Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:319.53 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:04:55
Średnia prędkość:20.64 km/h
Maksymalna prędkość:43.50 km/h
Suma podjazdów:2160 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:63.91 km i 4h 55m
Więcej statystyk

Zabawy w terenie

Niedziela, 30 listopada 2014 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Dziś ponownie jak tydzień temu umówiliśmy się z Andrzejem na trochę terenowych zabaw. Z uwagi na to, że temperatura nie zachęcała jednak do dłuższych wypadów dojechaliśmy do Olsztyna autem. Alek zapakował swojego Cube do auta, ja natomiast dzięki Andrzejowi mogłam kolejny raz pośmigać trochę na kole 29''. Tym razem był to Scott w rozmiarze 18''.

Na początek podjazd na Lipówki od strony baru leśnego. Następnie zjazd i w stronę zamku. Podjazd na zamek jak to ostatnio w zwyczaju od strony kwadratowej wieży. Dziś udało się podjechać dalej niż przed tygodniem. Na zamku trochę zabaw na skałkach, po czym stromy zjazd po skałkach na tyłach zamku.

Widok na Lipówki
Widok na Lipówki

Zabawa na skałkach
Zabawa na skałkach

Alek na zjeździe na tyłach zamku
Alek na zjeździe na tyłach zamku

Zjazd na tyłach zamku w Olsztynie
Zjazd na tyłach zamku w Olsztynie

Zjazd na tyłach zamku w Olsztynie II
Zjazd na tyłach zamku w Olsztynie





Następnie kierujemy się w stronę kamieniołomu Kielniki, jednak do samego kamieniołomu dziś nie jedziemy. Może gdybyśmy wcześniej wiedzieli, że Rafik z synem planują ognisko w kamieniołomie, byśmy na trochę tam zajrzeli, by się ogrzać, jednak o tym fakcie dowiedzieliśmy się dopiero po powrocie do domu. Dotarliśmy dziś jedynie do skały zwanej Dziewicą, w pobliżu której Andrzej pokazał nam jeden ciekawy zjazd. Nie chcieliśmy jednak ryzykować i Andrzej sam pokonał owy zjazd, a my z Alkiem zjechaliśmy nieco łagodniejszym wariantem, po trawie tuż obok.

Andrzej w akcji
Andrzej w akcji

W międzyczasie okazało się, że Alkowi znów zeszło powietrze z amortyzatora. Postanowiliśmy wrócić do Andrzeja do domu, by dopompować powietrza i zabrać pompkę do plecaka przed dalszą jazdą. Jednak aby nie było zbyt nudno pojechaliśmy przez Lipówki i zjechaliśmy singlem koło leśnego. Po napompowaniu amortyzatora i ogrzaniu się ruszamy na drugą rundkę w terenie.

Kolejny raz podjeżdżamy dziś na Lipówki od strony leśnego. Jednak tym razem sama końcówka podjazdu łagodniejszym wariantem niż poprzednio. Następnie szybki zjazd, po czym podjazd na Biakło, który jak zwykle mnie pokonał. Z Biakła bardzo fajny zjazd po skałkach i kamieniach. Pod sam koniec zjazdu spada mi łańcuch. Gdy zatrzymuje się by poprawić łańcuch spotykamy wędrującego pieszo Maćka. Chwila pogaduch i jedziemy dalej. Kawałek żółtym rowerowym, po czym czerwonym pieszym na Puchacz. Oczywiście na sam szczyt podjechać ciężko, więc jak zwykle kawałek rower muszę podprowadzić. Nasza trasa po Sokolich wiodła praktycznie tak samo jak przed tygodniem, z kilkoma małymi wyjątkami. Dziś jednak ścieżki nie były odgarnięte z liści, więc trzeba było w niektórych miejscach bardziej uważać.

Sokole Góry jesienią
Sokole Góry jesienią

Podjazd w Sokolich Górach
Podjazd w Sokolich Górach

Prawie jak duch :D
Prawie jak duch :D



Praktycznie wszystkie zjazdy , które zdecydowałam się dzisiaj pokonać poszły mi jeszcze lepiej niż ostatnio. Udało mi się nawet pokonać jeden stromy zjazd na samym końcu pętelki po Sokolich, na który dotychczas patrzyłam ze strachem i nie wierzyłam, że kiedykolwiek dam radę go zjechać. To prawda, że na większym kole jest łatwiej, choć może i tak cześć problemu siedzi w głowie. Teraz już wiem, czemu coraz więcej ludzi decyduje się na większe koło :D

Po wyjechaniu z Sokolich pozostał nam jeszcze powrót do Andrzeja. Na dzisiejsze warunki pogodowe tyle wystarczy. Dawno tak nie zmarzłam jak dziś, ale warto było ruszyć się chociaż na te kilka km.

Poraj, Biskupice, Sokole Góry

Niedziela, 23 listopada 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Na dziś zapowiadali typowo jesienną jeśli chodzi o temperaturę, ale za to słoneczną pogodę. Korzystając z okazji postanowiliśmy wybrać się na niedzielną przejażdżkę razem z ekipą Jurabike. Na miejscu spotkania koło Rossmana oprócz nas stawili się Rafał, Michał, Artur i Marcin.

Ruszyliśmy w drogę. Najpierw wzdłuż trasy, a potem koło Michaliny. Tutaj postój, gdyż okazało się, że dołączyć do nas mieli jeszcze spóźnieni Agnieszka i Przemek. W powiększonym składzie jedziemy kawałek asfaltem przez Bugaj, po czym po betonowych płytach wzdłuż rzeki do Słowika. Dalej asfaltem przez Słowik i Korwinów, gdzie jedziemy wybudowanym niedawno mostem. Następnie terenem czarnym pieszym, później niebieskim rowerowym i pomarańczowym rowerowym do dziurawego asfaltu niedaleko Monaru. W następnej kolejności skręcamy w lewo i jedziemy terenem częściowo pomarańczowym szlakiem, częściowo bez szlaku do torów w Poraju. Następnie asfaltowo wzdłuż torów i prosto obok dworca PKP. Dalej terenem, leśnymi szutrami do Masłońskich. Mijamy stawy, skręcamy w lewo i jedziemy szutrówkami przez Przybynów początkowo kawałek czarnym pieszym, potem zielonym pieszym / czerwonym rowerowym i znów czarnym pieszym obok domu spokojnej starości w Zaborzu. Dalej asfaltem przez Zaborze, Biskupice Nowe do Biskupic. Przerwa koło sklepu, po czym jeszcze krótki kawałek asfaltem. Przez zjazdem z górki skręcamy w prawo w teren i kierujemy się w stronę Sokolich Gór. Mijamy Sokole bokiem szlakiem niebieskim rowerowym i docieramy do parkingu przy drodze głównej, gdzie czeka na nas Andrzej z jednym znajomym. Wszyscy razem jedziemy asfaltem do baru leśnego, gdzie rozdzielamy się. Część osób wraca do domu, część zostaje w leśnym, a my z Alkiem, Andrzejem i Michałem jedziemy do Andrzeja zostawić Rockiego i pożyczyć Meridę 29" do testów, po czym kierujemy się w teren.

Mijamy leśny i jedziemy ścieżką na Lipówki. Na Lipówkach spotykamy Zbyszka. Następnie zjeżdzamy z Lipówek i udajemy się na Biakło. Pierwsze podjazdy biorąc pod uwagę nieprzyzwyczajenie do roweru i większą o 2 kg wagę od Rockiego szły dość topornie. Ale za to zjazdy od samego początku wydawały się jakieś takie łagodniejsze. Większe koło jednak coś w sobie ma. Zjeżdżamy z Biakła singielkiem i wjeżdżamy w Sokole Góry. Tutaj kawałek żółtym rowerowym, po czym czerwonym pieszym na Puchacz. Oczywiście na sam szczyt podjechać trudno, więc kawałek rower trzeba podprowadzić. Tutaj rozpoczynamy dzisiejszą pętelkę. Na jednym z kamienistych zjazdów spotykamy dwójkę młodych ludzi, którzy z wielkim niedowierzaniem patrzą na to jak chłopakom idą zjazdy. Nawet zdjęcia robią :D W końcu i ja decyduje się na zjazd, który po części, bo z jedną podpórką mi się udaje. Chwilę później na tym samym zjeździe spotykamy biegającą Edytę :D

Podejście w Sokolich
Podejście w Sokolich

Zabawa w Sokolich
Zabawa w Sokolich

Koncówka zjazdu w Sokolich
Końcówka zjazdu w Sokolich

Kręcimy się jeszcze trochę po Sokolich Górach ścieżkami wytyczonymi przez chłopaków z Częstochowskich Wypadów Rowerowych. Dziś o dziwo na wszystkich ścieżkach były odgarnięte liście, więc nie trzeba było domyślać się, którędy tak naprawdę dana ścieżka wiedzie. Wyjeżdżamy z Sokolich i kolejny raz podjeżdżamy, a ja i Michał częściowo podjeżdżamy, częściowo podchodzimy na Biakło. Następnie szybki zjazd i podjazd na Lipówki. Tutaj spotykamy Mateusza, syna Mirka z Jurabike i jeszcze jednego chłopaka z Wypadów Rowerowych. Krótka pogawędka i rozjeżdżamy się w swoim kierunku. Zjeżdżamy z Lipówek w stronę leśnego i udajemy się na olsztyński zamek. Najpierw podjazd od strony kwadratowej wieży. Jak zwykle na sam szczyt nie dałam rady wjechać. Następnie kawałek po szczycie, po czym zjazd z tyłu zamku, bez kamieni, ale nachylenie dość spore. Wdrapujemy się z powrotem na szczyt i zjeżdżamy do bramy głównej. Zahaczamy  jeszcze o sklep, by kupić kiełbachę na ognisko u Andrzeja.

Po ognisku trzeba było wrócić do domu. Pierwsze kilka metrów po przesiadce na Rockiego jechało mi się jakoś dziwnie. Koło wydawało się jakieś takie małe. Na początek terenem przez Górę Ostrówek i Skrajnicę. Dalej rowerostradą do końca, terenem do torów, przez lasek, asfaltem przez Bugaj i koło Michaliny do DK1. Tutaj Michał pojechał prosto na Raków, a my udaliśmy się przez Błeszno na myjkę, a potem do domu.

Ogólnie wrażenia po przetestowaniu roweru na kołach 29'' jak najbardziej pozytywne. Początkowo miałam pewne trudności na podjazdach, ale z każdym kolejnym podjazdem było lepiej. Jeżeli chodzi pokonywanie przeszkód w postaci choćby jakichś powalonych drzew czy większych kamieni, to komfort jazdy zdecydowanie lepszy niż na kole 26''. Również zjazdy okazały się o wiele przyjemniejsze i jakieś takie mniej straszne niż dotychczas :)

Spinning

Środa, 19 listopada 2014 · Komentarze(0)
Kategoria Spinning
Pogoda ostatnio niezbyt sprzyjająca rowerowym wycieczkom, więc tak dla rozruszania mięśni i odreagowania godzinka spiningu w Calypso pod przewodnictwem Agnieszki.

Zwiedzanie Dąbrowy

Sobota, 15 listopada 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Z uwagi na dość chłodny wiatr nie było dziś ochoty na dłuższy wypad, w związku z czym namówiłam Alka by pojeździć nieco po najbliższej okolicy.

Na sam początek kawałek asfaltem w stronę Łęknic, po czym jakąś nieznaną mi ścieżką do centrum Dąbrowy. W pierwszej kolejności odwiedziliśmy Pałac Kultury Zagłębia i przy okazji wstąpiliśmy na audiencję do Jimi'ego Hendrix'a.

Przed Pałacem Kultury Zagłębia
Przed Pałacem Kultury Zagłębia

Przed Pałacem Kultury Zagłębia
Przed Pałacem Kultury Zagłębia

Przed pomnikiem ku czci Bohaterów Czerwonych Sztandarów
Przed pomnikiem ku czci Bohaterów Czerwonych Sztandarów

Wszystkim, którzy czują się wolni
Ławka, dla wszystkich którzy kochają wolność

Na audiencji u Jimi'ego Henrdix'a
Na audiencji u Jimi'ego Henrdix'a

Następnie udaliśmy się przez park w stronę centrum handlowego Pogoria, obok którego znajduje się zabytkowy budynek pełniący dawniej funkcję posterunku policji.

Budynek dawnego posterunku policji
Budynek dawnego posterunku policji

W następnej kolejności ulicami miasta skierowaliśmy się w stronę dworca głównego PKP. Jechaliśmy kawałek wzdłuż torów, po czym przeszliśmy na drugą stronę torowiska. Jadąc dalej asfaltem dotarliśmy do parku Zielona. Chcieliśmy przyczaić się na wiewiórki, ale niestety żadnej nie napotkaliśmy. Pojeździliśmy chwilę po parku i zrobiliśmy kilka fotek.

Alek na zjeździe ze schodków
Alek na zjeździe ze schodków

Zjazd ze schodków
Zjazd ze schodków

Nasze rowerki w parku Zielona
Nasze rowerki w parku Zielona

Z parku Zielona skierowaliśmy się w stronę Pogorii III. Przy molo zrobiliśmy kilka fotek łabędzi, po czym objechaliśmy asfaltem  cały zalew dookoła.

Łabędzie na plaży przy Pogorii III
Łabędzie na plaży przy Pogorii III

Jesiennie przy Pogori III
Jesiennie przy Pogori III

Było nam coraz bardziej zimno, więc podjęliśmy decyzję o powrocie do domu. Takim oto sposobem dzisiejsze rowerowanie dobiegło końca. Kilometrów zbyt wiele nie wyszło, ale za to odwiedziliśmy kilka ciekawych miejsc. Powoli czuć w powietrzu nadchodzącą zimę.

Lubliniec - niepodległościowa setka

Wtorek, 11 listopada 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dziś korzystając z wolnego dnia i pięknej listopadowej pogody umówiliśmy się na wycieczkę z Kasią i Kamilem. Kasia zaproponowała, by tym razem udać się do Lublińca. Tam na rowerze jeszcze z Alkiem nie byliśmy, więc od razu zaakceptowaliśmy tę propozycję.

Na miejsce spotkania koło centralnej szkoły straży pożarnej dotarliśmy trochę za wcześnie, więc korzystając z okazji zrobiliśmy kilka fotek w pobliżu szkoły. Po chwili dotarli także Kasia i Kamil.


Przed Centralną Szkołą Pożarnictwa


Samoloty na terenie szkoły pożarniczej

Przewodnikiem wycieczki była dzisiaj Kasia, wspomagająca się nawigacją. Na początek nowym odcinkiem Jagiellońskiej, potem Konwaliową, Busolową, Kolorową i kawałek Główną drogą do granic miasta. Po minięciu toru we Wyrazowie skręcamy z głównej drogi w prawo na obrzeża Blachowni na ulicę Starowiejską. Mijamy złom i docieramy do zalewu w Blachowni. Jedziemy kawałek wzdłuż brzegu. Następnie szutrówką i asfaltem szlakiem niebieskim rowerowym do miejscowości Cisie. Tutaj mijamy pomnik poległych żołnierzy i kierujemy się dalej szlakiem, kawałek szutrowo, a  potem asfaltem do Herb. W Herbach skręcamy w prawo i jedziemy jakiś czas asfaltem, po czym skręcamy w lewo ponownie na niebieski szlak rowerowy. Szlak prowadzi początkowo szutrem, potem leśnymi dróżkami obok żelaznych mostów.


Przy żelaznym moście

Po krótkiej przerwie przy żelaznym moście kierujemy się dalej terenowo szlakiem niebieskim rowerowym w stronę Pawełek. Wyjeżdżamy na asfalt w miejscowości Łebki, gdzie przy mostku nad strumykiem okazuje się, że Kasia złapała kapcia. Tak więc znów przerwa. Chłopaki zmieniają dętkę. Jest czas by coś zjeść i zrobić kilka zdjęć.


Strumyk przepływający przez Łebki


Wymiana dętki


Taka tam słit focia :D

Po wymianie dętki ruszamy dalej. Zbaczamy jednak ze szlaku niebieskiego i jedziemy kawałek leśną dróżką bez szlaku, która w efekcie i tak doprowadza nas do niebieskiego rowerowego. Jedziemy więc przyjemnymi szutrówkami niebieskim szlakiem mijając po drodze Rezerwat Brzoza. Rododendrony o tej porze nie kwitną, więc zatrzymujemy się jedynie na chwilę koło jeziorka.


Jeziorko w Rezerwacie Brzoza


Jeziorko w Rezerwacie Brzoza

Dalej jedziemy szlakiem żółtym pieszym do Pawełek. Po drodze mijamy ścinkę drzew, ale na szczęście jest możliwość swobodnego przejazdu. Ogólnie szlakiem jedzie się bardzo przyjemnie. W Pawełkach uwagę zwraca zabytkowy drewniany kościółek Matki Boskiej Fatimskiej.


W drodze do Pawełek


Kościół w Pawełkach

Następnie kierujemy się asfaltem, szlakiem zielonym rowerowym z Pawełek do Kochcic. Do zespołu parkowo-palacowego dziś jednak nie jedziemy. Odwiedzamy jedynie Kochcickiego.


Audiencja u Kochcica

Następnie jedziemy asfaltem szlakiem niebieskim rowerowym aż do Lublinca, mijając po drodze strzelnicę. Już w samym Lublińcu tuż przy przejeździe kolejowym spotykamy Olę, która dziś razem z siostrzeńcem i siostrzenicą uczestniczyła w biegu niepodległościowym. Chwila rozmowy i ruszamy dalej. Po Lublińcu poruszamy się cały czas ścieżkami rowerowymi. Najpierw udajemy się na most zakochanych, później jedziemy zobaczyć rozsławiony w okolicy Hotel Zamek Lubliniec, następnie kierujemy się do pobliskiego parku, a na sam koniec pozostaje nam rynek, do którego docieramy przejeżdżając ponownie przez most zakochanych.


Na moście zakochanych w Lublińcu


Hotel Zamek Lubliniec


Hotel Zamek Lubliniec


Przed hotelem


Pomnik na rynku w Lublińcu


Herb Lublińca

Nadchodzi czas powrotu. Dotychczas większość trasy mieliśmy pod wiatr, wiec wyjeżdżamy z Lublińca mając nadzieję, że z powrotem będzie już lżej. Jedziemy kawałek główną drogą przez Jawornicę. Tutaj skręcamy w prawo i jedziemy już mniej ruchliwymi drogami przez Sadów, Harbułtowice, Droniowice i Mochałę. Następnie kawałek szutrowo szlakiem niebieskim rowerowym do miejscowości Zumpy. Docieramy do Boronowa. Zatrzymujemy się na chwilę przy zagrodzie dzików.


W drodze do Boronowa


Prosiaczki w zagrodzie w Boronowie


Prosiaczki

Jadąc dalej w kierunku Częstochowy spotykamy Rolanda i Matiza, którzy jak się później okazuje wracają z forumowego ogniska, które miało miejsce w rezerwacie Jeleniak-Mikuliny. W oddali widzimy również innych rowerzystów, ale jedziemy dalej w swoim kierunku. Niespodziewanie Alek znajduje przy drodze kanię. Rzadkość w listopadzie. Okaz zdrowy, więc pakujemy kanię do plecaka i jedziemy dalej przez Dębową Górę, Leśniaki i Korzonek do Konopisk.

W centrum Konopisk żegnamy się z Kasią i Kamilem i poganiani przez czas jedziemy dalej sami bardzo żwawym tempem przez Wygodę, Dźbów i Wypalanki do domu. Nie pamiętam kiedy ostatnio przejechałam 10 km w tempie oscylującym cały czas w granicach 30 km/h. Dobrze, że z Konopisk do Częstochowy jest cały czas płasko, a dziś dodatkowo mieliśmy wiatr w plecy :D

Ogólnie rzecz ujmując, dzisiejsza wycieczka była całkiem przyjemna :) Poznaliśmy nowe ścieżki i spędziliśmy czas w miłym towarzystwie. Do domu dotarłam trochę zmęczona, ale jakby nie patrzeć 100 km w listopadzie to wcale nie mało.

Listopadowa setka po Zielonym Wierzchołku Śląska

Niedziela, 2 listopada 2014 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Dzień po Wszystkich Świętych, czyli dzień, w którym udało nam się wygospodarować na tyle wolnego czasu, by móc wybrać się na wycieczkę zaproponowaną przez Darię. Pogoda jak na listopad zapowiadała się bardzo przyjemna, więc szkoda by było dziś siedzieć w domu. Na miejscu spotkania zgromadziła się bardzo liczna ekipa: Daria, Rafał, Edyta, Andrzej, Rafał z synem Michałem, dwóch Marcinów, Siwuch i my z Alkiem. Brakowało tylko Mirka, który dołączył do nas na Jagiellońskiej.

Jedziemy przez Stradom, Jagiellońską, Chopina, Piastowską, wzdłuż torów przy Głównej, dalej szutrówkami do Tatrzańskiej, Wielkoborską i przez Starą Gorzelnię. Tutaj skręcamy w teren i po przeprawie przez błoto docieramy do Kalei. Kawałek asfaltem i znów szutrówkami do Grodziska. W międzyczasie okazuje się, że Siwuch złapał gdzieś wcześniej kapcia. Powietrze co prawda schodziło powoli, ale w końcu trzeba było się zatrzymać, więc po przejchaniu przez mostek pierwszy dziś postój.


Pogaduchy podczas przerwy


Zabawa z kapciem

Po wymianie dętki jedziemy dalej szutrówkami przez Grodzisko. Owłosionych krów dziś nie ma, więc kierujemy się niebieskim pieszym do Kłobucka. W Kłobucku przedzieramy się przez centrum po czym fajnymi leśnymi dróżkami jedziemy do Mokrej. Tutaj już asfaltem najpierw udajemy się do sklepu, który niestety jest dziś zamknięty. Izba pamięci również nieczynna. Kierujemy się zatem pod pomnik zapalić znicze żołnierzom poległym w bitwie pod Mokrą.


Pomnik w Mokrej - fot. Rafał (rafik1000)


Ekipa pod pomnikiem - fot. Rafał (Skowronek)


Ekipa z innej perspektywy - fot. Alek


Bitwa pod Mokrą - malowidło - fot. Skowronek

Następnie Rafał prowadzi nas wertepami wzdłuż jakiegoś pola, a później przyjemnymi leśnymi dróżkami do Rębielic Królewskich. Tutaj asfaltem kierujemy się do sklepu, gdyż niektórzy muszą uzupełnić płyny i zapasy żywności. Pozostali korzystając z okazji jadą przez pole zobaczyć znany w okolicy wiatrak - elektrownię. Jego konstrukcja jest ewenementem w skali światowej pod względem wymiarów i osiągów nawet przy minimalnej sile wiatru. Wysokość wiatraka wynosi 54 m, a średnica koła z 280 łopatami ma 33 m. Całość waży ok. 200 ton. Jest to prawdopodobnie największy wiatrak w Europie.


Wiatrak - elektrownia w Rębielicach Królewskich

Z każdą chwilą robi się coraz cieplej, więc można zrzucić z siebie niepotrzebne warstwy ubrania. Pogoda nas dziś wręcz rozpieszcza. Następnie podążamy kawałek asfaltem zobaczyć równie znane w Rębielicach wapienniki, które dawniej służyły do wypalania kamieni wapiennych wykorzystywanych w budownictwie. Obecnie piece wapienne stanowią jedynie obiekty turystyczne. Do samego wapiennika prowadzi całkiem przyjemny terenowy podjazd.


Jeden z wapienników


Mury wapiennika - fot. Marcin (Parker)


Podjazd w pobliżu wapiennika - fot. Marcin (Parker)

Po obejrzeniu wapiennika podążamy dalej terenowo na górę kamieniołomu w Rębielicach. Nad kamieniołomem chwila przerwy na kilka fotek. W międzyczasie chłopaki bardzo intensywnie zastanawiają się, czy dałoby radę zjechać w dół po zboczu kamieniołomu, jednak w efekcie żaden się nie odważył. W sumie nic dziwnego, bo mogłoby to być bardzo ryzykowne.


Nad kamieniołomem - fot. Skowronek


Wygłupy nad kamieniołomem


Zjechać, czy nie zjechać? Oto jest pytanie... :D

Rozsądek wziął górę i wszyscy solidarnie postanowili zjechać nieco bardziej bezpiecznym zjazdem do środka kamieniołomu. W kamieniołomie co prawda już byliśmy w czerwcu, ale bardzo fajnie było jeszcze raz tutaj przybyć. W kamieniołomie znaleść można przepiękne kryształy kwarcu. Kilka malutkich zabrałam ze sobą do koszulki, a kolejnych kilka dostałam później od Darii. Zasilą domowe zbiory :)


Jeden z kamieni


W kamieniołomie w Rębielciach


Chociaż jedna wspólna fotka z kamieniołomu :D


W kamieniołomie


Ściana kamieniołomu


Master of foto - fot. Skowronek


Przy jednej ze ścian dawnego systemu jaskiniowego w kamieniołomie - fot. Skowronek

Po wyjechaniu z kamieniołomu Rafał prowadzi nas najpierw przez las, a potem szutrówkami w stronę rzeki Liswarty, która swoimi licznymi zakrętami tworzy malowniczą dolinę. Po drodze musimy ominąć najpierw jakiś płot, a do samej rzeki dostać się ścieżką przez las.


W drodze do doliny Liswarty - fot. Skowronek


W drodze do Liswarty - fot. Marcin (Parker)


Z Andrzejem nad Liswartą - fot. Alek


Zabawa z aparatem :D


Dolina Liswarty


Liswarta - fot. Marcin (Parker)

Jedziemy kawałek zboczem wzdłuż rzeki, a potem przez pobliski las. Okazuje się nagle, że znaleźliśmy się na terenie zamkniętego ośrodka wypoczynkowego. Swoją drogą dziwne, że na teren zamknięty można tak po prostu wjechać od tyłu od strony rzeki. Brama wjazdowa zamknięta. Rzucam półżartem propozycję przedostania się na drugą stronę płotu. Okazuje się, że pozostali wzięli to na serio i takim sposobem udało nam się wydostać poza teren zamknięty.


Przedzieranie się przez płot - fot. Skowronek

Po przedostaniu się na drugą stronę płotu kontynuujemy jazdę dla odmiany asfaltem. Docieramy do Dankowa, gdzie zwiedzamy ruiny dawnego fortalicjum. Pierwotny zamek w Dankowie został przebudowany na twierdzę bastionową przez kasztelana Warszyckiego. W XVII wieku w centrum fortalicji na murach zamkowych zbudowano kościół i w zasadzie tylko kościół zachował się do dziś dobrym stanie. Mury zamkowe później rozebrano i pozostały jedynie bastiony, fragment budynku zwany "Domem Kasztelanowej" i tzw. "Brama Krzepicka".


Kościół na terenie fortalicjum


Brama Krzepicka - fot. Skowronek


Przed Bramą Krzepicką - fot. Alek


Przy murach fortalicjum - fot. Skowronek

W następnej kolejności jedziemy tak jak podczas czerwcowej wycieczki - kawałek asfaltem, a potem terenem niebieskim szlakiem pieszym przez pola i las do Krzepic. W Krzepicach już jadąc asfaltem mijamy rynek i kierujemy się stronę cmentarza żydowskiego, zatrzymując się po drodze przy ruinach dawnej synagogi.


Ruiny dawnej Synagogi


Ruiny synagogi od środka - fot. Alek


Ekipa koło synagogi - fot. Skowronek

Cmentarz żydowski znajdujący się raptem kilkaset metrów od synagogi został założony w pierwszej połowie XVIII w.  Ostatni znany pochówek odbył się tutaj w 1946 r. Na powierzchni 1,4 ha zachowało się 670 nagrobków, z których najstarszy pochodzi z 1749 r. Na szczególną uwagę zasługuje unikatowy zespół 400 żeliwnych macew z połowy XIX w. Jest to jedno z największych skupisk macew żeliwnych w Europie. Zachowały się pozostałości muru z kamienia wapiennego. Obiekt jest wpisany do rejestru zabytków.


Tablica informacyjna


Jeden z nagrobków


Żeliwne macewy


Kamienny nagrobek


Nagrobki na cmentarzu

Po jakichś 70 km jazdy nadszedł czas na wrzucenie do żołądków czegoś ciepłego. Wracamy asfaltem na rynek w Krzepicach, gdzie w jednej z pizzeri oferują również wypróbowane przez nas podczas ostatniej wycieczki pyszne kebaby. I tym razem nie można ich odpuścić. Oczekiwanie na jedzonko, a później jego spożycie zajmuje nam w sumie około godziny czasu. Jest już 15ta zatem czas kierować się z powrotem.


Na rynku w Krzepicach - fot. Skowronek

Kawałek asfaltem, po czym Rafał prowadzi nas terenem w stronę Rezerwatu Modrzewiowa Góra. Oczywiście przejeżdżamy także przez ów rezerwat. Rezerwat ten chroni istniejące niewielkie fragmenty lasu, które ze względu na wiek, położenie i strukturę, można uznać za naturalny i tworzący miejscowy ekotyp. Jest to las mieszany z dużym udziałem modrzewia w wieku 100-170 lat. Spotkać można również dęby w wieku ponad 200 lat.


W drodze do Rezerwatu Modrzewiowa Góra - fot. Skowronek

Po wyjechaniu z rezerwatu jedziemy asfaltem przez Konieczki i Złochowice, gdzie skręcamy na dość piaszczysty szlak czarny rowerowy, który prowadzi na obrzeża Kłobucka. Następnie przez centrum Kłobucka i dalej asfaltem w stronę Kamyka. Po drodze przerwa na montaż lampek (gdyż powoli zaczął zapadać zmrok). Robi się także coraz zimniej. Asfaltem przez Kamyk i Białą do Częstochowy.

Następnie przez miasto, przez Grabówkę i Lisiniec, ulicami Ikara, Wadowicką, Żyrardowską do Wręczyckiej. Tym razem prowadzi nas Mirek. Chłopaki coraz mocniej podkręcają tempo. Na Łęczyckiej okazuje się, że Daria i Rafał odłączyli się od nas i udali się z Siwuchem na dworzec PKP. Jedziemy jakimiś bliżej nieznanymi mi uliczkami w pobliżu zalewu Baltyk. Po drodze Mirek zegna się z nami i dalej jedziemy już w ósemkę. Docieramy do ulicy Jadwigi. Dalej kawałek Barbary, potem Zaciszańską i wzdłuż torów obok Żywca do Jagiellońskiej. Koło Makro żegnamy resztę ekipy i udajemy się do domu.

Reasumując, dzisiejszy dzień był bardzo udany. Pogoda wyśmienita, towarzystwo wycieczki również. Masa pozytywnego humoru. Pomimo iż w tych okolicach już byliśmy i większość atrakcji była nam znana, to bardzo fajnie było jeszcze raz wybrać się w te okolice. Dziękujemy wszystkim za towarzystwo i mam nadzieje do następnego  :)