Wpisy archiwalne w kategorii

2) 30 - 60 km

Dystans całkowity:14157.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:669:57
Średnia prędkość:19.09 km/h
Maksymalna prędkość:75.40 km/h
Suma podjazdów:68278 m
Maks. tętno maksymalne:179 (92 %)
Maks. tętno średnie:134 (69 %)
Suma kalorii:4363 kcal
Liczba aktywności:335
Średnio na aktywność:42.26 km i 2h 13m
Więcej statystyk

Nieudany Wiosenny Rajd Korno, a potem Góra Dorotka

Sobota, 22 marca 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Zapisaliśmy się na dziś na Wiosenny Jurajski Rajd na Orientację Korno. Trasa Giga - około 100 km, start z Błędowa. Pogoda od rana znakomita. Do Błędowa autem, z rowerami na dachu. Zapłaciliśmy w biurze zawodów za start, odebraliśmy numery startowe i czekaliśmy na początek imprezy. Nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy... O godzinie 9 start. Chwilę przed startem dostaliśmy mapę (trochę niezbyt aktualną, bo z 2005 roku) z zaznaczonymi 18 punktami kontrolnymi. Kolejność zdobywania punktów dowolna.

Szybkie oględziny mapy i ruszamy. Decydujemy się by na początek zdobyć punkty znajdujące się najbliżej startu, ukryte w pobliskim lesie. Jedziemy w zasadzie w czwórkę z dwoma znajomymi z klubu Banimex. Pierwszy punkt - mostek, a w zasadzie drewniana belka nad rzeką - zdobyty. Szybki rzut oka na mapę i decyzja. Przechodzimy przez ów mostek na drugą stronę rzeki. Strach w oczach :D W jednej ręce rower, drugą ręką przytrzymuje się poręczy wykonanej z gałęzi. Udało się nie wpaść do wody.

Jedziemy dalej. Kolejny punkt - wieża widokowa. Z pewnymi komplikacjami, ale udaje się dotrzeć wreszcie do celu. Wieża zdobyta. Czas na następny punkt- - gospodarstwo agroturystyczne Reczkowa. Jedziemy przez las. Nasza trasa wiedzie częściowo po piachu, trochę szutrówkami, trochę leśnymi wąskimi ścieżkami. Dosłownie kilka metrów przed punktem kontrolnym Alek łapie kapcia. Zabieram jego kartę i jadę do celu. Alek w dalszym ciągu walczy z kapciem. Chłopaki z Banimexu zdążyli odjechać. Jadę powoli w stronę kolejnego punktu kontrolnego - wyrobisko piasku.


Jadę oglądając się co chwila za siebie, patrząc czy Alek mnie dogania. Ciągle go nie ma. Zatrzymuję się i dzwonię. Okazuje się, że nie udało mu się napompować dętki nabojem, a nie ma normalnej pompki. Co prawda ja również, ale decyduję się wrócić. Jadę więc w stronę Alka. Po kilku metrach spotykam go spacerującego z rowerem. Zastanawiamy się co dalej. W tym samym momencie mija nas kilku innych zawodników i jeden z nich pożycza pompki. Koło napompowane. Ruszamy dalej. Niestety mapa nie jest zbyt dokładna i nie jestesmy do końca pewni którędy jechać. Jedziemy prosto przed siebie. Po drodze napotykamy wielu innych zawodników, którzy również mają problem z orientacją w trasie. Proponuję by jechać ścieżką przez las, którą juz jechaliśmy. Niestety po kilkuset metrach koniec jazdy - Alek zahacza o jakiś krzak i urywa hak przerzutki :(

Pozostaje nam pieszo wrócić do startu. Idziemy przez las, nieco zapiaszczoną dróżką, która wskazali nam inni zawodnicy rajdu. Idziemy, idziemy, las nie ma końca. W końcu docieramy do mostu nad rzeką, skąd mamy już niedaleko do biura zawodów. Jeszcze pozostaje krótki odcinek po asfalcie, podczas którego holuje Alka, by było szybciej. Docieramy do biura. Oddajemy kartę z potwierdzeniem trzech punktów. Cóż, koniec rajdu na dziś. Miało być tak fajnie, a wyszło tragicznie :(
Wracamy do domu.



Biała Przemsza

Godzina dopiero 12, a pogoda prawie letnia. Aby całkowicie nie zmarnować dnia, Alek odstawia Cube do domu, zabiera zimówkę i udajemy się na krótką wycieczkę w okolicy. Celem przejażdżki jest Góra Dorotka w Będzinie, o której już wiele słyszałam, ale jeszcze nigdy tam nie byłam. Jedziemy na początek przez osiedle, potem kawałek przez park i ścieżką rowerową koło Pogorii III. Następnie przez Park Zielona, po czym ścieżką wzdłuż Czarnej Przemszy koło tamy. Króciutki odcinek po asfalcie i dalej terenem od Preczowa do Sarnowa.



Przeprawa przez powalone drzewa między Preczowem a Sarnowem.

Następnie asfaltem przez Sarnów, pod trasą S1, wertepami do Będzina Grodziec i dalej asfaltem na Górę Dorotka. Po drodze mijamy ruiny dawnej cegielni, ale decydujemy, że wrócimy tu za chwilę. Udajemy się najpierw na Górę by zobaczyć kościół Św. Doroty. Kościół niestety zamknięty, więc tylko fotka z zewnątrz i zjeżdżamy terenem na dół.


Kościół Św. Doroty na Górze Dorotka w Będzinie

Jedziemy obejrzeć ruiny cegielni. Miejsce ma w sobie specyficzny klimat. Od razu przypomniały mi się niektóre horrory :D Chociażby Czarnobyl. W okolicach Częstochowy nie ma zbyt wiele takich opuszczonych miejsc.


Ruiny dawnej Cegielni - Będzin Grodziec


Alek przy ruinach dawnej Cegielni


Przed ruinami cegielni


Budynek należący do dawnej cegielni


Na dachach budynków porosły już nawet drzewka

Po obejrzeniu cegielni proponuje, by wrócić jeszcze raz na Dorotkę i spróbować podjazdu tam, gdzie wcześniej zjeżdżaliśmy. W praktyce nie okazał się wcale zbyt trudny. Podjechałam bez problemu. Zjechaliśmy na dół od drugiej strony kościoła.


Podjazd na Górze Dorotka

Czas wracać. Najpierw asfaltem przez Łagiszę, potem ścieżką wzdłuż Czarnej Przemszy. Przez Park Zielona, koło Pogorii III i przez osiedle do domu. Zahaczyliśmy jeszcze po drodze o myjkę.

To by było na tyle jeśli chodzi o dziś. Miało być sporo więcej km, ale i plan był inny. Niestety rzeczywistość i swoisty pech plany zweryfikował. Dobre i te 40 km. Lepsze to niż nic. Miejmy nadzieję, że następnym razem pech nas ominie. Aż trudno uwierzyć w to, że po takim ciepłym i słonecznym dniu jutro znów ma być pochmurno i deszczowo.

Terenowy trening

Sobota, 22 lutego 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Wybraliśmy się dziś na krótki terenowy trening razem z chłopakami z grupy Częstochowskich Wypadów Rowerowych. Umówiliśmy się z nimi na Górze Ossona. Zastanawialiśmy się do ostatniej chwili czy jechać, gdyż jak wstaliśmy drogi były mokre i obawialiśmy się co będzie w terenie, ale postanowiliśmy się ruszyć. Na miejsce spotkania dojechaliśmy przez Aleję Pokoju, Kucelin, Odlewników i Legionów.


Chłopaków jeszcze nie było, więc postanowiliśmy trochę potrenować samemu. Pierwsza próba podjazdu w moim wykonaniu nieudana, ale druga już poszła bez problemu. W między czasie na Ossona przybył jeszcze Arecki i postanowił, że dalej pojedzie z nami. Po chwili dojechali pozostali - Piksel, Rafał i Oskar. Ruszyliśmy dalej. Na początek wdrapaliśmy się na sam szczy Ossona, by zjechać z niego chyba najbardziej stromym zjazdem, zwieńczonym na końcu wyskokiem z betonowych płyt. Oczywiście chłopaki zjechali, ja spokojnie zeszłam :D Dalej już normalny zjazd i czerwonym rowerowym w stronę Kusiąt. Skręcamy w prawo w kierunku Zielonej Góry. Już podczas podjazdu podzieliliśmy się na dwie grupki, częsć podjechała bardziej stromym podjazdem, a część (w tym ja) łagodniejszym. Zjazd podobnie, część chłopaków postanowiła zjechać bardziej ostrym zjazdem, a ja i Oskar pojechaliśmy łagodniejszym zjazdem. Spotkaliśmy się na dole.


Dalej kawałek asfaltem przez Kusięta i koło szkoły w prawo w teren. Ledwie zjechałam z asfaltu i spadł mi łańcuch, podczas redukcji przełożenia w przedniej przerzutce. Chłopaki odjechali do przodu, ale udało mi się ich w miarę dogonić. Skierowaliśmy się terenem w stronę Towarnych, Chłopaki pojechali koło jaskini, ja wybrałam ścieżkę prowadzącą dołem. Poczekałam chwilę na polance, po czym chłopaki podjechali na szczyt między skałami, a ja pojechałam dookoła. Początek zjazdu również odpuściłam, i dopiero  po kilku metrach zjechałam.


Wyjechaliśmy na asfalt, którym dotarliśmy do Olsztyna, gdzie od razu skierowaliśmy się na zamek. Pod sam zamek nie udało mi się podjechać, ale i tak podjechałam dużo dalej niż zwykle. Gdy byliśmy już na górze okazało się, że Oskar został na dole, gdyż zerwał łańcuch. Gonił nas niestety czas, więc zdecydowaliśmy, że odłączymy się od chłopaków i udamy się już w drogę powrotną. Taką samą chęć wyraził także Arecki.


Zjechaliśmy z zamku tą samą drogą. Dalej kawałek asfaltem i znów terenem przez Górę Ostrówek i przez Skrajnicę. Przecięliśmy asfalt prowadzący do stacji benzynowej i dalej prosto lasem aż do przeciwpożarówki, wyjechaliśmy tuż przy początku rowerostrady. Następnie terenem do torów, przez lasek, po czym asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny. Przy DK1 rozdzielamy się i Arecki jedzie prosto, a my w lewo i przez Błeszno do domu.


Zdjęć z dzisiejszego wypadu brak. Pomimo tego, że nad ranem padało, wróciliśmy do domu dużo mniej ubłoceni niż po ostatnim wypadzie do Złotego Potoku. Całkiem fajny trening przed jutrzejszym maratonem :)

Kopalnia dolomitów Ząbkowice i Bukowa Góra

Sobota, 8 lutego 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Piękną mamy wiosnę tej zimy. Pogoda rewelacyjna, zachęcająca do rowerowej wycieczki, tak więc po załatwieniu kilku miastowych spraw postanowiliśmy wyskoczyć na małą przejażdżkę. Wybraliśmy się dziś zobaczyć kopalnię dolomitów w Ząbkowicach.


Na początku pojechaliśmy asfaltem przez osiedle, a potem między Pogorią trzecią i drugą. Następnie terenem wzdłuż torów w kierunku Pogorii pierwszej. Zjechaliśmy na chwilę ze ścieżki, by zobaczyć pobliski bunkier. Fotografii brak. Wróciliśmy na ścieżkę i jechaliśmy dalej wzdłuż torów. Dojechaliśmy do drogi nr 796. Przejechaliśmy nad trasą S1 i dalej cały czas asfaltem aż do Ząbkowic. W Ząbkowicach skręcamy w prawo w lokalną dróżkę, którą jedziemy w pobliże kopalni dolomitów. Miejscami sporo błota, więc rowerki się pobrudziły.



Kopalnia Dolomitów Ząbkowice



Kopalnia Dolomitów Ząbkowice



Kopalnia Dolomitów Ząbkowice



Rocky w nowej konfiguracji


Po zrobieniu kilka fotek dalej w drogę. Pogoda była wciąż ładna, licznik pokazał temperaturę prawie 12 stopni, więc zdecydowalismy się zahaczyć jeszcze o Bukową Górę. W pobliżu kopalni zauważyliśmy fajną ścieżkę w lesie przypominajacą naszą przeciwpozarówkę. Postanowiliśmy sprawdzić gdzie ona prowadzi. Okazało się jednak, że tuż przed drogą, do której dotarliśmy znajduje się dość głęboki rów przy drodze. Niestety błota było na tyle, że woleliśmy zawrócić, niż wpakować się w błoto po kostki. Tą samą trasą co wcześniej dojechaliśmy do drogi głównej. Następnie główną przez Ząbkowice, potem obok Zakładów Tworzyw Sztucznych i dalej asfaltem do Ujejsca. W Ujejscu skręcamy w prawo w teren. Zatrzymujemy się zaraz przy drodze, by zrobić kilka fotek jednego z bunkrów, po czym robimy terenowe kółeczko przez Bukową Górę. Podczas kółeczka na Bukowej temperatura zaczęła systematycznie spadać. Na szczycie licznik wskazał niecałe 8 stopni. Jakbyśmy znaleźli się w innym klimacie. Im dalej tym więcej lodu. Na zjeździe trzeba było uważać.



Na bunkrze :D


Myśleliśmy, że jak zjedziemy z powrotem do asfaltu, to temperatura znów wzrośnie. Niestety tak się nie stało. Zrobiło nam się zimno, więc czym prędzej do domu. Najpierw asfaltem w kierunku Pogorii czwórki, po czym asfaltową ścieżką wzdłuż zalewu. Następnie kawałek terenem, przez tory i potem ścieżką rowerową wzdłuż Pogorii trójki. Następnie kawałek przez park i przez osiedle do domku. Pojechaliśmy jeszcze na myjkę umyć rowery, ale kolejka była tak duża, że zrezygnowaliśmy i wybraliśmy wariant łazienkowy.


Takim sposobem dzisiejsza przejażdżka dobiegła końca. Wróciliśmy cali pochlapani, a o rowerach nie wspomnę. Kąpiel dobrze im zrobi. Fajnie było się ruszyć :) Spinning to nie to samo :)

Mstów, Olsztyn w deszczowej aurze

Niedziela, 2 lutego 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Umówiliśmy się na dziś z Darią i Rafałem koło Jagiellończyków na rowerowy wypad do Mstowa. Pogoda była trochę niepewna ale postanowiliśmy zaryzykować. W terenie błoto, więc trasa asfaltowa. Parę minut po godzinie 10 wyruszyliśmy.


Na początek Aleją Pokoju, potem przez Dąbie, koło stadionu Włókniarza i na Złotą Górę. Potem krótki zjazd terenem do Mirowskiej i dalej cały czas asfaltem przez Mirów, a potem przez Siedlec do Mstowa. Po drodze w Siedlcu chwila postoju przy pomniku, który tyle razy mijaliśmy, a nigdy na niego nie zwracaliśmy szczególnej uwagi. W Mstowie odwiedzamy dawny cmentarz żydowski, o istnieniu którego nawet nie miałam pojęcia. Teren zniszczony, zapomniany przez ludzi. Nagrobki nieliczne i większości uszkodzone i poprzewracane. W zasadzie tylko jeden nagrobek stoi pionowo oparty o drugi. Mieliśmy następnie udać się pod Dobrą Górę odwiedzić mogiłę z czasów Powstania Styczniowego i dawny cmentarz choleryczny, ale niestety zaczęło padać, wobec czego zawróciliśmy.



W drodze do Mstowa fot. by Skowronek



Pomnik upamiętniający lokację Siedlca - fot. by Skowronek



Mogiła na dawnym cmentarzu żydowskim w Mstowie



Mogiła na dawnym cmentarzu żydowskim w Mstowie


Z Mstowa jedziemy przez Siedlec. W międzyczasie przestaje padać, więc decydujemy się jechać przez Srocko, Brzyszów i Kusięta do Olsztyna na krótki postój w leśnym. W leśnym liczne grono rowerzystów, ale miejsca dla nas starczyło. Dosiadł się do nas również Jacek. Po pogaduchach czas opuścić leśny i udać się do domów. Rowery i asfalt mokre, ale padać już na szczęście przestało.


Jacek postanowił wracać razem z nami. Jedziemy najpierw do rynku w Olsztynie, potem przez Kusięta i Odrzykoń. Koło nastawni żegnamy się z Jackiem i jedziemy dalej koło Guardiana i Ocynkowni, a potem przez Aleję Pokoju. Koło Jagiellończyków rozstajemy się ze Skowronkami i każdy jedzie w swoją stronę.


Mimo delikatnego deszczyku fajnie było się wyrwać z domu i pokręcić trochę na powietrzu w miłym towarzystwie. Kilometrów zbyt wiele nie wyszło, ale dobre i to :)


Jak po lodowisku do Sokolich Gór

Niedziela, 26 stycznia 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
W planie na dziś była piesza wycieczka razem z Gawłem, Bartkiem i Rafałem i ognisko. Plany jednak nieco się pozmieniały, gdyż nie dalibyśmy rady na 8,30 być na dworcu PKP. Zatem postanowiliśmy razem z częścią ekipy Jura Bike i Pikselem wybrać się na rowerach do Sokolich Gór, a przy okazji dotrzeć na ognisko rozpalone przez chłopaków. Myśli w głowie się kłębiły - jechać, czy nie jechać, ale pomimo mrozu i oblodzonych dróg stawiliśmy się pod skansenem punktualnie o 11.


Jedziemy najpierw przez Kucelin, a potem ścieżką wzdłuż rzeki i koło Guardiana. Od samego początku trzeba uważać, bo miejscami jest ślisko i to bardzo. Dalej kawałek terenem do rowerostrady i  przez rowerostradę do Skrajnicy, gdzie skręcamy w lewo w teren. Mijamy kapliczkę i kierujemy się dalej terenem przez Górę Ostrówek do Olsztyna. Jeszcze przed ową górką koło ślizga mi się na lodzie i ląduję na glebie. Szybko się zbieram i jedziemy dalej. W przerwie na zrobienie kilku fotek okazuje się, że Alek zostawił gdzieś w śniegu okulary. Reszta ekipy zjeżdża już do asfaltu i tam na nas czekają. Na zjeździe najpierw Piksel, a zaraz za nim Rafał zaliczają glebę. Okulary szybko się znalazły i dojeżdżamy do reszty ekipy, po czym kierujemy się w stronę leśnego, gdzie Aga zostaje na herbatce, a my jedziemy na pętelkę w Sokole Góry.



Widok za zamek w Olsztynie


Z Agą gdzieś w pobliżu Góry Ostrówek


Drzewa pokryte śniegiem


Zmrożone trawy


Na początku jedziemy przez Sokole Góry żółtym szlakiem rowerowym, a potem wspinamy się pod Puchacz, prowadząc rowery. Następnie Piksel prowadzi nas nową ścieżką wytyczoną niedawno przez chłopaków z Grupy Częstochowskich Wypadów Rowerowych z FB. Ową ścieżkę, która prowadziła po pokrytych śniegiem kamieniach, liściach, pokonujemy częściowo jadąc, a częściowo prowadząc rowery. Niektóre zjazdy sprawiły chłopakom sporą frajdę. Ja starałam się jechać dosyć asekuracyjnie.




Nie wszędzie dało radę wjechać :D


Krótki postój w Sokolich Górach


W Sokolich Górach


Następnie wracamy asfaltem do Leśnego. Agi już nie ma, ale po telefonie od Rafika, postanawia do nas wrócić. W międzyczasie telefonuję do Gawła zapytać jak ognisko, ale okazuje się, że dobiega już końca, więc nie ma sensu już tam jechać. Szkoda, może następnym razem się uda. Po ogrzaniu się czas wracać do domu.najpierw asfaltem w stronę Skrajnicy. Asfalt oblodzony, więc nie obyło się bez upadków. Pierwsza na lodzie ląduje Aga, potem Rafał, a zaraz za nimi ja. Górę Ostrówek tym razem udaje się nam pokonać bez upadków. Dalej jedziemy ponownie terenem przez Skrajnicę. Na zjeździe kawałek za kapliczką upada jeszcze Alek. Na szczęście wszystkie upadki nie były groźne. Przecinamy asfalt prowadzący do rowerostrady i jedziemy dalej terenem przez las, i dojeżdżamy do przeciwpożarówki. Jedziemy do początku rowerostrady, dalej terenem do torów, singielkiem przez lasek, potem asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Każdy rozjeżdża się w swoją stronę.


Dawno nie
jeździłam po śniegu, a tym bardziej po lodzie. O ile w tym wypadku można nazwać to jazdą. Cóż, zima nadeszła :D Fajnie było się trochę poruszać i spędzić czas w miłym towarzystwie. Dziękuję wszystkim za wspólną jazdę :)

Niegowonice - skałki

Niedziela, 19 stycznia 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Pogoda ostatnio nie do końca przewidywalna, rano ulice były mokre, więc na rower wybraliśmy się dopiero po 12. Wybór padł tym razem na skałki w Niegowonicach, gdyż dawno tutaj nie byliśmy. Trasa miała być w całości asfaltowa, ale było również trochę terenu. No ale od początku.

Najpierw asfaltem przez osiedle, potem koło huty przez Tworzeń do Łosienia. Prawie cały czas pod wiatr. W Łosieniu skręciliśmy w lewo w teren, by zobaczyć sztuczny zbiornik "Łosień". Okrążyliśmy zbiornik dookoła, po czym przejechaliśmy jeszcze zobaczyć miejsce, gdzie również miał być kolejny zbiornik, ale z pewnych przyczyn nie powstał. Dookoła beton, a w dole niedoszłego zbiornika mały lasek. Pojeździliśmy troszkę po lasku, a potem okrążyliśmy "zbiornik" po betonie. Dalej terenową dróżką i szutrówką wyjechaliśmy znów na asfalt.



Nad zbiornikiem "Łosień"



Widać asfalt nie wytrzymał



W pobliżu zbiornika



Zbiornik "Łosień"



Alek nad zbiornikiem



Dzika róża



Podjazd w dole niedoszłego zbiornika


I zaczęła się znów asfaltowa jazda pod wiatr. Przez Łosień, Okradzionów do Niegowonic. Prawie u celu. Pozostał jeszcze półtora kilometrowy podjazd asfaltem do skałek, a potem na dokładkę kawałeczek terenem.



Koniec podjazdu pod skałki w Niegowonicach


Na szczycie skałek niesamowity wiatr i gęstniejąca mgła. Chwila przerwy, po czym powrót cały czas asfaltem. Tym razem z wiatrem w plecy, więc było dużo lżej kręcić :) Najpierw zjazd do Niegowonic, a potem przez Okradzionów, Łosień, Tworzeń i przez osiedle do domu. W międzyczasie zaczęło lekko kropić, ale zanim dotarliśmy to przestało. Rozpadało się, gdy byliśmy już w domku.

Krótka wycieczka, ale pogoda na więcej dziś nie pozwoliła. Mimo wszystko fajnie było się ruszyć :) Zima zbliża się wielkimi krokami.



Mstów i Olsztyn

Sobota, 4 stycznia 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Tym razem umówiliśmy się z Kasią, Kamilem i Mateuszem na spokojną przejażdżkę do Mstowa i Olsztyna. Start standardowo koło skansenu. O tej samej godzinie co my startowali również chłopaki z Częstochowskich Wypadów Rowerowych, z tym, że oni jechali bardziej terenowym wariantem. Na miejsce startu z chłopakami przyjechała również nowa koleżanka - Kasia, która postanowiła jechać razem z nami bardziej asfaltowym wariantem.

W sześcioosobowym składzie - Kasia, druga Kasia, Kamil, Mateusz, ja i Alek wyruszyliśmy w drogę. Asfaltem przez Kucelin, potem przez Cmentarz Żydowski i dalej asfaltem przez Legionów, Brzyszowską, Srocko (po drodze minęła nas ekipa prawdopodobnie Marcina Gębicza), Gąszczyk i Siedlec do Mstowa i dalej asfaltem pod górę przez Zawadę do Małus. Tutaj Mateusz i Kasia decydują się na asfaltowy powrót do Częstochowy, a my we czwórkę jedziemy terenem niebieskim pieszym do Turowa. Trochę błotka było. Dalej asfaltem przez Turów do Olsztyna i po krótkiej przerwie na rynku powrót. Asfaltem w stronę Biskupic, a potem przeciwpożarówką do końca. Przecinamy główną drogę i kawałek terenem do asfaltu w pobliżu nastawni. Dalej asfaltem kolo Guardiana i Ocynkowni i przez Aleję Pokoju, gdzie rozstajemy się z Kasią i Kamilem i jedziemy na myjkę koło Lidla. Po umyciu rowerków Jagiellońską do domu.

Bardzo ciepły dzień. Piękna wiosna tej zimy. Myślałam, że w styczniu będzie można trochę odpocząć od roweru i zregenerować siły, ale przy tak pięknej pogodzie grzechem byłoby siedzieć w domu i nie wybrać się choćby na krótką przejażdżkę, a tym bardziej w takim miłym towarzystwie.

Noworoczny Olsztyn

Środa, 1 stycznia 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Nie zważając na fakt, iż nowy rok już dzisiaj witaliśmy i wróciliśmy do domów około 2,30 wybraliśmy się w południe w identycznym składzie się na noworoczną przejażdżkę do Olsztyna. Spotkaliśmy się koło skansenu i ruszyliśmy w drogę.


Najpierw asfaltem przez Kucelin, koło Ocynkowni i Guardiana. Potem za przejazdem skręcamy w lewo teren (Mateusz jedzie dalej asfaltem) i leśnym duktem wzdłuż torów. Dalej terenem czerwonym rowerowym do Kusiąt, po czym już asfaltem do Olsztyna, gdzie ponownie spotykamy się z Matizem. Na rynku chwila przerwy, a potem podjechaliśmy jeszcze koło zamku. Tuż za główną bramą leżało pełno potłuczonych butelek, więc dalej nie jechaliśmy i zrobiliśmy tylko kilka pamiątkowych zdjęć.



Na rynku w Olsztynie



Przed zamkiem w Olsztynie


Powrót do domów najpierw asfaltem w stronę Biskupic, a potem drogą przeciwpożarową do końca i kawałek zielonym rowerowym do torów. Po wyjeździe na asfalt koło nastawni minęła nas liczna grupa rowerzystów, za którą jechaliśmy dalej aż do Guardiana
. Następnie przez Kucelin i Aleją Pokoju, gdzie pożegnaliśmy się ze Skowronkami i razem z Mateuszem udaliśmy się koło Lidla na myjkę. Po umyciu rowerów Jagiellońską i przez osiedle do domu.


Dzięki za wspólny noworoczny wypad. Mam nadzieję, że ten nowy 2014 rok będzie lepszy od poprzedniego. Korzystając z okazji wszystkim rowerzystom życzę samych sukcesów w nowym roku :)

Sylwestrowa przejażdżka

Wtorek, 31 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Umówiliśmy się dziś pod skansenem na poranną przejażdżkę z Kasią i Kamilem. Chyba wszyscy myśleliśmy, że będzie nieco cieplej niż się faktycznie okazało. W planie miał być Poraj, ale tam nie dotarliśmy bo skróciliśmy nieco trasę. Ale może od początku.


Najpierw pojechaliśmy przez Kucelin, a potem ścieżką wzdłuż rzeki. I tutaj na moście pewna atrakcja. Okazało się, że na moście było dość ślisko. Pierwsza jechała Kasia, potem ja, Kamil i na końcu Alek. Kasia przejechała, ja zaliczyłam dość mocny ślizg i wylądowałam na glebie. Kamil również w wyniku hamowania poleciał, ale nie tak ostro jak ja. Alkowi udało się uratować. Chwila przerwy na pozbieranie się i dalej w drogę. Asfaltem przez Bugaj i potem terenem niebieskim rowerowym. Następnie kawałek dziurawym asfaltem koło Monaru i potem w prawo w teren na pomarańczowy rowerowy. Pomarańczowym szlakiem do Zawodzia. Następnie asfaltem przez Zawodzie, Korwinów i Słowik. Dalej po betonowych płytach do Bugaja i przez Michalinę do DK1. W tym miejscu pożegnaliśmy się z Kasią i Kamilem i udaliśmy się jeszcze na myjkę umyć rowery, po czym już prosto do domu.


Dopiero w domu okazało się, że w wyniku upadku trochę się poobdzierałam. Poleciałam na lewy bok. Dawno nie zaliczyłam takiego niekontrolowanego ślizgu. Cóż, zdarza się. Podsumowania sezonu jeszcze nie piszę, bo na dziś wieczór w planie jest jeszcze wycieczka do Olsztyna.

Pilica Siwuchowymi ścieżkami

Niedziela, 22 grudnia 2013 · Komentarze(7)
Uczestnicy

Za drugim podejściem udało się umówić na planowaną już dawniej wycieczkę razem ze Skowronkami i Siwuchem w okolicach Zawiercia. Tym razem nic nie stanęło na przeszkodzie i o 9,30 wszyscy stawili się na dworcu głównym w Zawierciu. Skowronki przybyły PKP, my z Alkiem autem z DG, a Siwuch który miał najbliżej dojechał rowerkiem.

Ruszyliśmy w drogę. Najpierw asfaltem przez centrum, a potem przez Kromołów. Z Kromołowa kawałek terenem zielonym rowerowym do Skarżyc, skąd mieliśmy bardzo ładny widok na Okiennik. Dalej asfaltem przez Żerkowice i znów terenem czerwonym pieszym przez wąwóz do Karlina.


Zjazd w stronę Skarżyc
Zjazd w stronę Skarżyc © EdytKa


Jedziemy przez wąwóz
Jedziemy przez wąwóz © EdytKa


Przejazd przez wąwóz
Przejazd przez wąwóz © EdytKa


Od Karlina jedziemy kawałek asfaltem przez Kiełkowice, po czym znów terenowym szlakiem do Giebła. Od Giebła ponownie asfaltem (mijając po drodze kościół) do Biskupic. Chociaż raz do Biskupic było z górki :D Niemożliwe, ale jednak :D Dalej Siwuch prowadzi nas ponownie terenem przez pola, gdzie robimy sobie postój na jedzonko. Jadąc wzdłuż pola docieramy do skraju lasu i wjeżdżamy na znaną z opowieści Siwucha ścieżkę S300. Naprawdę ciekawa dróżka.


Siwuch prowadzi, więc jedziemy wzdłuż pola
Siwuch prowadzi, więc jedziemy wzdłuż pola © EdytKa


Na szlaku S300, w drodze do Pilicy
Na szlaku S300, w drodze do Pilicy © EdytKa


Szlakiem S300 dojeżdżamy do Dzwonowic, po czym jedziemy dłuższy kawałek asfaltem, aż do Pilicy. W Pilicy odbijamy na Zarzecze, by zobaczyć ruiny dawnego kościoła zakonu szpitalników, o których powiedziała nam Daria. Nawet nie wiedziałam, że takie ruiny tutaj się znajdują, a są naprawdę interesujące. Szkoda tylko, że niszczeją, bo nikt się nimi nie zajmuje. Nie ma nawet żadnej tabliczki informującej o tym, co to są za pozostałości.


Ruiny dawnego kościoła zakonu szpitalników
Ruiny dawnego kościoła zakonu szpitalników © EdytKa



Przed ruinami kościoła zakonu szpitalników
Przed ruinami kościoła zakonu szpitalników © EdytKa



Ruiny kościółka
Ruiny kościółka © EdytKa

Obejrzeliśmy ruiny i trzeba było jechać dalej. Asfaltem w stronę Kocikowej, a potem w teren. Najpierw czerwonym pieszym, a następnie niebieskim pieszym / czerwonym rowerowym do Podzamcza. Przed dojazdem do ruin zamku skręcamy w prawo i wyjeżdżamy na asfalt, którym kierujemy się w stronę Ogrodzieńca. Po drodze zatrzymujemy się w Podzamczu przy Sanktuarium Matki Boskiej Skałkowej, które zostało zbudowane przy skale. Przejeżdżałam tutaj tak wiele razy, a nigdy nie zwróciłam uwagi na owe sanktuarium. A jest co podziwiać.


Alek przed Sanktuarium Matki Boskiej Skałkowej
Alek przed Sanktuarium Matki Boskiej Skałkowej © EdytKa


Ostatnia wieczerza
Ostatnia wieczerza © EdytKa


Widok na ruiny zamku ogrodzieniec - fot. by Alek
Widok na ruiny zamku ogrodzieniec - fot. by Alek © EdytKa

Po chwili przerwy ruszamy dalej. Jedziemy chodnikiem wzdłuż głównej mocno ruchliwej drogi, przez Ogrodzieniec do Fuagsówki. Asfalt mokry, więc jesteśmy dość uchlapani. W Fugasówce skręcamy w lewo na boczną dróżkę, którą docieramy do Zawiercia w pobliżu znanego samolotu. Dalej jedziemy chodnikiem wzdłuż drogi 78 do centrum Zawiercia. Kierujemy się jeszcze na myjkę, by umyć rowerki po sporej dziś dawce błotka. Po umyciu sprzętów udajemy się na dworzec kolejowy, gdzie żegnamy się z towarzyszami dzisiejszej wycieczki. Skowronki wsiadają w pociąg, my pakujemy rowerki do auta, a Siwuch wraca do domku na rowerze.


Wypad zaliczam do udanych :) Nie zabrakło podjazdów, które z powodu ogólnego przemęczenia dały mi dziś popalić (szczególnie pod koniec wycieczki), dodatkowo nie brakowało sporej dawki terenu, śniegu, błotka, wody lejącej się spod kół mimo błotników :D Było wszystko czego rowerzysta może sobie zażyczyć :D Zdarzyły się także dwa - na szczęście niegroźne - upadki na lodzie - pierwszy Darii podczas jazdy przez pola, drugi mój podczas zjazdu na szlaku S300. Ale najważniejsze było wspaniałe towarzystwo :) Dziękuję wszystkim za świetną wycieczkę :)