Niedzielny poranek w Kielcach był mglisty i pochmurny. Nie chcąc ryzykować przemoczenia wybraliśmy się z moim wujkiem autem do Ujazdu, by zwiedzić ruiny zamku Krzyżtopór. Zamek przepiękny, o interesującej historii. Poniżej kilka fotek ze zwiedzania ruin. Więcej informacji na temat historii zamku można przeczytać tutaj ---> Zamek Krzyżtopór.
Po południu rozpogodziło się. Czasu na rower niestety za dużo nie pozostało, bo jeszcze dziś trzeba wracać do Częstochowy. Szybkie oględziny mapy i decyzja o planie wycieczki. Autem ubrani w rowerowe ciuchy, z rowerami na dachu z Kielc do Brzezinek. Tutaj start wycieczki. Trasa asfaltowa. Najpierw czarnym szlakiem rowerowym przez Brzezinki, Barczę, Klonów - gdzie przy drodze znajdujemy trzy ogromne kanie, i dalej przez Psary, Psary - Starą Wieś do Bodzentynia. Następnie ostro pod górę po kocich łbach na ruiny zamku biskupów krakowskich.
Po zwiedzeniu ruin decyzja o powrocie. Z Bodzentynia czerwonym szlakiem rowerowym drogą 752 do Świętej Katarzyny. Ilość much lecących wprost do oczu bezcenna :( Dalej czerwonym szlakiem przez Wilków i Ciekoty obok szklanego domu. Przeoczyliśmy właściwy skręt i zajechaliśmy jakieś 2 km za daleko, więc musieliśmy wrócić do Ciekot. Odnajdujemy właściwą drogę. Jedziemy szlakiem czarnym rowerowym przez Smugę do Brzezinek.
Dystans wycieczki nie powalił, ale z powodu ograniczeń czasowych nie dokręcaliśmy nawet do 40 km. Okolice Kielc, w dodatku w jesiennej scenerii są prawdziwym rajem dla oczu :) Będzie trzeba tu wrócić na dłużej :) Na koniec profil trasy:
Rano do pracy. Zimno. Temperatura 2 stopnie Celsjusza. Po pracy do domu. Na skróty przez lasek. Po południu znów wypad z Kasią. Tym razem w planie Mstów i Olsztyn. Umówiłyśmy się pod skansenem. Dziś nieco chłodniej niż wczoraj, ale ubrałam się trochę cieplej.
Trasa większości asfaltowa. Przez Kucelin, Legionów, potem przez Srocko, Siedlec, Mstów, Zawadę do Małus Wielkich. Od Małus kawałek terenem niebieskim pieszym do Turowa. Po drodze robi się coraz zimniej. temperatura spada poniżej zera. Od Turowa znów asfaltem do Olsztyna. Potem powrót najkrótszą trasą, gdyż Kasi zaczyna umierać przednia lampka. Kawałek główną drogą, potem przez Wilczą Górę i Odkrzykoń. Palce u rąk zaczęły mi okropnie marznąć. Licznik wskazywał minus 1,8 stopnia. Przed nastawnią w lewo i znów kawałek terenem. Do torów, na druga stronę i przez lasek do Bugaja. Kasi lampka już padła, więc jadę z tyłu i oświetlam jej drogę. Następnie asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Tutaj żegnamy się i Kasia jedzie prosto, a ja w lewo pod trasą i przez Błeszno do domu.
Pierwszy mróz tej zimy zaliczony. Gdy dojechałam do domu to przez kilka minut nie byłam nawet w stanie odpiąć rzepów w butach i wyciągnąć klucza z kieszeni :( Nie przypuszczałam, że na początku października może być tak zimno.
Pomimo zimnego wiatru zdecydowałyśmy się na popołudniowy wypad do Poraja razem z Kasią. Miała jechać z nami jeszcze Daria, ale niestety nie wyrobiła się czasowo. Tym razem trasa odwrotna niż zwykle, więc umówiłyśmy się na skrzyżowaniu przy początku Alei Pokoju.
Na początek chodnikiem wzdłuż DK1. Dalej asfaltem przez Słowik, Korwinów, Nową Wieś (tutaj po drodze z cegieł), Kolonię Poczesną, Wanaty i Jastrząb do Poraja. Następnie nad zalew na chwile przerwy. Gdy już mamy wracać podchodzi do nas jakiś starszy pan i zagaduje na temat naszych lampek. W efekcie w ciągu 5 minut opowiada nam prawie całą historię życia :D Powrót najpierw asfaltem główną drogą i potem koło Monaru. Następnie terenem niebieskim rowerowym i pożarówką do początku rowerostrady. Kawałek terenem do torów, na drugą stronę i przez lasek do Bugaja. Asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Żegnamy się i Kasia jedzie prosto, a ja w lewo pod trasą i przez Błeszno do domu.
Wieczory są już coraz chłodniejsze. Podczas powrotu temperatura spadła do 3 stopni. W dodatku przenikliwie zimny wiatr potęgował odczucie chłodu. Pomimo tego fajny wieczorny wypad w miłym towarzystwie :)
Cały weekend i dzisiejszy poranek były bardzo zabiegane. Dopiero po południu udało się znaleźć kilka godzin na rower. Zaproponowałam, by na początek wybrać się na chwilę do parku koło Jasnej Góry, a potem zdecydować o dalszym celu wycieczki.
Tak też zrobiliśmy. Najpierw udaliśmy się do parku przez Jagiellońską, Bohaterów Monte Cassino, Zana i Pułaskiego. Słońce świeciło, więc w parku zrobiliśmy kilka zdjęć w jesiennej scenerii.
Po sesji zdjęciowej podjęliśmy decyzję, że wybierzemy się jeszcze do Mstowa na jabłka. Pojechaliśmy przez Aleje, a potem asfaltem przez Mirowską. Cały czas mieliśmy pod wiatr. Był tak silny, że nawet z górki trzeba było mocno pedałować. Chciałam chociaż chwilę odpocząć od wiatru, więc Przeprośną Górkę pokonaliśmy terenem. Dalej znów asfaltem przez Siedlec do Mstowa. Następnie terenem niebieskim pieszym do sadów upolować kilka jabłek. Zabraliśmy tyle ile zmieściło się do plecaka, po czym terenem dojechaliśmy do Małus.
Zrobiło się dość chłodno, więc postanowiliśmy kierować się już w stronę domu. Tym razem z wiatrem :) Asfaltem przez Małusy Małe, Brzyszów, Srocko, i potem Legionów. Potem przez Cmentarz Żydowski i znów asfaltem przez Kucelin, potem Aleję Pokoju i Jagiellońską do domu.
Strasznie ciężko i mozolnie mi się dziś jechało. Nie wiem, czy to przez ten przeraźliwy wtwarzowiatr, czy po prostu brak sił po energicznym weekendzie. Niestety lato już chyba nie wróci w tym roku.
Dzisiaj popołudniu razem z Kasią wybrałyśmy się do Blachowni. Kasia chciała zobaczyć, którędy ja zwykle tam jeżdżę. Umówiłyśmy się na Jagiellońskiej niedaleko stacji Shell. Dalej prowadziłam ja, tak jak jeżdżę z Darią.
Pojechałyśmy przez Jagiellońską, Sabinowską, Chopina, Matejki, Piastowską, potem szutrówkami wzdłuż Głównej do ulicy Tatrzańskiej i dalej Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię, Kolonię Łojki i Konradów do Blachowni i nad zalew. Tam dosłownie chwila przerwy i powrót. Najpierw do drogi głównej. Potem kawałek główną drogą i następnie w lewo i przez Aleksandrię i Kopalnię do Konopisk. Następnie przez Konopiska, Wygodę do Czewy. Dalej Dźbowską i Sabinowską do Jagiellońskiej. Koło Jagiellończyków rozłączamy się i Kasia jedzie do Alei Pokoju, a ja wracam przez 11-tego Listopada do domu.
Tempo dzisiejszej jazdy było w miarę spokojne. Do Konopisk jechałam cały czas na przodzie, a potem tempo trzymała Kasia. Wieczór stosunkowo ciepły jak na tę porę roku. Bardzo fajna wieczorowa wycieczka :)
Już trochę czasu minęło od ostatniej wycieczki z Darią, ale dziś udało nam się wybrać razem na popołudniowo - wieczorną przejażdżkę. Daria zaproponowała, by pojechać do Blachowni. Umówiłyśmy się koło straży pożarnej. Wyszłam z domu trochę za wcześnie, więc na miejsce spotkania pojechałam trochę dłuższą drogą przez Wypalanki, Poselską i Dźbowską, przy okazji zahaczając o niewielki park w okolicy ulicy Zagłoby. Okrążyłam go dookoła i ponownie Dźbowska i Sabinowską dojechałam do straży pożarnej.
Po paru minutach dotarła Daria i ruszyłyśmy do celu. Pojechałyśmy przez Chopina, Matejki, Piastowską, Główną, potem kawałek szutrówką wzdłuż Głównej do ulicy Tatrzańskiej i dalej Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię, Kolonię Łojki i Konradów do Blachowni i nad zalew. Posiedziałyśmy sobie nad zbiornikiem. Miło się rozmawiało, ale zmrok był coraz bliżej, więc trzeba było się zbierać z powrotem. Najpierw do drogi głównej. Potem kawałek główną drogą i następnie w lewo i przez Aleksandrię i Kopalnię do Konopisk. Tutaj w lewo i ulicą Spacerową i Rolniczą (by uciec od sporego ruchu samochodów) czerwonym szlakiem rowerowym. Dojechałyśmy do pętli 21 i dalej ulicą Busolową i Konwaliową. Tutaj Daria nie była do końca pewna którędy jechać dalej, ale ja tę okolicę na szczęście znałam. Z Konwaliowej zjechałyśmy na Artyleryjską i znalazłyśmy się na Chopina, gdzie nasza wycieczka się rozpoczęła. Dalej Sabinowską i Jagiellońską. Na skrzyżowaniu z Monte Casino rozjeżdżamy się każda z nas kieruje w swoją stronę. Okazuje się, że brakuje mi bardzo niewiele do 50 km, więc postanawiam dokręcić. Pojechałam dalej Jagiellońską i potem 11-tego Listopada do domu.
Fajnie się dziś jechało. Kierunek inny niż Olsztyn. Wieczór stosunkowo ciepły. W dodatku bardzo miło się rozmawiało i czas jakoś przyjemniej zleciał :) Dziękuję za wspólną jazdę :) Już czekam na następną okazję :)
Bardzo poplątane popołudnie :D Wyszłam z domu z zamiarem przejażdżki do Olsztyna. Już kawałek od domu zauważyłam, że zaczyna kropić i właśnie tam gdzie chciałam jechać zbierają się ciemne chmury. Dojechałam do połowy Alejki Pokoju i postanowiłam zawrócić i wybrać odwrotny kierunek - postanowiłam, że pojadę przez Nieradę nad zalew w Pająku.
Szybki odwrót i Jagiellońską w stronę błękitnego nieba. Na Orkana moim oczom ukazała się prześliczna tęcza. Chciałam zrobić fotkę i wysłać mmskiem do narzeczonego, ale niestety aparat w telefonie odmówił współpracy. Tak więc ruszyłam w drogę. Przez Grzybowską i Korkową do granicy Czewy, potem przez Brzeziny Kolonia i Brzeziny Wielkie. Asfalt w tej okolicy mokry. Akurat udało mi się wstrzelić już po opadach deszczu. Niedaleko Sobuczyny najpierw telefon od Alka (akurat wtedy gdy wskoczył mi 5 tysiąc w sezonie), a chwilę później od kumpeli z Kijasa. Właśnie wtedy zdecydowałam, że zrezygnuję dziś z Pająka i wpadnę na chwilę do znajomych. W Sobuczynie skręciłam w prawo i dotarłam znów do Czewy. Dalej ulicą Malowniczą, Zdrową i Żyzną. Potem już prosto Dźbowską do granicy miasta i przez Wygodę na Kijas.
Po krótkich pogaduchach okrężnie do domu. W okolicy zaczęła zbierać się mgła. Zmierzch już zapadł. Przez Wygodę i potem Dźbów. Kawałek przed Simply na Dźbowie jakiś debil kierujący TIR-em zamiast mnie normalnie wyprzedzić przejeżdża centralnie koło mnie spychając mnie wprost na pobocze. Nie wiem skąd tacy ludzie się biorą. W domu planowałam być około 20, w związku z wizytą brata, a że miałam jeszcze trochę czasu postanowiłam pojechać nieco okrężnie. Przez Sabinowską, Piastowską, Boh. Monte Cassino, Jagiellońską, Bór, ponownie Korkową, Poselską i Wypalanki. Dojeżdżałam już do domu, gdy brat napisał, że jednak dziś go nie będzie. Tak więc jeszcze kilka dodatkowych km. Jesienną do 11-Listopada (gdzie na skrzyżowaniu jakiś idiota tak czy tak mając czerwone światło przez torami wymusza na mnie pierwszeństwo), potem Jagiellońską do Orkana i dalej już prosto do domu.
Z takiej dziwacznej plątaniny wyszedł całkiem fajny dystans. Generalnie jechałam dziś większości po płaskim, więc nie było ciężko, ale mimo tego nie czułam jakiegoś większego zmęczenia, a w zasadzie tak wolno nie jechałam :D W zeszłym sezonie 5 tysięcy wskoczyło nieco wcześniej niż w tym, ale biorąc pod uwagę tegoroczne możliwości czasowe to wcale nie jest źle.
Od czwartku zeszłego tygodnia nie było czasu na rower. Weekend upłynął pod znakiem corocznego ogólnopolskiego zlotu Skody i rajdu turystycznego. Dopiero dziś udało się wybrać na szybką asfaltową przejażdżkę w zasadzie bez zbędnych postojów.
Najpierw standard przez osiedle i Alejką Pokoju. Dalej przez Kucelin, Legionów, Brzyszowską, Srocko, Brzyszów, Kusięta do Olsztyna. Potem koło leśnego i w stronę Biskupic (po drodze najprawdopodobniej rozminęłam się ze Skowronkami, którzy wyjeżdżali z Sokolich Gór na asfalt - musiałam przemknąć chwilę przed nimi). Następnie przez Biskupice, Zrębice, Przymiłowice ponownie do Olsztyna. Powrót najpierw terenem przez Skrajnicę, potem asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca, terenem do torów, przez lasek do Bugaja i asfaltem przez Bugaj. Przymusowa przerwa przed przejazdem kolejowym i przez Michalinę i Błeszno do domu.
Tego mi było trzeba :D Jechało mi się dziś rewelacyjnie. Początkowo nie mogłam się przez chwilę rozkręcić, ale potem udało się wejść na właściwe obroty :) Szkoda tylko, że minęłam się ze Skowronkami, tym bardziej, że będąc w Olsztynie nawet przez chwilę pomyślałam, żeby się z nimi skontaktować, ale pomyślałam, że pewnie już dawno są po wycieczce, a tu jednak dopiero mieli wracać.
Dziś umówiona we wtorek wycieczka razem z Kasią. W planie podobna trasa co ostatnio, ale od drugiej strony. Dojeżdżam pod skansen na umówioną godzinę i czekam. Kasi nie ma. Chwilę później jedzie Mariusz (mario66), który planował samotnie wybrać się na jakąś krótszą wycieczkę. Po kilku minutach dojeżdża Kasia. Mariusz postanawia towarzyszyć nam w drodze do Olsztyna.
Najpierw jedziemy asfaltem przez Kucelin, potem ścieżką wzdłuż rzeki, asfaltem koło Guardiana i kawałek terenem do rowerostrady. Następnie rowerostradą i przez Skrajnicę. Terenowy zjazd ze Skrajnicy i docieramy do asfaltu niedaleko leśnego. Tutaj Mariusz jedzie w prawo, a my z Kasią w lewo do rynku w Olsztynie. Dalej asfaltem prawie cały czas lekko pod górę do Turowa. Od Turowa terenem niebieskim pieszym do Małus. W Małusach kawałek asfaltu i znów terenem niebieskim pieszym. Pierwszy raz jechałam tym szlakiem w tę stronę i muszę przyznać, że podobał mi się ten wariant. Podjazd łagodny, a kamienisty zjazd wręcz wyborny :D Wyjeżdżamy na asfalt w Mstowie. Tutaj przerwa koło Lewiatanu na lody, które dodały nam energii :D
Powrót już w całości asfaltowy. Najpierw dojeżdżamy do rynku w Mstowie (przez ten odcinek towarzyszy nam autobus PKS, który na zmianę, albo wyprzedzamy my, albo on nas. Ostatecznie przed Siedlcem autobus nas wyprzedził), a potem przez Siedlec, Gąszczyk i Srocko do Czewy. Dalej prosto Legionów, Odlewników i przez Kucelin do Alejki Pokoju. Na Alei Pokoju niemiły incydent. Naprzeciw nas jechała jakaś laska, która nie dość, że nie miała żadnej lampki to jadąc pisała smsa, nie patrząc w ogóle co się dzieje na ścieżce rowerowej. W ostatniej chwili udało mi się ją minąć, jednak Kasia nie miała tyle szczęścia i dość ostro poleciała na glebę uderzając kaskiem w kostkę brukową. Dodatkowo poturbowała sobie kolano i łokieć. Sprawczyni zamieszania również się wywróciła, ale nic się jej nie stało. Do domu Kasia rower już doprowadziła. Dalej samotnie Jagiellońską i przez osiedle dotarłam do domu.
Mam nadzieję, że Kasi po dość solidnym upadku nie stało się nic poważnego, i że niebawem będziemy mogły znów wybrać się na jakiś wspólny popołudniowy wypad. Pomijając tę nieszczęsną końcówkę to wypad był jak najbardziej przyjemny.
Już w niedzielę umówiłam się z Kasią na na jakiś rowerowy wypad dzisiaj popołudniu. Wczoraj okazało się, że również Alek będzie mógł z nami pojechać. Gdy szykowaliśmy się do wyjścia zadzwonił Tomek z pytaniem, czy gdzieś dziś jeździmy. Umówiliśmy się, że spotkamy się z nim niedaleko Ossona.
Na początek standard przez osiedle i Aleję Pokoju pod skansen, gdzie czekała już Kasia. Na ścieżce rowerowej na Alejce Alek potrącił gołębia, który uciekł spod moich kół. Biedaczek stracił kilka piór. Spod skansenu pojechaliśmy asfaltem przez Kucelin, Odlewników i Legionów, gdzie spotkamy się z Tomkiem, który oznajmił, że chwilę wcześniej udało mu się wreszcie podjechać na Ossona. Chcieliśmy to zobaczyć, więc skierowaliśmy się w teren w stronę Ossona. Kasia zdecydowała, że jedzie dookoła omijając szczyt. Pierwszy podjechał Alek, który potem filmował Tomka i moje zmagania. Tomkowi drugi raz się udało. Próbowałam dwa razy. Niestety tym razem się nie udało. Przy pierwszej próbie zostałam zaatakowana przez kujące krzaki, które zostawiły mi ślady na ręce. Już mieliśmy zjeżdżać, gdy dojechała do nas Kasia. W komplecie zjechaliśmy z Ossona i udaliśmy się na Przeprośną Górkę. Tutaj podjechali wszyscy. Każdy swoim tempem. Na górce koło Sanktuarium chwila pogaduch i pożegnanie z Tomkiem, który ruszył w stronę domu.
We trójkę zjechaliśmy terenem z Przeprośnej. Po drodze musieliśmy ominąć jakiegoś jelenia, który próbował autem zjechać czerwonym pieszym, tam gdzie my zjeżdżaliśmy rowerem. Ciekawe czy przypadkiem nie uszkodził sobie miski olejowej na tamtych wybojach :D Następnie asfaltem dojechaliśmy z Siedlca do Mstowa. Od Mstowa terenem niebieskim pieszym do Małus. Po drodze przerwa na śliwki i jabłka. Niestety jeszcze nie do końca dojrzały. W Małusach po wyjechaniu na asfalt koło jakiegoś gospodarstwa pod koła wpadła mi kura. Nie wiem kto był bardziej wystraszony, ja czy ona. Jedno jest pewne kura na pewno doznała szoku po uderzeniu w moje koło. Chyba uszkodziła sobie jedno skrzydło. Cóż za dzień :D Od Małus dalej terenem niebieskim pieszym do Turowa, a potem za przejazdem kolejowym asfaltem do Olsztyna. Chwila przerwy na betonowym rynku i potem w stronę Czewy.
Powrót zielonym rowerowym. Najpierw terenowy podjazd przed Skrajnicą, a potem asfaltem do rowerostrady. Rowerostradą do końca, kawałek terenem do torów, a potem przez lasek do Bugaja. Dalej asfaltem przez Bugaj. przerwa przed zamkniętym przejazdem, po czym przez Michalinę do DK1. Kasia pojechała prosto przez Raków, a my w lewo pod trasą i przez Błeszno do domu.
Bardzo fajna popołudniowa wycieczka w miłym towarzystwie i w dodatku ze sporą dawką śmiechu :D Fajna odmiana po maratonowym weekendzie :) Dzięki za wspólny wypad :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.