Do Towarnych na ognisko
Pojechaliśmy wszyscy asfaltem w stronę huty, na chwilę się rozdzieliliśmy, gdyż Gaweł, Piksel, Przemek i Robert pojechali ścieżką wzdłuż rzeki, a ja z Bartkiem asfaltem. Spotkaliśmy się ponownie koło Guardiana i pojechaliśmy dalej razem asfaltem aż do Kusiąt. W Kusiętach, za górką koło szkoły skręciliśmy w prawo w teren i zielonym pieszym dotarliśmy pod jaskinię, gdzie ognisko już się paliło.
Łącznie przed jaskinią utworzyła się dość duża rowerowa ekipa - w sumie było nas aż 25 osób. Przy ognisku jak zawsze było wesoło. Tym razem nie było ani gitary, ani śpiewów, ale pomimo tego nie nudziliśmy się, bo wrażeń nie zabrakło. Do samego końca ogniskowej imprezy zostało nas tylko kilka osób. Nikt tej nocy nie nocował w jaskini, ani w namiocie, więc po zagaszeniu ogniska udaliśmy się w drogę powrotną razem z Kasią, Helenką, Krzyśkiem, magnum, Prophet, Sti, Outsider i Zbyszko61.
Było ciemno, więc dla bezpieczeństwa postanowiliśmy z pod jaskini sprowadzić rowery na dół i dopiero na równym gruncie zacząć jechać. Będąc już na dole ścieżką przy gospodarstwach dojechaliśmy do asfaltu w Kusiętach. Prophet skręcił w prawo w stronę Olsztyna, a my w lewo. Pojechaliśmy przez Kusięta cały czas asfaltem, taką samą trasą jak wcześniej. Podczas powrotu do domu również nie zabrakło wrażeń, niestety tych nieoczekiwanych. Na Alei Pokoju każdy rozjechał się w swoją stronę.
Pierwsza jazda nowym sprzętem już za mną. Jedzie się lekko, przyjemnie, o niebo lepiej niż na ciężkim zółtym rowerku. Różnica jest nieporównywalna. W drodze na Towarne drażnił mnie jedynie hałasujący prawie non stop tylny hamulec, który co chwila wpadał w rezonans nawet na najmniejszej nierówności (przekonałam się pierwszy raz o urokach tarczówek). Na szczęście przy ognisku Arek z Robertem coś tam podziałali i w drodze powrotnej uciążliwy hałas zniknął. W najbliższym czasie muszę jeszcze pomyśleć o zmianie siodełka, bo na tym wąskim i twardym kamieniu długo nie wytrzymam.