Wieczorny wypad z narzeczonym na Pogorię w celu pooglądania gwiazd :) Najpierw pojechaliśmy bocznymi dróżkami przez osiedle. Potem kawałek przez park i ścieżką rowerową wzdłuż Pogorii III. Następnie troszkę terenem do Pogorii IV (po drodze przejście przez tory) i potem asfaltem i terenem wzdłuż Pogorii IV. Krótka przerwa na ławeczce, by pooglądać gwiazdy. Zrobiło się dość zimno i zaczęła zbierać się mgła, więc zrezygnowaliśmy z objazdu całego zalewu i zawróciliśmy. Trasa analogiczna jak w poprzednim kierunku, czyli wzdłuż czwórki do trójki. Przy Pogorii IV Alek zauważa spacerującego jeża :) Od trójki jedziemy trochę inaczej przez park (gdzie kawałek przed nami przebiega mały zajączek) i potem bocznymi uliczkami do domu. Krótki, ale bardzo przyjemny spontaniczny wieczorny wypad :)
Na Częstochowskim Forum Rowerowym Jacek zaproponował niedzielną wycieczkę w Góry Świętokrzyskie. Tamtych okolic jeszcze nigdy na rowerze nie zwiedzałam, więc nie musieliśmy się długo zastanawiać, gdy nadarzyła się taka okazja, tym bardziej mając takiego dobrego przewodnika jak Jacek. Zbiórka na dworcu PKP na Rakowie. W planie dojazd pociągiem do Wiernej Rzeki, gdzie znajdował się start naszej wycieczki. Dojeżdżamy z Alkiem na dworzec, gdzie czekali już Kasia i Jacek. Po chwili przyjeżdża pociąg relacji Gliwice-Czwa, z którego wysiada Tomek (Siwuch). W takim składzie o 7:17 wsiadamy w pociąg i jedziemy do Wiernej Rzeki. Kilka minut po godzinie 9 jesteśmy już na miejscu. Ruszamy na zwiedzanie nie odkrytych jeszcze przez nas okolic.
Jacek od samego początku prowadzi nas bardzo fajnymi ścieżkami. Już po zaledwie kilku kilometrach czeka na nas pierwsza atrakcja dzisiejszej eskapady - ruiny starego młyna w małej miejscowości Młynki. Młyn był zbudowany z kamienia. Niedaleko młyna zobaczyć można również pomnik ku czci polaków rozstrzelanych przy młynie przez hitlerowców. Po chwili przerwy ruszamy dalej. Przejeżdżamy mostkiem nad Wierną Rzeką i początkowo fajną terenową ścieżką, a potem asfaltem przez Zajączków kierujemy się w stronę Miedzianki.
W Miedziance wjeżdżamy na terenową leśną dróżkę, która prowadzi do kamieniołomu u podnóża Góry Miedzianka. Miejsce bardzo urokliwe,a chyba niezbyt często odwiedzane przez turystów. U podnóża Góry znajduje się także jaskinia, jednak nie jesteśmy dziś przygotowani na jej zwiedzanie.
Czas leci, a przed nami jeszcze wiele innych atrakcji więc ruszamy dalej. Asfaltem przez Polichno i Gościniec do Chęcin. W Gościńcu krótki postój przy pomniku lotników. Ruin zamku w Chęcinach również dzisiaj nie zwiedzamy. Wrócimy tu kiedyś bez rowerów i na spokojnie sobie pospacerujemy. W Chęcinach chcieliśmy też zobaczyć rynek, ale niestety obecnie jest w trakcie przebudowy. Może uda się w przyszłości.
W Chęcinach czeka na nas jeszcze jedna atrakcja. Terenową ścieżką dydaktyczną (która zaczyna się zaraz przed ruinami zamku) docieramy do przepięknego kamieniołomu, stanowiącego część Rezerwatu Przyrody Rzepki. Poza mną i Alkiem nikt nie chce przejechać się wzdłuż ściany kamieniołomu, więc reszta czeka, a my jedziemy zobaczyć kamieniołom z bliska.
Z Chęcin, po okrążeniu rozkopanego rynku, bocznymi dróżkami przez Zelejową jedziemy do kolejnego punktu dzisiejszej wyprawy. Przejeżdżamy niedawno wybudowanym mostem nad drogą krajową nr 7 i kierujemy się w stronę Jaskini Raj. Do samej jaskini jedziemy bardzo fajnym singielkiem przez las, szlakiem czerwonym pieszym. Jaskini dziś nie zwiedzamy, gdyż trzeba się wcześniej umawiać. Krótka przerwa na jedzenie i dalej w drogę. Częściowo szutrówkami, częściowo asfaltem przez Szewce i Łaziska docieramy do Piekoszowa. Tutaj zobaczyć możemy Sanktuarium Matki Bożej Miłosierdzia.
Z Piekoszowa udajemy się do Podzamcza Piekoszowskiego, by tutaj zwiedzić przepiękne ruiny dawnego Pałacu Tarłów. Owy pałac miał być prezentem imieninowym dla żony wojewody Tarło. Czartoryska zażyczyła sobie, aby zawieźć ją tam saniami. Pomimo iż był to środek lata, Tarło nakazał całą drogę wysypać solą i zaprząc konie do sań. Istnieje legenda, że w Podzamczu ukryto złoto konfederatów, którzy sprzeciwiali się rządom Augusta III Sasa. Tarło został zmuszony przenieść złoto w inne miejsce. Miał przekazać je w trakcie obrad sejmu swojemu wujowi Janowi, mieszkającemu w Warszawie, dwa dni przed spotkaniem wszedł jednak w konflikt z Kazimierzem Poniatowskim, a w trakcie pojedynku z nim został śmiertelnie pchnięty szpadą. Niestety złota nigdy nie odnaleziono.
Po zwiedzeniu pałacu udajemy się dalej w drogę. Częściowo asfaltem, częściowo szutrami przez Dwór i Chełmce (gdzie dosłownie minutka postoju przed dawnym dworem zboru ariańskiego) do Oblęgorka, gdzie znajduje się dwór Henryka Sienkiewicza. Wokół dworku roztacza się ładny, zadbany park. W parku uwagę przykuwa pewna brzoza, która z daleka przypomina wierzbę płaczącą. Kasia, jacek i Siwuch odpoczywają na ławeczce w parku, a my z Alkiem udajemy się na krótki spacerek wokół dworku.
Czas nas goni, a chcemy jeszcze trochę pozwiedzać, więc ruszamy dalej. Przez Porzecze do Bobrzy. Po drodze krótka przerwa przy sklepie, by uzupełnić zapas jedzenia i picia. W Bobrzy wkraczamy na obszar Staropolskiego Okręgu Przemysłowego. Oglądamy ruiny dawnej huty. Największe wrażenie robi na nas potężny mur oporowy dawnego Zakładu Wielkopiecowego. Po zwiedzeniu muru schodzimy na dół. Spotykamy tam dość sporą grupkę tutejszych rowerzystów, którzy przyjechali, by rozpalić ognisko w pobliżu muru. Zapraszają nas do ogniska. Spędzamy z nimi kilka chwil, przy okazji opracowując plan dalszego zwiedzania.
Już mamy ruszać dalej, ale musimy jeszcze poczekać na Tomka, bo wrócił się po okulary, które zostawił niedaleko ogniska. Zguba znaleziona, więc w drogę. Przez Wyrębe, potem obok niewielkiego zalewu na Bobrzy we wsi Umer, dalej przez Kołomań do wsi Długojów. Mieliśmy co prawda zahaczyć o Samsonów i tamtejsze ruiny huty, ale czasu było niewiele i musieliśmy z pewnej części naszej wycieczki zrezygnować, więc z Długojowa jedziemy przez Rogowice i Serbinów do Mniowa, gdzie udaje mi się "ustrzelić" jelenia :D Przy okazji mamy okazję uzdrowić się u Świętego Krzysztofa, patrona podróżujących.
Czas goni, więc ruszamy dalej. Znów częściowo asfaltem, częściowo szutrami przez Węgrzynów, Zaolzie i Grzymałków do Wólki Kłuckiej. W Wólce znajduje się Pałacyk Kołłątajów. Niestety ów pałac jest cały czas ruiną i nic nie wskazuje na jakiekolwiek zmiany na lepsze i na ewentualną renowację. Szkoda, bo pałacyk mógłby być naprawdę piękny, gdyby został odrestaurowany. Po obejrzeniu ruin pałacyku kierujemy się dalej asfaltem do Kuźniaków, gdzie znajdują się ruiny wielkiego pieca.
Na dziś to już wszystkie atrakcje. Trzeba kierować się w stronę dworca. Jedziemy asfaltem przez Podewsie do Snochowic. Następnie wjeżdżamy na bardzo fajną wyasfaltowaną dróżkę prowadzącą przez las. Niestety nie zabrakło na niej również samochodów :( Jedziemy i jedziemy, a tu nagle po paru km napotykamy przeszkodę. W jednym miejscu owa dróżka została kompletnie rozkopana. Na szczęście nam rowerzystom udało się pokonać przeszkodę. Szkoda, że nie widzieliśmy miny tego kierowcy w aucie, który musiał kilka kilometrów jechać na wstecznym :D Za głupotę się płaci.
Wyjechaliśmy z lasu i dalej polnymi dróżkami i asfaltem przez Fenisławice dotarliśmy na dworzec kolejowy we Wiernej Rzece. Ten sam, z którego rozpoczęliśmy dzisiejszą wycieczkę. Mieliśmy jeszcze godzinę do odjazdu pociągu, więc Jacek zaproponował, by pojechać na następny dworzec na trasie do Czewy. Najpierw przez las, potem asfaltem udaliśmy się do Małogoszcza. Tutaj już poczekaliśmy na pociąg, którym wróciliśmy do Częstochowy. We czwórkę z Kasią i Jackiem wysiedliśmy na Rakowie, a Siwuch pojechał dalej na dworzec główny.
To była naprawdę super wycieczka. Towarzystwo również doborowe. Nie spodziewałam się, że okolice Kielc kryją w sobie tyle ciekawych miejsc, których nigdy przedtem nie widziałam. Z ogromną chęcią jeszcze nie raz wybiorę się w tamte okolice, by zobaczyć kolejne interesujące miejsca w Górach Świętokrzyskich. Dziękuję wszystkim za wspaniały niedzielny wypad :)
Rano do pracy. Zimno. Temperatura 2 stopnie Celsjusza. Po pracy do domu. Na skróty przez lasek. Po południu znów wypad z Kasią. Tym razem w planie Mstów i Olsztyn. Umówiłyśmy się pod skansenem. Dziś nieco chłodniej niż wczoraj, ale ubrałam się trochę cieplej.
Trasa większości asfaltowa. Przez Kucelin, Legionów, potem przez Srocko, Siedlec, Mstów, Zawadę do Małus Wielkich. Od Małus kawałek terenem niebieskim pieszym do Turowa. Po drodze robi się coraz zimniej. temperatura spada poniżej zera. Od Turowa znów asfaltem do Olsztyna. Potem powrót najkrótszą trasą, gdyż Kasi zaczyna umierać przednia lampka. Kawałek główną drogą, potem przez Wilczą Górę i Odkrzykoń. Palce u rąk zaczęły mi okropnie marznąć. Licznik wskazywał minus 1,8 stopnia. Przed nastawnią w lewo i znów kawałek terenem. Do torów, na druga stronę i przez lasek do Bugaja. Kasi lampka już padła, więc jadę z tyłu i oświetlam jej drogę. Następnie asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Tutaj żegnamy się i Kasia jedzie prosto, a ja w lewo pod trasą i przez Błeszno do domu.
Pierwszy mróz tej zimy zaliczony. Gdy dojechałam do domu to przez kilka minut nie byłam nawet w stanie odpiąć rzepów w butach i wyciągnąć klucza z kieszeni :( Nie przypuszczałam, że na początku października może być tak zimno.
Pomimo zimnego wiatru zdecydowałyśmy się na popołudniowy wypad do Poraja razem z Kasią. Miała jechać z nami jeszcze Daria, ale niestety nie wyrobiła się czasowo. Tym razem trasa odwrotna niż zwykle, więc umówiłyśmy się na skrzyżowaniu przy początku Alei Pokoju.
Na początek chodnikiem wzdłuż DK1. Dalej asfaltem przez Słowik, Korwinów, Nową Wieś (tutaj po drodze z cegieł), Kolonię Poczesną, Wanaty i Jastrząb do Poraja. Następnie nad zalew na chwile przerwy. Gdy już mamy wracać podchodzi do nas jakiś starszy pan i zagaduje na temat naszych lampek. W efekcie w ciągu 5 minut opowiada nam prawie całą historię życia :D Powrót najpierw asfaltem główną drogą i potem koło Monaru. Następnie terenem niebieskim rowerowym i pożarówką do początku rowerostrady. Kawałek terenem do torów, na drugą stronę i przez lasek do Bugaja. Asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Żegnamy się i Kasia jedzie prosto, a ja w lewo pod trasą i przez Błeszno do domu.
Wieczory są już coraz chłodniejsze. Podczas powrotu temperatura spadła do 3 stopni. W dodatku przenikliwie zimny wiatr potęgował odczucie chłodu. Pomimo tego fajny wieczorny wypad w miłym towarzystwie :)
Cały weekend i dzisiejszy poranek były bardzo zabiegane. Dopiero po południu udało się znaleźć kilka godzin na rower. Zaproponowałam, by na początek wybrać się na chwilę do parku koło Jasnej Góry, a potem zdecydować o dalszym celu wycieczki.
Tak też zrobiliśmy. Najpierw udaliśmy się do parku przez Jagiellońską, Bohaterów Monte Cassino, Zana i Pułaskiego. Słońce świeciło, więc w parku zrobiliśmy kilka zdjęć w jesiennej scenerii.
Po sesji zdjęciowej podjęliśmy decyzję, że wybierzemy się jeszcze do Mstowa na jabłka. Pojechaliśmy przez Aleje, a potem asfaltem przez Mirowską. Cały czas mieliśmy pod wiatr. Był tak silny, że nawet z górki trzeba było mocno pedałować. Chciałam chociaż chwilę odpocząć od wiatru, więc Przeprośną Górkę pokonaliśmy terenem. Dalej znów asfaltem przez Siedlec do Mstowa. Następnie terenem niebieskim pieszym do sadów upolować kilka jabłek. Zabraliśmy tyle ile zmieściło się do plecaka, po czym terenem dojechaliśmy do Małus.
Zrobiło się dość chłodno, więc postanowiliśmy kierować się już w stronę domu. Tym razem z wiatrem :) Asfaltem przez Małusy Małe, Brzyszów, Srocko, i potem Legionów. Potem przez Cmentarz Żydowski i znów asfaltem przez Kucelin, potem Aleję Pokoju i Jagiellońską do domu.
Strasznie ciężko i mozolnie mi się dziś jechało. Nie wiem, czy to przez ten przeraźliwy wtwarzowiatr, czy po prostu brak sił po energicznym weekendzie. Niestety lato już chyba nie wróci w tym roku.
Najpierw z Alkiem do Gawła przez Bór i Niepodległości, by zważyć nową zimówkę. Potem wspólnie Sobieskiego i Śląską na Plac Biegańskiego na 91 Częstochowską Masę Krytyczną. Na Masę dotarło w sumie 98 rowerzystów i rowerzystek.
Trasa dzisiejszej Masy: Plac Biegańskiego, II Aleja NMP, Aleja Wolności, Rondo Mickiewicza, 3 Maja, Pułaskiego, III Aleja NMP, Nowowiejskiego, Kopernika, Śląska, Plac Biegańskiego. Całą Masę jechałam dziś w towarzystwie Kasi (córki Helenki i Krzyśka), gdyż Alek został przez Rafała zwerbowany do jazdy w odblaskowej kamizelce organizatora i zabezpieczania masowego przejazdu.
Po Masie szybki powrót do domu przez Nowowiejskiego, Sobieskiego, wzdłuż linii tramwajowej i przez Bór. Niestety nie zdążyłam się nawet z nikim pożegnać, bo czas bardzo gonił, gdyż już w trakcie Masy zadzwoniła mama, by jak najszybciej przybyć do domu i razem z nią jechać ubrać kościół na jutrzejsze wesele brata.
Dzisiaj popołudniu razem z Kasią wybrałyśmy się do Blachowni. Kasia chciała zobaczyć, którędy ja zwykle tam jeżdżę. Umówiłyśmy się na Jagiellońskiej niedaleko stacji Shell. Dalej prowadziłam ja, tak jak jeżdżę z Darią.
Pojechałyśmy przez Jagiellońską, Sabinowską, Chopina, Matejki, Piastowską, potem szutrówkami wzdłuż Głównej do ulicy Tatrzańskiej i dalej Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię, Kolonię Łojki i Konradów do Blachowni i nad zalew. Tam dosłownie chwila przerwy i powrót. Najpierw do drogi głównej. Potem kawałek główną drogą i następnie w lewo i przez Aleksandrię i Kopalnię do Konopisk. Następnie przez Konopiska, Wygodę do Czewy. Dalej Dźbowską i Sabinowską do Jagiellońskiej. Koło Jagiellończyków rozłączamy się i Kasia jedzie do Alei Pokoju, a ja wracam przez 11-tego Listopada do domu.
Tempo dzisiejszej jazdy było w miarę spokojne. Do Konopisk jechałam cały czas na przodzie, a potem tempo trzymała Kasia. Wieczór stosunkowo ciepły jak na tę porę roku. Bardzo fajna wieczorowa wycieczka :)
Na początek niecałe 2,5 km asfaltowego zjazdu z noclegu w okolice biura zawodów. Następnie razem z Alkiem i Robertem z Bikehead krótka rozgrzewka w terenie w pobliżu trasy XC w Istebnej i po słynnej sekcji korzennej, która z uwagi na warunki pogodowe została w tym roku na maratonie zamieniona na asfaltowy szybki zjazd. Po wyścigu jeszcze niecałe 2,5 km asfaltowego podjazdu do kwatery.
Ostatni w tym roku finałowy maraton z cyklu Powerade. Niedługo przed maratonem przestał padać deszcz. Trasa ogólnie była bardzo fajna, niezbyt trudna technicznie, ale po opadach było sporo błota, więc przejazd nie był zbyt łatwy. Zaliczyłam tym razem aż trzy upadki, ale na szczęście nie były groźne. Podczas tegoż wyścigu przez cały czas wyścigu towarzyszył mi mój narzeczony, który mając już zaliczoną generalkę postanowił na ostatnim maratonie pojechać razem ze mną moim tempem, przez co sam w generalnej klasyfikacji spadł kilka pozycji niżej. Dziękuję za ten gest :*
Miejsce 9 z 13 w kategorii K2. W generalnej klasyfikacji miejsce 8 w K2.
Już trochę czasu minęło od ostatniej wycieczki z Darią, ale dziś udało nam się wybrać razem na popołudniowo - wieczorną przejażdżkę. Daria zaproponowała, by pojechać do Blachowni. Umówiłyśmy się koło straży pożarnej. Wyszłam z domu trochę za wcześnie, więc na miejsce spotkania pojechałam trochę dłuższą drogą przez Wypalanki, Poselską i Dźbowską, przy okazji zahaczając o niewielki park w okolicy ulicy Zagłoby. Okrążyłam go dookoła i ponownie Dźbowska i Sabinowską dojechałam do straży pożarnej.
Po paru minutach dotarła Daria i ruszyłyśmy do celu. Pojechałyśmy przez Chopina, Matejki, Piastowską, Główną, potem kawałek szutrówką wzdłuż Głównej do ulicy Tatrzańskiej i dalej Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię, Kolonię Łojki i Konradów do Blachowni i nad zalew. Posiedziałyśmy sobie nad zbiornikiem. Miło się rozmawiało, ale zmrok był coraz bliżej, więc trzeba było się zbierać z powrotem. Najpierw do drogi głównej. Potem kawałek główną drogą i następnie w lewo i przez Aleksandrię i Kopalnię do Konopisk. Tutaj w lewo i ulicą Spacerową i Rolniczą (by uciec od sporego ruchu samochodów) czerwonym szlakiem rowerowym. Dojechałyśmy do pętli 21 i dalej ulicą Busolową i Konwaliową. Tutaj Daria nie była do końca pewna którędy jechać dalej, ale ja tę okolicę na szczęście znałam. Z Konwaliowej zjechałyśmy na Artyleryjską i znalazłyśmy się na Chopina, gdzie nasza wycieczka się rozpoczęła. Dalej Sabinowską i Jagiellońską. Na skrzyżowaniu z Monte Casino rozjeżdżamy się każda z nas kieruje w swoją stronę. Okazuje się, że brakuje mi bardzo niewiele do 50 km, więc postanawiam dokręcić. Pojechałam dalej Jagiellońską i potem 11-tego Listopada do domu.
Fajnie się dziś jechało. Kierunek inny niż Olsztyn. Wieczór stosunkowo ciepły. W dodatku bardzo miło się rozmawiało i czas jakoś przyjemniej zleciał :) Dziękuję za wspólną jazdę :) Już czekam na następną okazję :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.