Dzisiaj, pomimo tego, że nadgarstek jeszcze trochę bolał umówiliśmy się ze znajomymi z Jurabike na przedobiadowy wypad w okolice Mstowa. Trasa do końca znana nie była. Mieliśmy jechać asfaltem, więc Alek pozostawił w rowerze opony 1,5, na których objeżdżał Tatry. Pod skansenem stawiła się bardzo liczna ekipa - było nas w sumie 12 osób - ja, Alek, Rafał (Rafik), Zbyszek (Zibi), Agnieszka, Mirek, Bartek (Mr.Dry), Marcin (Pitbull) i kilka osób, których nie znałam - Przemek, Piotrek, Paweł i Bartek.
Na miejscu szybko okazało się, że plan asfaltu został przebity przez terenową opcję wycieczki. Nie byłam pewna czy mój nadgarstek to wytrzyma, a Alek wahał się czy da radę na prawie szosowych oponach, ale jak już przyjechaliśmy na start to nie chcieliśmy się wycofywać i pojechaliśmy razem z całą ekipą. Początkowo prowadził Bartek. Najpierw przez Kucelin i cmentarz Żydowski. Potem kawałek asfaltem przez Legionów no i w teren. Na początek podkazd na Ossona. Na szczycie pierwszy raz rozdzielamy się. Cześć z nas, w tym ja, Alek, Mirek i chyba Paweł zjeżdża normalnym zjazdem do czerwonego pieszego, a reszta pokonuje zjazd downhillowy.
Kontaktujemy się telefonicznie i spotykamy się wszyscy kawałek dalej. Wspólnie jedziemy terenem w stronę Przeprośnej Górki. I tutaj zaczyna się robić ciekawiej. Musimy przedostać się przez dośc obfite błoto. Rowery prawie całe ubłocone, a jak okazuje się potem, to był dopiero początek :D Najlepsze było dopiero przed nami :D
Dojeżdżamy do asfaltu. Obawiając się o nadgarstek rezygnuję z terenowego podjazdu i zjazdu z Przeprośnej Górki i tym samym decyduję się jechać do Mstowa asfaltem. Alek jedzie razem ze mną. Reszta ekipy wybiera wariant terenowy. Umawiamy się na spotkanie na rynku we Mstowie. Będąc już na rynku kontaktujemy się z ekipą. Okazuje się, że możemy trochę odpocząć, gdyż pojechali nieco inna drogą i taplają się we wodzie, więc musimy na nich trochę poczekać. Po jakichś 25 minutach jesteśmy znów w komplecie.
Na rynku opuszcza nas Mirek, który kieruje się asfaltem w drogę powrotną. Razem z resztą ekipy jedziemy asfaltem w stronę kościoła, a potem podjeżdżamy terenem na górę snowparku. Zjeżdżamy szybkim singlem nad zalew. Tam decyzja co dalej. Wąską ścieżką między trawami docieramy do Warty, która z powodu ostatnich deszczy nieco wezbrała. Noe ale skoro już tutaj dotarliśmy próbujemy przedostać się na drugą stronę. Efekty widoczne na fotkach i filmie poniżej. Najciekawszą kąpiel miała Agnieszka :D
Po pokonaniu rzeki jedziemy dalej prawie cały czas brodząc w wodzie, na wysokość prawie 3/4 koła. Po pokonaniu około kilometra, okazuje się, że wodna ścieżka doprowadziła nas jedynie do ogromnego zalewiska i musimy z powrotem wrócić się do rzeki i przebić się ponownie na drugi brzeg. Tym razem już bez dodatkowych kąpieli jak najszybciej na drugą stronę, bo komary nie dają spokoju.
Po wodnych kąpielach decydujemy się dotrzeć do jak najbliższego asfaltu. Okazuje się, że znajdujemy się w Kłobukowicach,. Tutaj nawet asfalt miejscami jest pod wodą, która wylewa się spod mostu na drogę.
Dalej jedziemy cały czas asfaltem, przez Zawadę, Małusy Wielkie i Turów do Olsztyna. Udajemy się do leśnego na izotonik. Pogoda ładna to i rowerzystów w leśnym tłumy. Korzystając z prysznica zmywamy z siebie resztki błota. Po krótkim odpoczynku zbieramy się z powrotem. Bartek, Aga i Przemek jada jeszcze trochę popływać w okolicach Mstowa, a my z resztą ekipy Jurabike jedziemy terenem przez Skrajnicę, potem rowerostradą do końca, kawałek terenem do torów, na drugą stronę, przez lasek do Bugaja i potem przez Michalinę do DK1. Żegnamy się z częścią ekipy i razem z Rafałem jedziemy jeszcze na myjkę. Następnie już prosto do domu.
Normalnie wariaci :D Zamiast grzecznie asfaltem to zachciało im się taplać w błocie i wodzie po kolana :D A potem rowery na serwis :D Na szczęście nie było tak źle. A co więcej, było wesoło i śmiesznie, no i wrażeń nie brakło :) Nikt się nie utopił, każdy wrócił cały z bananem na ustach. A przecież chyba o to chodzi :D Dziękuję wszystkim za udany i interesujący wypad i niecierpliwie czekam na następna jazdę w tym gronie :)
Z Darią umówiłam się na dziś już w zeszłym tygodniu. Z Rafałem i ekipą Jurabike chyba ze 3 razy próbowaliśmy się zgadać, ale najczęściej przeszkadzała w tym pogoda. Dzisiaj udało się :) Pod skansenem zjawiła się Daria, Rafał i Zbyszek. Trasa była totalnym spontanem ustalanym na bieżąco.
Początek poprowadziłam ja. Najpierw asfaltem przez Kucelin, a potem ścieżką wzdłuż Warty na Bugaj. Znów kawałek asfaltem i potem w prawo na niebieski rowerowy. Chwila postoju, bo Rafał pompuje koło i potem leśną dróżką do pomarańczowego rowerowego. Wyjeżdżamy na asfalt na Dębowcu za Monarem. Następnie dojeżdżamy do Osin. Rafał proponuje jechać przez Jastrząb, tak więc jedziemy asfaltem przez Poraj do Jastrzębia i stamtąd kierujemy się z powrotem przez Kamienicę Polską, Wanaty, Poczesną, Nową Wieś i Korwinów do Słowika. Tutaj zjeżdżamy z asfaltu i po betonowych płytach dojeżdżamy na Bugaj i ponownie jedziemy ścieżką wzdłuż rzeki i Kucelin do Alei Pokoju. Dopiero koło skansenu robimy dłuższą przerwę na pogaduchy. Rafał nas opuszcza, a my jedziemy dalej we trójkę Aleja Pokoju i Jagiellońską. Koło Orkana żegnam się z Darią i Zbyszkiem i odbijam w lewo w stronę domu.
Obawiałam się, że może dziś padać i będzie zimno. Na szczęście ubrałam się odpowiednio do temperatury i jechało mi się bardzo przyjemnie. Zarówno tempo wycieczki jak i towarzystwo było dziś bardzo dobre. Dziękuję za wspólny wypad i do następnego :) Zapomniałam wcześniej dopisać, że w drodze pod skansen na Jagiellońskiej zaliczyłam glebę na przejeździe dla rowerzystów, bo jakiś mało rozgarnięty pieszy idący po pasach postanowił nagle wpakować się na przejazd dla rowerzystów, wprost pod moje koło. Cóż... uważać trzeba najwyraźniej za wszystkich dookoła. Na szczęście późniejsza wycieczka pozwoliła zapomnieć o bolącym nadgarstku :)
Dzisiaj krótka wycieczka tempem rekreacyjnym po płaskiej nawierzchni, by nie zmęczyć się przed jutrzejszym debiutem na maratonie w Złotym Stoku. Wybór padł na Pogorię.
Na początek kawałek po asfalcie, potem przez park na Pogorię III. Kawałek ścieżką rowerową, a potem przez tory i terenem do Pogorii IV. Objeżdżamy zalew dookoła od lewej strony. Najpierw kilka km asfaltem, gdzie dogania nas Alka znajomy ze spinningu i dalej jedzie kawałek z nami. Asfalt się kończy i potem jedziemy terenem już po drugiej stronie zalewu. Zatrzymujemy się na kilka fotek, a Alka znajomy jedzie dalej. Dojeżdżamy znów do asfaltu i tym sposobem objechaliśmy czwóreczkę dookoła. Znów kawałek terenem i przez tory do trójki. Tym razem skręcamy w lewo i objeżdżamy ścieżką rowerową Pogorię III od drugiej strony niż zwykle. Wjeżdżamy na szutrówkę, a potem wąską ścieżką dojeżdżamy do brzegu zalewu. Tam chwila przerwy i powrót na szutrówkę. Przez park do asfaltu. Potem na myjkę i do domu.
Pomimo mocnego wiatru jechało mi się dziś lekko i przyjemnie. Fajnie czasem jest przejechać się nieco spokojniejszym tempem, bez pośpiechu. Stres przed pierwszym maratonem w życiu chociaż na chwilę przeminął :)
Miał być wypad z Darią i Kasią, ale niestety z pewnych przyczyn trzeba było go przełożyć na inny termin. Około 18 wybrałam się sama na rower, z nadzieją, że uda mi się rozładować nadmiar stresu, który dziś się nagromadził.
Pojechałam najpierw przez osiedle, potem Aleją Pokoju i asfaltem przez Kucelin. Dalej przez cmentarz żydowski i asfaltem przez Legionów. Następnie w lewo i w teren. Podczas podjazdu na Ossona zaatakowały mnie jakieś kujące krzaki rosnące na boku dróżki. W efekcie podrapałam sobie lewą rękę i trochę nogę. Na samym końcu zjazdu walka z koleinami, które ostatnio pojawiają się na ścieżkach jak grzyby po deszczu. Następnie czerwonym rowerowym udałam się w stronę Kusiąt. Skręciłam w prawo i skierowałam się czerwonym pieszym na Zieloną Górę. Podjazd niestety mnie pokonał i dostałam od Rockiego rogiem w żebro. Ja nie wiem czemu, ale zawsze jak mam kilka opcji do wyboru, to wybiorę najtrudniejszy wariant i wpakuję się na jakieś kamienie, albo gałęzie. Na szczęście zjazd poszedł gładko. Dalej postanowiłam pojechać ścieżką dydaktyczną do jeziora w Kusiętach. Początek ścieżki piaszczysty, a potem się zaczęło... Błoto, koleiny, rower cały się pobrudził. Na szczęście udało się przejechać bez kąpieli w błocie. Dojechałam do asfaltu między domami.
Przed wyjazdem na główniejszą drogę zatrzymałam się na chwilę, żeby chociaż trochę błota z Rockiego zrzucić. No i znów pech... Już miałam ruszać dalej, gdy zauważyłam, że gdzieś zgubiłam licznik... No i zeszło z 20 minut na nerwowym przeszukiwaniu trawy koło drogi :( W końcu znalazłam. Miałam jechać na Towarne, ale byłam już taka zła, że skierowałam się asfaltem na Odrzykoń. Kolo nastawni w lewo i kawałek terenem do torów. Następnie na drugą stronę i przez lasek do Bugaja. Kawałek asfaltem i w prawo na ścieżkę wzdłuż rzeki. Po drodze zerwałam trochę bzu do wazonu. Dojechałam na Kucelin i skręciłam w lewo w stronę sądu. Następnie przez Aleję Pokoju i Jagiellońską dotarłam do domu.
Miałam rozładować nadmiar stresu, a w efekcie jeszcze bardziej się we mnie zagotowało. Cóż za pechowy dzień. Jadąc cały czas zastanawiałam się co jeszcze dziś się wydarzy. Chyba jedynym plusem był ten bez rosnący przy ścieżce. Teraz mam przynajmniej wiosenne zapachy w domu :)
Planów na popołudnie nie było, a pogoda była ładna, więc postanowiłam chociaż na godzinę wyjść wieczorem na rower. Jedyne co mi przyszło do głowy to udać się na Ossona i wrócić.
Najpierw przez osiedle, potem Aleją Pokoju i asfaltem przez Kucelin. Potem przez cmentarz żydowski i asfaltem przez Legionów. Następnie w lewo i w teren. Podjazd na Ossona i zjazd, a potem w drugą stronę, efektem czego znów wylądowałam na Legionów. Skręciłam w lewo i znów asfaltem. na końcu Legionów wjazd w teren i koło kamieniołomu. Podjazd znów mnie pokonał. Wyjechałam koło Coopera i z powrotem już cały czas asfaltem przez Legionów, Odlewników i Kucelin do Alei Pokoju. Koło dawnego sądu urwałam trochę bzu i udałam się prosto do domu.
Zmęczenie po dwóch dniach jazdy dało dziś o sobie znać. Chyba trzeba trochę odpocząć przed następnym wyjściem na rower i nabrać sił. Nie ma się co przeciążać bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Pogoda dzisiejszego popołudnia była nieco łaskawsza niż ostatnio. Nie padało, ale za to było strasznie duszno i momentami trochę wiało. Razem z Darią i Kasią umówiłyśmy na popołudniowy wypad do Mstowa. Po drodze na miejsce startu spotykam Rafała spacerującego z najmłodszym synem. Po chwili dojeżdża Kasia i czekamy jeszcze na Darię.
W pełnym składzie ruszamy w drogę. Najpierw asfaltem przez Kucelin, potem koło Ocynkowni i Guardiana i dalej w stronę Kusiąt. Skręcamy w lewo na szutrówkę, którą dojeżdżamy do czerwonego rowerowego. Czerwonym szlakiem, najpierw szutrem, a potem asfaltem jedziemy w stronę Przeprośnej. Wjeżdżamy terenem na szczyt i koło sanktuarium chwila przerwy, po czym terenem czerwonym pieszym zjeżdżamy do asfaltu. Asfaltem zielonym rowerowym docieramy do Mstowa. Koło rynku wstępujemy do sklepu po wodę i dalej asfaltem kierujemy się do niebieskiego pieszego. Jedziemy terenem niebieskim szlakiem przez Małusy do Turowa. Z Turowa już asfaltem do Olsztyna i na krótką przerwę do leśnego. Było już sporo po 19, więc i w barze rowerowe pustki.
Już zbierałyśmy się do powrotu żółtym pieszym albo nową przeciwpożarówką, gdy okazało się, że mam z tyłu lekkiego kapcia. Zbytnio nie chciało mi się dziś bawić ze zmianą dętki, więc dopompowałam na szybko koło i postanowiłyśmy wracać asfaltem najkrótszą drogą z nadzieją, że powietrza wystarczy do domu. Pojechałyśmy kawałek główną, potem w prawo i przez Wilczą Górę i Odrzykoń. Następnie koło Guardiana i przez Kucelin do Alei Pokoju, gdzie odłączyła się Kasia. Ja z Darią pojechałyśmy Jagiellońską prosto i na skrzyżowaniu z Orkana ja skręciłam w lewo, a Daria podążyła dalej prosto do domu. Na szczęście udało się wrócić bez pompowania ponownie koła.
Z powodu duchoty jechało się dziś dość ciężko. Wypiłam dwa razy więcej płynów niż zwykle na takiej trasie. Nie powiem, żebym się dziś nie zmęczyła, bo bym musiała skłamać. Jednak towarzystwo do jazdy było znakomite, więc wycieczka jak najbardziej udana :) Dzięki dziewczyny za wspólny wypad i do następnego :)
Dziś samotna jazda dla rozkręcenia się po majówce. Na spokojnie po obiadku na rower i w drogę. Trasę generalnie wymyślałam na bieżąco, mając jedynie na celu trochę pokręcić.
Początek to standard przez osiedle i Aleję Pokoju. Potem asfaltem przez Kucelin, ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj, kawałek asfaltem i przez lasek do torów. Na drugą stronę i terenem żółtym pieszym (który ja przez co najmniej 4 pierwsze kilometry nazwałabym żółtym piaszczystym) aż do asfaltu między Olsztynem a Biskupicami. Następnie asfaltem pod górę na Biskupice, i potem zjazd terenem żółtym pieszym przez Sokole do asfaltu niedaleko leśnego. Większość powalonych gałęzi i krzaków już usunięto, ale jeszcze można było sobie poskakać nad gałęziami na ścieżce. W leśnym minutka postoju by odetchnąć i powrót asfaltem przez Kusięta, Brzyszów i Srocko do Legionów. Kawałek terenem na tyłach Cooper Standard, gdzie jeden krótki, ale dość stromy podjazd mnie pokonał. Następnie Legionów, przez cmentarz żydowski i przez Kucelin do Alei Pokoju. Dalej już standard do domu.
Dopadła mnie dzisiaj totalna bezsilność. Nie wiem czy to przez ten silny wiatr, czy powrót z Sudetów do Częstochowy, ale trochę się zmęczyłam. na Biskupicach ledwo wtoczyłam się pod górę. Miałam wrażenie, że kręcę w miejscu, tak mi wiało w twarz.
Od samego rana było pochmurno. Deszcz raz padał, raz nie. Pomimo pogody postanowiliśmy pójść na rower. W końcu co to za majówka na kwaterze. Jako cel wycieczki wybraliśmy Radkowskie Skały w pobliżu miejscowości Radków.
Początek jak wczoraj. Najpierw jakieś 8 km po asfalcie cały czas pod górę szlakiem czerwonym / zielonym rowerowym przez Czermną, Jakubowice i Pstrążną, a potem około 2 km górską szutrówką tym samym szlakiem. Chwilowo przestaje padać, ale mgła z każdym metrem pod górę gęstnieje. Dalej już inaczej niż poprzedniego dnia. Zjeżdżamy niebieskim pieszym u podnóża Lelkowej Góry. Zjazd po śliskich kamieniach i korzeniach. Udaje się go pokonać bezpiecznie. Następnie asfaltem czerwonym rowerowym, koło 5 km podjazdu, potem 1,5 km zjazdu do Karłowa. Od Karłowa około 5 km szybkiego zjazdu we mgle aż do Radkowskich Skał. Tam kilka fotek i powrót.
Próbujemy kawałek podjechać niebieskim pieszym, ale w dzisiejszych warunkach jest to mało wykonalne, więc wracamy na asfalt. Kawałek podjazdu i wjeżdżamy w teren na szlak zielony rowerowy. Szlak ma jakieś 8 km. prowadzi wokół Szczelińca Wielkiego. Początek to przyjemny szuter z delikatnym nachyleniem w dół. Dalej już lekko pod górę, po dość sporym błocie. Miejscami trzeba zejść z roweru bo nie da się jechać. Błoto się kończy i jedziemy po trawiastej polanie. Mgła taka, że widoczność do jakichś 5 metrów. Kawałek zjazdu i docieramy do asfaltu w miejscowości Pasterka. W dalszym ciągu jedziemy zielonym rowerowym. Ponownie wjeżdżamy w teren. Najpierw pod górę, po dość dużych kamieniach. Było bardzo ślisko, na jednym kamieniu ślizga mi się koło i kończę podjazd. Dalej rower wprowadzam. Następnie już fajnym szuterkiem zjeżdżamy do Karłowa. Dalej już tak jak wcześniej asfaltem czerwonym rowerowym. 1,5 km podjazdu, 5 km zjazdu, potem znów 1,5 km podjazdu, 2 km szutrówką i na sam koniec około 8 km zjazdu aż do Kudowy.
Pomimo dłuższego dystansu i prawie dwukrotnie większej sumy podjazdów jechało mi się dziś dużo lżej niż wczoraj. U&bra;łam się dużo cieplej, więc zimno nie stanowiło już dla mnie kłopotu. Szkoda tylko, że deszcz i mgła ograniczały widoczność. Spora ilość błota uniemożliwiła nam wdrapanie się na Szczeliniec. Gdyby pogoda była ładniejsza zapewne lepiej wykorzystalibyśmy te dwa dni majówki przeznaczone na rower. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się wrócić w te okolice i zwiedzić więcej.
Prognozy na dziś były trochę rozbieżne, jednak pomimo zapowiadanych przelotnych opadów postanowiłam zaryzykować i wybrać się na rower. Parę minut po godzinie 17 wyruszyłam z domu z nastawieniem na samotną jazdę, gdyż z nikim nie udało się dziś zgadać na wspólny wypad.
Najpierw standard przez osiedle, do Alei Pokoju, koło skansenu i przez Kucelin. Dalej ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj. Kawałek asfaltem i przez lasek do torów kolejowych. Na drugą stronę i terenem zielonym rowerowym do rowerostrady. Następnie szutrową drogą pożarową w stronę Poraja. Po drodze mijam się z Mariuszem (mario66), który wracał do domu. Chwila rozmowy i dalej w drogę. Dojechałam do niebieskiego rowerowego. Z oddali zauważyłam dwoje rowerzystów w czerwono-czarnych strojach. Pomyślałam sobie, że może ich dogonię, by zobaczyć kto to. Okazało się, że to Daria z Rafałem w nowych ubrankach. Dalej już jechaliśmy we troje. Niebieskim rowerowym do drogi na Poraj, potem kawałek asfaltem i znów terenem pomarańczowym rowerowym do Dębowca. Następnie asfaltem pod górkę na Dębowcu i szybki zjazd w dół do Poraja. Tutaj przerwa przy sklepie na pierwsze w tym sezonie lody.
Po przerwie dalej w drogę. Na początek asfaltowy podjazd w Choroniu, potem koło wieży obserwacyjnej i do Biskupic. Koło kościoła prosto i wjeżdżamy w teren. Przez Sokole Góry najpierw zielonym, a potem żółtym pieszym. Pierwsze kilkadziesiąt metrów żółtego szlaku to przeprawa przez drzewa i gałęzie zalegające na ścieżce. Dalej już całkiem szybki zjazd przez las do asfaltu między Biskupicami, a Olsztynem. Asfaltem do leśnego i tam postój. W leśnym spotykamy tylko kilku szosowców. Chwila odpoczynku i powrót.
Większość drogi powrotnej zielonym rowerowym. Przez Skrajnicę, kawałek terenem, potem asfaltem do stacji benzynowej, dalej z dość silnym wiatrem w twarz rowerostradą do końca, potem terenem do torów, przez lasek do Bugaja i dalej już asfaltem przez Bugaj i stare Błeszno. Przy Bohaterów Katynia żegnam się ze Skowronkami i skręcam w prawo w Rakowską, by pojechać na myjkę umyć rower. Myjnia niestety była już zamknięta, więc przez Raków pojechałam na następną myjkę, koło Lidla. Po umyciu Rockiego do domu Jagiellońską i Orkana.
Dzisiejszy wypad uważam za jak najbardziej udany. Bardzo fajnie, że mimo tego, że nastawiona byłam na samotną jazdę, to udało mi się w drodze spotkać znajome twarze i dalej już jechać razem. W drodze powrotnej trochę wiało w twarz, ale najważniejsze, że nie padało i towarzystwo było doborowe :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.