Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:736.89 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:39:04
Średnia prędkość:17.23 km/h
Maksymalna prędkość:51.25 km/h
Suma podjazdów:5365 m
Maks. tętno maksymalne:179 (92 %)
Maks. tętno średnie:134 (69 %)
Suma kalorii:1911 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:28.34 km i 1h 41m
Więcej statystyk

Do pracy i z powrotem

Piątek, 23 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Standardowy dojazd do pracy i powrót do domu skróconą drogą przez lasek. Na Niepodległości dostrzegam jadącego drugą stroną ulicy Kamila ze ŚIR.

Poraj z Karoliną

Środa, 21 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Nie miałam czasu na rower od czwartku, odkąd Alek się poturbował w Ustroniu. Umówiłam się dziś na spokojną przejażdżkę z Karoliną. Rocky dalej w serwisie, więc pomyślałam, ze pojadę Alka Giantem. Wchodzę do garażu, a tam kapeć. Szlak by to. Nie miałam czasu na zmianę dętki, więc dotrwałam szybko zimówkę i pognałam na umówione miejsce.

Byłam chwilę przed czasem. Gdy Karolina dojechała ruszyłyśmy w drogę. Na początek Rakowską pod DK1, potem przez Michalinę do Bugaja. Kawałek asfaltem, a potem terenem niebieskim rowerowym do Dębowca. Po drodze mijamy się z mario66, który poznał mnie dopiero w ostatnim momencie. Chwila pogaduch i jedziemy dalej. Dziurawym asfaltem koło Monaru w stronę Poraja. Przed torami w lewo i kawałek terenem a potem asfaltem do przejazdu kolejowego, po czym asfaltem nad zalew. Nad zalewem przerwa na odpoczynek. Zszokowana byłam ilością śmieci na plaży nad zalewem. Jedna wielka masakra. Jakby ludzie nie mogli zabrać swoich śmieci ze sobą i wyrzucić kulturalnie do kosza.

Po przerwie powrót do domu. Początek analogicznie jak wcześniej. Asfaltem do przejazdu (po drodze spotykam znajomego ze Skodovka-Club) i potem dziurawym asfaltem w stronę Monaru. Następnie terenem pomarańczowym rowerowym. Koło zalewu Samule chwila postoju i dalej terenem do Zawodzia. Kawałek asfaltem i na końcu przez przejazd kolejowy i terenową dróżką do niebieskiego rowerowego. Kawałek niebieskim szlakiem, a potem pożarówką do początku rowerostrady. Terenem zielonym rowerowym do torów kolejowych, a następnie przez lasek do Bugaja. Asfaltem przez Bugaj i przez Michalinę do DK1. Koło Boh. Katynia żegnam się z Karoliną i jadę dalej samotnie przez Błeszno do domu.

Jest postęp :) Tempo dzisiejszej wycieczki było znacznie większe niż ostatnio, a i terenu trochę również było. Czas operacyjny 2 h 26 min, średnia 16,47 km/h. Przypomniały mi się od razu moje rowerowe początki :D Mam nadzieje, że karolina się nie zniechęci do następnych wycieczek :)

Zbiornik Samule © EdytKa


Do pracy i z powrotem

Środa, 21 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Standardowy dojazd do pracy, a potem powrót do domu. Nic szczególnego. Trasa standardowa, tylko w drodze powrotnej na skróty przez lasek.

Ustroń - Czantoria - Nydek - Stożek - Wisła - Ustroń

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Wypad w góry ze znajomymi z Sosnowca - Emilką i Tomkiem z ArkaBike i ich kolegą Marcinem. Wycieczka zakończona gipsem u Alka. A wszystko przez jakąś babkę jadącą szlakiem na koniu :(

Pozwolę sobie skopiować opis wyprawy z blogu ArkaBike:
„Za start objęliśmy centrum Ustronia. Przejeżdżając niewielki kawałek asfaltem, szybko schowaliśmy się między drzewami, trafiając na ścieżkę rowerową, która kierowała nas na Czantorię. Po drodze mijaliśmy wymowny znak „droga rowerowa bardzo trudna”. No cóż…kto nie walczy…:) Brnęliśmy spokojnie po utwardzonej leśnej drodze. Dziewczyny cisnęły z przodu – spokojnie zaraz podjazdy. Padło hasło: „przed balami w lewo”. I się zaczęło. Pierwszy nasz podjazd miał długość dokładnie 6 km i 350 m, a różnica wysokości wynosiła 488 m. Dziewczyny nadal z przodu – niektórym zrobiło się smutno, ale szybko wytłumaczyli sobie zaistniała sytuację – „żona, dzieci…”

Przy pierwszym podjeździe nie obyło się bez podchodzenia, jedyną osobą, a raczej maszyną w ludzkim ciele, która podjechała całość był Alek. I bardzo dobrze, bo przynajmniej mamy ładne zdjęcia. Pierwsza na górze była Emi. Alek z Edytka zamienili się na rowery – rozmiar ma znaczenie – i przyjechali za Tomkiem i Marcinem. Na wzniesieniu zrobiliśmy pierwszy postój. Napchaliśmy się kaloriami, trochę płynów i dalej w drogę, ciesząc się życiem zasuwaliśmy przez łąkę z dużą prędkością i straszyliśmy napotkanych wędrowców. Pomimo tego, że była nas piątka, wszystkie przekleństwa poleciały na Tomka. Wniosek: nigdy nie jedź jako drugi bądź trzeci – na pierwszego nie zdążą nabluzgać, a ostatni już nie jest zaskoczeniem:)

Po delikatnym kamienistym zjeździe trafił się pierwszy kapeć. Gdy Alek zawzięcie wymieniał dętkę, pozostali podziwiali widoki i robili zdjęcia. Pogoda nam sprzyjała, dzień był piękny i w miarę chłodny 20 stopni na dole, dawały gwarancję niskiej temperatury na szczytach. Po szybkiej wymianie pojechaliśmy dalej. Przed nami kolejny podjazd – kilometr i 144 m różnicy poziomów. Można powiedzieć, że „wciągnęliśmy to nosem” i tak wtargnęliśmy na Czantorię.

Po krótkim postoju i kolejnym jedzeniu skierowaliśmy się za granicę czeską. Pierwsze zjazdy dosyć spokojne, trochę luźnych kamieni, niestety zestresowały nam Emi, która po próbie hamowania przejechała bokiem kilka metrów i następne kilometry jechała już zachowawczo. Marcin – wariat na zjeździe, początkowo zatrzymywał się na rozwidleniach żeby wskazać drogę, ale kiedy przed nami pojawił się techniczny zjazd, pożegnał nas słowami; „gdyby mnie poniosła fantazja, to cały czas prosto”. Przejechaliśmy przez ładną czeską mieścinę i skierowaliśmy się ponownie w góry. Naszym celem był Stożek.

Tym razem podjazd asfaltowy, bardzo przyjemny, nie wymęczył nas tak bardzo, jednak szybko się skończył. Przydarzył się również incydent. Edytka jechała jako pierwsza. Pewien miejscowy kierowca z przyczepką postanowił ją wyprzedzać i niestety wybrał zły moment. Z na przeciwka jechał ciągnik, więc kierowca samochodu dostawczego był zmuszony zjeżdżać, szkoda, że nasza koleżanka jechała tuż obok niego. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a miejscowy szybko został doścignięty przez Alka, który stanął w obronie swojej narzeczonej i dał do zrozumienia kierowcy, że jest „łoś na ulicy.” Musiał się mocno zdziwić, że rowerzysta go dogonił…

Wjechaliśmy w las na utwardzone ścieżki i turlaliśmy się pod górę. Początkowo spokojnie, czerwonym szlakiem. W pewnym momencie straciliśmy Tomka. Fantazja go poniosła i pojechał! Jego mina gdy dogoniła go Emi i powiedziała, że trzeba zawrócić, była bezcenna. Szybko rzut oka na GPSik i skręcamy ze szlaku w jakieś krzaki. Trzeba przyznać, że widok z lewej strony był nieziemski. Z prawej jednak dziko rosły jeżyny, które odcisnęły na naszej skórze swe kolce. Szczególnie nasze Panie wyjechały z tamtąd wybitnie poharatane. Najmniej szczęścia miał Tomek, który zładował się w dół i wpadł na coś z dużą ilością kolców…

Po krzaczkach i powalonych drzewach przyszła kolej na szlak turystyczny i podjazd. Z uwagi na nasze zmęczenie, dał nam wycisk. Z poziomu 830 m wjechaliśmy na 1026 m. Długość podjazdu to kilometr i 750 m. Czołgaliśmy się z rowerami pod górę, a przez głowę przelatywało stado przekleństw i myśli, żeby się zatrzymać. Pomimo wysiłku i braku energii usłyszeliśmy słowa, które mimo wszystko bardzo nas rozbawiły. „Marcin! Jak tam twoje łydki?! Bo moje są napięte jak dziwka na autostradzie!” Autorem, nie trudno się domyśleć, był Tomek. Marcin żartował z Emi, że w końcu coś ją dojechało i już nie jedzie z przodu. Gdy wdrapaliśmy się na górę byliśmy pełni szczęścia, zjedliśmy co zostało w plecakach i poczekaliśmy na Tomka, który biedny męczył się ze swoim 15-kilowym fullem. Gdy dotarł na górę, pierwsze co zrobił, to puścił rower i usiadł na ziemi. Możemy tylko przypuszczać, o czym pomyślał, gdy zatopił zęby w Snickersie: „…cukier….:)”

Dojechaliśmy do Stożka, a potem już do dołu. Pierwszy etap zjazdu, wprowadził nas w zwątpienie, jednak nasz przewodnik zapewniał, że będzie ok, przecież nie będziemy jechać szeroka trasa turystyczną. Potem się przyznał, że trochę mu się zjazdy popieprzyły…Dotarliśmy na właściwe tory i już jechaliśmy do dołu w kierunku Wisły. Znaczy chłopy zjechali, a dziewczyny zeszły. Jak to Edytka powiedziała, przechodząc przez wielkie luźne kamienie: „jeszcze mi życie miłe”. Pod koniec zjazdu jechali już wszyscy, teren się uspokoił, kamienie już nie straszyły, a każdy chciał posmakować górskiego zjazdu. A ostatnie 200m…
Usłyszeliśmy tylko donośne „hamuj”. Ścieżka, którą jechaliśmy do szerokich nie należała, a jeszcze dodatkowo zza rogu wyłonił się koń. Marcin leży – wstaje. Alek leży – nie wstaje. Obdrapany, nie może ruszać kolanem. Lekka panika, z pierwszą pomocą nadjechała Edytka. Alek pomimo próśb i prób opatrzenia wstał i kuśtykał, patrząc w kamienie. Na pytanie „czego szukasz” odpowiedział: winowajcy. Dopiero na pogotowiu okazało się, że kolano jest całe, tylko stłuczone, podobnie jak bark. Jednak nadgarstek, o którym nie wspomniał ani razu…pęknięty i w gipsie.

Żeby jeszcze było weselej, gdy pakowaliśmy się do samochodów i Alek zdejmował koło z Edytki roweru, zdjął je razem z wózkiem – oderwał się hak, puściły śrubki. Do dzisiaj nie wiemy jakim cudem nie rozwaliło się to wcześniej. Cała wycieczka wyniosła ponad 47 km. Końcówka asfaltowa z Wisły do Ustronia, była cudownym odpoczynkiem. Łącznie wszystkich przewyższeń było ok 1500m . Trochę strat w sprzęcie, ale wrażenia niezapomniane.”

Opis na blogu ArkaBike

Kilka fotek z wycieczki:
Z Emilką na podjeździe przed Czantorią Małą © EdytKa


Chłopaki na podjeździe © EdytKa


Podejście po Czantorię © EdytKa


Bo jechać było ciężko © EdytKa


Odpoczynek po podejździe © EdytKa


Przerwa techniczna © EdytKa


Alek w akcji po złapaniu kapcia © EdytKa


Dziewczyny na podjeździe © EdytKa


A miał być łatwy do przjechania szlak :D © EdytKa


Gdzież oni są? © EdytKa


Końcówka podjazdu pod Stożek © EdytKa


Przebieg dzisiejszej trasy © EdytKa

Terenowe oswojenie z Giantem

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Rocky w serwisie, więc w tym czasie będę jeździć Giantem mojego narzeczonego. Wybrałam się dziś na spokojną przejażdżkę, żeby się trochę przyzwyczaić do innego roweru. Celu konkretnego nie miałam, trasę wymyślałam na bieżąco.

Najpierw standard przez osiedle, Aleją Pokoju i asfaltem przez Kucelin. Potem ścieżką wzdłuż rzeki do Bugaja, kawałek asfaltem i przez lasek do torów kolejowych. Na drugą stronę i terenem zielonym rowerowym do początku rowerostrady. Następnie przeciwpożarówką i niebieskim rowerowym w stronę Poraja. Kawałek asfaltem koło Monaru i znów terenem pomarańczowym rowerowym do Dębowca. Asfaltem pod górę do kościoła w Choroniu. Za kościołem w lewo i terenem zielonym pieszym do zakrętu przed Biskupicami. Następnie podjazd pod słynną górkę i koło kościoła w lewo w teren na niebieski rowerowy. Potem żółtym pieszym przez Sokole Góry do asfaltu między Olsztynem a Biskupicami. Kawałek asfaltem w stronę Olsztyna i potem w prawo w teren w stronę Góry Biakło. Przed Biakłem odbijam w lewo i podjeżdżam pod Lipówki, a potem zjeżdżam wąską ścieżką w stronę leśnego. Objeżdżam leśny od tyłu i wyjeżdżam na asfalt, po czym kieruję się już w stronę domu. Najpierw kawałek asfaltem, potem terenem zielonym rowerowym przez górkę przed Skrajnicą i przez Skrajnicę również terenem. Następnie rowerostradą do końca i kawałek terenem w stronę nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana, ścieżką wzdłuż rzeki i asfaltem przez Kucelin 9gdzie mijam się z Mateuszem) w stronę skansenu. Potem standard przez Alejkę Pokoju i osiedle do domu.

Wnioski po dzisiejszej jeździe Giantem - na asfaltowych podjazdach zdecydowanie brakuje blokady skoku amortyzatora, w terenie z kolei przy ostrzejszych zakrętach duży rozmiar ramy i dodatkowo sztyca z offsetem utrudnia wykonywanie manewrów. Będę musiała się jakoś przyzwyczaić, do czasu kiedy z powrotem będę mieć Rockiego.

Taki tam rozjazd

Niedziela, 11 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Uczestnicy
Umówiliśmy się dziś na wycieczkę rowerową z moją kumpelą, która mieszka w Sosnowcu. Miejsce spotkania przy molo na Pogorii III. Tak więc na początek standardowy dojazd przez przejazd kolejowy i potem bocznymi uliczkami do Pogorii 3, gdzie czekała już na nas Emilka.

Potem we trójkę ścieżką rowerową przez Park Zielona i dalej nową ścieżką rowerową wzdłuż Czarnej Przemszy. Następnie asfaltem do Elektrowni Łagisza. Niestety na skrzyżowaniu Emilka zrywa łańcuch. Nikt z nas nie ma skuwacza, więc na tym kończy się nasza dzisiejsza wycieczka. Po Emilkę przyjeżdża autem jej chłopak i zabiera ją do domu. My z powodów czasowych również de3cydujemy się wracać do domu. Jedziemy kawałek asfaltem i potem w prawo do Czarnej Przemszy, ścieżką wzdłuż rzeki do Parku Zielona i dalej ścieżką rowerową do Pogorii 3, skąd już standardowy powrót do domu.

Miała być fajna wycieczka, z kumpelą, którą znam kupę lat, z którą chodziłam po Tatrach, która uczyła mnie jeździć na nartach, a z którą nigdy jeszcze nie jeździłam na rowerze. Niestety tym razem nie udało się. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Już są ciche plany na następny wspólny wypad :)

Powerade MTB Marathon - Korbielów

Sobota, 10 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Rozgrzewka + maraton. Jak dla mnie najtrudniejszy z dotychczasowych maratonów.
Tradycyjnie nie zabrakło błota, jak zwykle.

Miejsce 6 w K2 Mega na 9 osób w kategorii.

Przy okazji 5000 km na Rockim, który niestety będzie musiał zostać oddany na serwis gwarancyjny.

Kilka fotek z maratonu:
Podjazd
Na trasie
Zjazd

I krótki filmik:

Do pracy i z powrotem

Piątek, 9 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Dojazd do pracy standardową drogą. Po pracy powrót prosto do domu. Wietrzne popołudnie. Czuć zmianę pogody w powietrzu.