Mieliśmy wrażenie jakbyśmy znaleźli się w innym świecie - nad trzecim zbiornikiem zima w pełni, a tutaj na czwartym ani trochę śniegu - prawie jak wiosną. Objechaliśmy zbiornik od lewej strony asfaltową drogą. Na chwilę zamieniliśmy się rowerami, by porównać sprzęty. Po przejechaniu wzdłuż brzegu pojechaliśmy asfaltem czerwonym rowerowym przez Wojkowice w stronę Bukowej Góry. Nie wjeżdżaliśmy terenem na sam szczyt Bukowej, ale zrobiliśmy małe kółeczko przez las u podnóża góry. Momentami miałam wrażenie jakbym była w Sokolich Górach - bardzo podobne miejsca. Nie sądziłam, że na Zagłębiu także są takie ciche i spokojne miejsca jak u nas. Na Bukowej było jeszcze zimniej niż na Pogorii, co najbardziej dało się odczuć na palcach u stóp.

Wróciliśmy do asfaltu i ponownie przez Wojkowice dotarliśmy nad Pogorię IV. Tym razem MTBiker poprowadził terenem z drugiej strony zalewu. W pewnym momencie za kolejnym mostkiem troszkę się zakręciłam, bo nie wiedziałam czy mamy jechać w prawo czy w lewo - zdawało mi się, że w lewo, a towarzysz pojechał w prawo. Zatrzymałam się, by się zorientować co dalej i nagle mnie oświeciło - nie wypięłam się, no i gleba - dobrze, że na piasek, więc nic mi się nie stało. Początkowo tak jak wcześniej nad czwórką nie było wcale śniegu. Dopiero w miarę zbliżania się do trójki zaczynała się robić zimowa aura. Przez las kawałek przed trójką jechaliśmy już po śniegu. Miejscami było ślisko. Przedostaliśmy się znów przez tory i już byliśmy przy Pogorii III. Zrobiliśmy krótką przerwę na molo i wróciliśmy z powrotem przez park do auta.

Dzisiejsza wycieczka była bardzo fajna. Rzec by można dosłownie, że zimowo - wiosenna :D Zmienność aury nad dwoma zbiornikami trochę mnie zaskoczyła. Mam nadzieję, że następnym razem uda się objechać pozostałe zbiorniki Pogorii.

Pogoria III - śnieg © EdytKa


Pogoria IV - jesień czy wiosna? © EdytKa

Śliski wypad do Olsztyna i 4 upadki jednego dnia :(

Niedziela, 16 grudnia 2012 · Komentarze(7)
Nadszedł czas grudniowych roztopów. Pomimo tego znalazło się poz mną kilka chętnych osób na rowerowy wypad. Zbiórka tradycyjnie pod skansenem. Dojechałam jak zwykle przez Jagiellońską i Aleję Pokoju. Już byłam prawie na miejscu, kilka minut przed czasem. Czekał tylko Robert. Wypięłam się wcześniej, podjeżdżam, chce się zatrzymać i jedna noga wpięła się z powrotem. No i gleba pod samym skansenem. Co za wstyd :D Chwilę później dojechała Kasia, a na końcu Bartek, który strasznie chciał dziś jechać terenem.

Nie do końca przekonaniu o słuszności wyboru terenowej trasy ruszyliśmy w drogę. Najpierw kawałek asfaltem przez Rejtana, a potem wałem nadwarciańskim do DK1. Potem kawałek wzdłuż trasy do rynku na Zawodziu. Następnie obok rynku i potem po mocno oblodzonej drodze znów do DK1. Czułam się jakbym jechała rowerem po lodowisku. Najbardziej przekonała się o tym Kasia, lądując na lodzie. Wyjechaliśmy na skrzyżowaniu DK z Jana Pawła. Byłam święcie przekonana, że pojedziemy prosto koło Tesco i dalej zjedziemy w teren wzdłuż rzeki. Bartek postanowił skręcić od razu w dół do rzeki. Wszystko było tak szybko, że zatrzymując się ie zdążyłam się wypiąć z SPD i upadek na chodnik gotowy. Drugi w dzisiejszym dniu :D Tyle, że ten był trochę mocniejszy. Zebrałam się i ruszyliśmy terenem wzdłuż rzeki zielonym rowerowym. Było strasznie ślisko. Miejscami niezbyt bezpiecznie. Zresztą nie trzeba było długo czekać na kolejny upadek... Przejeżdżałam obok kałuży, koło pojechało mi na bok, nie dałam rady opanować roweru i z całą siłą poleciałam na lód. Ten upadek był niestety dość silny i jego skutki dość bolesne. Ucierpiało moje lewe kolano, cały bok i więzadło. Jakoś się zebrałam do kupy i jeszcze ostrożniej starałam się jechać dalej. Nie było to zbyt łatwe. Po kilku przystankach, Robert zaproponował, żeby koło mostu wyjechać na asfalt. To była chyba najlepsza decyzja dziś.

Wyjechaliśmy na Wyczerpach. Od Wyczerp jechaliśmy już cały czas asfaltem, Warszawską i Batalionów Chłopskich do Jaskrowa. Następnie skręciliśmy w prawo na Mirów. Przez Mirów, koło Przeprośnej Górki, przez Siedlec, Srocko, Brzyszów i Kusięta dotarliśmy do Olsztyna. Udaliśmy się do leśnego by się trochę ogrzać. W barze siedział już Bartek, a po chwili zjawił się jeszcze Wojtek. Posiedzieliśmy chwilę, pogadaliśmy i już wspólnie w powiększonym gronie udaliśmy się w drogę powrotną.

Wybraliśmy trasę przez Skrajnicę. Nie chciałam się z Kasią już bardziej poobijać na terenowym podjeździe, wiec stwierdziłyśmy, że pojedziemy do rynku w Olsztynie, potem kawałek główną drogą i górkę na Skrajnicy pokonany od drugiej strony, asfaltem, a z chłopakami spotkamy się przy kapliczce koło wyjazdu z terenowej drogi. Robert pojechał z nami, a Wojtek z dwoma Bartkami terenem. Praktycznie równocześnie odjechaliśmy do owej kapliczki. Następnie znów wspólnie jechaliśmy asfaltem przez Skrajnicę, a potem rowerostradą do końca. Jazda po rowerostradzie przypominała dziś bardziej jazdę w terenie. Nawet nie było widać sporej różnicy w miejscu, gdzie kończy się asfalt i jest kawałek terenu przed dojazdem do nastawni. Następnie jechaliśmy asfaltem koło Guardiana. Bartek z Wojtkiem postanowili pojechać ścieżką wzdłuż rzeki, a ja z resztą ekipy dalej asfaltem koło Ocynkowni. Na moście nad rzeką ponownie się spotkaliśmy. Podczas chwilowego postoju udało mi się zaliczyć czwartą dziś glebę :( Chciałam podeprzeć się prawą nogą na krawężniku, a zapomniałam, że wypięłam tylko lewą. Bartek o mały włos nie pękł ze śmiechu. Pozbierałam się i ruszyliśmy dalej asfaltem w stronę skansenu. Koło sądu Bartek (Mr.Dry) z Wojtkiem pojechali prosto Rejtana. My we czwórkę pojechaliśmy Aleją Pokoju, gdzie odłączyła się również Kasia. Przy Jagielończykach odłączył się Bartek. na samym końcu Robert. Prosto Jagiellońską i Orkana dotarłam do domu.

Podsumowując dzisiejszą wycieczkę na myśl przychodzą mi jedynie słowa: człowiek stary, a głupi :D No bo kto to słyszał jeździć w terenie po lodzie w trakcie roztopów. Trzeba mieć chyba pod sufitem nie równo :D To przecież logiczne, że można się tylko poobijać. No cóż, wychodzi na to, że wypad na rower bez odrobiny adrenaliny jest wypadem niezaliczonym.