Wpisy archiwalne w kategorii

Miasto

Dystans całkowity:4865.62 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:150:56
Średnia prędkość:20.17 km/h
Maksymalna prędkość:63.80 km/h
Suma podjazdów:1626 m
Liczba aktywności:285
Średnio na aktywność:17.07 km i 0h 56m
Więcej statystyk

Droga do i z pracy, a potem terenem do Mstowa

Wtorek, 24 lipca 2012 · Komentarze(2)
Rano droga do pracy tą samą trasą co zwykle. Nic szczególnego po drodze się nie wydarzyło. Po pracy powrót do domu. Rower już coraz gorzej jeździ, chyba zaczyna kończyć swój żywot :( W sumie to nic dziwnego, skoro od października przejechałam na nim jakieś 5300 km.

Po południu umówiłam się na 17,30 z Kasik (w końcu udało się umówić na wspólną wycieczkę), mario66 i STi na przejażdżkę do Mstowa. Robert przyjechał po mnie wcześniej i razem pojechaliśmy pod skansen na miejsce zbiórki.

Pojechaliśmy asfaltem w stronę huty, na rondzie w lewo i potem szutrówką do cmentarza żydowskiego. Przez cmentarz i następnie do Legionów. Zjechaliśmy ze ścieżki na Legionów w teren i pojechaliśmy bokiem przez górę Ossona. Na piachu dwukrotnie się zakopałam, ale za to podjazd poszedł mi dziś bardzo dobrze, pomimo tego, że opony ślizgały się na kamieniach, a łańcuch przeskakiwał po zębatkach. Po przejechaniu przez Ossona dognaliśmy dalej terenem w stronę Przeprośnej górki, pod którą również podjeżdżaliśmy terenowo. Tutaj już było nieco trudniej, ale udało się wjechać. Na szczycie zrobiliśmy chwilę przerwy i ruszyliśmy dalej.

Nie zjeżdżaliśmy już terenem, tylko dojechaliśmy szutrówką do asfaltu do zielonego szlaku rowerowego prowadzącego na Siedlec. Rozpędziłam się z górki, przysiadłam Mariuszowi na kole i pod kolejną górkę wtoczyłam się wyjątkowo sprawnie – z prędkością 27 km/h tuż pod szczytem. Od Siedlca jechaliśmy dalej asfaltem zielonym / czarnym rowerowym do rynku we Mstowie. Przejechaliśmy wokół rynku i kierowaliśmy się w stronę kościoła. Przed kościołem w prawo i dalej asfaltem, aż opuściliśmy Mstów. Zjechaliśmy na nowiutką asfaltową ścieżkę rowerową, którą przez Rajsko dojechaliśmy do Kłobukowic. Zatrzymaliśmy się na moście nad rzeką na szybkie foto, po czym posiedzieliśmy chwilę w altance przy placu zabaw.

Po przerwie ruszyliśmy dalej. Robert jeszcze chwilę został, ale oznajmił, że nas dogoni, po czym dojechał do nas z pałką wodną, którą zerwał nad rzeką i podarował mi zamiast kwiatka :D W pełnym składzie pojechaliśmy asfaltem przez Zawadę do Mstowa zielonym / czarnym rowerowym. Przy źródełkach zrobiliśmy krótki postój, aby nabrać trochę wody do bidonów. Jednak żeby nie było tak kolorowo, przy okazji poparzyły mnie pokrzywy.

Trzymając się czarnego szlaku dotarliśmy asfaltem ponownie do rynku we Mstowie, po czym dalej asfaltem zielonym / czarnym rowerowym pojechaliśmy przez Siedlec i obok Przeprośnej górki na Mirów. W tę stronę również bardzo sprawnie udało mi się pokonać podjazd, a zjazd był niesamowity :D Na Mirowie skręciliśmy w prawo i za mostem nad rzeką zjechaliśmy w teren na zielony rowerowy / czerwony pieszy. Ścieżką wzdłuż rzeki, która w niektórych miejscach mocno zarosła dojechaliśmy do DK1.

Następnie już przez miasto pojechaliśmy obok rynku na Zawodziu, kawałek wzdłuż trasy, pod wiaduktem pod trasą i następnie szutrówką obok Galerii, a potem ścieżką rowerową do Krakowskiej. Następnie ścieżką wzdłuż rzeki do Bór. Przy skrzyżowaniu z Niepodległości Kasik i mario66 pojechali w stronę Rakowa, a my z Robertem przez Bór i Jagiellońską pod mój dom. Niedaleko Makro wyprzedziliśmy emul_007 z chłopakiem. Robert odwiózł mnie do domku i pojechał do siebie.

Przyjemna popołudniowa wycieczka w miłym towarzystwie. Temperatura w sam raz do jazdy. Całą drogę towarzyszyło nam słońce. Jak to często bywa tym razem mario66 również poprowadził nas nieznanymi dotąd drogami. Udało mi się nawet wjechać bez większych problemów terenem na Przeprośną na slickach. Jedyny minus wycieczki był taki, że coraz bardziej przeskakuje mi łańcuch z powodu zajechania napędu. Zaczyna to być coraz bardziej uciążliwe i coraz mniej bezpieczne. Trzeba chyba pomyśleć o zmianie napędu.

Część ekipy na Przeprośnej górce © EdytKa


Ekipa w całości © EdytKa


W Kłobukowicach nad rzeką © EdytKa


No to czas na koń :D © EdytKa


Kwiatek od Roberta :D © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem z bratem do Olsztyna

Poniedziałek, 23 lipca 2012 · Komentarze(0)
Na dobry początek nowego tygodnia rano na dwóch kółkach do pracy. Trasa jak zwykle, z tym, że na Niepodległości postanowiłam pojechać po tej drugiej stronie ulicy, na której jeszcze niedawno stał zakaz. Jednak okazało się, że w dalszym ciągu są tam przeszkody utrudniające jazdę i musiałam na moment wyjechać na asfalt. Po pracy dojazd prosto do domu, jak zawsze ostatnimi czasy.

Po południu przyjechał do mnie Robert, bo mieliśmy gdzieś się przejechać, tylko nie byliśmy do końca pewni gdzie się wybrać. Zanim wyszłam z domu, spytałam pół żartem pół serio brata, który oglądał film czy jedzie z nami. Odmówił. Nie zdążyliśmy jeszcze wyjechać i nagle ku mojemu zdziwieniu brat wyszedł i powiedział, żeby poczekać, bo też jedzie. No to sprawa gdzie jechać sama się rozwiązała - krótki dystans wolniejszym tempem i niezbyt trudną trasą - czyli do Olsztyna na izotonik.

Pojechaliśmy przez osiedle, Jagiellońską do Alejki Pokoju, koło skansenu i asfaltem w stronę huty. Na rondzie w lewo i potem szutrówką do cmentarza żydowskiego. Następnie przez cmentarz i jeszcze kawałek szutrówką do Legionów. Z Legionów zjechaliśmy w teren na szlak czerwony rowerowy, którym dojechaliśmy do Kusiąt. Tuż przed wyjazdem na asfalt zrobiliśmy pierwszy postój, bo brat chciał chwilę odetchnąć po kawałku piachu na szlaku koło Zielonej Góry. Przez Kusięta już asfaltem dojechaliśmy do Olsztyna. Podjechaliśmy na moment koło zamku, szybkie foto i do baru leśnego na izotonika. Średnia prędkość jazdy w Olsztynie wyniosła około 18,5 km/h. Posiedzieliśmy chwilę w leśnym, wypiliśmy izotoniki i trzeba było się zbierać.

Pojechaliśmy do rynku w Olsztynie. Dalej kawałek główną drogą, z której zjechaliśmy w prawo i pojechaliśmy przez osiedle "pod wilczą górą". Następnie przez Kręciwilk do nastawni. Przy nastawni w lewo i kawałek terenem wzdłuż torów. Przeszliśmy z rowerami na drugą stronę i przez lasek dojechaliśmy do Bugaja. W lasku chwila postoju bo brat już zaczął opadać z sił. Następnie asfaltem przez Bugaj i za przejazdem kolejowym w prawo i przez Michalinę do DK1. Brat jechał już coraz wolniej, przez moment nasza prędkość wynosiła zaledwie 10 km/h. Pod wiaduktem zjechaliśmy w dół do Jesiennej i już prosto do domu. Pod samym domem niewiele brakło, żeby rozjechało nas jakieś rozpędzone auto. Skręcaliśmy w lewo, zasygnalizowaliśmy manewr wystawiając rękę i zjeżdżając do środka jezdni, a w tym samym momencie kierowca auta zaczął nas wyprzedzać od lewej. Debili nie brakuje.

Jak na wycieczkę z moim bratem, który ostatnim razem był na rowerze w Olsztynie może z 7 lat temu (jak nie więcej) to tempo wycieczki i tak było dobre, jak dla mnie relaksacyjne. Pogoda dziś była super. W sam raz na wieczorną jazdę rowerem. Cieplutko, bez uciążliwego wiatru. Zachód słońca był tego wieczoru bardzo ładny. Bardzo przyjemne popołudnie.

Z bratem w drodze na cmentarz żydowski © EdytKa


W Olsztynie przed ruinami zamku © EdytKa


Nie będzie sweet foci :D © EdytKa


Podążając w stronę słońca © EdytKa


Zachód słońca nad osiedlem © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem Poraj i Olsztyn

Piątek, 20 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano dojazd do pracy. Trasa jak zawsze. W drodze na wiadukcie na Niepodległości minęłam się z Pikselem. Po pracy do domu również tą samą trasą. Stojąc na czerwonym świetle na przejściu dla pieszych przy Bór zauważyłam, że można już jeździć po drugiej stronie wiaduktu. Od razu zaczęłam zastanawiać się od kiedy, czy już aż tak jeżdżę na pamięć, że wcześniej nie zawróciłam na to uwagi? :D

Popołudniu chciałam wybrać się gdzieś dalej niż to bywało ostatnio. Do głowy wpadł mi pomysł wypadu do Poraja, a potem Olsztyna. Na miejsce startu przybył jeszcze Wojtek. Pomimo tego, że dalej mam opony 1,5 chciałam pojeździć trochę w terenie, więc trasę dopasowaliśmy tak, by było to możliwe.

Ruszyliśmy spod skansenu w stronę huty. Pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki, koło Guardiana i koło nastawni. Musieliśmy na chwilę się zatrzymać, żebym przetarła sobie łańcuch zanim wjedziemy w teren, bo z braku smaru musiałam posmarować go olejem silnikowym i okazało się, troszkę za dużo go użyłam. Ruszyliśmy dalej w stronę rowerostrady. Przenieśliśmy rowery na drugą stronę torów i pojechaliśmy ścieżką przy torach. Dotarliśmy do szlaku niebieskiego rowerowego / zielonego pieszego. Trzymając się niebieskiego rowerowego dojechaliśmy do asfaltu na Dębowcu. Pojechaliśmy w stronę torów i przed torami skręciliśmy w lewo. Kawałek terenem, potem asfaltem dojechaliśmy do przejazdu kolejowego. Za przejazdem pojechaliśmy asfaltem nad zalew. Jeszcze kawałek po szutrze wzdłuż zalewu i potem chwila przerwy na plaży.

Spożywając batonika i patrząc na parę, która robiła nad zalewem ślubne zdjęcia zwróciłam uwagę na to jak wygląda napęd w moim rowerze. Po tym jak olej się rozprowadził od razu było widać jakich używałam najczęściej przełożeń podczas jazdy. Najbardziej zabrudzone były 4 najmniejsze zębatki wolnobiegu. Pogadaliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej w drogę.

Pojechaliśmy asfaltem znów do przejazdu kolejowego. Za przejazdem prosto w stronę Choronia. W Choroniu skręciliśmy w lewo i pojechaliśmy pod górę w stronę kościoła. Podjazd dziś poszedł mi jakoś wybitnie łatwo - to chyba sprawa tego batonika od Gawła :D nawet voit na podjeździe został z tyłu. Po chwili wytchnienia zjechaliśmy w dół do Dębowca. Następnie terenem pomarańczowym rowerowym dojechaliśmy do asfaltu, którym dotarliśmy do baru leśnego. Było już przed 2o więc nie spotkaliśmy tam żadnego rowerzysty. Posiedzieliśmy chwilę przy coli i zebraliśmy się z powrotem.

Pojechaliśmy najpierw terenem pod górkę na Skrajnicy, a następnie asfaltem do rowerostrady. Rowerostradą do końca i potem kawałek terenem do nastawni. Dalej asfaltem koło Guardiana. Pierwszy raz od dłuższego czasu natrafiliśmy na zamknięty przejazd kolejowy przed Guardianem. Dalej pojechaliśmy ścieżką wzdłuż rzeki i koło skansenu. Na Alejce Pokoju pożegnaliśmy się i każdy pojechał w swoją stronę.

Jak na wąskie oponki to jazda w terenie była całkiem przyjemna. Tylko na piachu kółka się dość mocno kopały, no i uciekały na większych kamieniach. Na leśnych i szutrowych ścieżkach prawie wcale nie odczułam różnicy w ogumieniu. Łatwiej natomiast jedzie się po asfalcie. Wypad dobrym tempem w miłym towarzystwie.

Mistrzowie drugiego planu - nad zalewem w Poraju © EdytKa


Nazwy nie znam, ale te piękne dzwoneczki zwróciły moją uwagę na pomarańczowym rowerowym © EdytKa

Droga do i z pracy

Czwartek, 19 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano droga do pracy, trasa jak zwykle. Niedługo będę znać na pamięć całą trasę i bedę mogła jechać z zawiązanymi oczami :D Od samego ranka zapowiadał się ciepły dzień iz początku był. Jednak koło 15 zaczeło padać. Na szczęście przed końcem pracy rozpogodziło się.

Droga do domu już taka fajna nie była - starałam się omijać kałuże po dość mocnym deszczu, żeby dojechać sucho, jednak nie było to zależne tylko ode mnie - kierowcy wogóle nie zwracają uwagi na kałuże i na to, że mogą ochlapać jadącego rowerzystę. Przejeżdzając pod mostem na Jagiellońskiej spotkałam kuzyna, który również rowerem wracał z pracy do domu.

Droga do i z pracy, a potem Olsztyn

Środa, 18 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano do pracy, niezmienną od dłuższego czasu trasą. Monotonia... Trzeba coś wymyślić na zabicie rutyny. Po pracy do domu tą samą trasą, przy czym skróciłam ją sobie jadąc przez lasek zamiast Jagiellońską. Nie był to jednak najlepszy pomysł po ostatnich opadach deszczu. Trochę kałuż do ominięcia było - prawie jak slalom gigant :D

Po pracy umówiłam się z Bartkiem (Mr. Dry) na asfaltową przejażdżkę do Olsztyna. Miało być krótko i spokojnie, bo Bartek całkiem niedawno przejechał podczas Peta Orbity 500 km w niecałe 24h. Krótko było, jednak jak to zwykle bywa nie do końca spokojnie. Najdziwniejsze było to, że to podobno ja narzuciłam takie tempo :D No w sumie Bartek mógł jeszcze mieć mniej sił po takim dystansie, ale nie sądziłam, że jadę za szybko.

Wystartowaliśmy spod skansenu. Pojechaliśmy w stronę huty, obok ocynkowni, koło Guardiana i do nastawni. Dalej kawałek terenem i potem rowerostradą do końca. Następnie wyjechaliśmy na główną drogę, gdyż okazało się, że oboje nie zbyt lubimy dojeżdżać do Olsztyna przez Skrajnicę - ja akurat zdecydowanie wolę tamtędy wracać. Główną dojechaliśmy do Olsztyna i udaliśmy się do baru leśnego, zastanawiając się czy w ogóle kogoś tam zastaniemy - chociaż jak odjeżdżaliśmy spod skansenu jakiś pan siedzący na ławce powiedział nam, że chwilę wcześniej pojechało dwóch rowerzystów w stronę dworca.

W leśnym spotkaliśmy tym razem tylko Poisonka i kobe24la oraz trenera Marka Cieślaka. Dawno nie miałam okazji spotkać trenera, a już tym bardziej siedzieć obok niego. Chwilę posiedzieliśmy i trzeba było wracać.

Pojechaliśmy we czwórkę, ale parami. Z przodu Arek i Marcin, za nimi Bartek i ja. Najpierw terenem przez górkę na Skrajnicy, potem asfaltem do rowerostrady, rowerostradą do końca i kawałek terenem do nastawni. Dalej koło Guardiana, obok ocynkowni, koło skansenu i Alejką Pokoju. Arek i Marcin pojechali jeszcze do Andrzeja, a my z Barkiem rozdzieliliśmy się na końcu Alei Pokoju. Zaczęło lekko padać, ale na szczęście już miałam blisko. Pojechałam jak zwykle Jagiellońską i dalej przez osiedle do domu. Jak byłam już prawie pod domem przestało padać, a nad blokami pojawiła się tęcza. Przejechałam jeszcze kilka metrów przez osiedlu, by cyknąć fotkę i wróciłam z powrotem.

Nie wiem jak to wytłumaczyć i jak to jest, ale coraz częściej obserwuję pewne zjawisko - otóż, zawsze jak z założenia ma być spokojna wycieczka to wychodzi zupełnie na odwrót :D W każdym bądź razie to była przyjemna wycieczka w dobrym towarzystwie :)

A po deszczu - tęcza nad miastem © EdytKa

Droga do i z pracy, a potem do Altany Żywiec

Środa, 11 lipca 2012 · Komentarze(0)
Rano droga do pracy. Trasa jak zawsze. Wreszcie troszkę chłodniej. Prace na Niepodległości postępują coraz szybciej. Po pracy powrót tą samą drogą, ale z "bagażem". Wiozłam ze sobą trzymając w lewej ręce zrywkę ze sztycą i siodełkiem, do tego miałam na ręce dwie opony zwinięte i spięte kawałkiem przewodu. Pozostała mi do dyspozycji tylko jedna ręka, którą musiałam i hamować i kierować i jeszcze trzymać równowagę. Dotarłam do domu bez żadnych uszkodzeń.

Po południu wypad do Altany Żywiec odebrać pakiet startowy na Peta Orbitę. Pojechałam przez Jagiellońską, Bór do linii tramwajowej. Dalej cały czas wzdłuż torów. Przy kwadratach dołączył do mnie jeszcze Robert. Po odebraniu wszystkich klamotów powrót do domu taką samą drogą. Po drodze jeszcze krótki postój u Gawła w celu zabrania opon. Jutro test.

Droga do i z pracy troszkę inaczej

Wtorek, 10 lipca 2012 · Komentarze(0)
Z samego rana wsiadłam na rower i pojechałam do pracy standardową trasą. Na Niepodległości dalej trzeba było jechać kawałek po torach. Tuż przez pracą okazało się, że wyjechałam dziś za wcześnie, więc zrobiłam sobie jeszcze małe kółeczko - Sobieskiego, Śląską, Focha, Nowowiejskiego, ponownie Sobieskiego, Wolności do ronda i pod pracę.

Z powrotem też pojechałam nieco inaczej, przez Niepodległości - gdzie nie było już przeszkód do Jagiellońskiej i przez osiedle do domu. Trochę dziś wietrznie, ale dobrze, że nie ma już upałów.

Droga do i z pracy

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · Komentarze(0)
W poniedziałkowy poranek na dobry początek tygodnia rano do pracy. Trasa jak zawsze. Na Niepodległości po niedzielnej ulewie jeszcze płynął strumyk wody. Barierki oddzielające tory od ścieżki pieszo - rowerowej znów powyrywane - nie za sprawą ulewy ani silnego wiatru, ale wandali, którzy zbierają złom.

Po pracy powrót tą samą drogą i znów przeszkoda na ścieżce - rano jeszcze jej nie było. Z powodu prac przy przyokręcaniu barierek trzeba było przejechać się kawałek po torach tramwajowych. Szkoda tylko, że przejazdy ze ścieżki na tory są takie wąskie.

Droga do i z pracy

Piątek, 6 lipca 2012 · Komentarze(0)
W ciągu dnia tylko przejażdżka rowerem do pracy. Trasa standardowa, jak zawsze. Rano przed 8 jechało się bardzo fajnie, nie było jeszcze gorąco, ale świeciło już słoneczko. Po południu w godzinach szczytu już nie było tak fajnie. Grzało strasznie. W taką pogodę jazda jest bardziej męcząca.

Przy okazji dodam, że na remontowanym wiadukcie na Niepodległości powstała nowa przeszkoda dla rowerzystów. Nie dość, że jest tam stosunkowo wąsko, to w jednym miejscu trzeba skręcić i kawałek jedzie się po torach tramwajowych. Ciekawe ile tam będzie upadków jak będzie mokro.

Droga do i z pracy, a potem tour de Grabówka

Środa, 4 lipca 2012 · Komentarze(0)
Od samego rana zapowiadał się bardzo upalny dzień. Przed godziną 8 pojechałam do pracy na rowerku. Pogoda jak na rower w sam raz. Trasa standardowa. Po drodze niewiele brakło, a zostałabym rozjechana przez autobus, który stał w zatoczce i nagle bez kierunkowskazu zaczął z niej wyjeżdżać. Kierowca wcale nie popatrzał czy może ruszyć tylko po prostu zaczął wyjeżdżać. Auto, które mijało jednocześnie mnie i autobus zdążyło już spokojnie wjechać na swój pas, ja jednak musiałam odbić ostro na bok, bo zostałabym staranowana przez przód przegubowca. Na szczęście nic się nie stało.

Po pracy postanowiłam odwiedzić koleżankę, która mieszka na Grabówce. Ubrana w cywilne ciuchy (bez kasku, ani okularów, jedynie w rękawiczkach) pojechałam przez rondo Mickiewicza, potem Pułaskiego, Popiełuszki, Jana Pawła II, przez Rynek Wieluński do Św. Rocha. Następnie cały czas prosto, aż do ulicy Ikara. Na miejsce dotarłam cała mokra, nie od deszczu ale od potu. Grzało niemiłosiernie.

W obawie przed burzą postanowiłam po 19tej wracać do domu. Pojechałam przez Ikara, św. Rocha, Rynek Wieluński, Jana Pawła do Popiełuszki. Dalej środkiem III Alei i wąskim chodnikiem przez remontowaną II Aleję. Pierwszy raz od dawno zapomnianych czasów piesi widząc mnie schodzili na bok udostępniając mi miejsce do przejazdu, mimo, że na chodniku to ja powinnam im ustąpić. Dalej pojechałam wzdłuż linii tramwajowej do Bór, a potem przez Bór do Jagiellońskiej i dalej do domu.

Upał straszny. Działa to na mnie bardzo niekorzystnie. Mniej energii i mniej chęci do jazdy. Ale co zrobić, trzeba jakoś przetrwać ten czas. Chyba muszę zacząć jeździć nocą.