Droga do i z pracy, a potem kilka km po mieście i awaria sprzętowa
Po pobycie w komorze i rozgrzewających ćwiczeniach pojechałam do koleżanki na Curie-Skłodowskiej. Standardowo przez Jana Pawła, Popiełuszki, III Aleję, Nowowiejskiego, Sobieskiego do linii tramwajowej. Wstąpiłam po drodze do Gawła, bo byłam już tak zdesperowana działaniem mojej przedniej przerzutki, że myślałam, że zaraz ją odkręcę i wyrzucę. Gaweł trochę ją podregulował, bo strasznie denerwowało mnie to, że nie mogłam w ogóle wrzucić na blat.
Po regulacji było nieco lepiej - ciężko bo ciężko, ale dało się zmienić przerzutkę, więc mogłam śmiało jechać do koleżanki zobaczyć jej dwu-miesięcznego malucha. Jak na razie to bardzo grzeczna dziewczynka :D Po odwiedzinach do domu. Trasa jak z pracy. Jakież było moje zdenerwowanie, gdy najpierw na Jagiellońskiej przerzutka nie chciała znowu przerzucić ze środkowej zębatki na blat, a jak chciałam manetką wrócić na 2 przełożenie to nagle strzeliła linka i łańcuch spadł razem z przerzutką na młynek... Ostatni kilometr zmuszona byłam dojechać na najmniejszej zębatce kręcąc jak chomik w kołowrotku.
Po powrocie do domu szybki "telefon do przyjaciela". Gaweł wytłumaczył mi na szybko co zrobić, by ustawić przerzutkę na stałe na 2 przełożenie, póki nie zostanie wymieniona linka. Jak tak dalej pójdzie to niedługo nie będę mieć na czym jeździć...