Zimowy wypad do Olsztyna

Niedziela, 27 stycznia 2013 · Komentarze(3)
Jeszcze w sobotę wieczorem nie byłam do końca pewna, czy z powodu naderwanego w środę mięśnia łydki, uda się w ten weekend wyjść na rower. Dzięki pomocy mtbiker'a, który zajął się moją łydką, na szczęście mięsień przestał boleć, więc w niedzielę przed obiadem można było wybrać się na krótką, spokojną wycieczkę. Wybór padł jak zwykle na Olsztyn.

Na początek przebiliśmy się przez osiedle, potem pojechaliśmy Aleją Pokoju, koło skansenu i asfaltem koło Ocynkowni i Guardiana. Pomyślałam, że można spróbować przejechać kawałek terenem do rowerostrady i potem przez Skrajnicę. Wzdłuż torów i przed rowerostradą jeszcze jakoś w miarę dało się jechać. To chyba dzięki temu, że ten odcinek rozjeżdżony jest przez samochody, które prowadzą kuligi. Jak jechaliśmy to widzieliśmy jeden kulig prowadzony przez quada. Dzieciaki miały super zabawę :D Po dotarciu do rowerostrady okazało się, że mój pomysł nie należał do najlepszych. Szybko okazało się, że rowery będzie trzeba prowadzić, bo jazda graniczyła z cudem. Po paru metrach uznaliśmy, że pomimo zakazu, trzeba jak najszybciej znaleźć się na asfalcie. Udało nam się przedostać pomiędzy drzewami do głównej drogi. Główną dojechaliśmy do stacji benzynowej i następnie skręciliśmy na Skrajnicę. Przez Skrajnicę najpierw asfaltem, a potem terenem. Przed dojazdem do szczytu rower chciał koniecznie zjechać z wyjeżdżonych śladów i wepchnąć mnie w śnieg. Zdążyłam w ostatniej chwili odskoczyć w bok i lądowałam w zaspie. Nic mi się na szczęście nie stało, więc po chwili ponownie siedziałam na rowerze. Na szczycie zrobiliśmy chwilę przerwy na zimową sesję zdjęciową.

Po zrobieniu paru zimowych fotek zjechaliśmy terenem w dół do asfaltu i udaliśmy się do leśnego, by się ogrzać. W barze pustki. Jedynie przez barem widać było ślady czterech rowerów. Posiedzieliśmy chwilę i trzeba było wracać. Zdecydowaliśmy się na powrót w całości asfaltowy. Z leśnego do rynku w Olsztynie, kawałek główną drogą i potem przez osiedle pod Wilczą Górą i Odkrzykoń. Następnie koło Guardiana, Ocynkowni i skansenu. Dalej już chodnikiem przez Aleję Pokoju do Jagiellońskiej i przez osiedle do domu.

Jazda po śniegu do prostych nie należy, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo :D Trzeba mieć chyba nierówno pod sufitem, żeby zamiast łyżew, albo nart wybrać rower :D Cały czas się zastanawiam, czy jazdę po zasypanych ścieżkach i drogach przyporządkować jako jazdę po asfalcie, czy w terenie :D Po zaspach jeździ się prawie tak samo jak po piaszczystej plaży :D Czasem jednak warto ruszyć tyłek z domu, nawet jak za oknem mróz, gdyż prawdziwe piękno zimy widać dopiero poza miastem :)

Maxim w śniegu vol.1 © EdytKa


Zima wcale nie jest taka zła :) © EdytKa


Na zielonym rowerowym © EdytKa


Dobrze, że lądowanie było miękkie © EdytKa


Zaparkowane w zaspie © EdytKa


Zima dodała mi sił :D © EdytKa


Maxim w śniegu - vol.2 © EdytKa


Orzełek na śniegu :D © EdytKa


Widok ze Skrajnicy © EdytKa


Maxim w śniegu - vol.3 © EdytKa


Alek na Skrajnicy © EdytKa


Uroki zimy :) © EdytKa


Zimowo na Skrajnicy © EdytKa


Wszędzie biało :) © EdytKa

Komentarze (3)

Teraz to z tego śniegu, to sam lód się zrobił :(

mtbiker 18:54 środa, 30 stycznia 2013

Bardzo dobrze, tym bardziej, że już niewiele z tego śniegu zostało :(

EdytKa 14:46 środa, 30 stycznia 2013

Ważne, ze łydka nie bolała i można było sobie pojeździć po tym śniegu :)

mtbiker 19:32 poniedziałek, 28 stycznia 2013
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!