Dziś postanowiłam dla lekkiej odmiany wybrać się gdzieś indziej niż do Olsztyna. Pomyślałam o Poraju, ale też już mi się trochę znudził. Czasu dziś miałam niewiele, sił przez te upały również, tak więc postanowiłam obrać kierunek na Mstów.
Najpierw standard przez osiedle, Alejką Pokoju (gdzie mijam się z Kasik) i przez Kucelin. Potem asfaltem przez Odlewników i Legionów. Skręcam w teren i kieruję się na Ossona. Tym razem Ossona znów mnie pokonuje. Na podjeździe było mi tak duszno, że aż się zachwiałam. Zjeżdżam w dół i kieruje się terenem w stronę Przeprośnej Górki. Błoto już powysychało, ale zrobiły się straszne koleiny. Dojeżdżam do asfaltu. Objeżdżam Przeprośną dookoła asfaltem przez Siedlec. Postanowiłam, że pokonam Przeprośną Górkę terenem od drugiej strony. Podjazd mimo, że dużo dłuższy to jakiś taki łagodniejszy. Za to zjazd po kamieniach dość szybki i trzeba uważać. Dalej kawałek asfaltem przez Mirów, a potem znów terenem czerwonym pieszym / zielonym rowerowym ścieżką wzdłuż rzeki do Tesco. Tutaj najbardziej widać suszę. Z reguły było tutaj sporo kałuż, a dziś dla odmiany sporo piachu i porozjeżdżanych kolein. Od Tesco dojeżdżam do przebudowywanego skrzyżowania DK1 i Alei Jana Pawła. Dalej koło rynku na Zawodziu, wzdłuż trasy i wałem nadwarciańskim do Rejtana. Potem koło skansenu i przez Łukasińskiego i Limanowskiego na myjkę umyć rower. Dalej już przez Błeszno do domu.
Do domu dojechałam ledwie żywa. Wlokłam się dziś niemiłosiernie. Kompletnie bez energii, stąd kilometrów niezbyt dużo. Te upały niedługo mnie wykończą. Picia w bidonie brakło po jakimś 30 km. Dobrze, że do domu było już niedaleko. Przydałoby się lekkie ochłodzenie.
Rano do pracy. Po pracy pozałatwiać kilka spraw. Między innymi do fryzjera i na Jagiellończyków. Potem do domu. Upał taki, że ledwie jechałam. Kompletnie bez sił.
Upał dziś niesamowity, ale pomimo tego po pracy postanowiłam wybrać się na krótki trening. Jak powszechnie wiadomo - jak nie ma gdzie jechać, to się jedzie do Olsztyna. Tak też postanowiłam.
Najpierw standard przez osiedle, Alejką Pokoju i przez Kucelin. Potem asfaltem przez Odlewników i Legionów. Skręcam w teren i kieruję się na Ossona. Z przyczyn technicznych związanych z tylną przerzutką tym razem nie udaje mi się podjechać. Zjeżdżam do czerwonego szlaku rowerowego i nim jadę do Kusiąt. W Kusiętach kawałek asfaltem, po czym znów w teren na zielony pieszy i w stronę Gór Towarnych. Łagodniejszym podjazdem udaje mi się wjechać na sam szczyt. Zjazd - jak zwykle najpierw kawałek rower sprowadzam, potem wsiadam i dalej zjeżdżam. Docieram do asfaltu, którym kieruje się do Olsztyna, przez rynek, a potem terenem na Lipówki. Podjeżdżam dalej niż zwykle, ale wciąż trochę brakuje do całości podjazdu. Zjeżdżam w stronę Góry Biakło, a potem wyjeżdżam na asfalt koło leśnego. Wydaje mi się, że z oddali widzę znajome twarze, ale nie zatrzymuje się dziś i jadę dalej. Początkowo kieruje się w stronę Skrajnicy, ale spontanicznie zmieniam plan i po chwili zawracam w stronę Biskupic.
Jadę kawałek asfaltem, potem skręcam w teren na żółty pieszy, a w zasadzie żółty piaszczysty. Po drodze atakują mnie jakieś kłujące krzaki. Z żółtego szlaku odbijam na zielony pieszy i dojeżdżam do przeciwpożarówki. Chwila postoju (podczas której mija mnie jakiś nieznany rowerzysta) na usunięcie gałązki z kasety. Po pozbyciu się pasażera na gapę ruszam w dalszą drogę. Przeciwpożarówką do początku rowerostrady i potem kawałek terenem zielonym pieszym. Koło nastawni gdy wyjechałam na asfalt siadł mi na koło ten sam rowerzysta, który mijał mnie na pożarówce. W momencie dostałam takiego powera, że prawie całą drogę aż do Ocynkowni jechałam w granicach 35 km/h, ale towarzysz nie odpuścił. W pobliżu Ocynkowni gość mnie wyprzedza i zjeżdża na skróty do ścieżki wzdłuż rzeki. Myślę sobie, a co mi szkodzi, teraz ja się kawałek powiozę :D I ścieżką wzdłuż rzeki jadę sobie 29 km/h. Po wyjeździe na asfalt owy rowerzysta jedzie dalej prosto, a ja skręcam w lewo i przez Kucelin kieruję się w stronę skansenu. Po drodze wyprzedzam jakiegoś szosowca, który sobie spokojnie kręci. Potem już standardowo Alejką Pokoju i Jagiellońską jadę do domu.
Gorąco strasznie. Początkowo trochę się wlokłam, ale potem stopniowo się rozkręciłam. Zabrałam ze sobą tylko jedna butelkę 0,75 Oshee i całą wypiłam. Do domu wróciłam cała mokra. Utwierdziłam się dziś w przekonaniu, że czasami niemoc siedzi jedynie w głowie, o czym przekonałam się, gdy próbowałam zgubić pasażera z koła :D
Po urlopie czas wrócić do szarej rzeczywistości. rano standardowy dojazd po pracy, a potem powrót do domu. Gorąco i duszno. Już zapomniałam jak to jest jeździć na zimówce :D
Generalnie w planach na dziś był rowerowy powrót z Krakowa. Jednak z uwagi na zapowiadane upały trasa została trochę zmieniona. Cel na dziś - pozwiedzać pałace na Śląsku. Z samego rana razem z Alkiem jedziemy na dworzec główny PKP, gdzie umówieni byliśmy ze Skowronkami. We czwórkę pakujemy się w pociąg do Gliwic. Pociąg dojeżdża do celu opóźniony o jakieś pół godzinki.
Z dworca kierujemy się ulicami Gliwic najpierw na rynek, gdzie podziwiamy ratusz, a potem do Zamku Piastowskiego z XV wieku, zwanego właściwie Dworem Certyczów. Zamek stanowił budowlę obronną. W zamku mieści się obecnie muzeum miejskie i informacja turystyczna, która niestety była jeszcze zamknięta.
Po obejrzeniu zamku kierujemy się drogą nr 78 (droga do Tarnowskich Gór) w stronę XVIII-wiecznego pałacu w Szałszy. Po drodze mijamy zabytkową radiostację z 1932 roku. Obecnie pałac w Szałszy jest remontowany. Dookoła ogrodzony, a na ogrodzeniu tabliczki informujące, że to teren prywatny. W Szałszy oglądamy jeszcze zabytkowy drewniany kościółek, który wygląda na odrestaurowany.
W następnej kolejności udajemy się mniej ruchliwą drogą do miejscowości Ziemięcice, by tam zobaczyć ruiny gotycko-barokowego kościoła. Ruiny ogrodzone, jedyne wejście do ruin prowadzi przez plebanię miejscowego kościoła, więc rezygnujemy ze zwiedzania ruin od środka.
Następny nasz cel to dotrzeć do Pławniowic. Jedziemy bocznymi drogami z Ziemięcic przez Gliwice Łabędy i Gliwice Czechowice. Po drodze spotykamy pewnych kolarzy. Oto oni:
Po krótkiej "rozmowie" z nietypowymi kolegami jedziemy dalej przez Brzezinkę, Kleszczów mi Taciszów do Pławniowic, by tam zwiedzić pałac z XIX wieku. Pałac prezentuje się bardzo gustownie i okazale. W pałacu mieści się Ośrodek Edukacyjno-Formacyjny Diecezji Gliwickiej. Pałac można zwiedzić w środku, ale dopiero od godziny 14, jest dużo wcześniej, więc podziwiamy jedynie pałac z zewnątrz, przy okazji urządzając sobie przerwę śniadaniową w pałacowym parku. Koło pałacu znajduje się również zabytkowy spichlerz, ale nie mamy dostatecznie dużo czasu na zwiedzanie go.
Nagle ku naszemu zaskoczeniu przestaje prażyć słońce, zrywa się mocny wiatr i niebo zakrywają ciemne chmury. Tak więc czym prędzej w drogę, by dotrzeć do Toszka przed ulewą. jedziemy przez Niewiesze, Słupsko i Boguszyce. Silny wiatr utrudnia jazdę. Docieramy do Toszka i w tym momencie zaczyna padać. Postanawiamy przeczekać deszcz. Udajemy się na obiad do restauracji Złota Kaczka. obiad zjedzony, a tymczasem ciągle pada. W głowach już myśli, że jeśli nie przestanie to wracamy do Gliwic na PKP. Po jakichś dwóch godzinach wychodzi słońce. Udajemy się na zamek. Zamek w Toszku w 1811 roku stał się ruiną po pożarze. Do dziś krąży legenda, że gdzieś wśród murów zamku spoczywa rodowy skarb von Gaschinów - srebrny koszyk ze złotą kaczką, wysiadującą 11 złotych jaj wypełnionych drogimi kamieniami.
Na zamku mamy także okazję nieco sobie pożartować :D A jako że dobre humory dziś dopisuję, grzechem by było z takiej okazji nie skorzystać. Oto efekty :D
Z Toszka udajemy się przez Kotliszowice, Błażejowice i Wielowieś do miejscowości Tworóg, a następnie jedziemy do Brynka, by tam zwiedzić zespół parkowo - pałacowy. Znajduje się tutaj obecnie Technikum Leśne i internat tegoż technikum, a głębiej w parku również Gimnazjum i wieża zegarowa, zwana wieżą ciśnień.
Następnie już kierujemy się w stronę Częstochowy. Jedziemy najpierw do Koszęcina, gdzie robimy krótką przerwę na lody. Dalej już bez postojów przez Boronów, Dębową Górę do Konopisk, i przez Dźbów w stronę centrum. Koło ulicy Sabinowskiej żegnamy się ze Skowronkami i dalej podążamy we dwoje przez Wypalanki do domu.
Nie sądziłam, że na Śląsku jest tyle ciekawych pałaców, które można zwiedzić. Sporo planowanych atrakcji musieliśmy dziś odpuścić ze względów czasowych. Pozostaje nadzieja, że uda się jeszcze kiedyś wybrać na rowerową wycieczkę w tamte okolice. Dziękuję za wesołe towarzystwo. To była bardzo fajna wyprawa :)
Na rowerze jeżdżę odkąd tylko pamiętam - nauczył mnie tata, gdy nie miałam jeszcze skończonych 3 lat. Najbardziej lubię zwiedzać, w szczególności zamki :)
Technika nie jest moją najlepszą stroną, ale jeżdżę, bo lubię i sprawia mi to przyjemność :) Jazda rowerem jest dla mnie jak narkotyk - silnie uzależnia, a jej brak powoduje dolegliwości abstynencyjne :D
Od 2013 zawodniczka klubu BIKEHEAD MTB TEAM.
Powerade MTB Maraton 2013 - klasyfikacja generalna: miejsce 8 w K2 Mega.
Bike Maraton 2014 - klasyfikacja generalna: miejsce 4 w K2 Mega
PS: Nie obchodzi mnie co o mnie myślicie, czy mnie lubicie czy nienawidzicie, czy jestem zbyt naiwna, czy może dziecinna, ale prawda jest inna - jestem taka jaka według siebie być powinnam.
Oświadczam, że wszelkie obraźliwe, niecenzuralne, wulgarne i bezsensowne komentarze umieszczane na innych portalach, podpisane moim nickiem, albo pisane w taki sposób, by mogły być kojarzone z moją osobą nie są mojego autorstwa. Jest to próba podszywania się pode mnie. Przyjdzie taki czas, że sprawiedliwości stanie się za dość i winny poniesie odpowiednią karę.