Pozwiedzać jaskinie - Rezerwat Szachownica i Rezerwat Węże
Ani ja, ani Robert nie znaliśmy dobrze trasy, uznaliśmy, że będziemy bazować na mapie.
Pod galerię pojechaliśmy przez Jagiellońską, Bór, ścieżkę wzdłuż rzeki i Kanał Kohna. Na miejscu czekał już Gaweł, a po chwili dojechali jeszcze Piksel i Wini. Wspólnie przez miasto udaliśmy się w stronę hali Polonia, gdzie wyczekał na nas Maciek (CSA). Przez miasto prowadził nas Gaweł. Kawałek Warszawską, za rondem Trzech Krzyży między blokami w pobliżu Worcella do Kiedrzyńskiej, a potem już pod halę. W pełnym składzie ruszyliśmy w drogę.
Okazało się, że Piksel zna trasę do rezerwatu, więc to on został przewodnikiem wycieczki. Pojechaliśmy wzdłuż linii tramwajowej. Następnie za Realem asfaltem przez Kiedrzyn, Białą i Lgotę. W Lgocie zjechaliśmy z drogi w prawo na szutrówkę, która później zamieniła się w polną ścieżkę. Dotarliśmy do Kamyka.. Jechaliśmy potem dłuższy fragment trasy asfaltem przez Kamyk, Kłobuck, Wilkowiecko, Rębielice Królewskie, Danków do Lipia. Dopiero tutaj trasa zrobiła się ciekawsza.
Zjechaliśmy z asfaltu na niebieski pieszy. Początkowo szlak biegł szutrową dróżką, jednak szybko zamienił się w leśną ścieżkę. W pobliżu Częstochowy takich ścieżek nie ma - gęsty, zarośnięty krzakami i trawami las, miejscami słońce nie miało jak przebić się przez gałęzie drzew. Klimat rodem z jakiejś starej baśni. W jednym miejscu musieliśmy przejść z rowerami pod powalonym drzewem, które zagrodziło ścieżkę. Jadąc szlakiem dotarliśmy do jaskini, która była od góry przykryta drewnianymi belkami. Zatrzymaliśmy się na chwilę i ruszyliśmy dalej. Szlak był jeszcze bardziej interesujący. Oprócz zarośli i wielu zakrętów zaczęły się jeszcze pagórki. Trzeba było bardzo uważać. W jednym miejscu uderzyłam kaskiem o dość grubą gałąź drzewa. Wreszcie dotarliśmy do pierwszego zaplanowanego celu – do jaskini Szachownica.
Cudowne miejsce – warto było się tam wybrać. Od razu wbiegłam do jaskini, by ją zwiedzić. Co chwila słyszałam od Roberta i Gawła, żebym uważała na luźne skały, które w każdej chwili mogą obsypać się z sufitu jaskini. Pozostali zostali na zewnątrz. Po powrocie do reszty jeszcze chwila przerwy na jedzenie, pamiątkowe zdjęcie i ruszamy dalej do kolejnego punktu wycieczki - Rezerwatu Węże.
Kawałek tą samą trasą niebieskim pieszym, przez pagórki, krętą ścieżkę między zaroślami. Następnie po trawach przez pola i dalej między krzakami przez górkę do Drabów, gdzie wyjechaliśmy na asfalt. Spostrzegliśmy, że brakowało Roberta. Jak się okazało szukał na górce kolejnej jaskini – tej do której niestety nie ma już wstępu, bo jest zamknięta kratą na kłódkę. Znalazł ją, po czym do nas dojechał. Pojechaliśmy na chwilę do sklepu w Drabach, gdzie spotkaliśmy dość śmiesznego pana, który chciał z nami porozmawiać :D Stwierdził, że mój rower jest różowy, hehe, dowiedziałam się czegoś nowego :D
Następnie jechaliśmy asfaltem przez Młynki, aż dotarliśmy do Wężów. W Wężach najpierw szutrem, potem ścieżką zielonym rowerowym. W dalszej części, już na terenie Rezerwatu Węże zielony szlak biegł przez las, równocześnie z czerwonym / niebieskim pieszym. Na sam szczyt wzniesienia rowery musieliśmy podprowadzić. Nie byliśmy pewni gdzie mamy szukać jaskini „Za kratą”, zapytaliśmy więc jakichś chłopaków, którzy przy ognisku piekli kiełbaski. Okazało się, że jesteśmy prawie przy samej jaskini, tylko kawałek musimy zejść w dół.
Do jaskini weszłam tylko ja i Robert. Reszta chłopaków nie chciała. Mają czego żałować. Wspaniałe miejsce. Jaskinia ma kilka komór, bardzo efektowne nacieki, na sam dół prowadzą trzy drabinki. Robert dotarł na sam dół, ja pokonałam dwie drabinki, gdyż trzecia była mało stabilna i bardzo się trzęsła. W jaskini przywitał nas nietoperz, który dłuższą chwilę latał nam nad głowami. Przy wyjściu z jaskini musiał pomóc mi Gaweł i podać mi rękę, bo nie miałam jak zejść z drabinki i stanąć sama na nogi.
Po zwiedzeniu jaskini zebraliśmy się z powrotem. Zjeżdżając w dół w stronę zielonego szlaku Robert złapał kapcia. Musieliśmy więc zatrzymać się na ścieżce w środku lasu. Przy okazji mogliśmy popatrzeć jak grupka chłopaków zjeżdżała na rowerach zjazdowych. Po załataniu dziury mogliśmy ruszać dalej. Zielonym szlakiem tą samą trasą dotarliśmy znów do Wężów. Dalej jechaliśmy już cały czas asfaltem, gdyż Maćka złapał skurcz i nieco opadł nam z sił.
Pojechaliśmy przez Młynki, Draby, Kiedosy, Grabarze, Parzymiechy, Napoleon. W tejże miejscowości przekroczyliśmy dozwoloną prędkość 30km/h. Ja miałam na liczniku 42km/h, a chłopaki więcej. Maciek jechał za nami swoim tempem. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się i cierpliwie na niego czekaliśmy. Następnie jechaliśmy spory odcinek jak w poprzednią stronę przez Lipie, Danków, Rębielice, Wilkowiecko, aż do Kłobucka. W Kłobucku za przejazdem kolejowym pojechaliśmy kawałek na skróty szutrówką, a potem dalej asfaltem. Musieliśmy przebić się przez procesję – w końcu było Boże Ciało.
Po wyjeździe z Kłobucka jechaliśmy przez Kamyk do Białej. Przed Białą napotkaliśmy rowerzystę jadącego na szosie, który jak na szosowca jechał dość powoli. Robert z Gawłem uznali, że dam radę go dogonić. Potraktowałam to jako żart :D Jednak najpierw Robert, potem Gaweł zaczęli pchać mnie do przodu i moja prędkość rosła. W pewnym momencie już sama jechałam ponad 42km/h. Spojrzenie szosowca gdy znalazłam się tuż obok niego bezcenne :D
W Białej zjechaliśmy z głównej drogi i pojechaliśmy bardzo dziurawą drogą, aż dotarliśmy do Częstochowy. Zjechaliśmy w teren na dość piaszczysty czarny rowerowy szlak, którym przez pola dojechaliśmy do Alei Brzozowej. Tutaj nasze drogi się rozeszły. Piksel i Wini dojechali do końca Brzozowej, a my z Gawłem, Maćkiem i Robertem pojechaliśmy koło szpitala na Parkitce. Następnie pojechaliśmy ścieżką rowerową na Okulickiego, Dekabrystów do Maćka pożyczyć śpiwór na wypad do Pawełek.
Następnie po pożegnaniu z Maćkiem pojechaliśmy wzdłuż linii tramwajowej. Gaweł zjechał w stronę domu w pobliżu Politechniki, my z Robertem pojechaliśmy dalej prosto wzdłuż linii tramwajowej, aż do skrzyżowania z Bór. Potem asfaltem przez Bór, przy Jagiellońskiej przez lasek wzdłuż torów do Jesiennej i prosto do domu.
Bardzo udana wycieczka. Przyjemne tempo, miłe towarzystwo, poznane nowe ścieżki, zwiedzone nieznane okolice, czego chcieć więcej? Pogoda dopisała, sama przyjemność z jazdy :) Oby każdy wypad był taki wspaniały :) Z pewnością wrócę jeszcze do Załęczańskiego Parku Krajobrazowego poszukać pozostałych jaskiń - między innymi jaskini Niespodzianka, bo sama nazwa brzmi zachęcająco.
Podczas jazdy, gdzieś w okolicach Lgoty© EdytKa
Przed wejściem do jaskini Szachownica© EdytKa
Nie wiedziałam, że w jakini też można byc porwanym przez UFO :D© EdytKa
Podpierając sufit w jasniki Sachownica© EdytKa
W zakamarkach jaskini© EdytKa
Cała ekipa przed Szachownicą© EdytKa
Taka gałąź zaatakowaa moje koło podczas jazdy© EdytKa
Zejście w dół w jaskini "Za kratą"© EdytKa
W jaskini "Za kratą" w Rezerwacie Węże© EdytKa
Nacieki na ścianach jaskini© EdytKa
No to jazda - gonimy szosowca :D© EdytKa