Miał być wypad z Darią i Kasią, ale niestety z pewnych przyczyn trzeba było go przełożyć na inny termin. Około 18 wybrałam się sama na rower, z nadzieją, że uda mi się rozładować nadmiar stresu, który dziś się nagromadził.
Pojechałam najpierw przez osiedle, potem Aleją Pokoju i asfaltem przez Kucelin. Dalej przez cmentarz żydowski i asfaltem przez Legionów. Następnie w lewo i w teren. Podczas podjazdu na Ossona zaatakowały mnie jakieś kujące krzaki rosnące na boku dróżki. W efekcie podrapałam sobie lewą rękę i trochę nogę. Na samym końcu zjazdu walka z koleinami, które ostatnio pojawiają się na ścieżkach jak grzyby po deszczu. Następnie czerwonym rowerowym udałam się w stronę Kusiąt. Skręciłam w prawo i skierowałam się czerwonym pieszym na Zieloną Górę. Podjazd niestety mnie pokonał i dostałam od Rockiego rogiem w żebro. Ja nie wiem czemu, ale zawsze jak mam kilka opcji do wyboru, to wybiorę najtrudniejszy wariant i wpakuję się na jakieś kamienie, albo gałęzie. Na szczęście zjazd poszedł gładko. Dalej postanowiłam pojechać ścieżką dydaktyczną do jeziora w Kusiętach. Początek ścieżki piaszczysty, a potem się zaczęło... Błoto, koleiny, rower cały się pobrudził. Na szczęście udało się przejechać bez kąpieli w błocie. Dojechałam do asfaltu między domami.
Przed wyjazdem na główniejszą drogę zatrzymałam się na chwilę, żeby chociaż trochę błota z Rockiego zrzucić. No i znów pech... Już miałam ruszać dalej, gdy zauważyłam, że gdzieś zgubiłam licznik... No i zeszło z 20 minut na nerwowym przeszukiwaniu trawy koło drogi :( W końcu znalazłam. Miałam jechać na Towarne, ale byłam już taka zła, że skierowałam się asfaltem na Odrzykoń. Kolo nastawni w lewo i kawałek terenem do torów. Następnie na drugą stronę i przez lasek do Bugaja. Kawałek asfaltem i w prawo na ścieżkę wzdłuż rzeki. Po drodze zerwałam trochę bzu do wazonu. Dojechałam na Kucelin i skręciłam w lewo w stronę sądu. Następnie przez Aleję Pokoju i Jagiellońską dotarłam do domu.
Miałam rozładować nadmiar stresu, a w efekcie jeszcze bardziej się we mnie zagotowało. Cóż za pechowy dzień. Jadąc cały czas zastanawiałam się co jeszcze dziś się wydarzy. Chyba jedynym plusem był ten bez rosnący przy ścieżce. Teraz mam przynajmniej wiosenne zapachy w domu :)
Codzienność. Dojazd do pracy i z powrotem. Nic szczególnego i nic poza tym. Albo zimówka jeździ coraz to gorzej, albo ja mam kryzys formy. Już nawet wiadukt na Niepodległości coraz bardziej mnie męczy.
Codzienny dojazd do pracy. Trasa standardowa. Po dwóch dniach dłuższej jazdy jakoś ciężko się dziś jechało. Może to dlatego, że akurat do pracy, a może to lekkie przemęczenie.
Planów na popołudnie nie było, a pogoda była ładna, więc postanowiłam chociaż na godzinę wyjść wieczorem na rower. Jedyne co mi przyszło do głowy to udać się na Ossona i wrócić.
Najpierw przez osiedle, potem Aleją Pokoju i asfaltem przez Kucelin. Potem przez cmentarz żydowski i asfaltem przez Legionów. Następnie w lewo i w teren. Podjazd na Ossona i zjazd, a potem w drugą stronę, efektem czego znów wylądowałam na Legionów. Skręciłam w lewo i znów asfaltem. na końcu Legionów wjazd w teren i koło kamieniołomu. Podjazd znów mnie pokonał. Wyjechałam koło Coopera i z powrotem już cały czas asfaltem przez Legionów, Odlewników i Kucelin do Alei Pokoju. Koło dawnego sądu urwałam trochę bzu i udałam się prosto do domu.
Zmęczenie po dwóch dniach jazdy dało dziś o sobie znać. Chyba trzeba trochę odpocząć przed następnym wyjściem na rower i nabrać sił. Nie ma się co przeciążać bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Jak co dzień dojazd do pracy. Trasa standardowa. Powrót też tą samą drogą. Wietrznie. Czuć w powietrzu zbliżający się deszcz. Jakżeby inaczej, weekend się zbliża to pogoda musi się popsuć.
Rano gorąco i duszno. Po pracy już chłodniej i lekka wiosenna mżawka. Trasa dłuższa o 2 km, bo w drodze do pracy, niedaleko Makro uświadomiłam sobie, że zapomniałam zabrać kluczy i musiałam się wrócić.
Po południu trochę się chmurzyło, ale już nie mogłam usiedzieć w miejscu. Od środka rozsadzał mnie stres. Postanowiłam zaryzykować i wyjść na rower chociaż na kilka km.
Pojechałam najpierw standardowo przez osiedle, Aleję Pokoju i Kucelin. Na rondzie w lewo i przez Odlewników do Legionów. Z Legionów w prawo i potem terenem koło Cooper Standard i koło kamieniołomu. Od tej strony podjazd łagodny, zjazd bardziej stromy. Następnie kawałek asfaltem przez Legionów, a potem terenem przez Ossona. Podjazd, zjazd i w drugą stronę podjazd i zjazd znów do Legionów. Dalej asfaltem przez Legionów i podjazd na Złotą Górę. 14 metrowy Pudzian wrażenia nie robi. Ze Złotej Góry zjazd terenem znów do Legionów. Dalej asfaltem przez Zawodzie do Mirowskiej. Następnie duktem wzdłuż rzeki koło Galerii. Na Krakowskiej Bis spotykam jadące po drugiej stronie Agnieszkę, Gosię i jeszcze jedną ich towarzyszkę. Dalej jadę ścieżką wzdłuż rzeki do Bór, asfaltem przez Bór i przez lasek już prawie do domu.
Jednak udało się :) Udało się wyrzucić z siebie nadmiar stresu i nie zmoknąć :) I jeszcze przy okazji zobaczyć zachodzące słońce próbujące przebić się pomiędzy chmurami. Przyjemny rowerowy wieczór :)
Po majowym weekendzie powrót do codzienności. Z rana do pracy, a po pracy powrót prosto do domu. Trasa standardowa. Ciężko jakoś dziś się jechało. Bardzo wietrzny dzień.
Dziś samotna jazda dla rozkręcenia się po majówce. Na spokojnie po obiadku na rower i w drogę. Trasę generalnie wymyślałam na bieżąco, mając jedynie na celu trochę pokręcić.
Początek to standard przez osiedle i Aleję Pokoju. Potem asfaltem przez Kucelin, ścieżką wzdłuż rzeki na Bugaj, kawałek asfaltem i przez lasek do torów. Na drugą stronę i terenem żółtym pieszym (który ja przez co najmniej 4 pierwsze kilometry nazwałabym żółtym piaszczystym) aż do asfaltu między Olsztynem a Biskupicami. Następnie asfaltem pod górę na Biskupice, i potem zjazd terenem żółtym pieszym przez Sokole do asfaltu niedaleko leśnego. Większość powalonych gałęzi i krzaków już usunięto, ale jeszcze można było sobie poskakać nad gałęziami na ścieżce. W leśnym minutka postoju by odetchnąć i powrót asfaltem przez Kusięta, Brzyszów i Srocko do Legionów. Kawałek terenem na tyłach Cooper Standard, gdzie jeden krótki, ale dość stromy podjazd mnie pokonał. Następnie Legionów, przez cmentarz żydowski i przez Kucelin do Alei Pokoju. Dalej już standard do domu.
Dopadła mnie dzisiaj totalna bezsilność. Nie wiem czy to przez ten silny wiatr, czy powrót z Sudetów do Częstochowy, ale trochę się zmęczyłam. na Biskupicach ledwo wtoczyłam się pod górę. Miałam wrażenie, że kręcę w miejscu, tak mi wiało w twarz.
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.