Droga do i z pracy, a potem asfaltowa objazdówka, czyli trening przed orbitą
Popołudniu, a w zasadzie pod wieczór korzystając z nieco lepszej niż przez ostatnie dni pogody również chciałam gdzieś się przejechać. Zaproponowałam wspólny wypad innym rowerzystom z CFR. Nie miałam jednak jednoznacznie określonej trasy. Pod skansenem o umówionej godzinie zjawił się Bartek i wini. W takim składzie zdecydowaliśmy się na wycieczkę całkowicie po asfalcie, z uwagi na fakt, że Bartek przyjechał na szosie.
Pojechaliśmy w stronę huty po drodze minęliśmy się z Damianem, na rondzie skręciliśmy w lewo i kawałek po kostce brukowej. Dalej ścieżką rowerową na Legionów. Następnie asfaltem przez Srocko, Siedlec, Mstów. W Mstowie chwila postoju, bo wini musiał odebrać telefon. Podczas ruszania spadł mi łańcuch i w efekcie zaliczyłam bliskie spotkanie z asfaltem :( Zdarłam trochę skórę z łokcia, nic poważniejszego się na szczęście nie stało. Pojechaliśmy dalej przez Zawadę, Małusy Wielkie, Zagórze, Lusławice, Czepurkę, Piasek, Zrębice, Przymiłowice do Olsztyna. Z Olsztyna kawałek główną, dalej w prawo i przez osiedle "Wilcza Góra" w stronę huty. Potem obok nastawni, koło Guardiana i pod skansen, gdzie odłączył się wini. Następnie Alejką Pokoju do DK1, gdzie pożegnałam się z Bartkiem i przez Jagiellońską pojechałam do domu.
Wycieczka bez dłuższych postojów, w całości asfaltem. Było kilka trudnych jak dla mnie podjazdów, ale były również i szybkie zjazdy. Tempo całkiem przyjemne. Chyba udało mi się osiągnąć najwyższą do tej pory średnią z całej wycieczki. Wieczór stosunkowo ciepły, bez wiatru. Czysta przyjemność z jazdy. Jedyny minus, że pojechałam "na sucharka", zapomniałam zabrać czegokolwiek do picia, a kasy tez nie wzięłam. Gdyby Bartek nie poratował mnie swoją wodą byłoby ciężko.